poniedziałek, 20 stycznia 2014

1. Bohater ludu (tom 2)

"Być może nie umiemy dobrze pracować czy handlować, ale bić się umiemy znakomicie. I niech inni o tym pamiętają".

Slobodan Milošević 



Rozdział 1
Bohater ludu

            Len zmierzał powoli w stronę Bukadamu, gdzie miał wziąć udział w Marszu Zwycięzców - uroczystości ku chwale wojsk królewskich. Towarzyszyła mu chorągiew, którą dowodził. Żołnierze dochodzili powoli do siebie po ostatnim ciężkim starciu, które miało miejsce około dwóch tygodni temu. Przez ten okres Tao wykurował przy pomocy dzielnych sanitariuszek prawie wszystkich podwładnych.

            Humory w gromadzie wojaków dopisywały. Podróżowali w trzech kolumnach. Pierwszą stanowiła przednia straż pod dowództwem porucznika Linescu, licząca około 20 osób. Drugą stanowiła tylna straż pod zwierzchnictwem porucznik Akiko Namady i liczyła ona 15 żołnierzy. Główną część składającą się z reszty chorągwi, sanitariuszek i ludzi pomagających z transportem sprzętu, zapasów i łupów dowodził osobiście kapitan Len.

            Sama kariera oficera była przykładem jak wysoko można zajść podczas wojny dzięki, zdolnościom taktycznym, świetnemu wyszkoleniu we władaniu broniom i realizowaniu własnych koncepcji przy jednoczesnym zachowaniu lojalności wobec zwierzchników. Zaczynał jako chłopiec na posyłki "psa bachorów" - pułkownika van Nicolescu - potem przez drogę bandyty napadającego na małe oddziały został porucznikiem Armii Niepodległej Rumlandii. To on jako pierwszy walczył w imieniu Marca van Wolfescu. Zdobył największe miasto zachodu przy pomocy niecałej setki osób, mimo że groziło to wybuchem wojny z Ordą. Zrobił to dzięki dyplomacji - przy wsparciu Akiko. W końcu został mianowany kapitanem i objął dowództwo S.O.L.A.R - chorągwi specjalnej w służbie króla. Przeszedł też do historii jako ten, który nie poległ w ani jednej potyczce, a także nie grabił żadnej wioski podczas wojny. Zaskarbiło mu to sympatię prostych ludzi.

            Tao miał właśnie zamiar wykorzystać sympatię wieśniaków w najbliższej wiosce, z której według jego informacji miało być już całkiem blisko do stolicy.

            Im bliżej wioski, tym więcej widział śladów niedawnego obozowania tu wojsk króla. To by oznaczało, że dogoni monarchę jeszcze przed stolicą. Musi zapytać koniecznie, kiedy Marc i jego świta opuścili te okolice.

- Dave - wezwał młodego blondyna, będącego jego pomagierem - wyślij gońca do porucznika, niech dowie się kto tu obozował.
- Tak jest! - odparł gorliwie nastolatek.

            Kariera wojskowego mogła nie wypełnić reszty życia Lena, chociaż był on wspaniałym wojownikiem. Była to czynność, która przychodziła mu z największą łatwością, od wczesnego dzieciństwa. Chciał pozostać w wojsku jeszcze przez długi okres. Wojna domowa się zakończyła, a nic nie zwiastowało żeby w najbliższym czasie coś miało zagrażać bezpieczeństwu jego nowego domu. Mimo to chciał się upewnić, że nie będzie musiał szukać nowego zajęcia po powrocie do... W zasadzie nie miał gdzie wracać. Twierdza Dzikie Pola została pozbawiona właściciela, a chłopak wiedział już, że namiestnictwo mógł sprawować tylko ktoś szlachetnie urodzony, natomiast on nie urodził się nawet w tym świecie. Mógł tylko liczyć, że król nie będzie musiał po wojnie odchudzić kadry oficerskiej w Armii Rumlandzkiej. 

- Kapitanie - na ziemię sprowadził go głos Helgi Schwarz.

            Była to ciemnowłosa sanitariuszka, w podobnym do niego wieku. Len miał kiedyś chęć wyrwać ją, lecz nic z tego nie wyszło, a co więcej dziewczę było na niego obrażone.

- Tak?
- Czy po powrocie mogę odejść od chorągwi? - spytała.

            Len nie spodziewał się, że będzie chciała zostać z nim i jego ludźmi, nie mniej stanowiło to dla niego mały szok. Nie okazał, jednak tego. To nie leżało w jego naturze, a podczas tej wojny opuścili go już prawie wszyscy, np. jego przyjaciółka z poprzedniego świata Tamara, Ayumi - siostra Akiko Namady - Józek Babinescu - jeden z dwóch jego najwierniejszych podwładnych.

- Jak chcesz - odparł w końcu oschle.
- Dziękuję - powiedziała obywatelka Państwa Czarnej Wrony.

            Len przytaknął jej, szarpnął konia za wodze i pognał naprzód. Był jedynym w oddziale - poza dwoma gońcami, którzy jechali konno. Oddalił się na kilkaset metrów od swojej kolumny, widział już zarys przedniej straży na horyzoncie. Oni również oddalili się zbyt daleko. Chyba nie planują zbiec? Nie, Linescu im na to nie pozwoli.

            Po kolejnych metrach ujrzał wioskę. Zwiadowcy już w niej byli. Teraz i on, z całą resztą musi tam dotrzeć. Wrócił do swoich. Po oznajmieniu im radosnej nowiny, wybuchła euforia jakby byli już w stolicy. Błyskawicznie doszli do wsi.

            Nie czekał tu na nich żaden komitet powitalny. Pod chatą sołtysa znajdowała się drużyna pikinierów. Ubrani byli w kolczugi, z wygrawerowanymi białymi rybami, na niebieskim tle - herbem rodu van Obrescu. Tao poznał dość dobrze tutejsze herby podczas trwającego właśnie powrotu z zachodu.

- Kto wami dowodzi? - spytał ich.
- Nie twoja sprawa wraży synu - odpyskował jeden z nich.
- Jak śmiesz tak mówić do kapitana?! - ryknął na niego porucznik Linescu.
- Ka- ka... kapitana? - wydukał inny pikinier.

            Len w odpowiedzi wyjął z wewnętrznej kieszeni płaszcza piernacz. Pikinierzy nagle pokornie wyprostowali się na baczność i salutowali.

- Starczy tej farsy - stwierdził złotooki - odpowiadać!
- Panicz Tom, syn Toma van Obrescu jest naszym wodzem. Znajduje się on gdzieś na południe stąd z resztą naszej chorągwi.
- Co tu robicie? - dopytał.
- Jego Miłość kazał - tłumaczył ten, który pyskował wcześniej - mamy pilnować rodziny zdrajców i tworzącej się tu organizacji.
- Mów jaśniej!
- Nie mogę - wychrypiał żołnierz - król mi kazał...
- Przyprowadzić mi tu sołtysa - zażądał Len.

            Troje pikinierów pobiegło do wnętrza domu. Wywlekło stamtąd nieco zbyt brutalnie starszego człowieka. Rzuciło go do stóp kapitana i wróciło do szeregu. 

- Podnieście go - rozkazał.

            Zrobili to, choć niezbyt chętnie. Lena zaczął irytować sposób w jaki zachowywali się pikinierzy.

- Rozejść się - rzucił do najbutniejszego z nich, a oni znów ślamazarnie wypełnili polecenie - uspokój się - ofukał starca.
- Tak, tak panie.
- O co tu chodzi? - spytał lodowatym tonem.
- Nasz najbogatszy obywatel został zamordowany, tak samo kilku innych chłopów.
- Kto i za co?
- Jaśnie, wielmożny król kazał swoim ludziom likwidować zdrajców.
- Pewnie miał rację - przyznał Tao.
- O... oczywiście, ale biedna Nataszka.
- Nie bredź - skrytykował starca po raz kolejny Len - król był tu osobiście?
- Tak, wraz z całą potęgą.
- Znajdziecie dla nas nocleg i pożywienie?

            Starzec zdębiał. Widać było, iż boi się przyjmować znowu armię do wioski.

- Ilu pan kapitan ma ludzi? - spytał ze strachem.
- Koło stu.

            Sołtys ucieszył się z takiego stanu rzeczy. Wiadomym było, iż spodziewa się kwaterunku dla całego pułku, albo i jeszcze większej liczby sołdatów.

- Dla naszych wybawców zawsze coś się znajdzie.
- Świetnie - skwitował złotooki - Linescu, Akiko, Dave, Esteban i Helga bierzcie po dwudziestu ludzi i rozprowadzajcie ludzi z sołtysem.
- Tak jest! - krzyknęli chórem wymienieni podopieczni Lena.

            Został znów sam przed domem sołtysa. Nie podobał mu się wystrój domu od zewnętrznej strony. Nauczony doświadczeniem, domyślał się, że nie spodoba mu się również i wnętrze. Zmusił konia do podreptania w kierunku ładniejszego domu. Pojęcie ładniejszego jest w tym wypadku względne. Była to typowa chłopska chałupa, pokryta strzec hą z otworem pośrodku dachu, którędy miał wydobywać się z wnętrza dym. W porównaniu z domostwem starca, była to jednak niemal rezydencja, ponieważ sprawiała wrażenie solidnej, a nie mogącej się rozlecieć w każdej chwili.

            Przywiązał konia do ogrodzenia obok chałupy. Podszedł do drzwi, wyjął piernacz i zapukał nim. Mocno i donośnie. Szybko drzwi otworzył mu chłop, mający poniżej trzydziestu lat. Ubrany był w białą koszulę i lniane spodnie, na ramieniu prawej ręki miał opaskę w barwach flagi państwowej.  Miał ciemne włosy i bystry wzrok, którym mierzył czub na głowie Tao.

- Czego? - warknął na kapitana.

            Nie rozpoznał przed sobą wysokiego rangą oficera. Len ubrany był w charakterystyczne szeroko skrojone spodnie, w ciemnym odcieniu niebieskiego i białą górę stroju, ozdobioną złotymi nićmi. Przy pasie miał zatknięty Miecz Błyskawicy, a w dłoni trzymał piernacz.

- Kwatery - odparł chłodno oficer - no co tak stoisz? - warknął widząc szok u chłopa.
- Z jakiej racji? - wybełkotał w końcu.
- Oficerskim rozkazem błaźnie.

            Chłop nie ustąpił, jednak z drogi. Len nie lubił takich zachowań, zwłaszcza że był zmęczony wielodniową podróżą. Nie miał zamiaru bić faceta, lecz ten zmusił go do tego. Zdzielił chłopa w twarz piernaczem. Właściciel chałupy upadł. Z policzka ciekła mu krew.

- Zmieniłeś zdanie?
- Kolejny nadęty bubek - zakpił ranny.

            Len nie dał się sprowokować i wkroczył dalej. Szybko znalazł sypialnię. Nie było to trudne, zważywszy na to, że chałupa była dwuizbowa. W pierwszej znajdowała się mała, ciasna sypialnia, a w drugiej to co w normalnych domach jest w kuchni, wanna oraz w magazynie bądź schowku.

            W samej sypialni czekała na niego niespodzianka. Pod pierzyną leżała kobieta. Kiedyś z pewnością była urodziwa. Miała bladą twarz i mleczną cerę. Ciemne, długie, kręcone włosy były potargane, a oczy miała przekrwione i załzawione.

- Kim jesteś? - spytała i naciągnęła wyżej okrycie.
- Kapitan Len Tao - przedstawił się, salutując pannie - a pani, jeśli wolno spytać?
- Natasza...
- Podróżuje do stolicy - mówił chłopak - czy mógłbym zamieszkać tu na dzień lub dwa?

            Len opowiadał specjalnie bardzo ostrożnie i delikatnie. Nie chciał spłoszyć chłopki, domyślił się, że to ona jest kobietą, o której wspomniał sołtys. Jej ojciec był zdrajcą, to jej mieli strzec pikinierzy.

- Tu mieszka Horia - wychrypiała - to mój przyjaciel.

            W tym momencie do sypialni wpadł właściciel. Był zdesperowany by walczyć. Widać było, że zależy mu na Nataszy, choć ta nie okazywała mu zainteresowania - sądząc z tego jak o nim mówiła.

- Co ci się stało? - spytała zaskoczona widokiem krwi.
- On...
- To jest kapitan Tao - przerwała mu Natasza, nie chcąc widocznie słuchać o nieporozumieniu mężczyzn.
- Co?
- To - wtrącił kpiąco Len.
- Ten Tao?
- Innego nie znam - zironizował Len.

            W oczach Horii pojawiły się ogniki. Wyraźnie zachwycił się nowo poznanym człowiekiem. Chyba już zapomniał o tym, co stało się w drzwiach.

- Czemuś nie mówił od razu kim jesteś, panie kapitanie?

            Len nie odpowiedział nic. Stał cierpliwie i czekał. Natasza odkryła się na łóżku. Ubrana była tylko w czerwoną tunikę, na wąskich ramiączkach. Ubiór sięgał jej do góry ud. Może jednak doszło do czegoś między nią, a tym błaznem? Po chwili ubrała na tunikę stary, postrzępiony płaszcz. Mimo to, ta chwila kiedy Len widział jej nagie nogi wystarczyła by zapomniał po co tu się znalazł. Gdyby tylko nie chciało mu się tak spać. Pochłaniał ją wzrokiem, a ona spojrzała mu przelotnie w oczy. Widocznie nie dostrzegła tego co w nich było, bo pokryła się nieznacznym rumieńcem, uśmiechnęła i rzekła:

- Pan kapitan jest zmęczony.
- Nie - zaprotestował Len, poczuł przy tym jak robi mu się ciepło w policzki.
- Też bym powiedział, że jest mu co inno... - dodał Horia Cordeanu.
- Mówisz nie składnie - zganiła go Natasza.
- Wybacz.

            Dziewczyna podeszła do Lena i wskazała mu łóżko. Chłopak wskoczył tam od razu - w pełnym ubraniu. Cieszył się, że ubrał szerokie spodnie, gdyż nie było zbyt bardzo widać jak bardzo wpadła mu w oko.

- Do zobaczenia wieczorem kapitanie - pożegnała go - Horia przyjdę wieczorem...
- Po co?
- Chcę z wami porozmawiać. Może kapitan opowie nam o swoich przygodach na wojnie...
- Panno Nataszo - przerwał im oficer - niech pani idzie przed chatę sołtysa i przenocuje u siebie Akiko Namadę.
- Tak jest - odparła i spróbowała nieudolnie zasalutować, co Len skwitował stłumionym śmiechem.

            Kiedy wyszła, Len od razu zasnął. Śnił o straconych towarzyszach broni i kilku kobietach jakie tu poznał. Były to Danuta van Kresuescu, pewna blond Skandynawka, przesłuchiwany przez niego w Westdamie duet zdrajczyń oraz właśnie Natasza.

            Obudził się jak było już ciemno. W pokoju panował mrok. Ucieszyło go to, już dawno nie robił nic po ciemku. W pokoju nie było nikogo. Za to z sąsiedniej izby doszły go głosy trojga osób. Rozpoznał tam natychmiast Akiko, pewnie musiał być tam gospodarz i piękna Nataszka.

- Jest bohaterem wsi - mówiła Natka - ludzie oszaleli ze szczęścia wiedząc kogo gościmy. Nawet sołtys lepiej znosi szykany żołnierzy...
- Czemu go tak właściwie traktują? - przerwała pytaniem Namada.
- Mianował go książę. Ten, który zginął ukrywając się poza granicami - wyjaśnił niezbyt dokładnie Cordeanu.
- Teraz jego brat jest za granicą - powiedziała matka dwójki dzieci.
- I uciekając jak zwykły tchórz, wyrżnął po drodze w pień całą przygraniczną wioskę - wpadł jej w słowo Len, którego wejście zaskoczyło całą trójkę.

            Natka momentalnie wstała i nalała wina dla bohatera. Złotooki zlustrował ją dogłębnie wzrokiem. Była ubrana w białą koszulę, typową dla mieszkańców wsi i spódnicę - czego Len nie widział u żadnej kobiety w tym kraju - na której wyszyte były rozmaite wzorki i hafty, charakterystyczne dla folkloru wiejskiego.

- Długo pan spał - powiedziała.

            Akiko zachichotała na słowo pan w odniesieniu do Lena. Zdarzało się, że ludzie mówili do niego paniczu, zwłaszcza kiedy nie był jeszcze oficerem ANR, a później AR, lecz jej wtedy przy nim nie było.

- Bawi cię to? - spytał ostro.
- Oj daj spokój kapitanie - rzekła radośnie.
- Ile spałem?
- Z sześć godzin - zastanowił się Horia, chcąc przypomnieć o swoim istnieniu zebranym.
- Panny zdrowie - oznajmił Len i wypił połowę zawartości swojego kubka.
- Może powinniście przejść na ty - zaproponowała Namada.
- Ok - przytknęli równocześnie.
- Natasz - przedstawiła się oficjalnym tonem dziewczyna.
- Len - odparł chłopak.
- No to skoro uprzejmości już mamy za sobą może opowiecie czym się zajmujecie? - spytała Akiko.
- Są chłopami - wycedził Tao - w tym nie ma nic szczególnego.
- Tu się mylisz - zaprotestował gwałtownie Cordeanu - jestem też szefem działaczy walczących o utożsamienie chłopów.
- Polityk?

- Nie. Jestem tylko działaczem społecznym. Wykonujemy na prawdę żmudną pracę u podstaw. To długa i trudna droga. Rezultaty przychodzą powoli, ale co więcej udaje nam się zmienić na lepsze. Tradycja narodowo- ludowa nie jest zbyt głęboko zakorzeniona w naszym kraju, ale na południu działają już dość liczne organizację o tym profilu.

- Jesteś bardzo wyedukowany jak na chłopa - zauważyła Akiko.
- Byłem jedynym dzieckiem, a pole do uprawy mieliśmy małe. Żyliśmy na marginesie, nawet jak na tutejsze warunki. Szybko zamarli moi rodzice. Nie miałem prawie żadnej rodziny, została mi... tylko jedna krewna. Byłem w jednej klasie szkoły, potem babcia nie miała talarów na moją naukę, niemniej umiałem czytać i potrafiłem to wykorzystać. Czytałem to co wpadło mi w ręce. Babcia znała kogoś w mieście i brała czasem dla mnie jakieś książki...
- Fascynujące.
- O tak - wtrąciła Natasza - Horia jest bardzo zdolny i jeszcze dużo osiągnie. Ostatnio miał audiencję u króla.
- Takie spotkanie jeszcze nic nie oznacza - Len jak zawsze musiał sprowadzić marzycieli na ziemię.

            Wypił resztę wina, z glinianego kubka. Natka błyskawicznie nalała mu jeszcze trochę, przy okazji dolała reszcie.

- Może jaśnie pan coś o sobie opowie? - zakpił Horia.
- Nie wiem czy mi się chce.
- Może cała pana historia to tylko plotki?

            Tao stawał się coraz bardziej rozdrażniony całą sytuacją. Nie wierzył w opowieść Cordeanu o sposobie w jaki stał się na tyle wyedukowanym chłopem. Z tego co dowiedział się wracając z Westdamu, to w Rumlandii nie wydawano żadnych gazet, aż do końcówki wojny. Plotki mówiły nawet o tym, że jego przyjaciółka Tamara jest jedną z redaktorek pisma. Nawet jeśli akurat to było kłamstwem, to faktem pozostaje, iż wcześniej w całym państwie istniały tylko dwie maszyny przy pomocy, których możliwym było stworzyć książkę. Jedna znajdowała się z resztą w Porcie Rumowym i należała do stowarzyszenia zrzeszającego ludzi z różnych krajów i zajmujących się badaniami morza.

- Kapitanie - zapiszczała Natasza, przerażona odrobinę grą Lena i Cordeanu.
- Akiko opowie wam - odpowiedział - nie lubię się chwalić własnymi czynami.

            Po tych słowach pogrążył się w kubku wina. Z kolei Namada stanęła przed niewdzięcznym zadaniem opowiedzenia historii swojego dowódcy.

- Len co nie jest żadną tajemnicą pochodzi z tamtego świata. Tak, dzięki niemu wiemy o tym, że te pogłoski są faktem i nie podlegają żadnej dyskusji. Już przed wojną miał wiele przygód, - np. to on poinformował Twierdzę Dzikie Pola o planowanym najeździe wilkołaków co umożliwiło ściągnięcie posiłków i odparcie hord... - Akiko opowiadała długie godziny o swoim zwierzchniku, a tutejsi słuchali w dużym skupieniu, zwłaszcza Natka. Skończyła opowiadać dopiero nad ranem kolejnego dnia.

            Natasza obawiała się wracać samotnie do swojej chałupy, więc Namada namówiła wraz z nią Lena, żeby odprowadził dziewczynę. Akiko została sama z Horią. Pogrążyli się w rozmowie o tym, co Akiko robi w Rumlandii, jak wyglądają jej sprawy osobiste itp. Wszystko to odbywało się pod wpływem alkoholu, w związku z tym nie zdziwiłoby nikogo to co stało się później, a mianowicie kobieta skończyła z o 11 lat młodszym mężczyzną u niego w łóżku...
***
- Ile masz tak właściwie lat? - spytała Natasza, kiedy szła z Lenem przez wieś.
- 17, a ty?
- 21 i zostałam sama. Nie wiem co mam ze sobą zrobić.
- Ten palant chciałby cię mieć?
- Wiem - odrzekła zażenowana tym faktem dziewczyna - ale ja nie mogła bym z nim... Tata nigdy nie zgodziłby się na kogoś takiego. Słyszałeś jego opowieść? Może i nie jestem tak mądra jak on, ale wiem, że kłamał...
- Słusznie.
- Znałam jego babcię, mieszkała tu. Tak jak i rodzice. Podobno od zawsze mieszkali tu, ale wątpię w to. Widziałeś kiedyś takiego chłopa, co nie umie nic w polu, ale umie gadać o takich rzeczach?
- Nie.
- No - przytknęła i uśmiechnęła się - a ty też byś mnie tak chciał?
- Może.
- No nie bądź taki tajemniczy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz