Rozdział 17
Pod przykrywką
Jan
Kingescu był bardzo zapracowanym człowiekiem. Jako jeden z najbogatszych ludzi
w stolicy zajmował się prowadzeniem swoich interesów niemal przez cały dzień. W
domu, a właściwie rezydencji, pojawiał się często wyłącznie na noc. Z tego też
powodu Tamara nie miała dotąd możliwości zapoznać się bliżej ze swoim szefem.
Zupełnie
inaczej sprawa miała się z jego żoną Eleonorą. Ponad czterdziestoletnia – nikt nie
znał jej dokładnego wieku – kobieta całe dnie spędzała w domu. Zdawała się
znudzona życiem i pozbawiona rozrywek. W związku z tym często towarzyszyła
jednemu z trójki swoich dzieci podczas ich lekcji z Tamarą. Mawiała, że
edukacja to jedyne względnie ciekawe zajęcie jakie pozostało jej w życiu.
Obowiązki domowe wypełniała bowiem dla niej służba, którą jej mąż chętnie
zatrudniał do wyręczania pani domu w obowiązkach.
Poza
Tamarą w rezydencji pracowały też służki Tara i Anita, cudzoziemiec ogrodnik Dimitrij
i jego bracia kucharz Ivan i Sasza.
Tara była
trzydziestojednoletnią rudowłosą kobietą. Miała szare oczy i brwi bardziej
pasujące do szatynki niż osoby rudowłosej. Odznaczała się raczej blada karnacją
co wskazywało na jej pochodzenie z północnych obszarów kraju niż stolicy. Tym
co najbardziej przyciągało uwagę w jej wyglądzie były jej jędrne piersi, które
lubiła eksponować poprzez ubieranie ciuchów z dużym dekoltem.
Anita była z kolei
bardziej opalona i pochodziła ze stolicy z dziada pradziada. Jej rodzina
podobno była kiedyś stosunkowo bogata, lecz utraciła cały majątek i pozycję
kilkanaście lat przed narodzinami dziewczyny. Sama Anita skończyła niedawno
osiemnaście lat i wraz z Tamarą była najmłodszą osobą zatrudnioną w rezydencji
państwa Kingescu. Dziewczyna miała długie, czarne włosy, które na ogół
związywała w czarną końską kitę. Była średniego wzrostu, szczupłą nastolatką o
niezbyt dużym biuście i rysach twarzy, które sprawiały, że wyglądała jak
prawdziwa seksbomba.
Trójka
pochodzących z Republiki Kozackiej braci była do siebie bardzo podobno. Wszyscy
byli wysocy – mierzący około 190 centymetrów – szerocy w barach i postawnie
zbudowani. Różniły ich wyłącznie fryzury. Ogrodnik był tak krótko ostrzyżony,
że patrząc z daleka można było uznać, iż jest łysy. Ivan miał średniej długości
włosy, które sprawiały wrażenie jakby nigdy nie widziały grzebienia. Z tego też
powodu uchodził za najbrzydszego z całej trójki. Ostatni z nich Sasza nosił
natomiast tradycyjną kozacką kitę. Poza nią resztę głowy miał wygoloną na łyso.
Po
tygodniu pracy Tamara w końcu natrafiła na swojego szefa. Świętował podpisanie
umowy z jakimś wyjątkowo ważnym i bogatym kontrahentem. Z tej okazji kazał
przygotować uroczystą kolację. Ivan i Sasza od południa trudnili się
przyrządzaniem dzika.
- Dziwi mnie, że nie zatrudniła pani
kamerdynera – powiedziała Tamara do pani Eleonory pomagając jej ubrać się w
strój wieczorowy.
- Poprzedni odszedł pół roku temu –
odpowiedziała Kingescu.
- Nie chciała pani zatrudnić nowego?
- Chciałam, ale mąż jest temu przeciwny –
powiedziała tonem kończącym dyskusję.
Na
kolację poza gospodarzem, jego żoną i dziećmi przybyło także kilkoro przyjaciół
pana domu. Wśród nich znalazł się Antoni von Olbracht. Poza nim pojawiło się
kilkoro kupców oraz matka Elonory. Tamara jako osoba dbająca o wykształcenie
potomków Jana została także zaproszona.
- Twoja urocza przyjaciółka nie mogła się
dzisiaj pojawić? – zagadał ją Antoni.
- Nie została zaproszona – starała się
uciąć temat Tamara.
- Cóż za szkoda – westchnął Antoni –
następnym razem szepnę Jankowi słowo w tym temacie. Widzę, że sama nudzisz się
tutaj strasznie – dodał widząc minę rozmówczyni.
Kolacja
toczyła się w wesołej atmosferze. Tara i Anita robiły za kelnerki. Rudowłosa
kobieta donosząc potrawy i napitki kręciła kusząco biodrami. Tamara mimowolnie
spojrzała po jednym z takich „kursów” Tary na krocze siedzącego obok niej
kupca. Widziała w nich wyraźne wybrzuszenie. Również mimowolnie zaczęła
zastanawiać się jakie są szanse, że uczta przerodzi się w orgię.
- Pani Tamaro, jeśli jest pani zmęczona to
może udać się na spoczynek – zasugerował jej szef oficjalnym tonem.
- Dziękuje Panu – odrzekła uprzejmie – tak
też zrobię – dodała wykonując dyskretny ukłon – życzę państwu i szanownym gościom udanej zabawy –
rzekła zasuwając swoje krzesło.
W
rezydencji Tamara spała w czteroosobowym dormitorium. Znajdowały się w nim dwa
piętrowe łóżka. Na jednym z nich spały Anita – na dole – i Tara – na górze. Na
drugim miejsce na dole zajęła Tamara, a górna część pozostawała wolna. Zaraz po
dotarciu do pomieszczenia udała się pod prysznic i natychmiastowo po nim
położyła się spać.
Kolejnego dnia Tamara
obudziła się wypoczęta. Inaczej wyglądała natomiast Anita, która sprawiała
wrażenie ciężko czymś oburzonej, a Tary już nie było lub ciągle jeszcze nie
było – w zależności od tego jak potoczyła się dalsza część wieczoru.
Sama guwernantka miała
tego dnia wolne, jako że był weekend. W związku z tym postanowiła udać się na
spotkanie z przyjaciółkami na mieście. Przybyć miały Jun i Lisa. Skutkiem
będzie pewnie rozmowa o sytuacji brata panny Tao.
Jako pierwsza pojawiła
się czarodziejka. Niska blondynka ubrana była w czarną pelerynę. Włosy opadały
jej falami na plecy. Przy pasie zamocowaną miała pochwę na różdżkę.
- Hej! – przywitała Tamarę.
- Witaj – odpowiedziała panna Green.
Nim
zdążyły rozpocząć pogawędkę do knajpy, w której przebywały wkroczyła panna Tao.
Dokładniej mówiąc najpierw wkroczył jej biust, który zdawał się jeszcze większy
niż gdy kobiety widziały się lata temu w innym świecie. Dosłownie mówiąc.
Tamara
rzuciła się jej na szyję na powitanie. Jun odpowiedziała równie entuzjastyczną
reakcją. Kiedy wreszcie się uspokoiły i usiadły drzwi knajpy otworzyły się po
raz kolejny, lecz osoba, która weszła nie zwróciła na siebie ich uwagi.
- Opowiadaj jak chcesz wyciągnąć Lena z
kicia! – rzekła z entuzjazmem Jun.
Lisa
uśmiechnęła się chytrze i machnęła ręką. Zamiast odpowiadać wzięła w dłoń kartę
dań i napojów. Zmrużyła oczy i pogrążyła się w lekturze.
- Słyszałaś mnie? – dopytała Jun.
- Yhm…
Dało
się czuć rosnące wzburzenie Jun. Green natomiast skoncentrowana była na
zamówieniu, które po chwili złożyła w imieniu całej trójki. Po czym machnęła
jeszcze raz ręką aby dać znać najstarszej z całego grona koleżance aby nie
odzywała się więcej.
- Co ty wyprawiasz? – syknęła po chwili
Tamara.
- Jestem bardziej spostrzegawcza niż wy –
odparła Lisa.
- Co przez to rozumiesz?! – warknęła wyraźnie
już oburzona Jun.
Lisa
wyjęła ledwo dostrzegalnym ruchem wyjęła różdżkę i wykonała nią nieznaczny ruch
pod peleryną. Nie wydarzyło się nic niezwykłego. Nim którakolwiek z dziewczyn
zadała pytania, Lisa dała im znać oczami by zwróciły uwagę na drzwi.
W
ich stronę szedł właśnie mężczyzna, którą obie pozostałe dziewczyny rozpoznały
bez trudu. Był to Jon van Ionescu we własnej osobie. Jego obecność tu z
pewnością nie była bezinteresowna. Kiedy tylko wyszedł siedzący dwa stoliki od
nich mężczyzna ruszył także w stronę drzwi. Jego mina zdradzała zaskoczenie. Z
pewnością był podwładnym Jon.
- Pozbyliśmy się jednego nieproszonego
gościa – szepnęła Lisa.
- Dwóch – poprawiła ją automatycznie Jun.
- Jednego – upierała się czarodziejka –
jego przydupas był nieszkodliwy. Pozostał jeszcze jeden, ale sądzę, że jego nie
pora jeszcze wypraszać.
- Skąd ten pomysł? – spytała Jun.
- Kto to jest? – dopytała Tamara
rozglądając się bacznie po lokalu.
- Nie zwracaj na nas uwagi – Lisa dała jej
znać aby nie rozglądała się tak ostentacyjnie – możemy teraz przejść do
właściwej części rozmowy, jeszcze tylko chwilka – zakończyła tajemniczo.
Nim
interlokutorki zdążyły dopytać pojawiła się kelnerka, która niosła w ich stronę
tacę z trzema daniami, trzema przekąskami i sporą butlą wina oraz kieliszkami
dla każdej z nich. Lisa uśmiechnęła się promiennie.
- No to najpierw posiłek – zarządziła i
nikt się jej nie sprzeciwiał.
Jadły
w większości w milczeniu. Wyjątkiem była sama Lisa, która przez cały czas
szczebiotała na temat jej wrażeń z pobytu w Rumlandii. Kiedy w opowieści
cofnęła się w czasie do momentu balu, na który poszła lata temu z Lenem, Jun
zaczęła słuchać bardziej zaciekawiona.
- Ok, kiedy indziej zakończymy tę opowieść
– rzekła kiedy skończyła jeść ku smutkowi panny Tao – teraz wam opowiem jak
wybierzemy się do Norfdamu (…)
Kiedy
skończyła dała im znać aby zwróciły wzrok w stronę kąta, gdzie w samotności pił
piwo mężczyzna, na którego do tej pory nie zwróciły uwagi.
Był
to czterdziestoletni mężczyzna. Zdawało się, że był brunetem, ale półmrok w
jakim siedział utrudniał prawidłowe szacunki. Pomimo tego Tamara nie miała
problemu by go rozpoznać.
- Antoni von Olbracht – szepnęła.
Jun
poruszyła się nerwowo. Kobieta widziała się z szlachcicem z Państwa Czarnej
Wrony. Było to w chwili kiedy Tamara po raz pierwszy pojawiła się w domostwie
Jana Kingescu. Jun towarzyszyła jej wtedy. Na prośbę Antoniego, Kingescu
zaprosił Jun na herbatkę. Przez cały ten czas von Olbracht pochłaniał Jun
wzrokiem i bawił rozmowa.
- Wpadł ci w oko, co? – zagadała Lisa.
Jun
nie odpowiedziała, pokryła się szkarłatem na policzkach. Tamara mimowolnie
zapiszczała. Po czym sama pokryła się rumieńcami.
- Może się nam kiedyś przydać –
stwierdziła Lisa – ja będę się zbierać, ale wy powinnyście z nim pogadać.
- Dobry pomysł – zgodziła się Tamara i
ruszyła w stronę Antoniego.
Po
przywitaniu zajęła się krótką, uprzejmą rozmową w czasie, której mimowolnie
zauważyła, że jest tutaj z koleżanką, którą tak bardzo chciał ponownie spotkać na
przyjęciu. Następnie wróciła z nim do stolika Jun. Pogawędziła dla niepoznaki z
nimi kilka minut, potem oznajmiła iż nastała pora aby wracała do rezydencji
Kingescu.
Jun
i Antoni pożegnali ją uprzejmie, lecz zdawała sobie sprawę, że w rzeczywistości
poczuli ulgę i cieszyli się, że mogą w spokoju pogadać. Ona sama szybko wróciła
do rezydencji, gdzie ku własnemu zaskoczeniu nie spotkała ani Eleonory ani
dzieci, o czym poinformował ją ogrodnik. Brak Jana nawet ją nie zdziwił.
Ruszyła
do swojego dormitorium, kiedy znalazła się pod drzwiami ze zdziwieniem odnotowała
jęki dochodzące ze środka. Jej myśli błyskawicznie popłynęły do wycieczki jaką
z przyjaciółkami odbyła po zakończeniu studiów. To tam poznała miłość swojego
życia, która obecnie przebywa na pograniczu Czarnolasu i Rumlandii. Wróciła
myślami do rezydencji. Nie potrafiła rozpoznać, która z dziewczyn znajduje się
w środku. Tara zdawała się bardziej odważna, jednak…
Próbowała
zajrzeć przez dziurkę od klucza. Ku własnemu zaskoczeniu odkryła, że była
zatkana. Delikatnym ruchem sięgnęła po klamkę. Serce jej biło szybciej niż
zwykle. Dłoń drżała, a oddech stał płytszy. Wzięła głęboki wdech i postarała
się uspokoić. Kiedy udało jej się – gorzej lub lepiej – nacisnęła delikatnie
klamkę. Nie otworzyła jednak ich natychmiast. Zrobiła to dopiero po chwili i
zerknęła jednym okiem wewnątrz.
Widok
sprawił, że omal znowu nie zapiszczała. Dojrzała bowiem Tarę znajdującą się na
czworakach z twarzą w stronę wejścia. Za nią znajdował się natomiast sam pan
domu. Co więcej ściskał jej biodra, pracując przy tym niezwykle szybko i
rytmicznie własnymi.
Poczuła
jak robi jej się gorąco. Pierwszy raz widziała z bliska takie pieprzenie.
Zrobiła jej się jeszcze cieplej, kiedy mężczyzna pochwycił w jedną dłoń bujne
rude włosy kobiety, a w drugą mocno ścisnął lewą pierś służki. Pociągnął za
włosy, a Tara wygięła się w jego stronę. Westchnęła. Kwestią sporną pozostawało
czy z bólu czy rozkoszy.
- Nieładnie tak podglądać – rozległ się
kobiecy szept.
Obejrzała
się gwałtownie w tamtą stronę. Przed nią stała Anita ubrana tylko w szlafrok. W
dłoni trzymała ręcznik.
- A ty chciałaś tam tak po prostu wejść? –
spytała Tamara, która wciąż głęboko wdychała powietrze do płuc i wypuszczała je
równie ciężko.
- Nooo, teraz to nie wypada – żachnęła się
Anita i położyła dłoń na dłoni Tamary, która wciąż spoczywała na klamce.
Pomogła jej zamknąć drzwi. – Nie przeszkadzajmy panu domu w ciężkiej pracy –
zachichotała pod nosem.
- Zgoda – przytaknęła Tamara.
- Idziesz ze mną? – spytała Anitka.
- Nie, dzięki.
Służka
zrobiła urażoną minę, lecz po kilkunastu sekundach uśmiechnęła się i ruszyła w
stronę kuchni. Tamara postanowiła to wykorzystać. Ruszyła w stronę części „biznesowej”.
Tego dnia tylko rozejrzała się po niej i zanotowała gdzie co się znajduje, lecz
kolejnego dnia zaczęła przeglądać różne dokumenty.
Była
już po przeglądaniu dokumentów i szła w stronę wyjścia, kiedy do gabinetu
wszedł Jan Kingescu we własnej osobie. Od mężczyzny dało się czuć zapach
alkoholu.
- Czego tu szukasz?
- Pana – skłamała Tamara.
- Po co?
- Po to po co odwiedzasz Tarę.
- Coo?
- Widziałam was razem, a ja jestem
wyposzczona – odparła poniekąd zgodnie z prawda.
Dalszy
przebieg zdarzeń był taki jak zaplanował Jon van Ionescu. Tamara została
kochanką Jana. Jedną z wielu, lecz jedyną na wyższym poziomie. Stała się dla
niego kimś innym niż Tara, z którą łączył go tylko wyuzdany seks czy masą
dziwek jakie odwiedzał wcześniej udając się gdziekolwiek w interesach.
- Dlaczego nie masz przedrostka van? –
zagadała go Tamara leżąc w jego objęciach jednego z kolejnych dni.
- Przez intrygę jednego z przodków –
odparł zagadkowo.
- To znaczy?
- Trzy pokolenia temu, ówczesny król miał
kilkoro dzieci. Najstarsze z nich było kompletnym imbecylem, jednak to właśnie
on był prawowitym sukcesorem króla, a zaraz jego ulubionym dzieciakiem.
Postanowił wyciąć mu konkurencję. Mój bezpośredni przodek przykładowo
pozbawiony szlachectwa.
- Szkoda – westchnęła Tamara.
- Niepotrzebnie – odparł Kingescu – to właśnie
dzięki temu zdobyliśmy fortunę.
Dzięki
romansowi Tamara zdobyła dostęp do gabinetów Jana. Tara i Anita szybko połapały
się w czym rzecz, ale chcąc zachować pracę nie komentowały tego zbyt głośno.
Tamara z kolei mogła dowoli przeszukiwać.
Kilka
dni później dostała wezwanie na spotkanie ze swoim prawdziwym szefem. Jon van
Ionescu oczekiwał ją w parku przed siedziba władcy. Ubrany był płaszcz, który
przypominał odzienie jakie miała na sobie Lisa podczas spotkania, na którym
przedstawiła plan wydobycia Lena z lochów niezdobytej twierdzy w Norfdamie.
- Jak idą nasze sprawy? – spytał prosto z
mostu.
- W pewnych aspektach dobrze – zaczęła siląc
się na optymizm.
- Chuj mnie obchodzi jak dogadza twojej
cipie – uniósł się niespodziewanie Jon.
- Spokojnie – Tamara uniosła ręce w
obronnym geście.
Szef
wywiadu jeszcze przez jakiś czas dyszał ciężko.
- To jak wyglądają nasze właściwe…
interesy?
- Mam pełny dostęp do jego gabinetów…
- … brzmi obiecująco – wszedł jej w zdanie
Jon.
- Niestety nic tam nie znalazłem.
- Kurwa!
Tamara
nie spodziewała się aż tak gwałtownej reakcji. Dało jej to do zrozumienie, że
van Ionescu nie potrafi odnieść większych sukcesów w swojej branży. Po chwili
stwierdziła, że być może braknie mu także mniejszych czy jakichkolwiek
sukcesów. Postanowił tego nie komentować, dla własnego komfortu i
bezpieczeństwa.
- Może ma jakieś papiery gdzieś indziej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz