wtorek, 9 kwietnia 2013

7. Panika na balu



Rozdział 7
Panika na balu

                               Z każdym kolejnym dniem Słońce świeciło coraz słabiej nad Dzikimi Polami. Mieszkańcy twierdzy coraz bardziej przekonywali się, iż lato wkrótce opuści ich na cały długi rok, żeby powrócić w chwale dając zmarzniętym mieszkańcom ciepło i szczęście.

                               Od kilku dni do twierdzy napływały coraz bardziej niepokojące wieści. Podróżni opowiadali jakoby wielka armia - składająca się podobno ze wszystkich stad - wilkołaków ciągła z lasu do Rumlandii, a Dzikie Pola miały być pierwszym krwawym posiłkiem dla bestii. Mieszkańcy stawali się nerwowi z każdą kolejną pogłoską o sąsiadach z Czarnolasu i łatwo wybuchali. Przekonała się o tym Tamara kiedy podczas jednego z kilka spacerów z Akiko spytała syna kapitana zamku czy są jakieś wieści o misji Lena. Van Nicolescu nie odpowiedział wprost tylko wyzywał dziewczynę od najgorszych, po czym wyraził negatywną opinię na temat jej matki i radził uciekać nim wezwie straż i każe zamknąć ją w najgłębszym lochu za sianie paniki. Tamara przez kilka godzin nie mogła się otrząsnąć z szoku w jaki to ją wprawiło.
- Daj już spokój kochana. Ten idiota wyżył się na tobie, bo jest niekompetentnym osłem i nie ma żadnego pojęcia o tym co tu się dzieje - powiedziała uspokajającym tonem Ayumi, kiedy jej siostra i Tamara opowiedziały jej o wydarzeniach ze spaceru.
- Martwię się - wyznała dwunastolatka i usiadła na kanapie.
- O tego durnia? - spytała zaskoczona wdowa, przysiadając się do dziewczynki.
- Nie - zaprzeczyła Tamara - o Lena, tyle dni minęło, a jego dalej nie ma...
- Len to ten twój przyjaciel? - zapytała Ayumi z naciskiem na ostatnie słowo.
- Tak. Kapitan wysłał go z misją do wilkołaków - wypaliła dziewczynka i zaczęła płakać.
- Do wilkołaków? - spytała kobieta o wiśniowych włosach, wysyłając przy tym porozumiewawcze spojrzenia siostrze.

                               Tamara odpowiedziała skinięciem głową pogrążając się w prawdziwej histerii. Wypluwała jakieś pojedyncze, niezrozumiałe dla innych ludzi słowa. Wdowa przysunęła ją do siebie i przytuliła mocno dziewczynę. Ta nadal płacząc położyła głowę na ramieniu kobiety i cały czas płacząc wtuliła się w jej objęcia. Ayumi głaskała ją po włosach i zapewniała, że wszystko będzie dobrze. Siedziały tak przez dłuższy czas nim różowo- włosa w końcu uspokoiła się.
- Przepraszam - wyszeptała odrywając się od ramienia pani Ayumi.
- Nic się nie stało - odrzekła wdowa patrząc na mokrą od łez na ramieniu sukienkę.
- Dziękuję - szepnęła prawie niedosłyszalnie dwunastolatka.

***

                               Len szedł głodny i brudny przez las. Ledwo poruszał nogami. Od poprzedniego ranka nic nie miał w ustach. Żołądek głośno dopominał się jedzenia - tylko co? Wokoło nie było widać ani śladu czegoś jadalnego, a przy sobie miał tylko miecz, raport i dokumenty dla kapitana van Nicolescu.
                               Kiedy wychodził z tunelu miał wrażenie, że zaraz będzie w twierdzy i przedstawi wyniki śledztwa, ostrzeże mieszkańców przed okrutnym planem leśnych bestii. Im dłużej szedł tym bardziej upewniał się, że zabłądził. Teraz pozostawała mu jedyna deska ratunku. Musi znaleźć mech, na którymś z drzew. Z tego co pamięta to Czarnolas zajmuję całą wschodnią część kontynentu, a to oznacza, że musi iść na zachód. Tyle drzew, a żadne nie jest porośnięte mchem. Obszedł większość drzew w okolicy i wreszcie zobaczył - ogromnym dąb - porośnięty mchem. Po krótkich oględzinach stwierdził, że od jakiegoś czasu idzie na północny zachód, a to oznacza, że teraz musi odrobinę zmienić kurs na południowy zachód i będzie na dobrej drodze.

***

                               Tamara i panie Namada kończyły jeść właśnie obiad w pokoju sióstr, kiedy do drzwi rozległo się pukanie.
- Pójdę otworzyć - oznajmiła Akiko.
                               Po krótkiej chwili wróciła oznajmiając, że wieczorem na zamku odbędzie się bal. Organizatorem jest kapitan twierdzy. Przybędą wszyscy najznamienitsi goście z okolicznych wiosek i obozów wojskowych, a także wszyscy członkowie załogi zamku, z wyjątkiem kilku wartowników, którzy będą strzec murów. Kapitan co prawda nie podejrzewał, że groźby o inwazji wilkołaków są prawdziwe, ale jako doświadczony żołnierz i zarządca zamku wiedział, że to poprawi morale wojowników i zwykłych ludzi.
- To co impreza? - zapiszczała z uciechą pani Namada.
- O tak. Wreszcie będzie dobra okazja -wtórowała jej siostra.
- Okazja do czego?- spytała zaciekawiona Tamara.
- Do... do zabawy - burknęła zawstydzona Ayumi.
- Nie wiem czy pójdę - odrzekła różowo-włosa.
- Dlaczego? - spytały równocześnie siostry.
- Nie mam nastoju i...
- i? - zachęciła ją z promiennym uśmiechem Akiko.
- Nie potrafię tańczyć - wyszeptała czerwona na twarzy dziewczyna.
- No to mamy kilka godzin żeby cię podszkolić i uszykować kreację - oświadczyła tonem ucinającym wszelkie dyskusje Ayumi.
- Na prawdę panie to zrobią?
                               Siostry nic nie odpowiedziały tylko pokiwały ochoczo głowami.

***

- Nareszcie! - powiedział sam do siebie Len kiedy w końcu udało mu się trafić na drogę wiodącą z lasu do twierdzy.
- Jeżeli dobrze pamiętam to tu kończył się las i zaczynają pola - rzekł ponownie do siebie rozglądając się na boki.
                               I rzeczywiście. Drzewa nie rosły tu już tak gęsto. Dość szeroka udeptana droga dzieliła las w tym miejscu na dwie części. Po obróceniu się w tył zobaczył, że jest dokładnie na końcu szerokiej drogi i kilka metrów dalej jest już tylko wąska leśna ścieżka.
- Jadę inną drogą - szepnął Tao - poprzednio nie jechałem tak szeroką drogą...
                               Zaskoczony tym odkryciem ruszył dalej - uważnie przy tym rozglądając się na boki. Niestety nic tam nie zobaczył.
                               Po kilku godzinach takiego męczącego fizycznie i psychicznie spaceru zauważył kilkadziesiąt metrów na prawo od drogi gęsto rosnący szereg drzew. Pamiętał, że w poprzednią stronę otaczały go takie szeregi z każdej strony drogi. Nie namyślając się długo podążył przez łąkę oddzielającą go od drzew.
                               "Tak to tu" - pomyślał gdy 20 minut później był na wąskiej ścieżce pomiędzy balustradami z drzew. "No to jestem coraz bliżej"...

***

                               Około godziny 17 Tamara umiała już jako tako tańczyć coś przypominającego walc wiedeński. Dodatkowo skończyła ubierać właśnie sukienkę kupioną jej przez siostry Namada. Trzeba przyznać, że wyglądała w niej całkiem ładnie jak na swój wiek. Jej różowe włosy pasowały do bladoróżowej sukni z białymi falbankami przy rękawach. Koronkowe wykończenia - w tym samym kolorze - przy rękawach, dekolcie - skromnie wyciętym - i brzegach sukni nadawały jej powagi. Ciasno związany, założony pod suknię gorset uwydatniał jej mały - choć całkiem duży jak na jej wiek - biust. Buty nadal miała swoje, z resztą suknia sięgała aż do ziemi, więc ich tak nie było ich widać.
                               Siostry Namada ubrane były podobnie do Tamary, ale ich suknie miały bardziej odważnie wycięte dekolty i miały inny kolor - rubinowy. Każda z nich założyła dodatki w innym kolorze. Obydwie miały naszyjniki, bransolety i kolczyki. Różniły je to, że Akiko miała wszystko srebrne, a jej siostra złote.
                               Tak ubrane damy mogło udać się na bal. Samo wydarzenie odbywało się w największej ratuszowej sali. Gości przy wejściu witał kapitan Denis van Nicolescu we własnej osobie. Każdą damę - zarówno te starsze jak i młodsze - witał całując w dłoń, a mężczyzn przez uścisk dłoni i dobre słowo.
- Panie Namada! Jak nam miło panie tu gościć - rzekł kiedy siostry wraz z Tamarą, która stała za ich plecami - to prawdziwy zaszczyt móc przywitać tak zacne damy w moich skromnych progach. Panie pozwolą, że ucałuję ich dłonie - zaszczebiotał i muskał z niesamowitą gorliwością dłonie Ayumi i Akiko.
- Już wystarczy - zachichotała mężatka, kiedy wyrwała dłoń spod  ust gospodarza.
- Proszę w takim razie wchodzić.
- Wierzę, że zobaczymy się jeszcze później - powiedziała z powagą Ayumi i puściła oczko do kapitana Denisa.
- Z przyjemnością - ucieszył się pan Denis.
- Chodź Tamara - powiedziała do tyłu Akiko.
- Tamara? - zdziwił się van Nicolescu.
- Tak - odpowiedziała cicho dziewczyna pojawiając się pomiędzy siostrami.
- No cóż... - powiedział odrobinę zakłopotany kapitan - ciebie też miło mi powitać. Wchodźcie! - dokończył odrobinę niecierpliwie i w odróżnieniu od innych przedstawicielek płci pięknej nie ucałował Tamary w dłoń.
                               Panie Namada wraz z Tamarą zajęły miejsca przy jednym z ostatnich wolnych stolików. Obok niech były jeszcze 3 wolne krzesła. Po kilku minutach Denis van Nicolescu zakończył witać gości i stanął na małym podium i jeszcze raz powitał gości, ogłosił rozpoczęcie balu i zaprosił muzyków na podium, z którego przemawiał. W między czasie służba nakryła stoły różnorakimi dzbankami z trunkami i sokiem malinowym oraz podała przekąski.
                               Zaraz po przemówieniu do pani Akiko podszedł pewien młody pikinier -którego Tamara regularnie widziała ze swojego okna jak pełnił wartę na murach - i poprosił ją do tańca. Oczywiście panie Namada z właściwą sobie gracją i figlarnym uśmiechem zgodziła się. Żołnierz poprowadził ją między tańczących, także po chwili zniknęli Tamarze i drugiej z sióstr z oczu.
- Ach. To cała Akiko - westchnęła wdowa.
- Nie rozumiem - powiedziała Tamara.
- Bo jeszcze nie byłaś nigdy z nią na takim balu moja kochana - odrzekła Akiko - zobaczysz jak tylko wróci i kiedy wróci.
- Dalej nie rozumiem.
- Ona po prostu uwielbia flirtować.
- Przecież pani Akiko ma męża... - szepnęła zszokowana Tamara.
- Nie przeszkadza jej to w flirtowaniu z innymi na takich balach - odpowiedziała Namada - nie martw się zwykle kończy na uśmiechaniu się, spojrzeniach i tańcach.
- Zwykle?
- Z tego co wiem to tak - zapewniła ją Ayumi - nie patrz tak na mnie, nie była z nią na każdym z takich bali, a czasem jest z nią mąż. Wtedy zajęta jest tylko nim. Widzę że cie nie przekonałam - dodała widząc zmieszanie na twarzy dziewczyny - nie osądzaj jej po tym co teraz powiedziałam. Znasz ją już jakiś czas. Wiesz, że w gruncie rzeczy to dobra kobieta.
- Tak - zgodziła się zawstydzona swoimi podejrzeniami Tamara.
                               Po tej rozmowie zaczęły gawędzić o strojach innych dam, które wypatrzyły. Co jakiś czas dochodziły do nich pogłoski o rzekomych zbrodniach, które popełniają właśnie wilkołaki. Ayumi wypiła kilka kieliszków wina i poszła tańczyć gospodarzem balu - Denisem van Nicolescu. Tamara została sama na jakiś czas, bo kilkanaście minut później wróciła do niej zdyszana pani Akiko.
- I jak tam podoba się bal? - spytała głosem, z którego dało się wyczuć, że wypiła już kilka kieliszków wina.
- Fajny - odpowiedziała dziewczyna.
- Tylko tyle? - zapytała zaskoczona Akiko - z iloma już tańczyłaś?
- Z żadnym - wydukała z trudem Tamara.
- No wiesz - zdziwiła się jeszcze bardziej Namada.
- Tu nie ma zbyt wielu chłopców w moim wieku - odpowiedziała Tamara.
                               Było to nie do końca zgodne z prawdą, gdyż dziewczyna zwyczajnie nie chciała tańczyć, a fakt, że jej równolatków tu nie było był dobrym wytłumaczeniem - przynajmniej dla niej samej.
- Daj spokój - żachnęła się Akiko.
- A pani cały czas tańczyła z tym żołnierzem? - spytała Tamara chcąc zmienić temat.
- Mniej więcej.
- To znaczy? - spytała Tamara, ale odpowiedział jej tylko promienny uśmiech pani Akiko. Kiedy na twarzy dziewczynki zagościł wyraz oburzenia powiedziała jednak:
- Byliśmy na spacerze.
- Aha, to dobrze.
- Poszedł na wartę. Skoro go nie ma to chodź, poszukamy partnerów do tańca - oświadczyła i pociągnęła dziewczynę w stronę stolika zajętego przez sześciu mężczyzn w wieku pomiędzy 20 - 30 lat.
***
                               Już dawno zapadł zmrok, kiedy Len zobaczył zarys twierdzy na tle horyzontu. Był już tak blisko, a zarazem był tak wyczerpany. Nie wiedział już jak blisko jest do bram i jak długo idzie. Szedł tylko siłą rozpędu - gdyby się zatrzymał nie miałby już szans żeby ruszyć dalej, gdyż zasnąłby.
                               Przeszedł jeszcze kilka kroków, kiedy kolana się pod nim załamały i upadł na klęczki. Nie miał już sił wstać. Oparł dłonie przed sobą, resztką sił opierając się żeby nie upaść. Z dala coś słyszał - sam nie widział czy to tentem kopyt końskich czy chmara bestii. Trwał w tej pozycji dopóki nie usłyszał gdzieś blisko ludzkich głosów.
- Tam coś jest!
- Może to jeden z nich?
- Nie wiem.
- To sprawdź to!
- Kim jesteś? - nagle jeden z głosów zwrócił się do niego.
- Lee... Len - wychrypiał.
- Powtórz! - rozkazał ten sam głos.
- L... eee... en - wydukał ostatkiem sił Len i upadł, zachowując wciąż przytomność.
- Jedź do twierdzy i ogłoś, że złapaliśmy jednego z nich 100 metrów od bramy.
- Tak jest!
                               Wtem rozległ się świst strzały i Len poczuł jak coś ostrego i chyba zakończonego metalem - nie był w stanie stwierdzić co to za materiał - wbija mu się nad obojczykiem i przelatuje przez ramię na wylot. Tego było za wiele - zemdlał.

***

                               Nad ranem bo bram twierdzy przybył jeden z żołnierzy wysłanych na patrol wokół twierdzy.  Był czymś wyraźnie poruszony i nie wyjaśniając dlaczego tak się zachowuje zażądał spotkania z kapitanem. Twierdził, że jest to sprawa takiej wagi, że tylko jemu może to przekazać. Żołnierze - którzy otwierali mu bramy - domyślili się, że chodzi o jakieś odkrycie w sprawie inwazji z Czarnolasu. I przekazywali sobie te plotkę po murach i posterunkach wewnątrz zamku.
                               Tymczasem powracający z patolu wbiegł już do sali, gdzie odbywał się bal i nie patrząc nawet gdzie jest jego przełożony pobiegł na podium. Przerywając grę muzyków wykrzyknął:
- ZŁAPALIŚMY WILKOŁAKA!!!
                               Dwa słowa, a wywołały popłoch jakby wroga armia nagle przeprowadziła ostrzał artyleryjski Dzikich Pól. Na szczęście w tej krainie nie tylko nie ma broni palnej i artylerii, ale też byłaby ona tutaj nieskuteczna i ogólnie nie zdolna do użycia. Tamara dowiedziała się o tym podczas jednej z rozmów z Ayumi Namadą.
                               Tańczące pary przerwały tą czynność i uciekły na środek sali. Muzycy zaczęli rozpaczliwie sprzątać instrumenty i pakować je. Kobiety krzyczały, mężczyźni pijani wołali "Do broni! Kto żyw do broni!". A sprawca całego zamieszania krzyczał dalej z podium:
- JEDEN WILKOŁAK! PROWADZĄ GO TU!
                               Chaos ogarnął salę i bawiących się do tej pory ludzi. Znajomi nawoływali się, najbardziej pijani wykrzykiwali wulgaryzmy i obelgi pod adresem dowódców zamku i całej armii, kobiety płakały, Tamara wpadała w histerię. Ayumi znów przytulała ją do siebie. Dziewczyna opierała głowę na jej piersi i uspokajała pod wpływem odgłosu rytmicznych i co najwyżniejsze spokojnych uderzeń serca wdowy.
- CISZA! - wykrzyknął młodszy van Nicolescu - Cisza! Cisza! Cisza...
                               Po którymś z kolei okrzyku ludzie przestali wrzeszczeć i udało się uspokoić - częściowo - tych, którzy wpadli w histerię tak jak Tamara.
- Nie ma co panikować dopóki nie przesłuchamy tego wilkołaka - powiedział drżącym głosem syn kapitana.
- Dokładnie - poparł go ojciec, spokojnym tonem - Nie mamy pewności czy to członek stad, które chcą nas zaatakować. Musimy to wyjaśnić.
                               Odpowiedziały mu niezadowolone pomruki i głośnie szepty. Wszyscy dyskutowali na temat inwazji z osobami stojącymi obok nich.
- MUZYCY! Grajcie dalej - rozkazał kapitan.
                               I chociaż muzycy grali dalej, to nikt nie bawił się już tak jak wcześniej. Nawet pani Akiko siedziała przy stoliku i razem z siostrą, Tamarą i jeszcze dwoma damami dyskutowała o sytuacji w twierdzy i czy są szanse na uniknięcie spotkania z okropnymi bestiami.
                               Promienie porannego Słońca coraz mocniej świeciły przez okna oświetlając salę balową. Ludzie nadal byli przerażeni. Nikt z cywili nie śmiał wyjść do swojej kwatery - żołnierze zostali wysłani na warty w zamku oraz poza nim, a także na patrole po terenach w okolicy twierdzy.
- Panie kapitanie! Już jest. Trzymają go w pana gabinecie - oznajmił żołnierz, który nie zauważony przez nikogo wszedł na salę.
- Czy ktoś go widział? - spytał kapitan.
- Nie.
- To dobrze.
                               Po tych słowach wyszedł za żołnierzem po drodze pytając go o rozmaite szczegóły dotyczące pojmania bestii i czy żołnierz był przy tym obecny.
                               Sala ponownie pogrążyła się w ożywionych szeptach i dało się słyszeć dźwięk alkoholu nalewanego do kieliszków i pucharów. Jeszcze chwilę temu panował tu grobowy nastrój, a ludzie byli os mętnieni i ponurzy. Teraz słychać było ożywione rozmowy, brzdęki kieliszków przy wznoszonych toastach i ludzie stali się - niewiadomo kiedy - pełni energii i zapału do działania.

***

- Gdzie on jest? - spytał kapitan wchodząc do swojej kwatery.
- Tutaj - odrzekł żołnierz wskazując na olbrzymi worek, z którego wpływała krew.
- Broń w gotowości i otwierać! - rozkazał kapitan.
                               Żołnierze rozwiązali worek i wytrząsnęli z niego zakrwawionego... chłopaka. Momentalnie wszyscy obecni osłupieli. Pierwszy otrząsł się kapitan.
- Znam go - oświadczył - wezwijcie medyka i przynieście wina z mięsem. Nikomu ani słowa!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz