czwartek, 6 listopada 2014

18. Akademik

Ko­biety cza­sami po­suwają się bar­dzo da­leko i poświęcają wiele wy­siłku, by zas­po­koić prag­nienie zemsty.  
Agatha Christie


Rozdział 18
Akademik

            Jesień nadeszła zupełnie niespodziewanie. Mieszkańcy Amsteresztu nie spodziewali się, że dotychczasowe temperatury nagle opadną, a zimny wiatr przyniesie ciemne i ciężkie od kropel deszczu, który się w nich bezustannie gromadził, burzowe chmury. Liście natychmiastowo zmieniły barwy na żółte, czerwone, rude i pośrednie między tymi kolorami. Ludzie spacerowali ubrani w stroje, którym bliżej było do tych noszonych podczas mrozów niż letnich upałów.

            Nowe osiedle przed miastem wypełniało się powoli ludźmi. Wczesnym rankiem zwykle spotykało się tu tylko robotników, architektów, urzędników królewskich doglądających budowy lub żołnierzy. Tego dnia było inaczej.

            Dwa miesiące temu królowa Joanna oznajmiła swojej nastoletniej przyjaciółce, że pierwszego dnia wiosny ruszy edukacja w nowej akademii. Istotnie nauka ruszyła, chociaż z drobnym opóźnieniem. Powodem chwilowej stagnacji w budowie ośrodka naukowego była oczywiście pogoda i nieprzewidywalne późnoletnio- jesienne ulewy oraz dwie burze. Koniec końców kompleks został przygotowany do przyjęcia uczniów. W pobliżu trwały jeszcze prace przy budynkach ambasad obcych mocarstw.

            Tamara przybyła do centrum akademickiego już dwa dni temu. Akiko Namada załatwiła jej podwózkę wozem zaprzęgniętym w starego, bezuchego konia pociągowego. Młoda jechała na pace wraz ze skromnym dobytkiem swojego dotychczasowego życia. Towarzyszył jej woźnica, który był równie stary jak zwierzak ciągnący ich pojazd. Okazał się być, jednak bardzo miłym oraz uczynnym człowiekiem i pomógł dziewczynie zanieść bagaże do akademiku.

            Tamara jako jedna z pierwszych mieszkanek dużego, pięciopiętrowego budynku mogła wybrać sobie pokój. Obejrzała kilka na parterze i bardzo szybko zdecydowała się na trzyosobową kwaterę. Wewnątrz były trzy jednoosobowe łóżka, zrobione z solidnego dębowego drewna. Pomiędzy nimi stały małe stoliki nocne. Na środku pokoju był duży stół, a przy nim cztery stołki. Pod ścianami znajdowały się szafy oraz jeszcze pusta biblioteczka. Tamao korzystając z chwilowego braku współlokatorek zajęła najdogodniejszą dla siebie szafę i rozpakowała się. Potem udała się do woźnych po pościel. Dostała ją bez trudu.

            Następnego dnia idąc do stołówki - posiłki w akademiku jadano na wspólnej stołówce - natknęła się na starą znajomą. Na korytarzu mignęły jej ciemne, długie włosy. Po chwili czupryna pokazała się znowu, a wraz z nią właścicielka.

- Cześć - przywitała się przyjaciółka Wiktorii.
- Hej - odparła Tamara nie pamiętając imienia dziewczyny. Przyjrzała się za to dokładnie swojej rozmówczyni. Była wyższa od różowo włosej. Miała małe piesi i zgrabny nosek, a poza tym zdawała się być raczej przeciętna pod względem urody.
- Jestem Ela - przypomniała szatynka - poznałyśmy się na imprezie. Pamiętasz?
- Tak - odparła beznamiętnie młodsza, która już sobie przypomniała co opowiadali służący o orgii jaka odbyła się po jej wyjściu z imprezy. - Co tu robisz? - zapytała pragnąc zmienić temat.
- To co ty - odrzekła radośnie Elka - będę studiować i zostanę znaną wychowawczynią.
- To jak ja - ucieszyła się Tamara.
- Słuchaj z chęcią bym pogadała, ale jestem niemiłosiernie głodna - oznajmiła szatynka - może pogadamy na stołówce?
- Miałam tam iść...

            Po drodze gawędziły wesoło o swojej przyszłej nauce, a w dalszej perspektywie karierze w wymarzonym zawodzie. Ela nie rozpakowała się jeszcze w swoim pustym pokoju, a zupełnie jak młodsza koleżanka nie miała jeszcze towarzyszek. Szybko ustaliły, że po posiłku przeprowadzi się do pokoju Tamao.

            Stołówka była dużym pomieszczeniem. Wewnątrz ustawiono długie, drewniane stoły w trzech rzędach. Miejsce za nimi zajmowała garstka uczniaków. Na przeciw wejścia ulokowane były kuchnia i tak zwany szwedzki bufet. Studentki podchodziły tam i nakładały sobie na talerze co chciały i ile chciały.

            Tamara nakładła sobie po trochu kilku sałatek, jabłko i pieczywo polane jakimś ciemnym sosem. Do tego dzban soku z jagód i mogła udać się do jednej z ław. Po kilkudziesięciu sekundach dołączyła do niej Ela. Szatynka posilała się pieczoną jagnięciną, częścią wybranych przez Tamarę sałatek oraz pieczywem z chudym, białym serem. Popijała słodkim, czerwonym winem. Dziewczyny usiadły z dala od reszty ludzi. Był to pomysł introwertycznej różowowłosej, ale przypadł do gustu Eli, która chciała się poprzyglądać swoim przyszłym towarzyszom nauki i nie tylko jej...

- Ten jest niezły, nie? - zagadnęła po raz enty do Tamary wskazując na jednego z młodzieńców. W całej akademii miało być ich o wiele mniej niż dziewczyn, gdyż studenci zwykle wysyłani byli na uniwersytet w pobliżu Norfdamu.
- Taaa - odparła młodsza, nawet nie spoglądając na chłopaka.
- Mrrrr - zamruczała na widok innego chłopaka szatynka - coś czuję, że to będzie mój czas w tym roku akademickim - prorokowała z entuzjazmem.
- Na bank.

            Wychodząc z sali Ela śliniła się jeszcze na kilku studentów. Ze stołówki udały się prosto do pokoju, gdzie swoje rzeczy pozostawiła szatynka. Było to tylko piętro wyżej niż znajdowały się stołówka i pokój Tamary. Przy pomocy Tamao zabrała je do pokoju tej ostatniej. Z rozpakowywaniem uporały się błyskawicznie.

            Dziś rano do pokoju wprowadziła się kolejna lokatorka. Była to niska dziewczyna o krótkich - sięgających ledwo do ucha - blond włosach i ciemnych oczach. Miała gęste brwi i długie rzęsy co wyglądało dość komicznie, zważywszy na fakt, że jej brwi były niemal czarne, a włosy koloru jasny blond. Nowa współlokatorka miała pokaźny biust, który już teraz zdawał się być nieco obwisłym oraz wyraźne wcięcie w talii. Bądź też zwyczajnie była szeroka w biodrach - Tamara nie wiedziała, która z tych wersji jest poprawna.

- Jestem Karolina Andrea Averescu - przedstawiła się.

            Wydawała się całkiem miła, a do tego przywiozła ze sobą wiele książek do ich - do tej pory wciąż pustej - biblioteczki. Karolina Andrea pochodziła z Ploestihal tj. dużego miasta przy samej granicy z Księstwem Srebrnej Armii. 

            Koleżanki zabrały pannę Averescu na śniadanie.  Po drodze Tamara zdała sobie sprawę, że dopiero dzisiaj w dużym budynku robi się tłoczno. Masa młodych kobiet i odrobina chłopaków pędziła w każdą możliwą stronę.

- Nie wiedziałam, że aż tyle nas tu będzie - rzekła Karolina.
- A ja, że już nas tyle - przytknęła Tamao choatycznie.
- A dopiero popołudniu zaczynamy - zauważyła Ela.

            W końcu udało im się przedrzeć przez korytarz, co wcale nie było łatwe. Przechodząc przez dziki tłum studentów każda z nich - pewnie jak wiele innych dziewcząt tego dnia - została klepnięta albo podszczypnięta w tyłeczek. Nieprzyzwyczajone do takich gestów Tamara i Karolina zaczęły na swój sposób okazywać obrzydzenie i zniesmaczenie. Natomiast Ela szła nonszalancko dalej i za nic miała to ilu facetów lub dziewczyn - przypadkiem rzecz jasna - dotknie jej pupy. Ostatecznie dotarły do wrót jadalni. Blondynka otworzyła je i weszły.

            Wewnątrz większość ław była już zajęta w mniej więcej połowie. Dziewczyny postanowiły przyspieszyć swoje ruchy i migiem zabrały się za nakładanie jedzenia. Potem równie szybko udały się do stołów. Ela wybrała im miejsca w zatłoczonej części stołu. Usiadły i zabrały się za jedzenie, w między czasie poznając innych ludzi przy stole. Blondynka z dużym czołem na przeciwko Eli nazywała się Anna i pochodziła z Nowej Kopenhagi w Skandynawii. Po jej bokach siedziały ładnie opalone, ciemnookie, siostry, wyspiarki z Portu Rumowego o pięknych smoliście czarnuch, długich do połowy pleców włosach. Nazywały się Andrea oraz Sophie van Galarescu.

- No, no szlachcianki - rzekła zawadiacko Ela.
- Jakiś problem? - zapytała z oburzeniem Sophie, która zdawała się mieć bardziej wybuchowy temperament od siostry. - Nigdy szlachty nie poznałaś?

            Ela roześmiała się głośno gdy to usłyszała. Również Tamara cicho zachichotała słysząc tak bardzo niesłuszne oskarżenia z ust nowej znajomej.

- Wam co? Ocipiałyście? - dopytywała wyspiarka.
- Odpuść moja droga - odparła Ela - od urodzenia przebywam z szlachciankami, a przez jakiś czas przebywałam na dworze królowej - kontrowała z błyskiem w oku - z resztą Tamara może potwierdzić też tam była.
- Nie zmyślasz? - wtrąciła Anna.
- A czemu bym miała kłamać? - spytała zdziwiona współlokatorka Tamary.

            Siostry van Galarescu spojrzały na nią podejrzliwie. Tym razem, jednak odpowiedziała Andrea i rzeczywiście była o wiele bardziej opanowana i stonowana niż siostra.

- Mogłaś poczuć się dotknięta słowami Sophie - powiedziała dyplomatycznie.
- Nie.
- To na prawdę znacie jej królewską mość? - wtrąciła Karolina.
- Też nam nie wierzyłaś? - skontrowała Ela.

            Tamara dyskretnie stanęła jej na bucie pod stołem. Dziewczyna zrozumiała co przyjaciółka chce jej przekazać. Migiem zmieniła swoją retorykę.

- Tak - poprawiła swoją ostatnią wypowiedź nim ktokolwiek się odezwał - kiedyś ci opowiem coś o naszym pobycie na dworze.

            W tym momencie do stołu dosiedli się pierwsi faceci. Jeden z nich był czarnookim, pryszczatym wyrostkiem, ubranym w barwy rodu van Winescu. Drugi miał urzekające niebieskie oczy i jasne blond włosy.

- Romuald van Winescu, spadkobierca rodu - przestawił się pryszczaty.
- Horia Amarenescu - powiedział z kolei blondyn.

            Kiedy chłopacy usiedli pierwsza odezwała się Sophie, która przedstawiła siebie i siostrę, a potem powiedziała o swoich nowych znajomych:

- A to Ela i Tamara znajome naszej dobrej królowej - wskazała na dziewczyny.
- Zapomniałaś o Karolinie Andrei i Annie - rzuciła szybko szatynka i przedstawiła pozostałe dwie studentki.

            I rozmowa znów zeszła na kontakty Tamao oraz Eli z królową. Tym razem szatynka musiała tłumaczyć pierwszym poznanym przez siebie facetom, iż na prawdę zna królową. Zapewniła też - co powoli stawało się tradycjom - że opowie chłopakom kiedyś jakąś historię z dworu Joanny i Marca I.

- Co będziecie studiować? - zapytał Romuald, kiedy wyczerpali poprzedni temat.

            Sophie i Ela zabrały głos jednocześnie. Skutkiem czego nikt nie zrozumiał co obie chciały powiedzieć. Dziewczyny spiorunowały się wzrokiem. Nie trudno było zgadnąć, że nie przypadły sobie do gustu i w najbliższej przyszłości będą się raczej unikać.

- Zamierzamy z siostrą zostać zarządczyniami - oświadczyła Andrea.
- To tak jak Romek - wtrącił Horia.

            Ela błyskawicznie obrzuciła wzrokiem blondyna. Tamara bez problemów domyśliła się, że jej przyjaciółka z chęcią poznałaby bliżej chłopaka. Niestety wyglądało na to, że Sophie ma podobną ochotę.

- To świetnie - powiedziała panna van Galarescu - mieszkacie razem? Będziemy mogły się razem z wami uczyć.
- Tak - odparło szlachciątko.
- Co tak? - dopytała Karolina Andrea.
- Mieszkamy razem i możecie wpadać do nas - odparł Amarenscu.
- One też? - zakpiła Sophie.

            Chłopacy się roześmiali, lecz Eli i Karolinie nie było do śmiechu. Tamara nie udzielała się zbytnio w tej rozmowie. Jej wrodzona skrytość dawała o sobie znać, a konfrontacja między szatynką, a wyspiarką.

- Ale ty studiujesz coś innego - rzekła cicho do blondyna.
- Tak - zgodził się chłopak - zamierzam być nawigatorem.

            Wyraz twarzy Eli zdradzał oznaki tryumfu szlachcianką. Ta z kolei nie dowierzała.
- Czym się zajmuje nawigator? - spytała słodko mrużąc oczka.
- Kursem statku podczas rejsu - odparł lakonicznie - a ty Ela co będziesz robić? - zwrócił się do szatynki, a ta omal nie wykonała dzikiego tańca radości. Ograniczyła się do wywrócenia oczami i miny w stylu "to nie moja wina, że jestem taka boska" oraz uściśnięcia pod stołem Tamary.
- Ja będę studiować medycynę - oznajmiła z dumą.

            Tamara omal nie parsknęła śmiechem słysząc te słowa. Z całej siły woli powstrzymywała się przed wybuchem śmiechu. Jeszcze wczoraj Ela zapewniała ją, że też zamierza zostać wychowawczynią, a potem pracować jako wychowawczyni dzieci Wiktorii albo nawet królewskiej pary. Widać, że chęć zaimponowania chłopakowi okazała się silniejsza od rozsądku dziewczyny. Po minie wszystkich widać było, że zaimponowała w nowemu otoczeniu.

- Wiesz jak mało kobiet pracuje jako medyczki? - spytał Romulad.
- Taaa - żachnęła się Elka od niechenia.
- Masz ambicję dziewczyno - oświadczył blondyn, a szatynka odpowiedziała na to najpiękniejszym uśmiechem na jaki udało się jej zdobyć.
- Ja będę się uczyć na nauczycielkę - poinformowała wszystkich Karolina i czar szatynki prysł.

            Gromada studenciaków znów pogrążyła się w dyskusji tym razem na temat zawodu blondynki. Nie spodobało się to Eli, natomiast Sophie z całych sił starała się odciągnąć uwagę Horii od wymarzonego zawodu rywalki. Wreszcie przyszła pora na Tamao.

- A co z tobą? - spytała Andrea.
- Wychowawczyni - odparła lakonicznie i cicho.
- No to masz przyszłość przed sobą i karierę - oświadczyła Karolina.
- Moje dzieci możesz wychować nawet bez papierka - zapewnił Romek.
- Masz dzieci? Ile masz właściwie lat? Matka też studiuje?- Ela zasypała go gradem pytań.

            Chłopak zaczerwienił się niemal tak jak jego pryszcze. Z udręki udzielenia odpowiedzi wybawił go współlokator.

- Miał na myśli dzieci, które mu się kiedyś urodzą.
- Aha. Przepraszam - odrzekła szatynka z głupią miną. Tym razem to Sophie tryumfowała.
- Musimy już spadać - wyratowała ją blondynka zmieniając temat - bo nie zdążymy się wyrobić na rozpoczęcie roku akademickiego!

            Wszystkie niewiasty jak jeden mąż zerwały się od stołu i rzucając krótkie "Do zobaczenia" zerwały się do swoich pokoi. Były tak pogrążone rozmową, że nawet nie zauważyły, kiedy stołówka opustoszała niemal zupełnie.

- Kobiety - skwitował krótko ich zachowanie Romuald.

            Studentki udały się migiem do swojego pokoju. Tam omal nie pobiły się o to, która pierwsza wchodzi do łazienki - co zrozumiałe wygrała Ela i to ona pierwsza okupowała łazienkę.

- Co ubierzesz? - spytała młodszą koleżankę Karola.
- Sukienkę.
- To wiem - odparł blondynka przyglądając się intensywnie współlokatorce - słyszałaś, że mają nam wprowadzić mundurki.
- Co proszę? - zdziwiła się Tamara.
- Mundurki.

            Wkrótce Elka opuściła łazienkę i wpuściła tam Karolinę. Tamara w tym czasie ubrała już swoją nową kieckę. Była idealnie dobrana do jej sylwetki i dziewczyna czuła się w niej wyjątkowo dobrze. Trudno było zidentyfikować jej kolor, ale Ela określała go jako dojrzałą brzoskwinię późnym latem. Niebawem również szatynka była ubrana do wyjścia. Na rozpoczęcie roku akademickiego zdecydowała się założyć prostą, czarną sukienkę.

- No to możemy ruszać - zadecydowała Karola Andrea, kiedy również i ona była już uszykowana do wyjścia.

            Dziewczyna ubrała nie mającą ramiączek fioletową kreację, sięgającą jej kolan i zakończoną falbankami. Do tego dobrała czarne buty i rajstopy w tym samym kolorze.

            Koleżanki ruszyły w długą wędrówkę na czwarte piętro, gdzie znajdowała się aula. Było to ogromne pomieszczenie wewnątrz, którego ustawiono rzędami ławki mogące pomieścić trzysta osób. Jedną ze ścian - tą za biurkiem wykładowcy - w całości pokrywała tablica. Kiedy Tamao i spółka przekroczyły próg auli wewnątrz znajdowało się nieliczne grono studentów.

- Fajny był ten chłopak na schodach na trzecie piętro, nie? - mówiła w typowy dla siebie sposób szatynka.
- Nooo, ale ten z korytarza na drugim był bardziej umięśniony - odpowiedziała jej blondynka z równym zapałem.

            W ten o to sposób wywiązała się dyskusja podczas, której obie koleżanki zasypywały się masą argumentów - typu "ale tamten miał bardziej okrągłe oczy i prostsze ręce" - na temat urody obu panów.

            Z upływem czasu aula wypełniała się coraz bardziej. Ela stwierdziła, że następnym razem nie będzie się tak spieszyć skoro wszyscy, łącznie z gronem pedagogicznym się spóźnia. Niebawem nie było już wolnych miejsc i kilka osób musiała stanąć pod ścianą. Wreszcie weszła też kadra profesorka. Przewodniczył jej starszy pan, któremu siwe włosy zdążyły już niemal kompletnie wypaść. Ubrany był w charakterystyczny czerwony strój, a na głowie nosił ozdobny czerwono- złocisty dekiel. Za nim szło dwoje mężczyzn w tym samym wieku i o podobnym ubiorze. Jedyną różnicą był dekiel, który u obu profesorów był zupełnie czerwony. Za nimi znajdowała się reszta akademickiej elity. Stanowiło ją kilkunastu siwych mężczyzn, dwóch około czterdziestki, jedna stara kobieta oraz cztery kobiety około czterdziestki. Na samym końcu szła bardzo młoda i atrakcyjna kobieta, którą Tamara początkowo wzięła za studentkę. Jednak młoda panna profesor również ubrana była w togę, w którą na tę uroczystość odziały się każdy z profesorów. Jednak tylko pierwsza trójka miała dekiel.

            Grono pedagogiczne zajęła miejsca za stołem prezydialnym, znajdującym się pod tablicą. Stół był bardzo długi i rozciągał się przez całą szerokość sali. Tamara naliczyła przy nim 25 miejsc i krzeseł.

- No to mamy mało facetów... - zasmuciła się Karolina.
- Żaden problem jeśli będą dobrej jakości - spuentowała Ela.

            Dalszą rozmowę przerwał im mężczyzna w czerwono- złotym deklu. Stał za stołem prezydialnym i podpierał się na sosnowej lasce. Przed nim leżało kilka stron notatek.
- Proszę o ciszę - przemówił niezbyt silnym głosem.
 - CISZA! - ryknął jeden z młodszych wykładowców.


            Sala zamilkła. Część kobiecej publiki zerknęła z zainteresowaniem na profesora. Miał ładną, gładką twarz, z lekkim - najwyżej dwudniowym - zarostem. Wodził po sali jasnymi, nieco zielonawymi oczami, na których błyszczały delikatne złotawe cętki. Jednak nie to było jego największym atutem. Profesor był jednym z pierwszych mężczyzn w Rumlandii, u których Tamara widziała długie włosy. Sięgały mu one do barków i odznaczały się delikatnym połyskiem. 

- Tak lepiej - pochwalił zgromadzonych.
- Jeśli łaska rozpoczniemy - powiedział do niego starszy wykładowca.
- Witam was drodzy studenci i jeszcze droższe studentki - rzekł staruszek podpierający się na lasce - nazywam się Bogdan Chmielescu i jestem waszym rektorem. Obok mnie siedzą moi zastępcy. Profesorowie van Dorianescu oraz Lita. Tegoroczny rok akademicki będzie pierwszym dla naszej uczelni. Jeszcze nie wszystko jest gotowe, ale wkrótce dzięki wysiłkom naszej miłosiernej pary królewskiej będzie - opowiadał poważnym tonem - co do najważniejszych rzeczy na sam początek... - tu zrobił przerwę na oddech. - Jak wiecie lub nie, ale już się dowiadujecie, na zajęcia musicie chodzić ubrane i ubrani w mundurki. Mundurki będą do odebrania dziś po końcu naszej uroczystości oraz jutro przez cały dzień. Niemniej bez mundurka nie zostaniecie wpuszczeni na zajęcia. Mimo tego radzę nie udawać się do naszych drogich woźnych już teraz, hurtowo po moim wystąpieniu. Po budynku akademika, w którym obecnie przebywamy możecie chodzić ubrane jak tylko chcecie - zakończył wywód o modzie na uczelni. - O reszcie spraw opowie państwu profesor Lita.

            Za stołem prezydialnym stanął jeden z zastępców rektora. Również był stary i siwy, jednakże nie podpierał się na lasce przez co wydawał się choć trochę młodszy od swojego szefa.

- Nie będę przynudzał państwu o zasadach na uczelni - zaczął żywym tonem, a jego słowa wzbudziły entuzjazm publiki - bowiem o tym nasłuchają się państwo jutro, pojutrze i przez kilka kolejnych dni. Opowiem o co ważniejszych regułach na terenie akademiku. Najpierw, jednak muszę wspomnieć, że na tablicy ogłoszeń na parterze znajduje się plan zajęć dla wydziałów kobiecych, a na ostatnim dla panów. Kierunki mieszane znajdują się i tu i tam.

            Tamara słuchała w skupieniu słów profesorów, czego nie można było rzec o jej współlokatorkach. Ela cały czas rozglądała się po auli w poszukiwaniu - pewnie mężczyzn - ale zapewniała, że przygląda się dekoracjom, których niemal nie było w sali... Karolina, natomiast przysypiała już odkąd zaczęło się wystąpienie rektora.

- ... cisza nocna rozpoczyna się dwie godziny przed północą - ciągnął tymczasem profesor - jeśli ktoś zostanie po tej godzinie złapany na korytarzu lub nie dajcie bogowie w innym pokoju niż swój to zostanie surowo ukarany. Pamiętajcie moi państwo, że porządku na terenie uczelni i akademiku strzec będzie jedna z chorągwi Armii Rumlandzkiej. Z służącymi w niej panami nie ma żartów i żadne słodkie, zalotne uśmiechy nie pomogą moje panny - zakończył wesoło czym wywołał powszechną salwę śmiechu.

            Studenci śmiali się tak głośno, że Karolina obudziła się. Rozejrzała się nie zbyt przytomnie po sali i ponownie zamknęła oczy. Eli w tym czasie znudziło się rozglądanie po sali i zaczęła opowiadać Tamarze o ludziach, których ujrzała. Ta ostatnia chcąc, nie chcąc musiała wysłuchiwać opowieści koleżanki. Nie usłyszała przez to reszty przemówienia profesora, po którym wypowiedziała się jeszcze jedna z profesorek.

- Idziemy - Tamara stuknęła blond włosom koleżankę w ramię, kiedy spotkanie się zakończyło.
- Dokąd? - spytała tępo Karola.
- My do pokoju, a Ela po mundurek - odpowiedziała Tamao.
- A czemu my nie?
- Bo teraz będzie w chuj ludzi - wtrąciła szatynka.
- Dlatego my pójdziemy jutro - uzupełniła różowo włosa.
- Dobrze.

            Dziewczyny wyszły w tłumie uczniów. Znowu towarzyszył im niesamowity ścisk, drzwi i korytarze stanowczo były za wąskie. Kolejny raz mogły poczuć na swoim ciele obce kończyny i inne części ciała. Tamara miała nadzieję, że w kolejnych dniach nie będzie musiała w ten sposób podróżować po korytarzach, bo jak wytłumaczyłaby się swojemu adoratorowi, że kilka razy dziennie ktoś obcy dotyka ją po plecach i nie tylko tam?

- Co porabia ten twój chłopak? - z rozmyśleń wybudziła ją Karolina.
- Rufus? On pracuje w stolicy.
- Ale co robi?
- Pomaga na jednym z kramów w centrum miasta.
- No to sporo niżej niż ty, kiedy skończysz studia.
- Jeśli skończę - uściśliła Tamara.
- Na pewno skończysz, z takimi plecami... - wypaliła Karolina.
- Do tego czasu on może zmienić zawód, pracę...
- Taaa, jasne.

            W tym momencie drzwi od pokoju otworzyły się i wkroczyła przez nie Elka. Była ubrana w mundurek. Składały się na niego czerwona spódnica do kolan w czarno-białą kratę, biała koszula z długim rękawem, zakończonym drobną, koronkową falbanką, oraz ciemnoczerwona, ale nie krwista, marynarka. Trzeba było przyznać, że przy drobnej budowie ciała szatynki wyglądała ona w tym stroju bardzo seksownie.

- I jak? - spytała przyjaciółek.
- Ekstra - wypaliła blondynka.

            Tamara zarumieniła się i z uznaniem pokiwała głową. Ela uznała to za wystarczającą aprobatę dla swojego wyglądu.

- Mam do tego jeszcze kilka drobiazgów, które sprawią, że chłopcy zareagują na mnie jeszcze lepiej niż ty złotko - powiedziała do Tamary.

            Ta zaczerwieniła się jeszcze bardziej. Jej twarz przybrała właśnie barwę dojrzałego buraka, kiedy z opresji wybawiła ją Karolina.

- A co z planami?
- Mam je w dupie - żachnęła się Ela.
- No z takimi aspiracjami jakie miałaś wcześniej to ciekawe - odparła blondyna.
- Co?
- Powiedziałaś na stołówce, że medycyna... - wtrąciła Tamara, ale szatynka nie dała jej dokończyć.
- O kurwa!
- Gdzie? - spytała Karolina, patrząc wymownie na spódnicę współlokatorki.
- Weź daj spokój - skarciła ją Ela - jak ja się z tego wymigam?
- To nie idziesz na nią? - dopytywała dziewczyna o dwóch imionach.
- Nie - odpowiedziały równocześnie dziewczyna w mundurku i Tamara, z tym, że ta druga zrobiła to o wiele ciszej.

            Nowa koleżanka zaśmiała się szczerze z głupoty Eli, a tej bynajmniej do śmiechu nie było. Zgromiła towarzyszkę wzrokiem, lecz nic już nie powiedziała na ten temat. W końcu oznajmiła, że idzie się przejść, a wracając spisze dla nich plany.

- Jeszcze raz co ty studiujesz? - spytała Karoli na odchodne.
- Na pewno nie medycynę.
- Bardzo śmieszne. Nie chcesz, to nie - odparła stanowczo Ela i otworzyła drzwi.
- Czekaj! Będą biedniejszą wersją Tamary, nauczycielką.
- Tak lepiej - przyznała szatynka i wyszła.

            Kiedy wróciła? Pewnie po północy, bo kiedy jej współlokatorki kładły się spać o północy jej wciąż nie było...

- Jeszcze nie zaczęła, a już wpadnie w kłopot - zawyrokowała Karolina Andrea.

// Jest to chyba najdłuższy rozdział jaki udało mi się napisać do tej pory, ale cóż... On po prostu nie mógł być krótszy! Tamary nie było w mojej opowieści tak długo, że musiałem - i chciałem - poświęcić jej  więcej miejsca i czasu niż bohaterom, którzy częściej pojawiają się w poszczególnych rozdziałach. Poza tym jak już zacząłem pisać, to trudno było przerwać ten rozdział, chociaż akcji jest w nim niewiele. Do zobaczenia w następnych rozdziałach!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz