Epilog
Len Tao siedział w norfdamskim
więzieniu. W dalszym ciągu był przybity stratą narzeczonej. Nie miał sił
praktycznie na nic. Stał się - mówiąc wprost - słaby. Jon van Nordescu ani jego
ludzie nie musieli robić nic żeby złamać chłopaka, to stało się samo, kiedy
Natasza wyzionęła ducha.
Jego pojmanie było bardzo
drastyczne. Akiko Namada klęczała z ostrzem przystawionym do aorty przez
jakiegoś zbrojnego. Ręce uniesione miała w górę poddańczym geście. Znajdujący
się obok kapitana Esteban był już ranny w bark i udo. Ledwo stał na nogach. Do
sali wbiegło ponad dziesięciu strażników namiestnika miasta. W pomieszczeniu
było ich jeszcze kilku plus Florentyna van Nordescu z narzeczonym i jej ojciec.
W związku z przeważającymi siłami wroga, Tao ostatkiem zdrowego rozsądku kazał
swojemu podwładnemu schować broń. Sam pozbawił jeszcze życia jednego z obrońców
Jona. Potem kilka ostrz przystawionych do jego ciała w różnych miejscach
uniemożliwiło mu dalsze uśmiercanie mieszkańców północy kraju.
Po pojmaniu został osadzony w jednej
z najbardziej odludnych cel, znajdujących się w głębokich podziemiach miasta.
Do tego pomieszczenia nie docierało żadne światło. Len nie widział nic.
Dodatkowo do kostek znajdował się w wodzie. Cela nie była też zbyt wielka.
Chłopak mógł zrobić kilka kroków wzdłuż i ze 2-3 wszerz.
Oczekiwał na proces. Do tej pory nie
miał żadnych informacji z świata zewnętrznego. Nie był nawet przesłuchiwany, co
tylko utwierdziło go w przepuszczeniach, że cała ta farsa została zaplanowana
przez szlachcica van Nordescu i tych drani Filipa i Denisa van Nicolescu.
Czas liczył za pomocą posiłków. Z
tego co mu powiedziano otrzymywał dziennie trzy (śniadanie, obiad i kolacje).
Idąc tym tropem spędził w lochach już około sześciu dni.
Wreszcie kiedy upływał już tydzień
jego przymusowych wczasów w lochu, za drzwiami rozległ się tupot nóg.
Specyficzne podzwanianie wskazywało, że idą po niego osoby uzbrojone i ubrane w
co najmniej częściowe zbroje. Żałował w tym momencie, że jego rodzinny Miecz
Błyskawicy znajduje się nie wiadomo gdzie. Z nim w ręce mógłby łatwo pokonać
kilku przeciwników i zaryzykować próbę ucieczki.
Nagle drzwi otwarły się z hukiem.
Odzwyczajony od hałasu Len odczuł to o wiele bardziej niż jego oprawcy. Nim
ustało dzwonienie w jego uszach, został oślepiony jasnym blaskiem. Padł na
ziemię jak porażony. Po raz pierwszy od siedmiu dni widział światło. Zasłonił
oczy dłońmi.
-
Zabrać to ścierwo - rozległ się głęboki męski głos.
Tao poczuł jak dwie pary silnych rąk
biorą go pod pachy i taszczą w bliżej mu nieznanym kierunku. Starał się
zapamiętać skręty i długość jaką pokonują pomiędzy nimi, gdyby nadarzyła się
możliwość ucieczki z lochu.
-
Otwórz oczy łamago - warknął jeden z niosących go żołnierzy.
-
Żałosne - zadrwił drugi.
-
Pomyśleć, że zbroiliśmy się aż tak dla jednego bojącego się światła dzieciaka -
zawtórował im głęboki męski głos.
Tao nie odpowiadał na zaczepki.
Prawdę mówiąc odwykł już nie tylko od światła, dźwięków, ale i od mówienia.
-
Otwórz oczy! - ryknął na niego ponownie jeden z żołnierzy.
Kiedy tego nie zrobił, tamten
zdzielił go w głowę metalową rękawicą. Len wydał z siebie tylko zduszony odgłos
bólu.
-
Zapomniałeś języka w gębie kmiocie? - spytał znajomy mu głos.
Tao myślał chwilę, podczas gdy
oprawcy otworzyli kolejne drzwi i podmuch ciepłego wiatru musnął jego twarz.
Postanowił już otworzyć oczy, kiedy ktoś nałożył mu płócienny worek na twarz.
-
Ostatnio nie byłeś taki cwany - syknął cicho Len do narzeczonego Florentyny van
Nordescu.
-
Ach ty - żachnął się tamten.
Zaczął okładać wymęczonego
złotookiego pięściami po całym ciele. Bił długo ku wyraźnej uciesze pozostałych
mężczyzn. Wreszcie ktoś odciągnął go od skatowanego kapitana.
-
Jeszcze za to zapłacisz... - zagroził ledwo słyszalnie Len.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz