niedziela, 3 listopada 2013

32. Książęca zgroza


Rozdział 32
Książęca zgroza

                                          Książę Filip przybył do miasta Norfdam przed kilkoma godzinami. Od tego czasu pułkownik van Nicolescu oczekiwał na możliwość spotkania z nim. Nie wiedział gdzie ulokowano prawowitego - jego zdaniem - monarchę Rumlandii. Czekał tak jeszcze długo nim wreszcie, któryś z podwładnych jego nowego teścia zgodził się zaprowadzić go do księcia.

                                          Filip wyczekiwał na oficera w zajmowanym przez siebie pokoju w tym samym budynku, w którym zamieszkiwał Denis. Książę siedział przy małym, drewnianym biurku. Był wysokim blondynem, o jasnych - niebieskich - oczach. Ubrany był w powgniataną kolczugę, z wygrawerowanym herbem, przedstawiającym srebrną koroną na tle pionowych pasów, o barwach granatowej, żółtej i czerwonej. W dłoni trzymał drewniane berło z rubinem.

- Wasza Miłość - rzekł van Nicolescu na powitanie, padając na kolana.
- Wstań pułkowniku - odrzekł książę - czego ode mnie chcesz? - spytał, wskazując na krzesło na przeciw siebie.
- Chciałbym wiedzieć czy mój monarcha nie wie co z moim synem?
- Nie wiem.

                                          Na twarzy pułkownika zagościł smutek. Nie zdążył, jednak się odezwać, albowiem przemówił jego zwierzchnik:

- Mam tylko nadzieję, że nie dołączył do zdrajców, ale na wszelki wypadek postaraj sie o nowego dziedzica.
- Tak panie - odrzekł z trudem, zakłopotany Denis.
- Skoro tak, to... - Filip chciał coś powiedzieć, lecz uniemożliwiło mu to wtargnięcie do pomieszczenia Jona van Nordescu z grupką strażników.
- Panie wybacz, ale... twój brat... on... nic - bełkotał namiestnik miasta - nic nie mogłem zrobić... mój medyk... on też... nie wiem co....
- O  co ci chodzi? - przerwał mu spokojnie książę.
- Twój brat...
- Co z nim? - przerwał mu już mniej cierpliwie Filip.
- Zamordowano go - wtrącił jeden z wojów van Nordescu.

                                          Dalsze wydarzenia potoczyły się już błyskawicznie i chaotycznie. Filip wydzierał się w niebogłosy, krzyczał na  każdego, kto nawinął mu się pod rękę. Pobił służącą, która przyniosła mu zioła na uspokojenie, przysłane przez jednego z medyków.

                                          Van Nordescu po wypiciu ziół na uspokojenie, zarządził zamknięcie wszystkich bram i mostów w mieście. Wszystkich wojów obecnych w mieście wysłano na poszukiwania zabójców lub postawiono ich na warty w centrum miasta. Nie dało to praktycznie żadnych rezultatów z powodu braku informacji o zabójcy.

                                          W południe książę i namiestnik miasta zwołali zebranie najlojalniejszych oficerów, szlachciców i dygnitarzy. Odbywało się ono w gospodzie, gdzie przyjmowano tylko dyplomatów.

                                          Denis van Nicolescu był zaskoczony ilością osób jakie zastał. Zważywszy, że cała gospoda została otoczona kordonem elitarnej chorągwi  piechoty, spodziewał się ujrzeć tłum wiernych. Spotkał go zawód. Wewnątrz znajdował się tylko książę, Jon van Nordescu, generał van Abramescu, kapitan Ralf van Kingescu - będący kuzynem księcia - oraz jeszcze jednego, nie znanego dla Denisa generała.

- Jesteś nareszcie - przywitał go cierpko Filip.
- Myślałem, że jest nas więcej.
- Tak było na początku wojny - odpowiedział Ralf.
- Potem przyszły klęski - dodał Jon.

                                          Denis zauważył, że wszyscy mają grobowe nastroje - co nieszczególnie go zaskoczyło - oraz bezwyrazowe twarze, jakby było im już wszystko jedno.

- Ralf przedstaw moim wiernym i oddanym sługom jak się ma sytuacja, w jakiej jesteśmy - rzucił sucho Filip.
- Tak jest Wasza Wysokość - odparł kapitan - pozwolą panowie, że zaproponuje na początek coś mocniejszego na uspokojenie nerwów?

                                          Kiedy zebrani zgodzili się ruchem głowy, podszedł do szafki i wyjął z niej litrową butelkę, brunatnego płynu. Potem wyjął sześć szklanek i napełnił je do połowy. W momencie, gdy cała szóstka miała już opróżnione naczynia, Filip ruchem dłoni nakazał mu rozpocząć opowieść.

- Jak pamiętacie panowie i Wasza Książęca Mość, na początku wojny mieliśmy kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Szliśmy na południe po błyskawiczne zwycięstwo. Kilka porażek złamało naszego ducha. szczególne znaczenia miała porażka pod Twierdzą van Danilesców. Wielu ludzi zdezerterowało, wielu wróciło do domów, pozostali nieliczni. Głównie armia dowodzona przez księcia Filipa  generała van Abramescu miała jako taki stan liczebny. Rozbili jeszcze nadwornego psa Wiktora pod Twierdzą Dzikie Pola, przy współudziale naszego oddanego pułkownika Denisa, ale było to ostatnie, a do tego krwawe zwycięstwo z naszej strony. Po tym bito nas już wszędzie i przez każdego. Westdam był tak długo nasz tylko dzięki chanowi...

- Jak to był? - przerwał mu Denis.
- Van Dojnal poddał miasto - wyjaśnił Filip - do tego ludzie mówił, że zrobił to wobec zaledwie kilkudziesięciu ludzi wroga...
- Czy tymi ludźmi dowodził Tao? - spytał zdesperowany pułkownik.
- Być może był to ten lis - wyznał Ralf van Kingescu.
- Zabiję skurwysyna - wypalił van Nicolescu.

                                          Pułkownik znów został pochłonięty przez żal po stracie syna. Len Tao miał odnaleźć dziedzica Twierdzy Dzikie Pola i przyprowadzić go do rodowej siedziby, a zamiast tego rozbijał wierne książętom wojska i w końcu dołączył do uzurpatora. 

                                          Jeszcze bardziej serce doświadczonego oficera było wypełnione żalem z powodu syna. Nie widział go już tak dawno, sam nie pamiętał kiedy ostatnio mógł cieszyć się z konwersacji z potomkiem. Co prawda Rozwarta Dama, którą poślubił starała się być mu oddaną, miłą i... wierną żoną, ale mimo to wiedział, że poślubiła go wyłącznie z powodu planów jej ojca. Jon van Nordescu bez wątpienia chciał żeby jego potomek objął rządy na wschodzie kraju i mógł zostać otoczony przez północnych krewniaków.

- Mów dalej - z rozmyśleń wyrwały go słowa Filipa do swojego kuzyna.
- Westdam jako kolejne miasto dołączyło do Marca - skwitował Ralf - już tylko Bukadam i Twierdza Jesienna pozostały nam pod kontrolą poza Norfdamem. Każdy rozsądny człowiek zauważy, że nie mamy szans na zajęcie całego kraju za pomocą wojsk. Jesteśmy pobici, ale ściągając całe zapasy do tych trzech miejsc możemy wytrzymać nawet wieloletnie oblężenia.
- A gdybyśmy wezwali wsparcie zza granicy?
- Mamy poparcie już tylko u nielicznych grup stworów z Czarnolasu i czerwonych z zachodniego krańca kontynentu.
- Jebać takie poparcie - wybuchnął książę.
- Nie mamy większych szans - powiedział rozpaczliwym tonem Ralf - odkąd ulubiony oficer Denisa z ANR zabił Croucha i jego towarzyszy.
- Co wobec tego radzicie mi zrobić? - spytał Filip.
- Wasza Książęca Mość - zaczął ostrożnie generał van Abramescu - jest jeszcze jeden przyjaciel za granicą..
- Orda - dokończył za niego drugi generał. 

                                          Denis zasępił się znowu na krótką chwilę. Orda. Banda dzikusów. Jak mogli upaść tak nisko by liczyć na ratunek od barbarzyńców? Jeśli się na to zgodzą, cały kraj podniesie bunt przeciw nim.

- Nie możemy prosić ich o wtargnięcie do Rumlandii - powiedział stanowczo Denis.
- Nie zrobimy tego - zaprotestował Jon.
- Racja moi drodzy - rzekł z uśmiechem Filip. Uśmiechnął się pierwszy raz od przybycia do miasta.
- Więc co zrobisz Wasza Książęca Mość? - zapytał van Abramescu.
- Filip musi opuścić kraj - wyjaśnił Jon - przynajmniej do czasu dopóki trwają walki. Kiedy uzyskamy gwarancje jego bezpieczeństwa na arenie międzynarodowej i od nowego reżimu. Uważam, że musimy przenieść księcia jak najszybciej do Przystani Chana i pozostawić go tam do czasu, aż zbierzemy siły do ponownej walki. Potem musimy odzyskać ziemie utracone w tej wojnie i dopiero wtedy ściągnąć z powrotem do Rumlandii.
- Co to są nowe siły? - spytał nieznany Denisowi generał.
- Po wojnie zbierzemy znów prywatne armie. Stworzymy też siły zakonspirowane w garnizonach Marca. Dobierzemy najemników zza granic naszego państwa.
- Nie myślcie o tym - rzekł chłodno Ralf - najpierw trzeba wymyślić jak przetransportować księcia do stolicy Ordy. 

                                          Zapadła długa chwila ciszy. Nikt nie wiedział lub nie miał odwagi powiedzieć jak to zrobić.

- Być może nie będziemy musieli tego robić - zaczął van Abramescu - chan wraz z dwoma tysiącami wojsk konnych podróżuje w górę Jesionki.
- I co? - spytał zaciekawiony drugi generał.
- Ma dojechać wzdłuż rzeki do Zamku Jesion. To bliżej do nas, niż od Centrdamu gdzie jest teraz Marc. Uzurpator straci wiele czasu na zdobycie stolicy, a jeszcze potem będzie musiał opanować mniejsze miasta i wioski, aż być może dojdzie pod Twierdzę Jesienną.
- Filip będzie miał dużo czasu na spokojne dotarcie do chana - stwierdził Ralf.
- Macie godzinę przerwy na opracowanie planu jak mnie tam dostarczyć, a pan generale Satko - zwrócił się nieznaneu Denisowi generałowi - ma wymyślić plan jak rozbić główne siły ANR.

                                          Denis wyszedł na przerwę kompletnie rozczarowany naradą. Kolejne zmartwienia na jego głowie. Usiadł na ławce w przedsionku gospody i odpłynął. Nie myślał o niczym konkretnym, jego umysł nie potrafił się skoncentrować na niczym konkretnym.

                                          Wreszcie po jakimś czasie do pobliskiego okna zapukał ptak. W dziobie trzymał małą, białą kopertę. Denis spojrzał na jego skrzydła. Były częściowo czarne. Powszechnie znane w całym Międzymorzu powiedzenie mówiło, że czarne skrzydła przynoszą czarne wieści. Ten wróbel miał sporo czarnych piór w skrzydłach, czyżby zatem...

                                          Denis nie czekał dłużej, rozerwał migiem kopertę i przeżył pierwszy szok. Rozpoznał pismo. Oczy zaszkliły mi się od łez, litery stały niewyraźne. Poczuł sie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. To porzekadło o skrzydłach, to zwykłe banialuki. Po chwili odzyskał ostrość widzenia. 

                                          Treść listu była niezbyt duża. Syn Denisa - Eustachy - pisał, że jest cały i zdrowy. Dalej wyrażał nadzieję, że jego ojciec też taki jest, również na umyśle. dziwne - pomyślał Denis. Wreszcie Eustachy polecił ojcu porzucić Filipa i dołączyć do "króla Marca" jak tytułował uzurpatora z południa.
- Więc to o skrzydłach to prawda - powiedział sam do siebie pułkownik.

                                          Godzina minęła zbyt szybko. Denis wszedł kompletnie nie przygotowany do sali gdzie odbywało się zebranie najwierniejszych ludzi Filipa.

 - Co dla mnie macie? - spytał książę.
- Sądzę, że możemy uderzyć wszystkimi siłami na Marca, kiedy ten zacznie oblegać Twierdzę Jesienną - jako pierwszy przemówił generał Satko.
- Bez sensu, za dużo roboty po ewentualnym tryumfie i za duże dezercji do tego czasu - oponował generał van Abramescu.
- Słuchamy dalej - powiedział chłodno Filip.
- Ośmielam się zasugerować jak wywieźć Waszą Miłość z kraju - wyszeptał Denis - nie mam zbyt wielu oddanych ludzi, ale mogę wziąć tych 10 i otrzymać jeszcze kilkunastu książęcych i wraz z żoną odeskortować księcia na teren Ordy.
- Dlaczego ty? - zapytał Ralf.
- Mój jedyny syn to zdrajca.

                                          Zebrani wybuchli śmiechem. Denis był kompletnie oszołomiony ich reakcją.

- O co wam...
- ...spodziewaliśmy się, że to nastąpi - wyjaśnił generał Satko.

                                          Następnie lojalni księciu Filipowi przeszli do omawiania szczegółów wyjazdu syna zmarłego monarchy na emigrację. Po długich i burzliwych obradach doszli do porozumienia. 

                                          Kolejnego ranka, Denis van Nicolescu w asyście 50 jeźdźców ma ochraniać księcia w drodze na terytorium państwa chana. Wraz z drużyną ma podążać żona pułkownika Denisa. Graniczną rzekę mają przekroczyć brodę w okolicach Jesionki, które jest dużym nadrzecznym miastem, wchodzącym w skład państwa chana. Po drugiej stronie rzeki mają zostać przejęci przez watahę Ordyńców, którzy przeprowadzą ich do swojego władcy. Pułkownik ma zostać ze swoim oddziałem tak długo jak będzie to konieczne i stanowić osobistą straż księcia. W jednej z wiosek leżących przy rzece mogą dobrać sobie kilka markietanek. 

                                          Po naradzie van Nicolescu musiał osobiście dopilnować przygotowania koni, sprzętu, odzienia i wszystkiego innego dla eskorty. Żołnierzy wybrał mu Jon van Nordescu. Denis nie ufał do końca namiestnikowi Norfdamu, ale z braku innych opcji był zmuszony zgodzić się na tych (żołnierzy), których otrzymał.

                                          Wieczorem wziął swoją żonę ostatni raz w tym mieście. Dalej pragnął spłodzić z nią syna. Było to też pewnego rodzaju pożegnanie, z tym tak odległym od wojennych koszmarów miastem.

                                          Potem musiał ją uświadomić w zaistniałej sytuacji. Nie za bardzo wiedział jak to zrobić. Nie kochał jej ani nawet nie pożądał. To drugie zmieniło się z czasem. Początkowo starał się z nią o dziecko pod wpływem alkoholu, później żona stymulowała go ręcznie lub ustami, ale po kilkunastu razach i poznaniu jej umiejętności jego ciało domagało się kolejnych razy. Jeden problem z głowy.
- Musimy opuścić miasto - rzekł Denis, leżąc na łóżku.

                                          Anna van Nicolescu wygrzebała się z pościeli. Wstała naga z łoża i rozglądała się za kolejnymi częściami swojej garderoby. Denis polubił patrzenie na krągłości i kobiece wdzięki swojej żony. Teraz znów podziwiał ją z szeroko otwartymi oczami.

- Dlaczego? - spytała Anna, podnosząc z podłogi majtki.
- Będziemy podróżować z księciem - odparł jej mąż, kiedy Anna wciągała majtasy w górę ud.
- Zaszczyt czy wygnanie?
- Sam nie wiem.
- Kiedy jedziemy?
- Bądź gotowa - odrzekł Denis - jutro rano...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz