Rozdział 8
Zeznania szpiega
Len obudził się
dopiero pod wieczór. Przez pewien czas wydawało mu się, że jest w swoim łóżku i
zaraz obudzi go siostra - June. Niestety nic takiego się nie stało. Nie widział
gdzie jest ani co się z nim ostatnimi czasy działo. Rozejrzał się po pokoju -
nic w nim nie rozpoznał. Było to coś w rodzaju sali szpitalnej. Z obu stron
pomieszczenia - pod ścianami stały rzędy twardych, drewnianych łóżek. Pomiędzy
nimi znajdowały się szafki i regały z różnymi fiolkami, tabletkami itp. Na
samym końcu sali znajdowały się 3 biurka, a za nimi stały półki sięgające od
podłogi do sufitu i w całości wypełnione były starymi, obszarpanymi księgami.
Len był już blisko odkrycia gdzie jest. Dla potwierdzenia swoich podejrzeń
obejrzał samego siebie - na tyle na ile mu pozwalały... "Bandaże" -
stwierdził kiedy tylko ujrzał swoją klatkę piersiową. To oznacza jedno jest w
jakimś dziwnym szpitalu w Rumlandii, a więc udało mu się wrócił do ludzi.
Len poczuł jak
wnętrzności wypełnia mu duma i szczęście teraz będzie mógł poinformować ludzi o
zagrożeniu z lasu. Tylko gdzie są jego dokumenty - a tak pod łóżkiem leżą
teczki.
O zmierzchu zza
wielkich dębowych drzwi stanowiących wejścia na salę szpitalną udało mu się
dosłyszeć głos:
- Gdzie pacjent?
- W środku -
odpowiedział kobiecy głos.
- Niech pani
prowadzi do niego.
- Tak jest, pani
kapitanie!
Następnie rozległ
się szczęk zamku w drzwiach i do sali weszli kapitan van Nicolescu w asyście
starszej od niego kobiety w białym stroju - zapewne pielęgniarka - oraz kilku
ludzi, którzy nieśli pieczywo, mięso i dzbany oraz zloty puchar.
- Jak się
czujesz? - spytał kapitan, siadając na stołku, który dostawił sobie przy łóżku
Lena.
- Normalnie -
odrzekł chłodno Len.
- To dobrze. Nie
sprawdziłeś się zbyt dobrze, w całych Dzikich Polach panika, trwoga i
niepewność. Ludzie boją się, że jutro ich najadą.
- Spisałem się
dobrze - zaprotestował Tao.
- Jak to?
- Mam raport i
dokładne kopie planów i instrukcji jakie otrzymało tamtejsze stado - oświadczył
chłopak.
- Pokaż.
Len wysunął ręką
spod łóżka pliki teczek i dokumentów przyniesionych przez siebie z Brzozowego
Zamku. W spokoju przypatrywał się twarzy kapitana, którego twarz zmieniała
barwę - wraz ze stronami, które w pośpiechu przerzucał - od czerwonej przez
bladą aż po odcień zielony.
- I jak? -
spytał, kiedy załamany kapitan zamknął ostatnią z teczek.
- Trzeba to
dokładnie przeanalizować i natychmiast wezwać tu całą armię, nawet z
najdalszych zakątków kraju.
- Widział pan
kolejne akty ich planu?
- Oczywiście.
Najpierw zasieją pogłoskami niepewność i zwątpienie, potem zaczną porywać
podróżnych i wreszcie zaatakuję. Dojdą do naszej granicy na rzece Obrze i
zawrócą ponownie niszcząc i porywając wszystko co się da. Następnie wywiozą
wszystkich ludzi do lasu, gdzie będziemy im służyć za... za... - tu głos
kapitana nie potrafił zdobyć się na odwagę by wypowiedzieć adekwatne do
sytuacji słowo - i na koniec wyślą tych, którzy pilnowali ich części lasu żeby
też sobie pomordowali i porywali.
- Właśnie -
zgodził się smętnym tonem Len.
- W każdym
razie, gdybyś wrócił dzień wcześniej uniknęlibyśmy paniki na balu - zarzucił kapitan z wyrazem
mściwej satysfakcji na twarzy.
- Wróciłbym, ale
dzięki pana żołnierzom nie byłem wstanie - odpowiedział spokojnie Len i wskazał
na swoje ramię.
- Skoro się im
pan sprzeciwstawił! - wybuchł van Nicolescu.
- Taa jasne, sam
rzuciłem się z bronią na żołnierzy, którzy mieli odprowadzić mnie do zamku!
Super pomysł! - wybuchł Tao, zadowolony z własnego sarkazmu.
- No tak, no tak
- zmieszał się kapitan - w każdym razie to wszystko co do pana miałem.
- Zaraz! -
warknął Len.
- Czego chcesz?
- rzucił ostro kapitan.
- Obiecałeś, że
mi coś wyjaśnisz! - wypalił wściekły Len, a jego źrenice nie naturalnie się
zwęziły.
- Jeszcze szukam
- odpowiedział dowódca zamku i cicho zachichotał - Żegnam.
- Wracaj tu
kłamco! - ryknął za nim Len.
Pan Denis nie
zwracał już na niego uwagi i z teczkami przyniesionymi przez Lena w dłoniach,
ruszył szybkim krokiem ku drzwiom.
- Niech się
panicz tak nie denerwuje. To nie wskazane w panicza stanie - odezwała się
kobieta przypominająca pielęgniarkę.
- Już, już -
odburknął Len.
- Tu stawiam -
powiedziała wskazując na stołek opuszczony przez kapitana - jedzenie i wino.
Proszę jeść i pić. To paniczowi pomoże.
Len już nic się
nie odezwał tylko wziął się za kawałek mięsa i puchar z winem. Widząc tak dobry
apetyt u pacjenta, pielęgniarka poszła do biurka coś zanotować. Po skończonym posiłku Len znów poczuł się
senny i zasnął gdy tylko odstawił puchar od wina na stołek.
***
Tamara obudziła
się wcześnie rano zlana zimnym potem i cała rozgrzana w swoim pokoju w
gospodzie. Wstała i chwiejnym krokiem podeszła do wiadra z wodą, obmyła twarz i
spróbowała się uspokoić. Poszło nawet nieźle. Gdy ochłonęła spróbowała przypomnieć
sobie ten okropny, sen który ją zbudził.
Była sama w
twierdzy. Bramy pozamykane i nagle pukanie do wrót. Wyszła z gospody i chciała
iść zawołać kogoś żeby wpuścił przybysza, ale wyszła bramy same się
pootwierały, zerwał się przeraźliwy wiatr, niebo spochmurniało i rozpadał się
deszcze, gdzieś daleko uderzył piorun w pole. Przez wrota do twierdzy wszedł
przybysz, rozpoznawała jego spodnie i bluzkę, ale nie była pewna czy to on,
twarz zasłonięta była przez kaptur od peleryny zwiewającej mu przez plecy aż do
ziemi. Szedł do niej znajomym krokiem, za pasem sterczała mu metalowa rękojeść
miecza. Tak to musi być on! Ruszyła pędem w jego stronę i naglę błyskawica
przegrodziła im drogę, sekundę później grzmot i ten przeraźliwy hałas - jakby
ujadanie tysięcy psów za murami. Kolejny piorun, świst jakiejś strzały, on pada
zakrwawiony na ziemię, z twarzy opada jego kaptur. Sterczący czub z jego włosów
wykrzywia się, a oczy zamierają na sekundę. Pada. Żyje czy nie? I w tym właśnie
momencie obudziła się Tamara.
Znowu poczuła się
roztrzęsiona. "Już Dobrze - to tylko sen" - uspokajała samą siebie -
"Trzeba się ubrać i iść do pań Namada." - jak postanowiła tak
zrobiła. Ubrała się jak zwykle w białą bluzkę i swoje zwykłe czarne spodnie,
narzuciła na siebie jakąś pelerynę - którą otrzymała od Ayumi kilka dni temu -
i ruszyła do pokoju sióstr.
Na zewnątrz nic
nie zdradzało żeby od wczorajszej nocy zdarzyło się coś niezwykłego. Ludzie
pogrążeni byli w swoich zwyczajnych zajęciach. Machinalnie dreptała powoli w
kierunku budynku, gdzie pomieszkiwały Namady. Po kilku minutach była na
miejscu, podeszła pod właściwe drzwi i zapukała. Drzwi otworzyły się i ukazała
się za nimi uśmiechnięta twarz Akiko.
- Witaj Tamara!
- powitała ją szatynka.
- Witam panią -
odpowiedziała cicho dziewczyna.
- Ayumi powie ci
coś po czym od razu się ożywisz - oświadczyła niespodziewanie pani Akiko.
- Serio? -
zdziwiła się Tamara.
- Tak, idź już
do niej.
Ayumi Namada
siedziała na tej samej kanapie, na której kiedyś uspokajała rozhisteryzowaną
Tamarę. Miała charakterystycznie dla niej upięte z tyłu włosy i dwa kosmyki
opadające jej po obu stronach twarzy. Oczy jej lśniły. Ubrana była w prostą,
bladożółtą suknię - bez zbędnych falbanek, koronek, ozdób itp. - z odpowiednim
do ciała kobiety dekoltem. "Prosta jest piękna" - skwitowała w
myślach Tamara.
- Dzień dobry -
przywitała się dziewczyna.
- O cześć -
wykrzyknęła radośnie pani Ayumi.
- Pani siostra
przekazała mi, że ma mi pani coś do przekazania - powiedziała niepewnie Tamara.
- Ach tak, twój
przyjaciel wrócił - oświadczyła z jeszcze piękniejszym uśmiechem Namada.
- Mój? - spytała
zdziwiona dziewczyna.
- Tak, ten cały
Len - powiedziała Ayumi i zatrzepotała rzęsami.
- Zaprowadzisz
mnie do niego? - spytała Tamara - tzn. czy pani mnie zaprowadzi?
- Skończ z tym
per pani - oświadczyła Ayumi - idziemy za minutę.
- Dobrze i
dziękuję.
***
Len leżał
samotnie w sali szpitalnej. Obudził się o normalnej porze i w odróżnieniu od
poprzedniego dnia nie maił go straconego przez to, że spał całą dobę.
Jakiś czas później
do sali weszła ta sama co zwykle pielęgniarka i oznajmiła, że za chwilę
przyprowadzą kogoś kto poda śniadanie i, że będzie miał wkrótce gości.
- Gości? -
spytał zaskoczony chłopak.
Spodziewał się
jednego gościa, w dodatku miała to być młodsza od niego o kilka lat młodsza
dziewczyna, a pielęgniarka zapowiedziała tych ludzi tak jakby byli jakimiś
ważnymi dygnitarzami.
- Tak. Kilka dam
odwiedzi panicza po śniadaniu - wyjaśniła kobieta.
Zaraz po tym
podeszła do biurka i zapisała coś na pergaminie. Po kilku minutach młody
żołnierz przyniósł śniadania na tacy. Zasalutował przy łóżku Lena - co
wprowadziło go w niemałe zakłopotanie. Żołnierz wychodząc ustąpił w drzwiach
miejsca dwóm kobietą.
Len widział je po
raz pierwszy w życiu. Obie kobiety miały jasną cerę, identyczne brązowe oczy,
praktycznie ten sam wzrost i dorodny biust. Różniły się fryzurami i i ich
kolorem jedna miała wiśniowe, spięte z tyłu, z dwoma kosmykami opływającymi jej
z dwóch stron twarzy; a druga długie, proste, brązowe, opływające jej na plecy.
Ubrane były w proste sukienki ze sporym - ku uciesze Lena - dekoltem. Za nimi
weszła Tamara, ubrana jak zawsze. Po kolejnym spojrzeniu na kobiety poczuł się
odrobinę zawstydzony, że leży z zabandażowaną klatką piersiową i bez bluzki.
- Cześć - przywitał
je Len.
- Len! -
wykrzyknęła Tamara i pędem ruszyła do Lena żeby rzucić mu się na szyję.
- Łamiesz mi
kości - wychrypiał złotooki.
Tamarę zalał na
twarzy szarłat i zawstydzona puściła przyjaciela.
- Przedstawisz
mi przyjaciółki? - zapytał.
- To są panie
Ayumi i Akiko Namada - powiedziała Tamara.
- Miło nam
poznać - odezwały się siostry Namada, na co Len uśmiechnął się jedną stroną
ust.
- Jak to się
stało? - spytała Tamara patrząc na ramię przyjaciela.
- Wilkołaki? -
spytała jedna z sióstr.
- Patrol z tego
zamku - odpowiedział chłodno Len.
- A jak było w
tym ich zamku? - zapytała druga z sióstr.
- Pusto, brudnie
i biednie - wyraził chłodno Len.
Dalej prowadziły
z nim rozmowę o zwyczajach panujących w Międzymorzu. Kobiety opowiadały o sobie
i swoich rodzinach. Len był równie zszokowany jak wcześniej Tamara, gdy
dowiedział się ile lat mają siostry. Sam był przekonany, że mają góra po 30 lat
i są bliźniaczkami, więc był w sporym szoku.
- Panie są
tutejsze? - zapytał Len.
- Nie,
pochodzimy z Ordy - odparła wiśniowo włosa.
- Gdzie to jest?
- Na północ.
Między Rumlandią, a Skandynawami.
- Skandynawami?
- No tak. To też
taki kraj.
- W naszym
świecie był półwysep nazywany skandynawskim. Coraz bardziej ciekawi mnie mapa
tej krainy - wyznał Len.
- Może uda nam
się coś wykombinować - zasugerowała Akiko.
Od tej pory
Tamara odwiedzała Lena codziennie czasem z siostrami Namada, a czasami sama.
Lenowi w szczególności zapadły jednak w pamięć odwiedziny jakie złożyła mu
Akiko Namada tydzień po tym jak trafił na oddział szpitalny.
Był to jeden z
ostatnich dni sierpnia. Len leżał nadal bez bluzki, tylko w swoich szerokich
spodniach i opatrunkach na klatce piersiowej. Ostatnie promienie letniego
słońca delikatnie smagały jego twarz. W takich okolicznościach, w okolicach południa,
rozległo się ciche pukanie do drzwi.
- Wejdź -
rozległ się głos Lena, który już powrócił do normalnej barwy.
Drzwi tworzyły
się bardzo cicho i przez próg przeszła pani Namada. Włosy opadały jej na plecy
tak jak za każdym razem, gdy tu przychodziła. Ubrana była jednak mało po
tutejszemu - ubrana w czarną pelerynę sięgającą do kolan i buty wyglądem przypominające
baleriny. Lena zastanawiało dlaczego ubrana jest w ten sposób, a nie jak
większość kobiet, które zauważył w twierdzy w suknie do kostek - mimo ciepłej
pogody.
- Witaj Lenny -
przywitała się Akiko.
- Akiko -
przywitał się Tao.
- Musimy pogadać
- zaczęła kobieta - podobno van Nicolescu obiecał ci coś za tą misję?
- Może.
- Wiesz, że on
cię nie lubi, delikatnie mówiąc?
- Zauważyłem.
- I w związku z
tym przychodzę do ciebie z propozycją - powiedziała, a widząc wyraz twarzy Lena
kontynuowała - opowiesz mi wszystko o tej misji i jego obietnicy, a ja pomogę
ci zrobić to co on ci obiecał. Zgadzasz się?
- A co z tego
będziesz miała?
- Informacje -
odpowiedziała mrużąc przy tym oczy.
- Dla kogo
pracujesz?
- Nie rozumiem.
- Chyba nie
sądziłaś, że pomyślę, że interesujesz się moimi relacjami z tym błaznem?
Akiko nie
odpowiedziała, tylko rozwiązała sznurek od peleryny pod szyją. Kiedy to zrobiła
peleryna zsunęła się po jej zgrabnym ciele na podłogę. Len osłupiał, pod
peleryną Akiko założona miała tylko gorset i majtki. W tym momencie Tao
zapomniał o całym świecie - nawet o różnicy wieku pomiędzy nimi - pragnął tylko
jednego pochłaniać wzrokiem - i nie tylko
nim - każdą krągłość jej ciała. Pożerał wzrokiem zgrabne ciało kobiety.
Nie był w stanie nic powiedzieć. Poczuł jak krew pulsuje i krąży mu coraz
bardziej w okolicach pasa. Pani Namada z pewnością musiała to zauważyć, bo
podchodząc do łóżka skierowała wzrok na tę część ciała chorego. Len usiadł i
nadal wpatrywał się wzrokiem w boskie ciało Akiko.
- To jak powiesz
mi? - spytała słodkim tonem, siadając na brzegu łóżka i zakładając kusząco nogę
na nogę.
- t... taaa - wydyszał
Len.
W złotych oczach
pojawiły się ogniki. Len wyciągnął się na łóżku i przybliżył do
niespodziewanego gościa. Wyciągnął rękę w kierunku jej biustu, ale ta chwyciła
go za dłoń i położyła ją na łóżku.
- Najpierw mi
coś opowiesz - oświadczyła lodowatym tonem nadal trzymając Lena za dłoń.
- Jaką mam
pewność, że nie zmienisz zdania? - warknął zirytowany Len.
- Masz szanse
coś zyskać lub zostać tylko ze wspomnieniem tego co zobaczyłeś - szepneła Akiko
do ucha Lenowi, głaszcząc go po mięśniach brzucha.
Len nie wiele
myśląc przestał dbać o to kim może być kobieta i opowiedział jej wszystko co
wiedział o swojej misji i dokumentach otrzymanych od Porka. Właściwie zataił
tylko imię Porka. Opowiadanie trwającej ponad dwa tygodnie misji zajęło mu
niewiele ponad 6 minut.
- Teraz
dostaniesz to co chciałeś - oświadczyła Akiko, uwodzicielsko mrużąc oczka-
pomóż mi rozpiąć gorset.
Len zaczął
rozwiązywać z wielką ochotą. Z podniecenia nie poszło mu to zbyt szybko. Jednak
kiedy tylko gorset opadł na jego łóżko. Zaczął masować piersi kobiety, całując
ją przy tym w kark i plecy. Po kilku minutach takich czynności pani Namada
zaczęła wydawać ciche westchnięcia. Tao objął ją w pasie i jednym ruchem
położył na łóżku obok miejsca gdzie sam siedział.
Teraz miał ją
przed sobą tylko w dolnej części bielizny. Podziwiał jej ciało w milczeniu.
Czuł, że jeśli czegoś nie zrobi nie tylko mózg mu zaraz eksploduje.
- Długo będziesz
tak siedział? - spytała pani Akiko bawiąc się swoimi sutkami.
Len nie
odpowiedział tylko rzucił się na nią i zasypał jej usta gradem pocałunków.
Kobieta oddawała je z wielką namiętnością. Obojgu sprawiało to wielką frajdę.
Dłonie Lena tkwiły - jedna zatopiona - we włosach Namady - a druga - głaszcząc
ją w tali. Z kolei ręce kobiety masowały plecy chłopaka.
Zabawę pary
przerwały kroki dochodzące z korytarza. Akiko błyskawicznie zrzuciła z siebie
Lena i założyła na siebie pelerynę. Gorset schowała do wewnętrznej kieszeni i
poprawiła sobie fryzurę. Len patrzył to na nią to na drzwi z wyrazem
rozczarowania na twarzy.
- Do zobaczenia
- powiedziała Akiko i pocałowała go w policzek na pożegnanie.
- Wkrótce -
dodał cicho Len, kiedy kobieta wychodziła za drzwi.
W drzwiach Namada
minęła się z pielęgniarką, która oświadczyła Lenowi, że może się szykować do
wyjścia stąd i że chce go zobaczyć u siebie kapitan, ale to może poczekać do
jutra - dodała konspiracyjnie.
_________________________________________________________________________________
No to koniec najdłuższego jak narazie rozdziału na tym blogu.
Mam nadzieję, że się podobało i nie uraził was do opowiadania ten krótki wątek erotyczny ;DD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz