piątek, 20 lutego 2015

27. Miłosne komplikacje



"Miłość nie polega na tym, aby wzajemnie sobie się przyglądać,
lecz aby patrzeć razem w tym samym kierunku."
 Antoine de Saint-Exupéry

Rozdział 27
Miłosne komplikacje

            Len obudził się rano solidnie zmęczony. Z chęcią pospałby jeszcze godzinkę, dwie, może trzy, ale nie miał na to czasu. Jego chorągiew i tak miała już opóźnienia w drodze na północ, która tak na prawdę - chwilowo - wiodła na zachód. Najpierw będą musieli trafić do Westdamu. Tam mają otrzymać informacje co zrobić dalej.

            Chłopak cofnął się w myślach do wydarzeń z nocy. Chwilę po wybiciu północy opuścił wraz z Natką bal. Pamiętał doskonale jak bardzo wszyscy jego podwładni byli zdziwieni, że on potrafi tańczyć. Taniec był jedną z tych zdolności jakich wymagano od niego jeszcze w poprzednim świecie - członek starej i obrzydliwie zamożnej rodziny nie mógł pozwolić sobie na podpieranie ścian na uroczystościach rodzinnych. Co do samej imprezy w akademiku to nie zachwyciła ona złotookiego bohatera wojny domowej. Lepiej czuł się siedząc z ukochaną przy stoliku, niż pląsając między pijanymi i bezwstydnymi studenciakami. Z ulgą przyjął słowa swojej lepszej połówki o tym, że i jej się tu średnio podoba. Poza tym pod wpływem pocałunków, którymi obsypywał ją Tao przy stole dziewczyna poczuła ochotę na bara- bara. Z tego też powodu jako jedni z pierwszych opuścili salę.

            Kiedy Len obudził się rano - jako pierwszy w pokoju - stwierdził, że miało to jeszcze jedną zaletę. Mogli sobie spokojnie zająć łóżko i nikt im się do tego łóżka nie wepchnął na siłę. Na sąsiednim łożu Ela, która ponownie nie była ubrana spała spleciona w objęciach z Estebanem, który przykryty kocem był zaledwie do kolan, przez co jego sflaczałe przyrodzenie leżało sobie bezwstydnie na widoku, tuż obok dłoni szatynki. Na trzecim łóżku spały Akiko, Tamara i trzecia współlokatorka tej ostatniej - Len nie pamiętał imienia blondynki. Linescu spał natomiast siedząc na podłodze. Oparty był o ścianę, ale ktoś przykrył go kocem, mimo to wciąż widać było jego gołą klatę. Dowódcę chorągwi zaciekawił widok tak ubranego najwierniejszego z żołnierzy, lecz widząc ten rozgardiasz Tao przytulił się mocniej do Natki i leżał dalej.

            Gdzieś na sąsiednim meblu ktoś właśnie wstał. Tao nie reagował. Skrzyp łóżka i delikatny odgłos stopy stąpającej po podłodze. Teraz ciekawość wzięła górę i cicho jak mysz obrócił się na drugi bok. W tej samej chwili ręka Natki spoczęła na jego klatce piersiowej. Położył swoją dłoń na jej i obserwował jak blondynka mieszkająca z jego najlepszą przyjaciółką idzie w stronę śpiącego pod ścianą porucznika. Ubrana była tylko w zwykłe, białe majtki i obszyty koronką stanik o tym samym kolorze. Wyglądała przeciętnie. Miała duże piersi, ale i mogłaby schudnąć kilka kilogramów. Dziewczyna przyklęknęła przy łysym oficerze. Podniosła koc z żołnierza i usiadła mu na udach, nim ten zdążył się obudzić. Koc zarzuciła sobie na plecy i nim Linescu zorientował się co się dzieje, był już namiętne całowany przez młodą kobietę. Nim kapitan uświadomił sobie co właśnie widzi, paznokcie Natki wbiły się mu nieprzyjemnie w pierś.

- Nie ładnie tak podglądać - wyszeptała mu do ucha.

            Nim zdążyła zareagować Len obrócił się w jej stronę i przylgnął ustami do jej ust. Trwali tak złączeni przez kilka minut. W tym czasie Linescu i jego młoda kochanka skończyli się obściskiwać i zajęli szukaniem zgubionej dzień wcześniej garderoby.

- Zadowolona? - spytała ukochanej Len.
- Nie pomyślę... - odpowiedziała robiąc przy tym zamyśloną i słodką minę - nie - powiedziała i ponownie złączyła się w pocałunku ze swoim żołnierzem.

            Kilka godzin później, kiedy wszyscy się obudzili, a potem zjedli przyniesione im  do pokoju przez Karolinę Andreę i Tamarę śniadanie, byli już gotowi do opuszczenia terenu kampusu studenckiego. Przed samym wyjazdem Linescu zniknął gdzieś z blondynką, a Esteban z szatynką. Z gospodyń pokoju, w którym nocowali została tylko Tamao.

- Kiedy wrócicie? - spytała przyjaciół.
- Nie wiem - odparła Akiko, a Len milczał.
- Coś mi się wydaje, że nasi oficerowie podkradną ci współlokatorki - wtrąciła Natka chcąc zmienić temat.

            Kobiety chwilę poplotkowały na ten temat, a Tao dalej milczał. Jego umysł odpłynął sferę planowania wyprawy, której jakoś dziwnym trafem nie chciało mu się podejmować. Świadomie zwlekał wczoraj i dziś z opuszczeniem stolicy, ale dłużej już tego robić nie mógł. Dlaczego Len nie chciał wyruszyć? Sam tego nie wiedział, jednak coś mu mówiło, że nie powinien wyruszać w tą podróż. Czuł się zupełnie jakby wchodził na drogę bez odwrotu.

- Pora na nas - powiedział wreszcie do dziewczyn.
- Uważajcie na siebie - szepnęła Tamara i rzuciła mu się na szyję, a potem pozostałej dwójce.

            Wyszli wreszcie przed akademik. Żołnierze czekali tam już na nich. Linescu stał obok swojej młodej kochanki, która ściskała go kurczowo za rękę i wyglądała jakby za nic nie chciałaby sobie poszedł. Porucznik był tym wyraźnie zażenowany, ale i szczęśliwy. Być może właśnie ta studentka została lub zostanie jego wielką miłością.

- Chorągiew zbiórka! - ryknął Len będąc jeszcze na schodach.

            Trzej kaprale trzymali w dłoniach trójkątne, zielone szturmówki z białą błyskawicą. Żołnierze stali równo i oczekiwali na dalsze rozkazy.

- Chorągiew gotowa, panie kapitanie! - odparł jeden ze starszych żołnierzy.
- Wozy gotowe?
- Gotowe.
- Przyprowadzić konie - polecił Len jednemu z młodszych żołnierzy, który biegiem ruszył w stronę stajni.

            Po chwili młodzieniec przyprowadził ze sobą dwa konie, a za nim stajenni przyprowadzili resztę wierzchowców. Tao pomógł ukochanej dosiąść rumaka i zaraz potem wskoczył na swojego zwierzaka. Obrócił sie na nim jeszcze w stronę Tamary, uniósł prawicę w geście pozdrowienia i dał znać swoim żołnierzom, że pora na odejście stąd.

            Jechał pierwszy.  Obok niego podążała Natasza, a za nimi Linescu. Dalej szły zwarte szeregi piechoty i wozy z zaopatrzeniem, które były nadzorowane przez porucznik Namadę. Dalej ciągnęły się kolejne szeregi piechoty i dowodzący z tyłu kolumny Esteban.

            Szli tak przez wiele godzin, nim Len zdecydował się zarządzić wreszcie postój. Żołnierze byli niemal wycieńczeni, a ponieważ zapadał już zmrok, kapitan wydał rozkaz stworzenia obozu na noc. Szeregowcy rozstawiali namioty. Akiko i Natka wraz z grupą kaprali zajęły się rozparcelowaniem mięsa, które oddział otrzymał będąc jeszcze na terenie akademiku, właściwie to Len wymusił na garnizonie wydanie zapasów, bo w przeciwnym razie zmuszony będzie wysłać raport o uchybieniach jakich dopuścili się żołnierze strzegący "kwiatu narodu rumlandzkiego".

            Kolejnego dnia tempo było już mniejsze, lecz i dystans dłuższy do pokonania, gdyż chorągiew S.O.L.A.R maszerowała tego dnia od rana. Kapitan Tao zarządził, że od tego dnia maszerować będą codziennie z trzema dłuższymi przerwami i dwoma krótszymi.

            Bardzo szybko tempo i dystans marszu dały się we znaki Nataszy. Chorągwiana piękność już trzeciego dnia zaczęła się skarżyć dowódcy na odparzenia od siodła i ból jaki jej towarzyszy od nieustannej jazdy konnej. Wkrótce Tao wyraźnie już rozdrażniony zachowaniem ukochanej zadecydował, że na najbliższym postoju przenosi ją na jeden z wozów. Kiedy chciał to zrobić okazało się, że nie ma tam aż tyle miejsca, w związku z czym zmuszony był przedłużyć postój i nadzorować przepakowanie kilku tobołów na konia Natki.

            Wreszcie po ruszeniu przez jakiś czas jechał w dalszym ciągu z przodu, pozostawiając brunetkę pod opieką Akiko. Odpoczywał w tym czasie od konieczności rozmów z nią i jej marudzenia na przeróżne sprawy. Zbliżający się okres nie poprawiał ich relacji, które po opuszczeniu akademika stawały się bardziej napięte. Po zainstalowaniu kobiety na wozach z prowiantem nastąpiło pewne rozprężenie, ale kobieta szybko strzeliła focha z uwagi na to, że złotooki jedzie na przedzie zamiast przy niej. Doszło do tego, że tej nocy, Tao musiał spać pod gołym niebem, narażając się przez to na kpiny za plecami ze strony swoich wojaków.

            Kolejnego ranka kapitan już od nastania świtu stał przed namiotem swojej panny. Wyczekiwał na jej pojawienie się stojąc na baczność. Wcześniej wydał rozkaz zwinięcia obozu w milczeniu tak aby nie zbudzić śpiącej, marudnej Natki. Czekał stojąc na baczność w zimnie. Wiatr targał jego włosy niemiłosiernie. Mimo to stał i czekał. Wydawało mu się, że wewnątrz coś się co jakiś czas rusza. Natka się nie pojawiała. Nie chciał jej budzić, wolał żeby sama zobaczyła jak bardzo się dla niej poświęca i czeka na nią wiernie przed wyjściem z jej kwatery. W końcu kilkanaście minut potem zjawiła się.

            Ubrana w wełniane spodnie i biały sweter, na który naciągnęła ciepły płaszcz podróżny. Tego dnia wyglądała blado nawet jeśli wziąć poprawkę na jej mleczną cerę. Oczy miała jakby nieobecne. Coś wyraźnie nie grało...

- Co.. - zaczął Len, lecz nim skończył musiał łapać upadającą piękność.

            Złapał ją pewnie i przytulił do serca. Nie wiedział co się dzieje i co ma robić. "Gdzie do cholery jest Akiko?" - myślał. Nie widział wokół nikogo przydatnego. Gdzieś rozległ się trzask gałązki. Spojrzał w tamtą stronę. Linescu.

- Poruczniku! - ryknął co sił w płucach na podwładnego.

            Łysy żołnierz sprintem przybył do wodza. Już z dala widział, że coś jest nie tak.

- Co jej? - spytał naiwnie Lena.
- Skąd mam kurwa wiedzieć? - ofuknął go kapitan. - Leć po Akiko! Już!

            Linescu nie zajmował się formalnościami takimi jak salut czy też odzew na rozkazy, tylko puścił się biegiem- co sił w nogach - w stronę gdzie powinna się znajdować Namada. Len w tym czasie delikatnie poklepał dziewczynę po policzku, ta wymamrotała coś niezrozumiałego. "Żyje" - uświadomił sobie chłopak.

- Natka - wyszeptał ledwo dosłyszalnie.

            Otworzyła oczy. Spojrzała na niego. Jej wzrok był taki rozmarzony, oczy się jej szkliły, ale była świadoma tego co się z nią dzieje.

- Długo tu na mnie czekałeś? - zapytała słabym głosem.
- Kilka godzin.

            Pogłaskała go z uznaniem po policzku. Miała takie miłe w dotyku, miękkie dłonie. Tym razem były one również cieplejsze niż zwykle. Ujął jej dłoń delikatnie w swoją i złożył na niej pocałunek.

- Bo ktoś nas zobaczy - zauważyła kobieta.
- Nie zważam na to. Co ci jest?

            Nim odpowiedziała na miejsce dobiegła Namada i Linescu. Ordynka nie zdołała się jeszcze uszykować do wymarszu, co Len stwierdził widząc jej rozczochraną fryzurę. Spojrzała na parę przed namiotem i zadała to sama pytanie co kapitan.

- Słabo się czuję. Jestem zmęczona. Wody.
- Słyszałeś - złotooki zwrócił się do Linescu.
- Tak jest! - żołnierz wskoczył do namiotu Natki po bukłak wody.

            Akiko w tym czasie przyłożyła dłoń do czoła młodszej koleżanki. Jej twarz wyrażała skupienie, ale nie okazywała żadnych emocji. Była jak kamień - co zaczynało doprowadzać Lena do furii. Chłopak czuł się bezsilny, ale też i winny. Gdyby nie kilka nieporozumień między nimi odkąd wyruszyli w podróż, byłby z nią tej nocy i zauważył, że coś jest nie tak.

- Len - słaby głos Natki błyskawicznie sprowadził go na ziemię.
- Tak? - spytał patrząc badawczo na dziewczynę.

            Dziewczyna ścisnęła jego dłoń i złożyła na niej słaby pocałunek. Linescu przyniósł w tym czasie wody i napoił delikatnie "komendantową" jak zwał ją żartobliwie w rozmowach z innymi oficerami albo samą Nataszą. Dziewczyna nawet pijąc patrzyła na złotookiego oficera, jej wzrok wyrażał jakby przeprosiny.

- Co z nią? - kapitan zwrócił się do Akiko.
- Ma gorączkę i jest przemęczona - odparła - według mnie powinna kilka dni odpoczywać, ale tu nie ma gdzie.
- Może dalej jechać na wozach - stwierdził Tao.
- Chcę jechać z tobą - przerwała im nad wyraz stanowczo jak na swój stan dziewczyna.

            Len spojrzał na nią czule. Była taka zdeterminowana. Poza tym chyba zapomniała o swoim wcześniejszym fochu. "Dobrze, że dziewczyny czasem chorują" - pomyślał Tao.

- Ile dni nam zostało? - spytał swoich zastępców.
- Zależy od tempa i ilości postojów - odparł Linescu.
- Dokładniej - powiedział z naciskiem Tao.
- Jadąc konno bez żadnych obciążeń przez tyle czasu ile szliśmy wczoraj, wyszłoby to jeszcze  2 może trzy dni - powiedziała Namada - idąc pieszo... No cóż szybciej niż przed upływem tygodnia.
- Weźmiesz mojego konia - polecił Namadzie - swojego dasz jednemu z żołnierzy, wybierz najlepszego ze swojej drużyny, i  pojedziecie prosto do Westdamu.
- Ale Len... - zaczęła Akiko.
- Nie ma żadnego ale! - wybuchnął oficer.
- Ja chcę z toba - zaprotestowała piskliwie Natka.
- To zbyt niebezpieczne - powiedział Linescu - dwie kobiety i jeden żołnierz to żadne wyzwanie dla bandytów. Krążą plotki o Ordyńskich bandach grasujących w okolicy, z resztą sztab paniczowi o tym opowiadał - Len zdziwił się słysząc dawno nie słyszane słowo w ustach najwierniejszego oficera - poza tym są jeszcze te skandynawskie bandy i wojska wroga tuż za granicą. Panie kapitanie pomyśl też nad tym ile Filip i płk van Nicolescu daliby żeby dorwać panią Akiko i komendantową - zakończył, potwierdzając obawy wszystkich obecnych.

            Len zamyślił się na chwilę.

- Jedziemy jak jechaliśmy - oznajmił wreszcie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz