poniedziałek, 23 września 2013

26. Najgorszy dzień


Rozdział 26
Najgorszy dzień

                    Tamara obudziła się - dzień po przywitaniu czarodziei - z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony była zadowolona, że być może dowie się czegoś o przyczynach trafienia do tego dziwnego świata, a z drugiej bała sie tego co może usłyszeć. Pani Green poprzedniego dnia twierdziła, że może gadać tylko z Lenem, ale w końcu uległa prośbom Tamary i zgodziła się pozwolić jej wejść do swojej komnaty i poznać nowe fakty.

                    Tego dnia miały się odbyć dyskusje królowej Joanny z innym wydziałami Ministerstwa Magii. Tamara nie planowała sie na nie wybierać, bo i po co? Nie znała się na polityce, wojnie, ani rozmowach z dygnitarzami z obcych państw. Z tego co wiedziała Ayumi miała zagościć na rozmowy królowej z panem Bell i panem Blackiem o ile ten będzie omawiać swoją misję na terenie Rumlandii z królową.

                    Różowowłosej dziewczynie nie chciało się opuszczać tego dnia swojej komnaty. Tak dobrze się jej leżało w łóżku, było jej ciepło, bezpiecznie i przyjemnie. W zasadzie jej jedynym powodem na opuszczenie wyra było spotkanie z Leną Green. Mimo własnych chęci odkryła się, powoli i niechętnie usiadła na łóżku. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Ayumi spała jeszcze smacznie w swoim łóżku, a łoże jej siostry było puste - Akiko po odzyskaniu wolności miała ruszyć z Lenem na wojnę. Bez jednej z sióstr Tamao czuła się troszkę opuszczona. Mimowolnie wracała w myślach w do przyjaciół, którzy pozostali w świecie, gdzie się urodziła. Co u nich słychać? Jak żyją? Te i inne pytanie nasuwały się jej do głowy. Chcąc przerwać rozważania o dawnych przyjaciołach wstała z łóżka i zatrzymała się przed małą szafką. Wyjęła z niej litrową butelkę czerwonego, słodkiego wina porzeczkowego. Nalała sobie pół kielicha i wypiła żeby rozjaśnić nieco umysł.

                    Zsunęła z siebie wełnianą koszulę nocną i zaczęła się ubierać. Zwykła bielizna, ciemne spodnie, które stawały sie coraz szersze w dolnych partiach nóg i biała koszulka. Nie było to ubranie godne damy królewskiego dworu, ale dziewczyna dobrze się w nim czuła. 

                    Otworzyła okiennice i wpuściła do komnaty światło słoneczne. Dzień zapowiadał się na wyjątkowo piękny. Słońce grzało przyjemnie w twarz, przy niemal bezchmurnym niebie. Gdzieś daleko na horyzoncie widniały dwa małe, pierzaste obłoki. Delikatny, północny wiatr orzeźwiał i wprowadzał przyjemne dla mieszkańców miasta ochłodzenie. Tamara zerknęła na prosty, rtęciowy termometr i zauważyła, iż temperatura powietrza wynosi 13 stopni. Uznała to za wyjątkowo dobry wynik - jak na środek stycznia - przynajmniej tak byłoby w świecie, z którego pochodziła, ale tu - w Międzymorzu - taka temperatura nie oznaczała zachwytu wśród ludności, wprost przeciwnie, ludzie obawiali się nadchodzącej zimy, mimo że Tamao sądziła iż ta pora roku nie nastanie w tym roku w Rumlandii. Nie znała ona, jednak tutejszych zjawisk meteorologiczno- atmosferycznych. 

                    Starsi mieszkańcy pamiętają, że lato na tym kontynencie może trwać nawet do 3 lat, a zima czasem i więcej. Nie obowiązywały tu żadne reguły dotyczące pór roku. Pogoda zachowywała się jak chciała i kiedy chciała.

                    Dziewczyna opuściła własną komnatę i udała się do wielkiej sali, gdzie cały dwór i zagraniczni goście mieli zjeść śniadanie. Po wejściu do sali Tamara przekonała się, że jest jednym z pierwszych gości. Przy stole siedziały tylko czarnowłosa dwórka Wiktoria i mężczyzna siedzący koło niej na wczorajszej uczcie - Syriusz Black. Oni również ubrali się w wygodne stroje. Brunetka nosiła tego dnia jaskrawo pomarańczową, prostą sukienkę i miała rozpuszczone włosy, sięgające jej do łopatek Syriusz ubrał się po cywilnemu - w czarne spodnie i aksamitną koszulę w biało- czarne, poziome pasy. Na ramionach miał też służbową pelerynę z czerwoną naszywką.

- Dzień dobry - przywitała się Tamara z pozostała dwójką.
- Cześć - odpowiedzieli jej.

                    Nałożyła sobie na talerz sadzone jajka, kromkę chleba z białym serem i pokrojoną marchewkę. Nie miała apetytu na bardziej wyszukane potrawy znajdujące się na stole - jak np. pudding brzoskwiniowy, szynkę z rodzynkami, sałatkę pomidorowo- ogórkową czy pieczone skrzydełka kurczaka.

                    Jadła w milczeniu. Wiktoria zainteresowana była oficerem służb porządkowych Ministerstwa Magii. Rozmawiali o różnych rzeczach - pogodzie, ulubionych pieśniach bardów itp. W pewnym momencie ich pogawędka zeszła na temat wczorajszej uczty.

- Gdzie zniknąłeś wczoraj z rudą? - spytała Wiktoria.
- Hm... - zamyślił się Black, z widocznym uśmiechem na samo wspomnienie - poszliśmy pozwiedzać pewne komnaty w katakumbach pałacu.
- Pewnie było tam bardzo zimno?
- Niekoniecznie.
- Było tam coś ciekawego?
- Tak - Black w dalszym ciągu odpowiadał nonszalancko i nie poświęcał żadnej uwagi rozmówczyni, będąc pochłoniętym wspomnieniem upojnych chwil z Emmanuelą.
- Co robiliście? - wtrąciła Tamara.
- To pytanie nie na miejscu - zaprotestowała Wiktoria, nie chcąc znać odpowiedzi.
- Sprawialiśmy sobie przyjemność, rozkosz i inne takie - odrzekł mężczyzna.

                    Tamara postanowiła nie brać udziału w dalszej rozmowie wobec czego pospiesznie zjadła swój posiłek i wyszła. Z tego co zauważyła było jeszcze dość wcześnie, więc pani Green pewnie jeszcze śpi. Niegrzecznie byłoby ją budzić. Nie mając co ze sobą zrobić Tamara poszła do łaźni, które znajdowały się na pierwszym poziomie piwnic pałacu. Poniżej nich znajdowały się tylko ponure katakumby, do których dziewczyna nie miała zamiaru się nigdy wybierać. Słyszała od służby, że jest tam pełno grobów znanych postaci z Amstersztu - głównie członków rodziny królowej Joanny. Podobno każdy pochowany tam miał wyrzeźbiony posąg i błądził nocą po katakumbach.  Były tam też lochy, co przerażało ją jeszcze bardziej niż zmarli.

                    Łaźnia była ogromnym pomieszczeniem, większym od wielkiej sali. Wewnątrz niej znajdowały się dwa duże baseny, kilkoro drewnianych budek przypominających sauny parowe,  mniejszy basen i kilkoro dużych wanien, w każdej z nich spokojnie mogłoby się myć nawet i 5 osób naraz. Na jednej ze ścian wisiało kilkanaście wieszaków z ręcznikami - nad każdym widniał podpis do kogo należy - oraz meblościanka złożona z małych szafek na ubrania osób przebywających w łaźni. Dodatkowo w różnych miejscach znajdowały się lustra. 

                    Kiedy Tamara weszła do środka nie było tam nikogo. Migiem odnalazła swój ręcznik na wieszaku i podeszła do pierwszej, lepszej szafki. Pozbyła się ubrań i pomyślała co dalej.  Najpierw podeszła do lustra i przyjrzała się sobie. Faktycznie Ayumi miała wczoraj rację - pomyślała - moje cycki urosły i zaczynają nareszcie wyglądać jak u innych dziewczyn. Dotknęła prawego sutka. Czuła że nie jest już w jednej płaszczyźnie z resztą jej ciała i odstaje od klatki piersiowej wraz z piersiami. Zauważyła to już tuż po stwierdzeniu tego przez współlokatorkę, ale dopiero teraz w to uwierzyła. 

                    Weszła do pomieszczenia  do drewnianego mini pomieszczenia, pełnego pary. Siedziała tam dobre kilkanaście minut. Z każdą kolejną chwilą kiedy krople poty spływały po jej drobnym ciele czuła się coraz bardziej spokojna i rozluźniona. Wreszcie poczuła, że jest tu zbyt duszno i wyszła. Poza drewnem było zimniej i momentalnie dziewczyna zadecydowała jak najszybciej opuścić tę pomieszczenie.

                    Wskoczyła do małego basenu żeby zmyć pot i popływać by przystosować rozgrzane ciało do temperatury zbliżonej do tej wewnątrz pałacu. Nigdy nie była zbyt dobrym pływakiem, ale dziś szło jej to wyjątkowo dobrze. Wiedziała, że dziś nic nie sprawi jej problemu. Ale czy na pewno?

                    Odkąd opuściła saunę czuła, że ktoś ją obserwuję. Być może to tylko złudzenie, ale nie napawało to dziewczynę poczuciem bezpieczeństwa, które towarzyszyło Japonce rano w łóżku. Rozejrzała się po łaźni, ale nie widziała nikogo poza swoimi odbiciami, w niektórych lustrach. "Chyba coś mi się przewidziało" - pomyślała. Niestety nie miała racji, a przekonać się o tym miała już za kilka minut.

                    Mając poczucie nieco większego spokoju wyszła z małego basenu i zaczęła wycierać młode ciało z kropelek wody opływających swobodnie ku posadzce. Szybko skończyła to zajęcie i podążyła w stronę meblościanki, w której miała swoje ubrania.

                    Jakież było zdziwienie dwunastolatki, kiedy okazało się, że szafka, do której schowała swoje ciuchy była zupełnie pusta. Przeszukała całą meblościankę i nadal nie mogła nic znaleźć.

- Gdzie moje ubrania? - spytała samej siebie.
- Ja je mam - odparł jakiś głos za jej plecami.

                    Spróbowała się odwrócić, lecz nie było to możliwe. Czyjeś dłonie trzymały jej ramiona, tak by nie mogła nic zrobić. Próbowała się wyrwać, ale była na to zbyt słaba. Machała rękami i próbowała kopać, jednak nic to jej nie dało. Silne dłonie i noga podcinająca jej własne zmusiły ją do przyklęknięcia i obrócenia się twarzą w stronę napastnika. Kiedy tylko próbowała spojrzeć w górę otrzymała bolesny cios w szczękę.

- Auuuuu - zawyła.

                    Napastnik wykorzystując jej otwarte usta uciszył ją i zakneblował ją wpychając w usta dziewczyny swojego nabrzmiałego członka. Poruszał nim, to wpychając go prawie do gardła nastolatki, to znowu prawie go wyjmując. Tamara  krztusiła się i dusiła, mała rękami, biła napastnika gdzie tylko trafiła, ale nic to nie dało.

- Zrób mi krzywdę, a będę cię pierdolił do końca pobytu tu - warknął mężczyzna i wepchnął go jej całego aż po migdałki.

                    Podczas poprzednich dwóch prób gwałtu na niej znikąd pojawiał się Len i ratował cnotę dziewczyny. Wiedziała, że tym razem nie ma takiej opcji, ponieważ złotooki jest wiele kilometrów stąd. Nic jej nie uratuje. 

                    Czuła się okropnie. Nigdy nawet się nie całowała,  a tu nagle ktoś zupełnie jej obcy zmuszą ją do takich rzeczy. I pomyśleć, że już nabierała śmiałości w kontaktach z ludźmi. Wiedziała, że jeśli to szybko się nie skończy to zaraz zwymiotuje. W jej sytuacji mogłoby to tylko pogorszyć jej położenie.

                    Tymczasem gwałciciel zaczął głośno jęczeć i zbliżał się do finału zabawy w ustach nastolatki. Aż wreszcie westchnął głośno i trysnął jej do przełyku. Część przełknęła zszokowana tym co się zdarzyło, cześć wypluła, a ostatnią największą część zwymiotowała wraz ze śniadaniem na nogi napastnika. Wykorzystała zszokowanie napastnika i cała brudna uciekła, nago z łaźni.

                    Biegła ile sił w nogach po korytarzach. Mijani przez dziewczynę ludzie patrzyli zszokowani na nagą, brudną od mieszaniny spermy i resztek jedzenia dziewczynę. Ta nie zaważając na nich pędziła ile sił do komnaty. Biegła niemal na ślepo, płakała. Dopiero teraz się rozpłakała. Wcześniej była zbyt przerażona i zaskoczona.

                    Wreszcie wpadła zdyszana do środka i zamknęła drzwi. Z oczu płynęły jej strumienie łez. Oparła się rękoma o ścianę i łapała łapczywie oddech.

- Co ci się stało? - spytała spokojnie Ayumi, siedząca w głębi pokoju i czytająca książkę. Tamara nawet na nią nie spojrzała - Tamara?

                    Dziewczyna nadal nie odpowiadała. Zsunęła się po ścianie na podłogę i straciła przytomność. Ayumi rzuciła księgę w kąt i podbiegła do dziewczyny...

                    Kiedy Tamara się ocknęła leżała w swoim łóżku, przykryta kołdrą aż po policzki. Było jej ciepło. Pachniała płynem do kąpieli - wiśniowym stwierdziła po chwili. Zapach wiśni przywołał wspomnienia Japonii. W ojczyźnie nikt by jej nie skrzywdził. Przyjaciele by nie dali jej tknąć. Tu nie miała nikogo. Lena jest nie wiadomo jak daleko stąd, tak samo Akiko, a Ayumi zabrakło wtedy gdy Tamara potrzebowała ochrony najbardziej w życiu.

                    Poruszyła ręką pod nakryciem. Pogłaskała się po wełnianym rękawie. Więc ubrali mnie i umyli - stwierdziła w myślach - a co robili ze mną gdy spałam? 

                    Na to i wiele innych pytań nie potrafiła odpowiedzieć. Nie wiedziała co ze sobą zrobić, brzydziła się tego co się stało, brzydziła się swoich ust i reszty ciała. Mimo tego, że w całym zdarzeniu nie było jej winy, czuła się winna. Nie potrafiła się obronić, nie wezwała nawet nikogo na ratunek. Tylko kogo miała wezwać? Nie potrafiła odpowiedzieć sobie na to pytanie.

- Obudziłaś się już - usłyszała gdzieś w tle głos Ayumi. Nie odpowiedziała - Tamara, proszę cię powiedz co się stało - zachęciła ją kobieta - Tamara. Bez tego nie ukarzę winnych, a przysięgam ci na pamięć mojego zmarłego męża, że zrobię to kiedy tylko powiesz kto to był.

- Nie wiem - wychrypiała słabym głosem.
- Przepraszam, że pytam - zaczęła Ayumi, patrząc w oczy poszkodowanej - ale... ale... jak to się stało i gdzie?
- W łaźni.
- Zaraz pójdę sprawdzić kto miał tam wartę i kogo tam widzieli.
- Nie idź...
- Słucham?
- Zostań... ja... ja... boję się.
- Zaraz wrócę - zapewniła Ayumi.
- Zostań - wyszeptała Tamara i złapała Ayumi za rękaw.
- Dobrze. Pozwól mi tylko wezwać. Wyślę tę osobę w odpowiednie miejsca.
- Nie wychodź.
- Nie wyjdę.

                    Ayumi podeszła do drzwi i wezwała stojącego obok wartownika. Był to blondyn, który do tej pory strzegł królowej. Namada zdała sobie sprawę, że oznacza to, iż Joanna potraktowała całą sprawę poważnie. Tamara otrzymała opiekę najlepszego medyka w mieście. Dodatkowo pod jej drzwiami stał jeden z najlepszych ludzi Gwardii Królewskiej.

- Sprawdź kto rano pełnił wartę w okolicach łaźni - poleciła blondynowi - kto wchodził do niej rano i kto wychodził.
- Tak jest.

                    Ayumi wróciła do łoża. Usiadła na krześle przy meblu i złapała młodą podopieczną za dłoń. Patrzyła jej w oczy, a drugą dłonią gładziła włosy. Jest tak młoda, a tak dużo juz przeżyła - pomyślała.

                    Czekały na powrót blondyna aż do następnego ranka. Blondyn wszedł w normalnym dla gwardii stroju. Ukłonił się w progu i wszedł do pokoju. Przerażona widokiem mężczyzny Tamara nakryła się po uszy nakryciem. Żołnierz zrobił zaskoczoną minę i nie poruszył się już ani o krok do przodu.

- Co masz? - spytała go szorstko Ayumi.
- Panna Tamara, współpracownik pani Green, panna Wiktoria i to wszyscy do południa.
- Poczekaj, zaniesiesz coś ode mnie królowej. 

                    Naskrobała wszystko co wiedziała na kartce papieru, zmięła go na cztery części i podeszła do blondyna wręczając mu liścik. ten otrzymawszy pismo ukłonił się, przeprosił młodą za zamieszanie i wyszedł.

                    Po kilku minutach wrócił, a za nim do pokoju weszła pani Lena Green w tej samej szacie co wczoraj, Syriusz Black w czarnych spodniach i do połowy zapiętej koszuli o rumianym kolorze. Kilka sekund po nich wparowała królowa we własnej osobie, w białej sukni, z ozdobami z dwóch rubinów i ametystów.  Pochód zamknął drugi wartownik.

- Co to wszystko oznacza Ayumi? - spytała żona monarchy lodowatym tonem.
- Jej podwładny zgwałcił Tamarę - warknęła Namada, łypiąc spode łba na Green.
- Masz dowody? - odwarknęła czarodziejka. Ayumi pogrążyła się w ciszy szukając odpowiedzi, ale milczała zbyt długo - A! Widzisz nic na nas nie masz!
- Nas? Co masz z tym wspólnego suko?
- Nie tym tonem - skarciła ją Joanna.
- Przepraszam wasz miłość, ale co oznacza nas w jej zdaniu? Oskarżyłam jej podwładnego. A to brzmi jakby i ona miała w tym udział!

                    Green poczerwieniała na twarzy. Wyjęła różdżkę i skierowała ją w stronę Namady. Jej mina wyrażała gniew i chęć mordu. Nie zdąrzyła nic wyczarować, gdyż pomiędzy nią, a Namada wyrosła półprzejrzysta poświata dzieląca pokój na dwie części wyczarowana przez Blacka.

- Możemy to wszystko wyjaśnić - rzekł spokojnie.
- JAK?
- Sprawdzę jej pamięć.
- Nie możesz... - jęknęła Green.
- Mogę - odparł stanowczym tonem i podszedł do tarczy dzielącej pokój na dwie części.
- Stój - warknęła Ayumi, chociaż patrzyła na przerażoną dziewczynkę w łóżku. Black zauważył to i zastygł w bezruchu.
- Mam coś dla niej na uspokojenie - powiedział spokojnie - zaraz wracam.

                    Wyszedł w pośpiechu z pokoju. Zaraz po tym w pomieszczeniu dało się czuć ponure  wyczekiwanie i gniewne spojrzenia Ayumi, która piorunowała wzrokiem Green, a ta nie była jej dłużna. Dobrze, że tarcza nie znikła po wyjściu maga - pomyślała Tamao.

- Jestem - rzucił zdyszany Black, odwołał tarczę machnięciem różdżką i podał Ayumi mały flakonik - dolej do wody i daj jej. Musi wypić do dna - polecił.
- Co to?
- Uśpi ją na dwie do trzech godzin. To wystarczy bym mógł dokładnie zbadać całe zajście.
- Chyba nie zaszkodzi? - zastanowiła się na głos Ayumi - co o tym myślisz? - zwróciła się do pokrzywdzonej.
- Niech się skończy... - Tamara odezwała się po raz pierwszy odkąd wszyscy ci ludzie wbiegli do pokoju, który dzieliła z Ordynką.

                    Ayumi nalała do metalowego kubka wody i dolała tam eliksir od Blacka. Podała go ostrożnie dziewczynie i dała się pochłonąć oczekiwaniu. Różowo- włosa wypiła duszkiem płyn i momentalnie usnęła. Kiedy to nastąpiło Black podszedł do łóżka i przyklęknął na wysokości bioder śpiącej. Wyjął różdżkę i machnął nią w powietrzu jakiś skomplikowany i niezwykle szybki układ, mruknął "leglimens".

                    Tkwił tak przy łóżku przed dobre kilkadziesiąt minut. Wyglądał jak kamienny głaz, Ayumi przypomniał też marmurowy posąg, których dużo było w jej rodzinnym mieście. Po ocknięciu się stwierdził, że musi to jeszcze raz zobaczyć. Potem powtórzył to jeszcze dwa razy. Wtedy powiedział:

- Już wszystko wiem.
- I co? - spytali wszyscy jednym głosem.

                    Skinął różdżką, z której wystrzelił srebrzysty, wielki, widmowy pies. Zwierzak wybiegł i pobiegł gdzieś korytarzem. Kobiety przyjrzały mu się zaskoczone, ale i zaciekawione.

- Posłałem po Helmuta - wyjaśnił - to czarodziej, o którym mówiła młoda.
- Syriuszu - wtrąciła Green - nie masz pewności czy ona podsunęła ci dobre wspomnienie - mówiła drżącym głosem - ona mogła zmyślać... i...
- Ona zmyślać? - przerwał jej cierpko mężczyzna - jest w śnie niemal zimowym na jeszcze dwie godziny. Nie ma mocy, nie zna się na magii, dopiero co o niej usłyszała. Sądzisz, że nagle odkryła moce i nauczyła się nimi posługiwać?
- Nie.

                    Do pokoju wszedł mężczyzna siedzący podczas uczty u boku pani Green. Ubrany był w Czarne spodnie i taką samą bluzę, z której do podłogi sięgał czarny płaszcz, będący częścią bluzy. Minę miał nieodgadnioną. Czy już wiedział co odkryli? Nagle padła na ziemię, na brzuch z głuchym łoskotem. To Black potraktował go jakimś czarem. Mężczyzna nie mógł ruszyć ciałem, jednak oczy poruszały mu się od łóżka, gdzie leżała Tamara do Syriusza i z powrotem.

- Co ty kurwa wyprawiasz?! - ryknął na bruneta.
- Otwórz usta to się dowiesz - ten odparł nonszalancko.
- Co u diabła?
- To - burknął Black i wlał mu w usta przezroczysty płyn z fiolki innej niż dla Tamary.
- Co mu zrobiłeś? - spytała królowa.
- Sparaliżował chwilowo ciało i dał eliksir prawdy - wtrąciła Green bezbarwnym tonem - Będzie po nim odpowiadać na pytanie tylko prawdę, nie uda mu się skłamać nawet gdyby bardzo chciał...
- Dokładnie - zgodził się Black - to od czego zaczniemy? Pozwolisz pani, że ja go przesłucham? - spytał Joanny.
- Tak.
-  Czy zgwałciłeś tą dziewczynę, Tamarę?
- W pewien sposób tak - odpowiedział Helmut nim zdążył się zorientować co robi.
- Co znaczy w pewien sposób?
- Nie wyruchałem jej - rzucił po dłuższej walce z sobą - tylko wepchnął kutasa  do gardła.

                    Ayumi nie wytrzymała podeszła do zatrzymanego i uderzyła go otwartą dłonią w policzek. Jeden z wartowników odciągnął ją od przesłuchiwanego nim  postanowiła wymierzyć samosąd.

- Jeszcze raz to zrobisz, a wyjdziesz - ostrzegła ją Joanna - to jedyne ostrzeżenie. Kontynuuj - powiedziała do oficera służb porządkowych Ministerstwa Magii.
- Czy Lena Green namówiła cię do tego?
- Nie.
- Czy ktoś cię do tego namówił?
- Nie.
- To dlaczego?
- Z wielu powodów. Chciałem się przysłużyć pani Green. Chciałem nastraszyć tą małą, ale kiedy zobaczyłem ją nagą... Nie zrozumiecie tego. Te krople wody spływające po młodym jędrnym ciele...
- Dość zwyrodnialcu! - ryknęła Green.
- Ja tu prowadzę śledztwo - oznajmił jej chłodno Black - co to znaczy przysłużyć?
- Młoda Green wzdychała do tego samego chłopaka.
- Zrobiłeś kiedyś coś podobnego młodej dziewczynie?
- Nie.
- To koniec wasza miłość - zwrócił się do monarchini.
- Skazuję go na ścięcie głowy - orzekła Joanna - Dominiku...
- Wasza sprawiedliwość - przerwała jej Green - przepraszam, że ośmielam sie wtrącić, ale ten pan jest posłem i nie możesz go tak po prostu zabić.
- Niby czemu? - obruszyła się królowa - jest zbokiem i sądzę że to najłagodniejszy wymiar kary dla takich jak on.
- Nie neguję tej kary, ale musimy ją trochę odroczyć.
- Dlaczego?
- Choćby dlatego wasza wspaniałość, że jest posłem, obywatelem innego kraju, ale i dlatego że każdy zasługuję na oczyszczenie duszy przed śmiercią w rozmowie z kapłanem. Czcicie tu bogów prawda?
- Tak - odparła zawstydzona Joanna.
- Proponuje odesłać go do kapłana w eskorcie tych dzielnych wojów. Potem dać mu się napić wina i stracić go z honorami należącymi się dyplomacie, którym bądź co bądź jest.
- Niech i tak będzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz