sobota, 14 grudnia 2013

38. "Wieści królewskie"


Rozdział 38
"Wieści królewskie"

                                          Od czasu procesu Lars i rozmowy Tamao z królową Joanną na temat przyszłości dziewczyny minęło sporo czasu, ale wciąż nie mogła udać się do żadnej szkoły albo uczelni. Żona Marca I obiecywała jej, że stanie się to, kiedy tylko możliwym będzie zreformowanie edukacji w całym kraju.

                                          Wiosna była w pełni. Tamara nie posiadała kalendarza, lecz wiedziała, że piąty miesiąc roku dobiega końca. Słońce przyjemnie świeciło z góry, a dni stawały się coraz dłuższe. Dnie upiększane były śpiewem ptaków, które żyły w przy pałacowym ogrodzie.

                                          Tamarze wciąż doskwierała samotność. Dodatkowo od kilku dni cierpiała na typowo kobiece dolegliwości. Według jej obliczeń i tego co pamiętała ze swojego świata, za dzień najpóźniej dwa powinna przestać krwawić. Nie lubiła tego, ale nic nie mogła na to poradzić. Z innej strony, miała teraz pretekst żeby nie opuszczać pokoju. Przesiadywała, więc przy stoliku i pisała co jej ślina na język przyniosła. Czasem były to krótkie opowiadania, innym razem próbki wierszy, a ostatnio nawet reportaż z pobytu w Dzikich Polach. Na brak kartek i papieru nie mogła narzekać. W piwnicznych komórkach zalegały całe stosy papieru.

                                          Tamara siedziała z gęsim piórem umaczanym w gęstym atramencie, myśląc nad konceptem nowego utworu lirycznego. Kiedy do pomieszczenia wparowała Wiktoria i Emmanuela. Obie ubrane w krótkie sukienki do kolan, w kolorze bladoniebieskim, ze złotymi dodatkami.

- Witajcie - przywitała je.
- Cześć - odpowiedziały - nie nudzisz się? - spytały równocześnie.
- Nie - odparła, nie wiedząc o co chodzi.
- To dobrze - rzekła brunetka, patrząc na pióro w dłoni nastolatki - umiesz pisać?
- Zależy co...
- Świetnie! - ucieszyła się Wiktoria.

                                          Zachowanie dam dworu było co najmniej dziwne. Ostatnim razem były u Tamary dzień po straceniu Larsa. Był to wyjątkowo trudny dzień dla młodej kobietki, takiej jak Tamao. Jej jedyny - w dodatku fałszywy - przyjaciel został stracony przez kata. Dziewczyna nie poszła oglądać 
egzekucji. Wolała zostać w pokoju i w spokoju pomodlić się za duszę bandyty, którym był nastolatek.

                                          W swoim świecie Tamara nie była osobą pobożną. Pochodziła z Japonii, gdzie chrześcijaństwo nie jest zbyt popularne. Była bardzo młoda, przed przybyciem do Międzymorza, więc nie próbowała jeszcze zadawać sobie pytań o to kto stworzył świat i jaki jest sens życia. Przebywała wraz z gromadą ludzi, którzy luźno patrzyli na aspekty religijne bądź nie wierzyli w nic.

                                          W Rumlandii nie natrafiła jeszcze na żadne poszlaki wskazujące na istnienie bogów w tej krainie. Co prawda w mieście można było pójść do aż pięciu świątyń, ale Tamara nigdy się tam nie wybrała. Słyszała tylko od służek o budynkach poświęconych bogu wiatru, bogu wody, bodu ognia, bogu natury i roślin oraz bogu ciemności. Mimo to nie wnikała w to jakie są pomiędzy poszczególnymi bóstwami różnice - poza nazwą - i jak oddają im cześć mieszkańcy kraju.

                                          Tamtego dnia odmówiła, jednak modlitwy do każdego bóstwa jakie mogła pomóc Larsowi odpokutować za grzechy. Czy przyniosło to skutek? Nie wiedziała. Słyszała, że chłopak na chwilę przed śmiercią był milczący, a kiedy kat ucinał jego głowę, nie wydał z siebie żadnego dźwięku.

- Co chcecie? - spytała dam.
- Narazie to tajemnica - odrzekła tajemniczo ruda - ale dowiesz się niedługo.
- Daj nam kilka swoich rękopisów - wtórowała jej Wiktoria.
- Po co? - zdziwiła się nastolatka.
- Zobaczysz - mrugnęła brunetka.

                                          Szybko wzięła z blatu kilka kartek z jej odręcznym pismem i wręczyła je Wiktorii. Kobieta podziękowała i obiecała niedługo wyjaśnić o co chodzi z tym całym zamieszaniem. Pogawędziły jeszcze trochę o typowo babskich tematach i Tamara znów została sama.

                                          Młoda została sama znów na kilka dni. Nikt jej nie odwiedzał, ani zajmował sobie głowy jej samotnością. Dziewczyna doskonaliła wtedy swoje zdolności pisarskie - wiedziała, że mogą się one jej przydać w niedalekiej przyszłości. Nie miała pojęcia do czego dokładnie, ale uznała, iż lepiej się samodoskonalić niż popijać wino całymi dniami.

                                          Dziewczyna schodziła na posiłki do tej samej sali co inni. Najczęściej wybierała porę, gdy nikogo już tam nie było. Tym razem, jednak postanowiła pójść w tym samym czasie co królowa, która zwykle jadała obiad o trzynastej.

                                          Ubrała cienką, białą sukienkę do kolan. W lustrze zauważyła, że włosy sięgają jej już do łopatek. Były zdecydowanie dłuższe niż po trafieniu tu. Postanowiła uczesać je. Po zrobieniu tego była gotowa na obiad w towarzystwie Joanny.  Zamknęła starannie drzwi i udała się do jadalni. Szła jasnymi korytarzami. Przez okna przebijały promienie ciepłego Słońca. Na niebie nie było żadnych chmurek, aż chciało się żyć. 

                                          Sala jadalniana wypełniona była tylko przez kilka osób. Stanowiły je Joanna, szatynka Ela, Wiktoria, Robert van Ionescu, który był szefem Gwardii Królewskiej i Tobiasz van Bzykescu. Tamara domyśliła się, że trafiła na posiłek dla najważniejszych osób w mieście. Przejęła się tym, ale mimo to usiadła przy stole - obok szatynki.

- Witaj - przywitała ją królowa.
- Witam Wasza Wysokość.

                                          Tamara nałożyła sobie pieczeni z dzika, tłuczonych ziemniaków i buraków po rumlnadzku - były to zwykłe buraki z dodatkiem odpowiednich lokalnych przypraw. Zajęła się spożywaniem posiłku i nie uczestniczyła w rozmowach toczonych przez elitę. 

- Znacie wieści od Marca - mówiła Joanna - nasza gwardia została włączona do AR. Wiecie, że AR to połączenie dawnej ANR i Armii Rodowej van Danilesców. Nie podoba mi się to, ale no cóż mam zrobić. Skrót mógłby być chociaż inny...
- Nic na to nie poradzimy Wasza Miłość - wtórował jej pan Tobiasz.
- Miejmy nadzieję, że szybko wygramy wojnę - rzekł dowódca gwardii - słyszałem, że stolica ma się poddać lada dzień. To prawda? - spytał królowej.
- Być może tak nastąpi - tonowała nastroje Joanna.
- Co z maszynami? - Wiktoria zapytała Tobiasza.
- Nasi eksperci zza granicy nadal pracują.
- Czy to był dobry pomysł żeby odpowiadali za to ludzie z Imperium Południowego i Republiki Centralnej? - dopytywała brunetka.
- Są najlepsi - odpowiedziała Ela - z wyjątkiem czarodziejów - dodała po chwili.

                                          Tamara nie miała pojęcia o czym dyskutują jej towarzysze posiłku. Chciała zjeść i wrócić do siebie. Nie było jej to, jednak dane, gdyż pod koniec obiadu do jadalni wparował jej ze sług. Ubrany w białą koszulę i coś w stylu fraku upadł zdyszany na kolana przed stołem, na wprost Joanny.

- Wasza Miłość - mówił - gotowe. Możemy zaczynać produkcję i dystrybucję.
- Wspaniale - ucieszyła się monarchini.
- O co chodzi? - Tamara skierowała pytanie do Eli, lecz odpowiedziała jej Wiktoria.
- Idąc za waszą radę, Jej Wysokość postanowiła wydawać tygodnik.
- Super.
- Mamy już opracowany wstępnie system kolportażu - dodała Ela - teraz szukamy tylko specjalistów do pracy jako dziennikarze.
- Przejrzałam twoje prace - wtrąciła Joanna, a wszyscy zamilkli - uważam je za dobre. Masz predyspozycje by zostać w przyszłości kimś ważnym w tej branży. Chciałabym byś zamiast iść do innego miasta pobierać nauki, mogła pisać do "Wieści Królewskich". Co ty na to?

                                                  Tamara poczuła się zaskoczona tą propozycją. Nie uważała się za ekspertkę w dziedzinie pisania, a dodatkowo nie miała pojęcia o czym mogłaby pisać. Niemniej całe wyróżnienie mile połechtało jej miłość własną.

- O czym mogła bym pisać Wasza Królowo? - zapytała bełkotliwie - Wasza Miłość? - poprawiła się szybko.
- Jako królowa nie mieszam się w sprawy męża, ale sądzę, że rządy w czasopiśmie nie są ponad moje siły. Dodatkowo będzie to organ państwowy, więc zostanę waszą szefową, choć kontrolującą was z dala. Prezesem gazety zostanie Denis Nicolita. To mieszczanin z Amsteresztu. Ma jako takie pojęcie o tym, co będzie w jego obowiązkach, gdyż przez kilka lat pracował w Skandynawii jako reporter Kuriera Północnego. Denis powie ci o wszystkim co masz do napisania i inne takie.
- Dziękuję - bąknęła speszona Tamara.
- Jutro zaprowadzę cię do budynku prasy - zaproponowała Wiktoria.

                                                  Tamara zgodziła się skinieniem głową i opuściła salę. W drodze powrotnej jak i później już w swoim pokoju dziewczyna była bardzo rozkojarzona. Nie wiedziała czy to co się właśnie stało to prawda czy jakiś okrutny żart, który ma pozbawić jej resztek złudzeń o swojej wartości. Długo biła się z myślami. W końcu sięgnęła po lampkę wina, co uspokoiło ją nieco. Mimo to nie mogła zasnąć. Czuła się coraz bardziej stremowana przed jutrzejszym dniem. Ostatecznie zasnęła kilka godzin po północy.

                                                  Obudziła się dopiero koło południa. Nie czuła się wyspana. Miała ochotę położyć się dalej i spać - choćby do jutra. Uniemożliwiło jej to, pukanie do drzwi.

- Proszę - wychrypiała, wciąż leżąc.

                                                  Drzwi otworzyły się i weszła przez nie brunetka w swojej ulubionej zielonej sukni. Wiktoria od samego rana wyglądała szałowo. Piękna jak zawsze. Tamara często zazdrościła jej urody i tego jak mężczyźni próbują adorować ją lub walczyć o wdzięki pięknej damy.

- Jeszcze śpisz? - zdziwiła się brunetka - wstawaj. Idziemy do Denisa.
- Moment.

                                                  Nastolatka wstała i nie wiedziała co dalej zrobić. Tzn. wiedziała, że musi się przebrać, ale obecność starszej koleżanki krępowała ją. Otworzyła szafę, schowała się za drzwiczkami od niej i niezrażona chichotem Wiktorii opuściła w dół koszule nocną i szybko włożyła bieliznę. Wygrzebała z dna szafy czysty, brązowy, wełniany sweter i czarną spódnice. Strój może bardziej nadawał się na zimę, ale dzień był wyjątkowo chłodny.

                                                  Szły szybko i w milczeniu. Ulice były wyludnione. Spowodowało to, że Tamara nabrała zaniepokojenia w sercu. Przecież o normalnie o tej porze były pełne ludzi, a jeśli nie pełne, to zawsze ktoś się po nich przemieszczał. Tego dnia szły same.

                                                  Zatrzymały się dopiero przed dwupiętrowym budynkiem. Zbudowany był z czerwonych cegieł, miał duże okna w gotyckim stylu i szpiczastym, niskim dachem. Tamao uznała, że pod nim mógłby się zmieścić jeszcze jeden mały pokój, stanowiący trzecie piętro.

                                                  Weszły do środka. Znalazły się w małym przedpokoju, gdzie były tylko wieszak na płaszcze, mała szafka oraz stojak na parasole. Nie miały ze sobą ani parasola ani płaszczu, więc poszły dalej. Wąskim korytarzem udały się do schodów, a po nich na piętro. Po drodze mijały wiele zamkniętych drzwi. Nie weszły do żadnych z nich. Dopiero na piętrze Wiktoria odnalazła właściwy pokój. Zapukała do drzwi.

                                                  Otworzył je ciemnowłosy mężczyzna w średnim wieku. Miał ranę w okolicach prawego ucha - zadaną za pewne przez jakiś miecz. Ubrany był w szary żupan - spod którego wystawał długi miecz jednoręczny - zapinany był na wiele guzików. Na głowie miał czapkę z ekstrawaganckim jak na mieszczanina pawim piórem.

- Denis Nicolita - przedstawił się - zapraszam panie do środka.

                                                  Młode damy weszły powoli do środka. Przedstawiając się za progiem, wykonując przy tym wyuczone dygnięcie. Rozglądały się przy tym uważnie. Zauważyły tam kilkoro osób, siedzących przed drewnianymi pulpitami, na których porozkładane były papiery, mapy, pióra i kałamarze.

- To są inni nasi reporterzy - wyjaśnił pan Nicolita i przystąpił do przedstawiania pracowników - Pino Lazar - wskazał na wiekowego mężczyznę przy najbliższym stanowisku - Pino pochodzi z Srebrnej Armii. Przybył do naszego kraju 30 lat temu i był doradcą trzech poprzednich monarchów. Teraz zajmował się będzie pisaniem o polityce na naszym kontynencie.

- Witam panie - rzekł uprzejmie staruszek.
- Obok niego siedzi Rusłan Raulescu - szef wskazał na rudego człowieka w średnim wieku - zajmował sie będzie pisaniem o kulturze i sztuce.
- Miło mi poznać tak piękne damy, z którymi będę mógł współpracować - rzekł nonszalancko Rusłan raulescu.
- Nam też miło - odpowiedziała Wiktoria.

                                                  Później Tamara i brunetka poznały jeszcze Damiana van Winescu, z szlacheckiego rodu panującego w Den Reszcie. Chłopak miał nie więcej niż dwadzieścia parę lat i pragnął wrócić do domu jako znany dziennikarz - był synem głowy rodu Elżbiety. Innym reporterem był Kornel Ashai. Ordyńczyk od roku mieszkający w Amstereszcie. Dwoma kobietami mającymi pisać były Wiktoria i Tamara, a te będące wcześniej w pokoju i budynku zajmować się miały asystowaniem głównym reporterom.

- W innych pokojach znajdują się maszyny do druku, magazyn - tłumaczył pan Nicolita - dwa duże archiwa, sekretariat, kuchnia i jadalnia, gdzie nasze gosposie będą serwować wam posiłki - powiedział na bezdechu - zapomniałem o czymś? - zastanowił się - ach tak! T jest gabinet waszej pracy, jest też pokój na przespanie się po długiej pracy i poczekalnia dla interesantów. Jakieś pytania?
- O czym mamy pisać? - spytała Tamao.
- W pierwszym numerze masz napisać o tym co sądzisz o wojnie i jakoś podsumować ją z punktu widzenia młodej osoby. W zasadzie jest to trudny temat, wiec zajmijcie sie nim razem.
- Skąd mamy brać informacje - dopytała Wiktoria.
- Macie swoje obserwacje, ludzi na ulicach, kontakty w pałacu - wyjaśnił pan Nicolita.

                                                  Dziewczyny podziękowały i wróciły do pałacu. Chciały zasięgnąć informacji u królowej nim zajmą się pisaniem. Po drodze do tymczasowej siedziby Joanny rozmawiały o nowo poznanych ludziach,  gazecie i całej otoczce.

- Będziemy jeszcze bardziej znane - ucieszyła się Wiktoria.
- Ty już jesteś znana - zauważyła Tamara.
- No - zgodziła się brunetka - ale i tak nie mogę znaleźć porządnego faceta z odpowiednią dla damy z wielkiego rodu i pozycją na dworze królowej.
- Znajdziesz kiedyś kogoś.
- Na pewno...

                                                  W pałacu dziewczyny odwiedziły Joannę i podyskutowały z Jej Wysokością o wojnie z punktu widzenia królowej. Potem odnalazły szefa jej gwardii, który opowiedział jej o brakach planów na okres powojenny przeciwników Marca i Joanny. Wreszcie szatynka Ela, chwaliła uczty jakie będą wkrótce wyprawiane w całym kraju.

                                                  Na ulicach ludzie cieszyli się, że nastanie wreszcie pokój i ich bliscy wrócą do domów, będą mogli przestawić swoje życie na normalne tory i egzystować spokojnie przez długie lata - a przynajmniej o tym marzyli. 

                                                  Wszystkie te obserwacje pozwoliły im dojść do wniosków czego one same oczekują od zakończenia działań militarnych. 

                                                  Wieczorem zawitały znów do budynku redakcji, który był prawie całkowicie pusty. Jedyną osobą poza nimi była sprzątaczka. Pan Nicolita miał pojawić się o północy by zamknąć redakcję. 

                                                  Tamara usiadła przed czystą kartką papieru na pulpicie biurka, a Wiktoria usadowiła się obok niej.  Panny rozmawiały jeszcze chwilę przed zabraniem się do pisania. Wreszcie Wiktoria zaparzyła im herbaty i mogły pisać.

                                                  Pisały długo. Dyskutowały przy tym żywo nad kolejnymi akapitami artykułu, a czasami i nad poszczególnymi linijkami. Czasem coś skreślały, innym razem dopisywały na marginesach, aż wreszcie na kartce nie było miejsca na poprawę czegokolwiek i musiały pisać od nowa na następnej kartce. Piły przy tym sporo herbaty, a koło północy brunetka znalazła w szafce rum. Dobrały sie do niego wespół z Tamarą i pisały jeszcze długo. Nie zauważyły nawet kiedy zostały zamknięte w środku.

                                                  Wreszcie kilkanaście kwadransów po północy zakończyły pisanie. Ręka Tamary była obolała, ale sama dziewczyna cieszyła się, że jej praca jest zakończona i nie poszła na marne. Obie z Wiktorią pożegnały się nieco zbyt emocjonalnie - głównie przez wypity rum - i przytuliły się "na misia". Mogły iść zadowolone z siebie spać.

                                                  Obudzono je dopiero koło południa. obie damy była w pogniecionych ubraniach i rozczochranych fryzurach. Nie uszły, więc dowcipom kolegów z pracy. Niezrażone tym złożyły swój artykuł - długi na jedną stronę a4 - na ręce pana Nicolity.

- Dobra robota - pochwalił je szef, po przeczytaniu pisma - pasuje do ogólnie przyjętych ram naszego pisma - powiedział, a nikt poza nim nie wiedział o co chodzi.

                                                  Tamara domyślała się, że jest to spowodowane negatywną oceną przegranych uzurpatorów i uwypukleniem tryumfu Marca oraz nadziejami związanymi z planowanymi reformami przez niego...

                                                 Harmonię pracy całej redakcji przerwał dopiero list. Dostarczony około południa przez dużego ptaka, informował o dużej bitwie na północy kraju...

// Po tym rozdziale osiągnęliśmy 200 stron tekstu naszego opowiadania - w Wordzie. Jak się domyślacie ten rozdział był pożegnaniem - w pierwszym tomie - z Tamarą Tamao i całym dworem królowej Joanny.
W ostatnich dwóch rozdziałach zobaczymy co słychać u Lena i w armii Marca Pierwszego. Na sam koniec będzie epilog, a bohater z punktu widzenia, którego poprowadzona będzie narracja nie zostanie odgadnięty przez nikogo z czytelników ;)

                                              

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz