Rozdział 23
Przed obliczem monarchy
Oddział
Lena przybył na miejsce, gdzie miał się spotkać z siłami prowadzonymi przez
króla Marca na wojnę. Zdaniem Linescu byli idealnie tu gdzie mieli być,
jednakże jak twierdził za wzniesieniem - przed którym się znajdowali - powinna
być gospoda. Za rozsądne uznał żeby potkać się z królem przed nią, a porucznik
Tao przyznał mu rację. Wobec tego ruszyli za wzniesienie.
Siły
Lena zostały nieznacznie powiększone podczas marszu na południe. Dołączali do
niego napotkani po drodze wolni żołnierze, najemnicy mijani po drodze, którym
pokończyły się kontrakty z uzurpatorami lub byli rozczarowani wynikami wojny,
znalazło się nawet paru takich, którzy zdezerterowali z armii Danan- Deja,
który palił wioski mijane przez niedobitki jego wojsk wokół Twierdzy Dzikie
Pola. Wobec tego liczebność Samodzielnego Oddziału Leśnego ANR wynosiła już 60
osób, w tym 10 lekkich kawalerzystów, wysłanych przez Lena jako przednia straż.
Dodatkowo pięciu swoich ludzi wysłał wcześniej na misje odbicia Akiko, jak
narazie słuch po nich zaginął, ale Len wiedział kiedy się an nich natkną.
Ze
szczytu wzniesienia widzieli kilka budynków należących do właścicieli
przydrożnej gospody. Kilkaset metrów za nią widniały na horyzoncie kolorowe
zamazane plamy, od których dobiegały śpiewy. Len domyślił się, że to musi być
jego suweren. reszta drogi mijały im już bardziej radośnie. Spotkali się z
zwiadowcami króla pod gospodą. Przednia straż Lena już gawędziła z zwiadowcami
jego przywódcy, wobec czego wymienili tylko uprzejmości i zwiadowcy oznajmili,
że porucznik ma tu zaczekać na króla.
- Słyszeliście chłopaki? - zwrócił
się do swoich wojsk - Linescu. Dopilnuj rozbicia namiotów między lasem, a
gospodą. Potem rozstaw warty i zgłoś sie do mnie.
- Tak jest - odpowiedział Linescu.
Sam
Len usiadł na pieńku pod gospodą i przyglądał się zbliżającym się wojskom. Z
daleka widział kilkanaście różnobarwnych sztandarów. Rozpoznawał też, wielu
różnych jednostek. na samym początku jechała kawaleria - typowa dla Rumlandii
lekka, uzbrojona w szablę - za nimi podążała piechota. Po kilku minutach Len
dostrzegł, że pierwszą formacją piechoty są topornicy, za nimi szli pikinierzy,
łucznicy, halabardnicy, mała grupka kuszników, a na samym końcu jechały dwa
rzędy kawalerzystów. Po kolejnych kilkuset metrach Tao dostrzegł też, że król
jedzie konno w ostatnim szeregu jadących na czele jeźdźców.
Monarcha
ubrany był w stalowo- szarą, płytową zbroje. Na głowie miał hełm, o takim samym
kolorze, z czerwonym pióropuszem idącym wzdłuż nakrycia głowy. Zielona peleryna
doczepiona do jego zbroi opadała na konia - białego rumaka. Przepasany był
szkarłatnym pasem, z jednej strony miał pochwę z długim mieczem, a z drugiej
sztylet. Na twarzy króla widniały bujne, czarne wąsy i kilkudniowy zarost. W
dłoni trzymał buławę, zakończoną rubinem.
Obok
króla jechało dwóch jego giermków. Obaj ubrani w czarne nakolanniki, nagolenniki
i kolczugi. Wysokie skórzane buty sięgały im aż do nakolanników. Spod kolczugi
wystawały im bluzy w kolorach rumlandzkiej flagi, a po plecach zgrabnie opadały
zielone - takie same jak u króla płaszcze. Giermkowie uzbrojeni byli w długie
miecze. Poza tym jeden z nich wiózł królewską tarczę, a drugi trzymał w dłoni
róg, gotowy do zadęcia w niego przy najbliższej okazji.
Kiedy
orszak wojsk królewskich był już w
zasięgu rzutu kamieniem, jeden z giermków zadął dwa razy, krótko w róg.
Poskutkowało to zatrzymaniem się armii. Drugi giermek wyjechał przed kolumnę i
podjechał do Lena.
Kiedy
zatrzymał się obok pnia, na którym siedział Len, ten mógł mu się bliżej
przyjrzeć. Miał czarne, krótkie włosy i dziewiczy zarost. Bystre zielone oczy
spojrzały badawczo na złotookiego. Tao błyskawicznie wpadł na pomysł, że jest
to krewny monarchy.
- Król oczekuje pana przybycia
poruczniku - oznajmił.
- Idę - odpowiedział Len od
niechcenia.
W
odróżnieniu od pozostałych on ubrany był tak jak lubił, czyli nie jak żołnierz.
Na nogach miał ciemne, niewysokie buty, wsuwane na nogę. Ubrał też szerokie
czarne spodnie - charakterystyczne dla niego - oraz czarną bluzkę bez rękawów,
którą otrzymał w podarunku od wdzięcznych wieśniaków parę dni temu. Na głowie
sterczał mu jak zawsze wysoki czub, a złote tęczówki mierzyły żołnierzy, kiedy
ich mijał - były to dwa kolejne znaki charakterystyczne dla porucznika Tao.
Kiedy
zbliżył się do kolumny, jeźdźcy rozstąpili się, tworząc szpalery przez, które
dotarł przed oblicze Marca. Będąc metr od monarchy padł na lewe kolano i
schylił głowę. Patrzył w ziemię, a całą kolumnę opanowała cisza, przerwana
dopiero przez konia jednego z kawalerzystów. Koń z głośnym hałasem wydalił na
trakt dzisiejsze śniadanie. Kilkoro żołnierzy uśmiechnęło się z tego powodu, a
król roześmiał się. Za jego przykładem poszli inni. Tao uśmiechnął się
nieznacznie.
- Wstań - rozkazał monarcha, co też
Len uczynił natychmiast - czy mam przyjemność poznać porucznika Lena Tao? -
spytał.
- Tak - odparł Len patrząc w królewskie
oczy.
- Miło mi pana wreszcie poznać... -
tu zrobił krótką przerwę - choć muszę przyznać, że spodziewałem się ujrzeć
kogoś starszego. No nic to... Czy dotrzymasz mi towarzystwa w drodze do
gospody?
- Oczywiście wasza wysokość.
Len
dosiadł rumaka, który został mu przyprowadzony przez czarnowłosego giermka i
pojechał obok króla. Po drodze już nie rozmawiali. Dojeżdżając mijali
ustawionych w dwuszeregu żołnierzy Lena, którzy salutowali swojemu dowódcy,
królowi i jego świcie. Len domyślił się, że był to pomysł Linescu.
Złotooki
dopiero teraz zwrócił uwagę na gospodę i jej zabudowania. Było to siedem
budynków. Przy samej ulicy znajdowała się budynek, gdzie można było wejść na
piwo lub zjeść posiłek. Był to murowany z czerwonej cegły, jednopiętrowy, niski,
ale za to rozległy budynek. Za nim stał czteropiętrowy, o małym obwodzie,
zbudowany z takiej samej cegły. Pozostałe to małe budyneczki zbudowane z
drewna
.
Do
gospody jako pierwsi weszło kilku zwiadowców króla, a gdy jeden z nich po
powrocie oznajmił, że w środku nie ma żadnych gości, do środka wkroczył Marc, a
za nim Len i inni dostojnicy.
W
środku stało kilkanaście ław i stołów. Pod ścianą od strony lasu znajdowała się
lada i wejście na zaplecze. Za ladą stała starsza kobieta, w blado-
pomarańczowej sukni oraz młody, rudy chłopak.
- Jego Miłość życzy sobie coś do
jedzenia - oznajmił barmance jeden z giermków - tylko żeby była to specjalność
kucharza.
Len
siedział przy jednym stole z królem, trzema siwymi generałami po jednej
stornie. Pod drugiej obok siebie siedziało dwóch braci - wysokich, brunetów.
jeden młody, chociaż starszy od złotookiego, a drugi na oko po trzydziestce,
może koło czterdziestki. Tao usiadł po stronie braci. obok stołu stali
królewscy giermkowie.
- Przynieście nam wina - rozkazał
im Marc - i coś do jedzenia. Karzcie też pułkownikowi Narescu wziąć jazdę i
ruszyć już na Dzikie Pola.
- tak jest - odpowiedzieli
młodzieńcy.
- Poruczniku poznaj moją radę
wojenną - przemówił monarcha po chwili - oto szef wywiadu, porucznik Jon van
Ionescu - wskazał na brata o ciemniejszej karnacji - i jego brat, namiestnik
Amsteresztu Petr. Pozostali to generałowie - Len nie dosłyszał nazwisk
wojskowych, gdyż głos króla zagłuszył śpiew siedzących nieopodal toporników -
każ im śpiewać tak żeby szło gadać - zwrócił sie do Petra.
- Tak jest wasza miłość - odrzekł
namiestnik.
- Len - zaczął Jon - mogę mówić do
ciebie po imieniu? - spytał, a Tao odpowiedział mu skinieniem głowy - może
opowiesz nam skąd pochodzisz?
Tao
nie odpowiedział od razu. Spojrzał w brązowe oczy, siedzącego obok niego
porucznika i zamyślił się. Tego pytania się nie spodziewał - nie od razu.
Powiedzieć im prawdę czy skłamać?
- Jeśli wasza wysokość pozwoli -
powiedział do Marca - to opowiem o tym przy innej okazji.
- Jak wolisz.
- To powiedz czemu zaoferowałeś swe
usługi jedynemu, rzeczywistemu królowi? - dopytywał Jon.
- Przesłuchujesz mnie? - warknął
Tao.
- Tylko sprawdzam...
Len
coraz mniej lubił tego młodzieńca. Na szczęście wrócił już jego brat, a
siedzący przy stole obok nich wojacy śpiewali już ciszej tak, że mogli
swobodnie porozmawiać z innymi. Zaraz potem wrócił brunet, będący giermkiem
króla i przyniósł dwa, duże dzbany czerwonego wina.
- Len opowiedz nam o waszych
sukcesach - zaproponował monarcha.
- Dobrze wasza wysokość. Zaczynałem
z 10 ludzi, potem poprzez różne perypetie z van Nicolescu trafiliśmy do lasu.
Tam walczyliśmy, traciłem ludzi i zyskiwałem nowych.
- To prawda, że wygraliście w lesie
mając o połowę mniej ludzi niż wróg? - spytał Petr.
- Nas było dokładnie 40, a ich
około stu - odparł od niechcenia Len. Wszyscy zareagowali na to głośnym
"wow".
Wkrótce
rada wojenna rozpiła się na dobre, a wraz z ilością promili we krwi, stawali
się coraz bardziej rozgadani. Dyskutowali na przeróżne tematy, po pewnym czasie
Petr ponownie oddalił się od stołu - tym razem chwiejnym krokiem - i zawzięcie
dyskutował z barmanką na temat urodziwych dziewek w okolicy. Po pewnym czasie
doszli do konkluzji, że w jedynym zajętym pokoju jest matka z dwoma córkami.
Petr zareagował na to bardzo optymistycznie i skinieniem reki przywołał brata.
Razem wyszli...
Biesiada
trwała do późnych godzin nocnych, a raczej już porannych gdyż zakończyła się o
wschodzie słońca. Większość ucztujących wojaków leżała pod stołami, na nich lub
obok nich.
Kiedy
Len ocknął się leżąc z twarzą na talerzu, na którym znajdowały się resztki
pieczeni z indyka, zorientował się, że nigdzie nie ma króla. Rozejrzał się
uważnie po całej sali, ale nadal nie widział nigdzie swojego suwerena. Trącił
dłonią leżącego obok niego generała, ale ten nawet nie drgnął. Wobec tego Len
pokuśtykał do lady, gdzie stała starsza kobieta ubrana w ten sam co wczoraj
pomarańczowy strój.
- Gdzie król? - warknął, czując że
głowa mu zaraz eksploduje.
- Śpi w pokoju...
- Kto go tam zaniósł? - przerwał
jej niecierpliwie.
- Giermkowie...
Len
westchnął cicho i wyszedł na zewnątrz. Chłody powiew wiatru poprawił mu
odrobinę samopoczucie. Czuł, że głowę ma ciężką i obolałą. Nogi miał jak z waty
i czuł, że ledwo stoi, ręce ciążyły mu niemiłosiernie, a w brzuchu zdawało się galopować
stado rozszalałych koni.
- Jak się pan porucznik czuje? -
spytał go jeden z jego nowych ludzi Dave. Był to młody, czternastoletni,
blondyn, o krótko ostrzyżonych włosach i długich nogach.
- Czego chcesz? - warknął Tao.
- Jeźdźcy donieśli, że na porannym
zwiadzie kilka kilometrów stąd na północ
jedzie do nas wóz - wyjaśnił blondyn.
- I co z tego?
- To nasi ludzie i jakaś kobieta -
oznajmił z duma czternastolatek.
- Karz pięciu kawalerzystom
pojechać do nich i przyprowadzić tu - rozkazał.
- Tak jest!
Gdy
blondyn odbiegł od niego w pośpiechu poczuł, że zbiera mu się na mdłości.
Ewidentnie znów przesadził z alkoholem. Pamiętał, że kiedy zdarzyło mu się to
ostatni raz - w Dzikich Polach - wylądował w łóżku z jakąś blondyną, kraju na północ od Rumlandii. Z samego aktu
nie wiele pamiętał. Co prawda dalej kojarzył duże piersi dziewczyny, ale nie
wiele poza tym.
Poczłapał
powoli do swojego namiotu, gdzie spał z nim Linescu - brakowało im namiotów na
pomieszczenie 60 ludzi. Kiedy tylko wszedł padł na miękką skórę i natychmiast
poczuł jak wszystko wokół wiruje. Poczuł się jeszcze gorzej niż przedtem.
- Linescu! - syknął.
- Tak, poruczniku? - odsapał
żołnierz.
- Medyka!
Po
usłyszeniu tych słów wojak zerwał się na baczność spojrzał na swojego przywódcę
i wybiegł pędem z namiotu. Len zwinął się w tym czasie w kłębek i leżał tak sam
nie wiedział ile. Może kilkanaście sekund? Może godzinę, a może dwie?
- Gdzie on jest? - dobiegł go
niski, basowy głos z zewnątrz.
- W środku - odrzekł znajomy głos.
To musiał być Linescu.
- Ok.
Do
wnętrza wkroczył mężczyzna około 50 letni. Jego czarne włosy, przyprószone były
siwizną, a szare oczy stawały się matowe i jakby nieobecne. Wsunął Lenowi do
ust tabletkę i wyszedł nic nie mówiąc.
- Za ile wyzdrowieje? - z zewnątrz
doszło go pytanie Linescu.
- Za około pół godziny będzie
odczuwał już tylko kaca - odrzekł medyk.
Len
zasnął i obudził się sam nie wie po jakim upływie czasu. Kiedy się
obudził, miał te same spodnie co wczoraj
jednak zamiast czarnej bluzki miał kamizelkę z utwardzanej skóry, a na niej
czarny kubrak. Obok niego leżał Miecz Błyskawicy, a nad nim stał Józef
Babinescu. Czy ja śnię? - pomyślał Len.
- Pora wstać poruczniku - oznajmił
jego podwładny - melduję, że misja zakończyła się sukcesem - powiedział, widząc
zmieszanie na twarzy złotookiego dodał - pani Namada oczekuje przed porucznika
namiotem.
- Wprowadź ją i wyjdź...
- Tak jest.
Po
chwili do środka weszła szatynka o jasnej cerze i ciemnych oczach. Ubrana była
w spodnie do jazdy konnej - o kremowym kolorze. Na nogach miała sięgające do
połowy łydek, brązowe, skórzane buty. Spod czarnej peleryny wystawały jej
skrawki białej koszuli, z ozdobnymi falbankami na wysokości żeber i rękawach.
- Śnię? - spytał zszokowany Tao.
- Nie poruczniku - odpowiedziała
Akiko - dziękuję za uwolnienie z rąk tych szubrawców i... Wszystkiego
najlepszego z okazji urodzin Len - powiedziała i przyklękła by go przytulić.
Len bardzo to lubił, jej obfite piersi dawały mu dobre samopoczucie, kiedy
Akiko przybijała je do niego, przytulając się.
- Moje urodziny? - bąknął
zaskoczony.
- Tak Twoje - szepnęła mu do ucha
Akiko - urodziłeś się 1.01. nie pamiętasz?
Tao zignorował tę uwagę.
- Kiedy tu przybyłaś? - spytał
kiedy kobieta oderwała się od niego.
- Kilka chwil temu - odpowiedziała
- wjeżdżając natknęliśmy sie na króla, a on pogratulował twoim chłopakom dobrze
wykonanej roboty i kazał dać ci w prezencie to co masz obecnie ubrane.
- Wolałem moją bluzkę - zamarudził.
- Łatwiej było ją pociąć - odrzekła
radosnym tonem Namada - chodź jego miłość chce nas ujrzeć.
Wstał
pociągnięty za rękę przez kobietę i poszedł za nią, bezmyślnie gapiąc się na
jej tyłek. Ciasne spodnie do jazdy konnej idealnie podkreślały jego atuty. Nawet
nie zorientował się kiedy zatrzymali się przed wejściem do pokoju, wynajętego
przez monarchę. Zupełnie umknęło mu kiedy weszli do budynku.
- Wasz miłość - powiedział
równocześnie z Namadą i uklękli na jedno kolano.
- Wstańcie - rzucił niecierpliwie
Marc - nic nie utraciliście dopiero co zaczynamy. Jon przedstaw pełen raport
poparcia dla sprawy tronu w Bukadamie!
- Związek Czerwonych, Księstwo
Międzyrzeckie, Republika Kozacka, Danubia i Kraj Przyrzeczny popierają ród van
Danilesców - oznajmił porucznik wywiadu - Orda, Skandynawia, Kraj Białego Orła,
Indianie i Państwo Czarnej Wrony są po stronie książąt, a Złota Armia, Srebrna
Armia, Imperium Południowe, Nordank i Republika Centralna uznały Twoje prawa
wasza sprawiedliwość do tronu.
- Jak widzicie z wyjątkiem Złotej
Armii popierają nas tylko maluczcy - rzekł ze smutkiem Marc - dlatego musimy
szanować życie każdego zdolnego do walki w naszej sprawie żołnierza!
- Tak jest - odrzekł gorliwie Jon -
dodatkowo ze smutkiem oznajmiam, że pojmany przez nas książę zginął podczas
próby ucieczki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz