niedziela, 31 stycznia 2016

34. Odwilż



Koniec końców kocha się swą żądzę, a nie to, czego się pożąda

F. Nietzsche
Rozdział 34
Odwilż

            Wysoki, szczupły mężczyzna w sile wieku przechadzał się nerwowo po ciasnej komnacie. Ubrany w zdobny czerwony kontusz i brązowy, skórzany pas. Co chwilę tarł nerwowo dłonią po pochwie swojego oręża. Andriej van Galarescu, bo tak się nazywał ów mężczyzna uczestniczył właśnie w kolejnym spotkaniu rumlandzkiej rady wojenny.

- Co to oznacza, że kapitan Tao natknął się na chorągiew Ordyńców? - spytał Jon van Ionescu.
- Setka naszych sąsiadów zza Zachodu - zaczęła tłumaczyć Namada - zbrojną, zorganizowaną grupą przekroczyła granicę i zaczęła plądrować wsie po naszej stronie.

            Wiśniowe włosy kobieta upięte miała w elegancki kok. Ubrana była w ciemne, przylegające do ciała, obcisłe spodnie, wysokie buty podszyte białym futrem, białą bluzkę z głęboko wyciętym dekoltem, który podkreślał jej duży biust oraz marynarkę w kolorze spodni. Na szyje założyła naszyjnik z białych pereł. Wiedziała, że tak ubrana podobała się mężczyzną. Mimo upływu 38 lat, była dalej niezwykle atrakcyjną kobietą. Teraz także czuła na sobie wzrok tych facetów. Nie chciała przed sobą przyznać, ale pochlebiało jej to. Od dawna brakowało jej mężczyzny. Powoli zdawała się nawet nie zwracać uwagi czy jegomość, który pożera ją wzrokiem jest żonaty czy nie.

- Co zrobimy? - spytał Andriej.
- Generał van Petescu pisze, że wysłał S.O.L.A.R pod północną granicę - rzekł szef wywiadu - on sam, osobiście będzie zwalczał Ordyńców.
- Wasza Wysokość, co postanowisz? - spytał Józef van Danilescu.

            Marc zmarszczył mimowolnie czoło. Jego rządy miały przynieść państwu odprężenie po wojnie domowej i najazdach bestii z Czarnolasu. Tymczasem cały czas musiał zajmować się stabilizowaniem sytuacji, która stawała się coraz bardziej napięta.

- Jak się mają sprawy u Indian? - spytał po chwili milczenia.
- Dumny Orzeł zdobyły aprobatę Mohikanów dla swoich decyzji - tłumaczył van Ionescu - ma już poparcie dwóch dużych i leżących blisko siebie plemion. Mniejsze plemiona leżące w pobliżu Mohikanów i Rudych Kun mimowolnie musiały zaakceptować zmianę sytuacji w kraju.

            Monarcha westchnął ciężko.

- Wyślijmy kogoś z misją do Indian - zaproponował van Galerescu.

            Ayumi rzuciła mu zdziwione spojrzenie. 

- To bez sensu - stwierdziła - dowódca naszej floty tak bardzo boi się wojny, że gotów sprzedać jakiemuś Indiańcowi za mąż Wiktorię lub, którąś z innych szlachcianek.
- O! To dobre - stwierdził Andriej.

            Marc uderzył gniewnie w blat stołu.

- Nikt nie będzie decydował o wydaniu mojej siostry za mąż - zaprotestował.
- Jak to? - zdziwił się Andriej.
- Skończmy to bezsensowne spotkanie - zarządził władca - macie trzy dni na wymyślenie strategii działania!

            Po tych słowach wstał i wyszedł. Jego śladem podążyli pozostali ważni dowódcy. W sali pozostała tylko Ayumi oraz Jon van Ionescu. Brunet patrzał przez okno na topniejący śnieg.

- Ładnie dziś wyglądasz - zaczął rozmowę szef wywiadu.
- To oznacza, że w inne dni wyglądam brzydko? - droczyła się Ayumi.

            Mężczyzna poczuł się wybitnie wytrącony z równowagi, nic już nie powiedział. Machnął ręką i wyszedł.

            Niezrażona zachowaniem niedawnego rywala Ayumi ruszyła w stronę komnat Wiktorii. Doszła tam w mgnieniu oka. Brunetka, była siostrą króla i od niedawna również ciotką następcy tronu. Nic, więc dziwnego, że co niektórzy bardziej tchórzliwi dygnitarze poświęciliby jej cnotę dla dobra królestwa. Nie mówiąc już o wydaniu jej za mąż za jakiegoś podrzędnego Indianina. Namada skarciła się w duchu za myślenie o czerwonoskórych jak o kimś gorszym, lecz wciąż nie potrafiła się wyzbyć części nawyków i zachowań, które były typowe dla Ordyńców.

- Witaj! - krzyknęła w jej stronę Wiktoria, kiedy tylko przekroczyła próg.
- Hej - odparła radośnie.

            Siostra monarchy siedziała na wygodne, obitej czerwonym aksamitem sofie. Ubrana była w długą do ziemi niebieską suknię oraz białe pantofle. Obok niej usadowiła się jej bratowa, Joanna. Królowa trzymała koło serca zawiniątko, wewnątrz którego spał spokojnie przyszły król, Marc II. Para władająca Rumlandią uznała, że dziecko otrzyma imię na pamiątkę ojca, który sprawił, iż ród van Wolfescu stał się najpotężniejszym i przy okazji królewskim rodem.

- Jak się ma malutki władca? - spytała Ayumi.
- Coraz lepiej - odrzekła Joanna.
- Jak zebranie? - zapytała cicho Wiktoria.
- Nienajlepiej - odpowiedziała smutno Ordynka - mamy 3 dnia na wymyślenie planu - dodała i usiadła obok Wiktorii.

            Brunetka położyła jej swoją miękką i delikatną dłoń na ramieniu w geście pocieszenia.

- Będzie dobrze - szepnęła.
- Jasne - zgodziła się Namada - Jon van Ionescu próbował mnie poderwać po spotkaniu - dopowiedziała mimowolnie obojętnym tonem.
- I co? - spytała równocześnie kobiety.
- Nic. Nie jest w moim typie. Nie chcę dzieciaka brać do łoża.
- Aleś wybredna - zażartowała Joanna.

            Ayumi nic nie odpowiedziała. Konflikt pomiędzy Lenem Tao, a młodym van Ionescu przełożył się na cichy konflikt pomiędzy jego przyjaciółką, a tym ostatnim. Dopiero niedawne wydarzenia związane z zastraszaniem kapitana Tao i pomoc jakiej udzielał Jon Namadzie pozwoliły załagodzić relację między nimi.

- Nie bardziej niż twoja bratowa, wasza wysokość - rzekła wreszcie Ayumi.

            Twarz Wiktorii zalał uroczy rumieniec.

- Czekam na miłość - wydukała zawstydzona ciotka następcy tronu.
- Ta - przytaknęła jej Joanna.

            Ayumi postanowiła, że nie chcąc zawstydzać o wiele młodszej koleżanki dalej nie będzie opowiadać o tym na co ona czeka.

- Chodźmy na imprezę - zaproponowała niespodziewanie.

***

- Len napisał, że wyrusza na północ.
- Po co? - spytała szatynka.
- Nie znasz go - zauważyła różowowłosa - nigdy nie powie więcej niż to koniecznie.

            Ela wzruszyła w odpowiedzi ramionami. Jednym ruchem zrzuciła z siebie szkolny mundurek i stała na środku pokoju tylko w bieliźnie. Podeszła do szafy i zaczęła gorączkowo przeszukiwać jej zawartość.

- Znowu wychodzisz z Horią? - spytała Karolina Andrea.

            Potwierdziła ruchem głowy i szukała dalej. W końcu wyjęła krótką, czerwoną sukienkę, obszytą od dołu czarnymi         falbankami.

- Idziecie z nami? - spytała przyjaciółek.
- Dokąd? - zapytały równocześnie.
- Mamy przerwę między semestrami - stwierdziła Elka - i Wiktoria jest w mieście!

            Dziki aplauz wypełnił pokój studentek. W mgnieniu oka pozostałe dwie koleżanki również zabrały się za szukanie odpowiedniego stroju.

***

            Propozycja Ayumi spotkała się z życzliwą reakcją Wiktorii i Joanny, lecz był pewien problem. Jako królowa i jej bratowa nie mogły tak po prostu iść na miasto i się upić. Koniec końców postanowiły wypuścić się w miasto pod przykrywką. Wyjątkiem była Joanna, która nie mogła opuścić Szponów Króla.

            Ayumi szła właśnie, ubrana jak na spotkanie rady wojennej, przez jeden z korytarzy w pałacu, kiedy za jej plecami rozległ się dwuznaczny gwizd. Postanowiła nie reagować na potencjalnego adoratora. Szła walcząc ze sobą by się nie obrócić. Kusiło ją to bardzo, zwłaszcza że czuła jak tajemniczy mężczyzna pożera jej pośladki wzrokiem.

- Gotowa? - spytała ją Wiktoria, kiedy doszła do pustej komnaty gdzie miały się spotkać.
- Jasne - odparła radośnie.

            Dopiero potem spojrzała na Wikę. Młoda dama ubrana była w szarą spódnicę, białą, prostą koszulę z długimi rękawami. Na wszystko naciągnęła długi do kostek - jeszcze nie zapięty - ciemnoszary płaszcz, z wysoko postawionym kołnierzem. Szyje owinęła grubym, białym szalem z owczej wełny. Charakterystyczne, podkreślające jej oczy czarne oprawki okularów zastąpiła kasztanowymi. Włosy spięła z tyłu, tak by wyglądały na o wiele krótsze niż były w rzeczywistości. Udało się to osiągnąć całkiem nieźle. Pomimo to dziewczyna dalej była niezwykle atrakcyjna.

            - Idźmy - oznajmiła siostra króla.

***

            Tamara, Karolina Andrea oraz Elka z Horią, który na dobre już rozstał się z największą rywalką swojej partnerki, czyli Sophie van Amarenescu, ruszyli na miasto. Horia ubrał się w swój wyjściowy strój. Karolina Andrea przyozdobiła się w ten sam strój, który miała na sobie podczas rozejścia się Tamary i Rufusa Szkwała. Ubrana w czarną, obcisłą sukienkę z zamkiem wzdłuż lewego pośladka, zdawała się prowokować z każdym krokiem do rozpięcia go. Do tego ciemne rajstopy i biały sweter. Tamara wolała odziać się w podobną do koleżanki czarną spódniczkę tylko bez zamka. Do tego czarny sweter i ciemne rajstopy. Lubiąca się odróżniać od reszty Elka wybrała czerwoną mini i gorset o odrobinę jaśniejszym odcieniu oraz białą bluzkę.

            Dziewczyny zebrały się w gospodzie "U Korsarza" tuż za Szponami króla. Zajęły jeden z wolnych stolików i zamówiły dwa dzbany półsłodkiego, czerwonego wina.

            Wnętrze głównej sali było niemal puste. Siedziało w niej tylko kilkoro stałych bywalców. Głośne odgłosy ich zabawy słychać było jeszcze przed wejściem.

- Kiedy będzie Wika? - spytała Tamara.
- Niedługo - odparła Ela i zatonęła w ustach swojej męskiej zdobyczy.

            Wiktoria przybyła w towarzystwie Ayumi i dwóch żołnierzy w przebraniach jakieś pół godziny później. Strażnicy usiedli w odległym kącie sali i zamówili sobie dzban rozcieńczanego wina, czym narazili się na szydery ze strony stałych bywalców gospody. Nie wzięli sobie, jednak tego do serca. Mieli zadania i musieli je wykonać.

            W czasie, kiedy żołnierze rzucali gniewne spojrzenia na pijanych mieszkańców stolicy, Ayumi i Wika przywitały już wszystkie koleżanki i Horię. Tamara wyraźnie cieszyły się widząc pierwszy raz od dawna swoją ordyńską przyjaciółkę.

- Słyszałam, że miałaś faceta - zagadnęła ją Namada, siedząca na przeciwko niej.
- Chłopca - poprawiła ją rozluźniona pod wpływem wina nastolatka.
- Zawsze coś - skwitowała Elka.

            Ayumi obrzuciła ją dziwnym spojrzeniem, które wyrażało coś jakby... zazdrość. Żadna z zebranych kobiet nie postanowiła drążyć tematu, a sama szatynka powróciła do obściskiwania z Horią. Tylko Wiktoria robiła zgorszoną minę, kiedy dłoń chłopaka wpełzła pod bluzkę jej przyjaciółki.

            Półtorej godziny później każda z nich była już dobrze wstawiona. W między czasie sala zapełniała się powoli gośćmi. Kilku samotnych mężczyzn patrzyło na grupę samotnych kobiet z pożądaniem.

            Ayumi postanowiła spróbować sił i wyrwać któregoś z nich. Wiedziała, że w porównaniu z młodszymi koleżankami ma znacznie mniejsze szanse, jeśli któraś spróbowałaby rzucić jej wyzwanie i podbić do tego samego faceta. Miała jednak o wiele większe doświadczenie i chciała czegoś innego niż młode. Nie szukała młodziaka, któryby tylko dobrze "przetrzepał jej co trzeba" - jak nazywała to w myślach. Chciała znaleźć kogoś, z kim mogłaby się spotykać na poważnie.

            Zdecydowała się zagadać umięśnionego, bruneta, o wydatnej szczęce. Stał przy barze i sączył spokojnie ciemne piwo. Wybór jego trunku zaskoczył Ayumi. Zamówiła jasny, pszeniczny browar.

- Mogę się przysiąść? - spytała go.

            Obrzucił ją zdumionym głosem, lecz nie zaprotestował. Uznała to za znak zgody. Usiadła obok i chlusnęła potężny łyk piwa. Widocznie zrobiła tym wrażenie na mężczyźnie, gdyż ten powiedział wreszcie:

- Jestem Jospeh.
- Ayumi - odrzekła trzydziestoośmiolatka.

            Uścisnął jej mocno dłoń. Był silny, a jego ręce wyglądały na spracowane. Miał dobrze widoczne żyły. Paznokieć na małym palcu miał stłuczony w pajęczynkę.

- Jestem kowalem - wyjaśnił widząc pytający wzrok kobiety.

            Ela w tym czasie tańczyła z Horią. Student stał się najbardziej znienawidzonym facetem w knajpie. Większość jej bywalców była zauroczona jego partnerką. Widząc to chłopak postanowił nie brylować dalej na parkiecie. Wrócił trzymając się za ręce z szatynką do zajmowanego przez jej przyjaciółki stoliku.

            Wyraźnie już pijana Tamara tańczyła z jakimś nastolatkiem na boku sali. Karolina Andrea, która wraz z Wiktorią była najbardziej trzeźwa uległa wreszcie namową około trzydziestoletniego nieznajomego i ruszyła z tańczyć do lecącego akurat wolnego kawałka. Tylko siostra króla siedziała smutna przy stoliku.

- Co jest Wika? - zagadnęła ją Ela.
- Wy macie powodzenia, a ja nie - rzekła z wyrzutem brunetka.
- Bo robisz się bardziej święta od kapłanek.
- To źle, że nie chcę zdjąć majtek przed pierwszym lepszym? - warknęła oburzona.
- Nie, ale pamiętam, że kiedyś byłaś inna.
- Byłam.
- Dlaczego? - spytała zdziwiona szatynka - skąd ta zmiana? - dociekała Elka.
- Mój brat został królem - powiedziała trochę z dumą, a trochę z żalem Wiktoria - nie chcę żeby mówili o mnie "Rozwarta Księżniczka" - wyjaśniła myśląc o tym jak ludzie nazywają żonę pułkownika van Nicolescu.

            Ela nie odpowiedziała. Nalała im wina i wychyliła swoją porcję jednym ruchem. Wika w tym czasie rozejrzała się po sali. Ayumi obściskiwała się z niedawno poznanym mężczyzną. Tamara kołysała się w ramionach jakiegoś chłopaka. Jej znajoma blondynka próbowała wyrwać się z łap na zbyt wiele sobie pozwalającego w tańcu mężczyzny. Księżniczka szczerze jej współczuła.

- Wika - jej obserwacje przerwał głos Eli - jak chcesz idź do domu. Widzę, że źle się tu czujesz - poleciła szatynka - odwiedzimy cię niedługo - obiecała na koniec.
- Ok - odpowiedziała Wiktoria beznamiętnie - Dobranoc - powiedziała i przytuliła przyjaciółkę na pożegnanie.

            Chwilę później Karolina Andrea powróciła do stolika. Szczęśliwa z wyzwolenia się wreszcie od namolnego partnera w tańcu.

- Gdzie twoja koleżanka? - spytała Eli.
- Źle się tu czuła i poszła - wyjaśniła obojętnym tonem.
- Czemu?
- Jest jeszcze bardziej święta niż ty - powiedziała wyjątkowo bez oskarżenia w głosie.
- To chyba źle, bo poszli za nią ci dwaj z drugiego końca sali - zauważyła blondynka.

            Zszokowana Ela podniosła wzrok. W miejscu, o którym mówiła Karola siedzieli wcześniej strażnicy pilnujący bezpieczeństwa członkini królewskiej rodziny.

- Ty nie wiesz - powiedziała z niedowierzaniem - to była Wiktoria, siostra króla.
- Coooooooooo? - przerwał jej jęk Horii.
- To nie dziwi mnie jej zachowanie - przytaknęła ze zrozumieniem blondynka.

            W tym momencie do stolika podszedł jej niedawny adorator. Ponownie prosił ją do tańca, przepraszając przy tym za swoje wcześniejsze zachowanie. Dziewczyna pozostawała nieugięta. 
 Wkrótce i ona - wraz z Tamarą - opuściła ten przybytek.

- Nie idziesz z nimi? - Ayumi spytała Eli po powrocie do stolika.
- Nie - odrzekła tamta - mam wolne - dodała uśmiechając się lubieżnie.

            Oczy Eli szkliły się jakby sama wypiła wiadro wina. Nie było to dalekie od prawdy. Przesiadła się na drugą stronę stołu. Położyła dłoń na udzie Ayumi i przejechała po nim delikatnie. Namada była w takim szoku, że nawet nie zareagowała. Tymczasem druga dłoń Eli spoczęła na dole jej pleców. Do głębi jej głowy doszło pijackie, bezpośrednie pytanie Eli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz