sobota, 21 czerwca 2014

13. Szczęśliwi czasu nie liczą



"Zwy­cięzca­mi w miłości są po­kona­ni przez miłość."
Stanisław Fornal
 


Rozdział 13
Szczęśliwi czasu nie liczą

            Po zakończeniu projektu zreformowania wojska Len wyłączył się z czynnego udziału w obradach konwentu. Poświęcił ten czas pielęgnowaniu swojego uczucia do Nataszy, podtrzymywaniu tego samego u kobiety, a nawet i podsycać płomień miłości w ich relacjach. Kiedy było bardzo ciepło, a słońce leniwie i przyjemnie głaskało przechodniów po twarzach, kapitan Tao oraz jego starsza od niego partnerka spacerowali po stolicy, przesiadywali w parku lub wpadali do jakiejś z gospód w mieście. Z kolei, gdy było zimniej Len lubił wybierać się z brunetką na konne przejażdżki poza miasto lub po prostu przesiadywać w ich komnacie, gdzie gawędzili lub zwyczajnie siedzieli splecieni jak dwa warkocze kobiecych włosów.

            Za bezpieczeństwo i porządek obrad odpowiadała w tym czasie Akiko Namada. Pochodząca z Ordy wdowa bardzo zawzięcie wypełniała swoje obowiązki. W zasadzie w ostatnim czasie poza pracą nie poświęcała się niczemu innemu. To właśnie ona wprowadziła reformę wojskową do życia w chorągwi dowodzonej przez Lena Tao. Na 10 kaprali wybrała starych towarzyszy, którzy byli z nimi od dawna. Drugi z poruczników, Linescu, wprowadzał ich w tajniki wypełniania obowiązków żołnierza posiadającego już stopień.

            Z kolei druga z samotnych Ordynek w stolicy Rumlandii poza miłym spędzaniem czasu z Tamarą, która nabierała coraz więcej śmiałości w kontaktach z innymi osobami - także tymi nieznanymi jej do tej pory - wychodziła do gospód, gdzie Ayumi próbowała poznać nowego mężczyznę swojego życia - jak do tej pory nie udało się to jej.

            Tamara spacerowała tego chłodnego dnia po parku wokół pałacu. Ubrana była w zwiewną, zieloną, zdecydowanie zbyt krótką jak na tę pogodę sukienkę, sięgającą jej do kolan. Mimo to nie odczuwała chłodu. Wczorajszego dnia będąc w jednej z modniejszych gospód w mieście, została zagadana przez niewiele starszego od siebie chłopaka. Pogodzona z tym, że złotooki młodociany kapitan jest pochłonięty bez reszty przez Nataszę, pozwoliła sobie odpowiedzieć na zaczepki obcego. Ayumi była w tym czasie w łazience, więc nikt im nie przeszkadzał. Chłopak był lekko wcięty, lecz mówił tak stanowczo i ciekawie, że Tamarze zupełnie to nie przeszkadzało. Spłoszył się co prawda, kiedy Namada podeszła to ich stolika, lecz rzucił jeszcze cicho do Tamary żeby spotkali się następnego dnia w parku przy pałacu.       Dziewczyna była gotowa na randkę już wczesnym rankiem. Włosy upięła w kok, a sukienka pozwalała jej stworzyć sobie złudzenie własnej urody i tego, że oszołomi niespodziewanego amanta. Chadzała sobie nieco nerwowo przy nowo powstałym klombie, który miał zostać wkrótce dumą ogrodników w królewskim parku.

- Witaj śliczna - przywitał ją nagle, ciepły męski głos.
- Cześć - bąknęła speszona dziewczyna.

            Przyjrzała się bliżej chłopakowi. Był wysoki - na jej oko miał około 190 cm. Szerokie ramiona zdawały się jej być po prostu stworzone do przytulania dziewczyny. Miał urocze ciemnoniebieskie oczy i kasztanową czuprynę. Nosił szary płaszcz z czerwonym olinowaniem. Wyglądał w tym jak młody szlachcic.
- Zapomniałem się wczoraj przedstawić - rzekł przybysz - jestem Rufus Szkwał.

- Miło poznać... - odpowiedziała i urwał się jej głos - Tamara... a ja jestem Tamara.
- Ładne imię. Nie jesteś stąd?
- Nie.
- Mój ojciec pochodził z Kraju Białego Orła i był jakimś urzędnikiem czy tam kupcem. W każdym razie często podróżował przez te ziemię i jakoś tak poznał matkę. No i z tego wszystkiego wziąłem się ja.
- Aha - odpowiedziała zaczerwieniona dziewczyna - znaczy... urocza historia - zakończyła koślawo. Sądziła, że stać ją już na bardziej swobodną rozmowę z obcym, ale nie była to jeszcze całkowicie prawda.

            Zapadła niezręczna cisza, którą przerwał dopiero po chwili przerwał Rufus i zaczął opowiadać o wadach i zaletach tegorocznej pogody. Istotnie wysokie temperatury utrzymywały się przez znaczny okres czasu. Potem zeszli na temat wydarzeń ostatnich miesięcy, w którym dziewczyna czuła się stosunkowo mocna, gdyż brała w nich czynny udział, a także sporo przebywała wśród możnych, a nawet i królowej Joanny i jej dwórek. Również i chłopak okazał się być obeznany z wydarzeniami na froncie, chociaż Tamara uznała, że o tym co się działo za kulisami nie miał pojęcia, z resztą tak samo było w jej przypadku.

            Randkę zakończyli po około godzinie rozmowy i krótkim spacerze. Dziewczyna wracała z niej zadowolona. Wrodzona nieśmiałość i brak zaufania wobec ludzi nie pozwoliły jej zgodzić się na to, by już teraz chłopak mógł ją przytulić albo potrzymać za rękę. Dodatkowo pamiętała też okropny akt oralno-seksualny do jakiego odbycia została zmuszona przez jednego z czarodziejów.

- Jak randka? - zapytała ją wieczorem Ayumi.
- Skąd wiesz?
- Słyszałam wczoraj.
- Aha - odparła Tamara - no było... nieźle.

            Namada zmierzyła ją niecodziennym wzrokiem, ale nic nie powiedziała. Odwróciła się od młodszej koleżanki i zrzuciła z siebie sukienkę. Podeszła do szafy i otworzyła ją, głośno się przy tym zastanawiając co powinna na siebie założyć na popołudnie.

- Nie wiesz może co z Wiktorią? - spytała grzebiąc w szafie.
- A co ma być? - Tamara znów odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Nie ma jej w stolicy.
- Trzeba zapytać królową, ale ona chyba dalej pisze do tej gazetki, w której byłyśmy przez jakiś tam czas. Ona ma do tego lepszy dryg niż ja.

            Ayumi wyjęła z szafy beżową spódnicę i rajtuzy. Naciągając te ostatnie na stopy zapewniała młodszą koleżankę, że i ona ma talent do pisania, a także że mogła zrobić nie małą karierę w redakcji "Wieści Królewskich".

- Swoją drogą wiesz co czeka te pismo? - spytała różowowłosej. Gdy ta nie odparła nic, kontynuowała  - ma zostać zregionalizowane. To oznacza, że te samo pismo będzie wydawane w różnych miastach i będzie się od teraz zwać WK Bukadam, WK Stepdam itp.

- Dobry ruch.
- Jasne - przytaknęła Ordynka -  Swoją drogą w najbliższym czasie mają przybyć do nas pierwsi ambasadorzy obcych państw. Ciekawe kto przyjedzie z Ordy...
- Nie masz się czego obawiać - wypaliła natychmiast Tamao.
- Wiem i się nie boję. Mnie się powinni bać.

            Tamara wyraziła aprobatę dla jej słów przez skinienie głowy, a sama Namada w tym czasie ubrała blado niebieską bluzkę, którą przykryła beżowym płaszczem.

- Wychodzisz? - zdziwiła się Tamara.
- Tak i nie wiem, o której wrócę, więc zamknij na noc drzwi.
- To gdzie wtedy ty będziesz spać?
- Coś sobie ogarnę.
- Uważaj na siebie.
- Jak zawsze - uśmiechnęła sie Ayumi i wyszła.

            Tamara od razu zablokowała drzwi i zajęła się czytaniem jakiegoś romansu. Zupełnie nie podejrzewała czym zajmować się poszła jej współlokatorka.

            Ayumi w tym czasie wędrowała korytarzem do schodów, po których zeszła w szybkim tempie. Zatrzymała się dopiero na parterze pałacu. Tam weszła do sali, w której Tamara rozmawiała kiedyś o swojej przyszłości z Jej Wysokością Joanną. Tym razem sala była pusta. Wewnątrz nie było żadnego źródła światła i nie chciała tego zmieniać. Kobieta podeszła do ściany i wymacała na niej drewnianą półkę. Po omacku zjechała dłońmi w dół. Zatrzymała je dopiero przy listwie łączącej podłogę ze ścianą. Wyciągnęła stamtąd malutki kluczyk. Schowała go do wewnętrznej kieszeni płaszcza i wybiegła z pałacu.

            Na zewnątrz padał rzęsisty deszcz. Niebo było tak ciemne, że nie dostrzegła ani jednej gwiazdy. Taka pogoda z jednej strony ją usatysfakcjonowała, a z drugiej rozczarowała, gdyż miała zmoknąć, ale też w tych ciemnościach nikt nie będzie jej śledził czy też obserwował co robi. A do zrobienia miała sporo.

            Kilka dni temu, Len złożył jej nietypową propozycję, którą postanowiła przyjąć. Nie było to łatwe, a nawet można by rzec, że stanowiło to niebezpieczeństwo dla niej, jej zleceniodawcy jak i całej jej otoczenia.

            Szła wśród gęsto padających kropel wieczornego deszczu. Mijała pozamykane na cztery spusty domy i gospody. Z tych ostatnich dobiegał czasem czyjś pijacki śpiew, lecz nie było pewnikiem czy znajduję się w nich więcej niż jedna osoba. Omijała wszystkie te budynki. Zatrzymała się dopiero kilka ulic dalej przy małym, jednoizbowym domku. Podeszła do niego i weszła. Drzwi były otwarte. Wewnątrz znajdowały się tylko mała lampa naftowa - która była bardzo rzadko spotykana do oświetlania czegokolwiek w tym kraju - szafa i zasłona, za którą znajdował się korytarz. Ayumi podeszła do szafy i otworzyła ją. W środku pełno było różnych zniszczonych ciuchów. Wyrzuciła część z nich z mebla i wepchnęła po omacku kluczyk. Po kilku minutach zmagań z ciemnością i kluczem, trafiła w zamek będący gdzieś wewnątrz szafy. Rozległ się cichy chrzęst zamka i...okazało się, iż tylna ściana szafy to tak na prawdę drzwi. Namada otworzyła je. Wzięła w dłoń lampę naftową i przekroczyła próg ukrytego przejścia. Za nim było równie ciemno co na dworze. Oświetlając sobie drogę lampa szła dalej. Starymi, kamiennymi schodami schodziła w dół. Zatrzymała się dopiero przy kolejnych drzwiach. Były to nieszczególnie rzucające się w oczy sosnowe drzwi. Otworzyła je pewnym krokiem.

- Hasło! - krzyknął jakiś cień, celując do niej z kuszy za progiem.

            Namada spodziewała się zobaczyć tu kogoś, kto zechce sprawdzić jej tożsamość, ale żeby zaraz był to uzbrojony w kuszę potencjalny morderca? To była dla niej zdecydowana przesada. Przestraszyła się nie lada, mimo wielu lat przepracowanych w wywiadzie Ordy. Z tego wszystkiego nie potrafiła wydobyć głosu z krtani.

- Hasło albo strzelam - wycedził cień.

            Ayumi z całych sił starała się wydobyć swój głos. Ostatkiem silnej woli udało jej się to i wydukała:

- Wilk rozszarpał koronę...
- A ta chowa się pod miedzianą monetą - odparł strażnik i wyszedł z cienia.

            Był to wysoki, młody, barczysty mężczyzna. Silne ramiona, o dużym zasięgu pozwalały mu bez trudu posługiwać się kuszą, a Ordynka dostrzegła, że o ścianę za nim oparte są trzy włócznię i długa pika.

- Czy porucznik już jest? - spytała Ayumi.
- Czeka na panią - odpowiedział strażnik siedziby stołecznego wywiadu.

            Kobieta podążyła dalej przed siebie. Pokonała kilka metrów korytarza, aż do miejsca, gdzie ten gwałtownie zwiększał swoje wymiary. Nie wiedząc nawet kiedy skończył się korytarz, znalazła się w biurze Jona van Ionescu. Brunet siedział za mahoniowy biurkiem i przeglądał właśnie jakieś papiery. Zauważywszy wejście kobiety, pochował je szybko do szuflad mebla, przy którym siedział. Ubrany był tego dnia w brązowe, ocieplane spodnie, ciemnoszarą koszulę, na którą ubrał skórzany kaftan w kolorze swoich spodni, na ten z kolei naciągnął czarną kolczugę. Ubranie mało wizytowe, ale zapewniające względny komfort i poczucie bezpieczeństwa w tym miejscu, a co jeszcze ważniejsze było mu w nich ciepło w tych podziemiach.

- Witaj Namada - rzucił zdawkowo.
- Dzień dobry poruczniku - odparła z uśmiechem Ayumi.
- Usiądź - Jon wskazał jej miejsce naprzeciw siebie.

            Kobieta usiadła naprzeciw szefa wywiadu Rumlandii i założyła zmysłowo nogę na nogę. Nie uszło to uwadze mężczyzny, co z cichą satysfakcją przyjęła Ordynka.

- Co cię do mnie sprowadza? - zagadnął porucznik.
- Wiesz, że mam doświadczenie w pracy w wywiadzie - tłumaczyła - nikt mnie nie zdekonspirował przez tyle lat, to spore osiągnięcie...
- Chcesz żebym rozbił ci łeb? - przerwał jej szorstko van Ionescu.
- Nie - odparła pewnie - chcę żebyś mnie zwerbował do wywiadu - wyznała.

            Młodszy od niej mężczyzna przyjrzał jej się z zaciekawieniem. Lustrował ją przez dłuższą chwilę. Ayumi czuła wręcz jak jego oczy wodzą po niej od stóp po czubek głowy i z powrotem. Nie było to najbardziej komfortowe uczucie jakie odczuła w życiu, ale zmusiła się by nie uderzyć go w twarz.

- Skąd ten pomysł? - spytał wreszcie po chwili milczenia i przyglądania się kobiecie.
- Brak zajęcia, kończą się pieniądze i wiesz co spotkało moją rodzinę ze strony tych bydląt, które chcą pozbawić Marca tronu...
- Tak, tak - przytakiwał jej oficer - martwią mnie tylko twoje relacje z Tao.
- A co w nich jest nie tak? - spytała zdziwiona.
- Nie ufam mu.

            Kobieta od razu domyśliła się, że Jon nie jest na tyle głupi żeby dopuścić do swojego bliskiego otoczenia kogoś z kim rywalizował na różnych polach podczas wojny i po jej zakończeniu - nawet jeśli Len nie wiedział o polach tej rywalizacji. Cała sprawa mogła sie niebawem skomplikować na tyle, że Ayumi musiała by na prawdę pracować dla wywiadu, co prawdę powiedziawszy było jej średnio na rękę.
- Co to ma wspólnego ze mną? - spytała.

- Dużo - odburknął brunet - będziesz go dla mnie szpiegować - powiedział patrząc jej prosto w oczy, a Ayumi mimo chęci mordu jaki teraz żywiła do niego, nie odwróciła wzroku i starała się patrzeć obojętnie w oczy tego faceta. - ale to nie będzie takie zwykłe szpiegowanie, chce mieć coś takiego, co nie dostanę od innego oficera, któremu bym mógł zlecić te zadanie. Rozumiemy się?
- Tak.
- Świetnie - zaklaskał w dłonie - możesz już iść. Masz czas do końca tygodnia, powinnaś się spokojnie wyrobić.
- Do zobaczenie - powiedziała wychodząc.

            Nie miała zamiaru przebywać z tym człowiekiem ani chwili dłużej. Szybkim krokiem wracała do swoich włości. Szła wzburzona i rozdrażniona. Gdyby ktoś zaczepił ją wtedy na ulicy, w najlepszym wypadku mógłby utracić kilka zębów, a w gorszym? No cóż sztylet wciąż czekał na wykonanie pewnego pchnięcia prosto w serce przez właścicielkę.

            Kiedy weszła do pałacu królewskiego nie była już tak wściekła. Początkowo chciała pójść prosto do Lena, ale będąc już na zajmowanym przez nich piętrze stwierdziła, że van Ionescu z pewnością będzie chciał sprawdzić ją i na pewno kazał komuś przyglądać się jej poczynaniom. W związku z tym nie może odwiedzić Lena zbyt szybko. Noc odpada, kolejny dzień raczej też powinna odpuścić żeby nie wzbudzać podejrzeń. Mogłaby wysłać kogoś zaufanego do Lena z informacją, że chce się z nim spotkać. Tylko gdzie? Nie mogło to być miejsce, do którego dostęp mają inni. Każde miejsce na mieście odpadało. W pałacu chyba też. Zostaje tylko pokój Lena albo jej. Lepiej żeby przy tej rozmowie nie było Nataszy. Ayumi musi mu to wszystko oznajmić w cztery oczy. Najlepiej jeśli wyśle siostrę do Lena, w końcu był jej zwierzchnikiem, więc ich spotkanie będzie bardzo naturalne. Potem będzie się martwiła resztą, na sam początek trzeba wysłać Akiko z misją. Układając w głowie jak dokładnie rozegrać ustalanie miejsca spotkanie z Lenem weszła do pokoju. Na dworze już świtało.

            Len obudził się tego dnia wyjątkowo szczęśliwy. Spał w samych spodenkach, a ubrana tylko w na pół prześwitującą koszulę nocną Natasza leżała z rozczochraną głową na jego klatce piersiowej. Poprzedniej nocy byli bardzo blisko inicjacji seksualnej brunetki. Ostatecznie poprzestali tylko na tym, że kobieta zaspokoiła Lena oralnie, za co on odwdzięczył się jej tym samym. Do niczego więcej nie doszło, gdyż Natasza nie chciała zrobić tego zbyt szybko. Len nie miał nic przeciw.

- Witaj tygrysku - zamruczała Natka zaraz po przebudzenie, z na wpół otwartymi oczkami.
- Hej - odparł cicho - jak się spało?
- Wygodnie, bezpiecznie, przytulnie i słodko - wyliczała kobieta.
- To świetnie.
- Co dziś będziemy robić? - zapytała brunetka, podnosząc swoją głowę z ciała partnera.

            Len przyglądał się jej mlecznej cerze jej ciała, ukrytego pod prawie przezroczystym materiałem koszuli nocnej. Była taka piękna. Nie mógł oderwać od niej wzroku. Nie myślał o niczym innym niż ona, kiedy pocałował ją namiętnie w usta. Pocałunek trwał długo. Przywarli do siebie z całych sił, a ich dłonie błądziły po włosach, ramionach, plecach i innych częściach ciała swoich drugich połówek.

- Nie wiem - odparł Len, kiedy się od siebie oderwali.
- Zostańmy tu cały dzień - zaproponowała Nataszka, bawiąc się kosmykiem swoich włosów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz