czwartek, 25 lipca 2013

16. Znowu w Dzikich Polach



Rozdział 16
Znowu w Dzikich Polach

                               Październik zbliżał się coraz bardziej ku końcowi. Pogoda nadal przypominała letnią. Temperatura pozwalała wciąż ubierać się w letnie stroje i nie szukać zimowych kożuchów i futer. Południowy wiatr przynosił wilgotne i ciepłe powietrze. Ciepły deszcz przynosił ukojenie skołatanym nerwom mieszkańców Twierdzy Dzikie Pola. 

                               Odkąd Len powrócił do fortyfikacji sytuacja polityczna wewnątrz kraju stała się najbardziej napięta od wielu lat. Koalicja książąt ruszyła na wojnę domową, nie wypowiadając jej wcześniej nikomu. Jak narazie z łatwością podporządkowała sobie wioski leżące przy granicy dawnych wpływów swoich i Danilesców. Potężny ród wciąż nie był całkowicie przygotowany do walk i niemal natychmiast po rozpoczęciu inwazji poprosił o co najmniej zawieszenie broni, na co świętujący obecnie sukcesy książęta nie wyrazili zgody i nakazali podległym sobie oddziałom dalsze parcie naprzód. 

                               Jak dowiedział się Len - na szczęście dla Danilesców - zięć zmarłego monarchy nie chciał pomóc rodzinie swojej żony poprzez agresję zbrojną na ziemie uznające zwierzchnictwo najpotężniejszego rodu w Rumlandii. 

                               Czas spędzany w twierdzy mijał Lenowi na wysłuchiwaniu wieści przynoszonych przez posłańców od generała armii mijającej Dzikie Pola. Najczęściej generał wspominał o tym żeby nie handlować z miastami i wioskami uznającymi władzę przeciwników politycznych. W jednej z ostatnich wiadomości generał zażądał żeby syn namiestnika twierdzy wraz z podległym mu odziałem stawił się w jego obozie. Niechętny temu Denis van Nicolscu zgodził się dopiero kuszony wizją łupów wojennych jakie roztaczał przed nim syn. Ostatecznie za zasługi w przekonywaniu ojca, generał nadał młodemu van Nicolescu stopień kapitana i wkrótce wynalazł pierwsze zadanie dla młodego oficera. Wraz z podległymi mu żołnierzami miał stanowić przednią straż kolumny wojsk prowadzonych przez swojego dowódcę. Zadanie miało nie być zbyt trudne, ponieważ prywatna armia Danilesców nadal stacjonowała w większych miastach i w okolicach, gdzie zbiegały się strefy wpływów rodu z niedoszłą ofiarą niedawnego zamachu - imieniem Marc.

                               Wojna domowa spowodowała, że napięte relacje pomiędzy namiestnikiem twierdzy, a Lenem uległy rozluźnieniu. Co było przyczyna zmiany w stosunku do siebie obu mężczyzn - nie wiadomo. Ostatecznie Len zrezygnował na jakiś czas z próby zamordowania van Nicolescu. Zamiast tego postanowił powiększyć swój oddział do jak największej liczby ludzi. 

                               Większość czasu w ciągu kilku dni pobytu w twierdzy mijała Lenowi podobnie. Chłopak budził się w swoim pokoju w gospodzie - wynajmowanym na koszt rządzących. Po typowo porannych zajęciach jak poranna toaleta i śniadanie, ćwiczył w samotności przez kilka godzin. Potem miał krótką przerwę na obiad i szkolił swój oddział. 

                               Żołnierze, którzy jeszcze niedawno trudnili sie pracą w polu, robili szybkie postępy. I tym sposobem zaczęli budzić zainteresowanie pułkownika van Nicolsescu. Pragnął on włączyć halabardników do zamkowego garnizonu. W tym celu zaprosił Lena na uroczystą kolację. Wyprawianą z powodu tryumfów koalicji książąt. Wśród zaproszonych znaleźli się stacjonujący w okolicy generał van Abramescu, młody książę Wiktor oraz kilku innych bogatych i wiele znaczących ludzi.

                               Uczta zaplanowana była na sobotę o godzinie 18. Do tego czasu złotooki zajmował się swoimi rutynowymi zajęciami. Nikogo w twierdzy nie zdziwił widok młodego chłopaka szkolącego sporo starszych od siebie wojowników. Tym razem, jednak w odróżnieniu od innych dni Len poczuł się inaczej. Nie potrafił określić dokładnie dlaczego tak było, ale wiedział że czuje się tak jakby był pod czyjąś baczną obserwacją.

                               10 minut przed ucztą Tao opuścił swoją kwaterę i udał się do największej sali w zamku. Droga mijała mu bardzo spokojnie. Dnie były nieprawdopodobnie długie jak jesień. Chłopakowi ciągle zdawało się, że jest jeszcze późne lato, a tymczasem nieuchronnie zbliżał się listopad. Postanowił zapytać o tę anormalność kogoś znającego lepiej niż on tutejsze realia. Jednocześnie idąc w stronę sali przez zamkowy dziedziniec, czuł się nadal obserwowany. Nie miał, jednak czasu na ustalenie kto i po co szpieguje jego poczynania.

                               Kilka sekund przed wybiciem przez zegar godziny 18, Len przekroczył próg największej sali. Sala wyglądała identycznie jak podczas pamiętnego balu, na którym wybuchła panika z powodu spodziewanego najazdu wilkołaków. Na małym podium stał już pułkownik van Nicolescu. Pod przeciwległą ścianą stały małe stoliki, nakryte dla 4 osób. Większość miejsc była pozajmowana przez wojskowych, miejscowych dostojników i ich partnerki. Złotooki przez pewien czas liczył, iż zobaczy tu znajome twarze, jednak srogo się przeliczył.

                               Uczta została zapoczątkowana przez krótkie przemówienie gospodarza, który rozprawiał o sukcesach książąt i przyszłych zaszczytach jakie przypadną jego rodowi, gdy jego syn odniesie jakiś wielki sukces wojenny. 

                               Po przemówieniu pułkownika na podium weszło kilkoro muzyków, którzy zaczęli grać jakiś wolny utwór. Ogólnie przez całą ucztę panować miała muzyka relaksacyjna, z krótkimi przerywnikami, Najczęściej oznaczającymi wezwanie bawiących się do powrotu do stolików na wspólne wypicie alkoholu w intencji zwycięskiej wojny.

                               Młody panicz Tao usiadł samotnie przy stoliku pod ścianą, na samym skraju obszaru zajętego przez gości. Przez pierwszych kilkanaście minut siedział samotnie, nic nie jedząc, ani nie pijąc choćby łyka - jakby się bał, że zostanie otruty. Po kilkunastu minutach dosiadły się do niego dwie młode damy. 

                               Jedna była szatynką, o ciemnej cerze, brązowych oczach i lekkiej nadwadze. Ubrana była w zwiewną kremową sukienkę, o ramiączkach przyozdobionych serduszkami pośrodku nich. Len momentalnie poczuł, że skądś zna tę pannę. Chwilę temu przypomniał sobie, że jest ona szpiegiem z Kraju Białego Orła. Rozmawiał z nią, gdy po raz ostatni opuszczał twierdzę i szedł na misję do Czarnolasu.

                               Druga była wysoką, szczupłą, blondynką, której figura przypominała klepsydrę. Dziewczyna wyróżniała się z daleka z tłumu, co spowodowane było różnymi kolorami jej tęczówek w oczach - lewa była jasnobrązowa, a prawa ciemnoszara. Wydawało się to dziwne, lecz Len pamiętał z czasów kiedy pobierał jeszcze nauki w domu, że jest to choroba - heterochomia. Z tego co pamiętał nie było to groźne dla życia, aczkolwiek pozostawiało pewien niesmak, gdy patrzyło się tej kobiecie w oczy. Blondynka ubrana była w bogato zdobioną falbankami i koronkami, rudawą suknie.

- My się chyba znamy? - zagadała szatynka.
- Tak w połowie - odrzekł Len - lub nawet mniej.
- Nie rozumiem? - spytała dziewczyna.
- Tej tu - wskazał na blondynkę  - nie znam nic, a nic - wyjaśnił Len - a ciebie? Ciebie widziałem, ale nie pamiętam imienia.
- Jestem Patricia, a to jest Natalia - odpowiedziała szatynka - Natalia pochodzi ze Skandynawii.
- Tej waszej? - spytał niechętnie Len.
- Tak.
- Co to znaczy waszej? - wtrąciła się blondynka.
- Kiedyś się dowiesz - odpowiedziała jej Patricia.

                               Dziewczyny przysiadły się do Lena. Obie przyniosły ze sobą kieliszki, a kiedy chłopak zapytał po co im one skoro on nie ma butelki z alkoholem na stole, Natalia wyjęła z torebki na oko pół litrową butelkę. Chłopak nie dał się długo namawiać i już po chwili pił z towarzyszkami alkohol, którym okazała się czysta wódka. Dziewczyny miały większą wprawę od Lena w piciu alkoholu - przodowała w tym zwłaszcza Patricia. 

                               Po godzinie ostrego picia Len odczuwał już lekki szum w głowie i lekko kołysał mu się obraz przed oczami. Dziewczyny zarządziły chwilę przerwy i udały się do służby po kolejną flaszkę. Złotooki wykorzystał to żeby trochę się przejść i odrobinę poprawić swój stan. W chwili kiedy wstał, zaczął się chwiać. Po kilkunastu sekundach - w miarę -opanował to i poszedł w kierunku wyjścia z wielkiej sali. Doszedł tam bez trudu - jak na swój stan. Gdy tylko przekroczył drzwi wpadł na kogoś i upadł.

- Prze.. przeeee... praszammmm - wydukał.
- Nic się nie stało - odburknęła dziewczyna.
                               Len podniósł wzrok i ujrzał jak przez mgłę Natalię.
- To ty - wydyszał.
- Tak - odpowiedziała - daj rękę, pomogę ci wstać - zaproponowała.

                               Len ochoczo zgodził się na sugestię Natalii i nie tylko dał jej pomóc sobie wstać, ale też dać się odprowadzić do pokoju. Droga minęła im szybko i sprawnie, kiedy wyszli na dziedziniec Len dostał w twarz powiewem świeżego powietrza i jakby się ocknął z głębokiego snu - tak mu się przynajmniej wydawało. Po minucie wrócili do środka budynku, z drugiej strony dziedzińca. Wewnątrz Len nie czuł się już tak komfortowo jak na zewnątrz, ale szedł dużo żwawiej niż poprzednio. Myślał, że już całkiem wytrzeźwiał. W mimowolnej asekuracji Skandynawki wszedł do swojego pokoju. Usiadł na twardym krześle przy małym brzozowym blacie i wyjął z pod niego dwie szklanki.

- Napijesz się czegoś? - spytał.

                               Natalia zajęta oglądaniem małego, jednopokojowego lokum Tao, nie odpowiedziała nic. Pochłonięta patrzeniem, z zamarzonym wzrokiem na łóżku, po raz kolejny wyjęła niewiadomo skąd pół litra wódki. Oderwawszy wzrok od łóżka, zabrała Lenowi szklanki i nalała do połowy ich pojemności, przezroczystego płynu.

- Twoje zdrowie - szepnęła i jednym ruchem opróżniła swoją szklankę. Len uczynił podobnie.

                               Po przełknięciu ostatniego łyku wódki, wstał. Znowu nim zachybotało. Zrobił kilka kroków w kierunku łóżka i będąc już o dwa od niego runął z całą siłą.

- Coś mi nie wyszło - powiedział z pijackim akcentem.
- Czekaj pomogę ci - zawyrokowała Natalia.

                               Podeszła do niego i jednym ruchem obróciła go na wznak. Pochylona nad nim spojrzała mu w oczy i położyła rękę na czole. Trzymała ją tak przez kilka sekund, aż upewniła się, że Len jest pijany, a nie chory i nic mu nie grozi.

                               W tym samym czasie Len wpatrywał się w jej dekolt, który ukazywał zaledwie niewielką część piersi dziewczyny. Mimo to Len patrzył w niego uparcie, jak urzeczony i nic nie było wstanie go od niego oderwać. Nic - prócz wyprostowania się przez Skandynawkę. 

- Uszykuję ci wody na noc - powiedziała i zaczęła przeszukiwać szafki w poszukiwaniu odpowiedniego bukłaka. Po kilku minutach znalazła i postawiła na szafce nocnej przy łóżku.

                               W tym samym czasie Len usiłował zdjąć z siebie swój strój z uczty. Była to odświętna, czarna, matowa szata, z wyszytymi po bokach smokami w chińskim stylu. Był to prezent na ucztę przysłany mu kilka godzin temu przez pułkownika van Nicolescu. Jak widać pułkownik coraz bardziej zabiegał o poprawę stosunków między nim, a Lenem.

- Pomóż - powiedział Len do blondynki.

                               Ta niezgrabnie rozpięła mu znajdujące się z lewego boku guziki i odeszła od łóżka. Len szamotał się dobrą chwilę z ubraniem, jednak po tym czasie dał za wygraną. Na szczęście Natalia zlitowała się nad nim i unosząc mu klatkę piersiową w górę zdjęła górną część szaty. Gdy to robiła znów była pochylona - jak poprzednio - co skutkowało zwiększoną koncentracją Lena na jej biuście. 

                               Kiedy uwolniła jego ręce z rękawów szaty, poczuła jak te zaczynają gładzić ją po obu stronach talii. Dziewczyna uznała to za naturalne u pijanego młodzieńca, więc nie zaprzątała sobie tym głowy - jak narazie. Zdejmując dłonie Tao ze swojej talii, podniosła się i przeniosła w dół łóżka, gdzie przyklękła na pościeli na wysokości kolan Lena.

- Jesteś piękna - wyszeptał Len.

                               Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko zarumieniła się. Biła się z myślami czy pozbawić chłopaka dołu od szaty, czy też nie. Szata była jednoczęściowa, w związku z czym po zdjęciu góry, Len chcąc - nie chcąc - leżał na niej. Co powodowało, że gniotła go w plecy nie miłosiernie. Roztkliwiona tym dziewczyna postanowiła pomóc mu pozbyć się ich. Spojrzała na chłopaka i coś jej nie pasowało. 

                               Zmierzyła go od stóp go głowy i jeszcze raz, lecz tym razem zatrzymała się w okolicach pasa. Ewidentnie coś sterczało mu między nogami. Poruszona tym odkryciem Natalia zawstydziła się jeszcze bardziej. Uniosła lekko biodra chłopaka w górę i przytrzymała je tam jedną ręką. W tej chwili wybrzuszenie w spodniach Tao zrobiło na niej spore wrażenie. Oszołomiona tym co za chwilę ujrzy lewą ręką zaczęła ciągnąć szatę w dół. Robiła to powoli co wyraźnie dawało przyjemność chłopakowi. Po kilku sekundach z części dolnej, wyskoczył penis chłopaka - stojący na baczność przed blondynką. Ta patrzyła na niego jak zahipnotyzowana. Usiadła okrakiem na udach chłopaka, kładąc nogi po bokach piszczeli Lena. Wciąż patrzyła w będącego - w pełnej gotowości - penisa, który znajdował się raptem kilka centymetrów od niej. Len podniósł na moment głowę w górę i jednym ruchem złapał Skandynawkę za dłonie. Pociągnął ją na siebie. Dziewczyna przygniotła go do łóżka. W okolicach pępka czuła jak Len wbija się w nią - pomimo sukni. Ułożyła ręce chłopaka nad jego głową i nadal je trzymając zaczęła się z nim całować. Tkwili tak przez dobre kilka minut, po których Natalia wstała i zeszła z ud złotookiego.

                               Stanęła obok łóżka i powoli zsuwała z siebie każdy skrawek sukni, eksponując przy coraz więcej swojego, zgrabnego ciała. Len czuł, że płonie. A tu coraz więcej było widać... Kiedy na zewnątrz wyskoczyła dwie piersi, czuł że zaraz eksploduje. Nie myślał już wcale. Raptownie wstał i przygniótł dziewczynę do ściany. Zerwał z niej ostanie skrawki sukni i zaczął całować najmocniej jak mógł. W tym samym czasie ocierał się członkiem o jej nagie ciało. Czuł, że i ona jest coraz gorętsza, coraz bardziej mokra.

                               Dziewczyna cicho jęczała od czasu do czasu, gdy tak się całowali. Jej ręce błądziły po jego plecach i głowie, zatapiając się we włosach. Jego ręce ściskały to jej biust, ugniatając go i wykonując nimi okrężne ruchy, to znów obejmowały jej tyłek i przyciągały go ku sobie.

                               Po kolejnym jęku, Natalia odepchnęła Lena na łóżko. Ten padł pijany i czekał na dalszy rozwój wypadków, z lekko rozchylonymi oczyma. Blondynka leniwie podeszła do łóżka. Usiadła przy biodrach partnera i uchwyciła go za czubek przyrodzenia. Powoli głaskała go, z czasem przyspieszała ruch. Powodowało to miłe mrowienie u chłopaka, które rozchodziło się od masowanej części ciała ku całej reszcie. Ręce Lena ponownie dopadły do piersi Skandynawki. Znowu miały możliwość dać im odrobinę szczęścia, co im się udawało, mimo znikomego doświadczenia. 

                               Zabawiali się tak przez krótki okres, po czym Natalia wstała. Nie puściła, jednak członka Lena. Przełożyła nogę nad Tao i znalazła się bezpośrednio nad nim. Wycelowała męskość złotookiego w swoją kobiecość i nadziała je na siebie. Po krótkiej walce natrafiła na właściwe miejsce i członek Lena zanurzył się w jej pochwie.

                               Teraz podnosiła się już tylko w górę i w dół. Od czasu do czasu kręciła biodrami koło i znów się unosiła, by zaraz potem opaść. Miała pełną kontrolę nad sytuacją. Ręce partnera ułożyła ponownie nad jego głową i tam je przytrzymywała. Ujeżdżanie chłopaka zajęło jej około 5 minut, po których Len zaczął się coraz mocniej wywijać. Przeczuwając do czego to prowadzi z siadła z niego i zaczęła masować strategiczne miejsce, prowadząc do finału ich zabawę... Gdy tylko ten nastąpił, chłopak usnął, a dziewczyna ubrała się i poszła z powrotem na zabawę.

***

                               Rankiem Lena obudził delikatny ból głowy i stukanie do drzwi. Nawet nie zadał sobie trudu, aby wstać z łóżka. Słabym łamanym głosem powiedział:

- Wejść.

                               Do środka wszedł namiestnik twierdzy we własnej osobie. Ubrany był w brunatny kontusz, a jego mina zdawała się ujawniać zadowolenie.

- Jak po uczcie? - zagadnął Lena.
- Ok.
- Tylko tyle?
- A ile?
- Nie ważne, mam do ciebie sprawę - pułkownik przeszedł do sedna - potrzebuje twoich ludzi. Ilu masz?
- Tylu, ilu potrzebuję - odparł zawadiacko Len.
- Dasz mi ich?
- Nie.
- Bo?
- Bo tak chcę.
- Przemyśl, jeszcze to - zachęcił van Nicolescu - możesz wiele zyskać...
- i stracić obstawę moich ludzi - przerwał mu Len.
- Nie jesteśmy już wrogami - zapewnił namiestnik.
- Dobra, pomyślę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz