Rozdział 16
Znowu w Dzikich
Polach
Październik
zbliżał się coraz bardziej ku końcowi. Pogoda nadal przypominała letnią.
Temperatura pozwalała wciąż ubierać się w letnie stroje i nie szukać zimowych
kożuchów i futer. Południowy wiatr przynosił wilgotne i ciepłe powietrze.
Ciepły deszcz przynosił ukojenie skołatanym nerwom mieszkańców Twierdzy Dzikie
Pola.
Odkąd Len
powrócił do fortyfikacji sytuacja polityczna wewnątrz kraju stała się
najbardziej napięta od wielu lat. Koalicja książąt ruszyła na wojnę domową, nie
wypowiadając jej wcześniej nikomu. Jak narazie z łatwością podporządkowała
sobie wioski leżące przy granicy dawnych wpływów swoich i Danilesców. Potężny
ród wciąż nie był całkowicie przygotowany do walk i niemal natychmiast po
rozpoczęciu inwazji poprosił o co najmniej zawieszenie broni, na co świętujący
obecnie sukcesy książęta nie wyrazili zgody i nakazali podległym sobie
oddziałom dalsze parcie naprzód.
Jak dowiedział
się Len - na szczęście dla Danilesców - zięć zmarłego monarchy nie chciał pomóc
rodzinie swojej żony poprzez agresję zbrojną na ziemie uznające zwierzchnictwo
najpotężniejszego rodu w Rumlandii.
Czas spędzany w
twierdzy mijał Lenowi na wysłuchiwaniu wieści przynoszonych przez posłańców od
generała armii mijającej Dzikie Pola. Najczęściej generał wspominał o tym żeby
nie handlować z miastami i wioskami uznającymi władzę przeciwników
politycznych. W jednej z ostatnich wiadomości generał zażądał żeby syn
namiestnika twierdzy wraz z podległym mu odziałem stawił się w jego obozie.
Niechętny temu Denis van Nicolscu zgodził się dopiero kuszony wizją łupów
wojennych jakie roztaczał przed nim syn. Ostatecznie za zasługi w przekonywaniu
ojca, generał nadał młodemu van Nicolescu stopień kapitana i wkrótce wynalazł
pierwsze zadanie dla młodego oficera. Wraz z podległymi mu żołnierzami miał
stanowić przednią straż kolumny wojsk prowadzonych przez swojego dowódcę.
Zadanie miało nie być zbyt trudne, ponieważ prywatna armia Danilesców nadal
stacjonowała w większych miastach i w okolicach, gdzie zbiegały się strefy
wpływów rodu z niedoszłą ofiarą niedawnego zamachu - imieniem Marc.
Wojna domowa
spowodowała, że napięte relacje pomiędzy namiestnikiem twierdzy, a Lenem uległy
rozluźnieniu. Co było przyczyna zmiany w stosunku do siebie obu mężczyzn - nie
wiadomo. Ostatecznie Len zrezygnował na jakiś czas z próby zamordowania van
Nicolescu. Zamiast tego postanowił powiększyć swój oddział do jak największej
liczby ludzi.
Większość czasu w
ciągu kilku dni pobytu w twierdzy mijała Lenowi podobnie. Chłopak budził się w
swoim pokoju w gospodzie - wynajmowanym na koszt rządzących. Po typowo
porannych zajęciach jak poranna toaleta i śniadanie, ćwiczył w samotności przez
kilka godzin. Potem miał krótką przerwę na obiad i szkolił swój oddział.
Żołnierze, którzy
jeszcze niedawno trudnili sie pracą w polu, robili szybkie postępy. I tym
sposobem zaczęli budzić zainteresowanie pułkownika van Nicolsescu. Pragnął on
włączyć halabardników do zamkowego garnizonu. W tym celu zaprosił Lena na
uroczystą kolację. Wyprawianą z powodu tryumfów koalicji książąt. Wśród
zaproszonych znaleźli się stacjonujący w okolicy generał van Abramescu, młody książę
Wiktor oraz kilku innych bogatych i wiele znaczących ludzi.
Uczta zaplanowana
była na sobotę o godzinie 18. Do tego czasu złotooki zajmował się swoimi
rutynowymi zajęciami. Nikogo w twierdzy nie zdziwił widok młodego chłopaka
szkolącego sporo starszych od siebie wojowników. Tym razem, jednak w
odróżnieniu od innych dni Len poczuł się inaczej. Nie potrafił określić
dokładnie dlaczego tak było, ale wiedział że czuje się tak jakby był pod czyjąś
baczną obserwacją.
10 minut przed
ucztą Tao opuścił swoją kwaterę i udał się do największej sali w zamku. Droga
mijała mu bardzo spokojnie. Dnie były nieprawdopodobnie długie jak jesień.
Chłopakowi ciągle zdawało się, że jest jeszcze późne lato, a tymczasem
nieuchronnie zbliżał się listopad. Postanowił zapytać o tę anormalność kogoś
znającego lepiej niż on tutejsze realia. Jednocześnie idąc w stronę sali przez
zamkowy dziedziniec, czuł się nadal obserwowany. Nie miał, jednak czasu na
ustalenie kto i po co szpieguje jego poczynania.
Kilka sekund
przed wybiciem przez zegar godziny 18, Len przekroczył próg największej sali.
Sala wyglądała identycznie jak podczas pamiętnego balu, na którym wybuchła
panika z powodu spodziewanego najazdu wilkołaków. Na małym podium stał już
pułkownik van Nicolescu. Pod przeciwległą ścianą stały małe stoliki, nakryte
dla 4 osób. Większość miejsc była pozajmowana przez wojskowych, miejscowych
dostojników i ich partnerki. Złotooki przez pewien czas liczył, iż zobaczy tu
znajome twarze, jednak srogo się przeliczył.
Uczta została
zapoczątkowana przez krótkie przemówienie gospodarza, który rozprawiał o
sukcesach książąt i przyszłych zaszczytach jakie przypadną jego rodowi, gdy
jego syn odniesie jakiś wielki sukces wojenny.
Po przemówieniu
pułkownika na podium weszło kilkoro muzyków, którzy zaczęli grać jakiś wolny
utwór. Ogólnie przez całą ucztę panować miała muzyka relaksacyjna, z krótkimi
przerywnikami, Najczęściej oznaczającymi wezwanie bawiących się do powrotu do
stolików na wspólne wypicie alkoholu w intencji zwycięskiej wojny.
Młody panicz Tao
usiadł samotnie przy stoliku pod ścianą, na samym skraju obszaru zajętego przez
gości. Przez pierwszych kilkanaście minut siedział samotnie, nic nie jedząc,
ani nie pijąc choćby łyka - jakby się bał, że zostanie otruty. Po kilkunastu
minutach dosiadły się do niego dwie młode damy.
Jedna była
szatynką, o ciemnej cerze, brązowych oczach i lekkiej nadwadze. Ubrana była w
zwiewną kremową sukienkę, o ramiączkach przyozdobionych serduszkami pośrodku
nich. Len momentalnie poczuł, że skądś zna tę pannę. Chwilę temu przypomniał
sobie, że jest ona szpiegiem z Kraju Białego Orła. Rozmawiał z nią, gdy po raz
ostatni opuszczał twierdzę i szedł na misję do Czarnolasu.
Druga była
wysoką, szczupłą, blondynką, której figura przypominała klepsydrę. Dziewczyna
wyróżniała się z daleka z tłumu, co spowodowane było różnymi kolorami jej
tęczówek w oczach - lewa była jasnobrązowa, a prawa ciemnoszara. Wydawało się
to dziwne, lecz Len pamiętał z czasów kiedy pobierał jeszcze nauki w domu, że
jest to choroba - heterochomia. Z tego co pamiętał nie było to groźne dla
życia, aczkolwiek pozostawiało pewien niesmak, gdy patrzyło się tej kobiecie w
oczy. Blondynka ubrana była w bogato zdobioną falbankami i koronkami, rudawą
suknie.
-
My się chyba znamy? - zagadała szatynka.
-
Tak w połowie - odrzekł Len - lub nawet mniej.
-
Nie rozumiem? - spytała dziewczyna.
-
Tej tu - wskazał na blondynkę - nie znam
nic, a nic - wyjaśnił Len - a ciebie? Ciebie widziałem, ale nie pamiętam
imienia.
-
Jestem Patricia, a to jest Natalia - odpowiedziała szatynka - Natalia pochodzi
ze Skandynawii.
-
Tej waszej? - spytał niechętnie Len.
-
Tak.
-
Co to znaczy waszej? - wtrąciła się blondynka.
-
Kiedyś się dowiesz - odpowiedziała jej Patricia.
Dziewczyny
przysiadły się do Lena. Obie przyniosły ze sobą kieliszki, a kiedy chłopak
zapytał po co im one skoro on nie ma butelki z alkoholem na stole, Natalia
wyjęła z torebki na oko pół litrową butelkę. Chłopak nie dał się długo namawiać
i już po chwili pił z towarzyszkami alkohol, którym okazała się czysta wódka.
Dziewczyny miały większą wprawę od Lena w piciu alkoholu - przodowała w tym
zwłaszcza Patricia.
Po godzinie
ostrego picia Len odczuwał już lekki szum w głowie i lekko kołysał mu się obraz
przed oczami. Dziewczyny zarządziły chwilę przerwy i udały się do służby po
kolejną flaszkę. Złotooki wykorzystał to żeby trochę się przejść i odrobinę
poprawić swój stan. W chwili kiedy wstał, zaczął się chwiać. Po kilkunastu
sekundach - w miarę -opanował to i poszedł w kierunku wyjścia z wielkiej sali.
Doszedł tam bez trudu - jak na swój stan. Gdy tylko przekroczył drzwi wpadł na
kogoś i upadł.
-
Prze.. przeeee... praszammmm - wydukał.
-
Nic się nie stało - odburknęła dziewczyna.
Len podniósł
wzrok i ujrzał jak przez mgłę Natalię.
-
To ty - wydyszał.
-
Tak - odpowiedziała - daj rękę, pomogę ci wstać - zaproponowała.
Len ochoczo
zgodził się na sugestię Natalii i nie tylko dał jej pomóc sobie wstać, ale też
dać się odprowadzić do pokoju. Droga minęła im szybko i sprawnie, kiedy wyszli
na dziedziniec Len dostał w twarz powiewem świeżego powietrza i jakby się ocknął
z głębokiego snu - tak mu się przynajmniej wydawało. Po minucie wrócili do
środka budynku, z drugiej strony dziedzińca. Wewnątrz Len nie czuł się już tak
komfortowo jak na zewnątrz, ale szedł dużo żwawiej niż poprzednio. Myślał, że
już całkiem wytrzeźwiał. W mimowolnej asekuracji Skandynawki wszedł do swojego
pokoju. Usiadł na twardym krześle przy małym brzozowym blacie i wyjął z pod
niego dwie szklanki.
-
Napijesz się czegoś? - spytał.
Natalia zajęta
oglądaniem małego, jednopokojowego lokum Tao, nie odpowiedziała nic.
Pochłonięta patrzeniem, z zamarzonym wzrokiem na łóżku, po raz kolejny wyjęła
niewiadomo skąd pół litra wódki. Oderwawszy wzrok od łóżka, zabrała Lenowi szklanki
i nalała do połowy ich pojemności, przezroczystego płynu.
-
Twoje zdrowie - szepnęła i jednym ruchem opróżniła swoją szklankę. Len uczynił
podobnie.
Po przełknięciu
ostatniego łyku wódki, wstał. Znowu nim zachybotało. Zrobił kilka kroków w
kierunku łóżka i będąc już o dwa od niego runął z całą siłą.
-
Coś mi nie wyszło - powiedział z pijackim akcentem.
-
Czekaj pomogę ci - zawyrokowała Natalia.
Podeszła do niego
i jednym ruchem obróciła go na wznak. Pochylona nad nim spojrzała mu w oczy i
położyła rękę na czole. Trzymała ją tak przez kilka sekund, aż upewniła się, że
Len jest pijany, a nie chory i nic mu nie grozi.
W tym samym
czasie Len wpatrywał się w jej dekolt, który ukazywał zaledwie niewielką część
piersi dziewczyny. Mimo to Len patrzył w niego uparcie, jak urzeczony i nic nie
było wstanie go od niego oderwać. Nic - prócz wyprostowania się przez
Skandynawkę.
-
Uszykuję ci wody na noc - powiedziała i zaczęła przeszukiwać szafki w
poszukiwaniu odpowiedniego bukłaka. Po kilku minutach znalazła i postawiła na
szafce nocnej przy łóżku.
W tym samym
czasie Len usiłował zdjąć z siebie swój strój z uczty. Była to odświętna, czarna,
matowa szata, z wyszytymi po bokach smokami w chińskim stylu. Był to prezent na
ucztę przysłany mu kilka godzin temu przez pułkownika van Nicolescu. Jak widać
pułkownik coraz bardziej zabiegał o poprawę stosunków między nim, a Lenem.
-
Pomóż - powiedział Len do blondynki.
Ta niezgrabnie
rozpięła mu znajdujące się z lewego boku guziki i odeszła od łóżka. Len szamotał
się dobrą chwilę z ubraniem, jednak po tym czasie dał za wygraną. Na szczęście
Natalia zlitowała się nad nim i unosząc mu klatkę piersiową w górę zdjęła górną
część szaty. Gdy to robiła znów była pochylona - jak poprzednio - co skutkowało
zwiększoną koncentracją Lena na jej biuście.
Kiedy uwolniła
jego ręce z rękawów szaty, poczuła jak te zaczynają gładzić ją po obu stronach
talii. Dziewczyna uznała to za naturalne u pijanego młodzieńca, więc nie
zaprzątała sobie tym głowy - jak narazie. Zdejmując dłonie Tao ze swojej talii,
podniosła się i przeniosła w dół łóżka, gdzie przyklękła na pościeli na
wysokości kolan Lena.
-
Jesteś piękna - wyszeptał Len.
Dziewczyna nie
odpowiedziała, tylko zarumieniła się. Biła się z myślami czy pozbawić chłopaka
dołu od szaty, czy też nie. Szata była jednoczęściowa, w związku z czym po
zdjęciu góry, Len chcąc - nie chcąc - leżał na niej. Co powodowało, że gniotła
go w plecy nie miłosiernie. Roztkliwiona tym dziewczyna postanowiła pomóc mu
pozbyć się ich. Spojrzała na chłopaka i coś jej nie pasowało.
Zmierzyła go od
stóp go głowy i jeszcze raz, lecz tym razem zatrzymała się w okolicach pasa. Ewidentnie
coś sterczało mu między nogami. Poruszona tym odkryciem Natalia zawstydziła się
jeszcze bardziej. Uniosła lekko biodra chłopaka w górę i przytrzymała je tam
jedną ręką. W tej chwili wybrzuszenie w spodniach Tao zrobiło na niej spore
wrażenie. Oszołomiona tym co za chwilę ujrzy lewą ręką zaczęła ciągnąć szatę w
dół. Robiła to powoli co wyraźnie dawało przyjemność chłopakowi. Po kilku
sekundach z części dolnej, wyskoczył penis chłopaka - stojący na baczność przed
blondynką. Ta patrzyła na niego jak zahipnotyzowana. Usiadła okrakiem na udach
chłopaka, kładąc nogi po bokach piszczeli Lena. Wciąż patrzyła w będącego - w
pełnej gotowości - penisa, który znajdował się raptem kilka centymetrów od
niej. Len podniósł na moment głowę w górę i jednym ruchem złapał Skandynawkę za
dłonie. Pociągnął ją na siebie. Dziewczyna przygniotła go do łóżka. W okolicach
pępka czuła jak Len wbija się w nią - pomimo sukni. Ułożyła ręce chłopaka nad
jego głową i nadal je trzymając zaczęła się z nim całować. Tkwili tak przez
dobre kilka minut, po których Natalia wstała i zeszła z ud złotookiego.
Stanęła obok
łóżka i powoli zsuwała z siebie każdy skrawek sukni, eksponując przy coraz
więcej swojego, zgrabnego ciała. Len czuł, że płonie. A tu coraz więcej było
widać... Kiedy na zewnątrz wyskoczyła dwie piersi, czuł że zaraz eksploduje. Nie
myślał już wcale. Raptownie wstał i przygniótł dziewczynę do ściany. Zerwał z
niej ostanie skrawki sukni i zaczął całować najmocniej jak mógł. W tym samym
czasie ocierał się członkiem o jej nagie ciało. Czuł, że i ona jest coraz gorętsza,
coraz bardziej mokra.
Dziewczyna cicho
jęczała od czasu do czasu, gdy tak się całowali. Jej ręce błądziły po jego
plecach i głowie, zatapiając się we włosach. Jego ręce ściskały to jej biust,
ugniatając go i wykonując nimi okrężne ruchy, to znów obejmowały jej tyłek i
przyciągały go ku sobie.
Po kolejnym jęku,
Natalia odepchnęła Lena na łóżko. Ten padł pijany i czekał na dalszy rozwój
wypadków, z lekko rozchylonymi oczyma. Blondynka leniwie podeszła do łóżka.
Usiadła przy biodrach partnera i uchwyciła go za czubek przyrodzenia. Powoli
głaskała go, z czasem przyspieszała ruch. Powodowało to miłe mrowienie u
chłopaka, które rozchodziło się od masowanej części ciała ku całej reszcie.
Ręce Lena ponownie dopadły do piersi Skandynawki. Znowu miały możliwość dać im
odrobinę szczęścia, co im się udawało, mimo znikomego doświadczenia.
Zabawiali się tak
przez krótki okres, po czym Natalia wstała. Nie puściła, jednak członka Lena.
Przełożyła nogę nad Tao i znalazła się bezpośrednio nad nim. Wycelowała męskość
złotookiego w swoją kobiecość i nadziała je na siebie. Po krótkiej walce
natrafiła na właściwe miejsce i członek Lena zanurzył się w jej pochwie.
Teraz podnosiła
się już tylko w górę i w dół. Od czasu do czasu kręciła biodrami koło i znów
się unosiła, by zaraz potem opaść. Miała pełną kontrolę nad sytuacją. Ręce
partnera ułożyła ponownie nad jego głową i tam je przytrzymywała. Ujeżdżanie
chłopaka zajęło jej około 5 minut, po których Len zaczął się coraz mocniej
wywijać. Przeczuwając do czego to prowadzi z siadła z niego i zaczęła masować
strategiczne miejsce, prowadząc do finału ich zabawę... Gdy tylko ten nastąpił,
chłopak usnął, a dziewczyna ubrała się i poszła z powrotem na zabawę.
***
Rankiem Lena
obudził delikatny ból głowy i stukanie do drzwi. Nawet nie zadał sobie trudu,
aby wstać z łóżka. Słabym łamanym głosem powiedział:
-
Wejść.
Do środka wszedł
namiestnik twierdzy we własnej osobie. Ubrany był w brunatny kontusz, a jego
mina zdawała się ujawniać zadowolenie.
-
Jak po uczcie? - zagadnął Lena.
-
Ok.
-
Tylko tyle?
-
A ile?
-
Nie ważne, mam do ciebie sprawę - pułkownik przeszedł do sedna - potrzebuje
twoich ludzi. Ilu masz?
-
Tylu, ilu potrzebuję - odparł zawadiacko Len.
-
Dasz mi ich?
-
Nie.
-
Bo?
-
Bo tak chcę.
-
Przemyśl, jeszcze to - zachęcił van Nicolescu - możesz wiele zyskać...
-
i stracić obstawę moich ludzi - przerwał mu Len.
-
Nie jesteśmy już wrogami - zapewnił namiestnik.
-
Dobra, pomyślę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz