Rozdział
38
"Wieści
królewskie"
Od czasu
procesu Lars i rozmowy Tamao z królową Joanną na temat przyszłości dziewczyny
minęło sporo czasu, ale wciąż nie mogła udać się do żadnej szkoły albo uczelni.
Żona Marca I obiecywała jej, że stanie się to, kiedy tylko możliwym będzie
zreformowanie edukacji w całym kraju.
Wiosna
była w pełni. Tamara nie posiadała kalendarza, lecz wiedziała, że piąty miesiąc
roku dobiega końca. Słońce przyjemnie świeciło z góry, a dni stawały się coraz
dłuższe. Dnie upiększane były śpiewem ptaków, które żyły w przy pałacowym
ogrodzie.
Tamarze
wciąż doskwierała samotność. Dodatkowo od kilku dni cierpiała na typowo kobiece
dolegliwości. Według jej obliczeń i tego co pamiętała ze swojego świata, za
dzień najpóźniej dwa powinna przestać krwawić. Nie lubiła tego, ale nic nie
mogła na to poradzić. Z innej strony, miała teraz pretekst żeby nie opuszczać
pokoju. Przesiadywała, więc przy stoliku i pisała co jej ślina na język
przyniosła. Czasem były to krótkie opowiadania, innym razem próbki wierszy, a
ostatnio nawet reportaż z pobytu w Dzikich Polach. Na brak kartek i papieru nie
mogła narzekać. W piwnicznych komórkach zalegały całe stosy papieru.
Tamara
siedziała z gęsim piórem umaczanym w gęstym atramencie, myśląc nad konceptem
nowego utworu lirycznego. Kiedy do pomieszczenia wparowała Wiktoria i
Emmanuela. Obie ubrane w krótkie sukienki do kolan, w kolorze bladoniebieskim,
ze złotymi dodatkami.
-
Witajcie - przywitała je.
-
Cześć - odpowiedziały - nie nudzisz się? - spytały równocześnie.
-
Nie - odparła, nie wiedząc o co chodzi.
-
To dobrze - rzekła brunetka, patrząc na pióro w dłoni nastolatki - umiesz
pisać?
-
Zależy co...
-
Świetnie! - ucieszyła się Wiktoria.
Zachowanie
dam dworu było co najmniej dziwne. Ostatnim razem były u Tamary dzień po
straceniu Larsa. Był to wyjątkowo trudny dzień dla młodej kobietki, takiej jak
Tamao. Jej jedyny - w dodatku fałszywy - przyjaciel został stracony przez kata.
Dziewczyna nie poszła oglądać
egzekucji. Wolała zostać w pokoju i w spokoju
pomodlić się za duszę bandyty, którym był nastolatek.
W
swoim świecie Tamara nie była osobą pobożną. Pochodziła z Japonii, gdzie
chrześcijaństwo nie jest zbyt popularne. Była bardzo młoda, przed przybyciem do
Międzymorza, więc nie próbowała jeszcze zadawać sobie pytań o to kto stworzył
świat i jaki jest sens życia. Przebywała wraz z gromadą ludzi, którzy luźno
patrzyli na aspekty religijne bądź nie wierzyli w nic.
W
Rumlandii nie natrafiła jeszcze na żadne poszlaki wskazujące na istnienie bogów
w tej krainie. Co prawda w mieście można było pójść do aż pięciu świątyń, ale
Tamara nigdy się tam nie wybrała. Słyszała tylko od służek o budynkach poświęconych
bogu wiatru, bogu wody, bodu ognia, bogu natury i roślin oraz bogu ciemności.
Mimo to nie wnikała w to jakie są pomiędzy poszczególnymi bóstwami różnice -
poza nazwą - i jak oddają im cześć mieszkańcy kraju.
Tamtego
dnia odmówiła, jednak modlitwy do każdego bóstwa jakie mogła pomóc Larsowi
odpokutować za grzechy. Czy przyniosło to skutek? Nie wiedziała. Słyszała, że
chłopak na chwilę przed śmiercią był milczący, a kiedy kat ucinał jego głowę,
nie wydał z siebie żadnego dźwięku.
-
Co chcecie? - spytała dam.
-
Narazie to tajemnica - odrzekła tajemniczo ruda - ale dowiesz się niedługo.
-
Daj nam kilka swoich rękopisów - wtórowała jej Wiktoria.
-
Po co? - zdziwiła się nastolatka.
-
Zobaczysz - mrugnęła brunetka.
Szybko
wzięła z blatu kilka kartek z jej odręcznym pismem i wręczyła je Wiktorii.
Kobieta podziękowała i obiecała niedługo wyjaśnić o co chodzi z tym całym
zamieszaniem. Pogawędziły jeszcze trochę o typowo babskich tematach i Tamara
znów została sama.
Młoda
została sama znów na kilka dni. Nikt jej nie odwiedzał, ani zajmował sobie
głowy jej samotnością. Dziewczyna doskonaliła wtedy swoje zdolności pisarskie -
wiedziała, że mogą się one jej przydać w niedalekiej przyszłości. Nie miała
pojęcia do czego dokładnie, ale uznała, iż lepiej się samodoskonalić niż
popijać wino całymi dniami.
Dziewczyna
schodziła na posiłki do tej samej sali co inni. Najczęściej wybierała porę, gdy
nikogo już tam nie było. Tym razem, jednak postanowiła pójść w tym samym czasie
co królowa, która zwykle jadała obiad o trzynastej.
Ubrała
cienką, białą sukienkę do kolan. W lustrze zauważyła, że włosy sięgają jej już
do łopatek. Były zdecydowanie dłuższe niż po trafieniu tu. Postanowiła uczesać
je. Po zrobieniu tego była gotowa na obiad w towarzystwie Joanny. Zamknęła starannie drzwi i udała się do
jadalni. Szła jasnymi korytarzami. Przez okna przebijały promienie ciepłego
Słońca. Na niebie nie było żadnych chmurek, aż chciało się żyć.
Sala
jadalniana wypełniona była tylko przez kilka osób. Stanowiły je Joanna,
szatynka Ela, Wiktoria, Robert van Ionescu, który był szefem Gwardii
Królewskiej i Tobiasz van Bzykescu. Tamara domyśliła się, że trafiła na posiłek
dla najważniejszych osób w mieście. Przejęła się tym, ale mimo to usiadła przy
stole - obok szatynki.
-
Witaj - przywitała ją królowa.
-
Witam Wasza Wysokość.
Tamara
nałożyła sobie pieczeni z dzika, tłuczonych ziemniaków i buraków po rumlnadzku
- były to zwykłe buraki z dodatkiem odpowiednich lokalnych przypraw. Zajęła się
spożywaniem posiłku i nie uczestniczyła w rozmowach toczonych przez elitę.
-
Znacie wieści od Marca - mówiła Joanna - nasza gwardia została włączona do AR.
Wiecie, że AR to połączenie dawnej ANR i Armii Rodowej van Danilesców. Nie
podoba mi się to, ale no cóż mam zrobić. Skrót mógłby być chociaż inny...
-
Nic na to nie poradzimy Wasza Miłość - wtórował jej pan Tobiasz.
-
Miejmy nadzieję, że szybko wygramy wojnę - rzekł dowódca gwardii - słyszałem,
że stolica ma się poddać lada dzień. To prawda? - spytał królowej.
-
Być może tak nastąpi - tonowała nastroje Joanna.
-
Co z maszynami? - Wiktoria zapytała Tobiasza.
-
Nasi eksperci zza granicy nadal pracują.
-
Czy to był dobry pomysł żeby odpowiadali za to ludzie z Imperium Południowego i
Republiki Centralnej? - dopytywała brunetka.
-
Są najlepsi - odpowiedziała Ela - z wyjątkiem czarodziejów - dodała po chwili.
Tamara
nie miała pojęcia o czym dyskutują jej towarzysze posiłku. Chciała zjeść i
wrócić do siebie. Nie było jej to, jednak dane, gdyż pod koniec obiadu do
jadalni wparował jej ze sług. Ubrany w białą koszulę i coś w stylu fraku upadł
zdyszany na kolana przed stołem, na wprost Joanny.
-
Wasza Miłość - mówił - gotowe. Możemy zaczynać produkcję i dystrybucję.
-
Wspaniale - ucieszyła się monarchini.
-
O co chodzi? - Tamara skierowała pytanie do Eli, lecz odpowiedziała jej
Wiktoria.
-
Idąc za waszą radę, Jej Wysokość postanowiła wydawać tygodnik.
-
Super.
-
Mamy już opracowany wstępnie system kolportażu - dodała Ela - teraz szukamy
tylko specjalistów do pracy jako dziennikarze.
-
Przejrzałam twoje prace - wtrąciła Joanna, a wszyscy zamilkli - uważam je za dobre.
Masz predyspozycje by zostać w przyszłości kimś ważnym w tej branży. Chciałabym
byś zamiast iść do innego miasta pobierać nauki, mogła pisać do "Wieści
Królewskich". Co ty na to?
Tamara
poczuła się zaskoczona tą propozycją. Nie uważała się za ekspertkę w dziedzinie
pisania, a dodatkowo nie miała pojęcia o czym mogłaby pisać. Niemniej całe
wyróżnienie mile połechtało jej miłość własną.
-
O czym mogła bym pisać Wasza Królowo? - zapytała bełkotliwie - Wasza Miłość? -
poprawiła się szybko.
-
Jako królowa nie mieszam się w sprawy męża, ale sądzę, że rządy w czasopiśmie
nie są ponad moje siły. Dodatkowo będzie to organ państwowy, więc zostanę waszą
szefową, choć kontrolującą was z dala. Prezesem gazety zostanie Denis Nicolita.
To mieszczanin z Amsteresztu. Ma jako takie pojęcie o tym, co będzie w jego
obowiązkach, gdyż przez kilka lat pracował w Skandynawii jako reporter Kuriera
Północnego. Denis powie ci o wszystkim co masz do napisania i inne takie.
-
Dziękuję - bąknęła speszona Tamara.
-
Jutro zaprowadzę cię do budynku prasy - zaproponowała Wiktoria.
Tamara
zgodziła się skinieniem głową i opuściła salę. W drodze powrotnej jak i później
już w swoim pokoju dziewczyna była bardzo rozkojarzona. Nie wiedziała czy to co
się właśnie stało to prawda czy jakiś okrutny żart, który ma pozbawić jej
resztek złudzeń o swojej wartości. Długo biła się z myślami. W końcu sięgnęła
po lampkę wina, co uspokoiło ją nieco. Mimo to nie mogła zasnąć. Czuła się
coraz bardziej stremowana przed jutrzejszym dniem. Ostatecznie zasnęła kilka
godzin po północy.
Obudziła
się dopiero koło południa. Nie czuła się wyspana. Miała ochotę położyć się
dalej i spać - choćby do jutra. Uniemożliwiło jej to, pukanie do drzwi.
-
Proszę - wychrypiała, wciąż leżąc.
Drzwi
otworzyły się i weszła przez nie brunetka w swojej ulubionej zielonej sukni.
Wiktoria od samego rana wyglądała szałowo. Piękna jak zawsze. Tamara często
zazdrościła jej urody i tego jak mężczyźni próbują adorować ją lub walczyć o
wdzięki pięknej damy.
-
Jeszcze śpisz? - zdziwiła się brunetka - wstawaj. Idziemy do Denisa.
-
Moment.
Nastolatka
wstała i nie wiedziała co dalej zrobić. Tzn. wiedziała, że musi się przebrać,
ale obecność starszej koleżanki krępowała ją. Otworzyła szafę, schowała się za
drzwiczkami od niej i niezrażona chichotem Wiktorii opuściła w dół koszule
nocną i szybko włożyła bieliznę. Wygrzebała z dna szafy czysty, brązowy,
wełniany sweter i czarną spódnice. Strój może bardziej nadawał się na zimę, ale
dzień był wyjątkowo chłodny.
Szły
szybko i w milczeniu. Ulice były wyludnione. Spowodowało to, że Tamara nabrała
zaniepokojenia w sercu. Przecież o normalnie o tej porze były pełne ludzi, a
jeśli nie pełne, to zawsze ktoś się po nich przemieszczał. Tego dnia szły same.
Zatrzymały
się dopiero przed dwupiętrowym budynkiem. Zbudowany był z czerwonych cegieł,
miał duże okna w gotyckim stylu i szpiczastym, niskim dachem. Tamao uznała, że
pod nim mógłby się zmieścić jeszcze jeden mały pokój, stanowiący trzecie
piętro.
Weszły
do środka. Znalazły się w małym przedpokoju, gdzie były tylko wieszak na
płaszcze, mała szafka oraz stojak na parasole. Nie miały ze sobą ani parasola
ani płaszczu, więc poszły dalej. Wąskim korytarzem udały się do schodów, a po
nich na piętro. Po drodze mijały wiele zamkniętych drzwi. Nie weszły do żadnych
z nich. Dopiero na piętrze Wiktoria odnalazła właściwy pokój. Zapukała do
drzwi.
Otworzył
je ciemnowłosy mężczyzna w średnim wieku. Miał ranę w okolicach prawego ucha -
zadaną za pewne przez jakiś miecz. Ubrany był w szary żupan - spod którego wystawał
długi miecz jednoręczny - zapinany był na wiele guzików. Na głowie miał czapkę
z ekstrawaganckim jak na mieszczanina pawim piórem.
-
Denis Nicolita - przedstawił się - zapraszam panie do środka.
Młode
damy weszły powoli do środka. Przedstawiając się za progiem, wykonując przy tym
wyuczone dygnięcie. Rozglądały się przy tym uważnie. Zauważyły tam kilkoro
osób, siedzących przed drewnianymi pulpitami, na których porozkładane były
papiery, mapy, pióra i kałamarze.
-
To są inni nasi reporterzy - wyjaśnił pan Nicolita i przystąpił do
przedstawiania pracowników - Pino Lazar - wskazał na wiekowego mężczyznę przy
najbliższym stanowisku - Pino pochodzi z Srebrnej Armii. Przybył do naszego
kraju 30 lat temu i był doradcą trzech poprzednich monarchów. Teraz zajmował
się będzie pisaniem o polityce na naszym kontynencie.
-
Witam panie - rzekł uprzejmie staruszek.
-
Obok niego siedzi Rusłan Raulescu - szef wskazał na rudego człowieka w średnim
wieku - zajmował sie będzie pisaniem o kulturze i sztuce.
-
Miło mi poznać tak piękne damy, z którymi będę mógł współpracować - rzekł
nonszalancko Rusłan raulescu.
-
Nam też miło - odpowiedziała Wiktoria.
Później
Tamara i brunetka poznały jeszcze Damiana van Winescu, z szlacheckiego rodu
panującego w Den Reszcie. Chłopak miał nie więcej niż dwadzieścia parę lat i
pragnął wrócić do domu jako znany dziennikarz - był synem głowy rodu Elżbiety.
Innym reporterem był Kornel Ashai. Ordyńczyk od roku mieszkający w
Amstereszcie. Dwoma kobietami mającymi pisać były Wiktoria i Tamara, a te
będące wcześniej w pokoju i budynku zajmować się miały asystowaniem głównym
reporterom.
-
W innych pokojach znajdują się maszyny do druku, magazyn - tłumaczył pan
Nicolita - dwa duże archiwa, sekretariat, kuchnia i jadalnia, gdzie nasze
gosposie będą serwować wam posiłki - powiedział na bezdechu - zapomniałem o
czymś? - zastanowił się - ach tak! T jest gabinet waszej pracy, jest też pokój
na przespanie się po długiej pracy i poczekalnia dla interesantów. Jakieś
pytania?
-
O czym mamy pisać? - spytała Tamao.
-
W pierwszym numerze masz napisać o tym co sądzisz o wojnie i jakoś podsumować
ją z punktu widzenia młodej osoby. W zasadzie jest to trudny temat, wiec
zajmijcie sie nim razem.
-
Skąd mamy brać informacje - dopytała Wiktoria.
-
Macie swoje obserwacje, ludzi na ulicach, kontakty w pałacu - wyjaśnił pan
Nicolita.
Dziewczyny
podziękowały i wróciły do pałacu. Chciały zasięgnąć informacji u królowej nim
zajmą się pisaniem. Po drodze do tymczasowej siedziby Joanny rozmawiały o nowo
poznanych ludziach, gazecie i całej
otoczce.
-
Będziemy jeszcze bardziej znane - ucieszyła się Wiktoria.
-
Ty już jesteś znana - zauważyła Tamara.
-
No - zgodziła się brunetka - ale i tak nie mogę znaleźć porządnego faceta z
odpowiednią dla damy z wielkiego rodu i pozycją na dworze królowej.
-
Znajdziesz kiedyś kogoś.
-
Na pewno...
W
pałacu dziewczyny odwiedziły Joannę i podyskutowały z Jej Wysokością o wojnie z
punktu widzenia królowej. Potem odnalazły szefa jej gwardii, który opowiedział
jej o brakach planów na okres powojenny przeciwników Marca i Joanny. Wreszcie
szatynka Ela, chwaliła uczty jakie będą wkrótce wyprawiane w całym kraju.
Na
ulicach ludzie cieszyli się, że nastanie wreszcie pokój i ich bliscy wrócą do
domów, będą mogli przestawić swoje życie na normalne tory i egzystować
spokojnie przez długie lata - a przynajmniej o tym marzyli.
Wszystkie
te obserwacje pozwoliły im dojść do wniosków czego one same oczekują od
zakończenia działań militarnych.
Wieczorem
zawitały znów do budynku redakcji, który był prawie całkowicie pusty. Jedyną
osobą poza nimi była sprzątaczka. Pan Nicolita miał pojawić się o północy by
zamknąć redakcję.
Tamara
usiadła przed czystą kartką papieru na pulpicie biurka, a Wiktoria usadowiła
się obok niej. Panny rozmawiały jeszcze
chwilę przed zabraniem się do pisania. Wreszcie Wiktoria zaparzyła im herbaty i
mogły pisać.
Pisały
długo. Dyskutowały przy tym żywo nad kolejnymi akapitami artykułu, a czasami i
nad poszczególnymi linijkami. Czasem coś skreślały, innym razem dopisywały na
marginesach, aż wreszcie na kartce nie było miejsca na poprawę czegokolwiek i
musiały pisać od nowa na następnej kartce. Piły przy tym sporo herbaty, a koło
północy brunetka znalazła w szafce rum. Dobrały sie do niego wespół z Tamarą i
pisały jeszcze długo. Nie zauważyły nawet kiedy zostały zamknięte w środku.
Wreszcie
kilkanaście kwadransów po północy zakończyły pisanie. Ręka Tamary była obolała,
ale sama dziewczyna cieszyła się, że jej praca jest zakończona i nie poszła na
marne. Obie z Wiktorią pożegnały się nieco zbyt emocjonalnie - głównie przez
wypity rum - i przytuliły się "na misia". Mogły iść zadowolone z
siebie spać.
Obudzono
je dopiero koło południa. obie damy była w pogniecionych ubraniach i rozczochranych
fryzurach. Nie uszły, więc dowcipom kolegów z pracy. Niezrażone tym złożyły
swój artykuł - długi na jedną stronę a4 - na ręce pana Nicolity.
-
Dobra robota - pochwalił je szef, po przeczytaniu pisma - pasuje do ogólnie
przyjętych ram naszego pisma - powiedział, a nikt poza nim nie wiedział o co
chodzi.
Tamara
domyślała się, że jest to spowodowane negatywną oceną przegranych uzurpatorów i
uwypukleniem tryumfu Marca oraz nadziejami związanymi z planowanymi reformami przez
niego...
Harmonię pracy całej redakcji przerwał dopiero list. Dostarczony około południa przez dużego ptaka, informował o dużej bitwie na północy kraju...
// Po tym rozdziale osiągnęliśmy 200 stron tekstu naszego opowiadania - w Wordzie. Jak się domyślacie ten rozdział był pożegnaniem - w pierwszym tomie - z Tamarą Tamao i całym dworem królowej Joanny.
W ostatnich dwóch rozdziałach zobaczymy co słychać u Lena i w armii Marca Pierwszego. Na sam koniec będzie epilog, a bohater z punktu widzenia, którego poprowadzona będzie narracja nie zostanie odgadnięty przez nikogo z czytelników ;)
Harmonię pracy całej redakcji przerwał dopiero list. Dostarczony około południa przez dużego ptaka, informował o dużej bitwie na północy kraju...
// Po tym rozdziale osiągnęliśmy 200 stron tekstu naszego opowiadania - w Wordzie. Jak się domyślacie ten rozdział był pożegnaniem - w pierwszym tomie - z Tamarą Tamao i całym dworem królowej Joanny.
W ostatnich dwóch rozdziałach zobaczymy co słychać u Lena i w armii Marca Pierwszego. Na sam koniec będzie epilog, a bohater z punktu widzenia, którego poprowadzona będzie narracja nie zostanie odgadnięty przez nikogo z czytelników ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz