Kobiety czasami posuwają się bardzo daleko i poświęcają wiele wysiłku, by zaspokoić pragnienie zemsty.Agatha Christie
Rozdział 18
Akademik
Jesień
nadeszła zupełnie niespodziewanie. Mieszkańcy Amsteresztu nie spodziewali się,
że dotychczasowe temperatury nagle opadną, a zimny wiatr przyniesie ciemne i
ciężkie od kropel deszczu, który się w nich bezustannie gromadził, burzowe
chmury. Liście natychmiastowo zmieniły barwy na żółte, czerwone, rude i
pośrednie między tymi kolorami. Ludzie spacerowali ubrani w stroje, którym
bliżej było do tych noszonych podczas mrozów niż letnich upałów.
Nowe
osiedle przed miastem wypełniało się powoli ludźmi. Wczesnym rankiem zwykle
spotykało się tu tylko robotników, architektów, urzędników królewskich
doglądających budowy lub żołnierzy. Tego dnia było inaczej.
Dwa
miesiące temu królowa Joanna oznajmiła swojej nastoletniej przyjaciółce, że
pierwszego dnia wiosny ruszy edukacja w nowej akademii. Istotnie nauka ruszyła,
chociaż z drobnym opóźnieniem. Powodem chwilowej stagnacji w budowie ośrodka
naukowego była oczywiście pogoda i nieprzewidywalne późnoletnio- jesienne ulewy
oraz dwie burze. Koniec końców kompleks został przygotowany do przyjęcia
uczniów. W pobliżu trwały jeszcze prace przy budynkach ambasad obcych mocarstw.
Tamara
przybyła do centrum akademickiego już dwa dni temu. Akiko Namada załatwiła jej
podwózkę wozem zaprzęgniętym w starego, bezuchego konia pociągowego. Młoda
jechała na pace wraz ze skromnym dobytkiem swojego dotychczasowego życia.
Towarzyszył jej woźnica, który był równie stary jak zwierzak ciągnący ich
pojazd. Okazał się być, jednak bardzo miłym oraz uczynnym człowiekiem i pomógł
dziewczynie zanieść bagaże do akademiku.
Tamara
jako jedna z pierwszych mieszkanek dużego, pięciopiętrowego budynku mogła
wybrać sobie pokój. Obejrzała kilka na parterze i bardzo szybko zdecydowała się
na trzyosobową kwaterę. Wewnątrz były trzy jednoosobowe łóżka, zrobione z
solidnego dębowego drewna. Pomiędzy nimi stały małe stoliki nocne. Na środku
pokoju był duży stół, a przy nim cztery stołki. Pod ścianami znajdowały się
szafy oraz jeszcze pusta biblioteczka. Tamao korzystając z chwilowego braku
współlokatorek zajęła najdogodniejszą dla siebie szafę i rozpakowała się. Potem
udała się do woźnych po pościel. Dostała ją bez trudu.
Następnego
dnia idąc do stołówki - posiłki w akademiku jadano na wspólnej stołówce -
natknęła się na starą znajomą. Na korytarzu mignęły jej ciemne, długie włosy.
Po chwili czupryna pokazała się znowu, a wraz z nią właścicielka.
- Cześć - przywitała się przyjaciółka Wiktorii.
- Hej - odparła Tamara nie pamiętając imienia
dziewczyny. Przyjrzała się za to dokładnie swojej rozmówczyni. Była wyższa od
różowo włosej. Miała małe piesi i zgrabny nosek, a poza tym zdawała się być
raczej przeciętna pod względem urody.
- Jestem Ela - przypomniała szatynka - poznałyśmy
się na imprezie. Pamiętasz?
- Tak - odparła beznamiętnie młodsza, która już
sobie przypomniała co opowiadali służący o orgii jaka odbyła się po jej wyjściu
z imprezy. - Co tu robisz? - zapytała pragnąc zmienić temat.
- To co ty - odrzekła radośnie Elka - będę studiować
i zostanę znaną wychowawczynią.
- To jak ja - ucieszyła się Tamara.
- Słuchaj z chęcią bym pogadała, ale jestem
niemiłosiernie głodna - oznajmiła szatynka - może pogadamy na stołówce?
- Miałam tam iść...
Po
drodze gawędziły wesoło o swojej przyszłej nauce, a w dalszej perspektywie
karierze w wymarzonym zawodzie. Ela nie rozpakowała się jeszcze w swoim pustym
pokoju, a zupełnie jak młodsza koleżanka nie miała jeszcze towarzyszek. Szybko
ustaliły, że po posiłku przeprowadzi się do pokoju Tamao.
Stołówka
była dużym pomieszczeniem. Wewnątrz ustawiono długie, drewniane stoły w trzech
rzędach. Miejsce za nimi zajmowała garstka uczniaków. Na przeciw wejścia
ulokowane były kuchnia i tak zwany szwedzki bufet. Studentki podchodziły tam i
nakładały sobie na talerze co chciały i ile chciały.
Tamara
nakładła sobie po trochu kilku sałatek, jabłko i pieczywo polane jakimś ciemnym
sosem. Do tego dzban soku z jagód i mogła udać się do jednej z ław. Po
kilkudziesięciu sekundach dołączyła do niej Ela. Szatynka posilała się pieczoną
jagnięciną, częścią wybranych przez Tamarę sałatek oraz pieczywem z chudym,
białym serem. Popijała słodkim, czerwonym winem. Dziewczyny usiadły z dala od
reszty ludzi. Był to pomysł introwertycznej różowowłosej, ale przypadł do gustu
Eli, która chciała się poprzyglądać swoim przyszłym towarzyszom nauki i nie
tylko jej...
- Ten jest niezły, nie? - zagadnęła po raz enty do
Tamary wskazując na jednego z młodzieńców. W całej akademii miało być ich o
wiele mniej niż dziewczyn, gdyż studenci zwykle wysyłani byli na uniwersytet w
pobliżu Norfdamu.
- Taaa - odparła młodsza, nawet nie spoglądając na
chłopaka.
- Mrrrr - zamruczała na widok innego chłopaka
szatynka - coś czuję, że to będzie mój czas w tym roku akademickim -
prorokowała z entuzjazmem.
- Na bank.
Wychodząc
z sali Ela śliniła się jeszcze na kilku studentów. Ze stołówki udały się prosto
do pokoju, gdzie swoje rzeczy pozostawiła szatynka. Było to tylko piętro wyżej
niż znajdowały się stołówka i pokój Tamary. Przy pomocy Tamao zabrała je do
pokoju tej ostatniej. Z rozpakowywaniem uporały się błyskawicznie.
Dziś
rano do pokoju wprowadziła się kolejna lokatorka. Była to niska dziewczyna o
krótkich - sięgających ledwo do ucha - blond włosach i ciemnych oczach. Miała
gęste brwi i długie rzęsy co wyglądało dość komicznie, zważywszy na fakt, że
jej brwi były niemal czarne, a włosy koloru jasny blond. Nowa współlokatorka
miała pokaźny biust, który już teraz zdawał się być nieco obwisłym oraz wyraźne
wcięcie w talii. Bądź też zwyczajnie była szeroka w biodrach - Tamara nie
wiedziała, która z tych wersji jest poprawna.
- Jestem Karolina Andrea Averescu - przedstawiła
się.
Wydawała
się całkiem miła, a do tego przywiozła ze sobą wiele książek do ich - do tej
pory wciąż pustej - biblioteczki. Karolina Andrea pochodziła z Ploestihal tj.
dużego miasta przy samej granicy z Księstwem Srebrnej Armii.
Koleżanki
zabrały pannę Averescu na śniadanie. Po
drodze Tamara zdała sobie sprawę, że dopiero dzisiaj w dużym budynku robi się
tłoczno. Masa młodych kobiet i odrobina chłopaków pędziła w każdą możliwą
stronę.
- Nie wiedziałam, że aż tyle nas tu będzie - rzekła
Karolina.
- A ja, że już nas tyle - przytknęła Tamao
choatycznie.
- A dopiero popołudniu zaczynamy - zauważyła Ela.
W
końcu udało im się przedrzeć przez korytarz, co wcale nie było łatwe.
Przechodząc przez dziki tłum studentów każda z nich - pewnie jak wiele innych
dziewcząt tego dnia - została klepnięta albo podszczypnięta w tyłeczek.
Nieprzyzwyczajone do takich gestów Tamara i Karolina zaczęły na swój sposób
okazywać obrzydzenie i zniesmaczenie. Natomiast Ela szła nonszalancko dalej i
za nic miała to ilu facetów lub dziewczyn - przypadkiem rzecz jasna - dotknie
jej pupy. Ostatecznie dotarły do wrót jadalni. Blondynka otworzyła je i weszły.
Wewnątrz
większość ław była już zajęta w mniej więcej połowie. Dziewczyny postanowiły
przyspieszyć swoje ruchy i migiem zabrały się za nakładanie jedzenia. Potem
równie szybko udały się do stołów. Ela wybrała im miejsca w zatłoczonej części
stołu. Usiadły i zabrały się za jedzenie, w między czasie poznając innych ludzi
przy stole. Blondynka z dużym czołem na przeciwko Eli nazywała się Anna i
pochodziła z Nowej Kopenhagi w Skandynawii. Po jej bokach siedziały ładnie
opalone, ciemnookie, siostry, wyspiarki z Portu Rumowego o pięknych smoliście
czarnuch, długich do połowy pleców włosach. Nazywały się Andrea oraz Sophie van
Galarescu.
- No, no szlachcianki - rzekła zawadiacko Ela.
- Jakiś problem? - zapytała z oburzeniem Sophie,
która zdawała się mieć bardziej wybuchowy temperament od siostry. - Nigdy
szlachty nie poznałaś?
Ela
roześmiała się głośno gdy to usłyszała. Również Tamara cicho zachichotała
słysząc tak bardzo niesłuszne oskarżenia z ust nowej znajomej.
- Wam co? Ocipiałyście? - dopytywała wyspiarka.
- Odpuść moja droga - odparła Ela - od urodzenia
przebywam z szlachciankami, a przez jakiś czas przebywałam na dworze królowej -
kontrowała z błyskiem w oku - z resztą Tamara może potwierdzić też tam była.
- Nie zmyślasz? - wtrąciła Anna.
- A czemu bym miała kłamać? - spytała zdziwiona
współlokatorka Tamary.
Siostry
van Galarescu spojrzały na nią podejrzliwie. Tym razem, jednak odpowiedziała
Andrea i rzeczywiście była o wiele bardziej opanowana i stonowana niż siostra.
- Mogłaś poczuć się dotknięta słowami Sophie -
powiedziała dyplomatycznie.
- Nie.
- To na prawdę znacie jej królewską mość? - wtrąciła
Karolina.
- Też nam nie wierzyłaś? - skontrowała Ela.
Tamara
dyskretnie stanęła jej na bucie pod stołem. Dziewczyna zrozumiała co
przyjaciółka chce jej przekazać. Migiem zmieniła swoją retorykę.
- Tak - poprawiła swoją ostatnią wypowiedź nim
ktokolwiek się odezwał - kiedyś ci opowiem coś o naszym pobycie na dworze.
W
tym momencie do stołu dosiedli się pierwsi faceci. Jeden z nich był czarnookim,
pryszczatym wyrostkiem, ubranym w barwy rodu van Winescu. Drugi miał urzekające
niebieskie oczy i jasne blond włosy.
- Romuald van Winescu, spadkobierca rodu -
przestawił się pryszczaty.
- Horia Amarenescu - powiedział z kolei blondyn.
Kiedy
chłopacy usiedli pierwsza odezwała się Sophie, która przedstawiła siebie i
siostrę, a potem powiedziała o swoich nowych znajomych:
- A to Ela i Tamara znajome naszej dobrej królowej -
wskazała na dziewczyny.
- Zapomniałaś o Karolinie Andrei i Annie - rzuciła
szybko szatynka i przedstawiła pozostałe dwie studentki.
I
rozmowa znów zeszła na kontakty Tamao oraz Eli z królową. Tym razem szatynka
musiała tłumaczyć pierwszym poznanym przez siebie facetom, iż na prawdę zna
królową. Zapewniła też - co powoli stawało się tradycjom - że opowie chłopakom
kiedyś jakąś historię z dworu Joanny i Marca I.
- Co będziecie studiować? - zapytał Romuald, kiedy
wyczerpali poprzedni temat.
Sophie
i Ela zabrały głos jednocześnie. Skutkiem czego nikt nie zrozumiał co obie
chciały powiedzieć. Dziewczyny spiorunowały się wzrokiem. Nie trudno było
zgadnąć, że nie przypadły sobie do gustu i w najbliższej przyszłości będą się
raczej unikać.
- Zamierzamy z siostrą zostać zarządczyniami -
oświadczyła Andrea.
- To tak jak Romek - wtrącił Horia.
Ela
błyskawicznie obrzuciła wzrokiem blondyna. Tamara bez problemów domyśliła się,
że jej przyjaciółka z chęcią poznałaby bliżej chłopaka. Niestety wyglądało na
to, że Sophie ma podobną ochotę.
- To świetnie - powiedziała panna van Galarescu -
mieszkacie razem? Będziemy mogły się razem z wami uczyć.
- Tak - odparło szlachciątko.
- Co tak? - dopytała Karolina Andrea.
- Mieszkamy razem i możecie wpadać do nas - odparł
Amarenscu.
- One też? - zakpiła Sophie.
Chłopacy
się roześmiali, lecz Eli i Karolinie nie było do śmiechu. Tamara nie udzielała
się zbytnio w tej rozmowie. Jej wrodzona skrytość dawała o sobie znać, a
konfrontacja między szatynką, a wyspiarką.
- Ale ty studiujesz coś innego - rzekła cicho do
blondyna.
- Tak - zgodził się chłopak - zamierzam być
nawigatorem.
Wyraz
twarzy Eli zdradzał oznaki tryumfu szlachcianką. Ta z kolei nie dowierzała.
- Czym się zajmuje nawigator? - spytała słodko
mrużąc oczka.
- Kursem statku podczas rejsu - odparł lakonicznie -
a ty Ela co będziesz robić? - zwrócił się do szatynki, a ta omal nie wykonała
dzikiego tańca radości. Ograniczyła się do wywrócenia oczami i miny w stylu
"to nie moja wina, że jestem taka boska" oraz uściśnięcia pod stołem Tamary.
- Ja będę studiować medycynę - oznajmiła z dumą.
Tamara
omal nie parsknęła śmiechem słysząc te słowa. Z całej siły woli powstrzymywała
się przed wybuchem śmiechu. Jeszcze wczoraj Ela zapewniała ją, że też zamierza
zostać wychowawczynią, a potem pracować jako wychowawczyni dzieci Wiktorii albo
nawet królewskiej pary. Widać, że chęć zaimponowania chłopakowi okazała się
silniejsza od rozsądku dziewczyny. Po minie wszystkich widać było, że
zaimponowała w nowemu otoczeniu.
- Wiesz jak mało kobiet pracuje jako medyczki? -
spytał Romulad.
- Taaa - żachnęła się Elka od niechenia.
- Masz ambicję dziewczyno - oświadczył blondyn, a
szatynka odpowiedziała na to najpiękniejszym uśmiechem na jaki udało się jej
zdobyć.
- Ja będę się uczyć na nauczycielkę - poinformowała
wszystkich Karolina i czar szatynki prysł.
Gromada
studenciaków znów pogrążyła się w dyskusji tym razem na temat zawodu blondynki.
Nie spodobało się to Eli, natomiast Sophie z całych sił starała się odciągnąć
uwagę Horii od wymarzonego zawodu rywalki. Wreszcie przyszła pora na Tamao.
- A co z tobą? - spytała Andrea.
- Wychowawczyni - odparła lakonicznie i cicho.
- No to masz przyszłość przed sobą i karierę -
oświadczyła Karolina.
- Moje dzieci możesz wychować nawet bez papierka -
zapewnił Romek.
- Masz dzieci? Ile masz właściwie lat? Matka też
studiuje?- Ela zasypała go gradem pytań.
Chłopak
zaczerwienił się niemal tak jak jego pryszcze. Z udręki udzielenia odpowiedzi
wybawił go współlokator.
- Miał na myśli dzieci, które mu się kiedyś urodzą.
- Aha. Przepraszam - odrzekła szatynka z głupią
miną. Tym razem to Sophie tryumfowała.
- Musimy już spadać - wyratowała ją blondynka
zmieniając temat - bo nie zdążymy się wyrobić na rozpoczęcie roku
akademickiego!
Wszystkie
niewiasty jak jeden mąż zerwały się od stołu i rzucając krótkie "Do
zobaczenia" zerwały się do swoich pokoi. Były tak pogrążone rozmową, że
nawet nie zauważyły, kiedy stołówka opustoszała niemal zupełnie.
- Kobiety - skwitował krótko ich zachowanie Romuald.
Studentki
udały się migiem do swojego pokoju. Tam omal nie pobiły się o to, która
pierwsza wchodzi do łazienki - co zrozumiałe wygrała Ela i to ona pierwsza
okupowała łazienkę.
- Co ubierzesz? - spytała młodszą koleżankę Karola.
- Sukienkę.
- To wiem - odparł blondynka przyglądając się intensywnie
współlokatorce - słyszałaś, że mają nam wprowadzić mundurki.
- Co proszę? - zdziwiła się Tamara.
- Mundurki.
Wkrótce
Elka opuściła łazienkę i wpuściła tam Karolinę. Tamara w tym czasie ubrała już
swoją nową kieckę. Była idealnie dobrana do jej sylwetki i dziewczyna czuła się
w niej wyjątkowo dobrze. Trudno było zidentyfikować jej kolor, ale Ela
określała go jako dojrzałą brzoskwinię późnym latem. Niebawem również szatynka
była ubrana do wyjścia. Na rozpoczęcie roku akademickiego zdecydowała się założyć
prostą, czarną sukienkę.
- No to możemy ruszać - zadecydowała Karola Andrea,
kiedy również i ona była już uszykowana do wyjścia.
Dziewczyna
ubrała nie mającą ramiączek fioletową kreację, sięgającą jej kolan i zakończoną
falbankami. Do tego dobrała czarne buty i rajstopy w tym samym kolorze.
Koleżanki
ruszyły w długą wędrówkę na czwarte piętro, gdzie znajdowała się aula. Było to
ogromne pomieszczenie wewnątrz, którego ustawiono rzędami ławki mogące
pomieścić trzysta osób. Jedną ze ścian - tą za biurkiem wykładowcy - w całości
pokrywała tablica. Kiedy Tamao i spółka przekroczyły próg auli wewnątrz
znajdowało się nieliczne grono studentów.
- Fajny był ten chłopak na schodach na trzecie
piętro, nie? - mówiła w typowy dla siebie sposób szatynka.
- Nooo, ale ten z korytarza na drugim był bardziej
umięśniony - odpowiedziała jej blondynka z równym zapałem.
W
ten o to sposób wywiązała się dyskusja podczas, której obie koleżanki
zasypywały się masą argumentów - typu "ale tamten miał bardziej okrągłe
oczy i prostsze ręce" - na temat urody obu panów.
Z
upływem czasu aula wypełniała się coraz bardziej. Ela stwierdziła, że następnym
razem nie będzie się tak spieszyć skoro wszyscy, łącznie z gronem pedagogicznym
się spóźnia. Niebawem nie było już wolnych miejsc i kilka osób musiała stanąć
pod ścianą. Wreszcie weszła też kadra profesorka. Przewodniczył jej starszy
pan, któremu siwe włosy zdążyły już niemal kompletnie wypaść. Ubrany był w
charakterystyczny czerwony strój, a na głowie nosił ozdobny czerwono- złocisty dekiel.
Za nim szło dwoje mężczyzn w tym samym wieku i o podobnym ubiorze. Jedyną
różnicą był dekiel, który u obu profesorów był zupełnie czerwony. Za nimi
znajdowała się reszta akademickiej elity. Stanowiło ją kilkunastu siwych
mężczyzn, dwóch około czterdziestki, jedna stara kobieta oraz cztery kobiety
około czterdziestki. Na samym końcu szła bardzo młoda i atrakcyjna kobieta,
którą Tamara początkowo wzięła za studentkę. Jednak młoda panna profesor
również ubrana była w togę, w którą na tę uroczystość odziały się każdy z
profesorów. Jednak tylko pierwsza trójka miała dekiel.
Grono
pedagogiczne zajęła miejsca za stołem prezydialnym, znajdującym się pod
tablicą. Stół był bardzo długi i rozciągał się przez całą szerokość sali.
Tamara naliczyła przy nim 25 miejsc i krzeseł.
- No to mamy mało facetów... - zasmuciła się
Karolina.
- Żaden problem jeśli będą dobrej jakości -
spuentowała Ela.
Dalszą
rozmowę przerwał im mężczyzna w czerwono- złotym deklu. Stał za stołem
prezydialnym i podpierał się na sosnowej lasce. Przed nim leżało kilka stron
notatek.
- Proszę o ciszę - przemówił niezbyt silnym głosem.
- CISZA! - ryknął jeden z młodszych wykładowców.
Sala
zamilkła. Część kobiecej publiki zerknęła z zainteresowaniem na profesora. Miał
ładną, gładką twarz, z lekkim - najwyżej dwudniowym - zarostem. Wodził po sali
jasnymi, nieco zielonawymi oczami, na których błyszczały delikatne złotawe
cętki. Jednak nie to było jego największym atutem. Profesor był jednym z
pierwszych mężczyzn w Rumlandii, u których Tamara widziała długie włosy.
Sięgały mu one do barków i odznaczały się delikatnym połyskiem.
- Tak lepiej - pochwalił zgromadzonych.
- Jeśli łaska rozpoczniemy - powiedział do niego
starszy wykładowca.
- Witam was drodzy studenci i jeszcze droższe
studentki - rzekł staruszek podpierający się na lasce - nazywam się Bogdan
Chmielescu i jestem waszym rektorem. Obok mnie siedzą moi zastępcy.
Profesorowie van Dorianescu oraz Lita. Tegoroczny rok akademicki będzie
pierwszym dla naszej uczelni. Jeszcze nie wszystko jest gotowe, ale wkrótce
dzięki wysiłkom naszej miłosiernej pary królewskiej będzie - opowiadał poważnym
tonem - co do najważniejszych rzeczy na sam początek... - tu zrobił przerwę na
oddech. - Jak wiecie lub nie, ale już się dowiadujecie, na zajęcia musicie
chodzić ubrane i ubrani w mundurki. Mundurki będą do odebrania dziś po końcu
naszej uroczystości oraz jutro przez cały dzień. Niemniej bez mundurka nie
zostaniecie wpuszczeni na zajęcia. Mimo tego radzę nie udawać się do naszych
drogich woźnych już teraz, hurtowo po moim wystąpieniu. Po budynku akademika, w
którym obecnie przebywamy możecie chodzić ubrane jak tylko chcecie - zakończył
wywód o modzie na uczelni. - O reszcie spraw opowie państwu profesor Lita.
Za
stołem prezydialnym stanął jeden z zastępców rektora. Również był stary i siwy,
jednakże nie podpierał się na lasce przez co wydawał się choć trochę młodszy od
swojego szefa.
- Nie będę przynudzał państwu o zasadach na uczelni
- zaczął żywym tonem, a jego słowa wzbudziły entuzjazm publiki - bowiem o tym
nasłuchają się państwo jutro, pojutrze i przez kilka kolejnych dni. Opowiem o
co ważniejszych regułach na terenie akademiku. Najpierw, jednak muszę
wspomnieć, że na tablicy ogłoszeń na parterze znajduje się plan zajęć dla
wydziałów kobiecych, a na ostatnim dla panów. Kierunki mieszane znajdują się i
tu i tam.
Tamara
słuchała w skupieniu słów profesorów, czego nie można było rzec o jej
współlokatorkach. Ela cały czas rozglądała się po auli w poszukiwaniu - pewnie
mężczyzn - ale zapewniała, że przygląda się dekoracjom, których niemal nie było
w sali... Karolina, natomiast przysypiała już odkąd zaczęło się wystąpienie
rektora.
- ... cisza nocna rozpoczyna się dwie godziny przed
północą - ciągnął tymczasem profesor - jeśli ktoś zostanie po tej godzinie
złapany na korytarzu lub nie dajcie bogowie w innym pokoju niż swój to zostanie
surowo ukarany. Pamiętajcie moi państwo, że porządku na terenie uczelni i
akademiku strzec będzie jedna z chorągwi Armii Rumlandzkiej. Z służącymi w niej
panami nie ma żartów i żadne słodkie, zalotne uśmiechy nie pomogą moje panny -
zakończył wesoło czym wywołał powszechną salwę śmiechu.
Studenci
śmiali się tak głośno, że Karolina obudziła się. Rozejrzała się nie zbyt
przytomnie po sali i ponownie zamknęła oczy. Eli w tym czasie znudziło się
rozglądanie po sali i zaczęła opowiadać Tamarze o ludziach, których ujrzała. Ta
ostatnia chcąc, nie chcąc musiała wysłuchiwać opowieści koleżanki. Nie
usłyszała przez to reszty przemówienia profesora, po którym wypowiedziała się
jeszcze jedna z profesorek.
- Idziemy - Tamara stuknęła blond włosom koleżankę w
ramię, kiedy spotkanie się zakończyło.
- Dokąd? - spytała tępo Karola.
- My do pokoju, a Ela po mundurek - odpowiedziała
Tamao.
- A czemu my nie?
- Bo teraz będzie w chuj ludzi - wtrąciła szatynka.
- Dlatego my pójdziemy jutro - uzupełniła różowo
włosa.
- Dobrze.
Dziewczyny
wyszły w tłumie uczniów. Znowu towarzyszył im niesamowity ścisk, drzwi i
korytarze stanowczo były za wąskie. Kolejny raz mogły poczuć na swoim ciele
obce kończyny i inne części ciała. Tamara miała nadzieję, że w kolejnych dniach
nie będzie musiała w ten sposób podróżować po korytarzach, bo jak
wytłumaczyłaby się swojemu adoratorowi, że kilka razy dziennie ktoś obcy dotyka
ją po plecach i nie tylko tam?
- Co porabia ten twój chłopak? - z rozmyśleń
wybudziła ją Karolina.
- Rufus? On pracuje w stolicy.
- Ale co robi?
- Pomaga na jednym z kramów w centrum miasta.
- No to sporo niżej niż ty, kiedy skończysz studia.
- Jeśli skończę - uściśliła Tamara.
- Na pewno skończysz, z takimi plecami... - wypaliła
Karolina.
- Do tego czasu on może zmienić zawód, pracę...
- Taaa, jasne.
W
tym momencie drzwi od pokoju otworzyły się i wkroczyła przez nie Elka. Była
ubrana w mundurek. Składały się na niego czerwona spódnica do kolan w
czarno-białą kratę, biała koszula z długim rękawem, zakończonym drobną,
koronkową falbanką, oraz ciemnoczerwona, ale nie krwista, marynarka. Trzeba
było przyznać, że przy drobnej budowie ciała szatynki wyglądała ona w tym
stroju bardzo seksownie.
- I jak? - spytała przyjaciółek.
- Ekstra - wypaliła blondynka.
Tamara
zarumieniła się i z uznaniem pokiwała głową. Ela uznała to za wystarczającą
aprobatę dla swojego wyglądu.
- Mam do tego jeszcze kilka drobiazgów, które
sprawią, że chłopcy zareagują na mnie jeszcze lepiej niż ty złotko -
powiedziała do Tamary.
Ta
zaczerwieniła się jeszcze bardziej. Jej twarz przybrała właśnie barwę
dojrzałego buraka, kiedy z opresji wybawiła ją Karolina.
- A co z planami?
- Mam je w dupie - żachnęła się Ela.
- No z takimi aspiracjami jakie miałaś wcześniej to
ciekawe - odparła blondyna.
- Co?
- Powiedziałaś na stołówce, że medycyna... -
wtrąciła Tamara, ale szatynka nie dała jej dokończyć.
- O kurwa!
- Gdzie? - spytała Karolina, patrząc wymownie na spódnicę
współlokatorki.
- Weź daj spokój - skarciła ją Ela - jak ja się z
tego wymigam?
- To nie idziesz na nią? - dopytywała dziewczyna o
dwóch imionach.
- Nie - odpowiedziały równocześnie dziewczyna w
mundurku i Tamara, z tym, że ta druga zrobiła to o wiele ciszej.
Nowa
koleżanka zaśmiała się szczerze z głupoty Eli, a tej bynajmniej do śmiechu nie
było. Zgromiła towarzyszkę wzrokiem, lecz nic już nie powiedziała na ten temat.
W końcu oznajmiła, że idzie się przejść, a wracając spisze dla nich plany.
- Jeszcze raz co ty studiujesz? - spytała Karoli na
odchodne.
- Na pewno nie medycynę.
- Bardzo śmieszne. Nie chcesz, to nie - odparła
stanowczo Ela i otworzyła drzwi.
- Czekaj! Będą biedniejszą wersją Tamary,
nauczycielką.
- Tak lepiej - przyznała szatynka i wyszła.
Kiedy
wróciła? Pewnie po północy, bo kiedy jej współlokatorki kładły się spać o
północy jej wciąż nie było...
- Jeszcze nie zaczęła, a już wpadnie w kłopot -
zawyrokowała Karolina Andrea.
// Jest to chyba najdłuższy rozdział jaki udało mi się napisać do tej pory, ale cóż... On po prostu nie mógł być krótszy! Tamary nie było w mojej opowieści tak długo, że musiałem - i chciałem - poświęcić jej więcej miejsca i czasu niż bohaterom, którzy częściej pojawiają się w poszczególnych rozdziałach. Poza tym jak już zacząłem pisać, to trudno było przerwać ten rozdział, chociaż akcji jest w nim niewiele. Do zobaczenia w następnych rozdziałach!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz