środa, 14 stycznia 2015

25. Północna eskapada



"Bywają okazje, gdy zwyczajnie nie można się nie napić"
Andrzej Sapkowski

 
Rozdział 25
Północna eskapada

            Len wydawał się rozwścieczony tym, że kobieta którą kiedyś próbował poderwać teraz pracuje dla jego największych wrogów. Po jego zachowaniu widać było, że ma zamiar ją zabić kiedy tylko ją spotka. Nie można było do tego dopuścić. Akiko wiedziała, że choćby sama musiała rzucić się na swojego dowódcę z nożem w dłoni, zrobi to. Nie żeby Namada darzyła pannę Schwarz jakimiś szczególnie ciepłymi uczuciami. Po prostu na tej sprawie można było ugrać o wiele więcej niż wymierzenie sprawiedliwości pionkowi, którym de facto była Helga.

            Po rozmowie o nocnych wypadkach pod drzwiami kapitana Tao oraz jego ukochanej wszyscy obecni na niej wiedzieli, że Len zabije Helgę Schwarz przy pierwszej lepszej okazji, chociaż on sam nie powiedział na ten temat nic. Akiko doskonale pamiętała ten błysk w oku siedemnastolatka, kiedy spytała go co zrobią z dziewczyną. W tym celu jeszcze tego samego dnia zwołała zebranie wszystkich przyjaciół, którzy mogli pomóc powstrzymać to szaleństwo. Na zebranie przybyli, więc Ayumi, porucznicy Linescu oraz Esteban, Natasza - w jeszcze większej tajemnicy przed Lenem niż inni - oraz sama królowa Joanna.

            Część przybyłych dziwiła się obecności królowej, lecz siostry Namada wykorzystując dawne kontakty wciągnęły ją w spisek. Joanna powiedziała mężowi, iż wybiera się na herbatę do sióstr i w sumie to nawet nie kłamała. Ubrała się w skromnie jak na swoją pozycję, ale elegancko tzn. w beżową długą do połowy ud sukienkę, która bardzo zgrabnie przylegała do jej ciała i miał dwa szerokie pasy od pach przez talię, aż do skraju sukienki. Na dole nieco ciemniejsza niż sukienka koronka dodawała jej seksapilu.

- Wszyscy wiemy po co się tu znaleźliśmy - zaczęła Akiko - mamy dowody na udział generała Abramescu w spisku przeciw dowódcy elitarnej chorągwi Armii Rumlandzkiej. Tym samym generał występuje przeciwko całej armii, której jest jednym ze zwierzchników oraz przeciw Jego Wysokości królowi Marcowi I.
- Czy informacje jakie macie są pewne i sprawdzone? - spytała królowa.
- Owszem - potwierdziła Ayumi - Wasza Miłość była tak łaskawa, że podarowała nam rozpiskę służby i stąd wiemy, że Helga Schwarz była służką generała. Strażnik pilnujący z ukrycia drzwi Lena i Nataszy rozpoznał ją. Wniosek nasuwa się sam.
- A co jeśli to nie generał za tym stoi? - dopytała Joanna.

            Na to pytanie nikt nie znał odpowiedzi. Przez chwilę trwało milczenie, które przerwała dopiero Ayumi.

- Jeśli nie pojmiemy dziewczyny nie dowiemy się jak było naprawdę.
- Słusznie - przyznała królowa - masz do tego odpowiednie kompetencje moja droga. Masz już komórki swojej służby?
- Pracuję nad nimi.
- Po spotkaniu podeślę ci kilku gwardzistów - oświadczyła Joanna -  idź z nimi do bram Szpon Króla i kołując wejdź tylnym wejściem do części zamku, w której mieszka generał - poleciła Namadzie. - Jego służba ma pokoje w pobliżu. Zaraz wypiszę ci rozkaz pojmania tej całej Schwarz.
- Dziękuję Wasza Wspaniałość - powiedziała Ayumi i padając na kolana przed monarchini, ucałowała ją w dłoń.

            Resztę spotkania debatowano nad tym co zrobić z obywatelką Państwa Czarnej Wrony po pojmaniu jej. Koncepcje były różne i często radykalne, ale ostatecznie królowa nie wyraziła zgody na tortury i jakiekolwiek wyrządzenie krzywdy dziewczynie.

            Wreszcie spotkanie zakończyło się. Ayumi miała wypisany i podpisany przez królową rozkaz aresztowania służki i kilku gwardzistów królowej do pomocy. Akiko wróciła pod ramię z Natką na ich piętro. Porucznicy poszli zajmować się sprawami wojska, które coraz intensywniej szykowało się do wyruszenia na północ.

            Natasza namówiła Namadę żeby poczekały razem na przybycie Ayumi ze zdrajczynią. Udały się obie do pokoju tej ostatniej i tam otworzył wytrawne, kwaśne wino malinowe. Obaliły migiem dwie butelki. Początkowo oczekujące w napięciu kobiety, teraz wyraźnie rozluźnione opowiadały sobie o życiu w Rumlandii, kobiecych dolegliwościach oraz mężczyznach. Akiko bardzo żywo zainteresowana była życiem intymnym pięknej wieśniaczki i przystojnego, młodego kapitana.

- Wiesz ja nie byłam jego pierwszą - oświadczyła Natka.
- Wiem coś o tym, ale to ciebie pierwszą pokochał - mówiąc to ostatnie skrzywiła nieznacznie usta, co na szczęście nie zostało zauważone przez młodszą kobietę. - Nie macie problemów... z... no wiesz? - kontynuowała Akiko - wiem jak to jest z młodszymi facetami, a jeszcze jak są w takim wieku.
- Idzie nam sprawnie - odparła Natka.

            Więcej nie zdążyła powiedzieć, bo do pokoju wpadł Len we własnej osobie. Natka uśmiechnęła się tempo, a oczy zaświeciły jej jeszcze bardziej. Akiko odniosła wrażenie, że od tego całego gadania kobieta o mlecznej cerze nabrała ochoty na małe co nieco, a tu niespodziewanie wpadł ten, który mógł jej to zapewnić. Jednak twarz Len nie dawała nadziei, że wpadł tu po to, aby porwać ukochaną wprost do łóżka. Widać było, że jest wściekły.

- Kto kazał twojej siostrze pojmać Helgę?! - ryknął na podwładną.
- Królowa - odparła Akiko zachowując przy tym kamienną twarz. Lata pracy w wywiadzie dały pozytywne rezultaty.

            Natka w tym czasie rzuciła się mu na szyję i zasypała gradem pocałunków twarz, szyję i ramiona ukochanego. To w połączeniu z zapachem wina wydobywającym się z ust kobiety sprowadziło złotookiego na ziemię.

- Upiłaś ją? - spytał tępo pani porucznik.
- Sama chciała pić.
- Jutro się policzymy - wycedził Len przez zaciśnięte zęby, wziął Natkę na ręce i wyszedł.

            Akiko została sama. Trochę podpita, ale zachowała trzeźwość myślenia. Wiedziała już, że jej siostra złapała Helgę. Zgodnie z wypracowaną godzinę temu koncepcją, teraz dziewczyną zająć się miał Esteban przy pomocy specjalisty od przesłuchań przysłanym przez królową. Nie mogąc nic zrobić żeby im pomóc Namada, otworzyła kolejną butelkę wina i poszła spać zaraz po opróżnieniu jej w pojedynkę.

            Rankiem obudziła się z potwornym kacem. W uszach jej świszczało i sama nie widziała czy to okrzyki rozkoszy Natki zza ściany, które towarzyszyły jej podczas zasypiania czy też może coś innego.

- Wstawaj! - głos Lena nie pozostawiał złudzeń co do rozliczenia się przez niego z podwładną w kwestii wczorajszych wydarzeń.
- Daj mi się ubrać - odburknęła Akiko - odwróć się.

            Len skrzywił usta w geście ironii i demonstracyjnie ustawił się do kobiety bokiem, patrząc w okno. Akiko w tym czasie wydostała się spod pierzyny i zrzuciła z siebie wczorajsze ubranie - po kilku butelkach wina stwierdziła, że nie musi się przebierać.

- Co masz mi do powiedzenia? - spytał kiedy Akiko ubrała się w kieckę łudząco podobną do tej jaką wczoraj miała ubraną królowa. Z tym wyjątkiem, że ta Ordynki była czerwona. - No mów, a nie szczerzysz się jak dziwka na ulicy.
- Dzięki szefie - odpowiedziała obrażona Akiko.

            Len podszedł do niej. Jego twarz była tylko kilka centymetrów od niej. Czuła, że chłopak nie umył jeszcze tego dnia zębów. Nie mogła nie uśmiechnąć się kiedy to poczuła.

- Co cię bawi? - spytał nerwowo Len.
- Daj spokój - odparła Akiko - wiem, że jesteś wkurwiony, bo nie dałam ci zabić Helgi, ale pomyśl ile byś na tym mordzie stracił. Na pojmaniu i to jeszcze na rozkaz królowej, możesz tylko zyskać.
- Wiem - odparł sucho - chodziło mi o wczorajsze wino?

            Słysząc to Akiko wybuchła śmiechem tak mocnym, że po chwili aż żebra ją rozbolały.

- Wybacz, więcej jej nie upije panie kapitanie - odparła wciąż chichocząc - kapitan wybaczy, ale sądząc po odgłosach w nocy zarówno Natka jak i ty...
- Skończ już - przerwał jej Len - masz być już spakowana na wyjazd.
- Czemu?
- Bo wyjedziesz wcześniej niż reszta, masz mi sprawdzić jak zachowują się żołnierze na kampusie Tamary.
- Tak jest!
- Co oznacza, że wyjedziesz dzień przed nami.

            W oczekiwaniu na wyjazd Akiko siedziała głównie w swoim pokoju. Ayumi nie było tam prawie nigdy, gdyż żywo wzięła się za budowę struktur organizacji mającej ścigać oraz zwalczać wrogów narodu. Czasem odwiedzała chorągiew i instruowała żołnierzy jak mają się zachowywać podczas marszu. Porucznik Linescu zajmował się organizowaniem wozów, koni oraz całego potrzebnego im zaopatrzenia.

            Wreszcie nadszedł czas wyjazdu Akiko. Kobieta ubrana w grube futro, było bowiem coraz zimniej i wszystko wskazywało na to, że do końca rok spadnie śnieg. Uzbrojona w dwa sztylety i nóż pod podwiązką wyruszyła na obszar akademika.

            Wjechała nie niepokojona przez kogokolwiek. Strażnicy przy wrotach nawet nie zapytali po co tu wjeżdża. Aż zaczęła żałować, że ubrała się w tą samą czerwoną kieckę, w której była kiedy Len powiedział jej, że wygląda jak dziwka. Miała nadzieję pokazać swoje wdzięki żeby pobudzić trochę żołnierzy, ale widocznie nie było im to potrzebne. Dopiero przy wejściu do budynku natknęła się na kontrolę.

- Cel wejścia - powiedział jeden z wartowników.
- Kim jesteś - dodał drugi.

            W odpowiedzi, Akiko prowokacyjnie rozpięła futro i zaprezentowała im skrawek swojego ubioru. Mężczyźni spojrzeli na nią łapczywie. Jeden nawet wyciągnął w jej stronę dłonie, ale Namada pacnęła go po nich rękawiczką i zawstydzony żołnierz wycofał się, a ona sama zapięła futro. Teraz już wiedziała, że żołnierzom wiele nie trzeba. To nie był dobry znak. Pospacerowała trochę po budynku i jego okolicach. Raz czy dwa widziała Tamarę. Zdawało jej też się, że gdzieś tam mignęła jej Elka. Potem odbyła jeszcze rozmowę ze starym profesorem oraz zastępcą rektora - bez ujawniania się. Tyle jej wystarczyło. Udała się do dowódcy zbrojnych i poinformowała go kim jest. Młody kapitan pochodzący ze szlacheckiej rodziny van Bzykescu zawstydził się okrutnie wiedząc kto złożył niezapowiedzianą wizytę jego ludziom. Na szczęście dowiedział się, że jutro przybędzie tu jeszcze większy vip. Był tak wdzięczny Ordynce za te informacje, że odstąpił jej swoją kwaterę na jedną noc.

            Kolejnego dnia Akiko przebywała z paniczem van Bzykescu. Dopiero po południu, kiedy rozpadał się śnieg, wyszła na zewnątrz. Dostrzegła gdzieś w oddali znajomą sylwetkę - to musiała być Tamara. Wraz z nią szła jakaś nieznana Namadzie dziewczyna o blond włosach. Mimo to Akiko nie ruszyła w ich stronę. Miała swoje zadania na dziś. Za jakiś czas powinien tu przybyć Len z całą chorągwią, a ona będzie musiała zająć się rozlokowaniem żołnierzy, prowiantu itp.

            Rzeczywiście kilka minut potem przez bramy piątkami wkroczyła dumna chorągiew S.O.L.A.R, na jego przedzie jechało kilka osób na koniach. Namada domyśliła się, że to kapitan Tao z ukochaną i oficerami. Istotnie niedługo po wjeździe chłopak z wysokim czubem włosów na głowie zeskoczył z konia. Tamara natychmiastowo puściła się pędem w jego stronę z rozłożonymi ramionami. Kiedy tylko się od niego odkleiła jeden z jeźdźców ruszył w jej stronę, a drugi zaczął zbierać żołnierzy wokół wozów jadących z tyłu kolumny.

- Witaj Namada! - krzyknął w jej stronę porucznik Esteban.

            Mięśniak szczerzył dumnie swoje kły, zupełnie jakby chciał tym zaimponować Akiko. Ta nie dała się zwieść jego wątpliwemu urokowi i obróciła się do niego plecami.

- Chodź za mną - rzuciła chłodno przez plecy.

            Nie zrobiła nawet kilku kroków, kiedy nowy porucznik podjechał do niej i gwałtownie porwał w górę. Jego koń biegł truchtem, kiedy Esteban posadził Ordynkę przed sobą. Objął ją przy tym swoimi silnymi ramionami.

- Wiesz gdzie jechać? - spytała go rozeźlona kobieta.
- Ty wiesz - wydyszał jej w kark w odpowiedzi.
- Już zmęczony? - zakpiła Namada.
- Mogę tak się tobą bawić długie godziny - rzekł w odpowiedzi, mimo że nadal sapał - i nie tylko tak - dodał muskając ustami odsłonięty fragment karku Akiko.
- Spadaj zboczeńcu - usłyszał w odpowiedzi.

            Dalszą drogę pokonali w milczeniu. Akiko wskazała porucznikowi kilka pustych kwater w jednym z nieukończonych jeszcze budynków. Następnie Esteban pojechał po resztę chorągwi - przy okazji przywożąc ze sobą przyjaciółkę Tamary - którą (chorągiew) wraz z Ordynką rozlokował. W między czasie, któryś z młodych wojaków ochraniających akademik przywiózł im stertę koców. Esteban wydał polecenia rozpalanie ognisk w pustych pomieszczeniach i podtrzymywania ich aż do rana. Wydali jeszcze kilka rozporządzeń co do wart i poruszania się po terenie uczelni i poszli w stronę pokoju Tamao.

            Po drodze kilka razy nie musieli pytać o drogę, a z pewnością nie wszyscy wiedzieli gdzie mieszka młoda Tamara i jej blond włosa przyjaciółka. Na szczęście mieli ze sobą Karolinę Andre, bo tak nazywała sie blondynka o tragicznie wyglądających - w ocenie Akiko brwiach - i sporym biuście, która doskonale wiedziała jak trafić do swojego mieszkania. Tuż po wejściu na odpowiednie piętro natknęli się na porucznika Linescu, który również nie wiedział jak iść dalej. Karolina uśmiechnęła się szelmowsko słysząc o problemach doświadczonego żołnierza i poprowadziła całą gromadę dalej.

            Kilka kroków później przebiegł koło nich chłopak ubrany tylko w spodnie. 

- To z naszego pokoju - oświadczyła blondyna i pokazała na szeroko otwarte drzwi.

            Wydłużyli krok i weszli do pokoju, a tam niecodzienny widok. Ela zanurkowała pod koc spod, którego wystawała tylko jej naga noga, usiłująca zepchnąć również nagiego mężczyznę z łóżka. Ten nie miał zamiaru ustąpić i usiłował wepchnąć się pod koc, na co nie chciała się zgodzić właścicielka. Len i Natasza siedzieli na łóżku Tamary, a ta sterczała z głupią miną w kącie pokoju.

- Dobrze, że jesteście - przywitał ich Len - Esteban wynieś to ścierwo stąd - rozkazał wskazując zakrwawioną dłonią na golasa.

            Wyraźnie zniesmaczony porucznik podszedł do kochanka Eli, chwycił go z całych sił i wyniósł na korytarz,  chociaż może właściwszym słowem byłoby wyrzucił go z progu drzwi. W tym czasie Linescu przyniósł z korytarza stołki, na których usiadły lokatorki. Blondynka wcześniej wcisnęła pod koc jakieś ubrania dla Eli. Wreszcie ta ostania pokazała sie w pełni ubrana w czarną spódnicę oraz beżowy sweter, który wyraźnie drażnił jej sutki, gdyż co chwilę poprawiała go na wysokości biustu. 

- To opowiadajcie co was sprowadza - powiedziała Tamao.

            Len spojrzał znacząco na Akiko, a ta domyśliła się, że to właśnie ona mu opowiedzieć co ich czeka. Wolałaby żeby Tao zrobił to samodzielnie, gdyż nie wiedziała ile może wyjawić młodej towarzyszce.

- Dostaliśmy misję od sztabu generalnego - rozpoczęła powoli Akiko - ruszamy na północ.

            Tamara wyraźnie domyśliła się, że będzie to wyprawa, z której nie wrócą szybko, ponieważ przerwała starszej koleżance i spytała:

- Jak długo was nie będzie?
- Nie wiemy - odparła Akiko, rozkładając bezradnie ręce.
- Przyszliście się pożegnać? - dopytywała młoda.
- Mniej więcej - odparł beznamiętnie Tao.

            Oczy Tamary się zaszkliły. Rzuciła się Namadzie na szyję. Przytulały się przez dłuższą chwilę. Akiko zauważyła kątem oka, że Len zajął się w tym czasie pogawędką z Natką, a Esteban pochłaniał wzorkiem Elkę.

- Słuchajcie - zaczęła mówić ta ostatnia - panny van Galarescu robią dziś imprezę, możemy się tam wybrać. Co wy na to? - ostanie pytanie skierowała wprost do Lena.
- Kapitanie, o której wymaszerowujemy? - spytał Esteban.

            Złotooki nie odpowiedział od razu. Zrobił to dopiero, kiedy ukochana szepnęła mu coś do ucha.

- Idziemy - zadecydował.

            W tej chwili wszyscy zajęli się przygotowaniami do imprezy. Żołnierze pozdejmowali z siebie wszystkie elementy uzbrojenia, choć Len zostawił sobie piernacz za pasem. Nie mieli oni żadnych ciuchów na taką okazję, więc ograniczyli się do przebrania w czystą odzież. Natasza dla odmiany ubrała piękną, krótką do połowy ud sukienkę o błękitnej barwie. Akiko ograniczyła się do podobnie uszytej kiecki o słonecznym kolorze. Elka obróciła się do całej gromady plecami i zdjęła z siebie sweter. Świeciła przez moment nagimi plecami, do czasu kiedy wciągnęła na siebie biały stanik podany jej przez Tamarę. Na niego z kolei ubrała czarną bluzkę na ramiączkach. Sama Tamao ubrała się w swoją białą sukienkę, w której często chodziła będąc jeszcze na dworze królowej Joanny. Jej przyjaciółka ubrała taką samą spódnicę jaką miała na sobie szatynka, do której dobrała czerwono-czarną, za małą tunikę. Wyglądała w tym śmiesznie.

            Przed samym wyjściem Elka wyciągnęła jeszcze z szafy dwulitrową butelkę wina, którą opróżniła z żołnierzami. Panie w tym czasie raczyły się pogawędkami o tym co może je spotkać na zabawie, w końcu żadna z nich nie brała jeszcze udziału w takiej imprezie w akademiku.

            Wesoła kompania udała się jadalni. To właśnie tam siostry Sophie i Andrea van Galarescu urządzały imprezę. Wnętrze pomieszczenia było pogrążone w pół mroku. Jedynym źródłem światła były świeczniki w ścianach. Pod jedną ze ścian ustawione były zakąski na zimno. Pod drugą na ciepło. A przy ścianie pomiędzy nimi znajdowały się stoły z alkoholem.

            Na środku sali pląsała już zgraja zgrabnych małolatek oraz studentów, a także - co rozłościło Lena - żołnierzy. Ludzie  z jego chorągwi zostali odesłani, otrzymawszy przedtem kilka przypadkowo wymierzonych ciosów. Ochrona kampusu nie podlegała Lenowi, więc mogła zostać.

            Akiko nie zorientowała się co zrobił z nimi Tao wobec tego, dlatego że ktoś porwał ją do tańca. Był to wysoki, młody student. Potem Namada tańczyła jeszcze z porucznikiem Linescu oraz kilkoma studenciakami i jednych z młodszych wykładowców, który na zdecydowanie zbyt wiele sobie pozwalał. W chwilach pomiędzy tańcami dosiadała się do ich stolika. Najczęściej natrafiała przy nim na Lena i Natkę. Tao - ku zdziwieniu wszystkich - okazał się całkiem dobrym tancerzem, jednak od pląsania po parkiecie wolał ściskać się z ukochaną i zasypywać ją pocałunkami. Nie zdziwił-, więc nikogo fakt, że byli jedną z pierwszych par, które opuściły imprezę, a było to około północy.

            W tym zaś czasie, porucznik Linescu coraz lepiej bawił się z Karoliną Andreą. Akiko od początku miała wrażenie, że oficer wpadł w oko młodej dziewczynie. Właśnie tańczyli kolejny już wolny taniec. Teraz, jednak byli już solidnie podpici, więc i ich ruchy na parkiecie stały się odważniejsze, a dłoń mężczyzny uparcie ugniatała pośladek studentki.

            Akiko usiadła ponownie przy stoliku. Siedziały tam właśnie Tamara oraz Elka. Gdzieś obok Esteban przechwalał się przed mieszkańcami kampusu swoją siłą i mięśniami. Namada popijała drinka, a studentki plotkowały wesoło o ubiorze i zachowania innych uczniaków.

- TY! - czyjś zachrypnięty od alkoholu głos zagłuszył dźwięki muzyki - Gdzie twój pan psie?!

            Akiko rozejrzała się wokół. Kilkanaście kroków od niej znajdował się mężczyzna, który kilka godzin wcześniej został wyniesiony - będąc kompletnie nagim - z pokoju przyjaciółek Ordynki. Tym razem nieszczęśnik nie był sam. Za jego plecami stało czworo chłopaków. Esteban nie przejmował się słowami studenta, napinał właśnie mięśnie przed jedną z mieszkanek kampusu.
- Jazda z kurwami! - ryknął kochanek Eli.

            Wraz z kolegami ruszył żwawo w stronę Estebana. Ten nie miał przy sobie broni, ale był sam. Przy takim stosunku liczebnym nie miał prawa wygrać. Co prawda napastnicy nie mieli ani jego postury, ani umiejętności, ale było ich znacznie więcej. W większości byli to wątłej budowy kujony, a nie zabijaki z jakimi zmagał się Esteban czy to w armii czy wcześniej na ulicach rumlandzkich miast. Pierwszy do ataku ruszył najwyższy napastnik. Nim na dobre dobiegł do Estebana otrzymał cios pięścią prosto w nos i zalał się krwią. Zawył z bólu i padł na kolana łapiąc się za nos. Kapral wykorzystał ten moment i dwa razy kopnął przeciwnika w okolice ucha. Jeden przeciwnik pokonany.

            Reszta widząc to ruszyła do ataku jak jeden mąż. Esteban trafił jednego kopnięciem w płuca, lecz reszta dopadła wściekle do niego i przewróciła go na ziemię. Grad ciosów - głównie kopnięć - zasypał podoficera. Mężczyzna zdołał tylko osłonić głowę i zwinąć się w coś przypominającego pozycję embrionalną. Wściekli oprawcy kopali tym czasem z całych sił.

- Linescu! - zawołała Akiko i ruszyła w stronę swojego podwładnego.

            Nim doszła do Estebana, Linescu dopadł już do jednego z napastników i okładał go pięściami po twarzy. Namada żałowała, że nie ma na sobie tym razem żadnej podwiązki z nożem. Uderzyła jednego z mężczyzn z otwartej dłoni, a kapral zdołał w tym czasie powstać. Zdziwiony otrzymanym od niej ciosem mężczyzna nie zareagował, co wykorzystała Akiko i przesuwając cały ciężar ciała na jedną nogę, nastąpiła na stopę wroga. Kiedy ten krzyknął z bólu, uderzyła jeszcze dwa razy z otwartej dłoni, celując w uszy. Kątem oka zobaczyła, że Linescu uporał się już  ze swoim rywalem i biegnie w jej stronę. Korzystając z okazji uciekła do stolika nim jej przeciwnik doszedł do siebie po początkowym szoku. Była już bezpieczna między Tamarą, a Elką kiedy Linescu wymierzał sprawiedliwość natrętowi

            W między czasie na sali pojawili się strażnicy z chorągwi młodego van Bzykescu. Rozdzielili solidnie krwawiących Estebana oraz ex kochanka ex dwórki królowej Joanny, a także pozbierali pozostałych, pobitych napastników. Ela w tym czasie podeszła do kaprala i zaciągnęła go w stronę wyjścia. Odchodząc rzuciła w stronę Akiko, iż zaprowadzi go do punktu medycznego.

            Po chwili większość zapomniała o incydencie i bawiła się dalej. Akiko nie miała, jednak zamiaru tańczyć. Siedziała przy stoliku i popijała schłodzone wino. Obserwowała co dzieje się na sali, a działo się sporo. Blondwłosa przyjaciółka Tamary obściskiwała się właśnie z porucznikiem Linescu. Tak byli tym zajęci, że zapomnieli o stwarzaniu pozorów i nawet nie udawali, że tańczą. Tamara gawędziła gdzieś przy stole z jedzeniem z kilkoma koleżankami. Znudzona, zmęczona i lekko pijana Ordynka postanowiła wrócić do pokoju Tamao i jej przyjaciółek.

            Zgrabnie przecisnęła się przez parkiet, na którym nie było już tak wiele osób jak wcześniej. Wyszła przez nikogo nieniepokojona. Tuż za drzwiami, już na korytarzu natknęła się na jedną z pierwszych osób, które tej nocy przesadziła z alkoholem. Młoda dziewczyna rzygała pod ścianą podtrzymywana przez kolegę i koleżankę trzymającą jej grzywkę. Akiko poczuła lekkie obrzydzenie i poszła dalej. W drodze do pokoju minęła jeszcze kilka takich przypadków. Na schodach natknęła się na około dwudziestoletnią brunetkę, która zabawiała się z jednym z chłopaków, którzy napadli na Estebana. Tu Namada odczuła gniew, że temu bydlakowi tak się poszczęściło po napadzie na jej podwładnego. Nie zrobiła jednak niczego pochopnego i poszła dalej swoją drogą.

            W samym pokoju czekała ją kolejną niemiła niespodzianka. Kolejny raz tego dnia widziała nagą Elkę. Szatynka leżała bez ubrań na brzuchu w swoim łóżku i wykonywała specyficzne ruchy nad kroczem również gołego Estebana. Na drugim łóżku leżeli pod kocem przytuleni do siebie Len i Natasza. Widocznie byli tak zmęczeni, że nie zwracali uwagi na to co się dzieje. Nim Akiko zdecydowała się wejść, szatynka podniosła i przeszła do ujeżdżania nowego kochanka. Na szczęście wciąż była plecami do Ordynki, ta w tym czasie przeszła na palcach, cichutko jak myszka na trzecie łóżko. Przykryła się kocem i zrzuciła z siebie sukienkę w tym rytm jęków Eli. "To będzie długa, ciężka i bezsenna noc..."

wtorek, 6 stycznia 2015

24. Ahoj stały lądzie!



"Ko­biety cza­sami po­suwają się bar­dzo da­leko i poświęcają wiele wy­siłku, by zas­po­koić prag­nienie zemsty."
Agatha Cristie


Rozdział 24
Ahoj stały lądzie!

            "Miecz Krakena" powoli wpływał do Portu Silver, który leżał mniej więcej w połowie długości południowego brzegu Imperium Południowego, pod którego banderą statek pływał. Marynarze krzątali się na pokładzie, a bosman i Rodrik Romulus stali nad sterem i próbowali znaleźć jak najlepsze miejsce do cumowania. Ze wschodu wiał zimny wiatr, choć niezbyt mocny wiatr, który pozwalał zachować dobrą prędkość do zatknięcia kotwicy w porcie. Część marynarzy wiosłując nadawała odpowiednie tempo ku temu.

            Jun od czasu ostatniego balu nie opuszczała ani na moment swojej kajuty. Zbyt dobrze pamiętała jak skończyło się to ostatnio. Rodrik Romulus nie miał czasu na swoje seks-spotkania z wyzwoloną przez siebie z mielizny kobietą. Oczywiście wyzwolone było tylko pozorne. Co prawda uwolnił kobietę od śmierci z głodu na morzu, jednak zrobił to kosztem jej wolności. Zniewolił Tao i sprowadził ją do roli swojej seksualnej niewolnicy. Jeszcze przed balem zapowiedział, że po zejściu na ląd przekaże ją swojej rodzinie i tam również będzie musiała zajmować się tym czym na galerze. Od czasu balu Juz pałała do niego sprzecznymi uczuciami. Z jednej strony była mu wdzięczna, że uratował ją przed pijanym Papagasem. Z drugiej strony sposób w jaki unieszkodliwił starego zastępcę kapitana budził w niej jak najgorsze uczucia i obrzydzenie. Dość powiedzieć, że chociaż marynarz jeszcze żył, to nie miał ani lewej ręki ani połowy twarzy. Życzenie śmierci temu człowiekowi nie było niczym zdrożnym - w myśleniu Jun - od dwóch dni Papagas leżał nieruchomo i tylko jęczał z bólu.

- Jun? - gdzieś za drzwiami jej kajuty rozległ się nieznany jej głos.

            Kobieta siedziała właśnie na swojej koji i nie spodziewała się, że ktoś zainteresuje się nią wcześniej niż przy wypakowywaniu towarów spod pokładu. Ona sama nie miała ze sobą nic co mogłaby zabrać dalej. Po tragicznym zakończeniu balu, Romulus zostawił jej tylko jedną kieckę i jeden komplet bielizny - nic więcej. Na jej szczęście zima w Imperium Południowym nie była mroźna, temperatura rzadko kiedy spadała poniżej 5 stopni Celsjusza.

- Jestem - odparła kobieta po chwili namysłu - kto mnie szuka? - dopytała.
- Przyjaciel - rozległ się męski głos, kiedy drzwi się otworzyły.

            Przez drzwi do środka wszedł jeden z marynarzy. Jun do tej pory widziała go tylko raz. Odprowadzana z balu przez Klima i Ikera natknęła się na mężczyznę w brudnych spodniach i bez koszuli. Jego naga, spocona klata zrobiła wtedy na niej jak najlepsze wrażenie. Mężczyzna miał długie do ramion czarne włosy, które od tego czasu stały się wyraźnie bardziej lśniące - ostatnim razem wydawały się przetłuszczone. Marynarz był średniego wzrostu. Mięśni może nie miał jakoś specjalnie dużych, ale ładnie się odznaczały pod obcisłym zielonym swetrem jaki miał akurat na sobie. Na myśl o jego sześciopaku, dziewczynie zrobiło się gorąco.

- Czego chcesz? - syknęła w jego stronę.
- Pomóc ci - powiedział i położył coś na koji tuż przy stopie Jun.

            Było to małe, podłużne zawiniątko. Znając już trochę morskie życie i prezenty Tao spodziewała sie, że rozwiązawszy pakunek znajdzie w nim nóż bądź też sztylet.

- Co mam z tym zrobić?

            Mężczyzna zamiast odpowiedzieć wprost, uśmiechnął się i rzekł:

- Przecież wiesz.

            I wyszedł. A Jun wiedziała co musi zrobić. Wiedziała to aż za dobrze. Nadchodzi pora rozliczeń za wszystkiego grzechy i krzywdy jakie jej wyrządzono na tym okręcie.

            Tymczasem okręt został już zacumowany w porcie, a dzielni marynarze rozpoczęli już rozładunek zapasów, które przetrwały rejs. Wojskowa załoga niemal w całości opuściła już "Miecz Krakena", podczas schodzenia na ląd przewodził im Iker.  Oznaczało to, że Rodrik pozostawał wciąż na galerze. Jun zrobiła szybką analizę na temat jakie ma szanse na przedostanie się do kajuty Południowca nie budząc podejrzeń, zabicie go oraz opuszczenie swobodnie okrętu. Wyszło jej, że za dużych szans nie ma. Niemniej nic innego jej nie pozostawało. Mogła dalej być czyjąś prywatną dziwką lub zabić go i zaryzykować desperacką ucieczkę.

            Otworzyła cicho drzwi i wyszła na korytarz. Szła bardzo ostrożnie. Przez cały czas nasłuchiwała czy nie zbliża się do niej jeden z marynarzy. W pewnym momencie bardziej niż nakrycia na gorącym uczynku bała się, że ktoś ponownie spróbuje ją zgwałcić. Będąc już kilka kroków od kajuty swojego celu nastąpiła zbyt głośno na deskę, która odpowiedziała jej rozpaczliwym skrzypem. Gdzieś za zakrętem rozległy się kroki. Któryś z marynarzy musiał ją usłyszeć. Schowała pakunek do rękawa. Był to głupi pomysł i Jun szybko zdała sobie z tego sprawę. Musiała ściskać dłonią mankiet, gdyż w przeciwnym razie pakunek wypadłby z niego na podłogę. Na jej szczęście marynarz został zawołany przez innego i nie doszedł do skrętu. Odetchnęła głęboko z ulgą i ruszyła dalej. Na palcach zbliżyła się do drzwi kajuty Romulusa. Przyłożyła ucho do drewna i nasłuchiwała. Zdawało się jej, że przez moment coś słyszy, jednak po ułamku sekundy odpowiadała jej tylko głucha cisza. Jednym, zgrabnym ruchem rozpakowała prezent od tajemniczego, przystojnego marynarza. Nie myliła się w jego ocenie. Ktoś sprezentował jej piękny sztylet z rękojeścią wykonaną z kości słoniowej. Złapała go w prawą dłoń, którą ukryła w rękawie. Postronny obserwator nie byłby w stanie dostrzec ostrza w jej ręce. Położyła drugą dłoń na klamce. Chwila zawahania i...nacisnęła.

            Wpadła do pokoju jak burza. Rodrik Romulus znajdował się w nim tak jak to sobie na szybko zaplanowała. Leżał w swoim łóżku - plecami do niej - i nawet nie zwrócił uwagi na to kto go właśnie odwiedził.

- Toros spętałeś dziwkę? - spytał nie otwierając oczu.

            Jun nie odpowiedziała. Podeszła bliżej i uniosła prawą rękę w górę.

- Zapomniałeś języka w gębie? - dopytał mężczyzna. Nie odpowiedziała. - Co jest... - zaczął pytać, odwracając się na drugi bok.

            Jun wyprowadziła pchnięcie prosto w gardło swojego oprawcy i wybawiciela w jednej osobie. Romulus spojrzał na nią zdziwiony, a potem na zakrwawione ostrze i czerwoną substancje skapującą na jego białą pościel. Znowu spojrzał na nią. Nigdy nie widziała u niego takie spojrzenia. Znajdowało się w nim coś nowego, coś jakby zwątpienie.

- Ty się boisz - powiedziała na głos Jun, uświadomiwszy sobie nagle tą prawdę.

            Nie odpowiedział. Strach wyraźnie już mu minął, ponieważ rzucił się rozpaczliwie na kobietę, ale ta odskoczyła w porę w bok. Teraz to ona znajdowała się na łóżku, a on na podłodze. Tao nie myślała już dłużej co powinna zrobić. Wykonała trzy cięcia, które zamieniły twarz Rodrika w krwawą jatkę, pozbawiając go między innymi znacznego kawałka nosa. Oficer zalał się krwią i padł na podłogę, kasłając i dławiąc się własną krwią.

            Zielonowłosa nie czekała co stanie się z nim dalej. Otworzyła z hukiem drzwi i ze sztyletem w dłoni ruszyła w stronę pokładu. Była w amoku. Nie myślała co robi. Wbiegła na pokład, na którym znajdowała się około dziesięciu marynarzy. Większość była tak zaskoczona jej widokiem, że nawet nie zareagowała. Jeden się do niej uśmiechnął. Jeśli jeszcze kiedyś się spotkają, będzie musiała mu podziękować i zapytać dla kogo pracował. Nim otrzeźwiała z całej sytuacji, znajdowała się już w zimnej wodzie Morza Południowego. Marynarze najwyraźniej nie byli uzbrojeni, gdyż nikt w nią nie rzucał włócznią ani niczym innym, a także żaden z nich nie wskoczył za nią do wody.

            Woda była zimniejsza niż mogła na to wskazywać pogoda. Jun wpadła do niej na głębokość kilku metrów, na szczęście nie dotarło aż do dna. Wskakując boleśnie uderzyła wyprostowaną ręką. Z całych sił machała rękoma i nogami aby wydostać się z podwodnej pułapki. Bała się otworzyć oczy. Ciśnienie rozsadzało jej skronie. W skutek zdecydowania zbyt szybkich ruchów zaczynała odczuwać coraz większe zmęczenie. I wtedy sobie przypomniała co mówił jej brat o wydostawaniu się z takich opresji. Zwolniła tempo. Uspokoiła oddech. 6 zgrabnych machnięć i mogła zaczerpnąć świeżego powietrza. Życiodajny tlen napełniał jej płuca, a dziewczyna wykasływała ostatnie krople wody.

            Z napisów statków po jej bokach zorientowała się, że pływa się pomiędzy "Ostrzem tytana", a "Kłem Rekina". "Miecz Krakena" został gdzieś z tyłu - widocznie pod wodą oddaliła się od niego dość daleko. Zanurzyła się w wodzie do nosa i zaczęła przyglądać pobliskim statkom. Na żadnym nie dostrzegła marynarzy. Miała szczęście. Na wprost od niej nie było już żadnego okrętu. Mogło to jej pomóc lub zaszkodzić. Z jednej strony nie narazi się na zdekonspirowanie przez członka załogi, a z drugiej strony nie będzie miała za czym się ukryć i będzie łatwo do dostrzeżenia z brzegu oraz statków stojących w porcie - jeśli tylko ktoś spojrzy w jej stronę przez lunetę.

            Nie wiedząc gdzie płynąć płynęła prosto przed siebie, bokiem do brzegu. Pragnęła wypłynąć poza port i wyjść na brzeg na plaży - gdzieś tu musiała być plaża... Płynęła w spokoju nie niepokojona przez nikogo przez setki metrów. Była zmęczona, lecz szczęśliwa, a co jeszcze ważniejsze nareszcie była wolna. W końcu znalazła się poza portem. Niestety brzeg był tu klifowy. Mimo to zmieniła kurs. Płynęła teraz na skos w stronę brzegu, ale dalej do przodu.

            Wreszcie wyszła na brzeg. Szybko przekonała się, że to była zła decyzja. Zimny wiatr targał nią niemiłosiernie. Nie debatując dłużej nad tym co powinna zrobić, wbiegła do wody. Po drodze nastąpiła na jakiś kamień lub małże i rozcięła sobie nogę. Poczuła jak krwawi, a pamiętała z opowieści marynarzy na "Mieczu Krakena", że w morzu Południowym zdarza się spotkać rekina i to całkiem niedaleko brzegu. Z tego też powodu kontynuowała swoją podróż wpław, jednak nie głębiej niż mając wodę na wysokości swojej talii.

            Dotarła tak jeszcze kilkaset metrów dalej na wschód, gdzie zobaczyła małą chatkę stojącą kilkadziesiąt metrów od plaży. Zerknęła na nogę, która wciąż krwawi i zdecydowała się dotrzeć do wiejskiej chaty. Kulejąc i utykając wyszła z wody. Wiatr był jeszcze mocniejszy i zimniejszy niż przed chwilą. Na domiar złego niebo zachmurzyło się i teraz pokrywały je ciężkie, ciemne chmury, które zwiastowały w najlepszym razie deszcz. Tao przeszła kilka metrów po piasku i upadła po raz pierwszy. Nim dotarła do połowy plaży zdarzyło się to jej jeszcze dwa razy. Później odpuściła sobie wstawanie i czołgała się w stronę swojego celu. Kątem oka zauważyła, że ktoś wychodzi z budynku i rusza jej na przeciw. Nie miała pojęcia kto to. Wyczerpana psychicznie i fizycznie zemdlała.

            Ocuciła się dopiero leżąc pod grubą pościelą. Zdała sobie sprawę, że jest sucha i ubrana w jakieś wiejskie łachy. Rozejrzała sie po pomieszczeniu. Nad wąskim łóżkiem przymocowana była sieć rybacka. Pod oknem stały wędki. Z drugiej strony ściany była szafa i kilka półek, na których leżały swetry i koszule. Nad półkami na hakach wędziły się ryby. Na wprost łóżka znajdowała się zasłona, za którą prawdopodobnie były inne pomieszczenia.

- Obudziła się - usłyszała kobiecy głos zza kotary.
- Co z nią zrobimy mamo? - odparł chłopięcy głos.
- Zobaczymy. A co chciałbyś zrobić z taką wielką syreną?
- Syreny nie istnieją.
- A ta to co?
- Kobieta.

            Zasłona rozsunęła się i do pokoju wszedł najwyżej ośmioletni chłopiec. Miał krótkie czarne włosy i roześmiane niebieskie oczka. Za nim szła jego matka. Kobieta koło czterdziestki. Już po pierwszym spojrzeniu na nią, Jun domyśliła się po kim chłopak ma oczy. Dalszy wizerunek kobiety zupełnie nie pasował do kraju w jakim się znajdowali. Była blada, niewysoka, piegowata i co najdziwniejsze miała blond włosy, sięgające jej do ramion. W spracowanych dłoniach trzymała miskę z wodą i małą gąbkę.

- Jak się czujesz? - spytała troskliwie zielonowłosej.
- Lepiej - odparła słabym głosem Jun - dziękuję.
- Nie ma za co - odparła kobieta.

            Usiadła obok Jun. Miskę podała synkowi i namoczyła w niej gąbkę. Zaczęła zwilżać rozpalone ciało dwudziestoparolatki. Do tej pory Tao nawet nie zdawała sobie sprawy, że ma gorączkę. Woda sprawiała jej ulgę.

- Zostaniesz tu na kilka dni, ale potem wraca mój mąż i musisz nas opuścić - oznajmiła jej gospodyni.

            I tak Jun została w tym małym pokoju na kilka dni, które wyglądały tak samo. Rano gospodyni albo jej syn zwilżali wodą rozpalone ciało kobiety. Potem dostawała śniadanie. Opowiadała ośmiolatkowi o przygodach swoich i swojego brata. Kiedy skończyła dostawała obiad i znów była obmywana wodą. Później leżała w pokoju i rozmyślała nad tym co zrobi dalej, aż wreszcie nastawała pora kolacji. Po której Jun zasypiała niemal od razu.

            Dzień przed powrotem gospodarza, Tao czuła się już niemal dobrze. Wreszcie przeszła jej gorączka i mogła wyjść z łóżka. Po obiedzie poprosiła chłopca żeby pokazał jej okolicę. Dostała stare portki gospodarza i gruby sweter, który już od lat nie był noszony przez gospodynię. Tak ubrana została zabrana przez chłopaka na spacer po wiosce.

            Okazało się, że chata wybawicieli Jun znajdowała sie kilkadziesiąt metrów od głównych zabudowań wioski, które otoczone były drewnianą palisadę. Fortyfikacje można było przejść przez trzy bramy. Jun i jej młodociany przewodnik wkroczyli do wsi tą od strony plaży. Wewnątrz znajdowało się około dziesięć budynków drewnianych i jeden murowany.

- Tam mieszka starszy wioski - powiedział jej chłopak.

            Poza budynkiem starszego we wsi znajdowały się spichlerz oraz mały budynek nazywany straganem. Mieszkańcy przychodzili tam wymieniać się towarami. O tej porze na zewnątrz nie było nikogo. Ośmiolatek wyjaśnił Jun, że to dlatego, iż mężczyźni pracują jeszcze w polu albo łowią ryby z jego ojcem, a kobiety zajmują się zwierzętami wyprowadzonymi dziś rano na łąki za miastem.

- A czy u tego starszego wioski znajdę jakąś mapę? - spytała chłopaka.
- Sprawdzimy - odparł młodzieniec i pociągnął ją za rękę w stronę murowanej chałupy.

            Zatrzymał się dopiero przy drzwiach frontowych. Zapukał w nie i odsunął się kilka kroków do tyłu. Drzwi otworzył około pięćdziesięcioletni mężczyzna, kędzierzawy, z długą brodą i wspierający się na lasce. Później Jun dowiedziała się, że starszy wioski chodzi o lasce, bo został ranny na wojnie kilkanaście lat temu.

- Czego chcecie? - warknął w stronę nowoprzybyłych.
- Szukam mapy panie starszy - wyznała Tao.
- Panie? - zdziwił się mężczyzna i zaśmiał - ja zwykły chłop jestem. Wchodźcie.

            Weszli za nim. Wewnątrz była istna stajnia Augiasza. Kobieta nie mogła się nadziwić jak ktoś może cokolwiek znaleźć w takim bałaganie.

- Po co ci mapa dziecko? - spytał ją starszy, zanurzając się w stercie brudnych ubrań i szukając tam coś gorliwie.
- Chcę dotrzeć do brata, do Rumlandii.

            Mężczyzna spojrzał na nią zdziwiony. Ściągnął brwi ku sobie. Zastanowił się chwilę nad czymś, a potem przemówił:

- Wiem jak tam dotrzeć bez mapy. Możesz płynąć drogą morską, ale odradzam, bo trwa sezon burzowy. Sztormy są co chwilę. Masz konia?
- Nie.
- Pójdziesz prosto na północ do traktu na Green. Tam dowiesz się co dalej.
- Dziękuję bardzo.

            Z radości rzuciła się mężczyźnie na szyję. Wycałowała go w oba policzki i razem z ośmiolatkiem opuściła jego chatkę. Udali się prosto do domostwa chłopca i jego rodziców. Tam młoda kobieta podziękowała gospodyni za opiekę i pomoc, a także wyściskała ją i jej syna, po czym otrzymała od niej trochę jedzenia i wody pitnej na drogę.

            Tao wyruszyła w podróż jeszcze tego samego dnia. Kiedy doszła do wioski, w której była z ośmioletnim chłopcem był już zmierzch. Również i tym razem nie spotkała na zewnątrz żadnej żywej duszy. Przemknęła niezauważona przez wieś i wyszła północną bramą. Dalsza droga upływała jej powoli. Do traktu z Portu Silver do miasta zwanego Green dotarła po niecałej godzinie marszu. W tym czasie niemal zapadł zmrok. Jun natychmiast pożałowała swojej decyzji żeby wyruszyć najszybciej jak się da. Nie mając, jednak nic do stracenia postanowiła ruszyć dalej traktem na północ i przenocować się w pierwszym dostępnym do tego miejscu.

            Szła trochę ponad dwie godziny nim dotarła do starej, opuszczonej strażnicy. Tabliczka przy niej zawierała informacje ile kilometrów jest stąd do Green, ale ktoś wyrył w tym miejscu dziurę i nie mogła nic rozczytać. Na szczęście poniżej była informacja, że 8km dalej jest wioska Dzwon Anny.

            Jun weszła do strażnicy. Wewnątrz było trochę siana i jakieś stare, podarte ubrania. Śmierdziały jakby zdarto je z trupa. Jun położyła się obok i próbowała zasnąć, było jednak jej wciąż za zimno. Przezwyciężyła obrzydzenie i przykryła się źródłem smrodu. Nie było to najprzyjemniejsze, ale chociaż było jej ciepło. Zasnęła prawie natychmiastowo. Obudziła się tuż po wschodzie słońca i wyruszyła w dalszą drogę. W miedzy czasie żałowało, że oddala się od morza, gdyż z chęcią zmyłaby z siebie zapach jaki towarzyszył jej przez całą zeszłą noc...