"Sukces w sprzedaży nie zależy od tych, których ty znasz. Ważne jest, kto chce poznać ciebie."
Dale Carnegie
Rozdział
31
Danube
Kolejne godziny mijały Jun Tao na
bezustannym marszu na północ. Z każdą kolejną setką kroków czuła się coraz
bardziej zmęczona i śmierdząca. Co prawda w wiosce Dzwon Anny jedna z gospodyń
wiejskich wpuściła ją do chaty i nawet pozwoliła opłukać, lecz zimna woda
zaledwie zmyła brud z jej skóry. Zapach natomiast pozostał niemal ten sam. W
podzięce za kąpiel musiała wyszorować całą podłogę w chacie, co do lekkich
zadań się nie zaliczało. Łamiąc sobie przy tym kilka paznokci uporała się z
pracom. Zadowolona z jej pracy gospodyni podarowała dziewczynie kilka sucharów
na drogę.
Po opuszczeniu Dzwonu Anny kobieta
zmieniła delikatnie kurs. Ruszyła drogą na zachód, w kierunku jednego z
większych miast Imperium Południowego, czyli Platinum. Początkowo myślała, że
jeżeli będzie kierowała się na północ to trafi do miasta zwanego Green i dalej
do Rumlandii, jednak chłopka wyjaśniła jej, że drogą na północ dojdzie do
rzeki. Postanowiła posłuchać kobiety i iść na zachód do miasta, gdzie będzie
mogła dowiedzieć się dokładnie jaką drogą podążać do brata.
Po kolejnej całodziennej wędrówce
poczuła się wyczerpana. Tym razem postanowiła zrobić sobie przerwę na nocleg w
przydrożnej gospodzie. Jej wygląd nie był zbyt zachęcający, ale prawdę
powiedziawszy nie miała większego wyboru. Perspektywa kolejnej nocy przy drodze
- zwłaszcza w pobliżu zapewne pijanych mężczyzn z knajpy- podziałała bardzo
mobilizująco.
Ostatni raz przed wejściem spojrzała
na budynek. Ściany pokryte miał odrapanymi białymi deskami, które zostały
przybite pewnie po to żeby zakryć dziury w ścianach. Drzwi wejściowe zostały
wąsko uchylone. Wypadał przez nie na zewnątrz bladoróżowy strumyk światła.
Przed nimi stał brudny mężczyzna. Miał długą i gęstą czarną brodę. Kosmyki
włosów w tym samym kolorze wypadały mu spod zniszczonego nakrycia głowy. Ubrany
był w sweter o sprutych w okolicach nadgarstków rękawach i znoszone spodnie.
Uśmiechnął się w nieprzyjemny sposób na widok młodej damy.
Jun postanowiła nie dać po sobie
znać jak bardzo się boi. Przyspieszył jej oddech, a wraz z nim jej chód także
stał się szybszy niż zwykle. Była już na wysokości drzwi, gdy mężczyzna złapał
ją za ramię. Jego uścisk był niemal żelazny. Tao poczuła jak ból zaczyna
promieniować. Ze wszystkich sił starała się nie dać po sobie znać jak ją boli.
Spanikowała, jednak na tyle, że nie zadała sobie nawet trudu żeby strącić dłoń
mężczyzny ze swojego ramienia. W końcu dała za wygraną i syknęła z bólu.
Dopiero wtedy uścisk zelżał.
-
Twarda jesteś paniusiu - zauważył oprych - ale do tego wyjątkowo głupia.
-
Pfff - syknęła Jun i weszła do lokalu nim tamten zdołał coś jeszcze powiedzieć.
Wewnątrz nie było lepiej. W dużej
sali stały niedbało rozstawione stoły, aż uginające się od tłustego mięsa i
rozmaitych niezbyt wyszukanych alkoholi. Klientela siedząca przy nich z reguły
nie wyglądała atrakcyjniej od pijaka, który zaczepił ją przed wejściem. Tu i
ówdzie pomiędzy mężczyznami siedziały skąpo odziane niewiasty - zwykle w wieku
młodszym niż Tao. W gospodzie było też kilka poważniej wyglądających kobiet,
nie ulegało jednak wątpliwości, że żadna z nich nie była damom.
Pod najdalej znajdująca się od
wejścia ścianą znajdowały się stare drewniane schody i skromny bar. Za barem
przebywał łysy jegomość w sile wieku. Jun zdecydowała się zamówić coś do picia
i zdobyć pokój w tym lokalu, choć w innych okolicznościach omijałaby go
szerokim łukiem.
-
Coś z napoi? - zagadnął ją karczmarz, kiedy podeszła do lady.
-
Co mam do wyboru?
-
Wino czerwone wytrawne i słodkie, miód pitny, gorzałkę...
-
Nie masz tu niczego, co nie jest alkoholem? - przerwała mu oburzona Tao.
-
Nie.
-
Słodkiego wina.
Karczmarz nalał niechlujnie wina do
pucharu, rozlewając przy tym trochę. Dopiero teraz Jun zdała sobie sprawę, że
jest on pijany. Wobec tego postanowiła wypić trunek i jeśli stan mężczyzny
przez ten czas nie ulegnie pogorszeniu, to wtedy zapyta go o miejsce w barze.
-
Wolny pokój - wydukała, alkohol był mocniejszy niż sądziła. - Masz tu miejsce?
-
Nie - odburknął mężczyzna.
-
Ja ją przygarnę - wtrącił starszy jegomość stojący przy ladzie od chwili.
Ciemne, ale nie czarne, krótkie
włosy miał przyprószone siwizną. Ubrany był w sprany, odrobinę znoszony surdut
i brązowe spodnie. Odznaczał się znaczną tuszą. Nie wyglądał na jednego z
pijaków, których ogromna ilość znajdowała się w karczmie.
-
Kim pan jest? - spytała podejrzliwie Tao.
-
Stefan Rumburescu, kupiec i handlarz zarazem - odpowiedział.
-
Dlaczego chce mnie pan przenocować?
-
Bo nie ma tu dla panienki innego miejsca na nocleg - wyjaśnił spokojnie - no
chyba, że wolisz moja droga spać, z którymś z nich... - dodał z błyskiem w oku,
wskazując na tłum podchmielonych coraz bardziej gości.
-
To o to chodzi!
-
O co?
-
O spanie! - wypaliła Jun tak głośno, że część z klienteli spojrzała na nich
podejrzliwe.
Rumburescu dał im znak, że nic się
nie dzieje, nie ma na co patrzeć. Zrozumiawszy to, wrócili do swoich zajęć,
tzn. do picia alkoholu w ilościach przemysłowych.
-
Źle mnie panienka zrozumiała - rzekł wreszcie do Tao, siląc się przy tym na
obojętny ton.
-
Proszę się wytłumaczyć.
-
Potrzebuję pomocy w dalszej podróży. Jadę na północ robić interesy - tłumaczył
- a odkąd odeszła ode mnie moja poprzednia przekupka moje zyski znacznie
spadły. Widocznie kobiety bardziej się nadają do handlu.
-
Chce pan żebym pomogła panu w interesach?
Skinął w odpowiedzi głową na
potwierdzenie.
-
I jedziesz pan na północ?
-
Otóż to.
-
Gdzie dokładnie? - dopytywała Jun tak gorliwie, że kupiec zdał sobie sprawę z
tego, że kierunek północny nie jest jej obojętny.
-
Przez Green i obok Bronze do Fortu Black, na sam skraj Imperium.
-
To w pobliżu rzeki Danube - wtrącił karczmarz, widząc zmieszanie na twarzy
kobiety.
Jun zgodziła się. Słyszała gdzieś,
że rzeka Danube jest granicą pomiędzy Imperium Południowym, a Rumlandią gdzie
przebywał jej brat. Razem z kupcem mogłaby dojechać, a przy tym pomóc mu i
sobie - zdobędzie trochę dukatów, żeby po przekroczeniu granicy nie musiała
trudnić się nierządem aby przeżyć.
-
Nie mam pieniędzy - szepnęła tak aby tylko kupiec ją słyszał.
-
Nie szkodzi, jeśli sprawdzisz się w handlu - powiedział Rumburescu.
Tyle wystarczyło kobiecie. Wypiła z
panem Stefanem jeszcze po pucharze wina i udała się do jego pokoju. Jego wygląd
wewnątrz nie różnił się niczym od reszty budynku. Wszędzie znajdował się kurz,
pajęczyny i bliżej niezidentyfikowane robactwo. Jun nie chcąc nadużywać
gościnności kupca, a także nie dać mu zbyt wielkiej radości, kiedy do niej
przyjdzie, a ona będzie już spać, wybrała noc na starym, ale dużym i wygodnym,
fotelu.
Kolejnego dnia wyruszyli w dalszą
podróż. Podróżowali wozem wypełnionym towarami na sprzedaż. Po drodze nie
rozmawiali zbyt dużo. Komunikowali się tylko w celu ustalenie pory postoju oraz
miejsca na nocleg. Do Green dojechali po dwóch dniach drogi.
Miasto otoczone było wysokim na
kilka metrów murem z cegieł pomalowanych na zielono - zapewne stąd wzięła się
nazwa miasta. Podjechali do bramy miasta. Nie była ona przesadnie wielka, ani
nawet szczególnie zdobiona, ale według słów Ruburescu była to główna droga
wjazdowa do jednego z najważniejszych miast w kraju. Bramy strzegło dwóch
strażników uzbrojonych w długie halabardy. Ubrani w kolczugi pomalowane na
zielono i szare hełmy z osłonionymi przyłbicami. Kupiec pozdrowił ich
podniesieniem prawicy i wjechali nienękani przez nikogo do miasta.
Ulice nie były jeszcze wypełnione
ludźmi - nie wybiło jeszcze południe. Dzięki temu mogli bez przeszkód dojechać
do targu. Znajdował się on dwie - krótkie i wąskie - uliczki od bramy, więc Jun
nie mogła przyjrzeć się zbyt dobrze architekturze miasta. W zasadzie jedynym
budynkiem, który zwrócił jej uwagę był ogromny budynek w kształcie piki, stojący
kilkadziesiąt metrów za targiem.
Na targu rozstawione było kilka
straganów. Stefan zajechał wozem w puste miejsce pomiędzy dwoma z nich.
Podczas, gdy on zajął się rozstawianiem ich stoiska, kobieta postanowiła
przejrzeć co sprzedają inni handlarze. Ich sąsiedzi sprzedawali warzywa i
biżuterię kiepskiej jakości. Dalej znajdowały się stanowiska garbarza,
ceramika, piekarza, wędliniarza oraz stragan z materiałami do uszycia z nich
ubrań. Wreszcie po powrocie Tao zorientowała się w sprzedaży czego wspierać
będzie swojego szefa. Rumburescu handlował bełtami, strzałami, łukami, kuszami,
procami oraz podobnym asortymentem.
Bardzo szybko podjechało do nich
dwóch konnych żołnierzy. Jeden z nich ubrany w czapkę z pawim piórem zamiast
hełmu, poprosił o dokumenty na handel ogólny oraz szczególny - w ich wypadku
bronią. Rumburescu znalazł wymagane papiery i żołnierze szybko się oddalili.
Zaraz po nich nadjechali inni żołnierze. Towarzyszył im duży, pusty wóz,
ciągnięty przez woła. Kupili od Stefana połowę wystawionego towaru. Po ich
odjeździe do głosu w sprzedaży doszła Jun. Swoim urokiem, głosem i urodą miała
zachęcić mieszczan do kupna uzbrojenia. Szło jej to mocno opornie, ale kilku
młodych mężczyzn podeszło do ich straganu. Połowa z nich coś kupiła, reszta
chciała ją poderwać. Po odejściu niedoszłych amantów Ruburescu skrytykował ją
za to, że zbyt szybko odrzuciła ich zaloty.
-
Handel to flirt - tłumaczył nerwowo dziewczynie - musisz wyrwać klienta.
Inaczej nie dam na dukatów. Jeśli spławisz go już na początku, nie kupi od nas
nic. Mów im, że jak kupią coś od nas umówisz się z nimi na pucharek miodu czy
ki chuj wie co - zakończył rozdrażniony.
Stosując się do jego porad, Tao
namówiła później niemal wszystkich, którzy do nich podeszli na zakup kilku
łuków oraz kołczanów pełnych strzał. Dzień kończyli z niemal pustym stoiskiem.
Stefan zamknął je nawet wcześniej niż planował w optymistycznych założeniach.
- Brawo - pochwalił kobietę Rumburescu - teraz
wyjeżdżamy nim twoi adoratorzy przyjadą po to co im obiecałaś - zakończył wiele
znaczącym mrugnięciem.
Wyjechali w pośpiechu, a że wóz w
połowie był opustoszały zrobili to o wiele szybciej niż wjeżdżali. Zmęczona
całym dniem walki o klientów Jun zasnęła tak szybko, że znów nie zdążyła
obejrzeć miasta.
Przez kolejne trzy dni podróżowali
całymi dniami. Śpiąc tylko nocami. Rumburescu bał się, że ktoś ich napadnie i
ograbi z zarobku. Przez pewien czas żałował nawet, że nie wynajął na czas
dalszej podróży jakichś ludzi dla ochrony. Niestety wygrała w nim chęć
powiększenia zarobków. Za utarg w Green dał kilka dukatów towarzyszce podróży,
chociaż sam przygarnął ich cały, sporych rozmiarów mieszek.
Po 3 dniach objechali wokół miasto
Bronze. Z zewnątrz nie różniło się niczym od Green. Jedynym wyjątkiem był kolor
na jaki pomalowano mury - tym razem jak łatwo się domyślić był to brunatny. Co
dziwne droga nie była uczęszczana przez żadną żywą duszę poza nimi. Jun wydało
się to dziwne. Powiedziała o tym kupcowi.
-
Typowe dla tych regionów - zauważył Rumburescu.
-
Twoja nazwisko nie jest typowe dla tego kraju - wypaliła ni stąd ni zowąd kobieta.
Mężczyzna zamyślił się na dłuższą
chwilę. W pewnym momencie zielonowłosa zaczęła nawet obawiać się czy nie
powiedziała czegoś nietaktownego.
-
To prawda - potwierdził wreszcie ponaglając przy tym rumaka trzaśnięciem bata.
-
Skąd, więc jesteś?
-
Z Rumlandii.
-
To czemu tam teraz nie jedziesz?
-
Banicja - odrzekł gorzkim tonem mężczyzna.
-
Za co?
-
Handlowałem ze złem stroną w ostatniej wojnie domowej.
-
Żałujesz? - spytała Jun z dziecinną naiwnością.
-
Nigdy w życiu! - zapalił się handlarz - znajdę jeszcze sposób żeby odpłacić
temu smarkaczowi na tronie i jego psubratom! - wygrażał pięścią w stronę, w
którą jechali.
Dalsza droga minęła im w milczeniu.
Jun domyślała się, że tak na prawdę jest w niebezpieczeństwie. Pamiętała jak na
terytorium Złotej Armii gen. Bason wspominał jej, że Len Tao jest jednym z
największych bohaterów wojennych, a skoro nie opuścił kraju po zdobyciu tronu
przez Marca I, to znaczy że był po innej stronie niż pan Rumburescu.
-
Dlaczego się nie odzywasz? - spytał ją Stefan, kiedy byli już blisko rzeki.
Próbowała zbyć go milczeniem.
-
Wybierasz się za rzekę, tak? - nie ustępował kupiec.
Skinęła głową potakująco.
-
Boisz się, że zrobię ci krzywdę - domyślił się - Spokojnie. Pomogłaś mi w
biznesie, a to daje ci rozgrzeszenie. No chyba, że jesteś bliską znajomą króla.
Znasz go?
-
Nie.
-
No widzisz, to nie masz się czego obawiać - uspokoił ją Rumburescu.
-
Och - kobieta westchnęła z ulgą.
Znów zapadło pomiędzy nimi
milczenie. Powoli zaczął zapadać zmierzch. Jun zaczynała żałować, że nie dojadą
jeszcze tego dnia do rzeki. Widocznie nie dane będzie im to. Powoli ogarniał ją
strach gdzie przenocują.
-
Za godzinę dojedziemy do fortu.
Jun pokiwała głową z radością. Musi
się dowiedzieć jak szybko stamtąd dotrze do rzeki. Im prędzej opuści ten kraj,
tym lepiej dla niej i miała nadzieję jej brata też.
-
Jeszcze dziś możesz przekroczyć rzekę - poinformował ją kupiec.
Rzeczywiście jeszcze przed dotarciem
do bram fortu, odebrał ją patrol dwóch zakapturzonych, zamaskowanych, ubranych
na czarno niczym ninja jeźdźców Fortu Black. Żołnierze nie wiedzieć skąd,
dowiedzieli się o potrzebie odstawienia jej do rzeki. Zrobili to w milczeniu.
Zostawili kobietę tuż przed brodem na drugi brzeg.
Rzeka była ogromna, a bliskość
wpływu do Morza Południowego powodował, że jej nurt był tu szczególnie szybki.
Zapadający powoli zmrok, nie zachęcał do przekroczenia jej w tym miejscu, o tej
porze. Tao była, jednak zdesperowana żeby to uczynić. Powoli chwyciła lejce
swojego konia i delikatnie kopnęła go w boki. Ten ruszył niespiesznie w stronę
Danube.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz