"Jesteśmy fanatykami, bo tylko fanatycy umieją dokonać wielkich rzeczy. Nienawidzimy kompromisu: jest to nie tylko cechą młodości naszej, ale ducha czasów, w których żyjemy."Jan Mosdorf
Rozdział 4
Zamachy
Pobyt
pułkownika van Nicolescu, księcia Filipa i jego świty coraz bardziej ciążył ich
gospodarzowi. Chan wymagał żeby ci podjęli realną działalność zamiast
nieustannego spiskowania. Podjudzeni zachowaniem władcy Ordy, mężczyźni
opracowywali powoli plan. Wobec tego zbierali się jeszcze częściej na debaty w
komnacie wygnanego następcy tronu.
Podczas
jednego z ostatnich spotkań, w których uczestniczyła też żona Denisa - Anna -
doszli wreszcie do konkretów co powinno zadowolić Tuhaja.
- Musimy działać precyzyjnie - mówił Filip - nie
możemy sobie pozwolić na uchybienia, musimy wykorzystać nasz skromny potencjał
w stu procentach.
- Tylko jak to zrobić? - zastanawiał się Denis.
- Tata zrobiłby to tak żeby ich zabolało najmocniej
jak tylko będzie to możliwe - powiedziała żona oficera.
Filip
spojrzał wtedy na nią swoimi smutnymi od kilku dni oczyma. Odkąd chan zaczął
naciskać na działania, spał coraz mniej. Był też nerwowy, wybuchowy i stale
rozdrażniony.
- Mam pomysł - rzekł van Nicolescu - nie dosięgniemy
Marca i jego świty. Najważniejsze psy też będą dobrze chronione po tym co
spotkało generałów w ostatniej bitwie.
Wieść
o tragicznej śmierci prawie wszystkich najwyższych oficerów armii Marca,
dotarła do Filipa i jego obstawy dopiero przedwczoraj. Informacja ucieszyła
całą grupę emigracyjną i natchnęła ich motywacją do bardziej wytrwałej pracy.
Uwierzyli też, że czasami przypadek potrafi obrócić spojrzenie na pewne kwestie
o 180 stopni. Od tamtej pory każdy poza księciem, uśmiechał się częściej.
- Mamy na terytorium Ordy kogoś - zaczął tajemniczo
Denis - kogo możemy zamordować bez żadnych problemów. Są to osoby ważne dla
kobiet ważnych w Rumlandii, dla ważnych osób. Wiecie kogo mam na myśli?
- Nie - zaprzeczyła Anna, a Filip zaprzeczył ruchem
głowy.
- Rodzina sióstr Namada wydaje się dobrym celem na
początek - oznajmił pułkownik.
Oczy
Filipa nagle stały się dużo bardziej radosne. Oblicze jego twarzy nabrała barw
- do tej pory było blade jak kreda. Zacisnął dłoń w pięść i uderzył nią w stół,
śmiejąc się przy tym głośno.
- TO JEST TO! - ryknął szczęśliwy - że też na to
wcześniej nie wpadliśmy!
- Jest tylko jeden problem - wtrąciła ostrożnie
Rozwarta Dama.
- Jaki?
- Są ORDYNKAMI - powiedziała kładąc odpowiedni
akcent na właściwym słowie.
Książę
znów zasępił się na chwilę. Przez moment można było odnieść wrażenie, że ma
zamiar się poddać i oddać w "brudne łapy uzurpatora" - jak mówiono tu
powszechnie o Marcu.
Denis
martwił się stanem psychicznym swojego pana, w związku z tym pragnął za wszelką
ceną dopełnić tą misję - przy okazji mógłby się odegrać na Lenie Tao. Tej
ostatniej motywacji nie mogło mu nic zastąpić. Jego nienawiść do złotookiego
kapitana zwiększała się z każdym dniem spędzonym poza krajem. Gdyby miał
sposobność rzuciłby wyzwanie tej "podłej, małej kreaturze", wtedy
byłby w stanie zakończyć jego życie w odpowiedni sposób. Teraz miał okazję żeby
uderzyć w niego pośrednio. Takiej okazji nie można było wypuścić z rąk, nawet
za cenę utraty względów chana i jego dworu.
- Zajmę się tym - oświadczył i wyszedł.
Denis
ruszył żywym krokiem w kierunku sali tronowej Tuchaja. Po drodze znów naszły go
dziwne myśli, dotyczące jego żony. "A co jak mnie zdradzi z księciem?
Dlaczego zostawiłem ją z nim sam na sam?". Przyznać trzeba, że po ostatnim
akcie furii, Anna wyznała mężowi, że nie zdradziła go jeszcze nigdy, ale jeżeli
jeszcze raz ją skrzywdzi to zrobi to na jego oczach. Tej zniewagi nie mógł
puścić jej płazem, lecz nie mógł też jej znów uderzyć. Nie chciał dać jej
powodów do zrealizowania swojej groźby. W końcu po dwóch dniach, udało mu się
ją przebłagać i uzyskać wybaczenie, ale od tej pory wiedział już, że to ona
jest stroną dominującą w ich związku. Czasami wracał znów do myślenia, co by było
gdyby nie został przymuszony do poślubienia jej. Wtedy próbował zmienić tor
myślenia na refleksję nad zdradą swojego jedynego syna Eustachego oraz jego
zdrady.
- Otaczają mnie sami zdrajcy - mruknął sam do
siebie, minął kolejnych wartowników i znalazł się przy wejściu do odpowiedniej
komnaty.
- Czego chcesz? - warknął do niego nieprzyjemnym
tonem wartownik.
Denis
znał już tego człowieka. Nazywał się Ahmed Isajelwowicz. Pochodził ze
zubożałego rodu szlacheckiego i musiał trudnić się strzeżeniem swojego władcy,
dzięki czemu jego rodzina mogła administrować dość dużą wioską na zachodzie
Ordy. Ahmed miał podłe usposobienie i niezbyt wyszukane maniery. Zwykle,
wieczorami można go było spotkać w knajpach, gdzie pił na umór i uganiał się za
dziewkami - nie raz zmuszając je do obcowania z sobą i nie tylko tego... Raz
podczas gonitwy z przydrożną dziwką, wpadł na dygnitarza z innego państwa. Wdał
się wtedy z nim w przepychankę i nieco zbyt dotkliwie pobił. Fatik, syn chana
wpadł w szał, kiedy się o tym dowiedział - zastępował ojca, będącego na
zagranicznej wizycie - rozkazał wychłostać wartownika. Wykonujący to zadanie
żołnierz postąpił nieco nadgorliwie i w konsekwencji tego Ahmedowi pozostała
okropna szrama od lewego ramienia, przez szyję, brodę, aż po prawe ucho.
- Do chana - odrzekł lekko zasapany Denis.
- Idź.
Wrota
otworzyły się i pułkownik wszedł do sali tronowej. W środku był tylko chan oraz dwóch jego synów
- tak przynajmniej pomyślał oficer zaraz po wejściu. Po chwili zauważył, że w
kontach i za tronem stoją uzbrojeni wartownicy.
- Witaj chanie - przywitał się Denis z głębokim
ukłonem - mam zaszczyt i śmiałość żeby zakomunikować ci o tym, że zaczynamy z
Jego Książęcą Wysokością realizować Twoje chanie, nasz dobrodzieju wytyczne.
- Co to znaczy?
- Potrzebujemy pozwolenia od Twojej chańskiej osoby
na zlikwidowanie kilka Ordyńców.
- Co?! - ryknął Misahar.
Tuchaj
uciszył go ruchem dłoni. Spojrzał przenikliwie na interesanta. Złączył ręce w
pałąk i ułożył je na jedwabiu, swoich czerwonych szat, wysadzanych drogimi
kamieniami - pułkownik rozpoznał wśród nich rubiny i szafiry.
- Dlaczego miałbym pozwolić zabijać moich obywateli?
- spytał w końcu - Czyż to nie ja goszczę was, kiedy inni wydaliby was na
stracenie? Czy to nie z reżimem we własnym kraju macie walczyć? - zadawał
kolejne pytania.
- Właśnie dlatego zwracamy się do ciebie panie z
prośbą - odpowiadał spokojnie i powoli, ważąc każde słowo van Nicolescu - te
osoby to rodzina bliskich współpracownic naszych wrogów.
Oczy
chana zaiskrzyły. Uniósł dłoń i gestem zachęcił Denisa do podejścia. Ten
posłusznie niczym pies, wykonał polecenie. Ściszył głos do minimum i rzekł:
- Nazwiska...
- Namada i cała rodzina.
Chan
skinął głową i powiedział do stojącego po jego prawej stronie Mustafy.
- Wezwij Fatika, on od dawna czeka na sposobność do
zabicia zdrajców, a teraz mamy pretekst do likwidacji ich rodziny - powiedział
chłodno - karz wysłać listy do sióstr, napisz że jeśli się nie stawią na mym
dworze za tydzień, to ich rodziny zginą. Mimo to, przydziel Fatikowi dwudziestu
ludzi, niech idzie z naszymi gośćmi. Każdy kto przeciwstawi się władzy chana ma
zostać zgładzony - wygłaszał polecenia synowi - żołnierzu - zwrócił się do
Denisa - kiedy wyruszacie?
- Jak tylko zdobędziemy adresy.
- Mój syn was poprowadzi jutro rano. Idź już.
- Dzięki ci wielki chanie, władco wspaniały -
rozradował się oficer.
Z
sali wyszedł uradowany jak nigdy - odkąd przybył do Ordy. Prawie, że pobiegł do
komnaty swojego ukochanego księcia i swojej żony. Gdy tylko tam wbiegł, stanął
na baczność i wysapał:
- Jutro ruszamy!
- Dokąd? - spytała Anna.
- Likwidować rodziną Namad - odparł z dumą.
- Wy zostajecie ze mną - oznajmił dobitnie Filip -
nie mogę was puścić, pan van Nordescu polecił mi bym trzymał was blisko mnie,
gdyż tak na prawdę, gdy chan zobaczy, że nie mamy już prawie poparcia wśród
możnowładców w kraju, może zechcieć uprzykrzyć nam życie i wydalić z pałacu.
- Kto, więc pójdzie? - spytał rozczarowany Denis -
chan śle swojego syna plus dwudziestu wojów, a my?
- Jeśli pójdzie aż tylu Ordyńców, sądzę że połowa
naszej straży powinna starczyć.
- Zaraz wydam rozkazy Wasza Miłość.
- Wspaniale.
Denis
i Rozwarta Dama, wyszli z komnaty władcy. Natychmiast po wyjściu zastąpiło ich
tam troje wartowników - w tym jeden Ordyniec. Chan uparł się bowiem, że nie
może pozostawić swojego gościa bez należytej ochrony, Denis podejrzewał jednak,
iż chodzi o śledzenie i kontrolowanie Filipa. Nie mógł, jednak nic z tym
zrobić, więc chcąc, nie chcąc poszedł z żoną do swojego pokoju.
Tego
dnia już nic nie mogło popsuć humoru Denisa. Jako starego żołnierza, śmierć
rodziny zdrajczyń nie robiła na nim żadnego wrażenia, co innego Anna.
Przyzwyczajona do praworządności i sprawiedliwości na dworze ojca, nie wyrażała
aprobaty dla poczynań męża. Chodziła cały dzień znowu smutna i nadąsana.
Podczas obiadu nic nie tknęła. Denis nie przyzwyczajony do takich zachowań i
babskich fochów, spytał jej wreszcie wieczorem:
- O co ci chodzi?
- O nic - odparła z wyrzutem.
- Jesteś zła?
- Nie.
- To co ci? - warknął.
- Nic.
Odpowiedzi
Anny nie potrafiły naprowadzić go na właściwy tok myślenia o całym zajściu.
Naszły go za to wątpliwości co do relacji między nimi. Spojrzał na żonę.
Siedziała
przed lustrem i sama szczotkowała swoje długie włosy, była to pewnego rodzaju
nowość gdyż do tej chwili zwykle robiła to ich służąca Iza. Niestety teraz nie
mogła tego robić, dlatego że Ordyńcy udowodnili pułkownikowi, iż jest ona
szpiegiem obcego mocarstwa. W związku z tym Denis pozwolił im zabrać ją na
przesłuchania, nie mówiąc o tym nic żonie. Kiedy Iza zniknęła powiedział jej
tylko, że pewnie uciekła.
Anna
van Nicolescu już od pewnego czasu nie zajmowała się swoją fryzurą. Denis zdał
sobie z tego sprawę dopiero po chwili. Tak długo się w nią wpatrywał, że
stracił kontakt z rzeczywistością. Zdecydowanie zbyt bardzo spodobała mu się
zwiewna sukienka z dwoma wcięciami po bokach, którą obecnie miała ubrana jego
żona.
- Podobam ci się? - spytała.
- I to jeszcze jak - odparł niezwłocznie.
- Chcesz mnie teraz? - spytał słodko.
- Tak.
Podeszła
do męża i zaczęli się całować. Robili to długo i starannie. Ich usta oraz
języki pieściły się nawzajem, a dłonie błądziły po ciele drugiej osoby. Nawet
nie zauważyli jak przeszli do czegoś więcej... Z amoku, ocknęli się dopiero po
kilkunastu minutach, leżąc nago w łóżku.
- Przeszło ci już? - spytał Denis.
Anna
zamiast odpowiedzieć wsparła się łokciach. Ścisnęła przy tym swojej piersi
ramionami, co sprawiło, że wydawały się jakby większe. Zmierzyła męża od głowy
do stóp, zatrzymując wzrok na sflaczałej chwilowo męskości i wzięła ją w dłoń.
Nic nie robiła tylko trzymała. Denis spojrzał na nią zaskoczony. Mimo to, nic
nie powiedział.
- Powiedz mi - zaszeptała Anna - dlaczego chcecie
zabić tych ludzi i kim oni są? - pytając zacisnęła mocniej dłoń.
- No wiesz - zaczął odpowiadać Denis, ale z rytmu
wytrąciła go dłoń żony, głaskająca go teraz powoli - oni... to znaczy one,
Akiko i Ayumi są zdrajczyniami obu państw. Odry, bo były jej szpiegami... i...
- w przerwach sapał coraz bardziej, czując jak wraca mu siła i zdolności do
figli - naszego, bo początkowo służąc Filipowi i mi...
- A czy służyły wam tak - powiedziała Anna i wzięła
to co trzymała w usta, ssąc już po chwili namiętnie.
Denis
ujął jej głowę w swoje ręce i przytrzymał jej włosy. Kobieta pracowała nią jak
szalona z coraz większą prędkością. Starała się jak najszybciej doprowadzić do
finału, co udało jej się, gdy już osłabła i zmniejszyła szybkość działań.
Wypluwając z ust, narząd męża, spytała wycierając nieco zbyt białe usta:
- Czy tak było?
- Nie - wychrypiał wymęczony pułkownik - nigdy do
tego nie doszło. Nie żałuję - dodał pospiesznie widząc minę kobiety - zamiast
nas wspomóc, przeprowadziły nieudany zamach na mnie i zbiegły z tą małą dziwką
Tamarą. Teraz są już z tym przeklętym Tao.
- Nie pochwalam tego.
- Wiem - odparł spokojnie - chodźmy spać.
Anna
zgodziła się na sugestię męża. Obróciła się w swoją stronę, a on w swoją i
zasnęli leżąc do siebie plecami.
Rankiem
kiedy piętnastu Rumlandczyków i dwudziestu Ordyńców pod dowództwem Fatika
wyruszało na misję likwidacji całej rodziny, oni jeszcze smacznie spali.
Obudzili się dopiero koło południa.
- Powiedz mi - rzekła Anna po przywitaniu - ile
czasu zajmą te zamachy?
- Nie wiem - wyznał szczerze Denis - zależy gdzie
mieszkają tamte rodziny. Nie więcej niż tydzień i wrócą - zapewnił.
Wyszli
razem na śniadanie pełni wiary w to co robią i sens tego. Posiłek spożyli z
Filipem i resztą rumlandzkiej ekipy w stolicy Ordy. Zjedli powoli i
zastanawiając się kiedy operacja "Familia" zakończy się sukcesem.
Filip powołał też swojego oficjalnego sekretarza, którym została jedna z
Ordynek, służących w pałacu. Nie spodobało się to Denisowi i jego podwładnym,
lecz chan zaaprobował taki scenariusz.
Z
każdym kolejnym dniem narastało napięcie wśród Rumlandczyków. Oczekiwali na
wieści o sukcesie operacji "Familia", ale informacji nie tylko o
pozytywnym rezultacie misji, ale też o porażce akcji nie docierały do stolicy.
Chan tonował nastroje Denisa i Filipa, mówiąc że o skutku akcji poinformuje ich
goniec od jego syna.
Wreszcie
po pięciu dniach pojawił się goniec. Był to jeden z żołnierzy Denisa, imieniem
Józef. Miał na sobie kolczugę i tradycyjne dla Ordyńców spodnie. W pochwie
trzymał miecz, a w dłoni dostarczył list.
- Co tam masz? - spytał książę Filip.
- A to tylko, jakby mnie ktoś napadł - wyjaśnił
beztrosko - ważniejsze rzeczy mam do przekazania Wasza Miłość.
- Mów - zachęcił go pułkownik van Nicolescu.
- Dzieci Akiko Namady nie żyją, dorwaliśmy je i na
miejscu obcięliśmy łby.
Entuzjazm
jaki zapanował z powodu śmierci dwójki nieletnich Ordyńców wydał się początkowo
Denisowi czymś niezdrowym, ale potem i on poddał się fali radości. Filip wydał tego
dnia ucztę w swojej komnacie, na którą zaprosił Denisa i Annę. Jedzenie i picie, zneutralizowały wyrzuty
sumienie jakie pojawiły się u pułkownika. Po wydaniu rozkazu egzekucji nie czuł
nic poza nienawiścią, po usłyszeniu wieści było mu żal w gruncie rzeczy nie
winnych ofiar, lecz teraz ponownie było mu wszystko jedno.
Następnego
dnia pojawił się drugi koniec, zwiastujący powrót całej gromady w ciągu
kolejnych kilku dni. Tym razem przyjechał jeden z Ordyńców. Oznajmił, iż wymordowano
kuzynki i kuzynów sióstr wraz z ich dziećmi i pozostało skończyć jeszcze z Różą
Namada, córką Ayumi i męża Akiko.
To
co powiedział goniec zaskoczyło wszystkich będących przy odczytaniu słów
Fatika. Emigranci nie spodziewali się, że Ordyńcy posuną się, aż tak daleko...
Mimo to ucieszyli się, że taki przebieg wydarzeń jeszcze bardziej wstrząśnie
reżimem.
Mimo
zapowiedzi gońca, Fatik nie pojawił się w ciągu kolejnych dni. Oczekiwano na
niego jeszcze kilka dni. Z tego powodu, pogorszył się lekko stan zdrowia
Denisa, która pocierał miejsce gdzie kiedyś miało ucho. Stan tego ostatniego miał
z resztą niedługo ulec kompletnej metamorfozie.
Tydzień
po przybyciu ostatniego gońca Anna van Nicolescu, ubrała się w najlepszą suknię
z tkanego w Imperium Południowym materiału, wysadzanego złotymi nićmi i z
mankietami wyszytymi bursztynem. Miała też ostro zakończony dekolt,
podkreślający jej biust, a na dłoniach białe, na pół przezroczyste rękawiczki.
Jej
widok zaskoczył Denisa. Nie widział jeszcze swojej żony w tak pięknym stroju.
Owszem, lubiła się ubierać w ładne, czasem odważne kreację lecz tym razem
wyglądała jak prawdziwa królowa. Sam chan wodził za nią swymi oczami, patrząc z
pożądaniem na jej kształty. Nie zaniepokoiło to jednak pułkownika, gdyż sam
czuł jak zapiera mu dech, kiedy widzi swoją żonę.
- Jest jakaś okazja, dla której się tak wystroiłaś?
- spytał wreszcie, obejmując ją w jednym z korytarzy.
- Tak, ale nie tu - odpowiedziała, ciągnąc go za
rękę do komnaty.
Kiedy
tylko znaleźli się w środku, rzuciła mu się po raz kolejny na szyję, a Denis
poczuł, że może jednak byłby w stanie ją pokochać. Może nawet już do tego
doszło, ale jak narazie czuł tylko jak krew napłynęła mu do członka. Anna też
to czuła, gdyż odruchowo cofnęła się od męża. Takie zachowanie zaskoczyło go.
Nie tracąc nadziei podszedł do niej i złapał za ramiona. Przyciągnął do siebie
i pocałował namiętnie. Oddała pocałunek. Ich usta były złączone przed kilka
minut, podczas których krew niemal całkiem odpłynęła staremu oficerowi w pewne
rejony. Kiedy złapał żonę za pierś, ta strząsnęła jego dłoń i powiedziała:
- Siadaj.
Denis
nic nie odpowiedział. Usiadł i zaczął rozplątywać sznurek od spodni. Rozwiązawszy
go, zauważył karcący wzrok żony. Poczuł się jakby robił coś złego, ale mimo to
nie zawiązał spodni. Siedział teraz przed nią z rozwiązanymi spodniami i
wszystkim co potrzeba gotowym do seksu.
- Musimy pogadać - powiedziała Anna, nim się odezwał.
- O co chodzi?
- Będziemy mieli dziecko.
Powiedziała
i przytuliła się do męża. Denis wykorzystał moment i przycisnął ją do siebie,
odsłaniając i jej i sobie strategiczne miejsca. Kiedy wreszcie sobie ulżył i
jej zdaję się też przy okazji, zapytał tępym wzrokiem:
- Dziecko?
- No - odparł jakby nieobecna - nie cieszysz się?
- Jasne.
***
Fatik
z ludźmi Denisa i swojego ojca pojawił się wreszcie dopiero tydzień później. Van
Nicolescu dostrzegł ich ze swojego okna, gdy byli jeszcze daleko od pałacu. Był
wczesny ranek, stosunkowo zimny w dodatku - jak na terytorium Ordy - ubrał się
w zwykłe szaty, przepasał płaszcz z szablą, którą otrzymał dzień wcześniej w
prezencie od samego chana. Naciągnął na to płaszcz i był gotowy wyjść na
spotkanie powracającemu oddziałowi. Kiedy wyszedł przed pałac stał tam już
Filip i Mustafa - syn chana i dowódca jego armii.
- I jak bracie? - spytał Mustafa na przywitanie, kiedy
woje już byli u celu podróży.
- Namada zginął - powiedział bez emocji - ale mała
suka uciekła do Rumlandii. Ścigaliśmy ją jeszcze za granicą, aż do spalonej
wioski, gdzie żył kiedyś van Selerescu, ale nam uciekła.
- Ojciec się o tym dowie - zakomunikował mu
nachmurzony brat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz