niedziela, 25 maja 2014

12. Nowa armia



"Na świecie są tylko dwie potęgi: miecz i duch. W końcu miecz zawsze ulega duchowi."
Napoleon Bonaparte
 


Rozdział 12
Nowa armia

            W ciągu ostatnich paru dni reformy Konwentu Seniorów wielkich rodów przybrały na tempie. Udało się wreszcie zrealizować kilka postulatów z dziesięciopunktowego manifestu króla, wydanego kilka miesięcy wcześniej. Dni stawały się coraz krótsze, więc i wysłannikom poszczególnych rodów coraz bardziej spieszyło się do domów, co wybitnie przyspieszyło bieg dyskusji między zwolennikami, a przeciwnikami reform. 

            Len od czasu ostatnich problemów z szlachetnie urodzonymi osobami, ograniczał do minimum przebywanie pod salą obrad bądź też w niej. Wolał przebywać przy wrotach prowadzących do pałacu. Kiedy nie było go tam, zwykle można było odnaleźć go w swojej komnacie, którą dzielił w dalszym ciągu z Nataszą. Całowali się wtedy, rozmawiali albo zwyczajnie przytulali.

- Len - do ich komnaty wpadła któregoś dnia, z rana Akiko.
- Co jest? - spytał Len, tłumiąc ziewnięcie.

            Nie wygramolił się nawet spod pierzyny. Leżał w swoim łóżku i myślał o tym co mogą porobić tego dnia z Natką. Zupełnie nie słuchał co mówiła do niego jego podwładna.

- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - zapytała wreszcie.
- Nie - odparła za niego Natasza.
- Len! - ryknęła Namada - dziś będą omawiać reformę wojska i spraw z nim związanych. Musisz tam być! Tylko ty masz jakiekolwiek pojęcie o tym co oni chcą tam pozmieniać i modernizować.

            Len ożywił się trochę słysząc te słowa, ale nie wstał jeszcze z łóżka. Zamiast tego zwalił z siebie kołdrę na podłogę. Ubrany był tylko w krótkie, czarne spodenki, w których zwykle spał w tej komnacie. Jeśli dziś zaczną realizować modyfikacje w wojsku, to on - kapitan Tao - musi być na miejscu za wszelką cenę i dopomóc im tak, żeby zrobili to tak jak należy. W końcu prawie każdy kraj ma na swoich usługach kogoś z "tamtego świata" i zwykle te osoby znakomicie przekazują informacje o szczególnych osiągnięciach, możliwych do implikacji na tutejszy grunt.

- Natka - zwrócił się wreszcie do ukochanej - przygotuj mi ten płaszcz, który ostatni kupiliśmy i wiesz co jeszcze...

            Brunetka skinęła głową i błyskawicznie wygramoliła się z łóżka. Ubrana była w zwiewną sukienkę nocną, w kremowej barwie. Jej mleczna cera i kremowa barwa sukienki bardzo ładnie się komponowały w świetle porannego słońca. Krew mogła uderzyć do mózgu, a co dopiero, kiedy brunetka pochyliła się by wydobyć płaszcz Lena z kufra koło łóżka.

            Len nie mógł pozostać obojętny na ten widok. Od razu odczuł podniecenie, ale teraz nie mógł nic zrobić, gdyż byli pod czujną obserwacją Akiko. Obrócił się na drugi bok, a Namada kulturalnie udała, że nic nie widzi.

- Masz go? - syknął do swojej kobiety.
- Tak.
- To mi go rzuć.

            Nie minęło jeszcze pięć sekund, gdy miękki, obszyty futrem z lisa płaszcz opadł na Lena. Chłopak od razu się okrył nim ze wszystkich stron, wepchnął dłonie w kieszenie na wysokości bioder i wstał wreszcie z łóżka. Mógł zacząć szykować się na wielki występ przed całym konwentem.

            Pod wejściem na salę obrad był już kilkanaście minut potem. Ubrał sie w czarny ozdobny płaszcz, obszyty wokół futrem z lisa. Dodatkowo złote nici nadawały mu elegancji. Pod płaszczem miał na sobie tylko czerwony bezrękawnik i swoje ulubione szerokie spodnie. Podszedł nienagannym, miękkim chodem do wrót. Stało przy nich dwoje żołnierzy wśród, których rozpoznał jako duet niedawno przyjętych, z którymi ćwiczył szermierkę kiedyś pod drzwiami do budynku.

- Wpuścić mnie - rozkazał obojętnym tonem.
- Tak jest, panie kapitanie! - zasalutowali i jeden z nich otworzył drzwi.

            Wewnątrz znajdowało się nie wiele osób. Byli tam Marc, któremu znowu urosła gęsta, czarna broda. obok niego siedziała królowa Joanna, trochę wydawała się być przygaszona, ale może to tylko przez niewyspanie? I brzuch trochę jej jakby urósł. Tamara mówiła coś o tym kapitanowi Tao parę dni temu, ale ten był wtedy zbyt pochłonięty wspominaniem randki z Nataszą, podczas której wybrali się za miasto. Trochę za Joanna znajdowali sie przedstawiciele rodów van Ionescu, van Bzykescu, van Danilescu, van Petescu, van Kresuescu, van Hopfer, van Winescu, van Żmijescu oraz van Galaerescu."Sami wierni ludzie" - pomyślał Len. Podszedł bliżej zebranych.

- Wasza wysokość - powiedział, sztywno kiwając karkiem - i Wasza Piękność - rzekł do królowej Joanny.
- Witam kapitanie - odparł Marc.
- Dobrze cię widzieć Len - odpowiedziała kobieta - bez ciebie było tu strasznie nudno. Sporo kłótni, ale żadnych rękoczynów - zakończyła nieco żartobliwie.

            Len spojrzał na nią zdumiony, ale pokiwał tylko potwierdzająco głową. Wtedy ujrzał coś co go zaniepokoiło za plecami generała van Petescu. Stał tam nie kto inny jak ulubieniec synów zmarłego około roku temu władcy Rumladnii - generał van Ambramescu.

- Co on tu robi? - spytał Len przez zaciśnięte zęby.
- Chyba nie uważasz, że masz lepsze informacje o tym człowieku niż wywiad - zakpił Jon van Ionescu.

            Len nie odpowiedział.

- Wierzę w szczere intencje tego generała - oznajmił Marc.
- Tylko szczere w jakiej intencji? - dopytał Tao.
- Kwestia jego obecności tu nie podlega dyskusji - uciął król.

            Chcąc, nie chcąc Len musiał pogodzić się z obecnością dobrego znajomego Denisa van Nicolescu na sali, w której omawiane będą najważniejsze szczegóły dotyczące bezpieczeństwa kraju i reform armii. Zdaniem Tao jest to zbyt duże nadużycie zaufania króla wobec generała. Przecież nic nie gwarantuje, że ten nie doniesie o tym swojemu koledze przebywającemu w Ordzie, a ten ma już tylko ze dwa, trzy kroki do wykonania po to, ażeby donieść o wszystkim chanowi i Filipowi. Ledwo skończyła się jedna wojna, a lekkomyślność szlachty sprowadza nad ten - jeszcze nie do końca szczęśliwy - kraj widmo kolejnej, tym razem międzynarodowej.

- Usiądźmy - jego rozmyślania przerwał marszałek obrad, Wiktor van  Danilescu.

            Zebrani zajęli miejsca przy stole. Len poczekał aż wszyscy usiądą i wtedy również on spoczął na krześle. Z jednej jego strony siedział jakiś krewny panny van Kresuescu - co niezbyt Lenowi odpowiadało - a z drugiej był to Nataniel van Żmijescu. Zauważył tez, że jedno miejsce wciąż pozostaje wolne.

- Pułkownik się spóźnia... - rzekł Tobiasz van Bzykescu.
- Zaraz będzie - odpowiedział gen. van Petescu - miał wysłać ludzi na północ do obserwowania 
skandynawskiej granicy. Podobno kręci się tam ostatnimi czasy podejrzanie sporo, podejrzanych ludzi.

            Kiedy dowódca skończył mówić, do komnaty wpadł zdyszany pułkownik Narescu, co uspokoiło nieco Lena, gdyż ten podświadomie spodziewał się zobaczyć tu innego pułkownika...

- Siadaj oficerze - rozkazał van Danilescu.
- Tak jest! - odparł dowódca kawalerii.

            Marc podniósł się ze swojego ozdobnego fotela przy froncie stołu. Oznaczało to, że debata zaraz się rozpocznie. Wszystkie szepty na sali ucichły i król mógł mówić.

- Dziś omawiać będziemy tylko i wyłącznie sprawy związane z wojskiem

            Usiadł, a zamiast niego powstał marszałek obrad.

- Na początek poruszymy kwestię obecnego tu pułkownika Narescu. Nasz kraj jest w stanie kryzysu wojskowego. Mamy raptem dwoje generałów. Reszta nie żyje bądź zaginęła i pewnie też zmarła. W skutek tego musimy powołać nowych lub też, chociaż jednego nowego. Kto jest za tym żeby pułkownik został mianowany generałem niech podniesie w górę prawicę.

            Wszyscy podnieśli, poza Lenem i Narescu, którzy nie mieli praw do głosowania. Nikt nie był przeciw. Marc odetchnął cicho z ulgą.

- Kolejny plan to reforma systemu dowodzenia w armii... - zaczął Wiktor van Danilescu.
- Sprzeciw! - przerwał mu Len.
- To jest bunt! - ryknął Jon, siedzący trochę na skos od Lena, po drugiej stronie stołu. Zebrani zignorowali jego krzyk.
- A czemuż to? - spytała Joanna.
- Żeby zreformować system dowodzenia, trzeba uwzględnić nowe formacje... - zaczął Len.
- ... a tego jeszcze nie zrobiliśmy - dokończył za niego generał van Petescu.
- Wiedziałam, że z kapitanem będzie tu dużo ciekawiej - zakończyła wymianę zdań królowa.

            Zebrani popatrzyli znacząco w złote tęczówki panicza Tao, a król udzielił mu prawa głosu. Normalnie tacy postronni goście nie mieli bowiem prawa, żeby zgłaszać swoje postulaty podczas obrad.

- Przede wszystkim ciężka kawaleria - powiedział krótko Len.
- Nie ma warunków w lasach... - zaprotestował Józef van Kresuescu.
- A kto mówi o lasach? - zdziwił się Tao - mało macie pól i łąk? Nie znam za dobrze topografii terenu Rumlandii, ale wydaje mi się, że nie same lasy tu macie.
- Prawda - poparł go szef wywiadu - nad Zatoką Śródleśną jest sporo pól, tak samo na zachodzie i między Obrą, a Jesionką - oznajmił.
- Budżet królestwa nie da rady na duży zaciąg - wtrącił van Petescu.
- Jeden pułk na początek kolo granicy z chanem i drugi na południowych krańcach - zaproponował Len.
- Zgoda - powiedział van Abramescu - ale kto ich przeszkoli?
- Ja - odciął się Len.
- Dla Ciebie mamy inne zadnia - wtrącił marszałek - ale o tym później.

            Zebrani zastanowili się nad pomysłem młodzieńca. Wreszcie - po kilku minutach - głos postanowił zabrać świeżo mianowany generał.

- Sprowadźmy instruktora z Zachodu.
- Skąd? Kogo? Jak? A tajemnica? Jak ją utrzymać? - pytali jeden przez drugiego zebrani.

            Odpowiedziała im Joanna, co spowodowało niemały szok wśród ludzi, z pośród których każdy chciał uchodzić za eksperta od wojskowości.

- Ojciec miał sporo kontaktów - oznajmiła - mogę wysłać natychmiastowo gońca do Kingstad. Z Państwa Czarnej Wrony powinno przybyć czworo instruktorów od walki i kilku od wykuwania zbrój itp. Co wy na to?

            Zebrani pokiwali potulnie głowami i po sali przeszedł się pomruk aprobaty dla słów królowej. Nikt nie spodziewał się, że tak ważny pomysł wyjdzie akurat od kobiety, a tym bardziej właśnie od niej.

- Panowie wybaczą - zaczęła się żegnać - ale sprawy wojskowe mnie wzywają. Kontynuujcie beze mnie.

            Krótką chwile trwało nim zebrani wyrwali się z osłupienia jakie wywarło na nich przemówienie i zachowanie żony monarchy.

- System dowodzenia - wydukał wreszcie Wiktor.

            Najszybciej po nim zdolność mowy odzyskał van Petescu i to właśnie generał jako pierwszy przedstawił swój plan.

- Proponuję podzielić kraj na dwa okręg wojskowe. Będą to północ i południe - recytował bez zająknięcia - dowództwo południa obejmie generał Narescu, a północ wezmę ja. Pan van Abramescu pozostanie w stolicy i włączymy go w nową radę wojenną, ale jej skład to już później. Kraj nie ma funduszy na budowę wielkiej armii. Dlatego proponuję po 15 tysięcy żołnierzy na oba okręgi...
- Chwilowo wystarczy generale - przerwał mu Marc - twoją reformę będziemy przegłosowywać bądź też nie stopniowo. Kto jest za tym, co obecnie przedstawił nasz van Petescu? - wszyscy podnieśli dłonie. - Świetnie - ucieszył się władca - mów, więc dalej przyjacielu.
- Wśród tych 15 tysięcy nie ma oczywiście takich wojsk jak S.O.L.A.R czy też garnizony miast. Siły okręgu podzielmy w ten sposób, że dowódca będzie miał bezpośrednio pod swoim dowództwem pułk lekkiej jazdy i pułk piechoty oraz nowo sformowaną ciężką kawalerię. Oczywiście w każdym pułku władzę będzie sprawował pułkownik, jednak w tych trzech pułkownik odpowiada tylko za utrzymania dyscypliny, ćwiczenia i poprowadzenie żołnierzy w bezpośrednim boju. Pozostałe 12 tysięcy rozlokujemy jako pułki w miastach, twierdzach i strategicznie ważnych miejscach. Wszędzie tam dowodzić będą pułkownicy lub też, gdy nie będzie odpowiednio wykwalifikowanych wojskowych ich obowiązki przejmie wyznaczony przez dowódcę okręgu szlachcic. Rozplanowanie pułków leży w gestii dowódcy okręgu, ale musi być zaakceptowane przez radę wojenną i króla.
- Głosujmy - oświadczył Wiktor.

            Znów wszyscy byli za. Lena nie dziwiło to zbytnio. W końcu generał nie powiedział jeszcze nic zbyt odkrywczego czy też kontrowersyjnego. Do tych punków miał dopiero dojść.

- Idąc dalej. Likwidujemy ostatecznie i w całości prywatne armie...
- Sprzeciw! - syknął sam marszałek.
- Nie ma mowy! - zawtórowali mu sąsiedzi Lena.
- Po co wam prywatne wojsko? - spytał Marc.

            Nie potrafili odpowiedzieć na to pytanie jak i na kolejne jakie zadał im król w tej kwestii. Prawdę powiedziawszy to część z nich była po prostu przyzwyczajona do trzymania w swojej siedzibie kilkuset regularnych żołnierzy, którymi można było w dowolnej chwili postraszyć niepokornego sąsiada lub nawet monarchę. Inicjatywa Marca by pozbawić szlachtę tego przywileju musiała się spotkać z oporem. Nie wybuchły, jednak żadne zamieszki w sali posiedzeń konwentu. Może dlatego, że władca zakazał wpuszczać na salę swoich przeciwników, a może dlatego że nie była na sali żadnego strażnika z chorągwi S.O.L.A.R z wyjątkiem Lena Tao.

- Czyli nie macie nic przeciw? - dopytał marszałek.

            Zebrani pokiwali przecząco głową. Wobec tego, Wiktor van Danilescu spojrzał na kolejny punkt obrad. Wyjął z kieszeni płaszcza pióro i wykreślił już omówione przedmioty dysputy.

- Rada wojenna - zakomunikował - król Marc proponuje żeby znaleźli się w niej generał van Ambramescu jako wieloletni generał wojsk walczących na froncie. Poza nim będą tam też porucznik Jon van Ionescu jako szef wywiadu, Ayumi Namada jako ekspertka od planowania i szef ścigania wrogów narodu, kapitan Józef van Danilescu jako spec od kawalerii, Robert van Ionescu oraz Andriej van Galerescu jako ekspert w sprawach floty, jej koordynator przy sztabie wojennym króla. Na czele rady jest oczywiście Nasza Miłość, król Marc I.

            W sprawie rady nikt nie był przeciwko temu co miało nastąpić. Co prawda szef wywiadu nie ufał koordynatorowi floty z racji na jego pochodzenie ze Związku Czerwonych, ale był już od kilku lat wiernym mężem córki, przywódczyni rodu panującego w jedynym porcie w kraju. Marszałek przeczytał kolejny punkt obrad

- Nowe stopnie wojskowe - oznajmił - jak wiecie nasza armia dzieli się na jednostki operacyjne. W nowym systemie armią dowodzi dalej król. Ma on jednak pod sobą rade wojenną, której podlegają dwa okręgi, chociaż w sumie ich dowódcy są głównodowodzącymi armiami. Dwa okręgi to dwie armie. Obie dzielą się na pułki, a na ich czele stoi pułkownik. Pułki dzielą się na chorągwie dowodzone przez kapitanów, a te z kolei dzielą się na drużyny dowodzone przez poruczników. Podsumowując mamy cztery stopnie wojskowe. Ma to swoje wady i zalety...

            Dalej wymieniał koncepcje jak wzbogacić ilość stopni wojskowych i za co je dodawać. Były trzy koncepcje. W pierwszej tworzyło się rozmaitych vice- pułkowników i zastępców kapitanów, poruczników itp. W drugiej tworzyło się dowódców dwóch pułków, dwóch drużyn itp. W trzeciej z kolei nadawano różne tytuły różnym osobom za osiągnięcia na polu walki. Żadna z opcji nie wzbudziła zachwytu zebranych. Kiedy marszałek skończył, Marc dał prawo głosu po raz kolejny Lenowi.

- Podzielmy drużyny na jeszcze mniejsze formacje. Nadajmy stopień wojskowy ludziom, którzy dowodzą 1/3 drużyny. Nazwijmy ich kapralami. W moim świecie kapral dowodzi od 3 do 15 ludzi. W naszej Rumlandii będzie dowodził 10.

- Świetnie - ucieszył się Marc- inne stopnie są nam nie potrebne.
- W sumie racja - zawtórował mu Wiktor van Ionescu, który był kuzynem szefa wywiadu i jednocześnie dowódcą dawnej Gwardii Królewskiej. Był ładnie opalony, miał nieco ponad 30 lat i odznaczał się orzechowymi oczami i czarnymi jak smoła włosami.
- To chyba wszystko na dziś - oznajmił marszałek.
- A rozkazy dla mnie? - zdziwił się Len...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz