piątek, 15 listopada 2013

34. Proces



Rozdział 34
Proces

                                          Od czasu odejścia drugiej siostry Namady, Tamara czuła sie jeszcze bardziej samotna, opuszczona i nikomu nie potrzebna niż przedtem.  Całymi dniami przesiadywała w swoim pokoju bądź błądziła po ogrodach wokół pałacu. Lubił wtedy usiąść na ławce i wpatrywać się w wiosenną przyrodę budzącą się do życia,  ptaki powracające na miejsce, gdzie żyją przez cały rok, a które opuściły je na czas krótkiej zimy.

                                          Dziewczyna nie potrafiła sobie poradzić z narastającym poczuciem bycia zbędną. Wiedziała, że jej los niewiele kogo obchodzi w tym świecie.  Wieczorami uciekała ze swoimi troskami w bukłak z winem. Topiła smutki i zdrowy rozsądek. Bredziła często - kompletnie pijana - do samej siebie o niesprawiedliwości świata i ludzi, którzy ją otaczają. Całe szczęście robiła to w pokoju, który od wyjazdu Ayumi należał tylko i wyłącznie do niej.

                                          Nie miała zbyt wielu gości. Raz odwiedziła ją Wiktoria, a wczoraj zawitała do niej sama królowa Joanna wraz z dwoma strażnikami. Z Wiktoria rozmawiały głównie o pogodzie i tym co brunetka będzie mogła robić po zakończeniu działań wojennych. Mimo całej górnolotności i wyszukanych manier jakich jej nauczono na dworze Joanny, była odpowiednią rozmówczynią dla Tamao. Może nie próbowała jej na siłę poprawić humoru, ale od czasu do czasu rzucała jakimś frazesem na pocieszenie. Niestety więcej już dziewczyny nie odwiedziła.

                                          Dzisiejszego dnia Tamara postanowiła nie wychodzić z łóżka. Leżała pod grubą kołdrą i starała się rozciągnąć jak tak by sięgała od czubków palców stopy, aż po brodę. Ubrana tylko w cienką koszule nocną, miała nadzieję, że nikt jej nie znajdzie.

                                          Przez okno przebijały leniwie, jasne promienie Słońca. Zaspana jak nigdy dziewczyna, skonkludowała nastanie ranka. Kolejny nudny, samotny i nic nie znaczący dzień.

                                          Przeleżała tak do południe, kiedy do drzwi ktoś zapukał. Nie miała pojęcie któż to może być. Mimo to, powiedziała:

- Proszę wejść.

                                          Do pokoju wszedł młody, niewysoki blondyn. Miał co najwyżej dwanaście lat. Tęczówki jego oczu miały mętny, szary kolor, który zaintrygował dziewczynę. Nie patrzył na nią, tylko miotał wzrokiem po ścianach, oknach i wszystkim tym co było w pokoju - poza Tamarą. Ubrany był w rudy kubrak z wyhaftowanym na wysokości żeber herbem króla Marca. Lewą rękę trzymał za plecami.

- Co chcesz? - spytała Tamara.
- Nie było cię na śniadaniu - wyjaśnił chłopak i wyjął zza pleców tacę ze śniadaniem.
- Dziękuję - bąknęła zaskoczona dziewczyna.
- Nie ma za co . Przyjdę potem... żeby odebrać naczynia i tacę.

                                          Tamara dorwała się do jedzenie, zaraz po tym jak chłopak opuścił jej pokój. Przyniósł jej odrobinę jajecznicy ze szczypiorkiem i cebulą, chleb z chudym serem wiejskim i dwa jabłka. W żelaznym naczyniu  czekało na nią ciepłe mleko. Zjadła wszystko w niebywałym pośpiechu. Sama nie wiedziała, dlaczego sie tak śpieszy. Być może to wizja ponownego przyjścia gościa tak na nią działała... Nie potrafiła sobie odpowiedzieć na te pytanie. 

                                          Blondyn przyszedł do niej dopiero po upływie ponad godziny. Nie sprawiał wrażenie szczególnie zachwyconego ponownym przybyciem do komnaty panny Tamao, jak ostatnio o niej mówiono w pałacu.

- Jesteś już - zauważyła dziewczyna.
- Zgodnie z rozkazem.
- Czyim?

                                          Chłopak pobladł. Tamara domyśliła się - bez problemu - że tego akurat miał nie ujawniać. Jego twarz przybrała wyraz ohydnego grymasu. Nie szczególnie potrafił ukrywać emocji.

- Nie mów jak nie chcesz, ale powiedz czy to... - tu się na moment zawahała - to jest dla mnie dobre czy nie? - a widząc zmieszanie na twarzy chłopaka dodała - czy twoja szefowa życzy mi źle czy dobrze?
- Namiestnik - poprawił ją automatycznie lokaj. Kiedy zauważył swój kolejny błąd jego twarz zmieniła barwę z kredowo- białej na pomidorową.
- Który namiestnik?
- Nie mogę.
- Nie jest stąd? Prawda? - dopytywała zaciekawiona Tamara.

                                          Dziewczyna wiedziała, że powinna być zaniepokojona zleceniodawcą chłopaka, jednak odczuwała podekscytowanie myślą o tajemniczym namiestniku, który pragnie dla niej jak najlepiej.

- No nie.
- To skąd jest?
- Nie... Nie mogę.
- Jak masz na imię?
- Lars.
- Przyjdziesz jeszcze kiedyś do mnie Lars? - zapytała różowo- włosa, chociaż sama nie wiedziała skąd w niej taka odwaga i śmiałość.
- Tak.

                                          Od pory tamtej rozmowy Lars odwiedzał dziewczynę codziennie. Właściwie jego odwiedziny były jedynymi kontaktami towarzyskimi jakie odnotowywała Tamara w tym czasie. Czasem przy śniadaniu lub innym posiłku wymieniła kilka słów z Wiktorią lub Elą, a raz z Emmanuelą.

                                          Spotkania Tamary i Lars były początkowo sztywne i nieco zbyt uprzejme. Oboje nie za bardzo wiedzieli jak ze sobą rozmawiać i o czym. Ich dialogi były nieco drętwe i zdecydowanie za często gawędzili o pogodzie. Mimo, że ta ostatnia stawała się coraz lepsza. Słońce  świeciło coraz dłużej, a temperatura utrzymywała się na poziomie kilkunastu stopni Celsjusza.

                                          Tamara wychodziła właśnie z kolacji, tydzień po tym jak poznała Larsa. Wciąż nie wiedziała dla kogo pracuje chłopak, ale odczuwała do niego sympatię. Lubiła go. Jak bardzo? Nie potrafiła tego opisać, za pomocą własnych słów.

                                          Najedzona po kolacji - zjadła pasztet z południowo morskiego minoga i ziemniaczaną sałatkę - szła z powrotem do swojej komnaty. Niespodziewanie kilka kroków od pomieszczenia drogę zastąpiły jej Wiktoria i Emmanuela. Tamara nie miała pojęcia czego chcą i dlaczego nachodzą ją w takim miejscu.

                                          Twarz brunetki nie zdradzała żadnych uczuć. Była kamienna i pozbawiona wyrazu. W półcieniu korytarza nie można było dostrzec istotnych detali. Kiedy ustawiła się pod odpowiednim kontem, na twarz damy dworu padał blady promień światła z wiszącej na ścianie pochodni. Dopiero teraz mogła zauważyć, że Wiktoria jest bledsza niż kartka papieru. Sukienkę ma pomiętą i wygniecioną, a jej włosy są rozwichrzone. Nastolatka przypomniała sobie, iż nie widziała starszej koleżanki przy ostatnim wspólnym posiłku. To samo dotyczyło jej rudej towarzyszki

- Witajcie - przywitała się Tamara.
- O jakie z niej niewiniątko - zaszydziła ruda.
- Nie rozumiem...
- Twój nowy kolega próbował otruć dowódcę straży - wyjaśniła blada Wiktoria.
- Co? Że niby Lars...
- Starał się otruć pana van Ionescu.
- Skąd wiecie?
- Przyłapano go na gorącym uczynku.
- Co z nim teraz będzie?
- Proces - wtrąciła Emmanuela - potem wyrok i jego... wykonanie - powiedziała z naciskiem na ostatnie słowo.
- My właśnie w tej sprawie - rzekła Wiktoria - masz zeznawać w tym procesie. Najpierw jednak pójdziesz z nami do królowej.

                                          Tamara zgodziła się, bez pytania o przyczyny wycieczki do Joanny. Domyślała się o co chodzi, chociaż łudziła się, że może przyszedł list od Lena, Akiko albo Ayumi. 

                                          Droga do monarchini zdawała się ciągnąć nieubłaganie. Tamara z każdym krokiem, sekundą i oddechem stawała się coraz bardziej zatrwożona i zamknięta w świecie własnych myśli. Towarzyszące jej w podróży Emma i Wiktoria zagadywały ją, ale najmłodsza w tym towarzystwie nie miała pojęcia o co im chodzi i nie odpowiadała nic. 

- Tylko ty wchodzisz - głos rudej sprowadził ją na ziemię, chociaż wciąż sprawiał wrażenie jakby dobiegał zza murów miasta.

                                          Wiktoria otworzyła drzwi i Tamara migiem pokonała kilka schodków, minęła strażników w progu i bez słowo weszła do komnaty. Wewnątrz było ciemno. 

                                          Początkowo Tamara myślała, że jest tu sama. Nabierała już nadziei, iż cała sytuacja to okropny żart bądź jakaś podła mistyfikacja. Przecież Lars nie mógłby... Był zawsze taki miły i uprzejmy - choć znała go zaledwie parę dni.

                                          Kiedy jej wzrok zaczął przyzwyczajać się do mroku, dostrzegła zarys konturów mebli i ludzi, którzy znajdowali się wewnątrz.  Stopniowo widziała coraz to nowe detale.  I tak zauważyła, że na końcu sali, pośrodku ściany znajduje sie tron. Na nim znajdowała się Joanna. Obok niej stało kilkoro ludzi, jednym z  nich był van Ionescu - dowódca gwardii stworzonej przez królową. Innych nie mogła rozpoznać.

- Zapalcie świece - rozległ się głos Joanny.

                                          Na około wybuchł odgłos wielu stóp. Momentalnie na ścianach komnaty zapaliły się dziesiątki świec, a idealnie nad głową Tamary zapalił sie żyrandol z co najmniej piętnastoma świecami.

- Wasza Miłość - wyszeptała Tamara. Normalnie nie byłoby jej słychać, ale tu panowała niemal kompletna cisza.
- Witaj Tamao..
- W czym mogę służyć?

- Stajesz moje dziecko przed sądem. Jego skład to ja, pan van Ionescu - wskazała na wodza gwardii - i Tobiasz van Bzykescu, który właśnie dotarł do nas z Ploestihal - wskazała na czterdziestokilkuletniego mężczyznę o brązowych oczach i podobnym kolorze włosów - jesteś tu w charakterze świadka - dodała widząc przerażenie na twarzy dziewczyny - przedmiotem naszej sprawy będzie zbrodnia, a raczej zbrodnie dokonane i zaplanowane przez niejakiego Lars... - tu słuch Tamary na moment przestał z nią współpracować.
- ... i zabójstwo gwardzisty, którego miał dokonać dziś w nocy.
- Ale ja nic nie wiem - przerwała jej Tamara.
- Nie przerywaj królowej - warknął pan Tobiasz.
- Spokojnie panie namiestniku - rzekła Joanna - oczywiście dopuszczamy - zwróciła się do dziewczyny - myśl, że o niczym nie wiesz, ale musisz nam powiedzieć wszystko co wiesz o tym Larsie i o waszych kontaktach, stosunkach. Słuchamy.

                                          Tamara nie bardzo wiedziała co ma powiedzieć. Milczała przez chwilę. Potem mówiła o wszystkim. O tym jak się poznali, jak przyniósł jej obiad. Później jak codziennie ją odwiedzał, jak rozmawiali o wszystkim i o niczym. Mogła mówić tak jeszcze długo, ale Jej Wysokość uciszyła ją ruchem dłoni.

- Wierzę Ci Tamaro - mówiła oficjalnym tonem - czy panowie mają do niej pytanie?
- Nie - odrzekli van Ionescu i van Bzykescu.
- Mogę już odejść?
- Nie - odpowiedziała uprzejmie królowa.

                                          Tamara rozejrzała się zakłopotana co ma ze sobą zrobić. Zakończyła zeznania, a nie mogła opuścić komnaty. Rozejrzała się po bokach sali. Stały tam regały i szafki z książkami i pradawnymi księgami. Obróciła się do tyłu. Stały tam rzędy ławek, przedzielone korytarzem, którym przeszła do miejsca gdzie stała. Ławki oddzielone były od reszty sali żelaznymi kratami. Ścieżkę między ławkami można było zamknąć dzięki potężnej furcie. Po tej stronie krat, stały dwie ławki, na których siedziało kilkoro ludzi. Tamara rozpoznała wśród nich Elę - przyjaciółkę Wiktorii - dwóch służących, którzy kiedyś zabawiali się z damami na przyjęciu urządzonym przez Wiktorię pod nieobecność królowej, ale było to już po opuszczeniu imprezy przez młodą. Poza nimi było tam jeszcze czworo całkiem obcych jej ludzi. Starsza pani siedziała na zewnętrznym skraju, prawej ławki, a obok niej była kilkunastoletnia ruda dziewczyna - przestraszona nie mniej niż Tamara. Obok niej byli mężczyźni, mający już około 30 lat.

                                          Tamara podążyła do drugiej ławki, gdzie znalazła sobie miejsce między Elą, a kelnerami. Słyszała plotki o tym co zaszło na tamtej imprezie, ale nie wiedziała czy Ela brała w tym czynny udział, w zasadzie całkowicie pewna była tylko tego, iż organizatorka nie została wtedy przez nikogo zadowolona i upiła sie, a reszta tych, które nie opuściły pomieszczenia bawiły się ze służącymi w najlepsze.

- Ilu jeszcze ich będzie? - spytała Ele.
- Nie wiem - wzruszyła ramionami - byłam pierwsza i mam już tego dość. Nie już go skarzą na ścięcie i zrobią to od razu, bo się sadysta mały zapłacze.
- Nie mów tak.
- Bo?

                                          Na to pytanie Tamara nie potrafiła znaleźć odpowiedzi.  Nie rozmawiały już nic. W skutek tego dziewczyna mogła przysłuchiwać się zeznaniom kolejnych świadków. I tak stara kucharka mówiła, że Lars zadźgał jej kuchcika. Potem ogrodnik zapewniał gorliwie, że widział jak chłopak kradnie sztylet komuś z gwardii. Na koniec ruda przyjaciółka Wiktorii oznajmiła, że słyszała jak podejrzany miał planować zabójstwo królowej i otrucie całego jej otoczenia. Emmanuela była ostatnia.

                                          Tamara czuła w sobie gniew. Sama nie wiedziała, że może zgromadzić w sobie tak dużo, tego rodzaju emocji. Nie była jeszcze pewna czy wścieka się na Lars i jego bezsensowne okrucieństwo czy na świadków, którzy mogli bezczelnie okłamywać Joannę i jej współpracowników. Dopuszczała też do siebie myśl, iż irytuje ją jej własna ufność do tego obcego mordercy. Tyle lat nieśmiałości - praktycznie całe życie - i tu nagle on owija ją sobie wokół palca. Teraz już wiedziała, że jeszcze parę godzin wcześniej była gotowa zrobić dla niego wszystko. Pomimo, że nie znali się jeszcze nawet miesiąca.

                                          Koniec końców, Joanna oznajmiła, że chłopakowi udowodniono morderstwo kuchcika, zranienie gwardzisty, spisek na życie królowej i całego jej otoczenia, szpiegowanie i dywersję na rzecz uzurpatorów i wrogów państwa oraz wrogą agitację.

                                          Wyrok za powyższe zbrodnie mógł być tylko jeden - śmierć. Joanna skazała Lars na pozbawienie głowy przez królewskiego kata. Kat miał pozbawić chłopca głowy przez precyzyjne cięcie mieczem dwuręcznym w kark.

                                          Tamara wyszła z sali zrozpaczona. Znów miała zostać sama na tym okrutnym świecie. Traciła fałszywego przyjaciela, który dał jej więcej niż wszyscy prawdziwi razem wzięci przez ostatni miesiąc. Z tą gorzką refleksją udała się do swojego pokoju. Została tam całkiem sama aż do późnego wieczora, kiedy to odwiedziła już królowa - we własnej osobie - i towarzystwie trojga zbrojnych.

- Wasza Sprawiedliwość - dziewczyna padła na kolana.
- Wstań. Musimy porozmawiać -powiedziała Tamarze - wyjdźcie za drzwi - rozkazała straży.
- Wasza... - zaczął protest jeden z nich.
- Wyjdź!

                                          Wszyscy wyszli już niechętnie za drzwi, chodź bez najmniejszego oporu. Zostały teraz same, a młodsza myślała co będą robić i o czym rozmawiać.

- Czego ci brakuje? - zapytała Joanna.
- Nie rozumiem.
- Widzę, że jesteś nieszczęśliwa. Czy mogę to jakoś zmienić?
- Myślę, że tak Wasza Miłość.
- Mów.
- Polubiłam ostatnio wino - mówiła zawstydzona - chciałabym by mi go nie brakło. Nie mam też towarzystwa i myślę że... że mogłabym... iść się uczyć, do jakiejś szkoły.
- Ile masz lat?
- 13.
- No cóż. Masz tydzień na wybranie czego chcesz się uczyć. te inne uważaj za już załatwione - zakończyła dialog królowa, a Tamara poczuła do niej napływ nowej fali sympatii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz