wtorek, 31 grudnia 2013

40. Gloria Victis



Rozdział 40
Gloria Victis

            Ayumi przebywała na dworze Marca I już sporo czasu. Kobieta wiedziała już o najistotniejszych rzeczach w otoczeniu króla. Słyszała też o planie walnej bitwy przeciw ostatniemu wrogowi wewnątrz królestwa. Miało bowiem dojść do rozstrzygającej między siłami resztek Armii Książęcej wiernej Filipowi, a Armią Rumlandzką uznającą zwierzchnictwo Marca.

            Siły wierne przyszłemu władcy znajdowały się już całkiem blisko Twierdzy Jesiennej, w drodze do Norfdamu - ostatniemu wielkiemu miastu wiernemu Filipowi. Rada wojenna króla Marca miała nadzieję natknąć się tu na wrogów i rozbić ich w pył, po czym wynegocjować szybko warunki poddania Największej Twierdzy Rumlandii. 

            Jon van Nordescu uważał, że całą wojnę rozstrzygnąć może jedna bitwa i dlatego powinni dążyć do konfrontacji tylko z całą resztką dawnej potęgi księcia Filipa. Z kolei jego brat pragnął uniknąć takiego rozwiązania, gdyż obawiał się, że ewentualna porażka może zaszkodzić ich zbliżającemu się nieuchronnie - jak myśleli - zwycięstwu. 

            W dniu, w którym ujrzeli na horyzoncie zarys Twierdzy Jesiennej król postanowił zwołać posiedzenie rady wojennej. W jej skład wchodzili Petr i Jon van Ionescu, wracająca do niej Ayumi, troje generałów i Wiktor van Danilescu, który po oddaniu swojej prywatnej armii w dowodzenie zwycięskim nad nim generałom i Marcowi, dołączył do bliskich doradców tego ostatniego.

            Armia rozbiła obóz około dwóch kilometrów od zamku. Mieli stąd dobry punkt do obserwacji poczynań obrońców. W centrum obozowiska ustawiony był duży namiot, obok którego ustawiono markizę otoczoną plandeką o ciemnoczerwonej barwie. Pod osłoną materiału markizy miała odbyć się rada.

            Ayumi przybyła pierwsza na miejsce. We wnętrzu znajdowały się duży stół, na którym rozłożone były figury symbolizujące poszczególne oddziały obu walczących armii. Wokół stołu ustawiono siedem drewnianych krzeseł i jeden fotel z miękkiego materiału. Trochę dalej znajdowała się ława, na której ustawiono dzbany z winem, miodem pitnym oraz talerze z przekąskami. Namada  napełniła sobie puchar winem i wypiła je, zagryzając od czasu do czasu skrzydełkiem kurczaka, upieczonym chwilę wcześniej przez obozowych kucharzy.

- Ładnie dziś pani wygląda - powiedział do niej wchodzący właśnie na naradę Wiktor van Danilescu. Był to mężczyzna średniego wzrostu i będący w wieku około pięćdziesięciu lat. Miał szerokie bary i całkiem siwe włosy. Wąski podbródek zdobiła mu srebrna broda, krótko przystrzyżona. Czarne oczy rzucały zaciekawione spojrzenie na Namadę.

- Nie bardziej niż zwykle - odparła lekko speszona Ayumi, przez ostatnie dni przyzwyczaiła się do ciągłych zalotów żonatego magnata.

            Spojrzała na bogacza. Tego dnia ubrany był od pasa w dół we fragmenty zbroi płytowej, zrobionej z najlepszej rumlandzkiej stali. Powyżej ubrany był w zielony wams, na którym wyszyto sztylet złotymi nićmi. Pod wams założył szarą kolczugę, przysłaną mu wczoraj z rodowej siedziby.

- Mnie podoba się pani z każdym dniem bardziej - pochlebiał jej van Danilescu.

            Wdowa przytakiwała jeszcze przez krótką chwilę na komplementy pana Wiktora, lecz po tym czasie dołączyli do nich pozostali mężczyźni z rady. Wtedy zajęli wraz z nimi krzesła wokół stołu, by po chwili wstać i oddać honory wchodzącemu monarsze.

- Usiądźcie - rozkazał im Marc, kiedy sam usadowił się na swoim fotelu - mamy dziś ważne sprawy do omówienia. Jon - zwrócił się do szefa wywiadu - ustaw proszę na mapie wojska tak jak się obecnie znajdują.
- Tak jest - odparł porucznik - mamy ze sobą 6 tysięcy piechoty - mówił rozstawiając sześć figurek żołnierzy uzbrojonych w miecze, piki, topory itp. w pobliżu miejsca oznaczonego na mapie jako Twierdza Jesienna - oraz siedmiuset kawalerzystów pana van Danilescu - ustawił obok jeszcze siedem małych koni - kawaleria pułkownika Narescu dołączy do nas, według raportów, za około 2 może trzy dni - na drodze na południowy-wschód od miejsca obozu postawił jeszcze 5 koników.
- Zróbmy tu przerwę - wtrącił generał van Petescu - jeśli Narescu nie połączy się z siłami van Danilesców przed bitwą to możemy mieć spore kłopoty z walką w otwartym polu.
- A dlaczego mamy tak mało piechoty? - dopytywał jak co spotkanie Petr van Ionescu.
- Bo Wiktor nie zgodził się wspomóc nas swoją piechotą! - wybuchnął Jon.
- Dla ciebie pan Wiktor smarkaczu! - zaperzył się van Danilescu.

            Sytuacja w jakiej się znajdował po kapitulacji nie odpowiadała mu. Musiał być tylko jednym z wielu ludzi króla. Pragnął korony dla siebie, a w obecnej sytuacji powinien obawiać się czy nie utraci pozycji sprzed konfliktu. Przed wojną cieszył się względami poprzedniego króla i nikt nie stawiał mu problemów, kiedy umacniał pozycję rodu i mnożył swój majątek w nie do końca legalnych i korzystnych dla kraju interesach. Teraz dochodziły go pogłoski o planowanych reformach Marca. Jeśli choć połowa pogłosek sprawdziłaby się mogło się zdarzyć, że utraci pozycję i straci rodową fortunę, a cała familia zostanie zepchnięta na niższe miejsce w hierarchii szlachty rumlandzkiej. Z tego powodu postanowił przysłużyć się nowemu władcy i jednocześnie nawiązać kilka przydatnych - na okres po wojnie - kontaktów.

- Spokój - warknął król i przerwał kłótnie - mamy zbyt zmęczonych ludzi żeby walczyć. Nie jest prawdą, że z Bukadamu wyszliśmy bez wsparcia van Danilesców. Zostawiliśmy w stolicy najbardziej zmęczonych ludzi, z w zamian zabraliśmy trzy tysiące wojsk Wiktora. Pokonaliśmy kolejny raz długą drogę. Sądzę, że powinniśmy rozpocząć oblężenia, ale dopiero za parę dni... Musimy przed nim odpocząć - zakończył spokojnie Marc.

- Wasza Miłość raczy żartować? - spytał generał van Petescu.
- Nie.

- Nie możemy tak postąpić - zaprotestował generał - nie możemy, ponieważ oni będą spokojnie ściągać ludzi do zamku. Wypuszczą cywili by mieć więcej zapasów dla wojów. Ściągną zapasy dla załogi. Będą mogli się bronić wiele dni, miesięcy, a może i lata - argumentował przerażony beztroską króla - musimy zacząć oblegać ich już teraz. Możemy odpoczywać będąc tuż, tuż przy zamku. Nie musimy od razu atakować. Poczekajmy. Przechwytujmy ich listy, wozy z zapasami, pozwólmy wyjść tym , którzy zechcą ugiąć kolana, a resztę zaatakujmy później - zaproponował kończąc swoją wypowiedź.

- Ciekawy pomysł - odparł król - co o tym sądzicie? - spytał swojej rady.
- Dobry plan, aczkolwiek - odpowiedział Petr - co jeśli najdzie odsiecz dla zamku, kiedy my będziemy regenerowali siły naszych ludzi. Zetrą nas w proch tak jak zrobili to Danan- Dejem pod Twierdzą Dzikie Pola. Van Norfdescu natrze z jednej strony, a Bohdan van Augustescu uderzy od wewnątrz. Mogę wbić nam wtedy klin i wybiją w pień.
- Od tego będzie nam jazda - poinformował go brat - van Narescu postoi z nami, a jazda rodowa będzie robiła z zwiady i podjazdy pod armię z północy.

            Dyskutowali tak jeszcze wiele godzin. Ayumi była podczas tych rozmów niezbyt aktywna. Studziła czasami nastroje, rozgorączkowanych oficerów i tonowała niezwykła beztroskę monarchy, który zbyt bardzo wierzył w tryumf bez twardej walki. Zakończyli dopiero po północy. Ostatecznie Marc zaaprobował plan generała van Petescu, chociaż pozostali dwaj generałowie dokonali w nim paru korekt. Wysłano też natychmiast jedną chorągiew jazdy na północ. Miała podzielić się na pięć drużyn i obserwować czy van Nordescu nie rusza ku nim ze swojego niezdobytego miasta.

            Kolejnego dnia rozpoczęli oblężenie. Jak oznajmił im radośnie jeden z oficerów kawalerii van Danilesców oblężenie rozpoczęte pierwszego dnia lata, nie może się nie zakończyć sukcesem.

            Ayumi zajmowała kwaterę na samym skraju obozu. Miała być głównym zarządcą na wschodniej flance, gdzie komendę nad wojskiem objął generał van Petescu. Doświadczony żołnierz uchodził za najbardziej utalentowanego i utytułowanego dowódcę w Armii Rumlandzkiej. Namada jako zarządca miała dbać by żołnierzom niczego nie brakło. Pilnowała też budowy katapult.  Te ostatnie zostały zbudowane po kilku dniach i wtedy rozpoczęto ostrzał twierdzy. Płonące pociski spadały gęsto na fortyfikację.

            Po pięciu, a nie jak się spodziewano po trzech do obozu dołączyła kawaleria pułkownika van Narescu. Przyprowadził on dokładnie 548 jeźdźców.  Prawie pięć i pół chorągwi jazdy poprawiło morale piechoty. Obóz odzyskał humor.

            Trwało to około dwóch dni, gdyż po tym czasie do oblegających dobiegły, a właściwie dojechały informację o ruchach wrogich sołdatów na północy. Król natychmiast zwołał posiedzenie rady wojennej - rozszerzonej tym razem o pułkowników poszczególnych pułków oraz kapitanów i poruczników dowodzących chorągwiami. 

            Na mapie stało ustawionych 62 figurki żołnierzy piechoty oraz 13 koników. Marc przy żywym udziale oficerów i Ayumi rozpoczął ustawianie żołnierzyków na papierze. Rozpoczął od zatwierdzenie pozostawienia pod zamkiem 600 piechurów, mających pilnować by nie doszło do kontry z zamku i zajmować obrońców dalszym oblężeniem. Kilkaset metrów na południe ustawił dodatkowe 5 figurek i zaznaczył, że będzie to jego osobista eskorta i ostatnia rezerwa.

            Oddziały walczące zostały podzielone pomiędzy generałów i pułkownika Narescu, który miał dowodzić prawie całą kawalerią - 3 chorągwie miały stanowić oddziały wsparcia. Marc po sugestii generała van Petescu rozkazał kawalerii nie atakować od razu, lecz okrążyć wrogą armie i oskrzydlić ją z prawej flanki. dzięki temu uniemożliwił zrobienie tego samego rywalom. Z drugiej strony było to małe możliwe zważywszy na znajdujący się tam zamek i łąki oraz pola będące za nim, co uniemożliwiało użycia elementu zaskoczenia.

            W centrum bitwy miał się znaleźć generał van Petescu, który dostał pod komendę 20 chorągwi.  Na lewym i prawym skrzydle pozostała dwójka generałów dostała pod komendę po 10 chorągwi. W odwodzie pozostać miało 12 chorągwi pod komendą Wiktora van Danielscu. Ayumi zajmować będzie stanowisko łączniczki pomiędzy królem, odwodowymi oddziałami głównymi, a polem bitwy.

            Marc wydawał się zadowolony z planu. Liczył już tylko na brak nie zapowiedzianych wydarzeń podczas samej bitwy. Rozkazał dowódcą odejść do swoich żołnierzy i zajmować za dwa kwadranse pozycje. Sam odłączył od oblegających swoje pięć chorągwi, ubrawszy uprzednio zbroję płytową i oddalił się na południe.

            Ayumi pozostała w obozie oblegających, który jeszcze przez kilkanaście minut miał stanowić zwarty monolit, a dopiero potem miał się rozczłonkować. Odejście króla zostało zauważone wśród obrońców Twierdzy Jesiennej i wywołało taki aplauz, jakby było dowodem na wygranie przez nich całej wojny. Wznoszono okrzyki wyzywające Armię Rumlandzką i ogólnie cieszono się, a przecież król zabrał ze sobą raptem pięciuset piechurów, którzy wywozili przy wsparciu okolicznych wieśniaków żywność. Marc chciał zachować zapasy przy sobie, tak aby nie zostały zniszczone podczas jatki.

            Kilka minut potem oficerowie zbierali już swoje chorągwie i oddalali się na północ. Zajęli pozycję niedaleko zamku. Obie bramy do twierdzy zostały zablokowane przez po trzy chorągwie dowodzone przez kapitanów i poruczników. Rozpoczęło się długo trwające oczekiwanie.

            Ayumi miała do dyspozycji konia. Gdyby coś mu się stało u króla czekał na nią dodatkowy rumak. Kobieta odczuwała podenerwowanie - jeszcze nigdy nie brała udziału w takiej bitwie. Zdarzyło sie jej być "tylko" w oblężonym przez wilkołaki mieście bądź twierdzy. Bała się czy sobie poradzi.

            Wreszcie po upływie kolejnych kilku kwadransów, już znacznie po południu Marc wydał przez Ayumi rozkaz generałowi van Petescu, aby atakował gdy uzna za stosowne, kiedy wróg już się pojawi. Generał przyjął ten rozkaz machinalnie i nie okazywał po sobie żadnych emocji.

            Kolejny kwadrans oczekiwanie i na horyzoncie zjawiły się różnobarwne chorągwie. Podążały ku nowemu królowi coraz szybciej. W pewnej chwili Ayumi zdała sobie sprawę, że jest to kawaleria, ale jest jej zbyt dużo by mogła to być prawda. Kobieta znajdowała się właśnie przy odwodach pana Wiktora. Stojący tuż obok niej człowiek z lunetą stwierdził, że musi ich być około dwóch tysięcy. Po chwili dodał, że nie są to regularni jeźdźcy.

- Chcesz nam powiedzieć, że stary van Nordescu wsadził na konie piechotę - wtrącił van Danilescu - jeśli to prawda, to musi być bardzo zdesperowany, że podejmuje sie takich zagrań. Ayumi - zwrócił się do kobiety - jedź i karz generałowi ostrzelać z łuków tych błaznów.
- Tak jest! - odparła Namada i pojechała galopem.

            Van Petescu stwierdził, że sam wpadł na taki sam pomysł i kazał jej zjeżdżać. Ordynka nie zraziła się takim podejściem i odjechała. Wróciła na swoje miejsce przy rezerwach piechoty. Miała stąd dobre miejsce obserwacyjne.

            Kawaleria książęca podążała przez równiny wprost na piechotę generała van Petescu. Namada domyśliła się, że chcą wbić się klinem w środek wojsk królewskich i rozbijając je wprowadzić popłoch. Daleko za nimi podążali piechurzy. Nawet laik domyśliłby się, że dystans między nimi jest zdecydowanie zbyt długi. Odparcie natarcia kawalerii spowodowałoby rzeź tej ostatniej.

- Chyba się nie dogadali - powiedział sam do siebie człowiek z lunetą.

            Istotnie atak wyglądał jakby dowódca wrogiej jazdy nie doszedł do porozumienia z wodzem piechoty i resztą armii. Dawało to duże szanse na końcowy sukces ze strony wojsk Marca.

            Kiedy wróg był już trochę ponad sto metrów od szeregów Armii Rumlandzkiej, van Petescu dał znak łucznikom. Niebo pokryło sie chmarą strzał. W ślad z łucznikami z centrum, poszli ci z flanek. Trzy chmury strzał spadały na jeźdźców. Kilkunastu spadło z konia, a wielu innych zostało ranionych. Po kolejnych kilkudziesięciu metrach kolejne strzały padły na wroga. I znów większość trafiła. Tym razem więcej wrogów spadło z koni. Co niektórzy powpadali pod kopyta koni swych kompanów z oddziału. Teraz van Petescu nakazał strzelać bez rozkazu.  Ponownie flanki poszły za przykładem środka zgrupowania.

            Obserwator z lunetą uznał, że wróg stracił około stu ludzi w wyniku strzał. Ayumi nie miała pojęcia skąd wziął te dane. Nie było to jednak ważne, gdyż jazda już wpadała z całym swym impetem na szeregi pikinierów. Niestety dla jadących konno, byli oni uzbrojeni jak wszystkie formacje konne w Rumlandii tzn. nosiły szable i miecze, a nie miały lanc i kopii.

            Pierwszy szereg pikinierów załamał się. Ciężko było ocenić czy pod wpływem stratowania przez konie czy dzięki wspaniałym zdolnościom jeźdźców. Jednakże, kiedy piechota przestała padać pod wpływem naporu rozpędzonych koni, uzyskała przewagę.       Namada łudziła się przez moment, że mają spore szanse wygrać. było to jednak złudzenie. Kawalerzyści nie mieli zamiaru dać się zabić bez walki. Słyszała ryk zabijanych i ranionych ludzi. Świst strzał, które siały zamęt wśród napastników. Rozkazy krzyczane przez generała i powtarzane potem przez oficerów. Metaliczny dźwięk wywoływany przez hałas uderzeń metalu o ostrze pik lub innego metalu wypełnił polanę.

            Walka nie trwała długo. Po kilku minutach napastnicy zaczęli wyszarpywać się ze szponów wojsk królewskich i wykonali taktyczny odwrót. Dowodzący obroną gen. van Petescu nie nakazał pościgu. Wiedział, że wkrótce nastąpi kolejna szarża. Wolał zamiast tego nakazać przegrupować się szeregom, posprzątać zmarłych i doprowadzić pojmanych jeńców przed oblicze Wiktora van Danilescu, który miał przekazać ich królowi.

            Ayumi przeglądała jeńców wraz z dowódcą wojsk odwodowych. Przy tej czynności kolejny raz doznała szoku. Wśród pojmanych był jeden z generałów Armii Książęcej.

- Van Abramescu - wyjaśnił pan Wiktor - słyszałem, że jesteś najwierniejszych człowiekiem Filipa - powiedział do generała.
- Nie ma sensu walczyć w przegranej sprawie - odrzekł wojskowy.
- Skoro głównodowodzący atakuje w pierwszym szeregu nie dziwię się waszej porażce.
- Nie ja dowodzę teraz.
- A kto?
- Van Nordescu.

            Van Danielscu rozkazał odprowadzić jeńców przed oblicze króla, tak żeby widzieli go obrońcy Twierdzy Jesiennej. Ayumi podążyła z eskortą. Doprowadziła więźnia przed oblicze Marca, za co została pochwalona przez króla. Władca nakazał jej też, polecić Wiktorowi brać jak najwięcej jeńców. Ayumi uznała ten rozkaz za głupotę, ponieważ van Danilescu dowodził raptem siłami wsparcia, a na pierwszej linii dowodził van Petescu, ale nie chciała psuć królewskiego nastroju, więc przytaknęła tylko i odjechała. Postanowiła przekazać wieści właściwemu generałowi.

            Kiedy jej nie było nastąpił drugi szturm wroga. Znów został odparty.  Dowodzący generał postanowił wymienić całą jedną chorągiew. W związku z czym van Danilescu narzekał teraz na wszystkich rannych, którymi musiał się zająć, tracąc na rzecz pierwszej linii żołnierzy w optymalnej formie.

            Kolejne dwa ataki jazdy wyrządził straty porównywalne z poprzednimi. Pewną nowością był ostrzał beczkami z płonącą smołą z wewnątrz twierdzy. Smoła poparzył kilkudziesięciu wojów. Nastąpił też rozerwanie poszczególnych szeregów. Kilka chorągwi zerwało szyk by uniknąć smoły. Na szczęście było to już, kiedy wróg wykonywał kolejny odwrót.

            Po kilkunastu minutach ostrzał się zakończył. Oblegający byli nim zaskoczeni, gdyż do tej pory obrońcy zamku nie wykonywali żadnych akcji zaczepnych. W szeregi wojsk odwodowych wstąpiło zwątpienie. Nie mieli pojęci czy zaraz nie nastąpi kolejny ostrzał. 

            Wreszcie doszło do ataku wrogiej kawalerii przy współudziale piechoty. Przodem pędziło sześć chorągwi jazdy. Po dwie na każde zgrupowanie wojsk królewskich.  Nie nimi biegli piechurzy. Często ubrani w utwardzane skóry i niosący tylko miecze.

- Hołota! - krzyknął van Danilescu do swoich ludzi.

            Ayumi nie wiedziała o co chodzi, ale sytuację rozjaśnił jej obserwator z lunetą.

- Wysłali ubogich ochotników z marginesu miast i biednych wiosek.

            Również i to natarcie zostało odparte, ale same walki były zacięte i trwały dopóki nie padł ostatni obdartus - jazda już dawno wtedy uciekła.

            Wobec falowej strategii ataków napastników, Ayumi dostała nowe instrukcje od Marca dla van Petescu. Głównodowodzący miał rozkazać oskrzydlić pułkownikowi Narescu następny szturm i gonić dezerterów z wrogich wojsk oraz uciekinierów.

            Ayumi przekazała rozkazy generałowi, a ten przez swoich ludzi poinformował pułkownika. 

            Kolejny szturm wroga był jednak inny niż poprzednie. Jazdy zostało mu niewiele i została ona nieco z tyłu. Wróg zgromadził wreszcie wszystkie swe siły na równinie. Najpierw nastąpił ostrzał łuczników z obu armii. Potem van Petescu posłał cały pierwszy szereg kolumn do ataku. W odpowiedzi na to wróg wypuścił swoje szeregi do ataku. Nie wysłał jednak jazdy, która trwała wiernie poza zasięgiem strzał żołnierzy Marca. Chorągwie starły się bliżej wojsk Marca niż Filipa, wobec czego jedna odwodowa chorągiew jazdy wspomogła piechotę, przechylając szalę zwycięstwa na jej stronę. Reszta królewskiej jazdy była ukryta przed oczami wroga.

            Oficerowie Armii Książęcej sądząc naiwnie, że mają przed sobą całą jazdę Marca, wysłali większe siły do ataku na nie. Jednocześnie obie strony, wciąż strzelały z łuków. Jazda uciekła w las, a za nią pognała chorągiew "hołoty" książęcej.

            Szósty szturm nie wykonał taktycznego odwrotu. Kiedy wojska książęce starły się z królewskimi, łucznicy Filipa zaprzestali ostrzału. Obie strony walczyły na froncie do ostatniego żołnierza. Ayumi widziała jak generał van Petescu co kilka minut karze kolejnym chorągwiom dołączać do walki. Identycznie ze strony wroga cały czas nadbiegały kolejne oddziały, które były gnębione przez trzy chorągwie jazdy. Namada myślała przez chwilę, że to rezerwa, ale ta wciąż stała w okolicach lasu za prawą flanką. Pułkownik Narescu wykonał widać połowicznie rozkaz przełożonych.

            Wreszcie cały pułk lekkiej jazdy Narescu ruszył galopem na odwody wroga. W tym momencie bitwa rozgorzała w dwóch osobnych, oddalonych od około trzysta metrów miejsca. W skutek czego łucznicy księcia Filipa, którzy wcześniej stali znacznie bliżej szeregów Marca, teraz musieli uganiać się za szybkimi końmi pułkownika Narescu.

            Wykorzystał to generał van Petescu i zwiększył liczebność walczących, ściągając odwody Wiktora van Danilescu. Bitwa w tym miejscu została niebawem wygrana. Zdemoralizowani i przegrywający oficerowie napastników przeszli na stronę Marca, a wielu ich podwładnych podążyło za przykładem.

            Po stronie Narescu i reszty książęcych trwały wciąż zacięte walki. Generał van Petescu po rozkazie osobistym króla - przekazanym przez Ayumi - wspomógł pułkownika pięcioma stuosobowymi chorągwiami, które rozstrzygnęły losy bitwy... Mimo to z Twierdzy Jesiennej rozpoczął się rozpaczliwy ostrzał. Obrońcy strzelali czym się dali.

            Bilans rannych i zabitych nie był znany, ale nikt nie spodziewał się tego co miało nastąpić. Mianowicie po kilku minutach od zakończenia bitwy walczący na flankach nie mogli skontaktować się ze swoimi dowódcami. Dwoje generałów AR zginęło, w rozpaczliwym ostrzale z twierdzy- siedziby van Augusteesców.

            Nie wpłynęło to na ostateczny wydźwięk walk, które miały przybliżyć znacznie koniec wojny...

// Po nowym roku już tylko epilog i ruszamy z "Międzymorzem 2" ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz