wtorek, 4 grudnia 2018

17. Pod przykrywką


Rozdział 17
Pod przykrywką

            Jan Kingescu był bardzo zapracowanym człowiekiem. Jako jeden z najbogatszych ludzi w stolicy zajmował się prowadzeniem swoich interesów niemal przez cały dzień. W domu, a właściwie rezydencji, pojawiał się często wyłącznie na noc. Z tego też powodu Tamara nie miała dotąd możliwości zapoznać się bliżej ze swoim szefem.

            Zupełnie inaczej sprawa miała się z jego żoną Eleonorą. Ponad czterdziestoletnia – nikt nie znał jej dokładnego wieku – kobieta całe dnie spędzała w domu. Zdawała się znudzona życiem i pozbawiona rozrywek. W związku z tym często towarzyszyła jednemu z trójki swoich dzieci podczas ich lekcji z Tamarą. Mawiała, że edukacja to jedyne względnie ciekawe zajęcie jakie pozostało jej w życiu. Obowiązki domowe wypełniała bowiem dla niej służba, którą jej mąż chętnie zatrudniał do wyręczania pani domu w obowiązkach.

            Poza Tamarą w rezydencji pracowały też służki Tara i Anita, cudzoziemiec ogrodnik Dimitrij i jego bracia kucharz Ivan i Sasza.  

Tara była trzydziestojednoletnią rudowłosą kobietą. Miała szare oczy i brwi bardziej pasujące do szatynki niż osoby rudowłosej. Odznaczała się raczej blada karnacją co wskazywało na jej pochodzenie z północnych obszarów kraju niż stolicy. Tym co najbardziej przyciągało uwagę w jej wyglądzie były jej jędrne piersi, które lubiła eksponować poprzez ubieranie ciuchów z dużym dekoltem.

Anita była z kolei bardziej opalona i pochodziła ze stolicy z dziada pradziada. Jej rodzina podobno była kiedyś stosunkowo bogata, lecz utraciła cały majątek i pozycję kilkanaście lat przed narodzinami dziewczyny. Sama Anita skończyła niedawno osiemnaście lat i wraz z Tamarą była najmłodszą osobą zatrudnioną w rezydencji państwa Kingescu. Dziewczyna miała długie, czarne włosy, które na ogół związywała w czarną końską kitę. Była średniego wzrostu, szczupłą nastolatką o niezbyt dużym biuście i rysach twarzy, które sprawiały, że wyglądała jak prawdziwa seksbomba. 

            Trójka pochodzących z Republiki Kozackiej braci była do siebie bardzo podobno. Wszyscy byli wysocy – mierzący około 190 centymetrów – szerocy w barach i postawnie zbudowani. Różniły ich wyłącznie fryzury. Ogrodnik był tak krótko ostrzyżony, że patrząc z daleka można było uznać, iż jest łysy. Ivan miał średniej długości włosy, które sprawiały wrażenie jakby nigdy nie widziały grzebienia. Z tego też powodu uchodził za najbrzydszego z całej trójki. Ostatni z nich Sasza nosił natomiast tradycyjną kozacką kitę. Poza nią resztę głowy miał wygoloną na łyso.

            Po tygodniu pracy Tamara w końcu natrafiła na swojego szefa. Świętował podpisanie umowy z jakimś wyjątkowo ważnym i bogatym kontrahentem. Z tej okazji kazał przygotować uroczystą kolację. Ivan i Sasza od południa trudnili się przyrządzaniem dzika.

- Dziwi mnie, że nie zatrudniła pani kamerdynera – powiedziała Tamara do pani Eleonory pomagając jej ubrać się w strój wieczorowy.
- Poprzedni odszedł pół roku temu – odpowiedziała Kingescu.
- Nie chciała pani zatrudnić nowego?
- Chciałam, ale mąż jest temu przeciwny – powiedziała tonem kończącym dyskusję.

            Na kolację poza gospodarzem, jego żoną i dziećmi przybyło także kilkoro przyjaciół pana domu. Wśród nich znalazł się Antoni von Olbracht. Poza nim pojawiło się kilkoro kupców oraz matka Elonory. Tamara jako osoba dbająca o wykształcenie potomków Jana została także zaproszona.

- Twoja urocza przyjaciółka nie mogła się dzisiaj pojawić? – zagadał ją Antoni.
- Nie została zaproszona – starała się uciąć temat Tamara.
- Cóż za szkoda – westchnął Antoni – następnym razem szepnę Jankowi słowo w tym temacie. Widzę, że sama nudzisz się tutaj strasznie – dodał widząc minę rozmówczyni.

            Kolacja toczyła się w wesołej atmosferze. Tara i Anita robiły za kelnerki. Rudowłosa kobieta donosząc potrawy i napitki kręciła kusząco biodrami. Tamara mimowolnie spojrzała po jednym z takich „kursów” Tary na krocze siedzącego obok niej kupca. Widziała w nich wyraźne wybrzuszenie. Również mimowolnie zaczęła zastanawiać się jakie są szanse, że uczta przerodzi się w orgię.

- Pani Tamaro, jeśli jest pani zmęczona to może udać się na spoczynek – zasugerował jej szef oficjalnym tonem.
- Dziękuje Panu – odrzekła uprzejmie – tak też zrobię – dodała wykonując dyskretny ukłon – życzę  państwu i szanownym gościom udanej zabawy – rzekła zasuwając swoje krzesło.

            W rezydencji Tamara spała w czteroosobowym dormitorium. Znajdowały się w nim dwa piętrowe łóżka. Na jednym z nich spały Anita – na dole – i Tara – na górze. Na drugim miejsce na dole zajęła Tamara, a górna część pozostawała wolna. Zaraz po dotarciu do pomieszczenia udała się pod prysznic i natychmiastowo po nim położyła się spać.

Kolejnego dnia Tamara obudziła się wypoczęta. Inaczej wyglądała natomiast Anita, która sprawiała wrażenie ciężko czymś oburzonej, a Tary już nie było lub ciągle jeszcze nie było – w zależności od tego jak potoczyła się dalsza część wieczoru.

Sama guwernantka miała tego dnia wolne, jako że był weekend. W związku z tym postanowiła udać się na spotkanie z przyjaciółkami na mieście. Przybyć miały Jun i Lisa. Skutkiem będzie pewnie rozmowa o sytuacji brata panny Tao.

Jako pierwsza pojawiła się czarodziejka. Niska blondynka ubrana była w czarną pelerynę. Włosy opadały jej falami na plecy. Przy pasie zamocowaną miała pochwę na różdżkę.

- Hej! – przywitała Tamarę.
- Witaj – odpowiedziała panna Green.

            Nim zdążyły rozpocząć pogawędkę do knajpy, w której przebywały wkroczyła panna Tao. Dokładniej mówiąc najpierw wkroczył jej biust, który zdawał się jeszcze większy niż gdy kobiety widziały się lata temu w innym świecie. Dosłownie mówiąc.

            Tamara rzuciła się jej na szyję na powitanie. Jun odpowiedziała równie entuzjastyczną reakcją. Kiedy wreszcie się uspokoiły i usiadły drzwi knajpy otworzyły się po raz kolejny, lecz osoba, która weszła nie zwróciła na siebie ich uwagi.

- Opowiadaj jak chcesz wyciągnąć Lena z kicia! – rzekła z entuzjazmem Jun.

            Lisa uśmiechnęła się chytrze i machnęła ręką. Zamiast odpowiadać wzięła w dłoń kartę dań i napojów. Zmrużyła oczy i pogrążyła się w lekturze.

- Słyszałaś mnie? – dopytała Jun.
- Yhm…

            Dało się czuć rosnące wzburzenie Jun. Green natomiast skoncentrowana była na zamówieniu, które po chwili złożyła w imieniu całej trójki. Po czym machnęła jeszcze raz ręką aby dać znać najstarszej z całego grona koleżance aby nie odzywała się więcej.

- Co ty wyprawiasz? – syknęła po chwili Tamara.
- Jestem bardziej spostrzegawcza niż wy – odparła Lisa.
- Co przez to rozumiesz?! – warknęła wyraźnie już oburzona Jun.

            Lisa wyjęła ledwo dostrzegalnym ruchem wyjęła różdżkę i wykonała nią nieznaczny ruch pod peleryną. Nie wydarzyło się nic niezwykłego. Nim którakolwiek z dziewczyn zadała pytania, Lisa dała im znać oczami by zwróciły uwagę na drzwi.

            W ich stronę szedł właśnie mężczyzna, którą obie pozostałe dziewczyny rozpoznały bez trudu. Był to Jon van Ionescu we własnej osobie. Jego obecność tu z pewnością nie była bezinteresowna. Kiedy tylko wyszedł siedzący dwa stoliki od nich mężczyzna ruszył także w stronę drzwi. Jego mina zdradzała zaskoczenie. Z pewnością był podwładnym Jon.

- Pozbyliśmy się jednego nieproszonego gościa – szepnęła Lisa.
- Dwóch – poprawiła ją automatycznie Jun.
- Jednego – upierała się czarodziejka – jego przydupas był nieszkodliwy. Pozostał jeszcze jeden, ale sądzę, że jego nie pora jeszcze wypraszać.
- Skąd ten pomysł? – spytała Jun.
- Kto to jest? – dopytała Tamara rozglądając się bacznie po lokalu.
- Nie zwracaj na nas uwagi – Lisa dała jej znać aby nie rozglądała się tak ostentacyjnie – możemy teraz przejść do właściwej części rozmowy, jeszcze tylko chwilka – zakończyła tajemniczo.

            Nim interlokutorki zdążyły dopytać pojawiła się kelnerka, która niosła w ich stronę tacę z trzema daniami, trzema przekąskami i sporą butlą wina oraz kieliszkami dla każdej z nich. Lisa uśmiechnęła się promiennie.

- No to najpierw posiłek – zarządziła i nikt się jej nie sprzeciwiał.

            Jadły w większości w milczeniu. Wyjątkiem była sama Lisa, która przez cały czas szczebiotała na temat jej wrażeń z pobytu w Rumlandii. Kiedy w opowieści cofnęła się w czasie do momentu balu, na który poszła lata temu z Lenem, Jun zaczęła słuchać bardziej zaciekawiona.

- Ok, kiedy indziej zakończymy tę opowieść – rzekła kiedy skończyła jeść ku smutkowi panny Tao – teraz wam opowiem jak wybierzemy się do Norfdamu (…)

            Kiedy skończyła dała im znać aby zwróciły wzrok w stronę kąta, gdzie w samotności pił piwo mężczyzna, na którego do tej pory nie zwróciły uwagi.

            Był to czterdziestoletni mężczyzna. Zdawało się, że był brunetem, ale półmrok w jakim siedział utrudniał prawidłowe szacunki. Pomimo tego Tamara nie miała problemu by go rozpoznać.

- Antoni von Olbracht – szepnęła.

            Jun poruszyła się nerwowo. Kobieta widziała się z szlachcicem z Państwa Czarnej Wrony. Było to w chwili kiedy Tamara po raz pierwszy pojawiła się w domostwie Jana Kingescu. Jun towarzyszyła jej wtedy. Na prośbę Antoniego, Kingescu zaprosił Jun na herbatkę. Przez cały ten czas von Olbracht pochłaniał Jun wzrokiem i bawił rozmowa.

- Wpadł ci w oko, co? – zagadała Lisa.

            Jun nie odpowiedziała, pokryła się szkarłatem na policzkach. Tamara mimowolnie zapiszczała. Po czym sama pokryła się rumieńcami.

- Może się nam kiedyś przydać – stwierdziła Lisa – ja będę się zbierać, ale wy powinnyście z nim pogadać.
- Dobry pomysł – zgodziła się Tamara i ruszyła w stronę Antoniego.

            Po przywitaniu zajęła się krótką, uprzejmą rozmową w czasie, której mimowolnie zauważyła, że jest tutaj z koleżanką, którą tak bardzo chciał ponownie spotkać na przyjęciu. Następnie wróciła z nim do stolika Jun. Pogawędziła dla niepoznaki z nimi kilka minut, potem oznajmiła iż nastała pora aby wracała do rezydencji Kingescu.

            Jun i Antoni pożegnali ją uprzejmie, lecz zdawała sobie sprawę, że w rzeczywistości poczuli ulgę i cieszyli się, że mogą w spokoju pogadać. Ona sama szybko wróciła do rezydencji, gdzie ku własnemu zaskoczeniu nie spotkała ani Eleonory ani dzieci, o czym poinformował ją ogrodnik. Brak Jana nawet ją nie zdziwił.

            Ruszyła do swojego dormitorium, kiedy znalazła się pod drzwiami ze zdziwieniem odnotowała jęki dochodzące ze środka. Jej myśli błyskawicznie popłynęły do wycieczki jaką z przyjaciółkami odbyła po zakończeniu studiów. To tam poznała miłość swojego życia, która obecnie przebywa na pograniczu Czarnolasu i Rumlandii. Wróciła myślami do rezydencji. Nie potrafiła rozpoznać, która z dziewczyn znajduje się w środku. Tara zdawała się bardziej odważna, jednak…

            Próbowała zajrzeć przez dziurkę od klucza. Ku własnemu zaskoczeniu odkryła, że była zatkana. Delikatnym ruchem sięgnęła po klamkę. Serce jej biło szybciej niż zwykle. Dłoń drżała, a oddech stał płytszy. Wzięła głęboki wdech i postarała się uspokoić. Kiedy udało jej się – gorzej lub lepiej – nacisnęła delikatnie klamkę. Nie otworzyła jednak ich natychmiast. Zrobiła to dopiero po chwili i zerknęła jednym okiem wewnątrz.

            Widok sprawił, że omal znowu nie zapiszczała. Dojrzała bowiem Tarę znajdującą się na czworakach z twarzą w stronę wejścia. Za nią znajdował się natomiast sam pan domu. Co więcej ściskał jej biodra, pracując przy tym niezwykle szybko i rytmicznie własnymi.

            Poczuła jak robi jej się gorąco. Pierwszy raz widziała z bliska takie pieprzenie. Zrobiła jej się jeszcze cieplej, kiedy mężczyzna pochwycił w jedną dłoń bujne rude włosy kobiety, a w drugą mocno ścisnął lewą pierś służki. Pociągnął za włosy, a Tara wygięła się w jego stronę. Westchnęła. Kwestią sporną pozostawało czy z bólu czy rozkoszy.

- Nieładnie tak podglądać – rozległ się kobiecy szept.

            Obejrzała się gwałtownie w tamtą stronę. Przed nią stała Anita ubrana tylko w szlafrok. W dłoni trzymała ręcznik.

- A ty chciałaś tam tak po prostu wejść? – spytała Tamara, która wciąż głęboko wdychała powietrze do płuc i wypuszczała je równie ciężko.
- Nooo, teraz to nie wypada – żachnęła się Anita i położyła dłoń na dłoni Tamary, która wciąż spoczywała na klamce. Pomogła jej zamknąć drzwi. – Nie przeszkadzajmy panu domu w ciężkiej pracy – zachichotała pod nosem.
- Zgoda – przytaknęła Tamara.
- Idziesz ze mną? – spytała Anitka.
- Nie, dzięki.

            Służka zrobiła urażoną minę, lecz po kilkunastu sekundach uśmiechnęła się i ruszyła w stronę kuchni. Tamara postanowiła to wykorzystać. Ruszyła w stronę części „biznesowej”. Tego dnia tylko rozejrzała się po niej i zanotowała gdzie co się znajduje, lecz kolejnego dnia zaczęła przeglądać różne dokumenty.

            Była już po przeglądaniu dokumentów i szła w stronę wyjścia, kiedy do gabinetu wszedł Jan Kingescu we własnej osobie. Od mężczyzny dało się czuć zapach alkoholu.

- Czego tu szukasz?
- Pana – skłamała Tamara.
- Po co?
- Po to po co odwiedzasz Tarę.
- Coo?
- Widziałam was razem, a ja jestem wyposzczona – odparła poniekąd zgodnie z prawda.

            Dalszy przebieg zdarzeń był taki jak zaplanował Jon van Ionescu. Tamara została kochanką Jana. Jedną z wielu, lecz jedyną na wyższym poziomie. Stała się dla niego kimś innym niż Tara, z którą łączył go tylko wyuzdany seks czy masą dziwek jakie odwiedzał wcześniej udając się gdziekolwiek w interesach.

- Dlaczego nie masz przedrostka van? – zagadała go Tamara leżąc w jego objęciach jednego z kolejnych dni.
- Przez intrygę jednego z przodków – odparł zagadkowo.
- To znaczy?
- Trzy pokolenia temu, ówczesny król miał kilkoro dzieci. Najstarsze z nich było kompletnym imbecylem, jednak to właśnie on był prawowitym sukcesorem króla, a zaraz jego ulubionym dzieciakiem. Postanowił wyciąć mu konkurencję. Mój bezpośredni przodek przykładowo pozbawiony szlachectwa.
- Szkoda – westchnęła Tamara.
- Niepotrzebnie – odparł Kingescu – to właśnie dzięki temu zdobyliśmy fortunę.

            Dzięki romansowi Tamara zdobyła dostęp do gabinetów Jana. Tara i Anita szybko połapały się w czym rzecz, ale chcąc zachować pracę nie komentowały tego zbyt głośno. Tamara z kolei mogła dowoli przeszukiwać.

            Kilka dni później dostała wezwanie na spotkanie ze swoim prawdziwym szefem. Jon van Ionescu oczekiwał ją w parku przed siedziba władcy. Ubrany był płaszcz, który przypominał odzienie jakie miała na sobie Lisa podczas spotkania, na którym przedstawiła plan wydobycia Lena z lochów niezdobytej twierdzy w Norfdamie.

- Jak idą nasze sprawy? – spytał prosto z mostu.
- W pewnych aspektach dobrze – zaczęła siląc się na optymizm.
- Chuj mnie obchodzi jak dogadza twojej cipie – uniósł się niespodziewanie Jon.
- Spokojnie – Tamara uniosła ręce w obronnym geście.

            Szef wywiadu jeszcze przez jakiś czas dyszał ciężko.

- To jak wyglądają nasze właściwe… interesy?
- Mam pełny dostęp do jego gabinetów…
- … brzmi obiecująco – wszedł jej w zdanie Jon.
- Niestety nic tam nie znalazłem.
- Kurwa!

            Tamara nie spodziewała się aż tak gwałtownej reakcji. Dało jej to do zrozumienie, że van Ionescu nie potrafi odnieść większych sukcesów w swojej branży. Po chwili stwierdziła, że być może braknie mu także mniejszych czy jakichkolwiek sukcesów. Postanowił tego nie komentować, dla własnego komfortu i bezpieczeństwa.

- Może ma jakieś papiery gdzieś indziej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz