niedziela, 24 marca 2013

3. Inny świat



Rozdział 3
Inny świat

            Po dojściu do wioski nie doznali szoku. Zarówno Len jak i Tamara widywali już takie miejsca na zdjęciach i rycinach przedstawiających średniowieczne wioski. Na obrzeżach znajdowały się małe - prawdopodobnie jednoizbowe, drewniane chaty. Bliżej środka wioski znajdowały się nieco większe domy. W centrum wioski znajdował się okrągły plac, przypominający rzymskie forum romanum. Wokół niego znajdowały się różne budynki, z których żaden nie wyglądał na mieszkalny.
- Co to za budynki? - Len zadał pytanie jeńcowi- przewodnikowi.
- Tam - tu jeniec wskazał na najwyższy, 3 poziomowy budynek - zapasy na zimę i inne trudne okresy. Obok dom starosty - wskazał na mały, kamienny domek, który wyglądał na najbardziej luksusowy w wiosce. Dalej jest sąd, młyn, kościół...
- Nie macie tu prądu? - nieśmiałym tonem przerwała Tamara.
- Czym jest ten prąd?
- Nieważne - westchnął Len - a te budynki? - wskazał na pozostałe dwa, nie nazwane jeszcze przez mieszkańca.
- To są budynki góry i stodoła.
- Jakiej góry? - zapytał Tao.
- Urzędnicy.
- Prowadź do starosty - rozkazał Len.
            Kiedy ocknął się w tej dzikiej krainie myślał, że  znajduję się na jakimś nieznanym sobie miejscu. Spodziewał się szybko odnaleźć przyjaciół i znaleźć się w domu, któregoś z nich. Po napotkaniu Tamary jego nadzieje związane ożyły jeszcze bardziej, jednak im dłużej tu jest tym bardziej utwierdza się w przekonaniu, że pozostanie tu jeszcze długo.
            Przewodnik z przymusu poprowadził ich przez plac do kamiennego domu starosty. Zapukał mosiężną kołatką w drzwi. Za nimi rozległ się hałas i jakiś dziwny, pojedynczy trzask. Następnie ktoś szybko podbiegł do drzwi i otworzył je.
            W drzwiach ukazał się starszy mężczyzna. Jego siwe włosy i broda opadały na ramiona, a ciężkie nieco pomarszczone powieki walczyły same ze sobą, aby nie przysłonić bystrych jak na swój wiek brązowych oczu. Ubrany był w szarą, koszule nocną, na którą założył tylko jakiś brunatny kubrak.
- W czym mogę służyć, danielu? - odezwał sie starzec.
- Obcy - rzucił krótko jeniec.
- Ach tak - westchnął siwobrody - zapraszam - zaprosił gości gestem do środka.
            Dom składał się z 4 pomieszczeń, którymi były kuchnia, ciasna sypialnia, pomieszczenie gdzie zapewne gospodarz spędzał wolny czas i pokój mający stanowić niejako gabinet do pracy i przyjmowania gości. Każde pomieszczenie były podobne. Kamienne ściany nie były niczym pokryte, okna szerokie i brudne, meble stare i wysłużone - przydałaby im sie renowacja.
            Starzec zaprowadził niespodziewanych gości do gabinetu. Ruchem ręki wskazał Lenowi i Tamarze twardą drewnianą ławkę, a ich przewodnikowi kazał wracać do siebie.
- Wolałbym porozmawiać bez niego - wyjaśnił  gospodarz.
- Dobra, pan jest tu starostą? - zagadał Len.
- Tak. A kim jest jaśnie pan i jego towarzyszka jeśli wolno spytać? - odrzekł starosta.
- Pochodzimy z daleka - odpowiedział lekko zakłopotany Tao - problem w tym, że nie wiemy jak tu trafiliśmy. To nie wygląda jak "nasz" świat.
- Możliwe...
- ... co jest możliwe? - ponaglał Len.
- Że nie jesteście z Międzymorza, a z Ziemii.
- Czym do licha jest to całe Międzymorze? - wybuchnął Tao.
- Jednak są z tamtego świata - rzekł do siebie starzec - Miedzymorze - tu juz zwrócił sie do gości - jest obszernym terenem między morzami północnym i południowym. Jego wschodnią część zajmuje Czarnolas. To jest ogromny teren porośnięty gęstym lasem. Las ten zajmuje większy obszar niż wszystkie tutejsze kraje razem wzięte. Las zamieszkują różne istoty.
Poza lasem znajdują się państwa - zazwyczaj ludzkie.
- Kłamiesz! - warknął Len - nigdy nie słyszałem, żeby na Ziemii znajdował się jakiś czarnolas czy inne Międzymorze.
- Na waszej Ziemi nie, ale tu tak - odparł spokojnie starzec.
- W jaki kurwa sposób zmieniliśmy nagle świat?! - ryknął Len, a w ręce rozłożył mu się Miecz Błyskawicy.
- Spokojnie Lenny - rzuciła szybko tamara, poraz pierwszy wtrącając się do rozmowy. Ku zdziwieniu starca chłopak uspokoił sie i ponownie złożył broń.
- Odpowiem na wszystkie wasze pytania - zaproponował starzec.
- Gdzie jesteśmy? - zapytała Tamara, pragnąc odwrócić uwagę Lena od zamiaru mordu niewinnego starca.
- W Międzymorzu. W kraju znanym jako Rumlandia, w wiosce Dzikie Pola, niedaleko twierdzy o tej samej nazwie. W pobliżu znajduję się trakt łączący najważniejsze miasta tj. Bukadam i Amstereszt.
- Czyli jesteśmy w całkiem innym świecie? - spytała Tamara.
- Tak.
- Jak tu trafiliśmy? - zapytał nieprzyjemnym dla ucha tonem Len.
- Nie wiem panie.
- No trudno, opowiedz nam coś co warto wiedzieć o tym miejscu.
- Nasz kraj graniczy z Czarnolasem oraz z innymi krajami ludzi.
- Co to za istoty z tego lasu? - dopytała z lękiem w głosie Tamara.
- No... Gobliny, czarodzieje, elfy, centaury, gnomy, centaury, nimfy, wilkołaki, kotołaki, wampiry, trolle, skrzaty.
- Całkiem wesoła gromadka - zironizował Len.
- Nie powiedziałbym tak. Nasz kraj graniczy z tą częścią lasu, za którą znajdują się kotołaki, wilkołaki i gnomy. O ile gnomy szkody nam nie zrobią, o tyle tamte 2 rasy są śmiertelnie groźne. Zwłaszcza gdy najeżdżają nas razy czy dwa do roku.
- Po co to robią? - spytała przerażona Tamara.
- Chcą krwi ludzi.
- Kiedy... Kiedy...- różowo-włosa próbowała zadać kolejne pytanie, ale nim udało jej zmusić się do wypowiedzenia tego na głos starosta odpowiedział:
- Ze dwie pełnie temu. Okropnie dużo ofiar, nasza armia była kompletnie nieprzygotowana.
- Właśnie. Z czego składa się wasza armia?
            W tym momencie Len wdał się ze starcem w długą rozmowę o kampaniach wojennych i innych rzeczach związanych z militariami. Po czym starzec objaśnił Lenowi z jakich jednostek składa się armia Rumlandii.
- Czyli większość stanowią pikinierzy i halabardnicy. W razie potrzeby chłopi stają się kosynierami. W miastach mieszczanie mogą wybrać stanie sie miecznikami, a elitą wojsk są dragonii.
- Do tego dochodzi kilkanaścioro zwiadowców i łucznicy obsadzający nasze twierdze - dodał starosta.
- Kiepska armia.
- Dobra do obrony, kiepska do ataku.
- Nie macie żadnych dział ani nic w tym stylu? Zwykli ludzie przecież nie mogą się obejść bez tych oręży?
- Mówiłem panie, że tu nie ma tego co nazywałeś karabinami i tymi wybuchowi...  wybuchowym czymś - odrzekł starzec.
- Dlaczego?
            Starzec na to tylko wzruszył ramionami i powiedział, że musi iść zająć się swoimi zajęciami, a oni mu w tym przeszkadzają. Mimo iż starał sie zrobić to delikatnie aby nie narazić się na gniew młodego mężczyzny - na którym dość dobrze się już poznał podczas kilku godzin ich rozmowy - to goście zrozumieli, że starosta nie ma im już nic do powiedzenia. Pożegnali się i wyszli.
- Co teraz Len? - spytała Tamara gdy byli już na placu w centrum wioski.
- Nie wiem. Pójdziemy jeszcze do tych niby urzędników - odpowiedział złotooki.
            Spotkanie z urzędnikami niewiele im pomogło, gdyż również żaden z tej elity mieszkańców wioski nie wiedział co to elektryczność, Azja, Europa czy tez jak mogli znaleźć się tu ludzie z innego świata. W skrócie nic im to nie dało, a dodatkowo zapadła noc.
- Len, może znajdziemy Ci bluzkę? - zaproponowała Tamara.
- Jutro. Teraz mamy inny problem.
- Jaki?
- Nie mamy znowu gdzie spać - wypalił Tao.
- Przecież możemy spać na sianie - szepnęła niepewnie Tamara, a Len poczuł sie wscieły sam na siebie, że nie pomyślał o tym wcześniej.
- To chodźmy.
            Bez problemu weszli to stodoły - co wcale nie było spowodowane życzliwą mediacja miecza członka rodu Tao. Przecież tak na prawdę nie próbował by podciąć gardło chłopom stojącym przy bramie - przynajmniej tak tłumaczyła to sobie Tamara.
            Stodoła była wysokim drewnianym budynkiem w połowie wypełnionym słomą, która poustawiana była pod ścianami. Przed słomą znajdowały się stosy ziaren kukurydzy, pszenicy, kłosów żyta i ogromne stogi siana. "To będzie idealne miejsca na nocleg dla nas" - pomyślała dziewczyna. W budynku nie było żadnych urządzeń czy też mebli, bo i po co? Jedynymi narzędziami było kilka wideł.
            Len położył się na jednym stogu i spojrzał na dziurawe ściany. Jego myśli błądziły wokół tej dziwnej krainy, do której trafili. Cały obszar Międzymorza wydał mu się fascynującym mimo, iż do tej pory był tylko w jednej wiosce, a wcześniej znajdował się na drodze. Rumlandia wydała mu się biednym krajem. Niemal natychmiast skojarzyła mu się z Rumunią - krają w Europie, o którym kiedyś jego wuj wypowiadał się jako o wyjątkowo biednym. Z drugiej strony jawił się obraz potężnego lasu, zamieszkiwanego przez różne dzikie stworzenia, których nie mógł spotkać w normalnym świecie, nie wspominając już o czarodziejach, którzy jawili się mu do tej pory tylko w legendach. Dopiero teraz zdał sobie sprawę o ile ważnych spraw nie zapytał sołtysa wsi. Nie wiedział nawet jak zwie się owa wieś. Musi nadrobić te braki. Potem dostanie się gdzieś, do kogoś kto będzie mógł mu pomóc.
            Na przeciwległym stogu leżała drobna, przerażona dziewczyna. "Co to za okropna kraina" - myślała. W każdej chwili te biedną wioskę mogą najechać przerażające bestie z jakiegoś jeszcze bardziej przerażającego ją lasu. Fakt, że Czarnolas był juz tuż, tuż za wioską w niczym jej nie pomagał. A takie przyjemne wrażenie miała leżąc poprzedniej nocy w leśnym schronieniu, gdzie strzegł jej Len i była pewna, że chłopak obroni ja przed wszystkim. Później faktycznie obronił ja przed napadem chłopów i patrolem lokalnych wojsk. Teraz musi być zawsze blisko niego. Tylko go tu zna. Bez niego na pewno ktoś by ją skrzywdził - nawet dziś.
- Dobranoc - pożegnał się Len.
- Dobranoc - odpowiedziała, ziewając dziewczyna.
            Kolejne kilka dni minęło dwójce na poznawaniu terenów wokół wioski. W międzyczasie od tutejszych dowiadywali się wszystkiego co może się przydać w dalszej podróży. I tak poszerzyli swoja wiedzę o fakty takie jak to, że w całym Międzymorzu płaci się złotymi talarami oraz mającymi mniejszą wartość od nich groszami. Najbliższym miastem jest Amstereszt - drugie co do ludności miasto w tym kraju - jednak szybciej dotrą do twierdzy Dzikie Pola - zaledwie kilka minut drogi od lasu, który tak przerażał przed każdym snem Tamarę.
- Len, jak chcesz dotrzeć do tej twierdzy skoro nie mamy ani monet ani czym podróżować? - spytała Tamara.
            W ciągu ostatnich dni tak przyzwyczaiła sie do towarzystwa chłopaka, że z coraz łatwiej było jej z nim rozmawiać. Nadal nie była osobą, której usta sie nie zamykają, ale nie przeszkadzało to w niczym jej towarzyszowi, który tak samo jak podczas gdy żyli na Ziemi lubił spokój i ciszę.
- Pewien cudzoziemski kupiec będzie tędy jechał do twierdzy. Zabierzemy się z nim - odpowiedział Len, z dawno nie spotykanym u niego błyskiem w oczach.
            Około półgodziny później do wsi rzeczywiście zajechał niewielki orszak, składający się z wozu z kupcem oraz kilku jeźdźców stanowiących zapewne jego eskortę. W wozie znajdował się raptem jeden człowiek - z pewnością to kupiec chcąc zaoszczędzić sam powozi. Ubrany był w czarny cylinder i brązowy surdut. Kupiec zatrzymał się na okrągłym placu w centrum wioski, gdzie przez jakiś czas handlował z miejscowymi. W miedzy czasie wizytę złożył mu Len składając przy okazji ofertę nie do odrzucenia - życie kupca za towarzystwo w dalszej podróży - kupiec bez wahania się zgodził.
            Nim zapadł zmrok juz pędzili wąską drogą w kierunku Dzikich Pól. Tamara siedziała na ławce obok powożącego kupca, z kolei Len jechał na koniu - kupionym za pieniądze pożyczone od kupca. Tao zobowiązał się oddać talary najdalej za miesiąc.
- Skąd pan pochodzisz? - spytał kupiec, gdy Tao podjechał do wozu chcąc zobaczyć jak się czuję Tamara, która nie najlepiej znosiła podróżowanie wozem.
- Nie jestem z tutejszych ziem - odpowiedzial Tao.
- To zauważyłem. Wystarczy na pana spojrzeć to samo z panienką - powiedział kupiec.
- Tak - zgodził się chłopak - jesteśmy zza wód - przed wyjazdem uzgodnił z Tamarą, że najlepiej będzie jeśli właśnie to będą mówić, kiedy ktoś ich zapyta skąd są.
- A pan skąd pochodzi? - spytała Tamara.
- Z Kraju Białego Orła.
- Nie słyszeliśmy o takim państwie - odrzekł Len.
- To błąd jaśnie panie - zadrwił kupiec - niedługo przekonacie się państwo, że pochodzę z najpotężniejszego kraju w Międzymorzu.
- Yhm - przytaknął Len i odjechał.
            Podróżowali całą noc. Tamara jako jedyny w karawanie spała. reszta nie mogła sobie pozwolić na taki komfort jadąc konno lub powożąc jak pan Stanisław Wokulski, bo tak przedstawił się Lenowi kupiec. Nad ranem na horyzoncie pojawił się zarys czarnej budowli.
- Dzikie Pola! - zawołał jeden z strażników.
            Dwójka jego towarzyszy oddaliła się od grupy by dać znać w twierdzy, że jedzie dostawa. Pozostali dalej jechali w tym samym tempie co wczoraj.
            Podjeżdżając zauważali kolejne szczegóły twierdzy. Była zbudowana z czarno- szarych cegieł. Miała trzy wieże - po jedną na północy i na południu, a trzecią w samym środku fortyfikacji. Wieże będące w murach, znajdowały się idealnie, symetrycznie w środku umocnień. W pozostałych murach znajdowały się dwie bramy - wschodnia i zachodnia. Zamek otoczony był drewnianą palisadą. Ciekawostką było, że bramy w palisadzie były ruchome - można je odsuwać. Po przekroczeniu palisady tabor znalazł się w kilkudziesięciu metrowym pasie oddzielającym ją od twierdzy - jak wyjaśnił Wokulski to na wypadek gdyby ktoś ją podpalił.
            Nim dotarli do bram do taboru dołączyli dwaj jeźdźcy, którzy mieli powiadomić załogę o przybyciu gości. Kraty zabezpieczające wjazd  podniosły się, a chwilę po tym brama została otworzona przez kilku mężczyzn w połyskujących napierśnikach. Kiedy ich mijali mężczyźni wykonali coś w stylu salutu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz