Rozdział
30
Pani
Green
Westdam poddał się Lenowi
poprzedniego dnia. Pomimo tego chłopak wciąż nie wiedział na jakich warunkach
zdobył miasto dla króla Marca. Wywoływało to w nim wybuchy niekontrolowanej
złości. Ludzie z jego oddziału wiedzieli, że lepiej wtedy uciekać gdzie pieprz
rośnie, jednak podwładni Roberta van Dojnala nie znali aż tak dobrze młodego
mistrza miecza i parę razy przez to oberwali. Wkrótce i oni przyswoją jak
zachowywać się wobec złotookiego.
Len zajmował ze swoimi
najbardziej zaufanymi ludźmi przestronny, mały domek w pobliżu pałacu
namiestnika miasta. Zaraz obok znajdowały się koszary, gdzie Tao umiejscowił
swoich partyzantów.
Domek miał malutką łazienkę,
kuchnię, spiżarnię i trzy pokoje. Jeden pokój zajmowały Akiko i Danuta van
Kresuescu, w drugim Linescu i osobisty sługa Lena - czternastoletni - Dave. W
ostatnim mieszkał sam pan porucznik.
To właśnie w pokoju wodza
odbywało sie teraz spotkanie najważniejszy ludzi w Samodzielnym Oddziale Leśnym
Armii Niepodległej Rumlandii. Tao siedział przy froncie prostokątnego,
dębowego, solidnego stołu. Po jego lewej stronie siedziały kobiety, a na
przeciw nich Linescu. Dave stał za ramieniem Lena i przynosił jedzenie, picie,
potrzebne dokumenty, listy i mapy.
-
Jak sytuacja w mieście? - złotooki zwrócił się do zebranych.
-
Wszyscy wierni i zdają się wierzyć, że reszta naszej armii poszła wzdłuż
granicy na Twierdzę Jesienną - odpowiedział Linescu.
-
Ten Fatik może wyciąć nam numer - stwierdziła szlachcianka.
-
Być może - przytaknęła Akiko.
-
To twoja wina. Gdybyś nie była zdrajcą nie miał by do nas problemów! -
zarzuciła jej natarczywie pani Danuta - Dave wina! - ryknęła na blondynka, a
ten zaczerwieniony na policzkach pospieszył spełnić jej rozkaz.
-
Mogłabyś wytrzeźwieć kiedyś - odcięła się Namada.
-
Spokój - warknął rozdrażniony Tao - nie obchodzą mnie wasze konflikty. Teraz
zajmujemy sie sprawami monarchy i waszego państwa.
-
Od kiedy z pana taki służbista poruczniku? - spytała Danuta van Kresuescu i roześmiała sie perliście.
- Od wczoraj.
- No dobra, ale teraz to i twój
kraj.
Len
zmierzył ją uważnie. Blizna pod okiem zdawała się jedynym drobiazgiem, który
odejmował jej urody. W dużych, zielonych oczach grały ciepło ogniki. Wyraźnie
się z czegoś cieszyła. Długie, blond włosy dziś związała w koński ogon przez co
zdawały się nieco zbyt bardzo przylizane, ale za to doskonale eksponowały szyję
kobiety. Ubrała kolejny raz płaszcz do kostek i tunikę pod niego.
- Zostaniesz ze mną po naradzie -
rozkazał jej Len - Akiko zdobądź wreszcie warunki kapitulacji miasta. Potem
przyjdź prosto do mnie. Nie chcę cię widzieć bez tych dokumentów!
- Tak jest - odparły kobiety.
- Dave jak tylko pani van Kresuescu
odejdzie stąd, przyprowadź dwie markietanki.
- Które panie poruczniku?
- Te młodsze.
Spojrzał
wyzywająco na panią Danutę i wykrzywił usta w drwiącym uśmiechu.
- Rozejść się.
- A co ja mam robić paniczu? -
spytał Linescu, będąc już przy drzwiach.
- Pilnuj żeby nasi się nie obijali.
Zaraz
po tym podwładny wyszedł za Akiko i Dave' m. Len został sam na sam z urodziwą, ponad trzydziestoletnią
kobietą.
- Coś ode mnie chcesz? - spytała
kobieta, zsuwając płaszcz.
Len
nie odpowiedział. Chwycił ją pod pachy i posadził na blacie stołu. Przylgnął do
niej całym ciałem i zaczęli się całować.
- Spodobało ci się - wyszeptała
zielonooka.
Chłopak
znów nie odpowiedział tylko położył ją na stole i podwinął tunikę. Wszedł w nią
szybko i nie odzywał się już do końca stosunku. W trakcie zdał sobie sprawę, że
nie zdjął nawet spodni. Był tak spragniony szlachetnie urodzonej kobiety, że
nie zadał sobie trudu pozbycia się ubioru.
- Z czego tak sie cieszyłaś na
zebraniu? - spytał kiedy skończyli.
Siedział
na fotelu, a ona leżała z nadal podwiniętą tuniką i wciąż miała za bardzo
rozchylone nogi. Kobieta złączyła je i podźwignęła się na łokciach.
- Strasznie ciekawski jesteś -
rzekła i zarzuciła teatralnie nogę na nogę.
- Jak chcesz. Idź już.
Kiedy
dama wyszła Len pogrążył się w świecie swoich myśli. Reflektował nad obecną
sytuacja w mieście, kraju i kontynentu, do którego trafił. Potem zastanawiał
się co z Tamarą. Czy dziewczyna radzi sobie po tym jak bestialsko potraktował
ją jeden z magów? I co wobec tego powiedziała jej pani Green?
- Szefie - do pokoju wszedł Dave -
przyszła do pana jakaś blondynka.
- Przecież kazałem van Kresuescu
odejść...
- to nie ona.
- To wprowadź.
Dave
wyszedł i natychmiastowo do pomieszczenia weszła wspomniana przez niego
blondynka. Ubrana była w czarną szatę podróżna czarodziejów. Skąd Len, że to
szata magów? Rozpoznał w blondynce panią Green - matkę jego przyjaciółki Lisy.
Nie dostrzegł na jej szacie naszywki oznajmiającej z jakiego departamentu
ministerstwa czarodziejów jest.
- Po cywilu dziś? - spytał jej na
wejście - witam panią, pani Green.
- I ja ciebie Tao. Tak dziś po
cywilnemu, można by powiedzieć, że nawet na wakacjach myślę o twojej sprawie.
- Do rzeczy pani Green.
- Mam ciekawe fakty.
Len
spojrzał na nią niecierpliwie. Pani Green widocznie dobrze bawiła się przed
przybyciem tu. Mógłby wypomnieć jej spotkanie z mężczyzną, na którego z całą
pewnością czekała, kiedy przyszedł wyjawić jej prawdę o swoim pobycie w
Ministerstwie Magii. Nie zrobi, jednak tego, bo i po co? W końcu i tak się
dowie.
- Wiesz coś o religiach? - spytała
po chwili milczenia.
- W tym świecie nie.
- Błąd. Ludzie w naszych krainach
wierzą w różnych bogów. W boga natury w okolicach lasów, w boga wody, w pobliżu
akwenów, w bogów ognia i powietrza w innych częściach kontynentów, a także boga
ciemności.
- I co w związku z tym? Jestem tu
prawie rok, a dopiero w tym mieście natrafiłem na ślady bóstw.
- Bo podróżowałeś lasami i
odwiedzałeś osady mniejsze niż twoja drużyna.
- U van Nicolescu...
- ... który nie wierzył w nic, odkąd
stracił poprzednią żonę - przerwała mu Green.
Len
zdziwił się tymi słowami. Spojrzał uważnie na kobietę i szukał śladów kłamstwa.
Nie znalazł ich.
- To brzmi jakby....- zaczął, ale
kobieta znów mu przerwała.
- Ma od niedawna nową żonę. Tą
szczęściarą jest Rozwarta Dama z Norfdamu.
- Pomówmy na mój temat.
- Zgoda - potwierdziła kobieta i
usiadła przy dębowym stole, na którym leżały porozrzucane kartki. Nie zdążył
posprzątać po zabawach z panią Danutą - istnieje teoria - kontynuowała
czarodziejka - że na świecie pozostają w ukryciu berła stworzone przed wieloma
wiekami przez ludzi natchnionych do działania. Kiedy się je połączy można
poznać odpowiedzi na drażniące nas pytania i poznać przeszłość. Także tą z
innego świata. Nie mam pojęcie, gdzie je ukryto, ale sądzę że berła bóstwa
natury jest w...
- Czarnolesie - dokończył za nią
Len.
- Tak - zgodziła się mama Lisy - to
nie wszystko. Wiem już, że na 70% zostałeś zabity na ziemi i...
- Tego i ja sie domyślam - wtrącił
Len.
- Nie przerywaj mi, proszę -
upomniała go kobieta - w twoim świecie zwykli ludzie odkryli prawdę o was,
szamanach. Stworzyli interkontynentalną organizację do wyłapywania takich jak
ty - zrobiła przerwę by chłopak zrozumiał o czym jest mowa.
- Skąd wiesz? - spytał
podejrzliwie.
- To ściśle tajne - odparła i
spojrzała przez okno na padający śnieg - potrzebowałam do tego osobistego
pełnomocnictwa ministra. Więcej ci nie mogę powiedzieć.
Zapadła
cisza. Len nie wiedział co o tym myśleć.
- Co jeszcze wiesz? - spytał
wreszcie, przerywając cisze.
- To oni cię zabili.
- Co z June? Co z moimi znajomymi?
Co z rodziną? Co z innymi?
- Nie wiem - powiedziała cicho
Green - na prawdę nie wiem. Przykro mi Len.
- I trafiłem tu, bo...
- na to zasłużyłeś - dokończyła za
niego - zostałeś skrytobójczo zamordowany. Do tego stało się to w twoim
własnym, rodzinnym domu.
- Jak?
- Nie wiem. Ktoś mógł cię zdradzić.
Nie wiem...
- Gdybyś zajrzała do mojego umysłu
odnalazła byś wspomnienie tego?
- Nie. Na to już za późno.
Len
usiadł bezładnie na krzesło. Tych nowin znów było zbyt dużo. Nie radził sobie z
tym. Czuł jak ponownie zbiera w nim agresja. Mama Lisy jakby to wyczuła, bo
odeszła do okna - jak najdalej od Lena.
- Może się napijemy? -
zaproponowała.
- DAVE! Wina! I to już!
Nie
upłynęło nawet i pół minuty, kiedy czternastolatek wpadł zdyszany do pokoju
swojego wodza i natychmiast nalał czerwonego wina ze szklanej karafki do dwóch
kielichów.
- Spadaj teraz.
Green
mogła znów usiąść przy stole. Len pogrążył się w piciu wina. Było zbyt słodkie,
ale również i dość mocne. Nie wzywał już pomagiera, po wypicu pierwszego
kielicha tylko sam obsłużył siebie i towarzyszkę z Czarnolasu.
- Jak się czujesz? - spytała
troskliwie.
- Zwyczajnie.
- Wiesz, Lisa chciałaby się z tobą
spotkać?
- Jestem zajęty - odburknął,
wypijając kolejny kielich.
Opuścił
wzrok na karafkę i milczał przez dłuższą chwile. O dziwo to samo zrobiła
czarodziejka. Widocznie potrzebowała chwili by ochłonąć po tym jak chłopak nie
okazał zainteresowania względami jakimi się cieszył u jej córki.
- Ona nie jest niczemu winna. Poza
tym chce to zrobić przyjacielsko?
- To?
- Spotkać się i pogadać.
- Długo z nami jeszcze będziesz? -
zmienił temat.
- Kilka dni.
- Jeśli zrobisz coś dla mnie, to
mogę się spotkać z twoją córką nawet jutro.
- Co takiego?
- Informacje o warunkach poddania
miasta. Chcę też wiedzieć co na wojnie.
- Uwinę się z tym w dwa, może trzy
dni - zapewniła Green.
Len
wstał i odwrócił się od kobiety. Miał wreszcie poznać nieco więcej prawdy o
sytuacji na froncie i własnym zadaniu. Zabawne wydało mu się, że kiedy poznał
prawdę o swoim zgonie w innym wymiarze, to bardziej interesowało go to co
dzieję się tu i teraz. Zostawała jeszcze sprawa Tamary. Jak ona tu trafiła?
Green twierdziła, że nie wie nic o jego przyjaciołach, więc nie ma nawet co pytać
o tę konkretną przyjaciółkę.
- Już pójdę jeśli pozwolisz - mama
Lisy przerwała mu rozmyślania.
Tego
dnia pani Green już nie wróciła do pokoju Lena. Chwilę po jej wyjściu do
pomieszczenia wparował Dave i dwie markietanki. Obie ubrane były w grube futra,
które dostały w zamian za sprzedaż paru "drobiazgów", przyniesionych
ze sobą do obozu Lena, a potem do Westdamu. Pod płaszczami miały założone
obcisłe sukienki, sięgające im do połowy ud.
- Co możemy dla pana porucznika
zrobić? - spytała ruda, dwudziestoletnia Jagna Winescu.
Len
nic nie odpowiedział. Jagna usiadła po prawej stronie chłopaka, przy dębowym
stole. Helga z Państwa Czarnej Wrony stanęła na wprost chłopaka.
- Poruczniku - Schwarz sprowadziła
go na ziemię.
- Co?
- Co możemy dla ciebie zrobić?
Mogły
zrobić dużo. Pierwotnie Len chciał powiedzieć im, że mogą opuścić partyzantkę,
ale widząc teraz sukienki pod grubymi futrami, zmienił zdanie.
- Chcę żebyście nauczyły sie
opatrywać rannych.
- Wyruszamy dalej na wojnę?
- Kiedyś na pewno - odpowiedział
tajemniczo złotooki.
- Lubię te pana porucznika
tajemniczość - rzuciła figlarnie smolisto- włosa Helga.
- Wpadnij tu jutro o tej samej
porze.
Było
to pożegnanie co obie kobiety wiedziały już z rozkazującego tonu porucznika
Tao. Opuściły, więc pokój Lena.
Kolejnego
dnia Len nie doczekał się wizyty czarodziejki. Zamiast tego Dave oznajmił mu,
że Akiko wciąż szuka informacji dla Lena. Ten kazał mu natychmiast odwołać
Namadę z misji i sprowadzić z powrotem do mieszkania, a także kazać jej go nie
opuszczać.
Około
południa posłaniec przyniósł list od namiestnika van Dojnala. Pisał on, że
zamierza wyprawić przyjecie na cześć prawdziwego monarchy i nastąpi to za
tydzień. Do tego czasu będzie musiał pozostać w mieście.
Kiedy
Tao odłożył list, do pokoju wkroczyły powoli Akiko i Helga Schwarz. Namada
ubrana była w długą do kolan sukienkę, na która nałożyła ciepły, wełniany
sweter. Na nogach miała ciepłe, skórzane, czarne buty. Młodsza kobietka ubrana
była tak jak wczoraj.
- Co cie do mnie sprowadza? - palnął
Len prosto z mostu do Namady.
- Przyszłam tylko potwierdzić, że
ten generał Złotej Armii, o którym ci mówiłam faktyczne ma na imię Bason. Świetnie
włada mieczem i halabardą, a do tego jest ogromny.
- Być może to on - odparł Len,
który przez ostatnie wydarzenia zupełnie zapomniał o tym, że gdzieś tam daleko
może przebywać jego przyjaciel z innego świata.
- Coś sie stało?
- Nie - skłamał Len - możesz
odejść.
Akiko
wyszła, a Helga przysiadła obok złotookiego. Len przyjrzał się jej
dokładniej. Miała drobne dłonie. Pod
futrem, na szyi nosiła wydziergany na drutach, wąski szalik. Miała jasną jak
zawsze cerę i nieco dłuższe niż gdy się poznali włosy.
- Co chciałeś ode mnie, panie
poruczniku? - spytała uprzejmie.
Len
nie wiedział co właściwie ma jej odpowiedzieć. Podobała mu się. Uświadomił to
sobie dopiero wczoraj, kiedy ujrzał ją w krótkiej spódniczce, mając jeszcze w
pamięci wspomnienia tego jak wziął szlachciankę na blacie stołu przy, którym
siedzieli i teraz. Mógł zaproponować jej coś niedorzecznego jak wspólny spacer
albo... albo jakąś przejażdżkę konną. Tak to byłby dobry pretekst do spędzenia
czasu razem.
- Ile masz lat? - odpowiedział w
końcu pytaniem na pytanie.
- Niedawno skończyłam 15.
- Umiesz jeździć konno?
- Nie.
- Wstawaj idziemy się uczyć.
- Ale jak? - spytała oszołomiona i
zdezorientowana nastolatka.
- Normalnie. Wsiądziesz na konia i
przejedziemy się za miasto.
- Dlaczego?
- Chcę żeby, chociaż jedna
sanitariuszka umiała jeździć na koniu.
- Danka umie.
- Będzie dalej tylko służką.
W
końcu poszli pojeździć. Len wybrał im po starym koniu z miejskiej stajni.
Powoli zaczynał odczuwać brak monet. Otrzymane od króla już były na
wykończeniu, a nowych nie miał skąd wytrzasnąć. Z tego też powodu nie miał
złota na wypożyczenie czy też kupienie lepszego rumaka. Miało to też dobre
strony, Schwarz miała możliwość nauki na niezbyt szybkim zwierzęciu.
Dziewczyna
radziła sobie poprawnie jak na jedną z pierwszych jazd. Po godzinie mogli już
spokojnie zmusić zwierzęta do truchtu za miejskie mury. Jechali jeszcze przez
jakiś czas, aż dotarli do miejsca, gdzie oddział Lena rozbił obóz zanim van
Dojnal poddał miasto. Tam zsiedli z koni i zrobili sobie krótką przerwę.
Tao
wyjął z wewnętrznej kieszeni czarnego płaszcza bukłak z miodem pitnym. Helga
stała kilka metrów od niego i przyglądała się swojemu dowódcy w milczeniu.
- Masz jakiś jeszcze cel w tym
wywiezieniu mnie tu? - spytała po długiej walce z sobą.
Len
nie odpowiedział dopóki nie opróżnił duszkiem bukłaku. Spojrzał spode łba na
przyszłą sanitariuszkę i powiedział:
- Dałbym ci trochę, ale jesteś za
młoda.
- A może ja mam ci dać coś innego?
- spytała słodkim głosem, jeżdżąc po zapince grubego futra. Co zaczynało kusić
Lena, na co wpływ miało też i powoli uderzający do głowy miód.
- Chcesz?
Twarz
dziewczyny momentalnie spochmurniała. Sprawiała wrażenie jakby miała zamiar
uderzyć chłopaka, ale sie w porę opamiętała. Mimo to ręka wciąż jej drgała. Len
zorientował się, że powiedział głupstwo, ale już nic na to nie mógł poradzić.
- Myślisz, że jestem taka jak inne?
- warknęła dziewczyna.
Len
nie odpowiedział.
- Skoro tak to wiedz, że nie!
- Wiem - bąknął speszony
złotowłosy.
- Powinniśmy chyba wracać.
Istotnie
odjechali - w milczeniu - do miasta. Rozstali się zaraz po oddaniu koni do
stajni. Helga prawie odbiegła w sobie tylko znana stronę. Natomiast porucznik
Tao podreptał powoli do swojego, tymczasowego domu.
Wydarzenie
z obrzeży lasu pogorszyło i tak już kiepski stan psychiczny Lena. Bason daleko
na wschodzie tej krainy, tajemnicza organizacja, która zamordowała go
skrytobójczo w górskiej twierdzy jego rodu, przy współudziale któregoś z
domowników. W zasadzie każdego poza siostrą mógł o to podejrzewać. Do tego
natychmiast dołączyły inne problemy i przeciwności z jakimi się zetknął w
Międzymorzu. W skutek tego wszystkiego nachlał się w samotności miodu pitnego i
wina.
Sam
nie wiedział kiedy zasnął. Obudził się dopiero, gdy Słońce było już w zenicie.
Musiało być już południe, a przecież zaczynał pić jeszcze popołudniu,
poprzedniej doby. Musiało być z nim wyjątkowo kiepsko. Czuł straszny ból głowy
i stan swojego gardła mógł porównać z Saharą - było tam tak samo sucho.
- Dave - wychrypiał, ale nikt nie
odpowiedział - Dave!
Po
chwili ktoś wszedł do pokoju. Był to wezwany młodzieniec. Niósł w dłoniach duży
dzban. Len poczuł niemiły ruch w żołądku. Na szczęście była to zwykła woda.
- Ta blondynka, w czarnym płaszczu
wróciła - zakomunikował w końcu Dave.
// Pora na kilka słów od autora. Według mojego zamiaru pierwszy tom (lub część, zwijcie jak chcecie) Międzymorza zakończy się za około 10 rozdziałów. Wstępnie ma mieć równo 40 rozdziałów, ale jak to dokładnie wyjdzie? Zobaczymy niebawem. Na pewno po ostatnim rozdziale znajdzie się jeszcze epilog, który będzie stanowił zapowiedź kolejnego tomu i tego co w nim będzie nam dane ujrzeć. Plany już są. Równolegle będę pisał również i na Cudowne ocalenie - blogu o alternatywnej historii życia jednej z postaci z serii HP.
Tym sposobem do wiosny na pewno zostanie ukończony pierwszy tom Międzymorza. Co zdarzy się do końca obecnej części i parcie 2? Tego nie zdradzę, gdyż mam dość szczątkowy zarys i wolę pisać improwizując wydarzenia niż drobiazgowo obmyślać je wcześniej ;D
Do zobaczenie, wkrótce! ;)
// Pora na kilka słów od autora. Według mojego zamiaru pierwszy tom (lub część, zwijcie jak chcecie) Międzymorza zakończy się za około 10 rozdziałów. Wstępnie ma mieć równo 40 rozdziałów, ale jak to dokładnie wyjdzie? Zobaczymy niebawem. Na pewno po ostatnim rozdziale znajdzie się jeszcze epilog, który będzie stanowił zapowiedź kolejnego tomu i tego co w nim będzie nam dane ujrzeć. Plany już są. Równolegle będę pisał również i na Cudowne ocalenie - blogu o alternatywnej historii życia jednej z postaci z serii HP.
Tym sposobem do wiosny na pewno zostanie ukończony pierwszy tom Międzymorza. Co zdarzy się do końca obecnej części i parcie 2? Tego nie zdradzę, gdyż mam dość szczątkowy zarys i wolę pisać improwizując wydarzenia niż drobiazgowo obmyślać je wcześniej ;D
Do zobaczenie, wkrótce! ;)
Witam.
OdpowiedzUsuńMoże miałabyś/miałbyś ochotę dołączyć do gry fabularnej na forum podanym poniżej?
"Czarnego Pana już nie ma. Kto inny chce się teraz mścić na czarodziejach, a w Hogwarcie pojawiły się smoki!"
Pozdrawiam.