piątek, 6 września 2013

22. Noworoczne wyzwolenie



Rozdział 22
Noworoczne wyzwolenie

                    Minął tydzień od uprowadzenia Akiko. W tym czasie jej siostra prowadziła rozpaczliwe próby nakłonienia kogokolwiek do pomocy siostrze. Wysłała dwa listy do Lena. Ten zgodził się oddelegować do odbicia przyjaciółki swojej przyjaciółki pięciu ludzi pod dowództwem Józka Babinescu. Sam od wczoraj oczekiwał w wyznaczonym miejscu na przybycie sił króla Marca. Nie chcąc wydać szpiegowskiego fragmentu  życia sióstr Namada przed monarchą Len nie mógł osobiście wyruszyć na poszukiwania oraz pozostawić przy sobie co najmniej 80%  stanu osobowego oddziału - tak by nie wzbudzić podejrzeń Marca.

                    Początkowo król i pozostali członkowie jego rady wojennej byli bardzo żywo zainteresowani zniknięciem Akiko, ale po jakimś czasie przestali o to pytać, pochłonięci planowaniem inwazji na północ od Amsteresztu. Ayumi wykorzystała ich początkowe sukcesy. Sojusznicze mniejsze kraje miały uszczelnić swoje granice i drobiazgowo przeszukiwać osoby wchodzące na ich terytorium. Wywiad ANR wobec porwania przez obcy wywiad - co Namada wyznała dopiero po 3 dniach - był bezradny, a jego dowódca porucznik Jon van Ionescu bardzo osobiście odebrał policzek wymierzony swojej organizacji przez zagranicznego odpowiednika.

                    Myśli Ayumi od siostry odciągały tylko zebrania rady wojennej. Przedwczoraj odbyło się najważniejsze z dotychczasowych.

- Proszę generałów o przedstawienie planów inwazji - rozkazał król Marc.

                    Jako pierwszy powstał generał najstarszy generał i ustawił na mapie leżące na stole przed zebranymi figurki przedstawiające oddziały poszczególnych formacji.

- Jako, że nasze wszystkie siły są na przedpolach Amsteresztu to proponuję podzielić je na trzy części. Pierwszą dowodziłby Jego Wysokość przy pomocy jednego z generałów i parłby na Twierdzę Danilesców, która jest słabo broniona i można ją zdobyć praktycznie z marszu. Umocnienia miasta zostały na tyle uszkodzone, że można opanować je bez taranów i katapult..

- Mało konkretny plan - przerwał mu Jon van Ionescu.
- Już go poprawiam cztery tysiące wojów - oznajmił generał - tylko nasza armia, sojuszników uwzględnimy w innych operacjach.
- Słuchamy - zachęcił go król.
- Królewska część ANR po zajęciu twierdzy zostawi w niej 50 najlepszych żołnierzy jako załogę i ruszy na Twierdzę Zachodnią z sprzętem oblężniczym należącym do rodowych - kontynuował wojskowy - zajmie twierdzę i zostanie w niej do czasu nadejścia reszty naszych wojsk.
- Ta część mi pasuje jak narazie - pochwalił go król, a reszta rady przytaknęła mu.
- Drugą formacją zostanie 800 ludzi - głównie jazdy - wtrącił - która ruszy na mniejsze miasteczka leżące w Dzikich Polach - zaproponował siwowłosy - tam ponęka resztki znajdujących się tam sił księcia Filipa i Danan- Deja. Nie jest ich dużo, więc ma realne szanse na sukces w oczyszczenia wszystkich wsi wokół twierdzy z wojsk uzurpatorów czym odetnie dostawy dla van Nicolescu, który wciąż tam trwa.
- Wywiad potwierdza, że pozostały tam garstki wojsk wrogów - dodał porucznik Jon.
- Świetnie - pochwalił plan Marc - co z najmniejszą jednostką?
- Tych dwustu ludzi będzie służyło nam za siły zwiadowcze - powiedział generał - uprzedzając następne pytanie. Armie sojuszników podzielimy i jedna pójdzie na Pogranicznice, a druga ma Twierdzę Obrę i tym sposobem zajmiemy połowę kraju i wykluczymy z gry pierwszego przeciwnika - podsumował.

                    Zebrani uznali ten plan za najlepszy, pozostałe dwa były bardziej ryzykowne. Wobec tego król zarządził wymarsz wszystkich wojsk na miejsce spotkanie z Lenem.

                    Teraz równo tydzień po uprowadzeniu siostry Ayumi czuła się bardzo samotna. Co prawda miała do towarzystwa Tamarę, królową Joannę i dwórkę Wiktorię, ale miasto opuszczone przez wojsko i radę wojenną wraz z królem wydało się jej dziwnie pustym.

                    Dzień mijał jej na czytaniu książki i wylegiwaniu się w łóżku. Wpadała w depresję, Len nie pisał nic o postępach w szukaniu Akiko... Nic nie mogło poprawić jej humoru. Starała się o to głównie Tamara. Dziewczyna nie mogła patrzeć jak współlokatorka zamartwia się o siostrę - i o siebie, ale o tym Azjatka nie wiedziała.

                    Z pewnością nie wyległaby z łoża, gdyby nie Wiktoria. Brunetka wparowała w południe do pokoju oświadczając, że zabiera ją na bal. Jak powiedziała królowa wychodzi do willi rodziny króla i nie będzie jej przez dwa dni, a to oznacza, że mogą urządzić sobie małą imprezę. Ayumi nie była chętna na zabawę, lecz wobec namów brunetki i Tamary zgodziła się.

***

                    Józef Babinescu podróżował wozem zaprzężonym w parę śniadych koni królewskim traktem, wraz z czwórką towarzyszy. Miejscowa ludność bardzo ochoczo udzielała mu informacji o wszelkich podejrzanie wyglądających podróżnych, kiedy dowiadywała się o tym komu służy, a po tym jak oznajmiał w jakiej jest jednostce zyskiwał żywność i wodę. Głównie ze względu na przyjazny stosunek chłopów do drużyny Lena jechał teraz wozem, podarowanym im przez wdzięcznych wieśniaków jednej z wsi w centrum kraju.

                    Jechali już tydzień i według tego co mówili wieśniacy powinni niedługo natrafić na porywaczy w jednej z przydrożnych karczm. Właśnie dojeżdżali do jednego z takich budynków.

                    Karczma była wysoka, w całości zbudowana z drewna i wyglądała na mającą się wkrótce rozpaść. Rozlatującą się tabliczka na wejściem głosiła, że zwie się "Gospoda pod jurnym rumakiem".  Józef zostawił wóz na pustym placu przy karczmie, zaprzęgając konie do drewnianej poręczy. Za jego wozem stały jeszcze dwa inne. Pierwszy był całkowicie pusty. Z kolei drugi stał w asyście trzech wartowników. Ubranych w zielony kubrak - pod którym skrywały się fragmenty zbroi - czarne, wysokie buty i takie same peleryny z kapturem, narzuconym na głowę - w sposób, który uniemożliwiał dostrzeżenie oczu.

-  Sprawdźcie ich - syknął Babinescu do swoich ludzi.
- Ale szefie oni są dobrze uzbrojeni - zaprotestował jeden z nich.
- Fakt - przytaknął Józef - Tomas sprawdź karczmę - rozkazał najmłodszemu partyzantowi.

                    Tomas otworzył drzmi do karczmy, lecz stojący w wejściu uzbrojony w dwa sztylety, łysy, wyglądający na prymitywnego olbrzyma wartownik oznajmił, że nie wolno tu wchodzić z bronią. Wobec czego Tomas wrzucił do wozu swoją pikę i krótki nóż. Po czym mógł wejść do środka.

                    Pozostali czekali na niego przed wejściem. Józef opierał się niedbale o wóz, a szeregowi wojownicy karmili konie sianem, które znaleźli za rogiem budynku. Kiedy jeden z nich podszedł na dystans metra od wozu ludzi w czarnych pelerynach ci wyjęli z pochew szablę i rozkazali mu oddalić się w mało parlamentarnych słowach.

                    Zaciekawiony tym zjawiskiem Babinescu przyjrzał się co przewożą. Na wełnianym, grubym i brudnym kocu leżały worki, z których wysypywały się zwykłe owoce - jabłka, gruszki, wiśnie i brzoskwinie.

- Złote jabłka macie, że tacy groźni jesteście? - zawołał.
- Nie twój interes - warknął stojący najbliżej.
- Ok - odpowiedział - a coś poza owocami macie ciekawego? Może kupimy coś od was? - zapytał i podszedł parę kroków do wozu nieznajomych.

-  Jeszcze krok, a stracisz coś cennego - zagroził ten sam mężczyzna.
- Spokojnie - odrzekł Józef.
- Utnę ci zaraz kutasa gnoju! - ryknął wartownik, gdy Józef minął już stojący między nimi wóz. Na tym nie poprzestał, po kilku sekundach trzymał w dłoniach, długi i ciężki miecz. W tym samym momencie spod koca dobiegły go jakby chrząknięcia.

                    Wobec tego Jozef cofnął się, nie odwracając się przy tym od porywaczy, bo już wiedział, że są to porywacze Akiko. Uśmiechnął się do nich i wrócił do swojego wozu. Skinął na podwładnych i czekał na powrót Tomasa.

                    Nastąpiło to po upływie kolejnych minut. Tomas wyszedł z wyrazem zmieszania na twarzy. Podszedł szybko i sprężyście do reszty drużyny.

- I jak? - spytał Józef.
- W środku dodatkowych trzech - odparł Tomas - dwóch zajętych dziwkami, a jeden pijany.
- Szansa jakich mało - zawtórował mu pikinier.
- Dobra - zgodził się Babinescu - otoczyć ich! czekać na rozkazy - warknąl za nimi gdy już odchodzili.

                    Troje partyzantów obeszło budynek na około by nie dać zbyt szybko się zorientować przeciwnikom w sytuacji. Józef stanął na przeciwko człowieka, który obiecał obciąć mu przyrodzenie i uśmiechnął sie do niego drwiąco. Kolejny partyzant ustawił się kilka kroków od niego.

- Słyszałeś co mówiłem głupcze? - warknął wartownik.
- Przyszedłeś z kolegą i liczysz na litość? - dodał drugi.
- Nie - odrzekł Józef, a jego oczy wędrowały od strażników, przez wóz po ścianę zza której miało przyjść jego wsparcie.
- To czego chcesz? - burknął trzeci wartownik.
- Zabawić sie z twoja matką - odpowiedział Babinescu, opuszczając pikę w dół. To samo zrobił jego partner.

                    Wartownik zaczął cały dygotać z nerwów, wziął  w ręce dwuręczny miecz i rzucił się wściekle na Józefa. Zamachnął się z góry, ale Józef odskoczył w bok i obrócił się w stronę napastnika z piką opuszczoną na wysokość klatki piersiowej. Ordyniec powtórzył atak, zamachując się z lewej strony, ale tym razem został zablokowany przez czubek piki. Uniósł ponownie miecz w górę i wziął zamach. Babinescu szarpnął bronią w tył i błyskawicznie pchnął do przodu, z czubkiem opuszczonym  na wysokość brzucha napastnika. Broń wbiła się między żebra Ordyńca. Ten zacharczał, a ciężki miecz wypadł mu z rąk. Zachwiał się, z rany zaczęła ściekać mu krew na trawę. Wyjął krótki miecz z pochwy, uniósł go w górę i... upadł. twarzą na glebę. Momentalnie zaczęła formować się kałuża z jego własnej krwi. 

                    Patrzący na to towarzysze zmarłego, oniemieli. Szok trwał jednak krótko. Również i oni chwycili w dłonie ciężkie, dwuręczne miecze. Partner Józefa walczył już z jednym z nich. Zza ściany wyszedł Tomas i pozostała dwójka.

- Brać ich! - ryknął Babinescu.

                    Nowo przybyła trójka puściła się biegiem na przeciwników, z pikami opuszczonymi w dół. Ordyńcy machali rozpaczliwie mieczami od prawej do lewej by nie dać się trafić. W odpowiedzi partyzanci raz po raz wykonywali pchnięcia swoimi drewnianymi broniami. Walka trwała kilka minut. Od czasu do czasu pikinierzy trącali mieczników po kolanach, żebrach czy klatce piersiowej, nie były to jednak ciosy mogące zakończyć walkę.

                    Zmęczenie dawało się we znaki okrążonym Ordyńcom. Jeden z nich w geście rozpaczy rzucił ciężkim mieczem w stronę, gdzie stał Babinescu. Nie trafił tylko, dlatego że Józef rzucił się w lewo i upadł na ziemię. Szpieg wyjął wtedy krótki miecz. Korzystając z chwili, kiedy wróg był bezbronny Tomas wykonał śmiertelny atak. Przebił na wylot lewo żebro wroga. Ten zaczął pluć krwią i dusić się, lecz nie zatrzymał się, dalej parł na Tomasa. Nie zatrzymał się przed nim szedł i z piką wbitą w swoje żebro zaatakował. Posuwał się szybko po drewnianym kiju, czym rozorał swoją ranę, jednak dało mu to szanse by podciąć gardło kompletnie zszokowanego młodego mężczyzny. Ten natychmiast padł martwy, to samo spotkało ułamek sekundy później Ordyńca. Osamotniony ostatni szpieg padł wkrótce potem. 

                    Babinescu wskoczył na wóz krótkim mieczem zdobytym na pierwszym zabitym dziś wrogim żołnierzu. Zepchnął worki z owocami na ziemię i uniósł w górę koc. Spod, którego spojrzała na niego trzydziestokilkuletnia kobieta. Była skrępowana sznurem i zakneblowana. Józef rozciął szmatę blokującą jej usta, a kobieta zaczerpnęła kilka głębokich oddechów. Józef obrócił ją na plecy.

- Co robisz?! - wrzasnęła porwana.

                    Żołnierz nie odpowiedział nic, tylko zaczął przecinać krepujący ją sznur. Kiedy skończył zwrócił się do swoich ludzi.

- Zdjąć z nich pochwy i zabrać im broń. Tomasa musimy tu zostawić. W środku jest ich jeszcze troje. Musimy uciekać - tu zwrócił się do Akiko - pojedziesz jego koniem - wskazał na młodzieńca z podciętym gardłem.

                    Pozostała trójka błyskawicznie uwinęła się z orężem Ordyńców i poszli po konie. Józef patrzył na Akiko. Według słów Lena powinien widzieć ładną, o jasnej cerze i ciemnych włosach kobietę. Widział brudną, z potarganymi, przetłuszczonymi i posklejanymi włosami kobietę, w podartej sukience, która kiedyś musiała mieć zielony kolor, lecz teraz wyglądała na brązowo- szarą- bladozieloną.

- Akiko Namada? - spytał.
- Tak - odparła kobieta - a kto pyta?
- Józef Babinescu - przedstawił się - dostałem rozkaz odbicia pani.
- Dziękuję za ratunek - odpowiedziała Akiko, próbując się uśmiechnąć - mogę wiedzieć kto pana przysłał.
- Porucznik Tao.
- Myślałam, że przybędzie osobiście...
- Miał inne sprawy - przerwał jej żołnierz.

                    W między czasie jego ludzie podprowadzili konie. Józef pomógł obolałej kobiecie wejść i usadowić się w siodle. Obrócił jej konia w stronę południa i wszedł na swojego ogiera.
- Jazda - krzyknął do swoich podwładnych. Po chwili galopowali już do Lena.

***

                    Ayumi i Tamara weszły do komnaty gdzie miała odbyć się zabawa urządzana przez Wiktorię. Obie ubrały się w ładne, wieczorowe suknie. W przypadku Namady była to łososiowa bogato zdobiona kreacja z aksamitu, sięgająca jej za kolana. Na nogach miała swoje pantofle w pomarańczowym kolorze. Ręce przyozdobiła licznymi bransoletkami i złotym pierścieniem na środkowym palcu prawej dłoni. Tamara ubrana została w białą, zwiewną sukienkę, sięgającą jej do połowy ud - zakończoną falbankami. Dziewczyna czuła się niekomfortowo, gdyż koronkowe wykończenia pod szyją gryzły ją - sukienka miała minimalny dekolt.

                    Za progiem komnaty ujrzały Wiktorię, ubraną tym razem w krwisto czerwoną sukienkę, trzymającą się tylko na cienkich, czarnych ramiączkach z koronki. Trójkątnie wycięty dekolt, zdobiony był złotymi nićmi i srebrnymi zatrzaskami. Dziewczyna uznała, że nie musi zapinać go dziś. Jej sukienka kończyła się w miejscu, gdzie rozpoczynały się uda.

                    Dalej za nią były jeszcze dwie młode kobiety. Obie ubrane w sukienki wyglądające podobnie do tej założonej przez organizatorkę - tyle że błękitne. Jedna z nich miała marchewkowo- miedziane włosy, a druga była szatynką.

- Miło że wpadłyście - powitała je Wiktoria. Gestem zaprosiła je do stołu, na którym stało kilka zamkniętych butelek od wina i dwie pełne rumu. Dalej znajdowały się jakieś przekąski - siadajcie śmiało. To są Emmanuela - wskazała na rudą - i Ela - wskazała na szatynkę.
- My jesteśmy Ayumi Tamara - odrzekła Namada.
- Czekamy na kogoś jeszcze? - spytała Emmanuela.
- Tak - odpowiedziała tajemniczo się uśmiechając Wiktoria.

                    Brunetka nie powiedziała niestety na kogo czekają, zamiast tego poprosiła damy do stołu i zajęła się rozlewaniem rumu po szklankach - nawet Tamao dostała swoją porcję. Kobiety szybko opróżniły swoje szkła i momentalnie zaczęły pić dalej. Tamarze zapiekło w gardle, gdy tylko upiła pierwszy łyk napoju
.
                    Bardzo szybko spotkania przeistoczyło się w tęgą pijatykę młodych dam - z wyjątkiem Tamary - i Akiko. Dwunastolatka bardzo szybko zwinęła się do swojego - dzielonego z Namadami - pokoju. Pozostałe piły dalej i przegryzały przekąskami.

                    Kiedy wszystkie panie były już solidnie podbite do pokoju weszło dwoje służących i służka. Ela i Emmanuela bardzo szybko zaczęły robić maślane oczka do mężczyzna. Na co pozostałe zareagowały chichotem. Służka wyniosła na tacy, kilka pustych butelek po winie i rumie i już nie wróciła. Inaczej postąpili faceci.

                    Kiedy wrócili obaj ubrani byli w białe płaszcze i takie same spodnie i koszulę. Siedząca w tamtej chwili na fotelu Emmanuela zaprosiła jednego z nich aby usiadł na poręczy. Służący uczynił to skwapliwie i zaczął gładzić ją po policzkach, które już dawno w skutek wypitego alkoholu zarumieniły się. Dłoń mężczyzny błyskawicznie przesunęła się z twarzy młodej kobiety na jej szyję i dalej wjechała pod sukienkę. Lokaj złapał ją za pierś - idealnie pasującą mu do dłoni i zaczął ją ugniatać. Druga ręką zsuwał ramiączka z jej obojczyków. Kiedy się uporał z ramiączkami zsunął ubranie dziewczyny na wysokość jej brzucha, dzięki czemu uwolnił jej piersi. Jedną ręką głaskał jej prawą pierś, a drugą pasował lewy obojczyk. Usiadł na niej okrakiem i nie przerywając pieszczot zaczął się z nią całować.

                    Drugi lokaj usiadł między Elą, a Ayumi. Młodsza kobieta stanęła przed nim i natychmiastowo pozbawiła sie ubrania. Stała przed nim naga i dłońmi bawiła się swoim małym biustem. Pobudzona tym Ayumi głaskała uda mężczyzny i walczyła z sznurówkami podtrzymującymi jego spodnie. Wkrótce i on był bez garderoby, a Ayumi podskakując na nim rytmicznie zapominała o wszystkich troskach. Ela w tym czasie ustawiła za nim krzesła tak by mógł się na nich położyć, co też zrobił. Wtedy ona poddała się jego językowi, który zgłębiał zakamarki jej ciała z wielką sprawnością i zachłannością.

                    Impreza zakończyła się dopiero nad ranem, kiedy wszystkie damy padły wyczerpane i zasnęły tam gdzie akurat były i w tym co miały na sobie - jeśli w ogóle miały. I tak naga Emmanuela leżała na fotelu, gdzie zaspokajał ją służący. Owinięta tylko w koc Ela leżała na podłodze. Ayumi leżała co prawda już ubrana na stole, ale z podwiniętą kiecką, a Wiktoria całkowicie ubrana siedziała przy stole z głową leżącą na blacie. Była całkiem ubrana i jako jedyna nie znalazła sobie towarzysza na wieczór. Co tak bardzo ją przygnębiło, że upiła sie na umór i teraz spała, głośno chrapiąc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz