Rozdział 7
Panika na balu
Z każdym kolejnym
dniem Słońce świeciło coraz słabiej nad Dzikimi Polami. Mieszkańcy twierdzy
coraz bardziej przekonywali się, iż lato wkrótce opuści ich na cały długi rok,
żeby powrócić w chwale dając zmarzniętym mieszkańcom ciepło i szczęście.
Od kilku dni do
twierdzy napływały coraz bardziej niepokojące wieści. Podróżni opowiadali
jakoby wielka armia - składająca się podobno ze wszystkich stad - wilkołaków
ciągła z lasu do Rumlandii, a Dzikie Pola miały być pierwszym krwawym posiłkiem
dla bestii. Mieszkańcy stawali się nerwowi z każdą kolejną pogłoską o sąsiadach
z Czarnolasu i łatwo wybuchali. Przekonała się o tym Tamara kiedy podczas
jednego z kilka spacerów z Akiko spytała syna kapitana zamku czy są jakieś
wieści o misji Lena. Van Nicolescu nie odpowiedział wprost tylko wyzywał
dziewczynę od najgorszych, po czym wyraził negatywną opinię na temat jej matki
i radził uciekać nim wezwie straż i każe zamknąć ją w najgłębszym lochu za
sianie paniki. Tamara przez kilka godzin nie mogła się otrząsnąć z szoku w jaki
to ją wprawiło.
- Daj już spokój
kochana. Ten idiota wyżył się na tobie, bo jest niekompetentnym osłem i nie ma
żadnego pojęcia o tym co tu się dzieje - powiedziała uspokajającym tonem Ayumi,
kiedy jej siostra i Tamara opowiedziały jej o wydarzeniach ze spaceru.
- Martwię się -
wyznała dwunastolatka i usiadła na kanapie.
- O tego durnia?
- spytała zaskoczona wdowa, przysiadając się do dziewczynki.
- Nie -
zaprzeczyła Tamara - o Lena, tyle dni minęło, a jego dalej nie ma...
- Len to ten
twój przyjaciel? - zapytała Ayumi z naciskiem na ostatnie słowo.
- Tak. Kapitan
wysłał go z misją do wilkołaków - wypaliła dziewczynka i zaczęła płakać.
- Do wilkołaków?
- spytała kobieta o wiśniowych włosach, wysyłając przy tym porozumiewawcze
spojrzenia siostrze.
Tamara
odpowiedziała skinięciem głową pogrążając się w prawdziwej histerii. Wypluwała
jakieś pojedyncze, niezrozumiałe dla innych ludzi słowa. Wdowa przysunęła ją do
siebie i przytuliła mocno dziewczynę. Ta nadal płacząc położyła głowę na
ramieniu kobiety i cały czas płacząc wtuliła się w jej objęcia. Ayumi głaskała
ją po włosach i zapewniała, że wszystko będzie dobrze. Siedziały tak przez
dłuższy czas nim różowo- włosa w końcu uspokoiła się.
- Przepraszam -
wyszeptała odrywając się od ramienia pani Ayumi.
- Nic się nie
stało - odrzekła wdowa patrząc na mokrą od łez na ramieniu sukienkę.
- Dziękuję -
szepnęła prawie niedosłyszalnie dwunastolatka.
***
Len szedł głodny
i brudny przez las. Ledwo poruszał nogami. Od poprzedniego ranka nic nie miał w
ustach. Żołądek głośno dopominał się jedzenia - tylko co? Wokoło nie było widać
ani śladu czegoś jadalnego, a przy sobie miał tylko miecz, raport i dokumenty
dla kapitana van Nicolescu.
Kiedy wychodził z
tunelu miał wrażenie, że zaraz będzie w twierdzy i przedstawi wyniki śledztwa,
ostrzeże mieszkańców przed okrutnym planem leśnych bestii. Im dłużej szedł tym
bardziej upewniał się, że zabłądził. Teraz pozostawała mu jedyna deska ratunku.
Musi znaleźć mech, na którymś z drzew. Z tego co pamięta to Czarnolas zajmuję
całą wschodnią część kontynentu, a to oznacza, że musi iść na zachód. Tyle
drzew, a żadne nie jest porośnięte mchem. Obszedł większość drzew w okolicy i
wreszcie zobaczył - ogromnym dąb - porośnięty mchem. Po krótkich oględzinach
stwierdził, że od jakiegoś czasu idzie na północny zachód, a to oznacza, że
teraz musi odrobinę zmienić kurs na południowy zachód i będzie na dobrej
drodze.
***
Tamara i panie
Namada kończyły jeść właśnie obiad w pokoju sióstr, kiedy do drzwi rozległo się
pukanie.
- Pójdę otworzyć
- oznajmiła Akiko.
Po krótkiej
chwili wróciła oznajmiając, że wieczorem na zamku odbędzie się bal.
Organizatorem jest kapitan twierdzy. Przybędą wszyscy najznamienitsi goście z
okolicznych wiosek i obozów wojskowych, a także wszyscy członkowie załogi
zamku, z wyjątkiem kilku wartowników, którzy będą strzec murów. Kapitan co
prawda nie podejrzewał, że groźby o inwazji wilkołaków są prawdziwe, ale jako
doświadczony żołnierz i zarządca zamku wiedział, że to poprawi morale
wojowników i zwykłych ludzi.
- To co impreza?
- zapiszczała z uciechą pani Namada.
- O tak.
Wreszcie będzie dobra okazja -wtórowała jej siostra.
- Okazja do
czego?- spytała zaciekawiona Tamara.
- Do... do
zabawy - burknęła zawstydzona Ayumi.
- Nie wiem czy
pójdę - odrzekła różowo-włosa.
- Dlaczego? -
spytały równocześnie siostry.
- Nie mam
nastoju i...
- i? - zachęciła
ją z promiennym uśmiechem Akiko.
- Nie potrafię
tańczyć - wyszeptała czerwona na twarzy dziewczyna.
- No to mamy
kilka godzin żeby cię podszkolić i uszykować kreację - oświadczyła tonem
ucinającym wszelkie dyskusje Ayumi.
- Na prawdę
panie to zrobią?
Siostry nic nie
odpowiedziały tylko pokiwały ochoczo głowami.
***
- Nareszcie! -
powiedział sam do siebie Len kiedy w końcu udało mu się trafić na drogę wiodącą
z lasu do twierdzy.
- Jeżeli dobrze
pamiętam to tu kończył się las i zaczynają pola - rzekł ponownie do siebie
rozglądając się na boki.
I rzeczywiście.
Drzewa nie rosły tu już tak gęsto. Dość szeroka udeptana droga dzieliła las w
tym miejscu na dwie części. Po obróceniu się w tył zobaczył, że jest dokładnie
na końcu szerokiej drogi i kilka metrów dalej jest już tylko wąska leśna
ścieżka.
- Jadę inną
drogą - szepnął Tao - poprzednio nie jechałem tak szeroką drogą...
Zaskoczony tym
odkryciem ruszył dalej - uważnie przy tym rozglądając się na boki. Niestety nic
tam nie zobaczył.
Po kilku
godzinach takiego męczącego fizycznie i psychicznie spaceru zauważył
kilkadziesiąt metrów na prawo od drogi gęsto rosnący szereg drzew. Pamiętał, że
w poprzednią stronę otaczały go takie szeregi z każdej strony drogi. Nie
namyślając się długo podążył przez łąkę oddzielającą go od drzew.
"Tak to tu"
- pomyślał gdy 20 minut później był na wąskiej ścieżce pomiędzy balustradami z
drzew. "No to jestem coraz bliżej"...
***
Około godziny 17
Tamara umiała już jako tako tańczyć coś przypominającego walc wiedeński.
Dodatkowo skończyła ubierać właśnie sukienkę kupioną jej przez siostry Namada.
Trzeba przyznać, że wyglądała w niej całkiem ładnie jak na swój wiek. Jej
różowe włosy pasowały do bladoróżowej sukni z białymi falbankami przy rękawach.
Koronkowe wykończenia - w tym samym kolorze - przy rękawach, dekolcie -
skromnie wyciętym - i brzegach sukni nadawały jej powagi. Ciasno związany,
założony pod suknię gorset uwydatniał jej mały - choć całkiem duży jak na jej
wiek - biust. Buty nadal miała swoje, z resztą suknia sięgała aż do ziemi, więc
ich tak nie było ich widać.
Siostry Namada
ubrane były podobnie do Tamary, ale ich suknie miały bardziej odważnie wycięte
dekolty i miały inny kolor - rubinowy. Każda z nich założyła dodatki w innym
kolorze. Obydwie miały naszyjniki, bransolety i kolczyki. Różniły je to, że
Akiko miała wszystko srebrne, a jej siostra złote.
Tak ubrane damy
mogło udać się na bal. Samo wydarzenie odbywało się w największej ratuszowej
sali. Gości przy wejściu witał kapitan Denis van Nicolescu we własnej osobie.
Każdą damę - zarówno te starsze jak i młodsze - witał całując w dłoń, a
mężczyzn przez uścisk dłoni i dobre słowo.
- Panie Namada!
Jak nam miło panie tu gościć - rzekł kiedy siostry wraz z Tamarą, która stała
za ich plecami - to prawdziwy zaszczyt móc przywitać tak zacne damy w moich
skromnych progach. Panie pozwolą, że ucałuję ich dłonie - zaszczebiotał i
muskał z niesamowitą gorliwością dłonie Ayumi i Akiko.
- Już wystarczy
- zachichotała mężatka, kiedy wyrwała dłoń spod ust gospodarza.
- Proszę w takim
razie wchodzić.
- Wierzę, że
zobaczymy się jeszcze później - powiedziała z powagą Ayumi i puściła oczko do
kapitana Denisa.
- Z przyjemnością
- ucieszył się pan Denis.
- Chodź Tamara -
powiedziała do tyłu Akiko.
- Tamara? -
zdziwił się van Nicolescu.
- Tak -
odpowiedziała cicho dziewczyna pojawiając się pomiędzy siostrami.
- No cóż... -
powiedział odrobinę zakłopotany kapitan - ciebie też miło mi powitać. Wchodźcie!
- dokończył odrobinę niecierpliwie i w odróżnieniu od innych przedstawicielek
płci pięknej nie ucałował Tamary w dłoń.
Panie Namada wraz
z Tamarą zajęły miejsca przy jednym z ostatnich wolnych stolików. Obok niech
były jeszcze 3 wolne krzesła. Po kilku minutach Denis van Nicolescu zakończył
witać gości i stanął na małym podium i jeszcze raz powitał gości, ogłosił
rozpoczęcie balu i zaprosił muzyków na podium, z którego przemawiał. W między
czasie służba nakryła stoły różnorakimi dzbankami z trunkami i sokiem malinowym
oraz podała przekąski.
Zaraz po
przemówieniu do pani Akiko podszedł pewien młody pikinier -którego Tamara
regularnie widziała ze swojego okna jak pełnił wartę na murach - i poprosił ją
do tańca. Oczywiście panie Namada z właściwą sobie gracją i figlarnym uśmiechem
zgodziła się. Żołnierz poprowadził ją między tańczących, także po chwili
zniknęli Tamarze i drugiej z sióstr z oczu.
- Ach. To cała
Akiko - westchnęła wdowa.
- Nie rozumiem -
powiedziała Tamara.
- Bo jeszcze nie
byłaś nigdy z nią na takim balu moja kochana - odrzekła Akiko - zobaczysz jak
tylko wróci i kiedy wróci.
- Dalej nie rozumiem.
- Ona po prostu
uwielbia flirtować.
- Przecież pani
Akiko ma męża... - szepnęła zszokowana Tamara.
- Nie
przeszkadza jej to w flirtowaniu z innymi na takich balach - odpowiedziała
Namada - nie martw się zwykle kończy na uśmiechaniu się, spojrzeniach i
tańcach.
- Zwykle?
- Z tego co wiem
to tak - zapewniła ją Ayumi - nie patrz tak na mnie, nie była z nią na każdym z
takich bali, a czasem jest z nią mąż. Wtedy zajęta jest tylko nim. Widzę że cie
nie przekonałam - dodała widząc zmieszanie na twarzy dziewczyny - nie osądzaj
jej po tym co teraz powiedziałam. Znasz ją już jakiś czas. Wiesz, że w gruncie
rzeczy to dobra kobieta.
- Tak - zgodziła
się zawstydzona swoimi podejrzeniami Tamara.
Po tej rozmowie
zaczęły gawędzić o strojach innych dam, które wypatrzyły. Co jakiś czas dochodziły
do nich pogłoski o rzekomych zbrodniach, które popełniają właśnie wilkołaki. Ayumi
wypiła kilka kieliszków wina i poszła tańczyć gospodarzem balu - Denisem van
Nicolescu. Tamara została sama na jakiś czas, bo kilkanaście minut później
wróciła do niej zdyszana pani Akiko.
- I jak tam
podoba się bal? - spytała głosem, z którego dało się wyczuć, że wypiła już
kilka kieliszków wina.
- Fajny -
odpowiedziała dziewczyna.
- Tylko tyle? -
zapytała zaskoczona Akiko - z iloma już tańczyłaś?
- Z żadnym -
wydukała z trudem Tamara.
- No wiesz -
zdziwiła się jeszcze bardziej Namada.
- Tu nie ma zbyt
wielu chłopców w moim wieku - odpowiedziała Tamara.
Było to nie do
końca zgodne z prawdą, gdyż dziewczyna zwyczajnie nie chciała tańczyć, a fakt,
że jej równolatków tu nie było był dobrym wytłumaczeniem - przynajmniej dla
niej samej.
- Daj spokój -
żachnęła się Akiko.
- A pani cały
czas tańczyła z tym żołnierzem? - spytała Tamara chcąc zmienić temat.
- Mniej więcej.
- To znaczy? -
spytała Tamara, ale odpowiedział jej tylko promienny uśmiech pani Akiko. Kiedy
na twarzy dziewczynki zagościł wyraz oburzenia powiedziała jednak:
- Byliśmy na
spacerze.
- Aha, to
dobrze.
- Poszedł na
wartę. Skoro go nie ma to chodź, poszukamy partnerów do tańca - oświadczyła i
pociągnęła dziewczynę w stronę stolika zajętego przez sześciu mężczyzn w wieku
pomiędzy 20 - 30 lat.
***
Już dawno zapadł
zmrok, kiedy Len zobaczył zarys twierdzy na tle horyzontu. Był już tak blisko,
a zarazem był tak wyczerpany. Nie wiedział już jak blisko jest do bram i jak
długo idzie. Szedł tylko siłą rozpędu - gdyby się zatrzymał nie miałby już
szans żeby ruszyć dalej, gdyż zasnąłby.
Przeszedł jeszcze
kilka kroków, kiedy kolana się pod nim załamały i upadł na klęczki. Nie miał
już sił wstać. Oparł dłonie przed sobą, resztką sił opierając się żeby nie upaść.
Z dala coś słyszał - sam nie widział czy to tentem kopyt końskich czy chmara
bestii. Trwał w tej pozycji dopóki nie usłyszał gdzieś blisko ludzkich głosów.
- Tam coś jest!
- Może to jeden
z nich?
- Nie wiem.
- To sprawdź to!
- Kim jesteś? -
nagle jeden z głosów zwrócił się do niego.
- Lee... Len -
wychrypiał.
- Powtórz! -
rozkazał ten sam głos.
- L... eee... en
- wydukał ostatkiem sił Len i upadł, zachowując wciąż przytomność.
- Jedź do
twierdzy i ogłoś, że złapaliśmy jednego z nich 100 metrów od bramy.
- Tak jest!
Wtem rozległ się
świst strzały i Len poczuł jak coś ostrego i chyba zakończonego metalem - nie
był w stanie stwierdzić co to za materiał - wbija mu się nad obojczykiem i
przelatuje przez ramię na wylot. Tego było za wiele - zemdlał.
***
Nad ranem bo bram
twierdzy przybył jeden z żołnierzy wysłanych na patrol wokół twierdzy. Był czymś wyraźnie poruszony i nie wyjaśniając
dlaczego tak się zachowuje zażądał spotkania z kapitanem. Twierdził, że jest to
sprawa takiej wagi, że tylko jemu może to przekazać. Żołnierze - którzy
otwierali mu bramy - domyślili się, że chodzi o jakieś odkrycie w sprawie
inwazji z Czarnolasu. I przekazywali sobie te plotkę po murach i posterunkach
wewnątrz zamku.
Tymczasem
powracający z patolu wbiegł już do sali, gdzie odbywał się bal i nie patrząc
nawet gdzie jest jego przełożony pobiegł na podium. Przerywając grę muzyków
wykrzyknął:
- ZŁAPALIŚMY
WILKOŁAKA!!!
Dwa słowa, a
wywołały popłoch jakby wroga armia nagle przeprowadziła ostrzał artyleryjski
Dzikich Pól. Na szczęście w tej krainie nie tylko nie ma broni palnej i
artylerii, ale też byłaby ona tutaj nieskuteczna i ogólnie nie zdolna do
użycia. Tamara dowiedziała się o tym podczas jednej z rozmów z Ayumi Namadą.
Tańczące pary
przerwały tą czynność i uciekły na środek sali. Muzycy zaczęli rozpaczliwie
sprzątać instrumenty i pakować je. Kobiety krzyczały, mężczyźni pijani wołali
"Do broni! Kto żyw do broni!". A sprawca całego zamieszania krzyczał
dalej z podium:
- JEDEN
WILKOŁAK! PROWADZĄ GO TU!
Chaos ogarnął
salę i bawiących się do tej pory ludzi. Znajomi nawoływali się, najbardziej pijani
wykrzykiwali wulgaryzmy i obelgi pod adresem dowódców zamku i całej armii,
kobiety płakały, Tamara wpadała w histerię. Ayumi znów przytulała ją do siebie.
Dziewczyna opierała głowę na jej piersi i uspokajała pod wpływem odgłosu
rytmicznych i co najwyżniejsze spokojnych uderzeń serca wdowy.
- CISZA! -
wykrzyknął młodszy van Nicolescu - Cisza! Cisza! Cisza...
Po którymś z
kolei okrzyku ludzie przestali wrzeszczeć i udało się uspokoić - częściowo -
tych, którzy wpadli w histerię tak jak Tamara.
- Nie ma co
panikować dopóki nie przesłuchamy tego wilkołaka - powiedział drżącym głosem
syn kapitana.
- Dokładnie -
poparł go ojciec, spokojnym tonem - Nie mamy pewności czy to członek stad,
które chcą nas zaatakować. Musimy to wyjaśnić.
Odpowiedziały mu
niezadowolone pomruki i głośnie szepty. Wszyscy dyskutowali na temat inwazji z
osobami stojącymi obok nich.
- MUZYCY!
Grajcie dalej - rozkazał kapitan.
I chociaż muzycy
grali dalej, to nikt nie bawił się już tak jak wcześniej. Nawet pani Akiko
siedziała przy stoliku i razem z siostrą, Tamarą i jeszcze dwoma damami
dyskutowała o sytuacji w twierdzy i czy są szanse na uniknięcie spotkania z
okropnymi bestiami.
Promienie
porannego Słońca coraz mocniej świeciły przez okna oświetlając salę balową.
Ludzie nadal byli przerażeni. Nikt z cywili nie śmiał wyjść do swojej kwatery -
żołnierze zostali wysłani na warty w zamku oraz poza nim, a także na patrole po
terenach w okolicy twierdzy.
- Panie kapitanie!
Już jest. Trzymają go w pana gabinecie - oznajmił żołnierz, który nie zauważony
przez nikogo wszedł na salę.
- Czy ktoś go
widział? - spytał kapitan.
- Nie.
- To dobrze.
Po tych słowach
wyszedł za żołnierzem po drodze pytając go o rozmaite szczegóły dotyczące pojmania
bestii i czy żołnierz był przy tym obecny.
Sala ponownie
pogrążyła się w ożywionych szeptach i dało się słyszeć dźwięk alkoholu
nalewanego do kieliszków i pucharów. Jeszcze chwilę temu panował tu grobowy
nastrój, a ludzie byli os mętnieni i ponurzy. Teraz słychać było ożywione
rozmowy, brzdęki kieliszków przy wznoszonych toastach i ludzie stali się - niewiadomo
kiedy - pełni energii i zapału do działania.
***
- Gdzie on jest?
- spytał kapitan wchodząc do swojej kwatery.
- Tutaj -
odrzekł żołnierz wskazując na olbrzymi worek, z którego wpływała krew.
- Broń w
gotowości i otwierać! - rozkazał kapitan.
Żołnierze
rozwiązali worek i wytrząsnęli z niego zakrwawionego... chłopaka. Momentalnie
wszyscy obecni osłupieli. Pierwszy otrząsł się kapitan.
- Znam go -
oświadczył - wezwijcie medyka i przynieście wina z mięsem. Nikomu ani słowa!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz