środa, 31 grudnia 2014

23. Przyszłość narodu



"Nie ma moralności bez światopoglądu."
Bolesław Piasecki

Rozdział 23
Przyszłość narodu

            Tamara studiowała już kilka tygodni. Jak do tej pory nie miała jeszcze szczególnie wytężonej pracy umysłowej. Na wykładach omawiano podstawowe informacje jakie nauczycielka lub wychowawczyni musi umieć przekazać najmłodszym dzieciaczkom. Tamara była w uprzywilejowanej sytuacji, ponieważ wszystkiego tego nauczyła się już w świecie z jakiego pochodziła. W skutek tych wszystkich luzów zaczęła się nawet obawiać, że będzie miała poważne kłopoty, kiedy będzie musiała się zmusić do nauki tematów, których nie pojmuje. Na szczęście miała przy sobie dwie coraz jej bliższe koleżanki, które zawsze, kiedy tego potrzebowała, wspierały ją i podnosiły na duchu.

- Ty się w ogóle spotykasz z tym swoim chłopakiem? - zagadnęła ją któregoś dnia Ela.

            Tamara milczała przez dłuższą chwilę. Rufus był jej pierwszym chłopakiem. Poznali się niedługo przed przybyciem Tamao na uczelnię. Bardzo szybko znaleźli nić porozumienia i przypadli sobie do gustu. Rufus był pierwszym chłopakiem pocałowanym przez Tamarę. Dziewczyna dalej pamiętała tą chwilę tak jakby to było wczoraj.

            Czekała na niego w parku, w którym spotkali się na pierwszej randce. Była bardzo zdenerwowana. Znała go od niedawna, a już zgodziła się być jego dziewczyną - podczas poprzedniego spotkania Rufus zapytał ją o to. Być może nie powinna się jeszcze zgadzać. Poczekać jakiś czas, a potem powiedzieć mu "tak". Trochę przeraziła ją wtedy myśl, że imaginuje to sobie prawie jak oświadczyny. Była tak pochłonięta swoimi refleksjami, że nie zauważyła kiedy nadszedł jej ukochany.

            Rufus Szkwał był wysokim około 190 centymetrowym chłopakiem, prawie że mężczyzną. Kasztanowa czupryna sterczała mu nieposłuszna jak zawsze. Ciemnoniebieskie oczy badawczo spoglądały na dziewczynę. Ubrany był w ciemnobłękitne spodnie z materiału oraz białą koszulę wystającą mu spod ciężkiego futrzanego płaszcza, który spoczywał na jego barczystych ramionach. Uśmiechał się tak ślicznie, że Tamarze zmiękły nogi...

- Żyjesz?  - głos współlokatorki sprowadził ją na ziemię.
- Tak - odparła nieprzytomnym, choć nieco obruszonym tonem dziewczyna.
- To co z tym twoim sztormem? - dopytała szatynka.
- Szkwałem - poprawiła ją młodsza koleżanka.

            Do pokoju weszła Karolina Andrea. Blondynka mieszkała z Elą i Tamao od pierwszego dnia nauki. Dziewczyna przypadła koleżankom do gustu - zwłaszcza młodszej.

- Ma padać? - spytała tłumiąc potężne ziewnięcie.
- Co? - zdziwiona Tamara odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Nie! - zaprotestowała z kolei dość gwałtownie Ela.
- To o jakich sztormach i szkwałach gadacie? - dopytała blondynka.

            Ela zamiast odpowiedzieć spojrzała znacząco na młodszą niewiastę i wybuchła histerycznym śmiechem. Zanosząc się do śmiechu bełkotała:

- To.. taka... dziewica, a ma... szkwał... i sztorm... dwóch... nie mogę... na raz... co za życie...
- O co jej chodzi? - spytała zdziwiona Karolina Andrea ściągając brwi ku sobie.

            Tamara odpowiedziała wzruszeniem ramion.

- O jej ukochanych - wyjaśniła Ela, kiedy już skończyła się śmiać.
- Jednego - sprostowała Tamara - i ma się całkiem dobrze. Dziś się zobaczymy. O!
- Ok, nic nie mówiłam - odrzekła szatynka.

            Prawdę powiedziawszy to młoda adeptka sztuki wychowawczej bała się tego spotkania. Przez kilka tygodni nie widziała chłopaka przez co nie wiedziała jak zareaguje na jej widok. W tym czasie mógł spotkać inną, ładniejszą albo po prostu zwyczajnie zauroczenie mogło mu minąć. Mimo wszystko starała się być dobrej myśli. Ubrała się nad wyraz odważnie jak na tę porę roku. Na stopy wciągnęła długie do kolan, brązowe kozaki. Tuż nad nimi kończyła się zwiewna, biała sukienka. Na nią z kolei nałożyła kremowy sweter.

            Tuż po zakończeniu ostatnich tego dnia zajęć, które prowadził sam zastępca rektora, profesor van Dorianescu, Tamara udała się do leżącego tuż obok jej akademiku parku. Gdy tam doszła Szkwała nie było nigdzie w pobliżu. Tamara usiadła, więc na jeden z ławek i powróciła myślami do co ciekawszych uczelnianych zdarzeń z tego dnia.

            Przypomniała sobie jak Sophie van Galarescu - najbardziej znienawidzona kobieta na ziemi przez Elę - ogłasza dziewczynom, że od wczoraj chodzi z Horią Amarenescu. Dziewczyny rywalizowały o niego od pierwszego dnia. Początkowo to szatynka była górą, nawet całowała się kilka razy z przystojnym blondynem, ale ostatecznie jakimś cudem zwyciężyła szlachcianka z Wyspy Rumowej. Później Ela przez cały dzień rozpowiadała gdzie tylko się dało, że Horia wybrał pannę van Galarescu, gdyż ta ochoczo rozłożyła dla niego nogi kiedy był pijany. Śmieszną przygoda - z punktu widzenia rywalizacji Eli i Sophie - spotkała drugą z sióstr van Galarescu, Andreę. Bardziej pokojowo nastawiona szlachcianka wywróciła się w jadalni, w skutek czego cały posiłek spadł jej na twarz i ubranie. Co więcej sukienka, którą miała na sobie podwinęła się jej w górę, odsłaniając na kilka sekund nagie pośladki dziewczyny, gdyż ta nie miała na sobie majtek. Tamara szczerze współczuła dziewczynie, lecz Ela była zawiedzona, że Andrea nie upadła na tyłek i nie pokazała publiczności drugiej strony...

- Witaj księżniczko - powiedział znajomy męski głos i Tamara wróciła z obłoków na ziemię.

            Gdy tylko wstała, Rufus złożył jej delikatny pocałunek w usta. Szybko się, jednak od niej oderwał. Złapał dziewczynę pod rękę i poprowadził w głąb parku. Rozmawiali ze sobą jak starzy znajomi. Tamara opowiadała mu o tym jak mija jej czas na uczelni, o swoich obawach związanych z rozleniwieniem się przez wysokie wyniki w nauce oraz o kłótni dziewczyn o blondyna imieniem Horia. Kiedy Szkwał usłyszał to imię zareagował inaczej niż na całą resztę. Ścisnął dziewczynę mocniej za dłoń i spojrzał na nią badawczo.

- Jakie ma nazwisko? - spytał.
- Amarenescu.
- Aha - odparł wyraźnie uspokojony Rufus - opowiadaj dalej.

            I Tamara mówiła dalej o tym co planuje porobić w najbliższe dni itp. Szkwał słuchał trochę mniej uważnie niż jeszcze chwilę temu. Tamara była młodą, wciąż zaledwie czternastoletnią dziewczyną, ale pozostawała na tyle bystrą żeby zauważyć, że jej partner od jakiejś chwili tylko jej przytakuje i ewidentnie odpłynął gdzieś myślami.

- Co się dzieje? - spytała go.
- Nic.

            Tamara nie dała się zwieźć. Spojrzała bacznie na swojego chłopaka. Z jego kieszeni wystawał kawałek materiału w barwach państwowych Rumlandii.

- Nie słuchasz mnie - wyznała chłopakowi.
- Wydaje ci się - oparł Rufus i zaczął opowiadać jej o swoich ostatnich przeżyciach i sukcesach w pracy, a tych było całkiem sporo.

            Koniec końców Tamara wróciła z randki zadowolona. W parku natknęła się na kilkanaście par. Domyśliła się, że tego dnia nie tylko ona została odwiedzona przez swoją sympatię. Wchodząc do budynku akademika musiała zgrabnie lawirować pomiędzy żołnierzami z pobliskiej chorągwi, którzy strzegli porządku w okolicy i bezpieczeństwa "przyszłości narodu w intelektualnej kuźni" - jak gazety pisały o nowo otwartej uczelni. Większość zbrojnych stanowili młodzi chłopacy - tylko o kilka lat starszych od niej samej - ale zdarzyło się również paru o wiele starszych. Tamara domyśliła się, że to pewnie dowódcy i oficerowie. Znaczna część żołnierzy nie zainteresowana była patrolami. Bardziej interesowały ich jędrne ciałka dziewczyn. Niemal każdy z nich zagadywał którąś z niewiast. "Miłość kwitnie na zimę" - pomyślała Tamara.

- Czołem - przywitała ją kilka kroków dalej Karolina Andrea.

            Blondynka miała spięte włosy i rozmazaną twarz. Ubrana była w mundurek akademicki. Tamao zauważyła, że dłonie Karoliny trzęsą się. Cała dziewczyna wydała się jej teraz rozdygotana.

- Co ci jest? - zapytała ją Tamara.
- Nie wchodź do pokoju przez najbliższy czas - oznajmiła jej rozgniewanym głosem blondi.
- Co? Czemu? Ile?
- Ela odbiła sobie poranne niepowodzenia miłosne i to podwójnie. 

            Tamara nie rozumiała o co chodzi. Po tych słowach była w stanie sądzić, że w pokoju odbywa się właśnie randka Eli i chłopaka jej akademickich marzeń.

- Nie będę im przeszkadzać - oznajmił Karoli.
- Pfff - zareagowała ironicznie współlokatorka - jeszcze by cię zaprosili do zabawy.
- Nie kumam.
- I niech tak zostanie - rzekła Karolina Andrea - chodź się lepiej przejść.

            Złapała Tamarę pod ramię i pociągnęła z powrotem na dwór, gdzie w między czasie rozpadał się śnieg. Wiatr targał co jakiś czas włosy dziewczyn, a przebywający tu wcześniej ludzie gdzieś wyparowali. Puszyste, białe płatki nie pozostawiły żadnych śladów ludzkiej obecności sprzed chwili. Tymczasem śnieg padał coraz to mocniej. Mimo to Tamara nie narzekała. Cieszyła się. Białe płatki wpadały jej we włosy, gdzie niemal natychmiast się roztapiały. Powodowało to u niej dreszcze. Nigdy nie cieszyła się aż tak bardzo z opadów śniegu, a dziś - nie wiedząc czemu - spowodowały u niej tyle radości. Już dawno nie miała tak dobrego dnia jak dzisiaj.

- Patrz - głos koleżanki sprowadził ja na ziemię.
- Co? - zdziwiła się Tamara, nie widząc gdzie powinna patrzeć.
- Żołnierze - wyjaśniła Karolina i wskazała palcem w stronę bramy na teren akademika.

            Rzeczywiście szli stamtąd ustawieni w piątki wojowie. Ubrani byli w grube futra, a na głowach mieli futrzane czapki, przyozdobione jakimś piórem - w tej zawierusze trudno było ocenić jakim. Rozpoznania oddziału nie ułatwiał również fakt, że nie towarzyszył mu żaden sztandar. Przed piechurami na śniadym koniu, powoli jechał dowódca z charakterystycznym sterczącym czubem, niesfornych, ciemnych włosów. Tej fryzury nie dało się pomylić. Gdy chorągiew była jeszcze trochę bliżej, Tamara mogła rozpoznać oczy dowódcy. Były złote. Teraz nie miała już żadnej wątpliwości. Puściła się biegiem w stronę żołnierzy, zostawiając z tyłu zszokowaną blondynkę.

            Jadący konno oficer zgrabnie zeskoczył z konia, kiedy Tamara była już tuż przy nim. Milcząco przyjął wybuch radości studentki, kiedy ta wykrzykując jego imię rzuciła się mu na szyję. Tamara tuliła się do przyjaciela przez dłuższą chwilę, kiedy zdała sobie sprawę, że przypatruje się im cała jego chorągiew, ukochana oraz Akiko. Tylko gdzie ona była? Poczuła jak policzki jej płoną. Zawstydzona puściła Lena i poszukała wzrokiem kobietę jego życia.

- Przepraszam - wyszeptała w jej stronę.
- Już dobrze - odparł żwawo kapitan Tao.

            On również ubrany był w grube, ciemnobrązowe futro. Tamao domyśliła sie, że oficerowie mają mimo wszystko lepsze ciuchy, gdyż odzienie jej kumpla miało jeszcze kaptur, który aktualnie był opuszczony, ale tuż za nim jechało jeszcze dwoje mężczyzn w postawionych kapturach.

- Gdzie Akiko? - spytała zaskoczona Tamara.
- Pojawiła się tu wcześniej - odparł jeden z zakapturzonych poruczników - miała zbadać teren.
- Chyba robi to zbyt ochoczo - zawtórował mu drugi, a cała kompania ryknęła śmiechem.

            Dziewczyna nie wiedziała co żołnierz ma na myśli. Gdzieś za jej plecami śnieg trzeszczał pod stopami biuściastej blondynki próbującej ją dogonić.

- Co was sprowadza? - spytała Lena.

            Kapitan spojrzał na nią smutnym wzrokiem. Widać było, że ma coś do powiedzenia, ale nie chce o tym mówić lub też nie może tego zrobić np. w tym miejscu.

- Możemy porozmawiać gdzieś w środku? - zaproponowała Nataszka, która siedząc po kobiecemu na jednym z koni podjechała właśnie do swojego ukochanego.
- Jasne - odparła uprzejmie Tamara.

            Len odsunął się od Natki. Obrócił konia w stronę oddziału i zaczął wydawać rozkazy.

- Esteban rozlokuj żołnierzy na odpoczynek!
- Gdzieś tam dalej ma na was czekać porucznik Namada i wskazać wam miejsce - zawtórował mu Linescu.
- Linescu weź kilku ludzi i niech pilnują zapasów! Wyślij też kilku po świeże jedzenie i wodę! Tamara wskakuj - powiedział do przyjaciółki i popędził swego rumaka ku niej.

            Zaskoczona dziewczyna nawet nie zorientowała się kiedy została porwana z ziemi i posadzona za plecami Lena. Machinalnie złapała się jego futra i jechali już w stronę wejścia, mijając Karolinę, która dopiero co doszła na miejsce spotkania.

- Esteban! Weź tą blondynę do nas! - krzyknął przez ramie Tao.

            Migiem dojechali przed drzwi, gdzie dwoje żołnierzy gawędziło w progu z ubranymi w mundurki dziewczętami. Trzeci zaś popalał fajkę kilka kroków obok nich. Len zatrzymał konia tuż przy nich. Tamara usłyszała dziwny dźwięk gdzieś za sobą. Jakby coś wpadało w śnieg. Miny obrzydzenia na twarzach studentek wyjaśniły jej co się właśnie stało... W tym czasie Len opieprzał zdrowo wartowników i chwilowo zrobił z nich stajennych. Odchodząc z końmi kapitana i Nataszy, Tamao usłyszała jak rzucają gromy na Lena, że musiał pojawić się akurat w takiej chwili i teraz będą już bez szans u dziewczyn.

- Prowadź - oznajmił jej Len, a sam złapał Natkę pod ramię i ruszył za przyjaciółką.

            Dziewczyna zgrabnie przeprowadziła ich przez korytarze akademika, które wypełnione były studentami. Tamara wybierała takie przejścia żeby spotkać jak najmniej ludzi i szybko dotrzeć do pokoju - zimno zaczynało jej doskwierać. Idąc nie zwracała uwagę na reakcję mijanych ludzi. Spostrzegła tylko, że Andrea patrzy z zainteresowaniem na parę towarzyszącą Tamarze. W końcu dotarli do drzwi wymarzonego pokoju.

            Tamao zapominając o tym co mówiła wcześniej Karola Andrea, otworzyła drzwi bez pukania. Jej oczom ukazał się niecodzienny widok. Ela leżała naga miedzy dwoma mężczyznami i wszyscy byli nadzy. Co więcej Ela naciągnęła koc tylko do pasa i jej wcale nie małe piersi ukazywały tempo w jakim oddycha dziewczyna. Sekundę później Tamao dostrzegła, że brzuch jej współlokatorki umazany jest białą substancją.

- Ach więc to tak wygląda przyszłość narodu - stwierdził głośno Len, zerkając nad ramieniem Tamary do pokoju.

            Natasza patrzyła na tą scenę jak oniemiała. Ela wyglądała jakby się miała zapaść pod ziemię. Jej partnerzy patrzyli na siebie otępieni. Tao uśmiechał się ironicznie i obejmował Natkę w pasie. Tamara nie wiedziała co ma zrobić i kogo pierwszego przepraszać. Najchętniej sama również zapadłaby się pod ziemię i nie wychodziła stamtąd dopóki wszyscy nie zapomną o tej sytuacji.

            Pierwszy z marazmu wyrwał się jeden z kochanków Eli. Wyskoczył nagi spod koca i naciągnął na siebie spodnie nim jeszcze wylądował na podłodze. Ewidentnie była to umiejętność godna pochwały.

- Zawsze tak szybko kończysz? - zakpił wyraźnie rozbawiony Len.

            Chłopak w spodniach nie miał przesadnie muskularnej sylwetki. Mimo to wyglądał na wysportowanego i sprawnego. Mężczyzna ruszył pewnym, aczkolwiek niedbałym - takim na pokaz - krokiem w stronę Lena.

- Masz jakiś problem dzieciaczku? - rzucił w twarz kapitanowi, stojącemu za Tamao.

            Teraz Len nie obejmował już swojej kochanej dziewczyny. Zamiast tego rozpinał futro. Po kilku sekundach zsunęło się mu one z ramion na podłogę. Natasza natychmiast podniosła je, nie chcąc żeby się wybrudziło. Tao w tym czasie odsunął jednym ruchem Tamarę na bok i wkroczył spokojnie do pokoju.

- Chociaż już nie chowasz się za laskami - zakpił na wpół goły chłopak.

            Złotooki odpiął pas z Mieczem Błyskawicy i piernaczem. Podał go przyjaciółce tak żeby wszyscy w pokoju widzieli co się w nim znajduje. Usiadł na stołku w kącie pokoju i powoli zaczął ściągać wysokie, zimowe, wojskowe buty.

- Chcesz mnie przestraszyć? - spytał nerwowo awanturnik.
- Nie musi - szepnęła Natka, ale chłopak ją usłyszał.
- Coś ty krowo powiedziała... - zaczął pyskować, ale nie zdążył gdyż pięść Lena trafiła prosto w jego usta. Dłoń Lena i twarz chłopaka pokryły strużki krwi tego ostatniego. Nie doszło jednak do bójki, ponieważ jeden z mężczyzn szybko oddalił się od kapitana Tao, zapominając zabrać kilku swoich ubrań.

            W tym czasie zjawili się również Linescu, Esteban, Akiko i Karolina Andrea. Przyglądali się z niemniejszym szokiem temu co zobaczyli. Ela schowała się pod kocem i nogą wypychała drugiego kochanka z łóżka. Ten nie chciał wyjść, więc ostatecznie został wyniesiony na polecenie Lena przez Estebana.

            Żołnierze zajęli miejsca w pokoju. Ela wciąż tkwiła pod koce. Len i Natka usiedli na łóżku obok jej łóżka. Tamara i druga współlokatorka usiadły na małych stołkach, przyniesionych z korytarza przez porucznika Linescu. Ktoś podał Eli ubrania pod koc.

- To opowiadajcie co was sprowadza - przemówiła Tamara, kiedy Ela się odziała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz