"Miłość nie polega na tym, aby wzajemnie sobie się przyglądać,
lecz aby patrzeć razem w tym samym kierunku."
Antoine de Saint-Exupéry
Rozdział
27
Miłosne
komplikacje
Len obudził się rano solidnie
zmęczony. Z chęcią pospałby jeszcze godzinkę, dwie, może trzy, ale nie miał na
to czasu. Jego chorągiew i tak miała już opóźnienia w drodze na północ, która
tak na prawdę - chwilowo - wiodła na zachód. Najpierw będą musieli trafić do
Westdamu. Tam mają otrzymać informacje co zrobić dalej.
Chłopak cofnął się w myślach do
wydarzeń z nocy. Chwilę po wybiciu północy opuścił wraz z Natką bal. Pamiętał
doskonale jak bardzo wszyscy jego podwładni byli zdziwieni, że on potrafi
tańczyć. Taniec był jedną z tych zdolności jakich wymagano od niego jeszcze w
poprzednim świecie - członek starej i obrzydliwie zamożnej rodziny nie mógł
pozwolić sobie na podpieranie ścian na uroczystościach rodzinnych. Co do samej imprezy
w akademiku to nie zachwyciła ona złotookiego bohatera wojny domowej. Lepiej
czuł się siedząc z ukochaną przy stoliku, niż pląsając między pijanymi i
bezwstydnymi studenciakami. Z ulgą przyjął słowa swojej lepszej połówki o tym,
że i jej się tu średnio podoba. Poza tym pod wpływem pocałunków, którymi
obsypywał ją Tao przy stole dziewczyna poczuła ochotę na bara- bara. Z tego też
powodu jako jedni z pierwszych opuścili salę.
Kiedy Len obudził się rano - jako
pierwszy w pokoju - stwierdził, że miało to jeszcze jedną zaletę. Mogli sobie
spokojnie zająć łóżko i nikt im się do tego łóżka nie wepchnął na siłę. Na
sąsiednim łożu Ela, która ponownie nie była ubrana spała spleciona w objęciach
z Estebanem, który przykryty kocem był zaledwie do kolan, przez co jego
sflaczałe przyrodzenie leżało sobie bezwstydnie na widoku, tuż obok dłoni
szatynki. Na trzecim łóżku spały Akiko, Tamara i trzecia współlokatorka tej
ostatniej - Len nie pamiętał imienia blondynki. Linescu spał natomiast siedząc
na podłodze. Oparty był o ścianę, ale ktoś przykrył go kocem, mimo to wciąż
widać było jego gołą klatę. Dowódcę chorągwi zaciekawił widok tak ubranego
najwierniejszego z żołnierzy, lecz widząc ten rozgardiasz Tao przytulił się
mocniej do Natki i leżał dalej.
Gdzieś na sąsiednim meblu ktoś
właśnie wstał. Tao nie reagował. Skrzyp łóżka i delikatny odgłos stopy
stąpającej po podłodze. Teraz ciekawość wzięła górę i cicho jak mysz obrócił
się na drugi bok. W tej samej chwili ręka Natki spoczęła na jego klatce
piersiowej. Położył swoją dłoń na jej i obserwował jak blondynka mieszkająca z
jego najlepszą przyjaciółką idzie w stronę śpiącego pod ścianą porucznika.
Ubrana była tylko w zwykłe, białe majtki i obszyty koronką stanik o tym samym
kolorze. Wyglądała przeciętnie. Miała duże piersi, ale i mogłaby schudnąć kilka
kilogramów. Dziewczyna przyklęknęła przy łysym oficerze. Podniosła koc z
żołnierza i usiadła mu na udach, nim ten zdążył się obudzić. Koc zarzuciła
sobie na plecy i nim Linescu zorientował się co się dzieje, był już namiętne
całowany przez młodą kobietę. Nim kapitan uświadomił sobie co właśnie widzi,
paznokcie Natki wbiły się mu nieprzyjemnie w pierś.
-
Nie ładnie tak podglądać - wyszeptała mu do ucha.
Nim zdążyła zareagować Len obrócił
się w jej stronę i przylgnął ustami do jej ust. Trwali tak złączeni przez kilka
minut. W tym czasie Linescu i jego młoda kochanka skończyli się obściskiwać i
zajęli szukaniem zgubionej dzień wcześniej garderoby.
-
Zadowolona? - spytała ukochanej Len.
-
Nie pomyślę... - odpowiedziała robiąc przy tym zamyśloną i słodką minę - nie -
powiedziała i ponownie złączyła się w pocałunku ze swoim żołnierzem.
Kilka godzin później, kiedy wszyscy
się obudzili, a potem zjedli przyniesione im do pokoju przez Karolinę Andreę i Tamarę
śniadanie, byli już gotowi do opuszczenia terenu kampusu studenckiego. Przed
samym wyjazdem Linescu zniknął gdzieś z blondynką, a Esteban z szatynką. Z
gospodyń pokoju, w którym nocowali została tylko Tamao.
-
Kiedy wrócicie? - spytała przyjaciół.
-
Nie wiem - odparła Akiko, a Len milczał.
-
Coś mi się wydaje, że nasi oficerowie podkradną ci współlokatorki - wtrąciła
Natka chcąc zmienić temat.
Kobiety chwilę poplotkowały na ten
temat, a Tao dalej milczał. Jego umysł odpłynął sferę planowania wyprawy,
której jakoś dziwnym trafem nie chciało mu się podejmować. Świadomie zwlekał
wczoraj i dziś z opuszczeniem stolicy, ale dłużej już tego robić nie mógł.
Dlaczego Len nie chciał wyruszyć? Sam tego nie wiedział, jednak coś mu mówiło,
że nie powinien wyruszać w tą podróż. Czuł się zupełnie jakby wchodził na drogę
bez odwrotu.
-
Pora na nas - powiedział wreszcie do dziewczyn.
-
Uważajcie na siebie - szepnęła Tamara i rzuciła mu się na szyję, a potem
pozostałej dwójce.
Wyszli wreszcie przed akademik.
Żołnierze czekali tam już na nich. Linescu stał obok swojej młodej kochanki,
która ściskała go kurczowo za rękę i wyglądała jakby za nic nie chciałaby sobie
poszedł. Porucznik był tym wyraźnie zażenowany, ale i szczęśliwy. Być może
właśnie ta studentka została lub zostanie jego wielką miłością.
-
Chorągiew zbiórka! - ryknął Len będąc jeszcze na schodach.
Trzej kaprale trzymali w dłoniach
trójkątne, zielone szturmówki z białą błyskawicą. Żołnierze stali równo i
oczekiwali na dalsze rozkazy.
-
Chorągiew gotowa, panie kapitanie! - odparł jeden ze starszych żołnierzy.
-
Wozy gotowe?
-
Gotowe.
-
Przyprowadzić konie - polecił Len jednemu z młodszych żołnierzy, który biegiem
ruszył w stronę stajni.
Po chwili młodzieniec przyprowadził
ze sobą dwa konie, a za nim stajenni przyprowadzili resztę wierzchowców. Tao
pomógł ukochanej dosiąść rumaka i zaraz potem wskoczył na swojego zwierzaka.
Obrócił sie na nim jeszcze w stronę Tamary, uniósł prawicę w geście
pozdrowienia i dał znać swoim żołnierzom, że pora na odejście stąd.
Jechał pierwszy. Obok niego podążała Natasza, a za nimi
Linescu. Dalej szły zwarte szeregi piechoty i wozy z zaopatrzeniem, które były
nadzorowane przez porucznik Namadę. Dalej ciągnęły się kolejne szeregi piechoty
i dowodzący z tyłu kolumny Esteban.
Szli tak przez wiele godzin, nim Len
zdecydował się zarządzić wreszcie postój. Żołnierze byli niemal wycieńczeni, a
ponieważ zapadał już zmrok, kapitan wydał rozkaz stworzenia obozu na noc.
Szeregowcy rozstawiali namioty. Akiko i Natka wraz z grupą kaprali zajęły się
rozparcelowaniem mięsa, które oddział otrzymał będąc jeszcze na terenie
akademiku, właściwie to Len wymusił na garnizonie wydanie zapasów, bo w
przeciwnym razie zmuszony będzie wysłać raport o uchybieniach jakich dopuścili
się żołnierze strzegący "kwiatu narodu rumlandzkiego".
Kolejnego dnia tempo było już
mniejsze, lecz i dystans dłuższy do pokonania, gdyż chorągiew S.O.L.A.R
maszerowała tego dnia od rana. Kapitan Tao zarządził, że od tego dnia
maszerować będą codziennie z trzema dłuższymi przerwami i dwoma krótszymi.
Bardzo szybko tempo i dystans marszu
dały się we znaki Nataszy. Chorągwiana piękność już trzeciego dnia zaczęła się
skarżyć dowódcy na odparzenia od siodła i ból jaki jej towarzyszy od
nieustannej jazdy konnej. Wkrótce Tao wyraźnie już rozdrażniony zachowaniem ukochanej
zadecydował, że na najbliższym postoju przenosi ją na jeden z wozów. Kiedy
chciał to zrobić okazało się, że nie ma tam aż tyle miejsca, w związku z czym
zmuszony był przedłużyć postój i nadzorować przepakowanie kilku tobołów na
konia Natki.
Wreszcie po ruszeniu przez jakiś
czas jechał w dalszym ciągu z przodu, pozostawiając brunetkę pod opieką Akiko.
Odpoczywał w tym czasie od konieczności rozmów z nią i jej marudzenia na
przeróżne sprawy. Zbliżający się okres nie poprawiał ich relacji, które po opuszczeniu
akademika stawały się bardziej napięte. Po zainstalowaniu kobiety na wozach z
prowiantem nastąpiło pewne rozprężenie, ale kobieta szybko strzeliła focha z
uwagi na to, że złotooki jedzie na przedzie zamiast przy niej. Doszło do tego,
że tej nocy, Tao musiał spać pod gołym niebem, narażając się przez to na kpiny
za plecami ze strony swoich wojaków.
Kolejnego ranka kapitan już od
nastania świtu stał przed namiotem swojej panny. Wyczekiwał na jej pojawienie
się stojąc na baczność. Wcześniej wydał rozkaz zwinięcia obozu w milczeniu tak
aby nie zbudzić śpiącej, marudnej Natki. Czekał stojąc na baczność w zimnie.
Wiatr targał jego włosy niemiłosiernie. Mimo to stał i czekał. Wydawało mu się,
że wewnątrz coś się co jakiś czas rusza. Natka się nie pojawiała. Nie chciał
jej budzić, wolał żeby sama zobaczyła jak bardzo się dla niej poświęca i czeka
na nią wiernie przed wyjściem z jej kwatery. W końcu kilkanaście minut potem
zjawiła się.
Ubrana w wełniane spodnie i biały
sweter, na który naciągnęła ciepły płaszcz podróżny. Tego dnia wyglądała blado
nawet jeśli wziąć poprawkę na jej mleczną cerę. Oczy miała jakby nieobecne. Coś
wyraźnie nie grało...
-
Co.. - zaczął Len, lecz nim skończył musiał łapać upadającą piękność.
Złapał ją pewnie i przytulił do
serca. Nie wiedział co się dzieje i co ma robić. "Gdzie do cholery jest
Akiko?" - myślał. Nie widział wokół nikogo przydatnego. Gdzieś rozległ się
trzask gałązki. Spojrzał w tamtą stronę. Linescu.
-
Poruczniku! - ryknął co sił w płucach na podwładnego.
Łysy żołnierz sprintem przybył do
wodza. Już z dala widział, że coś jest nie tak.
-
Co jej? - spytał naiwnie Lena.
-
Skąd mam kurwa wiedzieć? - ofuknął go kapitan. - Leć po Akiko! Już!
Linescu nie zajmował się
formalnościami takimi jak salut czy też odzew na rozkazy, tylko puścił się
biegiem- co sił w nogach - w stronę gdzie powinna się znajdować Namada. Len w
tym czasie delikatnie poklepał dziewczynę po policzku, ta wymamrotała coś
niezrozumiałego. "Żyje" - uświadomił sobie chłopak.
-
Natka - wyszeptał ledwo dosłyszalnie.
Otworzyła oczy. Spojrzała na niego.
Jej wzrok był taki rozmarzony, oczy się jej szkliły, ale była świadoma tego co
się z nią dzieje.
-
Długo tu na mnie czekałeś? - zapytała słabym głosem.
-
Kilka godzin.
Pogłaskała go z uznaniem po
policzku. Miała takie miłe w dotyku, miękkie dłonie. Tym razem były one również
cieplejsze niż zwykle. Ujął jej dłoń delikatnie w swoją i złożył na niej
pocałunek.
-
Bo ktoś nas zobaczy - zauważyła kobieta.
-
Nie zważam na to. Co ci jest?
Nim odpowiedziała na miejsce dobiegła
Namada i Linescu. Ordynka nie zdołała się jeszcze uszykować do wymarszu, co Len
stwierdził widząc jej rozczochraną fryzurę. Spojrzała na parę przed namiotem i
zadała to sama pytanie co kapitan.
-
Słabo się czuję. Jestem zmęczona. Wody.
-
Słyszałeś - złotooki zwrócił się do Linescu.
-
Tak jest! - żołnierz wskoczył do namiotu Natki po bukłak wody.
Akiko w tym czasie przyłożyła dłoń
do czoła młodszej koleżanki. Jej twarz wyrażała skupienie, ale nie okazywała
żadnych emocji. Była jak kamień - co zaczynało doprowadzać Lena do furii.
Chłopak czuł się bezsilny, ale też i winny. Gdyby nie kilka nieporozumień
między nimi odkąd wyruszyli w podróż, byłby z nią tej nocy i zauważył, że coś
jest nie tak.
-
Len - słaby głos Natki błyskawicznie sprowadził go na ziemię.
-
Tak? - spytał patrząc badawczo na dziewczynę.
Dziewczyna ścisnęła jego dłoń i
złożyła na niej słaby pocałunek. Linescu przyniósł w tym czasie wody i napoił
delikatnie "komendantową" jak zwał ją żartobliwie w rozmowach z
innymi oficerami albo samą Nataszą. Dziewczyna nawet pijąc patrzyła na
złotookiego oficera, jej wzrok wyrażał jakby przeprosiny.
-
Co z nią? - kapitan zwrócił się do Akiko.
-
Ma gorączkę i jest przemęczona - odparła - według mnie powinna kilka dni
odpoczywać, ale tu nie ma gdzie.
-
Może dalej jechać na wozach - stwierdził Tao.
-
Chcę jechać z tobą - przerwała im nad wyraz stanowczo jak na swój stan
dziewczyna.
Len spojrzał na nią czule. Była taka
zdeterminowana. Poza tym chyba zapomniała o swoim wcześniejszym fochu.
"Dobrze, że dziewczyny czasem chorują" - pomyślał Tao.
-
Ile dni nam zostało? - spytał swoich zastępców.
-
Zależy od tempa i ilości postojów - odparł Linescu.
-
Dokładniej - powiedział z naciskiem Tao.
-
Jadąc konno bez żadnych obciążeń przez tyle czasu ile szliśmy wczoraj, wyszłoby
to jeszcze 2 może trzy dni - powiedziała
Namada - idąc pieszo... No cóż szybciej niż przed upływem tygodnia.
-
Weźmiesz mojego konia - polecił Namadzie - swojego dasz jednemu z żołnierzy,
wybierz najlepszego ze swojej drużyny, i
pojedziecie prosto do Westdamu.
-
Ale Len... - zaczęła Akiko.
-
Nie ma żadnego ale! - wybuchnął oficer.
-
Ja chcę z toba - zaprotestowała piskliwie Natka.
-
To zbyt niebezpieczne - powiedział Linescu - dwie kobiety i jeden żołnierz to
żadne wyzwanie dla bandytów. Krążą plotki o Ordyńskich bandach grasujących w
okolicy, z resztą sztab paniczowi o tym opowiadał - Len zdziwił się słysząc
dawno nie słyszane słowo w ustach najwierniejszego oficera - poza tym są
jeszcze te skandynawskie bandy i wojska wroga tuż za granicą. Panie kapitanie
pomyśl też nad tym ile Filip i płk van Nicolescu daliby żeby dorwać panią Akiko
i komendantową - zakończył, potwierdzając obawy wszystkich obecnych.
Len zamyślił się na chwilę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz