niedziela, 24 listopada 2013

36. Inne oblicze wojny



Rozdział 36
Inne oblicze wojny

                                          Bal przybrał kompletnie nieoczekiwany obrót. Herold przeczytał manifest króla, ale ani Akiko ani Len nie brali udziału w ogólno-powszechnej dyskusji o jego poszczególnych punktach i o tym co się kryje pod ogólnikowymi zapowiedziami. Podchmieleni entuzjaści nowego monarchy wyrażali się o nim w samych superlatywach. Zwolennicy starego systemu, który mógł się w każdej chwili zawalić cicho szeptali o obawach jakie żywili wobec reform, które Marc I mógł wprowadzić. Skrajna część sceptyków mówiła o dokonaniu szybkiej rewolty do księcia Filipa, przy jednoczesnych formowaniu nowych oddziałów dla niego. Pechowo dla tej części gości balu, zostali oni szybko namierzeni przez ludzi lojalnych królowi i zostali nieco brutalnie aresztowani i odprowadzeni do miejskich lochów przez partyzantów Lena, którzy pełnili właśnie wartę wokół sali balowej.

                                          Robert van Dojnal wysłuchał przemówienia w spokoju. Gdy wybuchł ogólny gwar wśród gawiedzi pogrążył się w ożywionej dyskusji z Danutą van Kresuescu, której kontakty z Lenem ostatnimi czasy stały się wyjątkowo chłodne. Tuż za panią z kresów południowych, stał jej młody, rudy i umięśniony partner. Osiłek napinał głupio mięśnie i spoglądał z pożądaniem na tyłek szlachcianki - wcale się z tym nie krył. Budziło to powszechne zniesmaczenie gości, ale młokos nic sobie z tego nie robił. Kiedy przemieszczający się ludzi stali na tyle blisko by nikt poza nim nie widział tyłka ani Danuty, dotykał go dłonią, głaskał i ściskał. Wtedy Danuta przybierała albo chłodną albo uśmiechniętą minę.

                                          W innej części sali Akiko i Lem stali w otoczeniu Archibalda i Tatiany van Dojnal, syn namiestnika miasta Robert i jego partnerka Żaneta oraz starszy właściciel fabryki zabawek. Członkowie rodu panującego w mieście dyskutowali o tym co manifest może zmienić w sytuacji ich rodu oraz co w związku z tym zrobi głowa ich rodu. Żaneta niezainteresowana polityką plotkowała z siwym dyrektorem o jego fabryce i zabawkach jakie się w niej aktualnie wyrabia. Lisa poszła na chwilę do innych uczestników uczty.

                                          Nikt nie zwracał uwagi na Lena i Akiko. Mogli, więc w spokoju pogadać, bez obaw, że ktoś im przeszkodzi bądź będzie podłuchiwać.

- Przeczytasz wreszcie ten list? - zaczęła Namada.
- Tak - odparł złotooki - co to może być ten S.O.L.A.R? - zapytał beznamiętnie.
- Nie wiem. Im szybciej przeczytasz, tym szybciej się dowiesz i mi opowiesz.

                                          Len pogrążył ostrożnie wyjął list, choć starał się zrobić to tak żeby wyglądało na to na niedbale wykonaną czynność. Przeczytał list dwa razy, żeby upewnić się czy dobrze zrozumiał o czym pisze do niego Jego Wysokość Marc I.

- I co? - Akiko przerwała mu kiedy chciał trzeci raz czytać dokument.
- Ruszamy na wojnę.
- Jak to? Kiedy? Gdzie? A teraz na niej nie jesteśmy? - zadawała setki pytań.
- Wolniej - otrzeźwił ją chłodny głos Lena - zaraz ruszamy. Zajmiemy się tymi, którzy chcieli spiskować wobec króla. Potem zbieramy chorągiew i idziemy w pole.
- W pole?
- W teren, a dokładniej znowu do lasu.
- Pierwszy raz powiedziałeś o nas chorągiew - zauważyła Akiko.
- Bo jesteśmy nią teraz. Tu jest napisane, że król przekształca Samodzielny Oddział Leśny ANR w Specjalny Oddział Leśny Armii Rumlandzkiej. Mianuje też mnie kapitanem i pozwala wyznaczyć troje poruczników.
- Co?! - krzyknęła ze zdziwieniem Akiko.

                                          Ludzie wokół spojrzeli na nią zaskoczeni. Len spytał ich mało parlamentarnie czy coś im się nie podoba i dali jej spokój. Czasem od czasu do czas ktoś rzucił okiem na tę parę, ale nie próbował się odezwać lub spoglądać zbyt długo. bowiem groziło to wybuchem świeżo mianowanego kapitana.

- Akiko Namada - mówił Len oficjalny tonem - czy zechcesz przyjąć stopień porucznika AR i być moim oficerem w chorągwi S.O.L.A.R?
- Tak, tak i tak - piszczała jak małe dziecko matka dwójki dzieci.
- Co na to twoja rodzina?
- Sprowadzę ich do Rumlandii albo postaram się załatwić z królem żebyśmy mogli działać w okolicach tych co teraz.

                                          Len spojrzał na nią dziwnym wzrokiem. Akiko nie mogła zrozumieć o czym myśli Tao i dlaczego nie wyraził aprobaty dla jej planów.
- Chodźmy - powiedział.

                                          Akiko podążyła za Lenem pomiędzy balowiczami. Myślała o swoich dzieciach i mężu. Brakowało jej go bardzo. Była szczęśliwa z powodu zostania oficerem i zostania obywatelem kraju, w którym od kilku lat przebywała częściej niż w domu, ale mimo to brakło jej męża. Co prawda często zdradzała go przez te wszystkie lata, jednak on o niczym nie wiedział i dalej był kochany, kiedy się spotykali. Poza tym on też z pewnością nie był aniołkiem pod jej nieobecność.

- Jesteśmy - Len wyrwał ją z zamyślenia - Linescu idź zwołaj naszych ludzi. Mają być ustawieni w dwuszeregu pod naszym domem. Weź też dobierz ludzi od van Dojnala. Razem z tobą i Akiko ma być stu żołnierzy. Przestajemy dziś być partyzantami - rozkazywał i oznajmiał kolejne fakty w pośpiechu - wyruszamy jak tylko skończymy z tymi... niedoszłymi sabotażystami, zdrajcami i wrogami narodu.
- Tak jest! - odparł nowy porucznik.

                                          Akiko nawet nie zauważył, kiedy Linescu przybył do nich, został oficerem - tak jak i ona. Widziała tylko jak salutuje kapitanowi Tao i odchodzi.

- Wchodzimy - zakomunikował Len.

                                          Znaleźli się w małym pomieszczeniu. Było tu niezwykle ciemno. Namada widziała tylko ciemne kształty ludzkich sylwetek na posadce. Było ich siedem może dziesięć. Akiko nic nie widziała poza ich zarysami. Co innego Len.

- Światło - rozkazał.

                                          Momentalnie na ścianach zapaliły się świece. W każdym koncie pokoju stał halabardnik. Przy drzwiach było och kolejnych dwoje i za pewne paru było na za drzwiami, które jeden z nich właśnie zamknął z głośnym hukiem.

- To oni?
- Tak - warknął Len. Jego ton głosu zdradzał pogardę dla więźniów i coś czego kobieta nie słyszała nigdy w jego głosie. Bała się tego czegoś, chociaż sama nie potrafiła się domyślić co oznacza nutka tego czegoś.

                                          Spojrzała na wrogów króla. Byli to różni ludzi. Jedyna stara kobieta siedziała na chłodnej posadzce najbliżej nich. Na materiale jej sukni znajdował się herb - skrzyżowane miecze na fioletowym tle. Akiko nienajlepiej znała się na symbolach poszczególnych rodów, ale nie przypominała sobie by taki herb widziała w otoczeniu króla, królowej i wojsk dawnej ANR.

                                          Za nią siedziały trzy młode kobietki - dwie brunetki i ruda. Miały blade cery i przerażone twarze. Zapewne nie miały zamiaru wszczynać buntu przeciw Jego Wysokości i trafiły tu przez przypadek albo znalazły się w złym miejscu o niewłaściwym czasie.

- Jedną czarną i rudą wezmę osobiście - oznajmił Len, nim przyjrzała się pojmanym facetom - Akiko ty pogadasz z tą starą i drugą brunetką. Tych bez mózgom przyjrzymy się razem.

- Dobrze.
- Straż wyprowadzić je do drugiej sali.

                                          Pilnujący do tej pory halabardnicy opuścili czubki swoich broni na wysokość pasa i wykonali rozkaz Lena. Prowadzili dziewczyny dotykając od czasu do czasu ostrzem swej broni ich pleców. Z pewnością nie było to miłe, ale Len zaraz je wypuści - przecież takie przerażone białogłowy nie mogły nic zrobić! Tak przynajmniej powtarzała sobie Akiko. Len wyszedł tuż za nimi, zostawiając swoją pelerynę dla Namady.

- Chłodno tu - wyjaśnił jej.

                                          Akiko kazała innym strażnikom wyprowadzić pozostałe dwie kobiety. I sama wyszła za nimi do sali będącej naprzeciw dotychczasowego pomieszczenia, w którym je przetrzymywano.

                                          W środku czekał adiutant Lena - Dave. Czternastoletni chłopak o blond włosach, ubrany był w białą koszulę i beżowe spodnie. Kiedy strażnicy wprowadzili podejrzane, przywiązał je do krzeseł. Dopiero teraz Akiko zwróciła uwagę, że znajdują się w małej sali tortur. Na stole pod jedną ze ścian leżały okropnie wyglądające przedmioty służące do zadawaniu bólu, wyrywania paznokci i robienia innych tortur.

- Dobrze, że nie ma tu łóżek i machin - szepnęła sama do siebie.
- Te są w sali, w której nikogo dziś nie będzie się przesłuchiwać - wyjaśnił blondyn, który widocznie słyszał co szeptała.
- To dobrze.

                                          Akiko przystąpiła do rozmowy z kobietami, ale te były w zbyt dużym szoku żeby powiedzieć cokolwiek sensownego. Bały się też halabardników.
- Wyjdźcie - rozkazała im Namada.

                                          Zrobili to choć niechętnie. Ciekawe jak Len się za to zabrał. Mam nadzieję, że jest na tyle trzeźwy, że nie zrobi żadnej głupoty. Powinnam była być tam z nim i go pilnować... ale... to mój dowódca. Jak mogłabym mu się sprzeciwić i okazać bunt, brak szacunku zaraz po tym jak mnie nominował? - myślała.

- Jak się nazywacie? - zapytał ostro Dave.

                                          Nie odpowiedziały.

- Imiona! - ryknął na nie, swym dziecinnym głosem.

                                          Znów bez odpowiedzi.

- Nie tak - rzekła Akiko - stań gdzieś z boku i się przyglądaj. Jesteście z Rumlandii, prawda? - zwróciła się ku kobietom.

                                          Pokiwały nieśmiało głowami, a Dave odszedł do kąta. Jego odejście wyraźnie pozwoliło się im rozluźnić. Twarz brunetki przybrała wreszcie nie tyle normalne barwy, co stała się mniej blada.

- Możecie nam powiedzieć jak macie na imię? - spytała uprzejmie.
- Aaaniela i... - wydukała stara, ale dalszą część jego wypowiedzi nie mogła dojść do niczyich uszu, bo z zewnątrz dobiegły krzyki jakiejś dziewczyny.
- NIE! NIE! JA NIE CHCĘ! ZOSTAW MNIE! NIE! NIE CHCĘ! PROSZĘ! BŁAGAM CIĘ!
- Co tam się dzieje?! - Akiko krzyknęła do blondyna stojącego w kącie.
- Przesłuchanie.
- Nie rozumiem.

                                          Drzwi otworzyły się z hukiem i do środka wszedł Len. Był wściekły. W dłoni ściskał miecz.

- Co się... - Akiko chciała zadać pytanie, lecz Len przerwał jej niecierpliwie.
- Kto pozwolił wam na to?
- Na co? - dopytała Namada.
- Zabawiać się z moimi więźniami!
- To nie u nas te krzyki panie kapitanie - wyjaśnił pospiesznie Dave.

                                          Tao opuścił bez słowa pomieszczenie. Drzwi ponownie zamknęły się z trzaskiem. Namada została kompletnie zszokowana.

- Dowiedz się co się tam stało - poleciła blondynowi.
- Dlaczego mam robić co mi kazałaś? - odpyskował.
- Bo Len mianował mnie panią porucznik, więc tak się do mnie zwracaj gówniarzu.
- Już wychodzę - odparł Dave - pani porucznik - dodał pospiesznie.

                                          Akiko kontynuowała swoje przesłuchanie. Stara dukała jakieś informacje o sobie i tym co zaszło, ale nie było to nic konkretnego. Młoda brunetka wciąż blada, nie chciała nic mówić. Nie powiedziała nawet jak się nazywa.

                                          Po kilku minutach wrócił adiutant kapitana. Jego mina nie pozwalała odgadnąć czego się dowiedział.

- Coś wiesz? - spytała Akiko.
- Niewiele - odparł - kapitan poszedł się coś napić, a jakiś baran zdarł ubranie z tej rudej. To ona tak się darła. Zabawne nie? Zdarł, a ona się darła - zachichotał, choć nikt nie podzielał jego opinii - dowódca pobił tego głąba. Potem wyrzucił wszystkich z sali. To nie jest taka cele, znaczy ta gdzie oni są, jak nasza. Tam są tylko dwa łóżka, krzesło i stół. Dziewczyny leżą albo siedzą na łóżkach. Są przywiązane. Kapitan był przy stoliku.

- To jest sporo wieści - wtrąciła Namada.
- Tak - zgodził się z dumą nastolatek - jak kapitan nas wyrzucił to już nie wiem co się działo potem. Halabardnicy nie pozwalają podejść na metr do drzwi. Tylko jakiś czas po tym jak próbowałem im powiedzieć kim jestem dla dowódcy to zacząłem słyszeć jęki, piski i wzdychania.
- Co? - zdziwiła się pani porucznik.
- No takie odgłosy.

                                          Akiko była zszokowana. Czyżby Len był tak lekkomyślny żeby zrobić to o czym myślała.

- Słyszałeś jakieś słowa?
- Pojedyncze, np. pamiętam, że mówiła ""tak, tak... mocniej" albo "o tak".
- Len tak sapał?
- To była ta kobieta.
- Jesteś pewien, że to nie były głosy protestu?
- Nie - oparł lakonicznie blondyn. Po chwili namysłu dodał - kapitan przyniósł im koce, więc sądzę, że nie zrobi im nic wbrew ich woli.
- Zgadzam się - skwitowała Akiko - kończmy co zaczęliśmy.

                                          Dalsze przesłuchania upłynęły im już sprawniej. Dowiedzieli się faktów o kobietach. Nie były kimś znaczącym. 

                                          Stara była właścicielką fabryki w mieście rządzonym przez ród van Nordescu. Jej zmarły mąż, był biedny dopóki książę Filip nie rozkazał mu zająć się fabrykom mebli dla miejskiej biedoty, potem jakiś urzędnik kupował je i oddawał biednym na południu kraju. Jeśli Marc zaprzestanie tego procederu to ona straci cały dochód.

                                          Brunetka pochodziła z średniozamożnej rodziny mieszczańskiej w Centrdamie, która podczas wojny domowej wyemigrowała do Westdamu. Jak tłumaczyła była kochanką generała Danan- Deja, służącego rodowi van Danilescu. Potem plątała się sama w swoich zeznaniach. Jej słowa zgadzały się ze sobą tylko co jakiś czas, gdy mówiła o konieczności zabicia nowego władcy. Poza tym była zakochana w swoim generale, choć nie widziała go od prawie roku.

- Idę do Lena - powiedziała Akiko po zakończeniu przesłuchań - zostań z nimi. Nic im nie rób, bo wiesz co kapitan ci zrobi za to.

                                          Dave przytaknął jej od niechcenia i został. W czasie całej rozmowy z podejrzanymi nie przypadł jej do gustu. Był jeszcze młody - to fakt - i mógł się zmienić, ale kobieta nie mogła sobie wytłumaczyć jego zamiłowania do sprawiania ludziom bólu, choćby psychicznego.

                                          Zatrzymała się przed drzwiami do pomieszczenia, gdzie Len miał wyciągać prawdę z pozostałej dwójki kobiet. Chciała wejść, lecz nie mogła, ponieważ strażnicy skrzyżowali halabardy przez jej twarzą i nie chcieli jej wpuścić.

- Jestem porucznikiem! - protestowała - po tym wszystkim mam przesłuchać z kapitanem Tao resztę więźniów.
- Na tamtych za późno - oznajmił jeden z strażników.
- Jak to?
- Spójrz jak sprzątają celę, w której byli.
- Sprzątają po czym?
- Po nich.
- Jak to?
- Są już trupami - wyjaśnił drugi halabardnik.
- Dlaczego?! - wrzasnęła oburzona kobieta.
- Rozkaz namiestnika van Dojnala.
- Wpuście mnie! - Namadzie puściły nerwy.

                                          Mężczyźni spojrzeli po sobie. Po krótkim milczeniu zabrali halabardy, tak by pani oficer mogła wejść.

                                          Akiko pchnęła drzwi z siłą większą niż ktokolwiek mógłby ją posądzić o takie zdolności. Okazało się, że zwykłym, lekkim pchnięciem drzwi by się nie otwarły -  były zardzewiałe i mało używane. 

                                          W środku Akiko zobaczyła jak ruda dziewczyna leży przykryta kocem po obojczyki. Nie musiała się zbyt dobrze przyglądać żeby dojrzeć, że nie ma ciuchów. Te leżały na podłodze wokół niej, zmieszane z ubraniami brunetki. Ta leżała właśnie z rozszerzonymi nogami, które oplotła wokół bladych bioder kapitana Tao, który poruszał nimi coraz szybciej w przód i w tył - czym powodował jęki panny. Ręce Lena ściskały małe piersi dziewczyny. Pomiędzy jego palcami wystawała stercząca brodawka sutka. Namada była zszokowana tym widokiem, mimo to weszła.

                                          Przyglądała się chwilę temu co robi Len. Kiedy chłopak zmienił pozycję, przemówiła.

- Len czy ona się na to zgodziła?

                                          Chłopak sapał ciężko, leżąc na boku. Skierowany był twarzą do ściany i do twarzy brunetki. Nie słyszał jej pytania.

- Len?
- Co? - odsapnął.
- Czemu to robisz?
- Aaaaaa - brunetka przeżywała orgazm.

                                          Kilka sekund potem również i Len doznał spełnienia. Akiko mimowolnie domyśliła się, że był to któryś z rzędu jego finał w tym dniu.

- Len... - ponowiła, ale nie wiedziała co powiedzieć dalej.

                                          Kapitan wstał. Podciągnął - opuszczone do tej chwili do kolan - spodnie i rozejrzał się za bluzką.

- Powiedz jej - syknął do swojej kochanki.
- To jedyny sposób żebyśmy przeżyły...
- Nie rozumiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz