Rozdział
20
Korespondencja Północ- Południe
Małe
pomieszczenie, w którym znajdowały się Tamara, Siostry Namada, panna Wiktoria,
generałowie, królewna i jej mąż wypełniała przeraźliwa cisza. Wszyscy utkwili
spojrzenia w najmłodszej dziewczynie. Ta siedziała nie ruszając się ani o cal.
Bała się odezwać lub ruszyć, gdyż nie wiedziała co takiego Len mógł uczynić tak
wysoko postawionym osobom które teoretycznie powinny mu być nieznane. Na
szczęście dla dziewczyny ciszę przerwał Marc:
- Co o nim wiesz?
Tamara
nim udzieliła odpowiedzi spojrzała w oczy mężczyzny. Były intensywnie czarne i
wyglądały jakby się lśniły od łez stojących monarsze w oczach. Dziewczyny
patrzyła w czarne tęczówki i szukała czegoś co morze naprowadzić ją na poszlakę
czego oczekiwać ze strony ich właściciela. Nie znalazła w nich nic prócz
determinacji i jakby trwogi - zdradzanej przez "szklanki w oczach".
- Jest dzielny - zaczęła -
najlepszy wojownik w... w Rumlandii - dodała koślawo.
- To wszystko? - spytał
rozczarowany Marc.
- Nie rozumiem czego wasza wysokość
oczekuje ode mnie - wyszeptała Tamara.
- Prawdy - rzucił lakonicznie
mężczyzna - ile ma lat, czym się zajmuje i komu służy.
- Wkrótce skończy 16 lat...
- Jest bardzo młody - wtrąciła
panna Wiktoria.
- Nie przerywaj jej - skarcił ją
Marc - kontynuuj - powiedział do najmłodszej dziewczyny.
- Nie służy nikomu - mówiła Tamara
- uwielbia być niezależnym i samemu o sobie decydować, ale potrafi
współpracować w grupie, chociaż sam by się do tego nie przyznał - wyjawiła
zaskoczona własną śmiałością dziewczyna - w twierdzy wypełniał misję dla
namiestnika, ale zrezygnował z tego po tym nie dotrzymano danej nam... tzn. mu
obietnicy - poprawiła się napotykając wzrok królewny - to on dostarczył plan inwazji na Dzikie Pola.
- Intrygująca postać - stwierdziła
królewna.
- Chciała bym go bliżej poznać -
rozmarzyła się panna Wiktoria - jak blisko jesteście? - zwróciła się do Tamary.
- To... to mój.. przyjaciel -
wydukała.
- Wspaniale - ucieszył się Marc -
twój przyjaciel przesyła mi list, a nawet dwa listy, na które do tej pory nie
odpisałem gdyż nie wiedziałem czy jest godnym zaufania. Teraz mając was osądzę
co z nim zrobić.
Tamara
uczuła ulgę, kiedy skończyła mówić o Lenie. Czuła się teraz dziwnie szczęśliwa
i lekka. Myślała, że gdyby odczuła taką potrzebę to mogłaby fruwać. Na ziemię
sprowadził ją dopiero stanowczy ton "jego wysokości".
- Twój przyjaciel oferuje mi swoje
usługi - powiedział - twierdzi, że może nękać jednym oddziałem w wojnie
szarpanej moich wrogów i szykować grunt pod moje przybycie. Co o tym sądzicie?
Tamara
nie odpowiedziała nic. Jakoś ten sposób walki nie pasował jej do Lena, który z
tego co wiedziała zawsze preferował otwarte starcia. Jednak sama idea
atakowania wroga bardzo do niego pasowała. Musi poznać więcej szczegółów nim
uzna, że to na prawdę on.
- Czym jest wojna szarpana? -
spytała panna Wiktoria.
- To strategia wojenna -
odpowiedział jej najstarzej wyglądający wojskowy - polegająca na tym, że małe
oddziały lub oddział jak w przypadku Lena, atakuje z ukrycia większe formacje.
Zastawia zasadzki, pułapki, ucieka przed nadciągnięciem reszty wojsk wroga.
- To może być on - wyszeptała
Tamao.
- Ludzie plotkują o nim - wtrącił
drugi generał.
- Jedyny sprawiedliwy - dodał
trzeci tak o nim mówią.
- Dziękuję wam za przybycie -
powiedział Marc - moja żona zaraz wyda rozkazy uszykowania wam komnat, a teraz
wybaczcie, ale muszę napisać odpowiedź - zakończył i wyszedł, a wraz z nim
królewna.
***
Len
tkwił w leśnej kwaterze swojego oddziału przez dobre kilka dni byłby tam
dłużej, ale zaczynało brakować jedzenia i wody. Wobec tego postanowił
rozdzielić swój oddział na trzy dziesięcioosobowe drużyny, tak by łatwiej było
je wyżywić. Każda drużyna inną drogą miał dostać się do wyznaczonego celu,
którym była wioska 2 dni drogi na
północ.
Do swojej
drużyny przygarnął nowsze nabytki partyzantki, tak aby mieć wszystkich na oku.
Wiedział, że starsi towarzysze broni będą dobrze spisywać się pod dowództwem
Linescu i Babinescu.
Len
podążył ze swoją ekipą prosto na północ, pozostałe dwie drużyny miały iść po
pół okręgu i w ten sposób dojść na miejsce zbiórki zaledwie kilka godzin po
pierwszych wojach.
Szli
już drogą na tyle długo, że Len zastanawiał się ile kilometrów udało się im
pokonać, kiedy nagle na niebie zjawił się ptak. Był to wróbel. Mały szary
przedstawiciel tego gatunku, dzielnie taszczył w dzióbku śnieżnobiałą kopertę,
zawierającą pieczęć. Czyj list przynosiła i czy na pewno leciała do niego? Tego
Tao nie wiedział. Zagadka rozwiązała się dopiero po chwili. Len zarządził
postój i zajął się lekturą listu.
Czytał
szybko i zachłannie, jakby bał się, że nim ukończy czytać, pismo spłonie. Z
każdym kolejnym wyrazem poddawał się przyjemnemu podekscytowaniu. Zdawało mu
się, że zaraz eksploduje ze szczęścia, jednak wrodzony chłód pozwolił mu
zachować kamienną twarz i nieruchomą postawę ciała. Jedynie oczy zdawały się
być pełne rozmaitych iskierek i skaczących w nich ogników.
List
był od pretendenta do tronu - o imieniu Marc. Tego samego, do którego Len pisał
jakiś czas temu. Na odpowiedź czekał o wiele dłużej nim się spodziewał, ale same
informacje jakie zostały w niej zawarte dawały mu natchnienie do dalszych
działań. Marc poinformował w liście, że na jego dworze znajduję się Tamara i
inne dwie osoby z nią przybyłe - siostry Namada, jak domyślił się Len -
poinformowały go o wiarygodności młodzieńca. Następnie pytał o postępy i czy
szerzące się po kraju plotki są prawdziwe? Na samym końcu dał Lenowi wyrazy
uznania i... I ogłosił go porucznikiem Armii Niepodległej Rumlandii - jak zwały
się siły zbrojne podległe pretendentowi. Wobec tego chłopak postanowił
natychmiast napisać swoją odpowiedź.
Len
w swoim liście wyraził głęboki szacunek wobec przyszłego króla, życzył
szybkiego zwycięstwa w wojnie domowej i natychmiastowej koronacji. Przyjął
zaszczytny stopień porucznika ANR i poprosił mobilizację wojsk na południu i
jak najszybsze wkroczenie na ziemię należącą do van Danilesców. W następnym
akapicie opisał na czym polegają jego akcję zbrojne i potwierdził część
pogłosek. Napisał też, że pokieruje swoje wojska bardziej na południe tak by
móc spotkać się osobiście ze swoim zwierzchnikiem.
List
wysłał tym samym ptakiem, który go przyniósł licząc na to, że ten nie zamęczy
się po drodze i da radę dostarczyć go jak najszybciej do Marca.
***
Z
odległości kilku kilometrów widać było płonące mury i zabudowania wioski Dzikie
Pola. Armia oblegająca pobliską twierdzę, wobec fiaska dwóch szturmów wyżywała
się na okolicznej ludności grabiąc, paląc, gwałcą i mordując co tylko się da.
Przed rozpoczęciem oblężenia palenie wiosek należało do zjawisk marginalnych, po
rozpoczęciu żadna pobliska osada nie była bezpieczna.
Dowodzący
atakiem na Dzikie Pola generał van Danan- Dej był okazał się niezwykle brutalny
i niecierpliwy. Był to 52 mężczyzna, przepełniony goryczą i rozpaczą po utracie
drugiej żony w wyniku ostatniego najazdu wilkołaków. O śmierć ukochanej
oskarżał pułkownika van Nicolescu, który dowodził wojskami rumlandzkimi.
Twierdził, że można było wszystko przeprowadzić inaczej wówczas jego zona
żyłaby.
Początkowo
generał, prowadził oblężenie licząc na to, że przeciwnicy poddadzą się bojąc się
głodu. Jednak już po kilku dniach zmienił zdanie i zarządził szturm na mury.
Kiepsko przygotowany i jeszcze gorzej dowodzony zakończył się masakrą
atakujących, których straty wyniosły - według ich własnych szacunków - około
czterech tysięcy ludzi. Mimo tak ogromnych strat, nie udało się zdobyć nawet
palisady znajdującej sie jeszcze przed twierdzą. W kolejnym szturmie zginął już
"tylko" tysiąc wojowników, ale udało się zniszczyć palisadę i zdobyć
teren między nią, a murami.
Dotychczasowe
rozkazy generała wywołały protesty żołnierzy, oficerów i jego zwierzchników,
którzy uznali, że śmierć pięciu tysięcy ludzi by podejść pod mury to
zdecydowanie za mało. Sam senior rodu van Danilescu wysłał gońca z listem
zakazującym dalszych szturmów przez najbliższe dwa tygodnie. Do tego czasu
generał miał czekać na zbliżenie się katapult, które wciąż znajdowały się kilka
kilometrów od niego na południe. Równocześnie zwiadowcy donosili o zbliżającym
się księciu Filipie, idącym na odsiecz twierdzy.
W
szeregach generała wybuchł popłoch, kilka mniejszych - przetrzebionych w walkach
- chorągwi zdezerterowało. Uciekając przez Czarnolas na południe. Ludzie
twierdzili, że idą do Marca.
Tydzień
od ostatniego szturmu, gdzieś ze wschodu do obozu oblegających doszedł dźwięk
trąbki. Wysłany w tamtą stronę zwiad doniósł, że to inny zwiad, który zaginął
parę dni temu ucieka w te stronę przed wojskami księcia Filipa.
Danan-
Dej rozpoczął ustawianie swojej armii do bitwy. Zadecydował, że na równinach
znajdujących się wokół twierdzy, decydującą rolę rozegra kawaleria. Z tego też
powodu ustawił ją w centrum swojej armii. Na prawym skrzydle umieścił łuczników
i chłopów, którzy dołączyli do armii na ochotników, a na lewym skrzydle resztki
piechoty. jako rezerwę zachował sobie własną chorągiew - licząca na potrzeby
chwili 300 jeźdźców.
Około
południa ze wschodu można było usłyszeć dźwięki trąbek, rogów i bębnów
zwiastujących nadejście armii książęcej. Po kolejnej godzinie na horyzoncie
zjawiła się kolorowa gromada. Z daleka widać było konie różnorakiej maści,
rycerzy w stalowych zbrojach, chłopów z kosami, rozmaitych piechurów w
kolorowych strojach i lekką kawalerię w swoich brązowych ubraniach. Po upływie
kilku chwil armia rodowa mogła zobaczyć już kolorowe sztandary i chorągwie
armii książęcej.
- Przygotować się - rozkazał Danan-
Dej - stać w miejscu - jego siwe włosy najeżyły się pod szarym hełmem, z doprawionymi
po bokach zielonymi rogami - jeszcze chwila!
Tymczasem
przeciwnicy rozpoczęli atak. Rozszalała piechota pędziła prosto na siły
generała Danan- Deja, który znajdował się za swoją armią i patrzał na rywali
przez długą, szarą lunetę.
- Teraz! - krzyknął generał - do
ataku!
Rozległo
się rżenie koni, każda chorągiew wydała swój okrzyk i ruszyli. Ruszyli do walki
na śmierć i życie. Wielu z nich miało już nie wrócić...
***
W
ciągu kolejnych kilku dni Tamara i siostry Namada dość dobrze poznały centrum
miasta, w którym się znajdowały. Centrum stanowiły trzy pałace szlacheckie i
kilka willi bogatych mieszczan, dalej od centrum - gdzie juz nie zachodziły
kobiety - były fabryki i budynki coraz biedniejszych Rumlandczyków.
W
dwa dni po ich przybyciu tam, do Marca doszedł list zwrotni od porucznika Tao.
Tamara, gdy pierwszy raz usłyszała ten tytuł o mało co nie spadła z krzesła.
Natychmaist po otrzymaniu listu pretendent zwołał zebranie. Zaproszenie na nie
otrzymali trzej generałowie, królewna, dama dworu - Wiktoria oraz... Tamara i
siostry Namada.
Marc
odczytał list na głos. Kiedy skończył na twarzach wszystkich zagościł uśmiech.
Każdy cieszył się z innych powodów. Czarnowłosa Wiktoria, ubrana dzisiaj w
krótką do kolan zieloną suknię, bogato zdobioną na rękawach i pod szyją. Na
szyi wisiał jej mały złoty medalik, na takim samym łańcuszku. Dziewczyna
cieszyła się, że niebawem będzie mogła podziwiać wymarsz stosunkowo niedużych
sił ANR. Generałowie cieszyli się wiedząc, że wrogie armie wykrwawiają się
nawzajem, a Len prowadzi błyskotliwą działalność likwidującą mniejsze jednostki
obu wrogich armii. Królewna radowała się na myśl o możliwym powrocie do stolicy.
Jej mąż myślami był już przy tronie w Bukadamie. Tamara miała potwierdzenie, że
Len żyje i ma się całkiem dobrze. Akiko i Ayumi błogasłiwy w myślach Tao za to,
że poprawił humor ich małej podopiecznej, a jego działalność pozwalała im dalej
pozostać w Rumlandii.
- To bardzo dobre wieści -
przemówił Marc - dodatkowo mamy informacje o tym, że książę Filip i generał
Danan- Dej stracili większość swoich ludzi w bitwie pod twierdzą Dzikie Pola -
oznajmił - musimy jakoś ogłosić dobre wieści ludowi!
- Jak chcesz to zrobić panie? -
spytał najstarzej wyglądający generał.
- Wybacz wasza miłość, że ośmielam
się wtrącić - rzekła Akiko - ale najlepiej byłoby napisać to w gazetach.
- Nie mamy tego w Rumlandii -
odpowiedziała chłodno panna Wiktoria.
- Jak to? - zdumiała się Tamara.
- Jesteś z Dzikich Pól i nie wiesz
tego? - spytała królewna - coś mi tu nie pasuje.
- Opowie o tym potem - stwierdziła
Ayumi - wiemy jak produkować gazety.
- Ile czasu zajmie wam wydanie
kilkuset egzemplarzy? - spytał Marc.
- Więcej niż mamy - oznajmiła Akiko
- wasza miłość potrzebujemy około dwóch tygodni na to żeby wszystko sprawnie
funkcjonowało.
- No to nie dobrze - stwierdził
Marc - Joanno czy mamy inne metody? - spytał królewny.
- Chyba tylko poprzez herolda...
- Wspaniale - ucieszył się -
zajmiesz się tym?
- Tak.
- Generale van Petrescu - przemówił
ponownie Marc - zbadaj jaką stronę popierają inne kraje. Masz sprawdzić to we
wszystkich innych 16 krajach!
- Tak jest - odparł generał, stając
na baczność.
Po
tych słowach generał van Petrescu i królewna Joanna wyszli z sali zebrań.
- Wasza wysokość proponuje
rozpoczęcie formowania rady królewskiej i innych takich - zaproponowała Ayumi.
- Dobra myśl, ale nie ma się z tym
co śpieszyć - odparł Marc - odpiszcie Lenowi, że za tydzień ma czekać w połowie
drogi między rodową twierdzą, a nami -
rozkazał - idziemy na wojnę!
- Wasza wysokość - zaczął
najstarzej wyglądający generał - czy jest wasza miłość pewny tego co chce
zrobić? - zapytał - nie mamy ani wystarczających sił, ani dużego poparcia zagranicą.
- Jestem pewien - odpowiedział -
mamy za to dobry wywiad...
- Raport o stanie sił wroga ma
nadejść za 3 dni - dodał drugi generał.
- Więc będziemy mieć 4 dni na
dotarcie na miejsce i liczenie na wsparcie z zagranicy!
- Nie rozumiem, wasza wysokość -
sapnął generał.
- Republika Centralna i Nordank
wysłały do nas wsparcie - odrzekł od niechcenia Marc - nic o tym nie wiecie, bo
trzymałem to w tajemnicy. będziemy mieć nasze 5 tysięcy plus dwa tysiące
wsparcia.
Zdumieni
tym generałowie, nie byli w stanie nic odpowiedzieć. Ich młody władca zaskoczył
ich po raz kolejny. Tamara patrzyła na monarchę z podziwem, a siostry Namada
wymieniły tylko pomiędzy sobą porozumiewawcze spojrzenia.
- Czy wasza wspaniałość ma jeszcze
parę rzeczy, które wyjawi nam w najbliższym czasie? - spytała dama dworu.
- Tak - oparł tajemniczo, być może przyszły monarcha - to wszystko na dziś - zakończył.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz