niedziela, 17 marca 2013

Prolog/ Rozdział 1 - "Gdzie ja jestem?"


Prolog/ Rozdział 1
Gdzie ja jestem?

Jesień. Deszcz zacina w okna twierdzy...

Twierdzy, gdzieś z dala od ludzi w górach...

Gór, gdzieś w Chinach...

Kap Kap - krew leniwie tworzy kałużę na kamiennej posadce...

młody wojownik pada nieprzytomny

jego ciało sztywnieje

ostatki nośnika tlenu w organiźmie tworzą krwawe jezioro

ktoś trzaska drzwiami

Czyjś krzyk wypełnia ciszę w olbrzymiej twierdzy...

Tego życia nie da się ocalić.


            Młody chłopak - wygladający na conajwyżej 15 latka - szedł samotnie szeroką polną drogą. Gdyby ktoś zobaczył go zdziwiłby się - nie wiekiem chłopaka, samotne podrożującego przez niebezp[ieczny las - ale jego wyglądem i ubiorem. Chłopak odznaczał się charakterystycznym czubem na głowie, który mimo usilnych starań różnych osób nadal sterczał. Pozwalało to znajomym chłopaka zidentyfikować go z daleka. W sytuacjach wyjąkowego wzburzenia ów czub rósł jeszcze bardziej. Z resztą nie były to jedyne cechy odróżniające chłopaka od reszty ludzkości. Miał duże oczy - o żółtych tęczówkach. Ogólnie cała głowa wydawała się zbyt duża w porównaniu z resztą jego ciała. Było ono chude, ale wyjątkowo dobrze umięśnione - co można było w tej chwili wyjątkowo dobrze zaobserwować,  gdyż chłopak nie miał na sobie koszulki. Ubrany był tylko w szerokie,czarne spodnie i buty o tym samym kolorze.
            Całość ubrania jakoś nie bardzo pasowała chłopakowi do pory roku. Wysilając umysł do przypomnienia sobie czy wczoraj jeszcze nie było jesieni, poprawił białe ściągacze wystające ze spodnii. "Tak" - pomyślał - "To na pewno musi być lato. Tylko jak wytłumaczyć, że jeszcze wczoraj widziałem jesienny deszcz?"
            Rozmyślając w ten sposób szedł dalej szeroki gościńcem, bo drogę, którą się przemieszczał nie dało się w żaden sposób uznać za polną czy leśną. Po obu stronach rosły wysokie sosny, rozłożyste dęby i całe gromady świerków, topoli i białych brzóz. Gdzieniegdzie widać było ruchy w trawie. Po jakichś kilku sekundach z reguły po takim ruchu trawy wypadał z niej zając, borsuk lub wiewiórka.
            "Jakim cudem tu trafiłem?" - nowe myśli zaczęły gnębić złotookiego - "jeszcze wczoraj byłem w domu, w Chinach, a teraz gdzie ja właściwie jestem?!"
- Len! Len! LEN!!!
            Chłopak obrócił się gwałtownie na dźwięk swojego nazwiska. Biegła ku niemu młoda, różowowłosa dziewczyna. Ledwie mogła nabrać powietrza, gdy zasapana zatrzymała się obok chłopaka. Oparła ręce na udach i pochylając się do przodu łapczywie łapała każdy haust powietrza.
- Cześć Tamara - powitał ją, bo tak na imię miała nowoprzybyła.
- Len ty żyjesz! - krzyknęła radośnie, gdy wreszcie jej oddech powrócił do normy.
            Uwaga dziewczyny wzbudziła sensację żołądkowe u Lena. "Dlaczego do diabła miałbym nie żyć?" - myślał gorączkowo - "może faktycznie umarłem skoro nie pamiętam tego co się działo w ostatnim czasienim znalazłem się na tej drodze?". Z rozważań wyrwał go nie pewny głos dziewczyny:
- Wszystko dobrze Len?
- Gdzie my jesteśmy? I jak tu trafiliśmy? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Len... my wszyscy myśleliśmy, że... że ty... że ty nie żyjesz - wybełkotała Tamara.
- Niby czemu? - spytała Len opryskliwym tonem.
- Byłeś w waszym domu, tzn. twoim i June... - zaczęła cichym i niepewnym tonem dziewczyna, ale Len jej przerwał.
- ...dlaczego byłem właśnie tam?
- Pamiętasz, że byłeś, jesteś - poprawiła się szybko - szamanem? Miałeś moc do łączenia się duchami. Pamiętasz Len?
- Oczywiście - odpowiedział złotooki.
- Brałeś udział w turnieju i on sie zakończył - wyznała dziewczyna.
- Ja to zakończył?! Przecież nie dokończyliśmy go! - wybuchnął Len.
- Dokończyliście - szepnęła Tamara, onieśmielona wybuchem częściowonagiego chłopaka.
- Wygrałem? - spytał Len nieco spokojniej. Jednocześnie jego dłonie zacieśniły sie na nadgarstkach dziewczyny.
- Nie - szepnęła jeszcze ciszej dziewczyna.
- NIE?! - wrzasnął przerażony tym faktem Len.
- Yoh pokonał cię w finale - wyjaśniła nastolatka.
- Znowu przegrałem z tym całym Asakurą - warknął teraz już rozdrażniony Len, a jego ręce jeszcze mocniej ścisnęły nadgarstki.
- Auuu.. Len
- Przepraszam - bąknął Len i puścił dłone przyjaciółki.
- Rozumiem, nie ma za co - odparła Tamara, próbując się uśmiechnąć - Len... ty mnie przeprosiłeś?
- I co z tego? - warknął Len.
- Nigdy nikogo nie przepraszałeś - odpowiedziała Tamara, pusczając mimo uszu ton rozmówcy.
- Asakura próbował mnie zabić?
- Dlaczego miałby... próbować?
- Bo myślałaś, że nie żyje! - wypalił Len.
- Wyjaśnię to... - wyszeptała Tamara.
- ...czekam - przerwał jej.
- Nie przerywaj mi dopóki nie skończę - powiedziała Tamara, dziwiąc się własnej śmiałości.
- Dobrze - zgodził się niechętnie Len.
- Wasza walka była bardzo wyrównana,  trwała wiele godzin. Yoh był spokojny, a ty... Ty z każdą godziną wściekałeś sie coraz bardziej - opowiadała Tamara - twoje ataki stawały się coraz bardziej niecelne. Bason próbował cię uspokoić, ale nie chciałeś go słuchać...  tu zrobiła krótką przerwę - mówiłeś, że duchy nie będą ci udzielać rad. Po jakimś czasie już tylko się broniłeś, a Yoh... Yoh... czasami cie trafiał. Nie chciał cię skrzywdzić...
- ... ale to zrobił! - wybuchnął Len - ten pseudoprzyjaciel prawie mnie zabił! - spojrzał na przyjaciółkę i widząc jej przerażenie dodał silą się na spokój, starając się opanować drżenie głosu - Już nie będę.
-  Wtedy gniew całkiem tobą zawładnął - kontynowała dziewczyna - nie panowałeś nad sobą. Mimo ataków Yoh... przestałeś sie bronić. Odpowiadałeś mu niecelnymi, pełnymi gniewu atakami. To wygladało tak jakbyś to ty chciał go... - nie musiała mu coś chciał wtedy zrobić, aż za dobrze znał swoją naturę. Naturę, którą zdawało się, że udało mu się ujarzmić ją.
- I wtedy oboje użyliście całej swojej mocy. To był decydujący atak. Przegrałeś...
- ... i wtedy miałem zginąć? - spytał Len, po raz kolejny przerywając opowieść dziewczyny.
- Nie - odparła różowowłosa.
- Nic nie rozumiem - oświadczyl Len.
- Po walce June namówiła cię na pworót do Chin, żebyś ochłonął trochę. Zamknąłeś się tam na dwa tygodnie w tej strasznej sali...
- ... sali Tangen - wtrącił się Len.
- właśnie tam. Po tym czasie wyszedłeś stamtąd jakby nigdy nic i wyszedłeś... Nikt nie wie gdzie. Tak samo nikt nie wie jak wróciłeś.
- Znowu nie rozumiem - wyznał Len - June nie mogła mnie spytac mnie jak wróciłem?
- Nie. Codziennie zaglądała do tej strasznej sali i do twojego pokoju, ale cię nie było. Dopiero po kilku dniach się zjawiłeś. Nie, nie mogła - wtrąciła Tamara uprzedzając pytanie Lena - otworzyła drzwi, a ty leżałeś w kałuży krwi... - w tym momencie przerwała, a Len zauważył, że jej zaczęła głębiej oddychać - ty już nawe nie krwawiłeś. June napisała nam, że jak cię znalazła to cała twoja krew była tą kałużą... w której... no wiesz - zakończyła kulawo historię śmierci Lena Tao.
            Tylko czy na pewno umarł? Przecież stoi teraz tu i rozmawia z nią. Skoro tak, to jak mógł umrzeć? Czy trafił do miejsca, które chrześcijanie nazywają niebem? Jeśli tak to co robi tu Tamara? Tak. trzeba ją o to spytać.
- Wiesz gdzie jesteśmy?
- Nie - odpowiedziała.
- Wiesz jak tu trafiliśmy?
- Chyba - szepnęła ledwo dosłyszalnie.
- No to mów - rzekł Len zachęcając ją do tego gestem.
- Ale to tylko domysły.
- Nie szkodzi.
- Myślę.... myślę, że to... to dlatego, że... że...  umarliśmy - wydukała, oddychając jeszcze głębiej. Jednocześnie cała jej twwarz stała się nagle barwy dojrzałego pomidora.
- CO?!
- To tylko domysły - szepnęła przerażonym głosem dziewczyna - moje domysły - dodała po chwili myślenia.
- No dobra, ale to nic nie wyjaśnia. Skoro nie żyjemy to czemu mamy ciało? Dlaczego czujemy, oddychamy, mówimy i istniejemy nadal? Nawet ubrania mamy normalne - rozgorzączkował się Tao.
            Jego zapalczywość została ostudzona dopiero przez chichot Tamary.
- Z czego się cieszysz? - burknął Len.
            Tamara nie odpowiedziała, tylko zaczerwieniła się jeszcze bardziej - o ile to możliwe - i wskazała ruchem dłoni na Lena. Ten przyjrzał się sobie i zrozumiał z czego śmiała się dziewczyna. W dalszym ciągu nie miał bluzki...
- Nie wiemy jak zginąłęm - rzekł Len, starając się odwrócić uwagę od braków w swojej garderobie - ale ty pewnie wiesz jak umarłaś.
            Odpowiedziała mu cisza. Czerwona jeszcze kilka sekund temu dziewczyna, teraz zmieniła barwę bliższą zielonemu.
- Nie teraz - szepneła.
            Tao zrozumiał, że lepiej o to nie pytać, gdyż musi to być wyjątkowo traumatyczne przeżycie dla dziewczyny. Zapadła kłopotliwa cisza.
- Idziemy - zakomenderował złotooki przerywając nostalgię.
- Dokąd? - spytała dziewczyna.
- Prosto przed siebie. Ta droga musi dokądś prowadzić - oświadczył Len i wyruszyliw  drogę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz