"Być może nie umiemy dobrze pracować czy handlować, ale bić się umiemy znakomicie. I niech inni o tym pamiętają".
Slobodan Milošević
Rozdział 1
Bohater ludu
Len
zmierzał powoli w stronę Bukadamu, gdzie miał wziąć udział w Marszu Zwycięzców
- uroczystości ku chwale wojsk królewskich. Towarzyszyła mu chorągiew, którą
dowodził. Żołnierze dochodzili powoli do siebie po ostatnim ciężkim starciu,
które miało miejsce około dwóch tygodni temu. Przez ten okres Tao wykurował
przy pomocy dzielnych sanitariuszek prawie wszystkich podwładnych.
Humory
w gromadzie wojaków dopisywały. Podróżowali w trzech kolumnach. Pierwszą
stanowiła przednia straż pod dowództwem porucznika Linescu, licząca około 20
osób. Drugą stanowiła tylna straż pod zwierzchnictwem porucznik Akiko Namady i
liczyła ona 15 żołnierzy. Główną część składającą się z reszty chorągwi,
sanitariuszek i ludzi pomagających z transportem sprzętu, zapasów i łupów
dowodził osobiście kapitan Len.
Sama
kariera oficera była przykładem jak wysoko można zajść podczas wojny dzięki,
zdolnościom taktycznym, świetnemu wyszkoleniu we władaniu broniom i
realizowaniu własnych koncepcji przy jednoczesnym zachowaniu lojalności wobec
zwierzchników. Zaczynał jako chłopiec na posyłki "psa bachorów" -
pułkownika van Nicolescu - potem przez drogę bandyty napadającego na małe
oddziały został porucznikiem Armii Niepodległej Rumlandii. To on jako pierwszy
walczył w imieniu Marca van Wolfescu. Zdobył największe miasto zachodu przy
pomocy niecałej setki osób, mimo że groziło to wybuchem wojny z Ordą. Zrobił to
dzięki dyplomacji - przy wsparciu Akiko. W końcu został mianowany kapitanem i
objął dowództwo S.O.L.A.R - chorągwi specjalnej w służbie króla. Przeszedł też
do historii jako ten, który nie poległ w ani jednej potyczce, a także nie
grabił żadnej wioski podczas wojny. Zaskarbiło mu to sympatię prostych ludzi.
Tao
miał właśnie zamiar wykorzystać sympatię wieśniaków w najbliższej wiosce, z
której według jego informacji miało być już całkiem blisko do stolicy.
Im
bliżej wioski, tym więcej widział śladów niedawnego obozowania tu wojsk króla.
To by oznaczało, że dogoni monarchę jeszcze przed stolicą. Musi zapytać
koniecznie, kiedy Marc i jego świta opuścili te okolice.
- Dave - wezwał młodego blondyna, będącego jego
pomagierem - wyślij gońca do porucznika, niech dowie się kto tu obozował.
- Tak jest! - odparł gorliwie nastolatek.
Kariera
wojskowego mogła nie wypełnić reszty życia Lena, chociaż był on wspaniałym
wojownikiem. Była to czynność, która przychodziła mu z największą łatwością, od
wczesnego dzieciństwa. Chciał pozostać w wojsku jeszcze przez długi okres.
Wojna domowa się zakończyła, a nic nie zwiastowało żeby w najbliższym czasie
coś miało zagrażać bezpieczeństwu jego nowego domu. Mimo to chciał się upewnić,
że nie będzie musiał szukać nowego zajęcia po powrocie do... W zasadzie nie
miał gdzie wracać. Twierdza Dzikie Pola została pozbawiona właściciela, a
chłopak wiedział już, że namiestnictwo mógł sprawować tylko ktoś szlachetnie
urodzony, natomiast on nie urodził się nawet w tym świecie. Mógł tylko liczyć,
że król nie będzie musiał po wojnie odchudzić kadry oficerskiej w Armii
Rumlandzkiej.
- Kapitanie - na ziemię sprowadził go głos Helgi
Schwarz.
Była
to ciemnowłosa sanitariuszka, w podobnym do niego wieku. Len miał kiedyś chęć
wyrwać ją, lecz nic z tego nie wyszło, a co więcej dziewczę było na niego
obrażone.
- Tak?
- Czy po powrocie mogę odejść od chorągwi? -
spytała.
Len
nie spodziewał się, że będzie chciała zostać z nim i jego ludźmi, nie mniej
stanowiło to dla niego mały szok. Nie okazał, jednak tego. To nie leżało w jego
naturze, a podczas tej wojny opuścili go już prawie wszyscy, np. jego
przyjaciółka z poprzedniego świata Tamara, Ayumi - siostra Akiko Namady - Józek
Babinescu - jeden z dwóch jego najwierniejszych podwładnych.
- Jak chcesz - odparł w końcu oschle.
- Dziękuję - powiedziała obywatelka Państwa Czarnej
Wrony.
Len
przytaknął jej, szarpnął konia za wodze i pognał naprzód. Był jedynym w
oddziale - poza dwoma gońcami, którzy jechali konno. Oddalił się na kilkaset
metrów od swojej kolumny, widział już zarys przedniej straży na horyzoncie. Oni
również oddalili się zbyt daleko. Chyba nie planują zbiec? Nie, Linescu im na
to nie pozwoli.
Po
kolejnych metrach ujrzał wioskę. Zwiadowcy już w niej byli. Teraz i on, z całą
resztą musi tam dotrzeć. Wrócił do swoich. Po oznajmieniu im radosnej nowiny,
wybuchła euforia jakby byli już w stolicy. Błyskawicznie doszli do wsi.
Nie
czekał tu na nich żaden komitet powitalny. Pod chatą sołtysa znajdowała się drużyna
pikinierów. Ubrani byli w kolczugi, z wygrawerowanymi białymi rybami, na
niebieskim tle - herbem rodu van Obrescu. Tao poznał dość dobrze tutejsze herby
podczas trwającego właśnie powrotu z zachodu.
- Kto wami dowodzi? - spytał ich.
- Nie twoja sprawa wraży synu - odpyskował jeden z
nich.
- Jak śmiesz tak mówić do kapitana?! - ryknął na
niego porucznik Linescu.
- Ka- ka... kapitana? - wydukał inny pikinier.
Len
w odpowiedzi wyjął z wewnętrznej kieszeni płaszcza piernacz. Pikinierzy nagle
pokornie wyprostowali się na baczność i salutowali.
- Starczy tej farsy - stwierdził złotooki -
odpowiadać!
- Panicz Tom, syn Toma van Obrescu jest naszym
wodzem. Znajduje się on gdzieś na południe stąd z resztą naszej chorągwi.
- Co tu robicie? - dopytał.
- Jego Miłość kazał - tłumaczył ten, który pyskował
wcześniej - mamy pilnować rodziny zdrajców i tworzącej się tu organizacji.
- Mów jaśniej!
- Nie mogę - wychrypiał żołnierz - król mi kazał...
- Przyprowadzić mi tu sołtysa - zażądał Len.
Troje
pikinierów pobiegło do wnętrza domu. Wywlekło stamtąd nieco zbyt brutalnie
starszego człowieka. Rzuciło go do stóp kapitana i wróciło do szeregu.
- Podnieście go - rozkazał.
Zrobili
to, choć niezbyt chętnie. Lena zaczął irytować sposób w jaki zachowywali się
pikinierzy.
- Rozejść się - rzucił do najbutniejszego z nich, a
oni znów ślamazarnie wypełnili polecenie - uspokój się - ofukał starca.
- Tak, tak panie.
- O co tu chodzi? - spytał lodowatym tonem.
- Nasz najbogatszy obywatel został zamordowany, tak
samo kilku innych chłopów.
- Kto i za co?
- Jaśnie, wielmożny król kazał swoim ludziom
likwidować zdrajców.
- Pewnie miał rację - przyznał Tao.
- O... oczywiście, ale biedna Nataszka.
- Nie bredź - skrytykował starca po raz kolejny Len
- król był tu osobiście?
- Tak, wraz z całą potęgą.
- Znajdziecie dla nas nocleg i pożywienie?
Starzec
zdębiał. Widać było, iż boi się przyjmować znowu armię do wioski.
- Ilu pan kapitan ma ludzi? - spytał ze strachem.
- Koło stu.
Sołtys
ucieszył się z takiego stanu rzeczy. Wiadomym było, iż spodziewa się kwaterunku
dla całego pułku, albo i jeszcze większej liczby sołdatów.
- Dla naszych wybawców zawsze coś się znajdzie.
- Świetnie - skwitował złotooki - Linescu, Akiko,
Dave, Esteban i Helga bierzcie po dwudziestu ludzi i rozprowadzajcie ludzi z
sołtysem.
- Tak jest! - krzyknęli chórem wymienieni
podopieczni Lena.
Został
znów sam przed domem sołtysa. Nie podobał mu się wystrój domu od zewnętrznej
strony. Nauczony doświadczeniem, domyślał się, że nie spodoba mu się również i
wnętrze. Zmusił konia do podreptania w kierunku ładniejszego domu. Pojęcie
ładniejszego jest w tym wypadku względne. Była to typowa chłopska chałupa,
pokryta strzec hą z otworem pośrodku dachu, którędy miał wydobywać się z
wnętrza dym. W porównaniu z domostwem starca, była to jednak niemal rezydencja,
ponieważ sprawiała wrażenie solidnej, a nie mogącej się rozlecieć w każdej
chwili.
Przywiązał
konia do ogrodzenia obok chałupy. Podszedł do drzwi, wyjął piernacz i zapukał
nim. Mocno i donośnie. Szybko drzwi otworzył mu chłop, mający poniżej
trzydziestu lat. Ubrany był w białą koszulę i lniane spodnie, na ramieniu
prawej ręki miał opaskę w barwach flagi państwowej. Miał ciemne włosy i bystry wzrok, którym
mierzył czub na głowie Tao.
- Czego? - warknął na kapitana.
Nie
rozpoznał przed sobą wysokiego rangą oficera. Len ubrany był w
charakterystyczne szeroko skrojone spodnie, w ciemnym odcieniu niebieskiego i
białą górę stroju, ozdobioną złotymi nićmi. Przy pasie miał zatknięty Miecz
Błyskawicy, a w dłoni trzymał piernacz.
- Kwatery - odparł chłodno oficer - no co tak
stoisz? - warknął widząc szok u chłopa.
- Z jakiej racji? - wybełkotał w końcu.
- Oficerskim rozkazem błaźnie.
Chłop
nie ustąpił, jednak z drogi. Len nie lubił takich zachowań, zwłaszcza że był
zmęczony wielodniową podróżą. Nie miał zamiaru bić faceta, lecz ten zmusił go
do tego. Zdzielił chłopa w twarz piernaczem. Właściciel chałupy upadł. Z
policzka ciekła mu krew.
- Zmieniłeś zdanie?
- Kolejny nadęty bubek - zakpił ranny.
Len
nie dał się sprowokować i wkroczył dalej. Szybko znalazł sypialnię. Nie było to
trudne, zważywszy na to, że chałupa była dwuizbowa. W pierwszej znajdowała się
mała, ciasna sypialnia, a w drugiej to co w normalnych domach jest w kuchni,
wanna oraz w magazynie bądź schowku.
W
samej sypialni czekała na niego niespodzianka. Pod pierzyną leżała kobieta.
Kiedyś z pewnością była urodziwa. Miała bladą twarz i mleczną cerę. Ciemne,
długie, kręcone włosy były potargane, a oczy miała przekrwione i załzawione.
- Kim jesteś? - spytała i naciągnęła wyżej okrycie.
- Kapitan Len Tao - przedstawił się, salutując
pannie - a pani, jeśli wolno spytać?
- Natasza...
- Podróżuje do stolicy - mówił chłopak - czy mógłbym
zamieszkać tu na dzień lub dwa?
Len
opowiadał specjalnie bardzo ostrożnie i delikatnie. Nie chciał spłoszyć
chłopki, domyślił się, że to ona jest kobietą, o której wspomniał sołtys. Jej
ojciec był zdrajcą, to jej mieli strzec pikinierzy.
- Tu mieszka Horia - wychrypiała - to mój
przyjaciel.
W
tym momencie do sypialni wpadł właściciel. Był zdesperowany by walczyć. Widać
było, że zależy mu na Nataszy, choć ta nie okazywała mu zainteresowania -
sądząc z tego jak o nim mówiła.
- Co ci się stało? - spytała zaskoczona widokiem
krwi.
- On...
- To jest kapitan Tao - przerwała mu Natasza, nie
chcąc widocznie słuchać o nieporozumieniu mężczyzn.
- Co?
- To - wtrącił kpiąco Len.
- Ten Tao?
- Innego nie znam - zironizował Len.
W
oczach Horii pojawiły się ogniki. Wyraźnie zachwycił się nowo poznanym
człowiekiem. Chyba już zapomniał o tym, co stało się w drzwiach.
- Czemuś nie mówił od razu kim jesteś, panie
kapitanie?
Len
nie odpowiedział nic. Stał cierpliwie i czekał. Natasza odkryła się na łóżku.
Ubrana była tylko w czerwoną tunikę, na wąskich ramiączkach. Ubiór sięgał jej
do góry ud. Może jednak doszło do czegoś między nią, a tym błaznem? Po chwili
ubrała na tunikę stary, postrzępiony płaszcz. Mimo to, ta chwila kiedy Len
widział jej nagie nogi wystarczyła by zapomniał po co tu się znalazł. Gdyby
tylko nie chciało mu się tak spać. Pochłaniał ją wzrokiem, a ona spojrzała mu
przelotnie w oczy. Widocznie nie dostrzegła tego co w nich było, bo pokryła się
nieznacznym rumieńcem, uśmiechnęła i rzekła:
- Pan kapitan jest zmęczony.
- Nie - zaprotestował Len, poczuł przy tym jak robi
mu się ciepło w policzki.
- Też bym powiedział, że jest mu co inno... - dodał
Horia Cordeanu.
- Mówisz nie składnie - zganiła go Natasza.
- Wybacz.
Dziewczyna
podeszła do Lena i wskazała mu łóżko. Chłopak wskoczył tam od razu - w pełnym
ubraniu. Cieszył się, że ubrał szerokie spodnie, gdyż nie było zbyt bardzo
widać jak bardzo wpadła mu w oko.
- Do zobaczenia wieczorem kapitanie - pożegnała go -
Horia przyjdę wieczorem...
- Po co?
- Chcę z wami porozmawiać. Może kapitan opowie nam o
swoich przygodach na wojnie...
- Panno Nataszo - przerwał im oficer - niech pani
idzie przed chatę sołtysa i przenocuje u siebie Akiko Namadę.
- Tak jest - odparła i spróbowała nieudolnie
zasalutować, co Len skwitował stłumionym śmiechem.
Kiedy
wyszła, Len od razu zasnął. Śnił o straconych towarzyszach broni i kilku
kobietach jakie tu poznał. Były to Danuta van Kresuescu, pewna blond
Skandynawka, przesłuchiwany przez niego w Westdamie duet zdrajczyń oraz właśnie
Natasza.
Obudził
się jak było już ciemno. W pokoju panował mrok. Ucieszyło go to, już dawno nie
robił nic po ciemku. W pokoju nie było nikogo. Za to z sąsiedniej izby doszły
go głosy trojga osób. Rozpoznał tam natychmiast Akiko, pewnie musiał być tam
gospodarz i piękna Nataszka.
- Jest bohaterem wsi - mówiła Natka - ludzie
oszaleli ze szczęścia wiedząc kogo gościmy. Nawet sołtys lepiej znosi szykany
żołnierzy...
- Czemu go tak właściwie traktują? - przerwała
pytaniem Namada.
- Mianował go książę. Ten, który zginął ukrywając
się poza granicami - wyjaśnił niezbyt dokładnie Cordeanu.
- Teraz jego brat jest za granicą - powiedziała
matka dwójki dzieci.
- I uciekając jak zwykły tchórz, wyrżnął po drodze w
pień całą przygraniczną wioskę - wpadł jej w słowo Len, którego wejście
zaskoczyło całą trójkę.
Natka
momentalnie wstała i nalała wina dla bohatera. Złotooki zlustrował ją dogłębnie
wzrokiem. Była ubrana w białą koszulę, typową dla mieszkańców wsi i spódnicę -
czego Len nie widział u żadnej kobiety w tym kraju - na której wyszyte były
rozmaite wzorki i hafty, charakterystyczne dla folkloru wiejskiego.
- Długo pan spał - powiedziała.
Akiko
zachichotała na słowo pan w odniesieniu do Lena. Zdarzało się, że ludzie mówili
do niego paniczu, zwłaszcza kiedy nie był jeszcze oficerem ANR, a później AR,
lecz jej wtedy przy nim nie było.
- Bawi cię to? - spytał ostro.
- Oj daj spokój kapitanie - rzekła radośnie.
- Ile spałem?
- Z sześć godzin - zastanowił się Horia, chcąc
przypomnieć o swoim istnieniu zebranym.
- Panny zdrowie - oznajmił Len i wypił połowę
zawartości swojego kubka.
- Może powinniście przejść na ty - zaproponowała
Namada.
- Ok - przytknęli równocześnie.
- Natasz - przedstawiła się oficjalnym tonem
dziewczyna.
- Len - odparł chłopak.
- No to skoro uprzejmości już mamy za sobą może
opowiecie czym się zajmujecie? - spytała Akiko.
- Są chłopami - wycedził Tao - w tym nie ma nic
szczególnego.
- Tu się mylisz - zaprotestował gwałtownie Cordeanu
- jestem też szefem działaczy walczących o utożsamienie chłopów.
- Polityk?
- Nie. Jestem tylko działaczem społecznym.
Wykonujemy na prawdę żmudną pracę u podstaw. To długa i trudna droga. Rezultaty
przychodzą powoli, ale co więcej udaje nam się zmienić na lepsze. Tradycja
narodowo- ludowa nie jest zbyt głęboko zakorzeniona w naszym kraju, ale na
południu działają już dość liczne organizację o tym profilu.
- Jesteś bardzo wyedukowany jak na chłopa -
zauważyła Akiko.
- Byłem jedynym dzieckiem, a pole do uprawy mieliśmy
małe. Żyliśmy na marginesie, nawet jak na tutejsze warunki. Szybko zamarli moi
rodzice. Nie miałem prawie żadnej rodziny, została mi... tylko jedna krewna.
Byłem w jednej klasie szkoły, potem babcia nie miała talarów na moją naukę,
niemniej umiałem czytać i potrafiłem to wykorzystać. Czytałem to co wpadło mi w
ręce. Babcia znała kogoś w mieście i brała czasem dla mnie jakieś książki...
- Fascynujące.
- O tak - wtrąciła Natasza - Horia jest bardzo
zdolny i jeszcze dużo osiągnie. Ostatnio miał audiencję u króla.
- Takie spotkanie jeszcze nic nie oznacza - Len jak
zawsze musiał sprowadzić marzycieli na ziemię.
Wypił
resztę wina, z glinianego kubka. Natka błyskawicznie nalała mu jeszcze trochę,
przy okazji dolała reszcie.
- Może jaśnie pan coś o sobie opowie? - zakpił
Horia.
- Nie wiem czy mi się chce.
- Może cała pana historia to tylko plotki?
Tao
stawał się coraz bardziej rozdrażniony całą sytuacją. Nie wierzył w opowieść Cordeanu
o sposobie w jaki stał się na tyle wyedukowanym chłopem. Z tego co dowiedział
się wracając z Westdamu, to w Rumlandii nie wydawano żadnych gazet, aż do
końcówki wojny. Plotki mówiły nawet o tym, że jego przyjaciółka Tamara jest
jedną z redaktorek pisma. Nawet jeśli akurat to było kłamstwem, to faktem
pozostaje, iż wcześniej w całym państwie istniały tylko dwie maszyny przy
pomocy, których możliwym było stworzyć książkę. Jedna znajdowała się z resztą w
Porcie Rumowym i należała do stowarzyszenia zrzeszającego ludzi z różnych
krajów i zajmujących się badaniami morza.
- Kapitanie - zapiszczała Natasza, przerażona
odrobinę grą Lena i Cordeanu.
- Akiko opowie wam - odpowiedział - nie lubię się
chwalić własnymi czynami.
Po
tych słowach pogrążył się w kubku wina. Z kolei Namada stanęła przed
niewdzięcznym zadaniem opowiedzenia historii swojego dowódcy.
- Len co nie jest żadną tajemnicą pochodzi z tamtego
świata. Tak, dzięki niemu wiemy o tym, że te pogłoski są faktem i nie podlegają
żadnej dyskusji. Już przed wojną miał wiele przygód, - np. to on poinformował
Twierdzę Dzikie Pola o planowanym najeździe wilkołaków co umożliwiło ściągnięcie
posiłków i odparcie hord... - Akiko opowiadała długie godziny o swoim
zwierzchniku, a tutejsi słuchali w dużym skupieniu, zwłaszcza Natka. Skończyła
opowiadać dopiero nad ranem kolejnego dnia.
Natasza
obawiała się wracać samotnie do swojej chałupy, więc Namada namówiła wraz z nią
Lena, żeby odprowadził dziewczynę. Akiko została sama z Horią. Pogrążyli się w
rozmowie o tym, co Akiko robi w Rumlandii, jak wyglądają jej sprawy osobiste
itp. Wszystko to odbywało się pod wpływem alkoholu, w związku z tym nie zdziwiłoby
nikogo to co stało się później, a mianowicie kobieta skończyła z o 11 lat
młodszym mężczyzną u niego w łóżku...
***
- Ile masz tak właściwie lat? - spytała Natasza,
kiedy szła z Lenem przez wieś.
- 17, a ty?
- 21 i zostałam sama. Nie wiem co mam ze sobą
zrobić.
- Ten palant chciałby cię mieć?
- Wiem - odrzekła zażenowana tym faktem dziewczyna -
ale ja nie mogła bym z nim... Tata nigdy nie zgodziłby się na kogoś takiego.
Słyszałeś jego opowieść? Może i nie jestem tak mądra jak on, ale wiem, że kłamał...
- Słusznie.
- Znałam jego babcię, mieszkała tu. Tak jak i rodzice.
Podobno od zawsze mieszkali tu, ale wątpię w to. Widziałeś kiedyś takiego
chłopa, co nie umie nic w polu, ale umie gadać o takich rzeczach?
- Nie.
- No - przytknęła i uśmiechnęła się - a ty też byś
mnie tak chciał?
- Może.
- No nie bądź taki tajemniczy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz