wtorek, 15 maja 2018

14. Tajna współpracownica


Rozdział 14
Tajna współpracownica

            Tamara rozważała niedawne zdarzenia w swoim życiu. Skończyła uczelnię. Miała w końcu swój wymarzony zawód i mogła podjąć pracę w nim. Jeszcze przed opuszczeniem na dobre uniwersytetu stała się prawdziwą kobietą. Andrea wraz z siostrą od kilku miesięcy znajdowały się już w Porcie Rumowym, gdzie przyjaciółka Tamary została zaręczona z synem dowódcy Fortu Black. Małżeństwo było elementem polityki zabezpieczenia południowej granicy kraju. W związku z tym – przynajmniej na początku – brakowało w nim miłości. Andrea opisywała to szczegółowo w pierwszych trzech listach, potem było już tylko lepiej. W ostatnim pisała nawet o przeprowadzce do kraju jej męża. Wieści w stolicy zdawały się to potwierdzać. Stosunki na linii Rumlandia- Imperium Południowe nigdy nie były tak dobre jak obecnie.

            Od zakończenia uniwersytetu spotykała się z młodym szeregowym żołnierzem, Falkiem. Obecnie przebywał on w na wschodzie kraju, gdzie pełnił zadania związane z pilnowaniem wschodniej granicy. Głównie patrolował pogranicze Czarnolasu. W ostatnim liście napisał Tamarze, że powinien dostać przepustkę na wakacje i odwiedzi ją wtedy w stolicy.

            Karola Andrea także wyjechała w rodzinne strony, gdzie pracowała jako nauczycielka w lokalnej szkole. Z tego co opowiadała w listach, na początku szło jej strasznie, jednak z każdym kolejnym miesiącem poprawiała się i obecnie była już na normalnym poziomie dla jej szkoły – co oznaczało, że na awanse w jej przypadku się nie zanosi.

            Wreszcie wróciła do stolicy, gdzie spotkała masę dawnych przyjaciółek. Były tu Wiktoria, Lisa Green wraz z delegacją czarodziejów, Ela, a wreszcie Jun Tao we własnej osobie. Jak tu trafiła nie potrafiła wyjaśnić. Tamara nie mogła wyjść z ciężkiego szoku po dowiedzeniu się jak długo jej koleżanka przebywa w Międzymorzu. Szok pogłębił się po tym jak dowiedziała się, że dawny duch stróż Lena, Bason jest całkiem żywym generałem Złotej Armii na froncie wojny ze Związkiem Czerwonych. Do tej pory do Bukadamu i Amsteresztu docierały pogłoski o nadzwyczajnych osiągnięciach generała Basona, ale Tamara nawet nie śmiała podejrzewać, że może chodzić o dawnego chińskiego generała. Całkiem możliwe, że to właśnie on najlepiej poukładał sobie życie po trafieniu do tego świata.

            Zupełnie inaczej toczyły się losy Jun. Co prawda panna Tao nie chciała opowiadać zbyt szczegółowo, ale Tamara rozwinęła się w Międzymorzu na tyle by dostrzec co ex- doshi chciała przed nią zataić. W jej opinii coś złego działo się z Jun na statku, który miał ją dostarczyć do Rumlandii. Potem także nie działo się z nią najlepiej. Tamara podejrzewała ją o konieczność do oddawania się jakimś podstarzałym dziadom i innym obleśnym typom by móc podążać do przodu. Zupełnie natomiast pominęła swoja podróż przez Rumlandię. Tak jakby chciała o niej zapomnieć.

            Sama Tamara miała problemy ze znalezieniem odpowiedniej pracy bez wyjeżdżania ze stolicy. W trakcie roku szkolnego niezwykle trudno znaleźć nowe stanowisko, ponieważ wszystkie najlepsze były już poobsadzane. Żadna z guwernantek nie mogła pozwolić sobie na zwolnienie z pracy, gdyż to przekreśliłoby jej karierę.

- Pan Jon van Ionescu chciałby się z panienką spotkać – oznajmił jej jednego z wiosennych dni kurier ubrany w wams z wyszytym herbem rodu szefa rumlandzkiego wywiadu.
- Czego chce? – spytała podejrzliwie Tamara.

            Do tej pory szef rumlandzkiego wywiadu sprawiał na niej wrażenie osoby, z którą nie miała zbyt wiele wspólnego. Znała też jego konflikt z Lenem, który wielokrotnie ośmieszał Jona. Nie miała żadnego pomysłu o czym mieliby wspólnie gawędzić.

- To powie panience osobiście.
- Kiedy chce się widzieć? – dopytywała Tamao.
- Pojutrze o zmierzchu w pałacowym parku.
- Powiedz mu, że przyjdę.
- Dobrze. – zapewnił kłaniając się.

            Jeszcze tego samego dnia, po wizycie  posłańca, Tamara była umówiona z Jun i Elą. Uszykowała na tę okazję skromny poczęstunek składający się z udźca jagnięcego i kruchych ciasteczek. Do picia wystarczyć im musiały sok jabłkowy, porzeczkowy oraz butelka rumu.

            Jako pierwsza przyszła Ela. Szatynka ubrana była w skromną, beżową sukienkę. Jak widać związek z Horią Amaranescu pozwolił jej uspokoić się i dziewczyna nie potrzebowała już tak bardzo wyszumieć się. Uściskała radośnie Tamarę i usiadła przy stole naprzeciwko niej od razu pogrążając się w plotkach.

            Jun przyszła niecały kwadrans później. Ubrana była w obcisłą, czarną sukienkę sięgającą jej aż do kostek. Włosy upięła w kok. Wyglądała na zadowoloną i zrelaksowaną.

- Dostałam propozycję pracy – oznajmiła w pewnym momencie Tamara.

            Koleżanki spojrzały na nią zdziwione. Do tej pory żadna z nich nie podejrzewała żeby najmłodsza z nich znalazła w końcu zatrudnienie w wymarzonym przez nią zawodzie i za odpowiadającą jej stawką. Być może jednak będzie pracować na początek w mniej idealnych warunkach?

- Gdzie? – spytała Elka.
- Pojutrze idę do Jona van Ionescu, który ma dla mnie pracę u swojego dobrego, wysoko postawionego znajomego – skłamała Tamara nad wyraz snobistycznie.
- Od kiedy to jesteś taką snobką? – zażartowała szatynka.
- Nie idź, tam! – zaprotestowała stanowczo i nieco historycznie panna Tao.

            Teraz to na nią pokierowały się zdezorientowane, nieco przestraszone, ale i troskliwe spojrzenie pozostałej dwójki dziewcząt.

- Dlaczego? – spytała Tamao.

            Jun zamarła. Nie wiedziała co powiedzieć. Mimowolnie poczuła jak zaczyna drżeć. Najpierw ręce, potem nogi, aż wreszcie cała drżała. Elka chyba to zauważyła, bo podeszła do niej i przytuliła pocieszająco. Jun usiłowała w tym czasie zmusić się do powiedzenia czegokolwiek, ale nic jej nie wyszło.

- Wszystko dobrze? – dopytała gospodyni.

            Tao pokręciła przecząco głową.

- On… - głos jej się załamał na chwilę – on jest straszny. To potwór!

            Ela spojrzała znacząco na Tamarę. Ta chyba już wiedziała do czego zmierza szatynka. Jon miał jawny konflikt z bratem Jun. Podczas krótkich chwil jakie spędzali w jednym mieście często wybuchały między nimi awantury. Mówiło się nawet o tym, że Len pobił porucznika van Ionescu.

- Całkiem jak brat – westchnęła Tamara.
- Czyj? – spytała Jun wciąż się trzęsąc.
- Twój – odpowiedziała jej cicho Ela.

            Tao załkała w jej ramię.

- To przez niego – wyznała cicho – a raczej przez ich znajomość. To przez to mnie tak traktował!
- Kto? Van Ionescu? – dopytywała Tamara.
- Tak – odparła krótko Jun.

            Zapadła chwila milczenia.

- Gdzie się poznaliście? – zapytała w końcu Ela.
- W czasie mojej podróży do waszego kraju – wytłumaczyła Tao – pomógł mi się tu dostać, ale za straszliwą cenę – kontynuowała coraz bardziej napiętym tonem – w zamian zrobił ze mnie swoją… swoją…
- Nie kończ – doradziła jej Tamara.
- … kurwę! – dokończyła Jun.

            Ela mocniej przytuliła kobietę. Zapadło kłopotliwe milczenie. Żadna z nich nie wiedziała co powiedzieć. W końcu Jun kontynuowała temat:

- Obiecał mi złote góry i zapewniał, że jest kumplem Lena, a prawdę wyznał mi dopiero na sam koniec.
- Boisz się, że z nią zrobi to samo? – spytała szatynka.
- Tak.

            Tamara zamyśliła się. Wiedziała, że przyjaciółka mówi jej prawdę i szczerze się o nią martwi. Nie sądziła, jednak by coś jej groziło dopóki jest w stolicy u boku króla, a zwłaszcza królowej Joanny.

- Będę ostrożna – zapewniła przyjaciółkę – spotkam się z nim w widocznym miejscu. Poza tym… zawsze mogę iść na skargę do królowej.

            Jun wydawała się nieprzekonana, ale nie powiedziała nic. Widocznie słowa przyjaciółki stanowiły dla niej wystarczającą gwarancję bezpieczeństwa dla samej zainteresowanej.

***

            Tamara szła na spotkanie z porucznikiem van Ionescu wyraźnie zestresowana. Usiadła na jednej z ławek w centrum parku. Wokół kręciło się sporo ludzi. Byli wśród nich żołnierze, mieszczanie, podróżni, kupcy, zakochani, dzieci z biedoty itp. Dziewczyna zacisnęła dłonie na fałdach płaszcza.

- Witaj – usłyszała miękki męski głos.

            Podniosła głowę i zobaczyła swojego rozmówce. Od ich ostatniego spotkania wydawał się wyższy o kilka centymetrów. Zdawało się też, że przytył kilka kilogramów, ponieważ jego brzuch był wyjątkowo mocno opięty przez szaty i pas. Nie zmieniły się jednak inne jego charakterystyczne cechy jak wyjątkowo szerokie barki, sporych rozmiarów dłonie czy niespodziewanie ciemna jak na człowieka z północy kraju karnacja.

- Cześć – bąknęła dziewczyna.
- Cieszę się, że przyszłaś – powiedziała siadając obok dziewczyny.
- Po co właściwie chciałeś się ze mną spotkać? – spytała bezpardonowo dziewczyna.
- Mam dla Ciebie ofertę – oznajmił Jon – jak pewnie słyszałaś nasz kraj ma pewne braki w różnego rodzaju służbach. Nie dbamy dostatecznie o bezpieczeństwo państwa od wewnątrz. Czas to zmienić!

            Tamara spojrzała na niego zaskoczona. Wiedziała, że królestwo Marca I było niezwykle zacofane w momencie przejęcie przez niego władzy. Słyszała także, że król i jego administracja robili niezwykle wiele aby nadrobić braki wobec – nie tyle potentatów na mapie kontynentu – ale sąsiadów. Podobno szło mu całkiem nieźle, ale wciąż wiele brakowało do wymarzonej sytuacji. Brakowało jej jednak spójnika pomiędzy tak ważnymi dla państwa i jego bezpieczeństwa sprawami a jej osobą, zdolnościami oraz wiedzą.

- Co to ma wspólnego ze mną? -  spytała.
- Zajmiesz się dla nas pracą kontrwywiadowczą – stwierdził Jon.
- Nie sądzę żebym się do tego nadawała – odparła dyplomatycznie.
- Nadasz się – oponował van Ionescu – będziesz pracowała w zawodzie, którego przestałaś się niedawno uczyć. Do tego załatwisz skrócenie wyroku dla Tao.
- Co? – zdziwiła się Tamao.
- Myślałaś, że nie mam ci nic do zaproponowania?
- Nie – wydukała zawstydzona – opowiedz w takim razie na czym miałaby moja praca polegać.

            Jon opowiedział jej pokrótce o tym jak po śmierci Ayumi podległa jej służba trafiła pod jego zwierzchnictwo. Przyznał, że żeby ścigać wrogów narodu należy ich znać. Nie potrafiła temu zaprzeczyć. Porucznik zaproponował jej załatwienie pracy jako wychowawca trójki dzieci jednego z najbogatszych mieszczan w stolicy, będącego w dodatku spokrewnionym z księciem Filipem w zamian za dostarczanie o nim informacji, jego znajomościach i prowadzonych biznesami. Zgodziła się.

- Jutro pójdziesz na spotkanie z nim – kończył swoją opowieść szef wywiadu – weź ze sobą tą Tao. U naszego obiektu przebywa obecnie jeden z szlachciców z Państwa Czarnej Wrony. Będziesz potrzebowała kogoś wyglądającego i potrafiącego się zachować.

            Tamara poczuła się nieco urażona jego końcowymi uwagami. Nie powiedziała jednak nic. Postanowiła zachować godność i nie dać satysfakcji Jonowi. Bardziej przygnębiała ją kwestia poproszenia Jun o pomoc. Wiedziała, że ta nie będzie skora zrobić nic o co poprosił – bardziej odpowiednim słowem byłoby polecił – zrobić jej niedawny oprawca. Ku swojemu zaskoczeniu Jun 
zgodziła się w zasadzie natychmiastowo. Argumentowała to nudą i monotonią jej codziennych zajęć.

            Kolejnego dnia zjawiły się w samo południe przed sporym, kamiennym domem w centrum Bukadamu. W drodze pod odpowiedni adres towarzyszyła im Lisa Green. Młoda czarodziejka przybyła niedawno do Rumlandii aby wyciągnąć Lena Tao z więzienia w Norfdamie.

- Mam już pewien plan jak uratować twojego brata – powiedziała do Jun.
- Tak? Jaki? – dopytywała niecierpliwie Tao.
- Dowiesz się wkrótce – zapewniła tajemniczo Lisa – na razie musisz wiedzieć tylko, że… - urwała na moment patrząc bacznie na okolicę – że wybierzesz się razem ze mną i Syriuszem na północ. Szczegóły przedstawię ci już niedługo.
- Świetnie – ucieszyła się pierwszy raz od dawna Jun.
- Co jeśli wasza próba, gdyby okazała się nieudana, zniweluje moje wysiłki na rzecz skrócenia jego wyroku? – Tamara nie potrafiła ukryć niepokoju.
- Nie stresuj się tym – poleciła jej Lisa pewnym siebie głosem – bardziej zajmij się swoją obecną pracą. Zrób dobre wrażenie dzisiaj!
- Dobrze – obiecała Tamao.

            Lisa pożegnała je przed samym domem mieszczanina. Weszły do środka w asyście lokaja ubranego w elegancką liberię. Zostały zaprowadzone do samego salonu, gdzie znajdowało się dwóch mężczyzn i kobieta. Kobieta była niezbyt wysoką brunetką. Miała kilka zmarszczek na twarzy i sporo siwych kosmyków włosów, chociaż nie mogła mieć więcej niż 40 lat.

            Pierwszy z mężczyzn wyglądał na znacznie młodszego od niej. Musiał być tym szlachcicem z Państwa Czarnej Wrony. Był raczej blady, miał zielone oczy i jasne włosy. Ubrany był w czarny wams z ozdobnym pasem.

- Jan Kingescu – przedstawił się – a to moja żona, Eleonora – wskazał na kobietę.

            Tamara poczuła się zaskoczona. Po pierwsze tym, że źle oceniła kto jest jej przyszłym pracodawcą, a po drugie z powodu nazwiska mieszczanina. Szlacheckie nazwiska w Rumlandii poprzedzał przedrostek „von”. Brakowało go przed nazwiskiem Jana. Gdyby jednak było to jego nazwisko nie różniłoby się niczym od nazwiska księcia Filipa. Tak jednak nie było. Oszacowała, więc iż Kingescu pochodzi z nieszlacheckiej gałęzi rodu. Nie wiedziała jednak czy jej teoria jest realistyczna.

            Drugi z mężczyzn wydawał się być w wieku Elonory. Nosił czarne spodnie z aksamitnego materiału i ciemny płaszcz. Nosił też okulary. Był jeszcze bardziej blady od Jana, miał też jaśniejsze włosy i gęstą, długą do krtani brodę.

- Antoni van Olbrecht – przedstawił się całując Jun delikatnie w dłoń.
- Jun Tao – odpowiedziała kobieta – a to moja przyjaciółka, Tamara Tamao.
- Och, przyszła guwernantka – ucieszył się Jan.
- Taką mam nadzieję – zapewniła z kurtuazją Tamao.

            W tym czasie Antoni nie potrafił oderwać oczu od Jun. Wręcz pochłaniał jej widok.

niedziela, 13 maja 2018

13. Padme


Rozdział 13
Padme

            Akiko nie wiedziała czego oczekiwać po wyprawie na zachód kontynentu. Z jednej strony cieszyła się mogąc opuścić więzienie w Norfdamie, gdzie doświadczyła najgorszych chwil w swoim życiu. Z drugiej opuszczała właśnie jedyny kraj, w którym mogła liczyć na przyjaciół. Nigdzie indziej nie mogła oczekiwać wsparcia – przynajmniej wtedy gdy opuści Anakina. Poza tym niepokoiła się tym, że przemieszczają się w stronę Wyspy Orków, która zdaniem jej towarzysza miała niedługo zostać opuszczona przez kilkadziesiąt tysięcy orków.

            Opuszczenie Rumlandii przebiegło im bezproblemowo. Akiko co prawda spodziewała się, że może ich spotkać jakiś zabłąkany patrol wojsk rodu van Nordescu, lecz nic takiego nie miało miejsce. Poza tym zastanawiała się ilu żołnierzy potrzeba by unieszkodliwić Anakina.

            Mężczyzna był niezwykle silny. Potrafił sam – i to całkiem bez wysiłku – uprzątnąć gościniec, na który zawaliło się kilka, sporych rozmiarów, drzew. W pamięci miała doskonale wyrzeźbione mięśnie klatki piersiowej, obręczy barkowej i brzucha. Codziennie mogła podziwiać jego trening, do którego wykorzystywała masę własnego ciała jako obciążenie. Wydawało jej się, że coś takiego jest nowością w Międzymorzu, a już na pewno na wschodzie kontynentu u obrzeży Czarnolasu. Wiedziała też, że dysponuje on jakąś mocą, której jeszcze nie spotkała.

Jego moc różniła się od magii. Przede wszystkim czarodzieje do swoich czarów byli zmuszeni używać różdżek. Jeśli czarodziej zostanie rozbrojony z obdarzonego mocą patyka, nie będzie potrafił rzucić niemal żadnego zaklęcia. Oczywiście nie oznacza to, że zostanie pozbawiony mocy, jednak nie będzie potrafił jej użyć, znaleźć dla niej odpowiedniej formy ujścia. Dodatkowo w przypadku Anakina widziała, do tej pory, jak używa on swojej pomocy by przywołać do siebie różne przedmioty. Nie miał też wtedy żadnej różdżki lub innego przedmiotu obdarzonego magiczną siłą.

- Jak ty to robisz? – spytał go jeszcze przed przekroczeniem Jesionki.
- Co? – Vader udał swoją niewiedzę.
- Robisz rzeczy, do których czarodzieje używają różdżek, ale jej nie masz. Magia to, to nie jest. W takim razie co?
- To nie ma nazwy.
- Jak to? – zdziwiła się Namada.
- Magia to nie jedyna nadprzyrodzona siła jaka istniała w Międzymorzu – odpowiedział tajemniczo.
- Opowiesz mi o tym więcej? – spytała kobieta.
- Może kiedyś – odpowiedział wzruszając ramionami.

            Od tego czasu Akiko pogrążyła się w głębokich refleksjach na temat siły jaką dysponuje jej towarzysz podróży, ale także innych zjawisk nadprzyrodzonych o jakich mogła wyczytać w jednej z książek o historii i tajnikach otaczającego ją świata. Nie potrafiła sobie nic przypomnieć na ten temat. Nawet w dziedzinie magii, która została opisana przez wielu znakomitych badaczy, nie zagłębiała się jakoś szczególnie, uznając że skoro jej to nie dotyczy to nie musi się tym przejmować.

            Anakin, a raczej jego moc. w tym czasie nie zdradzała oznak gotowości do czegoś więcej niż tylko przywoływanie większych lub mniejszych obiektów. Akiko domyśliła się, jednak że pewnie proces ten można odwrócić. W tym przypadku mężczyzna potrafiłby także odpychać lub odsyłać przedmioty. Nie mogła jak na razie przyłapać go na takiej czynności, ale postanowiła bacznie obserwować każdy jego ruch. 

            Niebawem przekroczyli rzekę i znaleźli się w ojczyźnie Namady. Tutaj pierwszego dnia nie napotkali ani żywej duszy. Dotyczyło to zarówno ludzi jak i zwierząt. W końcu równo o zachodzie słońca Anakin uznał, że pora rozbić obóz.

- Kto stoi pierwszy na warcie? – spytała Akiko.
- Nikt – uciął mężczyzna.
- Jak to?
- Nie potrzebujemy tego.
- Nie wiem czy wiesz, ale…
- … jesteś tu poszukiwana i skazana na śmierć.
- Skąd wiesz? – zdziwiła się Ordynka.

            Anakin usta w grymasie, który miał być namiastką uśmiechu.

- Chyba już zauważyłaś, że wiem o sprawach, które tobie się nie śniły.
- Hm… - chrząknęła Akiko nie wiedząc co odpowiedzieć by zaprzeczyć.
- Dziękuję za uznanie – rzekł z udawaną kurtuazją.

            W odpowiedzi Namada posłała mu mordercze spojrzenie. Nie przychodziło jej, jednak w dalszym ciągu nic mądreg, błyskotliwego do powiedzenia do głowy, więc dała sobie spokój ze słowami

- Nie idziemy najkrótszą drogą – powiedziała wreszcie kilkanaście minut później.
- To prawda – przyznał Anakin.

            Kobieta wpatrywała się w niego wyczekująco chcąc go sprowokować do wyjaśnienia tej kwestii, lecz podobnie jak w sprawie jego tajemniczej mocy nie otrzymała nawet maleńkiej wskazówki.

            Urażona takim zachowaniem Ordynka położyła się spać okrywając wcześniej dwoma kocami. Nie mogła zasnąć. Myślała o trwającej wyprawie. Sama siebie łapała coraz częściej na tym, że myślała o tym jak o przygodzie. A skoro to była przygoda to może powinna spróbować innego rodzaju „przygód”. Anakin był niezwykle przystojny, a przy tym młodszy od niej. Sądząc po jego wieku i formie był w szczytowym momencie swojej formy witalnej.

- Już niedługo przybędę – cichy głos Vadera dotarł do jej uszu.

            Obróciła się nie widząc do kogo on mówi. Mężczyzna spał. Widocznie śnił mu się ktoś dla niego ważny. Próbowała sobie przypomnieć czy nie wspominał o „damie swojego serca”, ale nie była w stanie tego zrobić.

- Padme – wycharczał Anakin i zamilkł.

            Czym lub kim jest Padme? Myślała gorączkowo Akiko. Po krótkiej chwili uznała, że musi to być kobieta. W takim razie serce młodego wojownika było już zajęte.

            Gwałtowne pociągnięcie za rękę zbudziło ją ze snu. Otworzyła oczy i oślepiło ją jasne światło, wstała raptownie co skończyło się uderzeniem w coś twardego i bólem głowy. Ponownie otworzyła powieki, które mimowolnie zamknęły się kiedy uderzała o to coś.

- Uważaj – powiedział Anakin rozcierając sobie łokieć.
- To o to uderzyłam – rzekła sama do siebie Akiko rozmasowując sobie kość ciemieniową.
- Nie mamy czasu, musimy iść!
- Dokąd? Jak? Dlaczego?

            Mężczyzna rzucił jej niecierpliwe spojrzenie.

- Dalej. Pieszo, bo nadjeżdżają twoi rodacy – wyjaśnił neutralnie.

            Większej zachęty kobieta nie potrzebowała. Migiem złożyła swoje koce i była gotowa do drogi. Vader w tym czasie dokarmił konie, które zdawały się być gotowe do drogi już od dawna. Nie zdołała jeszcze zapytać skąd informacja o zbliżających się Ordyńcach, gdy Anakin posadził ją na koniu.

- Skąd wiedziałeś? – spytała gdy zrobili sobie przerwę w okolicach południa.
- Instynkt – odpowiedział spokojnie.

            Akiko nie uwierzyła.

- Opowiesz mi o tych różnych rodzajach magii? – spytała na bezdechu.

            Anakin spojrzał na nią przeciągle. Wydął wargi w krzywym uśmiechu.

- Kiedyś, w pradawnych czasach wierzono, że istnieją istoty wyższe – rozpoczął swoją opowieś Anakin.
- Były czymś w rodzaju bóstw? – przerwała mu Akiko.

- Nie przerywaj mi – nakazał jej stanowczym tonem – bóstwa dały im życie, władzę i moc. Nie były to jednak jednolite rodzaje mocy. Każde z bóstw obdarzyło swoje istoty wyższe różnymi darami. Musisz pamiętać, że wtedy bóstw było więcej niż obecnie próbują wam to wmówić kapłani – wracając jednak bo sensu mojej opowieści. Bóstwo światło utworzyło Merlina, który władał białą magią. Bóstwo ciemności w kontraście do niego stworzyło Morganę le Fay, która jak się domyślasz władała czarną magią. Kolejne bóstwo tworzyły swoich reprezentantów. Kolejne były to smok dla ognia, bazyliszek dla ziemi, feniks dla zmarłych, kraken dla wody, kobieta ze skrzydłami i dziobem orła jako podwładna bóstwa powietrza, Sith dla boga piorunów itp.
- Co się stało z tymi istotami? – spytała Namada – Nie słyszałam tej historii ani w Ordzie ani w Rumlandii.
- To nic dziwnego – odparł z dumą Vader – znają ją wyłącznie ci, którzy mają ku temu powód – dodał z nieukrywaną wyższością – koniec końców istniało 37 bóstw, a każde z nich stworzyło istotę wyższą, która władała określoną mocą. Każda z nich zajmowała się obszarem swojej jurysdykcji. Mieszkały razem, więc nie miały problemów z komunikacją. Zamiast tego podzieliły się wkrótce na dwa wrogie obozy. Jeden skupiony był wokół Merlina, drugim dowodziła Morgana i Sith. Wybuchła pomiędzy nimi wojna. Plemiona ludzkie, bo o narodach nie mogło być jeszcze mowy, były zbyt prymitywne nawet na mięso rzucone na pożarcie przez generałów obu armii. Wojna trwała jakieś sto lat. Po drodze ginęły kolejne bóstwa. Część z nich w między czasie zdołała dać początek nowemu życiu. W ten sposób ludzie otrzymali moce, które do tej pory były przeznaczone dla bóstw. Jak nie trudno się domyślić Merlina miał najwięcej dzieciaków. Staruszek w pierwszej linii spłodził 26 synów i 15 córek. Jak się domyślasz wierność nie była jego mocną stroną. Do tego lubił nadużywać – tu wykonał rękoma symbol cudzysłowu – Kilka istot nie zdążyło spłodzić potomka. One, pamięć o ich twórcach i mocach jakie posiadali przepadła wraz z nimi i ich mocami. Potem jak nie trudno się domyślić potomkowie istot także tracili życie bezdzietnie. W ostateczności wszystkie moce poza białymi i czarnymi magami wyginęły.
- Ty masz jednak jakąś moc! – zauważyła Namada.
- Trudno ustalić od kogo pochodzi – przyznał niechętnie Anakin – prawdopodobnie jestem dalekim potomkiem bogini harmonii.
- Nie słyszałam o niej – wypaliła Akiko.
- Nie dziwi mnie to – odparł Vader – koniec tych opowieści na dzisiaj. Musimy jechać. Już niedługo…
- Co niedługo? – pytanie Namady pozostało bez odpowiedzi.

            Ruszyli w dalszą drogę. Kolejne dni mijały im na jeździe i przerwach na odpoczynek dla koni, aż Akiko straciła rachubę ile czasu już podróżują. Anakin zwolnił dopiero kiedy zbliżyli się do ordyńskiego miasta, Hordy.

            Miasto nie przypominało typowego miasta na wschodzie Międzymorza. Nie otaczały go ani mury ani fosa. Przedmieścia pokrywały skórzane namioty wielkości izby. To w nich mieszkała największa miejska biedota. Akiko pamiętała z młodych lat jak jej rodzice często mówili, że Hordę zamieszkują ludzie z jakimi nie chcieliby żeby ich córki miały coś wspólnego. Było to najbiedniejsze miasto w kraju. Podczas każdej wojny jego mieszkańcy chętnie zgłaszali się do armii. Mamili się łupami jakie mogły wpaść w ich ręce i pomóc podnieść przez to poziom życia ich rodzin – tak się jednak nie działo.

- Coo my tu szukamy? – spytała Akiko.
- Padme – padła odpowiedź.

            Wjechali do nieco mniej biednych osiedli. Skórzane namioty przybierały tu rozmiary dwuizbowej chaty. Ulice pokryte były śmieciami i odchodami – ludzkimi i zwierzęcymi. Anakin zrobił zniesmaczoną minę. Akiko nie miała problemu by odczytać z jego twarzy wyraz pogardy dla otaczających ich ludzi.

- Już blisko – powiedział sam do siebie.

            Wjechali wreszcie do centrum miasta, gdzie znajdowały się drewniane i murowane chaty. Minęli rynek, gdzie towarzyszyły im wrzaski przekupek. Przejeżdżali właśnie koło dużego, kamiennego budynku, kiedy Anakin nakazał zatrzymać się. Jednym ruchem zsiadł z konia i ruszył w kierunku drzwi frontowych. Nad nimi wisiał napis „Ratusz”.

            Przy drzwiach stało we względnie luźnej pozie dwoje ordyńskich strażników. Widok piechurów z tego narodu należał do zjawisk, których nie można było zaobserwować poza ich ojczyzną. Anakin minął ich bez słowa. Akiko podążyła ich śladem.

            Wewnątrz było nad wyraz czysto – jak na ordyńskie standardy. Dodatkowo korytarze świeciły pustkami. Namada poczuła się zaniepokojona. Chciała coś powiedzieć, ale idący przed nią Anakin uniósł w górę prawą dłoń.

- To tutaj – oznajmił.

            Obrócił się do pobliskich drzwi i podniósł wyprostowaną prawą rękę rozciągając palce u dłoni. Drzwi otworzyły się przed nim z hukiem, omal nie wypadając z zawiasów.

- Padme – powiedział roztrzęsionym głosem Vader wpadając do pokoju.

            Nim Akiko zorientowała się co się dzieje mężczyzna otoczył ramionami jakąś niewiastę. Kiedy się wreszcie od siebie oderwali okazało się, że kobieta miała jaśniejsza karnację niż Namada czy Vader. Duże tęczówki o barwie kasztanów wpatrywały się z miłością w mężczyznę. Miała ciemne, mocno kręcone włosy, które sięgały jej do łopatek. Była niezwykle szczupła, lecz zachowała przy tym kobiece kształty. Ubrana była w brązowy płaszcz podróżny, a na głowę naciągnęła chustę.

- Czekałam – powiedziała do ukochanego.
- Ja też – przyznał z niepodobną do siebie…

            Troską, miłością? Namada sama nie mogła rozszyfrować jakie emocje kierowały teraz wojownikiem. Pewnym natomiast było, że tak zachowywał się wyłącznie przy tej kobiecie. Ordynka zaczęła zastanawiać się, które oblicze jest tym prawdziwym, a może oba?

- Kim ona jest? – spytała wreszcie Padme przybierając bojową minę.
- To Akiko Namada – przedstawił ją Anakin – uratowałem ją przed skandynawską kurwą w Rumlandii.
- Annie! – ofukała go Padme.

            Akiko poczuła jak wzbiera w niej śmiech. Vader coraz bardziej przypominał jej Lena, a Padme Nataszkę. Mimowolnie poczuła, że bardzo nie chciałaby by los tych dwojga potoczył się tak samo jak analogicznej pary zakochanych. Była święcie przekonana, że gdyby Annie był na miejscu Lena to w Norfdamie nie zostałby kamień na kamieniu.

- No dobra, tą skandynawską szpieg.
- I musiałeś ją tu zabrać? – zdziwiła się Padme.
- Nie, ale może być dla nas cenna w kontekście zbliżającej się inwazji orków i bestii.
- Cooo?! – zdziwiła się Akiko.
- Nie powiedziałeś jej? – tym razem to Padme była zszokowana.
- Nie lubię zbyt dużo mówić – w opinii Namady kolejne podobieństwo z Lenem.

            Padme spojrzała przepraszająco na Akiko.

- Według informacji, które posiadamy orkowie zawarli przymierze z bestiami z Czarnolasu – powiedziała na jednym wydechu – prawdopodobnie dołączyli do nich czarnoksiężnicy. W całej głuszy neutralni wobec zbliżających się wydarzeń są tylko czarodzieje z Ministerstwa Magii – mówiła wciąż nerwowo – inwazja ma nastąpić jeszcze przed latem.