niedziela, 21 kwietnia 2013

9. Zapobieganie


Rozdział 9
Zapobieganie


                               Minęły dwa dni od wyjścia Lena z sali szpitalnej. Z braku wolnych miejsc noclegowych w twierdzy panicz Tao musiał wprowadzić się do kogoś mającego miejsce w kwaterze na przenocowanie go. Długo szukać na szczęście nie musiał. Kiedy tylko powiedział o tym Tamarze, która przyszła - samotnie - odebrać go z opieki medycznej, dziewczyna zaproponowała że przyjmie go do siebie. Len przystał na to dość obojętnie. Liczył, że może pani Namada zaproponuje przyjęcia wojownika do siebie, ale po chwili uświadomił sobie, że jako mieszkająca z siostrą agentka obcego wywiadu nie ma za bardzo ku temu możliwości. Wobec tego Len nie protestował kiedy Tamara zaproponowała przyjęcie przyjaciela.

                               Po ranie zadanej przez strzale nie było widać praktycznie żadnych śladów. Pani medyk wykonała swoje zadanie wzorowo. W podziękowaniu za opiekę Len wysłał jej - zaraz po wprowadzeniu sie do pokoju Tamary - olbrzymi bukiet kwiatów.

                               Myśli Lena cały czas wodziły przy wspomnieniach ostatnich chwil spędzonych w sali szpitalnej - jak nazywał pomieszczenie, w którym dochodził do pełni sił. Czasami dziwił się dlaczego w ogóle przystał na niemoralną propozycję dojrzałej, w dodatku zamężnej kobiety. Wiedział, że zrobił źle. Sam tak bliski kontakt kłócił się z jego naturą. Chłopak uważał to za okazanie zbytniej uczuciowości - a przecież zawsze mówił o sobie jako osobie nie mającej uczuć. Z drugiej strony żałował, że nie pozwolono im pójść na całość. Antagonistyczne spojrzenia na te wydarzenie nie raz powodowały u Lena wybuchy złości i napady złego humoru. Nie dało się z nim wówczas normalnie porozmawiać.

                               Tak samo było w tej chwili. Len poszatkował przed chwilą Bogu ducha winny stołek. Tamara nie śmiała już pytać o powody takiego zachowania przyjaciela. Nauczyła sie nie wtrącać się zbytnio w psychiczne problemy Lena. Wiedziała, że wobec otrzymania szczerej odpowiedzi na pytanie o powody takiego zachowania cud wydawał się określeniem o zbyt małej wartości i doniosłości.

***

- Powinnyśmy pójść do niego i wyjaśnić tę sytuacje - zaproponowała Ayumi kiedy wraz z siostrą kończyły jeść śniadanie.
- Jeszcze nie - odrzekła Akiko.
- Nie rozumiem - powiedziała młodsza Namada.
- Nie musisz. Wystarczy, że ja wiem o co chodzi w tej całej grze.
- Jakiej grze? To miała być prosta misja! - wypaliła Ayumi.
- Jest prosta - Akiko zlekceważyła siostrę.
- Ale musiałaś tak traktować Lena?  To jeszcze chłopiec!
- Wiesz co mnie się zdaję? - spytała starsza siostra.
                               Ayumi pokręciła przecząco głową, na co siostra zrobiła tryumfującą minę i patrząc trzydziestosześciolatce prosto w oczy przemówiła zadziornym tonem:
- Tobie żal tej małej. Łyknęłaś to o jej miłości do niego.
- Skąd ten pomysł?
- Całkiem niezły ze mnie szpieg siostrzyczko.
- Czyli też podejrzewasz, że oni mają się ku sobie? - spytała z kiepsko ukrywaną nadzieją Ayumi.
- Ona sie ma ku niemu - powiedziała Akiko - oj nie patrz tak na mnie jak bym ja skrzywdziła. Na prawdę lubię tą małą - dodała widząc groźne spojrzenie siostry.

***

- Witam pana kapitana.
- Witajcie - odrzekł van Nicolescu - mam do was kolejna sprawę. W zasadzie misje. Oboje będzie zaangażowani w jej wykonanie. Wiesz co mam na myśli Len?
- Nim o tym porozmawiamy wyjaśnijmy dawne nieporozumienia - odpowiedział złotooki.
- Nie rozumiem.
- Pan nam obiecał wytłumaczyć w jaki sposób tu trafiliśmy - wtrąciła się Tamara.
- Nie potrafię sobie przypomnieć tego...
                               W momencie gdy kapitan wypowiedział te słowa, Lena ogarnęła niekontrolowana furia. Źrenice zwężyły mu się pionowe kreski, czub na głowie wyprostował się i jakby urósł. Chłopak cały trząsł się jak w ataku choroby. Nie myślał co robi.
- Coś powiedział skurwysynu?! - wrzasnął łapiąc miecz  w dłoń.
                               Nie mogąc doczekać się odpowiedzi, jednym susem doskoczył do starego żołnierza i wymierzył atak wprost w jego serce. Oglądające całe wydarzenie Tamara schowała się za masywną, dębową szafę. O podobnym stanie słyszała tylko raz i wówczas z tego co zapamiętała zdemolował cały pokój, tnąc co mu się nawinęło pod rękę, a stoły i krzesła przerobił na drzazgi.
- ODPOWIEDZ!
- t... taaak - wychrypiał przerażony oficer.
- Mów! - rozkazywał Len w dalszym ciągu celując w serce oszusta.
- No wiec, więc - za jąkał się van Nicolescu - mam taką jedną książkę.
- Idziemy po nią!
- Już, już - odpowiedział kapitan nagle odzyskując animusz.
- Prowadź - warknął Len przez zaciśnięte zęby.
- A panienka nie pójdzie z nami? - spytał dowódca twierdzy.
- Tylko my.
                               Po tych słowach Len i Denis van Nicolescu opuścili pokój zamieszkiwany od około miesiąca przez Tamarę. Kiedy rozległ sie trzask zamykanych przez Lena drzwi dziewczyna opuściła schronienie. Nadal była nieco roztrzęsiona z powodu ostatnich wydarzeń.
                               Około południa odwiedził ich kapitan Dzikich pól. Od samego wejścia atmosferę stała sie gęsta. Z każdym kolejnym zdaniem wymienionym  przez gościa z Lenem. Tamara bała się finału tej konwersacji w związku z czym bardziej niż na rozmowie skupiała się na tym ażeby nie ucierpieć przypadkiem W sumie nie pomyliła sie w swoich prognozach. Len wpadł w amok, a gość przeraził sie i jakby uległ, ale czy na pewno? Przecież pod koniec wyraźnie odzyskiwał humor i odwagę. Głos przestał mu się trząść i próbował ją wyciągnąć z pokoju... "Zaraz, zaraz" - pomyślała Tamara i w głowie zapaliła jej się czerwona lampka - "to pułapka!".
- LEN! - zawołała Tamara wybiegając z pokoju.
                               Korytarz, do którego właśnie wbiegła był wyjątkowo ciemny. Wiedząc, że i tak nie znajdzie świeczek w tych ciemnościach, ruszyła dalej.
- LEN!
                               Kolejny raz odpowiedziała tylko cisza. Sytuacja stawała się coraz bardziej dziwna. Pusta i ciemna gospoda, z której przed chwilą wyszedł młody chłopak i znany wszystkim w twierdzy dowódca. Mimo to dziewczyna była coraz bliżej wyjścia.
                               Zmierzch ogarniał całe Dzikie Pola. Twierdza pogrążała się powoli w coraz intensywniejszej ciemności. Zwykle w takich sytuacjach paliły się liczne latarnie i świeczki. Dziś wyjątkowo nie paliło sie żadne światło, które nie znajdowała sie w komnacie, w której przebywali właśnie ludzie.
                               Tamara otworzyła właśnie drwi prowadzące na zewnątrz gospody, kiedy kilka metrów przed nimi zjawiło się kilku żołnierzy.  Instynktownie wyhamowała będąc jeszcze w zmroku - prawie sie przy tym rozbijając o futrynę drzwi. Powoli i ostrożnie zaczęła się cofać. Wiedziała, że teraz jest już w pułapce, nikt nie jest w stanie jej uratować.
                               Z drugiej strony oddział kilkunastu już wojowników wdzierał się do gospody, otwierając i przeszukując wszystkie pokoje. W żadnym z nich nie mogli znaleźć kilkunastoletniej dziewczyny. Przeczesywali dokładnie każdy skrawek budynku. Nie wiedzieli, że w swoich drobiazgowych poszukiwaniach poosuwają się dokładnie - o zaledwie - kilka kroków za dziewczyną.
                               Tamara widziała jak obce ciała przeczesują co tylko sie da w budynku. Robią to tak starannie, że nie będzie w stanie się ukryć. No cóż nie ma wyboru. Powinna wyjść do nich, tak jak zrobiłby to Len - z podniesiona głową - ale nie potrafiła. Nigdy nie była zbyt odważna, dlatego teraz tym bardziej odczuwała strach, bała się tego co się stanie później.
                               Pogrążona w rozmyśleniach cofała się dalej, jednak straciła ostrożność, nie zbędną w tej czynności. Przechodząc przy samej ścianie zahaczyła o coś wiszącego na niej i po chwili usłyszała już brzdęk tłuczonego szkła i tupot stóp biegnących ku niej.
                               Dziewczyna zamyka oczy i nie patrzy co się z nią dzieje. Jedynie czuła. Czuła silne ręce zamykające sie w metalowym uścisku na jej rękach, nadgarstkach, nogach i unoszące ją w górę. Niosły ją w powietrzu, najpierw przez korytarz, a potem dalej przez dziedziniec zamkowy, kolejne korytarze, aż do jakiejś dziwnej, zimnej komnaty. W tej komnacie puściło ja wiele rąk, tak że trzymała ją zaledwie jedna para za nadgarstki, unosząc przy tym jej ciało wysoko w górę. Poczuła jak trzymający ją żołnierz bierze zamach i rzuca ją przed siebie. Poczuła dziwne uczucie podczas lotu i zaledwie ułamek sekundy później ból otrzymany po uderzeniu o kamienną posadzkę.
- Otwórz oczy - warknął znajomy głos.
                               Tamara nie potrafiła rozpoznać czyj to głos, więc całą siłą woli skupiła sie na tym żeby nie otworzyć powiek.
- Nie słyszałaś otwórz oczy!
                               Nadal tego nie uczyniła.
- Idź po odpowiedni argument - rozkazał ten sam głos jednemu ze swoich współpracowników.
                               Po tych słowach nastało kilka minut milczenia. Następnie rozległy się kroki za ścianą - za pewne na korytarzu - i kilka nowych osób weszło do komnaty.
- Rozwiązać mu oczy - rozkazał przywódca.
                               Tamara domyślała się od kilku minut czyj głos usłyszy po przyprowadzeniu tego "argumentu", ale postać, której rozwiązano opaskę na oczach nie wypowiedziała ani słowa.
- Może któreś z was coś powie?
- Puść ją - syknął głos, w którym dziewczyna momentalnie rozpoznała przyjaciela.
- Wykonać polecenie - rozkazał przywódca żołnierzy - ma tu zostać 5 pikinierów. reszta wymaszerować. Dwóch przed loch, a reszta powraca do obowiązków.
                               Rozległ sie szelest i tupot kroków w lochu, a po chwili dudnienie zza ścian oznajmiło, że wojowie posłusznie wykonali zadanie szefa.
- Teraz pasuje?
- Nie - warknął Len.
- Strasznie negatywnie nastawiony jesteś do nas paniczu Tao, ale to się zmieni, przecież obydwoje dążymy do tego samego.
- Nie sądzę - zakpił złotooki.
- To popatrz - rzekł tamten.
                               Tamara poczuła jak czyjaś pięść z dużą siłą rozbija jej wargi. Ból wypełnił jej całą czaszkę. w uszach zaszumiało, a po brodzie spływała wąskimi strużkami lepka ciecz.
- Jeszcze jeden powód ci podać?
- Nie - sapnął zrezygnowany Len - Tamara możesz otworzyć oczy.


                            Po tych słowach dziewczyna otworzyła posłusznie oczy i zorientowała się, że są w jakiejś przedziwnej komnacie. Pomieszczenie było normalnej wielkości jak na warunki twierdzy. Wypełnione było przedmiotami, których Tamara nie widziała nigdy przedtem.
- Gdzie my jesteśmy? - spytała.
- Sala tortur - warknął Len.
                               Dziewczyna wydała z siebie żałosny szloch, pełna obaw, że zaraz będą ją torturować  i zmuszać do - bliżej nieokreślonych - strasznych rzeczy.
- Błąd - wtrącił się senior van Nicolescu - nazywamy to gabinetem przesłuchań.
- Pozostali więźniowie widzą jak torturujecie innych i miękną przy tym?
- Ty to powiedziałeś Len - odparł dowódca twierdzy.
- Może przejdziemy do rzeczy? - zaproponował Len.
- Och tak - westchnął udając roztargniony ton van Nicolescu - mamy dla ciebie misję.
- Nic nowego.
- Nie ironizuj! - warknął kapitan - wysłuchasz mnie do końca, bo jak nie to zobaczysz do czego służy krzesło wodne.
- Mów, mów - zgodził się niechętnie złotooki.
                               Wiedział, że wodne krzesło to popularna w jego świecie jeszcze w średniowieczu metoda tortur. Polegała na przymocowaniu do krzesła podejrzanego i umieszczenie go pod wodą. Osoba taka jako przymocowana do krzesła nie miała możliwości uciec. Jedynym ratunkiem przed utopieniem się było wynurzenie krzesła z wody.
- Widzisz? Potrafisz być miły - zatryumfował van Nicolescu.
- Do rzeczy - ponaglił do Len.
- Pojedziesz do Czarnolasu - wyjaśnił kapitan - nie przerywaj mi - dodał szybko widząc otwierające się usta Lena - tym razem na teren Ministerstwa Magii. Tam odnajdziesz człowieka imieniem Barty Crouch i dasz mu notatkę ode mnie, a on w zamian da ci pisma dla mnie. Idziesz sam, masz na misje dwa tygodnie. Po tym czasie dziewczyna zaznajomi się z krzesłem. Zgadasz się?
- A mam wybór?
- Nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz