"Ludzie są szanowani dla swych zalet i cnót, a lubiani tylko dzięki wadom"
gen. Wieniawa- Długoszewski
Rozdział 3
Fundamenty potęgi
Kolejnego
dnia Len nie miał pojęcia dlaczego nie skorzystał z możliwości nawiązania
bliższej relacji z Nataszą. Nie mógł odmówić jej urody, ale... Sam nie potrafił
znaleźć nawet poszlaki mogącej go natrafić na przyczyny takiego finału
wczorajszego dnia. Nie powiedział urokliwej dwudziestojednolatce, że podoba mu
się i nie wykonał żadnego gestu mogącego świadczyć o tym, że ma chęć na bliższą
znajomość z nią.
Kiedy
wrócił do swojej stancji u Horii zobaczył już z progu, że Namada nie miała
podobnych oporów i poszła do łóżka z dużo młodszym facetem. Po całej podłodze
były porozrzucane jej ciuchy, a sama zainteresowana leżała zawinięta tylko w
cienki koc, który okrywał ją od szyi do ud. Jej towarzysz leżał obok zupełnie
nagi.
Zgorszony
widokiem nagiego mężczyzny Len, udał się do jego sypialni, gdzie miał spać tej
nocy. Zasnął zaraz po tym jak się położył. Obudził się dopiero przed południem.
Nie
przyjemny zaszczyt obudzenia bohatera wojennego przypadł jego adiutantowi. Dave
z najwyższym przerażeniem zaczął wydawać coraz głośniejsze okrzyki, mające
zbudzić Lena. W końcu, kiedy krzyknął na cały głos, Tao się podniósł i
przywalił mu prawym sierpowym w twarz. Oglądający całe przedstawienie z
sąsiedniego pomieszczenia Akiko, Natka, Horia i porucznik Linescu wybuchli
śmiechem.
- Co was bawi? - syknął obolały blondyn.
- Nic - odparła chłopka, chichocząc.
- To i tak lepszy efekt, niż gdy trąciłeś kapitana w
twarz, a on wymierzył ci serię kopnięć i pięści - przypomniała Akiko.
Wszyscy
zgromadzeni za progiem sypialni, w której spał Len, znowu zaśmiali się głośno.
W tym samym czasie złotooki obmył twarz w misce z wodą i przypiął pas z
piernaczem. Wepchnął za pas Miecz Błyskawicy.
- Oddział ma być gotowy do wymarszu za kwadrans! -
rozkazał swoim oficerom - Akiko, Linescu dopilnować tego. Dave mój koń ma być
gotowy na za pięć sekund! - wydawał szczegółowe komendy - Natasza i Horia
zostańcie.
Żołnierze
oddalili się w pośpiechu. Dave już i tak spóźnił się z przygotowywaniem
ekwipunku dla swojego idola i dowódcę zarazem. Linescu niechętnie poszedł
budzić wciąż śpiących wojaków, a Akiko musztrowała już obudzonych. Natasza
usiadła na łóżku zwolnionym przez Lena, natomiast Cordeanu przyglądał mu się
uważnie z progu pokoju.
- Chcę zabrać was do stolicy - oznajmił im.
Oboje
nie kryli zdziwienia. Kompletnie nie spodziewali się takiego obrotu sprawy.
Jedno i drugie spodziewało się prędzej nie ujrzeć już więcej kapitana Tao niż
wybrać się z nim do stolicy kraju. Każde z nich miało inny stosunek do
złotookiego - skrajnie odmienne.
- Dlaczego? - spytał Horia po chwili milczenia
wszystkich.
- Macie w sobie coś, co może się przydać w nowej
rzeczywistości. Nie słyszeliście manifestu króla Marca? On na prawdę chce dużo
zmienić.
- Co takiego w sobie mamy? - dopytała Natka.
- Potencjał.
Znów
zapadło długie milczenie. Kobieta ukryła twarz w dłoniach i nie mówiła nic.
"Wiejski inteligent" patrzył podejrzliwie na Lena.
- Gdzie jest haczyk?
- spytał w końcu.
- Nie ma.
- Może wyjaśnisz? - dopytał z naciskiem.
- Co kapitan ma wyjaśnić? - wtrącił się Linescu,
który właśnie wrócił - kapitanie melduję wykonanie zadania - zasalutował.
Len
wykonał dziwny grymas na twarzy. Prawdopodobnie miał to być uśmiech albo coś w
tym stylu. Zachęcił gospodarzy gestem do wyjścia i rzekł:
- Macie pięć minut na spakowanie się.
Wyszedł
i od razu podszedł do swojego rumaka, którego trzymał Dave na uprzęży. Wsiadł i
spojrzał na swoją chorągiew. Żołnierze stali ustawieni w pięcioosobowe szeregi.
Za nimi znajdowały się wozy, stały markietanki i osoby towarzyszące armii. Za
nimi był jeszcze jeden szereg żołnierzy. Całość wyglądała imponująco, jak na
tak małą formację. Po upływie kilku minut dołączył do nich Cordeanu. Wtedy Len
wysłał adiutanta do chałupy Natki. Dave miał pomóc jej spakować się i podjąć
decyzję. Jak się okazało, przydał jej się tylko do doniesienia bagażów. Wrzucił
je na jeden z wozów i zajął swoje miejsce w pierwszym szeregu. Żadne z nich nie
miało konia. Horia miał pomagać kobietą z oddziału, a piękna Natasza jechała na
wozie z zapasami jedzenia i napoi. Wydawała na postojach porcje wraz z Helgą
Schwarz i trzecią osobą, która zmieniała się na każdym postoju, a raz była nią
nawet porucznik Namada.
Droga
upływała im w spokoju. Podróż trwała zgodnie z oczekiwaniami dwa dni. Nie
spotkało ich nic godnego szczególnej uwagi. W tym czasie mijali tereny, które
przypominały im o zakończonej niedawno wojnie. Szczątki ofiar były dopiero co
chowane, a zgliszcza spalonych domostw i innych rzeczy lub roślin wciąż
straszyły przechodniów.
Pogoda
wspomagała ich w trudach podróży. Cały czas świeciło słońce, a chmury pojawiały
się tylko daleko na linii horyzontu. Od czasu do czasu zawiał przyjemny
wietrzyk od strony Czarnolasu, czym orzeźwiał dzielnych wojowników i
wspierających ich w podróży ludzi.
W
końcu minęli ogromną bramę wjazdową do stolicy. Wykonano była z czerwonej
cegły, a z sufitu sterczały ogromne kraty, solidnie już zardzewiałe. Warte
pełniło troje pikinierów i jeden łucznik. Ten ostatni był dowódcą warty.
Podszedł do Lena i pogawędził z nim chwilę. Pytał o cel podróży, kim są, skąd
jadą itp. W końcu pozwolił im wjechać do miasta. Na zakończenie dodał jeszcze,
że król wjechał do miasta rankiem tego samego dnia.
Len
przejechał bramę jako pierwszy i jako jedyny zrobił to w samotności. Po nim
jego ludzie robili to w trójkach. Kapitan podziwiał to, siedząc na koniu tuż
obok portalu. Pozdrawiał uniesioną dłonią swoich wojaków, którzy byli mu
wdzięczni za jego wkład w ich wypromowaniu poprzez spektakularne sukcesy
chorągwi S.O.L.A.R podczas wojny. Wielu z nich służyło tu od niedawna. W
zasadzie tylko Linescu był z nim od samego początku. Przy okazji był też najwierniejszym i najbardziej
zaufanym towarzyszem walk oraz podróży, chociaż Len nie okazywał tego ani jemu,
ani nikomu innemu w żaden sposób.
Na
koniec wjechały wozy. Tao nakazał swojemu koniowi truchtać tuż za nimi. Wewnątrz miasta mogli zobaczyć, że mimo
wszystko działania militarne nie wpłynęły jakoś bardzo źle na poziom życia
mieszkańców Bukadamu. Oczywiście istniała i biedota miejska, lecz nie miało to
nic wspólnego z wojną domową. Handlarze
sprzedawali swoje towary, a w całym mieście można było spotkać ludzi w barwach
innych miast i rodów, niż rządzący stolicą van Kingescu.
Kilka
metrów za targowiskiem miejskim, do chorągwi dołączył przewodnik mający
doprowadzić ich przed oblicze króla. Była to z pewnością jedna z najbardziej
nieoczekiwanych wiadomości tego dnia. Nawet sam kapitan Tao nie spodziewał się,
że jeszcze tej samej doby znajdzie się przed obliczem Marca. Oszołomiony tą
informacją nawet nie zarejestrował jak upłynął im ostatni fragment tułaczki po
Bukadamie.
Zatrzymali
się dopiero przed twierdzą w samym sercu miasta. Było to o tyle dziwne, że w
większości miast rumlandzkich nie było tego rodzaju fortyfikacji w sercu
metropolii. Tutaj była ogromna budowla, z sześcioma jeszcze wyższymi wieżami,
sterczącymi niczym drapacze chmur. Wrażenie jakie wywoływała twierdza - zwana
Szponami Króla - potęgował fakt, że zbudowano ją na wzniesieniu, przez co
wydawała się jeszcze wyższa niż była w rzeczywistości. Wokół zamku znajdowała
się dodatkowo fosa. Przy blankach stali w luźnych odstępach od siebie łucznicy
i kusznicy.
Stojący
po drugiej stronie fosy żołnierze, opuścili zwodzony most, kiedy Len pokazał im
swój piernacz. Chorągiew Tao wjechała do Szponów Króla. W środku czekali już na
nich lokaje i gońcy. Wozy ze sprzętem i zapasami zostały oddelegowane w
adekwatne miejsce. Markietanki zostały pogonione z twierdzy - Len wymusił na
służbie pozostawienie Nataszy, gdyż jak mówił nie jest ona jedną z nich. Potem
żołnierze oddalili się do ogromnej sali, w której mieli spać - jak powiedział
lokaj. Mężczyźni pomagający chorągwi w podróży - wraz z Cordeanu - zostali
wygnani do rozładowania wozów i posprzątania ich.
Koniec
końców na dziedzińcu zostali tylko Len, Dave, Linescu, Akiko i Natasza. Czekali
na kolejną osobę, która mogłaby ich zaprowadzić do ostatecznego celu podróży.
- Len dlaczego kazałeś jej tu zostać? - spytała
Akiko.
- Bo nie chciałem żeby poszła z tymi kurtyzanami.
- I tak nie rozumiem dlaczego - wyszeptała wiejska
piękność.
- Przydasz nam się bardziej tu, zobaczysz wkrótce -
zapewnił kapitan.
Wreszcie
pojawił się wysoki brunet. Złotooki domyślił się, że to jeden z braci van
Ionescu. Stosunkowo ciemna karnacja naprowadziła go na trop, iż jest to Jon,
który był szefem wywiadu dawnej ANR, a teraz Armii Rumlandzkiej.
- Witam przyjacielu - przywitał się szef wywiadu.
Było
to jawne nadużycie i z pouchwalanie, gdyż Len nie odnosił do tej pory wrażenie,
że porucznik van Ionescu jest jakoś szczególnie pozytywnie nastawiony do jego
osoby. Do tej pory pamiętał jak naskoczył na niego, zaraz po tym jak Tao poznał
króla i jego radę wojenną.
- Witaj - odparł chłodno.
Niezrażony
tym brunet uśmiechnął się - przynajmniej sprawiał takie wrażenie - serdecznie i
mówił dalej:
- Jego Wysokość oczekuje ujrzeć cię i twoich ludzi
już za chwilę.
- Prowadź - odrzekł z naciskiem kapitan.
- Coś nie w sosie jesteś - zauważył Jon.
- Za to ty zalałeś się tym sosem...
Van
Ionescu darował sobie dalszą wyminę uprzejmości. Poprowadził w milczeniu
oficerów i ważniejszych członków chorągwi Lena do wnętrza zabudowań Szpon
Króla, które teraz zdawały się zasługiwać na swoją nazwę. Szli korytarzami
ozdobionymi licznymi portretami i obrazami. Podłogi pokryte były czerwonym
dywanem - na całej swojej długości. Zatrzymali się przed schludnymi olchowymi
drzwiami ze złotymi ozdobami.
- To tu. Zachowujcie się godnie Jego Miłości -
oznajmił nieco zbyt pompatycznie Jon.
Odpowiedzieli
mu skinieniem głową i przekroczyli drzwi. Lena dziwił brak wart przed wrotami,
ale uspokoił się widząc całą drużynę halabardników wewnątrz, którą wspierało
pół drużyny pikinierów.
Marc
siedział na tronie z dębowego drewna, wykończonego czerwonym aksamitem. Cała
drewniana część pomalowana była na złoto. Na końcu podłokietników znajdowały
się kule ze szczerego złota, na których umieszczone były olbrzymie rubiny wielkości
zaciśniętej pięści dorosłego człowieka. Król ubrany był w niebieską szatę, pod
którą założył kolczugę. Do ramion doczepioną miał swoją zieloną pelerynę,
wykończoną białym futrem. W dłoni ściskał berło i machał nim beznamiętnie,
wpatrując się przy tym w okno, za którym właśnie zachodziło Słońce.
- Mam zaszczyt ogłosić - mówił herold, stojący przy
wejściu na salę tronową - przybycie kapitana Lena Tao wraz z oficerami jego
chorągwi, adiutantem i towarzyszką podróży.
Marc
odwrócił się na te słowa w ich stronę. Wciąż miał swoje czarne włosy i gęstą
brodę z wąsem.
- Miło pana widzieć kapitanie - powiedział
oficjalnym tonem - jaką mieliście podróż?
- Udaną.
Marc
zareagował śmiechem na tak lakoniczną i prostą odpowiedź oficera.
- Zawsze cenił sobie szczerość - powiedział król już
mniej oficjalnie - dlatego zleciłem ci misję zdobycia tamtego miasta. Jak widzę
poradziłeś sobie wyśmienicie.
- Wasza Wysokość wybaczy, ale jaki to ma związek? -
spytał Len.
Nim
Marc zdążył odpowiedzieć, drzwi otworzyły się ponownie i wkroczyli przez nie
Petr van Ionescu, generałowie van Petescu i van Abramescu, a na końcu... Ayumi
Namada we własnej osobie. Kiedy tylko zobaczyła na sali swoją siostrę, rzuciła
się jej na szyję - za co natychmiast po tym jak się od siebie odkleiły, przeprosiła
władcę.
- Wiesz - zaczął niepewnie król - Len ty jako jedyny
rokowałeś nadzieję. Potrzebowałem stworzyć iluzję naszej potęgi. Nordank i
Republika Centralna wysłały nam po tysiąc swoich żołnierzy, co symulowało po
jednej naszej armii. Kawalerię puściłem pod Czarnolas, żeby spustoszyła Dzikie
Pola. Ty wraz ze swoimi ludźmi znakomicie symulowałeś ogromną armię, która chce
zdobyć Westdam - wyjaśniał rzeczowo - prawdę powiedziawszy miałeś najbardziej
doświadczonych ludzi, reszta moich wojsk była kompletnie zielona w tym co miało
ją spotkać.
- Mimo to - zaczął złotooki, lecz przerwał mu król.
- I dlatego mianowałem cię kapitanem. Taka akcja
zasługuje na awans.
- Król zrobił cię też dowódcą elitarnej jednostki -
dodał Petr van Ionescu - czytałeś już pewnie o włączeniu Armii Rodowej do Armii
Niepodległej Rumlandii i utworzeniu z nich wraz z Gwardią Królewską jednej
Armii Rumlandzkiej. Po tym jak gen. van Abramescu wpadł w nasze ręce i
trzymaliśmy go w niewoli, udało nam się inkorporować do AR, również jeńców z
Armii Książęcej.
- Podsumowując w tej chwili nasze wojsko dzieli się
na - kontynuował wyjaśnienia Marc - Gwardię Królewską, która ma za zadanie
ochraniać mnie i moje otoczenie. Wywiad dowodzony w dalszym ciągu przez Jona
spełnia świetnie swoją rolę. Zwykli żołnierze mają w tej chwili tylko dwóch
generałów, ale uważam, że niedługo będę nominował trzeciego; a ostatnią
formacją wojsk jest S.O.L.A.R, który będzie wykonywał zadania specjalne, jak
sama jego nazwa z resztą mówi.
Rada
wojenna zajęła krzesła po dwóch stronach tronu. Len wraz ze swoimi ludźmi stał
nadal przed królem i nie wiedział po co się tu właściwie znalazł.
- Dalej nie wiem po co nas Wasza Wysokość wezwał -
powiedział w końcu.
- Słyszałeś o Konwencie seniorów wielkich rodów
Rumlandii? - spytał go gen. van Petescu.
- Coś herold czytał - odparł koślawo Len.
- Najbliższy odbędzie się za około tydzień -
wyjaśnił król - chcemy żeby twoi ludzie byli wewnątrz zamku i strzegli
bezpieczeństwa wraz z gwardią.
- Nie mam pełnego stanu osobowego.
- To nie problem. Generał van Petescu każe naszym
najlepszym ludziom dołączyć do was, w końcu jesteście elitą.
Len
zasalutował w odpowiedzi. Nie był specjalnie zbyt chętny na dłuższą rozmowę.
Chciałby przekazać kilka informacji o stanie wojsk Rumlandii, ale nie dziś...
- Domyślam się, że jako wysoki oficer będziesz miał
coś ciekawego do powiedzenia o stanie naszej armii - zagadał go Jon van
Ionescu.
- Tak - odparł lekceważąco Tao - potrzebujemy
ciężkiej kawalerii i ustanowiłbym jeszcze jakiś stopień pośredni pomiędzy
porucznikiem, a zwykłym żołnierzem.
- Świetnie - ucieszył się Marc- możesz już odejść.
Tao
zgiął lekko kark, a w ślad za nim pokłony złożyli jego podwładni, a Akiko
wykonała dygnięcie. Następnie obrócili się i wyszli z sali. Przed komnatą
czekał na nich jeden z lokai, który zaprowadził ich piętro wyżej do przeznaczonych
dla nich komnat. Len miał spać w jednym pokoju z Natką. Akiko z tego co
dowiedziała się od służby miała spać z siostrą, a Linescu i Dave mieli zająć
pokój naprzeciwko swojego dowódcy.
Pokój
Lena i Natki utrzymany był w jasnych barwach. Ściany miały beżowy kolor. Mebli
nie było zbyt dużo. Dwa pojedyncze łóżka, które wykłócił dla nich chłopak przy
pomocy swojego miecza, stały pod przeciwległymi ścianami. Pomiędzy nimi
znajdowała się szafa. Naprzeciw niej z kolei znajdował się stół, a wokół niego
stały trzy krzesła z drewna bukowego. Tao zajął sobie łóżko bliżej drzwi.
Nataszy zostało to przy ogromnym oknie, przez którego kraty wpadało do środka
światło.
- Dlaczego tu jestem? - spytała Natka.
- Mów jaśniej.
Dziewczyna
usiadła na swoim łóżku i spojrzała zaciekawiona na Lena. Jej oczy miały w sobie
coś tak pięknego, że Len ze wszystkich sił musiał się opanować żeby się na nią
nie rzucić - wyglądała tak pięknie. Tego dnia jej ciemne włosy znowu tak
pięknie się kręciły aż do ramion i nawet dalej spływały jej po plecach. Oczy
wyzbyły sie wreszcie przekrwienia i miały teraz barwę bladego szarego. Ubrana
była w czarny płaszcz, który właśnie zsunęła z ramion. Pod nim miała tą cudowną
czerwoną tunikę, którą miała na sobie, gdy się poznali.
- Jestem taka zmęczona - powiedziała, wieszając
płaszcz w szafie.
- To idź spać.
- Tak właśnie zrobię. Dobranoc panie kapitanie -
rzekła, tłumiąc ziewnięcie.
Dziewczyna
nakryła się puchową kołdrą i próbowała zasnąć. Len uznał, że lepiej jej nie
przeszkadzać i wyszedł, ostrożnie zamykając drzwi.
Pobłąkał
się chwilę po korytarzach. Nie natrafił tam na nic ciekawego. Wszędzie
znajdowały się obrazy, portrety i czerwony dywan. Finalnie postanowił wrócić do
swojej kwatery - co nie było tak łatwe jak mogłoby się wydawać. Błądził chwilę
po korytarzach Szponów Króla. Po kilku minutach trafił wreszcie na odpowiedni
korytarz, na odpowiednim piętrze. Niestety pomylił drzwi i zamiast do siebie
wszedł do pokoju sióstr Namada.
- Co byś chciał? - spytała go Ayumi.
- Nic.
- Pomyliłeś pokoje kapitanie - odgadła Akiko.
Len
zaprzeczył ruchem głowy i rozejrzał się po ich pokoju. Był tak samo umeblowany
jak jego, różnił się tylko kolorami. Ten był o barwie bladego różu.
- Ja tylko... - nie potrafił znaleźć wymówki -
sprawdzam moich ludzi! - dodał po krótkiej chwili.
- Widzisz, że dobrze - powiedziała Ayumi, nieco zbyt
ostro.
- Spokojnie siostro.
Akiko
wyjęła z szafy karafkę z rumem. Napełniła trzy kieliszki, wyglądające na
służące do picia wina. Usiadła na bukowym krześle i gestem zaprosiła pozostałą
dwójkę. Dołączyli do niej ochoczo.
- Zauważyłam Len, że nadal masz niezłe powodzenie u
kobiet - powiedziała Ayumi, po wzniesieniu pierwszego toastu "za króla".
- Co?
- No to blada lala.
- Nie mów tak.
- Patrz jaki jak jej broni - zakpiła Namada.
- Ayumi przypominam, że mówisz do mojego dowódcy -
upomniała ją Akiko.
Siostry
piorunowały się przez chwilę wzrokiem, po czym wybuchły śmiechem.
- Co u Tamary? - spytała Akiko.
- Została damą dworu Joanny - odpowiedziała Ayumi -
do tego jest też redaktorką gazety, którą wydają pod patronatem Jej Wysokości.
- Niezła kariera - zauważyła Akiko.
- A no - przytknęła Ayumi i zwróciła się do Lena -
to na czym dziś byłeś u monarchy to dopiero początek. On na serio chce stworzyć
tu coś. To ma być wielka Rumlandia, która odegra znaczącą rolę na kontynencie.
- Nie wątpię - odparł chłodno i trochę sceptycznie.
- Konwent ma położyć pod to fundament, na którym
stworzy piękny gmach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz