"Dla kochanej Ojczyzny w nieszczęście to popadłem
i popadam niewinnie przyciśnięty do nieprzyjaciół."
J. Lubomirski
Rozdział 22
Ab
Iove principium*
Denis van Nicolescu postanowił
osobiście dowodzić akcją uprowadzenia Róży Namada z jednej z przygranicznych
wiosek rumlandzkich. Nie zważał na to, że jest jednym z dwóch najbardziej
znanych wygnańców ze swojej ojczyzny. Miał już dość porażek, jakie od czasu
wybuchu wojny domowej ponosił ze swoim księciem. Wciąż w pamięci miał śmierć
pozostałej dwójki synów zmarłego ponad rok temu monarchy.
Na wycieczkę do ojczyzny zmotywował
dwudziestu Ordyńców. Postanowił też zabrać ze sobą pochodzącą z Rumlandii
markietankę, której obecność zaczynała stawać się problematyczna ze względu na
jej komunistyczne przekonania. Z tego też względu zaraz po opuszczeniu
Przystani Chana przez mały oddział, została zgładzona w lesie, a jej zwłoki
zakopane pod bliżej nieznanym nikomu dębem. Denis nie przejmował się, że jest
to okrutne. Dla dobra księcia i powodzenia swojej misji gotów był do największych
poświęceń i okrucieństw. Każdy kto stanie na drodze do sukcesu Filipa i jego
pułkownika musiał być pewnym, że długo nie pożyje.
Na wyprawę tymczasowe wojsko Denisa
zostało umundurowane w pomalowane na zielono kolczugi i nagolenniki. Resztę ich
stroju stanowiły brązowe spodnie wojskowe i ciemnozielone bluzy zakładane pod
kolczugi. Nakryciem głowy były futrzane, ordyńskie czapy. Każdy zbrojny
uzbrojony był w krótki łuk wraz ze sporym zapasem strzał, nóż myśliwski, krótki
miecz oraz sztylet.
Książę Filip solidnie się naprosił
chana Tuhaja i jego doradców żeby dostać kilku żołnierzy. Początkowo żądał
całej chorągwi, ale został wyśmiany przez syna władcy, Fatik. Następca tronu
uważał, że wyprawa jest śmieszna, a do tego ma ona znamiona prowokacji. Filip
zdał sobie wtedy sprawę, że będzie zmuszony płaszczyć się przed całym dworem
chana, jeśli marzy o chociaż symbolicznym wsparciu. Ostatecznie przez kilka dni
zabiegał u różnych znamienitości o poparcie dla swojej sprawy. Najtrudniejszym
zadaniem okazało się przekonanie Ordyńców dlaczego tak bardzo zależy mu na
pojmaniu dziewczyny skoro i tak wymordował już całą jej najbliższą rodzinę
będącą na terenie kraju. Książę ratował się wtedy gadką o tym, że jej obecność
w stolicy Ordy jest częścią większego planu, który zrodził się w głowie
pretendenta do tronu podczas jednej z narad jakie odbywał z pułkownikiem van
Nicolescu. Wreszcie udało mu się zdobyć aprobatę innych synów chana Misahara i
Mustafy, który równocześnie był też głównym wodzem ordyńskiej armii. Wtedy
dostał nieoficjalnie dwudziestu żołnierzy konnych i specjalne wyposażenie dla
nich.
Podczas kolejnego spotkania na
szczycie między Filipem a synami chana, van
Nicolescu także był obecny. Specjalnie na tę uroczystość ubrał się w odświętne
szaty oraz świeżo wypastowane buty.
-
Ludzie są gotowi do wyruszenia - oświadczył Mustafa.
-
Kiedy pragniesz książę zacząć? - spytał Misahar.
Filip milczał. Zamiast niego głos
zabrał Denis, który wygłosił długi wywód na temat dotychczasowych niepowodzeń i
co najwyżej połowicznych sukcesów w zwalczaniu nowej władzy w Rumlandii.
Mustafa bardzo niechętnie, ale jednak przystał na propozycję żeby pułkownik
koordynował całą akcję.
-
Pamiętaj tylko oficerze, że nie chcemy przelewać krwi naszych wiernych Ordyńców
- upomniał go na zakończenie Misahar.
-
Bo inaczej twoja żona może zacząć obsługiwać mojego konia - zagroził z kolei
Mustafa.
Wnętrze Denisa zapłonęło wtedy żywym
ogniem i prawie namacalnym gniewem, jednak nie odezwał się ani słowem. Jego
twarzy nie udało się zachować kamiennego, niewzruszonego oblicza, więc obaj
młodzi arystokraci wiedzieli, że stary żołnierz wziął sobie do serca ich rady.
Nim nadszedł ostateczny termin
wymarszu, Denis zdał sobie sprawę jak bardzo będzie mu brakowało Anny przez ten
czas, kiedy go nie będzie. Dodatkowo otuchy nie dodawał mu fakt, że jego żona
wciąż miała opinię Rozwartej Damy, chociaż byłby gotów w tej chwili odciąć
sobie dłoń, że przez cały okres ich małżeństwa była mu wierna. Ot paradoks. Do
ślubu zostali zmuszeni przez Jona van Nordescu i jego chytrą żonę, którzy
przyłapali pułkownika na seksie. Denis nie zdobyłby się na zawarcie tego
małżeństwa gdyby nie groźby ojca Anny. Nie kochał jej. Przez dłuższy czas miał
nawet problem żeby zdobyć się do powtórnych skonsumowań małżeństwa. Z biegiem
czasu przyzwyczajał się do obecności żony i życia z nią. Odkąd powiedziała mu,
że jest w ciąży jego stosunek do niej zmienił się. Gdzieś w głębi duszy
odnalazł nieznane mu od lat uczucia. Gotów był do pracy nad zmianą swojego
sposobu myślenia o Rozwartej Damie. Z każdym dniem, który upłynął od tego czasu
był coraz bliżej przyjęcia do wiadomości, iż pokochał ją pomimo swoich
początkowych oporów. Z tego też względu nie cieszyła go wieść, że musi ją
opuścić na tydzień, dwa lub więcej.
Ostatni dzień swojego wspólnego
pobytu w Przystani Chana zamiast na zakończeniu planowania porwania młodej
Namady, spędził w łóżku z żoną. Zrobili to tego dnia kilka razy, a w przerwach
pomiędzy kolejnymi stosunkami pieścili swoje ciała długo i starannie.
Po ostatnim zbliżeniu - już rano w
dzień wyjazdu - Denis leżał jeszcze nago w łożu. Anna miała już większy niż
jeszcze kilka tygodni temu brzuszek. Ubierała właśnie kremowobiały stanik,
kiedy Denis uświadomił sobie co właściwie do niej czuje. Teraz pozostało mu już
tylko jej to wyznać. Żeby wiedziała, żeby pamiętała kiedy go już przy niej nie
będzie. Zawsze mógł poprosić któregoś z pozostałych przy życiu rumlandzkich wojów,
ale nie miał do nich aż takiego zaufania, ażeby uwierzyć iż są w stanie oprzeć
się wdziękom Anny. Patrzył tak na kobietę i zbierał się do swojego wyznania.
Nie robił tego już tak długo, że prawie nie pamiętał jak się do tego zabrać.
Tymczasem pani van Nicolescu przyodziała się już w bawełniane majtki oraz
ciemne rajstopy. Rozglądała się po pokoju, nie widząc jak usta jej męża
otwierają się i zamykają nie wydając żadnego dźwięku zupełnie jak u ryby.
Wreszcie dostrzegła zieloną, luźną sukienkę na szerokich ramiączkach. Chciała
do niej podejść, ale Denis był szybszy. Jednym zwinnym susem zerwał się z łóżka
i zatrzymał ją wpół drogi do kiecki.
-
Zostaw - szamotała się Anna - chcę się ubrać!
-
A ja chcę coś ci powiedzieć - zaprotestował Denis.
-
To nie może poczekać? - spytała kobieta próbując przepchnąć męża.
-
Nie - powiedział łapiąc ją za nadgarstki.
-
To mów! - ponagliła go niecierpliwie Rozwarta Dama.
Denis spojrzał jej w oczy i po raz
kolejny zapomniał języka w gębie. Były tak bardzo piękne, takie rozmarzone i
wymęczone po ich ostatnich igraszkach. Złapał jej podbródek i przyciągnął do
siebie. Pocałował delikatnie w usta. Spojrzał znów w oczy i wziął głęboki oddech.
-
Kocham cię - szepnął prawie niedosłyszalnie.
-
Co powiedziałeś? - spytała Anna, zupełnie jakby nie dosłyszała co powiedział.
-
Kocham cię - powiedział głośniej, nie patrząc jej już w oczy.
Anna nie odpowiedziała od razu.
Przytuliła się czule do męża, głowę kładąc na jego ramieniu. Składała delikatne
pocałunki na jego szyi, policzku i wreszcie ustach. Dopiero wtedy nie odrywając
się od Denisa powiedziała:
-
Już się bałem, że mi tego nie powiesz, bo widzisz... - tu zrobiła krótką pauzę
- ja też cię kocham.
Dopiero wtedy Denis poczuł się tak
spokojny, że mógł ruszać na wyprawę. Oczywiście wcześniej wygłosił jeszcze
memorandum do swojej ukochanej i poczuł jak ma się zachowywać podczas jego
nieobecności. Zapomniał tylko obwieścić, że zabiera ze sobą jedyną kobietę
pochodzącą z tego samego kraju co ona.
Nie brał ze sobą żadnego bagażu.
Ahmed Isajelwowicz wartownik z pałacu chana, który miał być dowódcą Ordyńców
podległym Denisowi miał załatwić zapasy pożywienia i wody, a także konie. Denis
poznał wartownika krótko po zamieszkaniu w stolicy państwa Ordyńców. Ahmed
pochodził ze zubożałego rodu szlacheckiego. W związku z tym pułkownikowi
łatwiej przychodziło porozumieć się z nim niż z jakimś oficerem armii chana
pochodzącym z motłochu. Inną kwestią był charakter wartownika, a ten nie
należał do najprzyjemniejszych. Sam fakt, że wieczory spędzał w knajpach na
piciu niemalże w trupa i uganianiu się za kobietami pokazywał, że gentelman z
niego żaden. Skutkiem jednej z takich pijatyk była okropna szrama od lewego
ramienia przez twarz, aż po prawe ucho.
Kiedy Denis przybył na umówione
miejsce wyjazdu, czyli pod wschodnią bramę miasta, zastał tam cały zastęp
szeregowych żołnierzy, lecz nie było z nimi ich zwierzchnika.
-
Gdzie jest Isajelwowicz? - spytał jednego z żołnierzy.
-
Zaraz będzie - odparł Ordyniec.
Spóźnienie Ahmeda nie zwiastowała
niczego dobrego. Gdyby zależało mu na pozytywnym końcu ich misji, przyszedłby
jeszcze przed czasem. Skoro go nie ma, mógł nie przybyć wcale. Denis zaczął się
denerwować. Kiedy po następnych kilkunastu minutach wciąż nie było szlachcica- wartownika,
zaczął się niecierpliwić i niepokoić o to czy Isajelwowicz w ogóle dotrze przed
bramę.
-
Pułkowniku! - zawołał w jego stronę jeden z żołnierzy - nadjeżdża - powiedział
i wskazał w stronę centrum miasta.
Denis spojrzał w tamtą stronę.
Rzeczywiście spośród chmary kurzu i pyłu wydobywała się postać jeźdźca na
koniu. Na szczęście nie wszystkie obawy Rumlandczyka spełniły się. Ahmed
przybył spóźniony i co gorsza pijany. I to przez to dotarł - a przynajmniej tak
się tłumaczył - tak bardzo spóźniony, gdyż wczoraj zapił pałę i dziś obudził
się w jakimś bliżej sobie nieznanym łóżku w domu, który kojarzył do tego pory
tylko od zewnętrznej strony. Obok niego leżała młoda, nie starsza niż
piętnaście lat dziewczyna. Co dziwiło żołnierza jeszcze bardziej była
kompletnie ubrana. Ogólnie to cała pościel była jakaś taka dziwna,
niepomiętolona. Zupełnie jakby do niczego nie doszło.
-
Ile ty masz właściwie lat? - spytał Denis, kiedy Ahmed opowiadał o swojej
porannej przygodzie.
-
36.
-
I uganiasz się za takimi nastkami?
-
A co nie marzyłeś nigdy o zgrabnym i jędrnym tyłku piętnastki? - odparł
retorycznie Isajelwowicz. - Ciasna cipa, jędrne cycki.. Ba! Widziałeś kiedyś
laskę w takim wieku z obwisłymi cycami?
W odpowiedzi Denis pokręcił
przecząco głową. Wtedy Ordyniec mógł kontynuować swój monolog na temat
współżycia seksualnego z niepełnoletnimi dziewczynami. Denis bardzo szybko
wyłączył się ze słuchania tych mądrości. Kochał jedną kobietę i nie potrzebował
szukania atrakcji w ramionach, a raczej między nogami, tak młodych niewiast.
Na wschód jechali wąskimi, leśnymi
ścieżkami. Zupełnie unikali miast i miasteczek, a nawet większych wsi. W każdym
z takich miejsc mogli natrafić na kogoś, kto rozpoznałby rumlandzkiego oficera.
Po zapasy wody zajeżdżali tylko zatęchłych dziur, gdzie psów było więcej niż
ludzi. Miało to swoje zalety. W takich wiochach nie natrafiali na żadne
urodziwe dzierlatki, co nie podobało się Ahmedowi. Ordyniec głośno narzekał, że
musi się spić oraz wyruchać jakąś "pustą lalę" - jak nazywał podczas
podróży swoje zdobycze w knajpach stolicy kraju.
Niedaleko granicy z Rumlandią minęli
Zamek Jesion, co zwiastowało iż pojechali za bardzo na wschód. Prosto przed
nimi była droga do Bergen. Najbardziej wysuniętego na południe z dużych miast
skandynawskich, leżącego w wąskim leju między Czarnolasem na wschodzie,
Rumlandią na południu, a właśnie Zamkiem Jesion po drugiej stronie rzeki
Jesionki.
-
Musimy jechać wzdłuż rzeki na południowy-zachód - obwieścił Isajlwowicz.
-
I w Jesionce przekroczymy Jesionkę - spuentował Denis.
-
Dokładnie w mieście o tej samej nazwie przejedziemy rzekę.
I znów ruszyli. Teraz mieli
urozmaicony krajobraz. Wcześniej towarzyszył im tylko las. Teraz cały czas po
lewej ręce mieli rzekę. Z drugiej strony zdarzały się rozległe łąki, ogołocone
na jesień ze zboża pola, tak dobrze już znane żołnierzom lasy oraz majaczące
gdzieś w oddali wsie.
Samo miasto Jesionka zostało przez
nich okrążone od strony rzeki, gdyż jak wyjaśnił im spotykany przed nim
wieśniak, most był remontowany przed zimą. Szybciej niż za tydzień lub dwa nie
przejadą na drugą stronę. Jedynym wyjściem pozostawało im jechać dalej aż do
miasta pod jakże wiele mówiącą nazwą Nowy Most i tam przejechać granicę.
-
Po przekroczeniu rzeki, musimy znów pojechać na północ - wyjaśnił swoim
żołnierzom, kiedy wybuchło wśród nich niezadowolenie, że za granicą znów będą
musieli się cofać.
Droga do Nowego Mostu zajęła im całe
pięć dni, ponieważ konie zaczynały już tracić siły. Zwierzęta były bardzo
wychudzone i wygłodzone, bowiem w pierwszej wiosce napotkanej za miastem
Jesionka Isajelwowicz przepił znaczną część monet jaką powierzył mu Mustafa na
wykonanie misji.
Do miasta dojechali późnym
wieczorem. Niektórym rumakom z pyska ciekła piana. Denis myślał jakby tu zdobyć
nowe, wymieniając je na stare i nie wydając do tego całej reszty skromnego
zapasu talarów jaki im pozostał.
Nowy Most powstał około stu lat
temu. Zbudował go jeden z przodków Tuhaja, chan Girlej III. Miasto otoczone
było wysokim na pięć metrów i bardzo grubym, kamiennym murem z licznymi
wieżyczkami. Początkowo miasto miało mieć kształt kwadratu, ale szybko od tego
pomysłu odstąpiono. Uliczki wewnątrz były bardzo zadbane i nadspodziewanie
czysto. Na głównym targu sporo było zagranicznych kupców - głównie Rumlandczyków.
Denis miał tylko nadzieję, że żaden go nie rozpozna. Jak do tej pory życzenie
pułkownika stawało się faktem... Za targiem zwołał zebranie swoich skromnych
sił.
-
Czworo Hasanów i Tumuk wezmą konie i pójdą ze mną - powiedział do całości -
Isajelwowicz weźmie trójkę z was i zrobi zakupy na resztę naszej wyprawy.
Reszta ma tu czekać aż do naszego powrotu. Nie rozchodzić się! - rozkazał.
Wspomniani przez niego Tumuk i
czworo żołnierzy o niezwykle popularnym wśród zwykłych żołnierzy imieniu Hasan
poszło z nim w okolice ogromnej stajni, gdzie sprzedawano konie. Denis
dostrzegł, że z kupcem przebywa jeden z rumlandzkich szlachciców Bugdoł van
Dojnal, daleki krewny namiestnika Westdamu. Bugdoł poznał kilka miesięcy przed
wybuchem wojny domowej Denisa będąc u niego w gościnie podczas swojej wyprawy
do jakiegoś miasta w Czarnolasie. Niestety było już za późno na odwrót. Van Dojnal rozpoznał już Denisa i krzyknął w
jego stronę:
-
To tu się waszmość ukrywasz!
-
Nie ukrywam się wcale - odparł spokojnie Denis, a w myślach dodał "Jak
tylko wróci wyśle gołębia z listem do Marca, że mnie widział. Na pewno napisze,
że Filip też tu jest."
Pułkownik musiał działać szybko. Nie
miał czasu na zbyt długie myślenie. Z drugiej strony nie było mowy żeby zabić
niespodziewanego znajomego tu i teraz, gdyż zwróciłoby to zbyt dużą uwagę
miejscowych, a możliwe że z Bugdołem byli tu również i inni Rumlandczycy.
-
Co tu waszmość porabiasz? - spytał uprzejmie van Dojnal - krążą plotki, że
poślubiłeś Rozwartą Damę - mówił dalej szczerząc przy tym okropnie zęby
szlachcic - dalej jest taka napalona na wszystkich facetów czy ujarzmiłeś ją? -
dopytywał.
Denis poczuł, że zaraz wybuchnie i
jednak zabije rodaka natychmiastowo. Ostatkiem sił zmusił się do zapanowania
nad sobą. Zrobił grymas twarzy, który miał być uśmiechem, ale wyszedł jakoś
krzywo. Za pewne dostrzegł to również van Dojnal, bo uśmiech zniknął z jego
twarzy. Przyglądał się badawczo Denisowi, ale nic już nie mówił.
-
U mnie wszystko dobrze - odparł lodowatym tonem van Nicolescu.
-
To wspaniale - w sztuczny sposób ucieszył się Bugdoł - za pewne ucieszy cię
wieść, że odnalazłem wczoraj córkę jednej z twoich wizytatorek w Twierdzy
Dzikie Pola.
Denis poczuł niemiłe ukłucie na
dźwięk słów "Twierdza Dzikie Pola". Już miał zapytać o to, kto jest
teraz namiestnikiem jego posiadłości, kiedy coś go podkusiłoby wdać się w
rozmowę o tym kogo to odnalazł szlachcic ze zdecydowanie zbyt długim jęzorem.
-
To znaczy kogo? - spytał siląc sie na zainteresowanie i uprzejmość.
-
Młodą Namadę - wypalił van Dojnal, lustrując jak zmienia się wyraz twarzy
Denisa.
Musiał tam chyba wypatrzeć to co
chciał, dlatego że nim pułkownik odpowiedział, Bugdoł wybuchł szyderczym
śmiechem.
-
O co chodzi? - spytał zdziwiony coraz bardziej wierny Filipowi żołnierz.
-
Więc jesteś zamieszany w masakrę jej rodziny.
-
Nie! - zaprzeczył gwałtownie Denis.
-
Tak.
-
Udowodnij!
-
Jak?
-
Zabierz mnie do niej - zaproponował van Nicolescu, a jego twarz przybrała ohydny,
prawie że obłąkany uśmiech...
_________________________________________________________________________
* Ab Iove principium.
(początek od Jowisza)
Zaczynać od osoby lub sprawy najważniejszej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz