czwartek, 5 maja 2016

Epilog (tomu 2)



 Epilog

            Len Tao siedział w norfdamskim więzieniu. W dalszym ciągu był przybity stratą narzeczonej. Nie miał sił praktycznie na nic. Stał się - mówiąc wprost - słaby. Jon van Nordescu ani jego ludzie nie musieli robić nic żeby złamać chłopaka, to stało się samo, kiedy Natasza wyzionęła ducha.

            Jego pojmanie było bardzo drastyczne. Akiko Namada klęczała z ostrzem przystawionym do aorty przez jakiegoś zbrojnego. Ręce uniesione miała w górę poddańczym geście. Znajdujący się obok kapitana Esteban był już ranny w bark i udo. Ledwo stał na nogach. Do sali wbiegło ponad dziesięciu strażników namiestnika miasta. W pomieszczeniu było ich jeszcze kilku plus Florentyna van Nordescu z narzeczonym i jej ojciec. W związku z przeważającymi siłami wroga, Tao ostatkiem zdrowego rozsądku kazał swojemu podwładnemu schować broń. Sam pozbawił jeszcze życia jednego z obrońców Jona. Potem kilka ostrz przystawionych do jego ciała w różnych miejscach uniemożliwiło mu dalsze uśmiercanie mieszkańców północy kraju.

            Po pojmaniu został osadzony w jednej z najbardziej odludnych cel, znajdujących się w głębokich podziemiach miasta. Do tego pomieszczenia nie docierało żadne światło. Len nie widział nic. Dodatkowo do kostek znajdował się w wodzie. Cela nie była też zbyt wielka. Chłopak mógł zrobić kilka kroków wzdłuż i ze 2-3 wszerz.

            Oczekiwał na proces. Do tej pory nie miał żadnych informacji z świata zewnętrznego. Nie był nawet przesłuchiwany, co tylko utwierdziło go w przepuszczeniach, że cała ta farsa została zaplanowana przez szlachcica van Nordescu i tych drani Filipa i Denisa van Nicolescu.

            Czas liczył za pomocą posiłków. Z tego co mu powiedziano otrzymywał dziennie trzy (śniadanie, obiad i kolacje). Idąc tym tropem spędził w lochach już około sześciu dni.

            Wreszcie kiedy upływał już tydzień jego przymusowych wczasów w lochu, za drzwiami rozległ się tupot nóg. Specyficzne podzwanianie wskazywało, że idą po niego osoby uzbrojone i ubrane w co najmniej częściowe zbroje. Żałował w tym momencie, że jego rodzinny Miecz Błyskawicy znajduje się nie wiadomo gdzie. Z nim w ręce mógłby łatwo pokonać kilku przeciwników i zaryzykować próbę ucieczki.

            Nagle drzwi otwarły się z hukiem. Odzwyczajony od hałasu Len odczuł to o wiele bardziej niż jego oprawcy. Nim ustało dzwonienie w jego uszach, został oślepiony jasnym blaskiem. Padł na ziemię jak porażony. Po raz pierwszy od siedmiu dni widział światło. Zasłonił oczy dłońmi.
- Zabrać to ścierwo - rozległ się głęboki męski głos.

            Tao poczuł jak dwie pary silnych rąk biorą go pod pachy i taszczą w bliżej mu nieznanym kierunku. Starał się zapamiętać skręty i długość jaką pokonują pomiędzy nimi, gdyby nadarzyła się możliwość ucieczki z lochu.

- Otwórz oczy łamago - warknął jeden z niosących go żołnierzy.
- Żałosne - zadrwił drugi.
- Pomyśleć, że zbroiliśmy się aż tak dla jednego bojącego się światła dzieciaka - zawtórował im głęboki męski głos.

            Tao nie odpowiadał na zaczepki. Prawdę mówiąc odwykł już nie tylko od światła, dźwięków, ale i od mówienia.

- Otwórz oczy! - ryknął na niego ponownie jeden z żołnierzy.

            Kiedy tego nie zrobił, tamten zdzielił go w głowę metalową rękawicą. Len wydał z siebie tylko zduszony odgłos bólu.

- Zapomniałeś języka w gębie kmiocie? - spytał znajomy mu głos.

            Tao myślał chwilę, podczas gdy oprawcy otworzyli kolejne drzwi i podmuch ciepłego wiatru musnął jego twarz. Postanowił już otworzyć oczy, kiedy ktoś nałożył mu płócienny worek na twarz.

- Ostatnio nie byłeś taki cwany - syknął cicho Len do narzeczonego Florentyny van Nordescu.
- Ach ty - żachnął się tamten.

            Zaczął okładać wymęczonego złotookiego pięściami po całym ciele. Bił długo ku wyraźnej uciesze pozostałych mężczyzn. Wreszcie ktoś odciągnął go od skatowanego kapitana.

- Jeszcze za to zapłacisz... - zagroził ledwo słyszalnie Len.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz