"Za oknem cisza najcichsza, jaką znam
Taka przed burzą, co zrywa dach"
Dawid Podsiadło
Rozdział 11
Wyprawa po chwałę
Denis
van Nicolescu czuł się coraz bardziej stary i niepotrzebny. Na jego szczęściu
lub wprost przeciwnie, książę Filip odkrył niedawno pradawne podania o magii
żywiołów. Zgodnie z nimi jeszcze przed powstaniem pierwszych państw piątka
bóstw przekazała ludziom pięć artefaktów pozwalających kontrolować żywioły.
Posiadacz ich wszystkich zyskiwał władzę na wodą, ogniem, wiatrem, naturą i
piorunami. De facto osoba sprawującą władzę na wszystkimi żywiołami może
kontrolować pogodę.
Zdobycie
wszystkich przedmiotów umożliwiłoby Filipowi i jego wąskiej świcie uzyskanie
przewagi na każdym z przeciwników i to nawet w przypadku zastraszająco
mniejszych sił wojskowych. W związku z tym Denis musiał jak najszybciej zdobyć
je wszystkie i dostarczyć swojemu władcy jeszcze przed rozpoczęciem wojny
kontynentalnej przez siły Ordy, Związku Czerwonych i Indian.
Głównym
problemem w kontekście poszukiwań był brak poszlak, gdzie ich szukać. Ostatni
udokumentowany przypadek używania jednego z artefaktów pochodził sprzed 370 lat
i dotyczył Pierścienia Wody. Wówczas należał on do jednego z białych
czarodziejów. Pisma podawały, że używał go do przenikania daleko w głąb
terytorium Elfów graniczącego z Ministerstwem Magii od południa. Wykorzystywał
do tego rozpoczynające się na granicy Jezioro Leśne. Według autora Kroniki
Czarnoleskiej podczas jednej z takich wypraw czarodziej został zauważony przez
elfy, które nie pojmały go od razu. Zamiast tego elficcy łowcy z daleka
obserwowali czarodzieja, a kiedy odkryli w jaki sposób unika on kontaktu z
przypadkowymi przedstawicielami ich gatunku przeszli do działania. Wykorzystali
moment po powrocie maga do ludzkiej formy, kiedy nie był on jeszcze w pełni
skoncentrowany. Najwybitniejszy ze strzelców posłał specjalną strzałę, która
odcięła palec czarodzieja od reszty dłoni. Nim zdołał on pochwycić palec
otrzymał serie strzał od kolejnych łowców. Bronił się za pomocą różdżki, lecz w
pojedynkowym zamieszaniu w rzadko uczęszczanym, gęsto porośniętym fragmencie
lasu, pierścień jak i sam palec czarodzieja przepadły. Z kolei w Elfickich
Rocznikach, autor twierdził, że palec został pochwycony przez jakieś dzikie
zwierzę a następnie wraz z pierścieniem zjedzony przez nie. W ten sposób miał
on przepaść na zawsze.
Te
same źródła identyfikowały pozostałe artefakty jako Róża Wiatrów, Głowica
Pioruna, Amulet Natury i Ognista Bransoleta. Niestety brakowało rysunków
przedstawiających ich dokładny wygląd. Według badań przeprowadzonych przez
księcia Filipa Głowica Pioruna miała być głowicą miecza. Niestety nie udało się
ustalić czy należy szukać całego miecza czy tylko samej głowicy. Jeśli nawet
chodziło o samą głowicę, to ktoś mógł ją zamontować w mieczu i nie być
świadomym posiadania jej. Wszystko to jeszcze bardziej gmatwało sprawę.
- Gdzie najpierw wyruszysz? – zapytał
Filip w dzień wyjazdu Denisa i jego eskorty.
- Na północ Rumlandii.
- Dokładnie – ucieszył się książę – czego
będziesz tam szukał?
- Artefaktów.
Książe
zrobił minę będącą mieszanką rozpaczy i gniewu. Zacisnął nerwowo pięści i wziął
głęboki oddech.
- Ordyńskie podania sprzed czterystu lat –
zaczął ponownie tłumaczyć Filip – mówią o wielkiej bitwie Ordyńców z naszymi
przodkami. Pomimo dwukrotnej przewagi Ordyńców, których armia złożona była
wyłącznie ze słynnej już wtedy jazdy, nasi rodacy wygrali. Wygrali, chociaż
lekka kawaleria nie stanowiła nawet 1/3 całości ich wojska. Zdaniem autora
tamtej relacji, przodek Toma van Obrescu użył wtedy Róży Wiatru i potężne
tornado, czyli coś co nie ma prawa zdarzyć się na naszym kontynencie, zmiotło
połowę armii chana. Reszta była rozbita i z łatwością została unieszkodliwiona
przez Rumlandczyków.
- W takim razie na początek Twierdza Obra?
– dopytał Denis.
- Tak, to bardzo blisko, ale musisz uważać
żeby nie dać się złapać.
- Dam z siebie wszystko.
- To nie wystarczy. Potrzebujemy od ciebie
jeszcze więcej. Musimy zdobyć Różę, a potem pozostałe artefakty. Dzięki temu
odzyskamy władzę w kraju niezależnie od zagrywek wielkich mocarstw!
- Nie zawiodę – zapewnił Denis, ale książę
nie słuchał go.
Wpatrywał
się w okno z szaleńczym wzrokiem i głosem przepełniony fanatyzmem.
- Pamiętaj, że nie jesteś jedynym, który
pragnie znaleźć artefakty żywiołów! Od setek lat znajdują się ludzie, a nawet
grupy szukające ich. Niektórzy z nich to naprawdę okropne przypadki. Takie,
których nie chciałbyś ani nawet ja dobrowolnie spotkać! Musisz na nich uważać,
ale także wybadać czy nie mają lepszych informacji od nas na temat tego co
można znaleźć i gdzie. Wydaje mi się, że w księgach w stolicy Ordy uda mi się
odnaleźć jakieś poszlaki i wskazówki, jednak nie wykluczone, że nic nie znajdę
i wtedy będziemy skazani na jeden artefakt, który ty mi dostarczysz. Z Różą
Wiatrów będziemy mieli olbrzymią przewagę nad dowolną armia na Stepowych Polach
i innych równinach ojczyzny!
Zainspirowany
tą przemową Denis udał się na obchód swoich towarzyszy podróży, wyposażenia i
prowiantu. Wraz z nim wyruszyć miało czterech jeźdźców przysłanych Filipowi z
Norfdamu. Jon van Nordescu zapewniał o ich bezwarunkowej wierności wobec
swojego rodu, a przez to i lojalności prawowitemu monarsze. Na wyprawę do
Rumlandii poza bronią zabrać mieli trochę dukatów, żywność itd.
Wreszcie
van Nicolescu uznał, że są gotowi. Bez specjalnych pożegnań i towarzyszącego im
rozgłosu piątka jeźdźców opuścili Trojaki i wyruszyli truchtem na swoich
wierzchowcach w stronę Obry. Nikt nie zwrócił na nich uwagi i to był największy
pozytyw tej wyprawy. W innych aspektach wszystko wyglądało źle – żeby nie
powiedzieć dramatycznie. Pułkownik nie miał żadnych informacji gdzie szukać
artefaktów ani jak dokładnie one wyglądają. Szanse na ich znalezienie były
bliskie zeru. Odwrotnie proporcjonalnie z kolei wyglądały jego szanse na
zostanie złapanym przez Rumlandczyków, którzy za pewne – w najlepszym razie –
wtrąca go do lochów na długie lata i już nigdy nie zobaczy żony, ani nowego
dziedzica, gdyż Eustachego za nic w świecie nie chciał widzieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz