Rozdział 3
Inny świat
Po
dojściu do wioski nie doznali szoku. Zarówno Len jak i Tamara widywali już
takie miejsca na zdjęciach i rycinach przedstawiających średniowieczne wioski.
Na obrzeżach znajdowały się małe - prawdopodobnie jednoizbowe, drewniane chaty.
Bliżej środka wioski znajdowały się nieco większe domy. W centrum wioski
znajdował się okrągły plac, przypominający rzymskie forum romanum. Wokół niego
znajdowały się różne budynki, z których żaden nie wyglądał na mieszkalny.
- Co to za budynki? - Len zadał pytanie jeńcowi-
przewodnikowi.
- Tam - tu jeniec wskazał na najwyższy, 3 poziomowy
budynek - zapasy na zimę i inne trudne okresy. Obok dom starosty - wskazał na
mały, kamienny domek, który wyglądał na najbardziej luksusowy w wiosce. Dalej
jest sąd, młyn, kościół...
- Nie macie tu prądu? - nieśmiałym tonem przerwała
Tamara.
- Czym jest ten prąd?
- Nieważne - westchnął Len - a te budynki? - wskazał
na pozostałe dwa, nie nazwane jeszcze przez mieszkańca.
- To są budynki góry i stodoła.
- Jakiej góry? - zapytał Tao.
- Urzędnicy.
- Prowadź do starosty - rozkazał Len.
Kiedy
ocknął się w tej dzikiej krainie myślał, że
znajduję się na jakimś nieznanym sobie miejscu. Spodziewał się szybko
odnaleźć przyjaciół i znaleźć się w domu, któregoś z nich. Po napotkaniu Tamary
jego nadzieje związane ożyły jeszcze bardziej, jednak im dłużej tu jest tym
bardziej utwierdza się w przekonaniu, że pozostanie tu jeszcze długo.
Przewodnik
z przymusu poprowadził ich przez plac do kamiennego domu starosty. Zapukał
mosiężną kołatką w drzwi. Za nimi rozległ się hałas i jakiś dziwny, pojedynczy
trzask. Następnie ktoś szybko podbiegł do drzwi i otworzył je.
W
drzwiach ukazał się starszy mężczyzna. Jego siwe włosy i broda opadały na
ramiona, a ciężkie nieco pomarszczone powieki walczyły same ze sobą, aby nie
przysłonić bystrych jak na swój wiek brązowych oczu. Ubrany był w szarą, koszule
nocną, na którą założył tylko jakiś brunatny kubrak.
- W czym mogę służyć, danielu? - odezwał sie
starzec.
- Obcy - rzucił krótko jeniec.
- Ach tak - westchnął siwobrody - zapraszam -
zaprosił gości gestem do środka.
Dom
składał się z 4 pomieszczeń, którymi były kuchnia, ciasna sypialnia,
pomieszczenie gdzie zapewne gospodarz spędzał wolny czas i pokój mający
stanowić niejako gabinet do pracy i przyjmowania gości. Każde pomieszczenie
były podobne. Kamienne ściany nie były niczym pokryte, okna szerokie i brudne, meble
stare i wysłużone - przydałaby im sie renowacja.
Starzec
zaprowadził niespodziewanych gości do gabinetu. Ruchem ręki wskazał Lenowi i
Tamarze twardą drewnianą ławkę, a ich przewodnikowi kazał wracać do siebie.
- Wolałbym porozmawiać bez niego - wyjaśnił gospodarz.
- Dobra, pan jest tu starostą? - zagadał Len.
- Tak. A kim jest jaśnie pan i jego towarzyszka
jeśli wolno spytać? - odrzekł starosta.
- Pochodzimy z daleka - odpowiedział lekko
zakłopotany Tao - problem w tym, że nie wiemy jak tu trafiliśmy. To nie wygląda
jak "nasz" świat.
- Możliwe...
- ... co jest możliwe? - ponaglał Len.
- Że nie jesteście z Międzymorza, a z Ziemii.
- Czym do licha jest to całe Międzymorze? -
wybuchnął Tao.
- Jednak są z tamtego świata - rzekł do siebie
starzec - Miedzymorze - tu juz zwrócił sie do gości - jest obszernym terenem między
morzami północnym i południowym. Jego wschodnią część zajmuje Czarnolas. To
jest ogromny teren porośnięty gęstym lasem. Las ten zajmuje większy obszar niż
wszystkie tutejsze kraje razem wzięte. Las zamieszkują różne istoty.
Poza lasem znajdują się państwa - zazwyczaj ludzkie.
- Kłamiesz! - warknął Len - nigdy nie słyszałem,
żeby na Ziemii znajdował się jakiś czarnolas czy inne Międzymorze.
- Na waszej Ziemi nie, ale tu tak - odparł spokojnie
starzec.
- W jaki kurwa sposób zmieniliśmy nagle świat?! -
ryknął Len, a w ręce rozłożył mu się Miecz Błyskawicy.
- Spokojnie Lenny - rzuciła szybko tamara, poraz
pierwszy wtrącając się do rozmowy. Ku zdziwieniu starca chłopak uspokoił sie i ponownie
złożył broń.
- Odpowiem na wszystkie wasze pytania - zaproponował
starzec.
- Gdzie jesteśmy? - zapytała Tamara, pragnąc
odwrócić uwagę Lena od zamiaru mordu niewinnego starca.
- W Międzymorzu. W kraju znanym jako Rumlandia, w
wiosce Dzikie Pola, niedaleko twierdzy o tej samej nazwie. W pobliżu znajduję
się trakt łączący najważniejsze miasta tj. Bukadam i Amstereszt.
- Czyli jesteśmy w całkiem innym świecie? - spytała
Tamara.
- Tak.
- Jak tu trafiliśmy? - zapytał nieprzyjemnym dla
ucha tonem Len.
- Nie wiem panie.
- No trudno, opowiedz nam coś co warto wiedzieć o tym
miejscu.
- Nasz kraj graniczy z Czarnolasem oraz z innymi
krajami ludzi.
- Co to za istoty z tego lasu? - dopytała z lękiem w
głosie Tamara.
- No... Gobliny, czarodzieje, elfy, centaury, gnomy,
centaury, nimfy, wilkołaki, kotołaki, wampiry, trolle, skrzaty.
- Całkiem wesoła gromadka - zironizował Len.
- Nie powiedziałbym tak. Nasz kraj graniczy z tą
częścią lasu, za którą znajdują się kotołaki, wilkołaki i gnomy. O ile gnomy
szkody nam nie zrobią, o tyle tamte 2 rasy są śmiertelnie groźne. Zwłaszcza gdy
najeżdżają nas razy czy dwa do roku.
- Po co to robią? - spytała przerażona Tamara.
- Chcą krwi ludzi.
- Kiedy... Kiedy...- różowo-włosa próbowała zadać
kolejne pytanie, ale nim udało jej zmusić się do wypowiedzenia tego na głos starosta
odpowiedział:
- Ze dwie pełnie temu. Okropnie dużo ofiar, nasza
armia była kompletnie nieprzygotowana.
- Właśnie. Z czego składa się wasza armia?
W
tym momencie Len wdał się ze starcem w długą rozmowę o kampaniach wojennych i
innych rzeczach związanych z militariami. Po czym starzec objaśnił Lenowi z
jakich jednostek składa się armia Rumlandii.
- Czyli większość stanowią pikinierzy i halabardnicy.
W razie potrzeby chłopi stają się kosynierami. W miastach mieszczanie mogą
wybrać stanie sie miecznikami, a elitą wojsk są dragonii.
- Do tego dochodzi kilkanaścioro zwiadowców i
łucznicy obsadzający nasze twierdze - dodał starosta.
- Kiepska armia.
- Dobra do obrony, kiepska do ataku.
- Nie macie żadnych dział ani nic w tym stylu? Zwykli
ludzie przecież nie mogą się obejść bez tych oręży?
- Mówiłem panie, że tu nie ma tego co nazywałeś
karabinami i tymi wybuchowi... wybuchowym czymś - odrzekł starzec.
- Dlaczego?
Starzec
na to tylko wzruszył ramionami i powiedział, że musi iść zająć się swoimi
zajęciami, a oni mu w tym przeszkadzają. Mimo iż starał sie zrobić to
delikatnie aby nie narazić się na gniew młodego mężczyzny - na którym dość
dobrze się już poznał podczas kilku godzin ich rozmowy - to goście zrozumieli,
że starosta nie ma im już nic do powiedzenia. Pożegnali się i wyszli.
- Co teraz Len? - spytała Tamara gdy byli już na
placu w centrum wioski.
- Nie wiem. Pójdziemy jeszcze do tych niby
urzędników - odpowiedział złotooki.
Spotkanie
z urzędnikami niewiele im pomogło, gdyż również żaden z tej elity mieszkańców
wioski nie wiedział co to elektryczność, Azja, Europa czy tez jak mogli znaleźć
się tu ludzie z innego świata. W skrócie nic im to nie dało, a dodatkowo
zapadła noc.
- Len, może znajdziemy Ci bluzkę? - zaproponowała
Tamara.
- Jutro. Teraz mamy inny problem.
- Jaki?
- Nie mamy znowu gdzie spać - wypalił Tao.
- Przecież możemy spać na sianie - szepnęła
niepewnie Tamara, a Len poczuł sie wscieły sam na siebie, że nie pomyślał o tym
wcześniej.
- To chodźmy.
Bez
problemu weszli to stodoły - co wcale nie było spowodowane życzliwą mediacja
miecza członka rodu Tao. Przecież tak na prawdę nie próbował by podciąć gardło
chłopom stojącym przy bramie - przynajmniej tak tłumaczyła to sobie Tamara.
Stodoła
była wysokim drewnianym budynkiem w połowie wypełnionym słomą, która
poustawiana była pod ścianami. Przed słomą znajdowały się stosy ziaren
kukurydzy, pszenicy, kłosów żyta i ogromne stogi siana. "To będzie idealne
miejsca na nocleg dla nas" - pomyślała dziewczyna. W budynku nie było
żadnych urządzeń czy też mebli, bo i po co? Jedynymi narzędziami było kilka
wideł.
Len
położył się na jednym stogu i spojrzał na dziurawe ściany. Jego myśli błądziły
wokół tej dziwnej krainy, do której trafili. Cały obszar Międzymorza wydał mu
się fascynującym mimo, iż do tej pory był tylko w jednej wiosce, a wcześniej
znajdował się na drodze. Rumlandia wydała mu się biednym krajem. Niemal natychmiast
skojarzyła mu się z Rumunią - krają w Europie, o którym kiedyś jego wuj wypowiadał
się jako o wyjątkowo biednym. Z drugiej strony jawił się obraz potężnego lasu,
zamieszkiwanego przez różne dzikie stworzenia, których nie mógł spotkać w
normalnym świecie, nie wspominając już o czarodziejach, którzy jawili się mu do
tej pory tylko w legendach. Dopiero teraz zdał sobie sprawę o ile ważnych spraw
nie zapytał sołtysa wsi. Nie wiedział nawet jak zwie się owa wieś. Musi
nadrobić te braki. Potem dostanie się gdzieś, do kogoś kto będzie mógł mu
pomóc.
Na
przeciwległym stogu leżała drobna, przerażona dziewczyna. "Co to za
okropna kraina" - myślała. W każdej chwili te biedną wioskę mogą najechać
przerażające bestie z jakiegoś jeszcze bardziej przerażającego ją lasu. Fakt,
że Czarnolas był juz tuż, tuż za wioską w niczym jej nie pomagał. A takie
przyjemne wrażenie miała leżąc poprzedniej nocy w leśnym schronieniu, gdzie
strzegł jej Len i była pewna, że chłopak obroni ja przed wszystkim. Później
faktycznie obronił ja przed napadem chłopów i patrolem lokalnych wojsk. Teraz
musi być zawsze blisko niego. Tylko go tu zna. Bez niego na pewno ktoś by ją
skrzywdził - nawet dziś.
- Dobranoc - pożegnał się Len.
- Dobranoc - odpowiedziała, ziewając dziewczyna.
Kolejne
kilka dni minęło dwójce na poznawaniu terenów wokół wioski. W międzyczasie od tutejszych
dowiadywali się wszystkiego co może się przydać w dalszej podróży. I tak
poszerzyli swoja wiedzę o fakty takie jak to, że w całym Międzymorzu płaci się
złotymi talarami oraz mającymi mniejszą wartość od nich groszami. Najbliższym
miastem jest Amstereszt - drugie co do ludności miasto w tym kraju - jednak
szybciej dotrą do twierdzy Dzikie Pola - zaledwie kilka minut drogi od lasu,
który tak przerażał przed każdym snem Tamarę.
- Len, jak chcesz dotrzeć do tej twierdzy skoro nie
mamy ani monet ani czym podróżować? - spytała Tamara.
W ciągu
ostatnich dni tak przyzwyczaiła sie do towarzystwa chłopaka, że z coraz łatwiej
było jej z nim rozmawiać. Nadal nie była osobą, której usta sie nie zamykają,
ale nie przeszkadzało to w niczym jej towarzyszowi, który tak samo jak podczas
gdy żyli na Ziemi lubił spokój i ciszę.
- Pewien cudzoziemski kupiec będzie tędy jechał do
twierdzy. Zabierzemy się z nim - odpowiedział Len, z dawno nie spotykanym u
niego błyskiem w oczach.
Około
półgodziny później do wsi rzeczywiście zajechał niewielki orszak, składający
się z wozu z kupcem oraz kilku jeźdźców stanowiących zapewne jego eskortę. W
wozie znajdował się raptem jeden człowiek - z pewnością to kupiec chcąc
zaoszczędzić sam powozi. Ubrany był w czarny cylinder i brązowy surdut. Kupiec
zatrzymał się na okrągłym placu w centrum wioski, gdzie przez jakiś czas
handlował z miejscowymi. W miedzy czasie wizytę złożył mu Len składając przy
okazji ofertę nie do odrzucenia - życie kupca za towarzystwo w dalszej podróży
- kupiec bez wahania się zgodził.
Nim
zapadł zmrok juz pędzili wąską drogą w kierunku Dzikich Pól. Tamara siedziała
na ławce obok powożącego kupca, z kolei Len jechał na koniu - kupionym za
pieniądze pożyczone od kupca. Tao zobowiązał się oddać talary najdalej za
miesiąc.
- Skąd pan pochodzisz? - spytał kupiec, gdy Tao
podjechał do wozu chcąc zobaczyć jak się czuję Tamara, która nie najlepiej
znosiła podróżowanie wozem.
- Nie jestem z tutejszych ziem - odpowiedzial Tao.
- To zauważyłem. Wystarczy na pana spojrzeć to samo
z panienką - powiedział kupiec.
- Tak - zgodził się chłopak - jesteśmy zza wód -
przed wyjazdem uzgodnił z Tamarą, że najlepiej będzie jeśli właśnie to będą
mówić, kiedy ktoś ich zapyta skąd są.
- A pan skąd pochodzi? - spytała Tamara.
- Z Kraju Białego Orła.
- Nie słyszeliśmy o takim państwie - odrzekł Len.
- To błąd jaśnie panie - zadrwił kupiec - niedługo
przekonacie się państwo, że pochodzę z najpotężniejszego kraju w Międzymorzu.
- Yhm - przytaknął Len i odjechał.
Podróżowali
całą noc. Tamara jako jedyny w karawanie spała. reszta nie mogła sobie pozwolić
na taki komfort jadąc konno lub powożąc jak pan Stanisław Wokulski, bo tak
przedstawił się Lenowi kupiec. Nad ranem na horyzoncie pojawił się zarys
czarnej budowli.
- Dzikie Pola! - zawołał jeden z strażników.
Dwójka
jego towarzyszy oddaliła się od grupy by dać znać w twierdzy, że jedzie
dostawa. Pozostali dalej jechali w tym samym tempie co wczoraj.
Podjeżdżając
zauważali kolejne szczegóły twierdzy. Była zbudowana z czarno- szarych cegieł. Miała
trzy wieże - po jedną na północy i na południu, a trzecią w samym środku
fortyfikacji. Wieże będące w murach, znajdowały się idealnie, symetrycznie w
środku umocnień. W pozostałych murach znajdowały się dwie bramy - wschodnia i
zachodnia. Zamek otoczony był drewnianą palisadą. Ciekawostką było, że bramy w
palisadzie były ruchome - można je odsuwać. Po przekroczeniu palisady tabor
znalazł się w kilkudziesięciu metrowym pasie oddzielającym ją od twierdzy - jak
wyjaśnił Wokulski to na wypadek gdyby ktoś ją podpalił.
Nim
dotarli do bram do taboru dołączyli dwaj jeźdźcy, którzy mieli powiadomić
załogę o przybyciu gości. Kraty zabezpieczające wjazd podniosły się, a chwilę po tym brama została
otworzona przez kilku mężczyzn w połyskujących napierśnikach. Kiedy ich mijali
mężczyźni wykonali coś w stylu salutu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz