niedziela, 31 stycznia 2016

33. Generał



"Bez jed­nej choćby ra­ny to jeszcze nie miłość. "
Jan Twardowski
 
Rozdział 33
Generał
 
- Kłamie - wtrącił jeden z żołnierzy.
- Dokładnie tak -poparł go starszy oficer.
- Skąd ta myśl? - spytał ze szczerym zdziwieniem ich dowódca.
- Nigdy pana nie poznał - wyjaśnił oficer.
- Nie jest, jednak głupi - powiedział w odpowiedzi generał.

            Len wciąż stał przed van Petescu. Jego ludzie tkwili w rowie i byli gotowi do walki. Żołnierze szefa rumlandzkiej armii również. Część z nich nie aprobowała obecności kapitana Tao, co więcej była mu jawnie wroga. Pytanie skąd i dlaczego średnio obchodziło chłopaka w tej chwili.

- To prawda - potwierdził Len, choć mało kto wiedział komu i na co przytakuje. - Widziałem pana generała na Konwencie Seniorów Wielkich Rodów, nie tak znowuż dawno temu.
- Zgadza się - uciął van Petescu. - Pojedziesz z nami? - zwrócił się do Tao.
- Nie mamy czym.
- W takim razie, któryś z żołnierzy małej wiary odda ci swojego konia.

            Len przytaknął na to z błyskiem w oku.

- Potrzebuję trzech koni.
- Załatwione - zgodził się van Petescu.

            Wkrótce przed Lenem stanęły trzy rumaki. Wszystkie były białe z nielicznymi brązowymi ciapkami. Wtedy Len polecił swoim ludziom przyprowadzić Akiko i Natkę. Kobiety pojawiły się kilka minut później prowadzone przez jednego ze starych żołnierzy Tao.

- Co to? - zdziwił się jeden z żołnierzy generała.
- Kobiety - wyjaśnił ironicznie Len.
- Porucznik Akiko Namada - przedstawiła się Ordynka na wygnaniu.
- Natasza - szepnęła cicho brunetka.
- Nie wyjawisz nam nazwiska ślicznotko? - dopytywał nachalnie jeden z szeregowych.

            Zaraz po ostatnim słowie, rozległ się szczęk rozkładanego Miecza Błyskawicy. Sekundę później kapitan Tao stał już przy żołnierzy przykładając mu ostrze do szyi. Pojedynczy towarzysze broni nieszczęśnika chcieli sięgnąć do pochew, lecz dowódca dał im znak ręką aby tego nie robili.

- Lepiej przeproś - krzyknęła radośnie Akiko.

            Mężczyzna zgodził się.

- Przepraszam szlachetna panienko! - pisnął rozpaczliwie w stronę Nataszy.
- Tak lepiej. - powiedział Len i odszedł od niego, składając przy tym miecz.

            Generał nie skomentował zachowania oficera. Nie jeden na jego miejscu ukarałby złotookiego za takie zachowanie, lecz nie on. Van Petescu podziwiał na swój sposób tą zapalczywość i impulsywność, którą na tle innych oficerów podobnego stopnia wyróżniał się Tao.

- Możemy jechać? - spytał w końcu młodzieńca.
- Tak jest.

            Kilkudziesięciu żołnierzy generała van Petescu wraz z nim, Lenem, Akiko i Natką ruszyło na północ. Dowódca jechał na przedzie wraz z gośćmi z elitarnej chorągwi. Podróż minęła im w milczeniu. Jechali przez dobre pół godziny, kiedy dotarli do niewielkiego miasteczka, w którym rozbiła się rumlandzka armia.

- Zapraszam do mojej siedziby - rzekł van Petescu.

            Zaprowadził ich do piętrowego, murowanego domu z drewniano- słomianym, strzelistym dachem. Generał otworzył drzwi i gestem zaprosił ich do środka. Wąskim korytarzem poprowadził gości do dużego salonu. Tam wskazał kobietom sofę, a Lena zaprosił na fotel przy kominku. Sam usiadł na drewnianym krześle przy stole.

            Dopiero teraz Tao mógł przyjrzeć mu się bliżej. Był to mężczyzna w sile wieku, około pięćdziesięciu lat. Krótkie blond włosy miały tu i ówdzie ślady siwizny. Wojskowa kariera dobrze wpłynęła na sylwetkę szefa północnej armii. Pod ubranym przez niego żółtym swetrem widać było zarys mięśni.

- Domyślam się, że panna Nataszka jest twoją narzeczoną, kolego kapitanie - powiedział niezobowiązująco van Petescu.
- Nie.
- Nie zaręczyliśmy się - wyjaśniła czerwieniąc się Natka.
- No cóż jesteście młodzi wszystko przed wami.

            Len zdawał się bardzo spięty tematem, od którego generał postanowił zacząć ich rozmowę. Nie chciał, jednak po raz kolejny wypaść na buca przed przełożonym i nie wypowiedział ani słowa na ten temat.

- Len... - głos Akiko sprowadził go na ziemię.
- Tak? - spytał średnio przytomnie.
- Nie śpimy, gadamy.
- O czym?

            Zebrani zareagowali na to zbiorowym załamaniem.

- O tym po co was tu ściągnąłem - poinformował van Petescu - o wrogach - dodał.

            Na twarzy Tao pojawił się grymas. Nie musiał mu tego tłumaczyć jak dziecku!

- Słuchamy - rzekł - panie generale - dorzucił bardzo szybko.
- Ordyńcy zaczęli plądrować nasze wsie! - zaperzył się generał - nie atakują w dużych gromadach...
- Moi ludzie natknęli się dzisiaj na gromadę w liczbie jednej chorągwi - przerwał mu chłodnym tonem Len.
- Co?
- Potem wpadliśmy tam w większej liczbie i rozwiązaliśmy problem.
- Nie rozumiem.
- Ich obozowisko opustoszało po naszej wizycie - wyjaśnił z dumą Len.
- Chwilowe rozwiązanie. - zauważył generał - To co mówisz jest, jednak bardzo niepokojące. Oznacza, że poczuli się bardziej pewni siebie lub... van Nicolescu z Filipem są już blisko.
- Z całym szacunkiem, ale to bzdura - wtrąciła Namada.
- Dokładnie - potwierdził Len - ten stary dureń jest idiotą, ale nie aż takim żeby wjechać do kraju z obcym wojskiem. On wie, że lud go za to znienawidzi.

            Generał zamyślił się na chwilę.

- Skoro to nie to, to po co to robią?
- Próbują siać popłoch - wyjaśnił Tao.

            Namada spojrzała na niego porozumiewawczo. Oboje wiedzieli już co zamierzają wrogowie.

- Co z tym Skandynawami? - spytała Namada - plądrującymi nasze północe rejony - dodała widząc nie zrozumienie na twarzach przyjaciół oraz generała.
- Nic - odparł stary oficer.

            Twarz Lena pociemniał gniewnie. Nie dopuszczał do siebie myśli, że mógł jechać tak daleko od stolicy kompletnie na darmo. Banda Ordyńców nie była przecież warta wyjazdu jego elitarnej chorągwi ze stolicy!

- Jeśli wolno - wtrąciła ostrożnie Natka - my przyjechaliśmy żeby ich spacyfikować.
- To prawda - potaknął van Petescu.
- Co mamy, więc robić? - spytała Akiko.

            Rumlandczyk spojrzał głęboko w oczy kapitana Tao. Ten poczuł się w tej sytuacji wyjątkowo niekomfortowo. Czuł, że generał pragnie w tym momencie nie tylko dojść do wniosku o czym myśli, ale także spenetrować najbardziej niedostępne dla nikogo zakamarki myśli złotookiego.

- Czy słyszał pan kapitanie kiedyś o mocy posiadanej przez niewielu spośród nie magicznych istot na tym kontynencie? - zagadnął go wreszcie.
- Nie.

            Akiko Namada spojrzała z niedowierzaniem to na Tao, to na jego zwierzchnika. Nie trudno było się domyślić, że ona doskonale wiedziała o czym chce opowiedzieć doświadczony oficer.
- Co to takiego? - spytała także zaciekawiona Natasza.

- Zapewne spotkałeś kiedyś jakiegoś czarodzieja... - zaczął generał.

            Len przypomniał sobie wtedy swoje pojedynki z Bartym Crouchem. Swoją sromotną klęskę podczas pierwszego starcia oraz śmiertelną porażkę wroga w wyniku rewanżu. Pamiętał też, że to przez czarnoksiężnika straciła jednego ze swoich dwóch najbardziej wiernych podopiecznych. Szczerze wierzył, że już więcej nie będzie musiał walczyć w tym świecie z kimkolwiek posiadającą moc magiczną.

- Len? - głos ukochanej sprowadził go na ziemię.

            Spojrzał na nią pełnym troski wzrokiem. Wiedział, że gdyby Crouch w dalszym ciągu znajdował się wśród żywych, spróbowałby uderzyć w Lena poprzez nią. Za pewne tak samo zrobiłby płk van Nicolescu i banda jego ordyńskich przydupasów. Migiem postanowił za nic w świecie do tego nie dopuścić. Choćby miał zginąć, nikt nie tknie Natki.

- Spotkałem - rzekł wreszcie.

            Van Petescu spojrzał na niego znów badawczym spojrzeniem.

- Wiesz, więc mój drogi, że mają oni niespotykane wśród nas, zwykłych ludzi, moce.
- Yhm.
- Wąskie grono ludzi potrafi za pomocą nadprzyrodzonych mocy przywołać swój oręż- wyjaśnił generał.

            Złotooki spojrzał na tradycyjnie zatknięty za swoim pasem Miecz Błyskawicy. Nigdy nie próbował przywołać go do siebie bez dotyku. Dał sobie spokój z działaniami niewerbalnymi jeszcze przed opuszczeniem poprzedniego świata. Od czasu do czasu wciąż powracał w myślach do tego okresu swojego życia. W Międzymorzu nie wpadł jeszcze na pomysł jakby użyć swoich sił poza fizycznych żeby móc walczyć jeszcze lepiej.

- Jak to osiągnąć? - spytał w końcu.
- Musisz mieć wyjątkową więź między sobą, a swoim orężem.
- To moja rodowa broń - wypalił nagle Tao - tylko ja potrafię ją rozłożyć.

            Van Petescu spojrzał na niego z zaskoczeniem. Widać było, że wpadł na ten sam pomysł, który nawiedził właśnie kapitana chorągwi S.O.L.A.R.

- Jesteś na dobrej drodze - potwierdził przypuszczenia Lena.
- Yhm.
- Chcę żebyś pojechał na północ - oznajmił nagle van Petescu - tam będziesz mógł doskonalić swoje zdolności fizyczne i nie tylko - wytłumaczył widząc zdziwienie zebranych - poza tym... Może natkniesz się na kogoś, kogo chciałbyś zabić.
- Pan czyta w myślach? - zdziwiła się Natasza.
- Zwyczajnie znam się na ludziach - odpowiedział - trochę już żyję na tym świecie.

            Niebawem temat ich rozmów zszedł na aktualne wydarzenia z życia wyższych sfer. Tao nie interesował się tym zbytnio, a i Natka jako prosta kobieta ze wsi, nie dała rady zbyt długo o tym dyskutować. Wobec tego bardzo szybko udali się na spoczynek, do małego i ciemnego 
pomieszczenia, służącego za piwnicę.

- Len - odezwała się Natasza.
- Co? - warknął zamyślony chłopak.
- Ja chciałam tylko... - zaczęła się tłumaczyć łamiącym się głosem kobieta.
- Ciii - położył jej palec na ustach - zamyśliłem się - wyjaśnił i pocałował ją.

            Jego pocałunek był długi i niezwykle namiętny. Natasza już dawno nie czuła czegoś takiego ze strony chłopaka. Zdawał się pochłaniać ją swoimi ustami i umysłem. Czerpał przyjemność z każdej sekundy podczas, której ich usta i języki dotykały się. Nim Natasza zdążyła cokolwiek odrzec, jego ręka pozbawiła ją wierzchnich ubrań. Stała przed nim ubrana tylko w beżową, koronkową bieliznę.

- Ja... - powiedział znowu chłopak.

            Zniecierpliwiony, rozpalony wzrok ukochanej odebrał mu głos. Ponownie pogrążyli się w swoich ustach. Tym razem jedna z dłoni brunetki utknęła w jego włosach, a druga pozbawiała ubrań powyżej pasa.

            Len podniósł ją do góry i położył ostrożnie na posłaniu. Ktoś nie znający go tak dobrze jak Natasza, nie podejrzewałby chłopaka nigdy o taką delikatność. Nim dziewczyna się zorientowała usta Tao składały całusy na jej ciele zaczynając od szyi i schodząc coraz niżej. Poczuła jak wilgotnieje coraz bardziej. Kiedy jego język dotknął jej pępka wydała z siebie głośne westchnienie. Zachęcony tym Len jednym ruchem zdarł jej majtki i pogrążył się w dolnych wargach ukochanej.

            Dawno już nie spędzili tak upojnej nocy. Istnieli tylko oni. Nikt i nic nie mógł im przeszkodzić. Kiedy skończyli Len jeszcze długo wpatrywał się w oczy Natki.

- Jaa... - zaczął ponownie.
- Słucham Len? - próbowała zachęcić go do dalszych rozmów.

            Spojrzał jej głęboko w oczy jak jeszcze nigdy w życiu.

- Kocham cię Natka - szepnął prawie niedosłyszalnie.
- Też cię kocham Len - odparła kobieta z uroczym uśmiechem na twarzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz