"Miłość jest jak narkotyk"Paulo Coelho
Rozdział
38
Amok
Akiko opuszczała komnatę swojego
dowódcy z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony nienawidziła uciekać. Do dziś
pamiętała jak razem z siostrą i Tamarą musiały wymykać się z Twierdzy Dzikie
Pola. Nieustanne zagrożenie i brak poczucia bezpieczeństwa nie był tym czego
pragnęła. Dlatego też być może podjęli najrozsądniejszą z możliwych decyzji,
tzn. opuścić to miasto tak szybko, jak tylko będzie to możliwe. Wciąż pamiętała
co spotkała jej rodzinę w Ordzie. Gdyby ktoś dał im wcześniej znać co planuje
pułkownik van Nicolescu i zbiegłe książątko możliwe, że wciąż by żyli. Akiko
uznała w końcu, że w takich sytuacjach nie ma dobrych decyzji, istnieje tylko
"mniejsze zło". Len wybrał pozostanie w Norfdamie. To oznaczało jedno
- zabije każdego kto ośmieli się podnieść na nich rękę. W razie gdyby ucierpiał
ktoś dla niego bliski - prawdopodobnie - młody mężczyzna pogrąży się w
rozpaczy. Jeśli coś spotkałoby Nataszę... Namada wolała nawet o tym nie myśleć.
-
Nad czym myślisz? - jej rozważania przerwał głos Estebana.
Mięśniak także nie wyglądał na zbyt
zadowolonego z decyzji swojego zwierzchnika.
-
Nad tym co właśnie zaszło.
-
A co zaszło? - zdziwił się porucznik.
Akiko załamała ręce nad brakami w
dedukcji u swojego kolegi.
-
Len idzie na wojnę.
-
Jest najlepszy! - zaperzył się wierny oficer.
-
To prawda - zgodziła się niechętnie Akiko - i to go zgubi.
Esteban w dalszym ciągu nie rozumiał
co kobieta ma na myśli. Podrapał się nerwowo po głowie. Widać było, że nie chce
skompromitować się do reszty i gorączkowo myśli nad odpowiedzią.
-
Hej - głos Linescu dobiegł do nich gdzieś z dala - wydaliście już rozkazy? -
spytał.
Esteban spojrzał wdzięcznie na
starszego kolegę po fachu. Linescu nie zrozumiał tego spojrzenia. Akiko
spojrzała na niego porozumiewawczo i rzekła:
-
Esteban zaraz to zrobi, prawda?
-
Tak jest! - odpowiedział żołnierz i oddalił się pospiesznie w kierunku
zakwaterowania reszty chorągwi.
Linescu zrównał krok z koleżanką i
nie spiesząc się zapytał:
-
Co mu?
-
Nie rozumie sytuacji w jakiej się znaleźliśmy.
Doświadczony oficer zmarszczył brwi.
Rozejrzał się jakby chciał się upewnić czy nikt ich nie podsłuchuje.
-
Nie mów tego nikomu - zaczął cicho - ale ja... nie zgadzam się z decyzją
kapitana - zakończył nieśmiało.
Akiko dostrzegła, że to chyba
pierwszy przypadek, kiedy najwierniejszy żołnierz nie jest jednomyślny ze swoim
szefem, którego można śmiało nazwać nawet idolem dla porucznika.
-
Też wybrałabym opuścić to miejsce.
Zapadło milczenie.
-
Wino? - zaproponowała w końcu Akiko.
-
Czemu nie - odrzekł Linescu.
Skierowali się po schodach na dół.
-
NIEEEE! - gdzieś za ich plecami pięto wyżej rozległ się rozpaczliwy krzyk.
Akiko spojrzała na Linescu. Widząc
jego oczy zrozumiała, że uważa on tak samo jak ona.
-
Len... - wyszeptała.
-
NIEEEEEE!
Kolejny wrzask zmobilizował ich do
biegu w stronę komnaty kapitana Tao. Zajęło im to niewiele, ale nie zdążyli na
czas. Akiko stanęła jak wryta, kiedy zobaczyła scenę mającą miejsce przed
drzwiami.
Ucięta w łokciu ręka. Obok niej
kusza. Dalej kilka bełtów i reszta zakrwawionego, pozbawionego połowy ręki,
zamaskowanego ciała. Obok kolejne dwa - w barwach rodu van Nordescu. Zdyszany
Len atakujący na oślep kolejnych dwóch halabardników.
-
Co tu się stało? - spytał na głos Linescu.
Len nie odpowiedział. Zamachnął się
właśnie okrutnie znad głowy i rozbił czaszkę kolejnego wartownika. Stęknął
zmęczony, ale musiał już blokować atak drugiego halabardnika. Szczęk broni i
kolejny, kolejny...
-
Sprawdź co z Natką - poleciła porucznikowi Akiko.
Wbiegł do komnaty nad kilkoma
trupami. Z wewnątrz wypływała krew i Akiko łudziła się jeszcze, że należy ona
do innej osoby niż podejrzewała. Zduszony okrzyk wydany przez Linescu pozbawił
ją reszty złudzeń.
-
Len - zwróciła się ku zwierzchnikowi.
Brak reakcji. Kolejny cios zadany
przez złotookiego trafił wreszcie w ofiarę. Co prawda było to zaledwie
draśnięcie ramienia, ale dało Tao siły do dalszego oszalałego ataku.
-
Starczy! - warknęła Akiko.
Ponownie zero odzewu. Cięcie znad
lewego barku było tak silne, że blokująca je halabarda pękła na dwie części.
Strażnik nie myśląc długo odrzucił je. Wyjął krótki miecz z pochwy. Szczęk
stali. Miecz Błyskawicy raz po raz uderzał z głośnym szczękiem w drugi oręż.
Linescu wybiegł z komnaty. Był
przerażony. Tymczasem Tao pozbawił przeciwnika miecza. Nie myśląc długo rzucił
się plecy swojego dowódcy. Obaj runęli z hukiem na posadzkę. Miecz wypadł z
dłoni Lena. Życie jego przeciwnika było ocalone. Widząc co się święci uciekł co
sił w nogach.
Biedny Linescu szamotał się przez
chwilę z wściekłym Lenem.
-
Już starczy - mówił spokojnie porucznik - nie przywrócisz jej tym życia...
Te słowa ubodły kapitana do żywego.
Momentalnie zesztywniał. Nie poruszał się przez kilkadziesiąt sekund. Jego
podwładny w tym czasie zdołał wyplątać się z jego chwytów i stanąć na równe
nogi.
-
To prawda - wydukał beznamiętnie Tao.
Akiko spojrzała na niego. Jego twarz
była jak zrobiona z kamienia. Nie wyrażała żadnych emocji. Wargi miał sine, a
oczy matowe, pozbawione blasku. Nawet czub na głowie nie starczał mu tak mocno
jak zwykle.
-
Pozostało jedno... - mówił wciąż bez emocji - zemsta! - warknął i jednym ruchem
dźwignął się na nogi.
-
Nie! - zaprotestował Linescu.
Cios dłonią na odlew odsunął go z
drogi kapitana po swój miecz.
-
Len - szepnęła Akiko.
-
Czego?!
-
Nie zwrócisz jej tym życia.
Nie odpowiedział.
-
Wiesz chociaż kto to zrobił? - spytała.
-
Wiem kto zlecił.
-
Masz pewność? - dopytywała Akiko grając na czas, chociaż sama nie widziała co
może zmienić dłuższe zatrzymywanie tego co nieuniknione.
Za plecami kobiety rozległy się
kroki kilku osób. Odwróciła się niespokojnie, bojąc się tego kogo może
zobaczyć. Na szczęście był to Esteban i kilku żołnierzy z ich chorągwi.
-
Hm... - chrząknął Tao.
Zerknęła trwożnie w jego oczy.
Obawiała się tego, co może w nich ujrzeć. Miała rację. Złote tęczówki lśniły.
Akiko wiedziała, że Len nie potrafi płakać, a przynajmniej pozuje na takiego co
nie potrafi. Mimo to widać było, że tylko gniew powstrzymuje u niego rozpacz.
Źrenice zwęziły mu się niebezpiecznie. Wyraz twarzy stał się nagle zacięty.
-
Chłopaki - warknął ochryple - idziemy!
Esteban i piątka szeregowców, która
z nim przybyła, ruszyli za szefem. Linescu stał jak słup soli. Akiko nogi
odmówiły posłuszeństwa.
-
Idź zmobilizuj pozostałych - powiedziała Namada - mogą być nam potrzebni.
-
Do czego? - zdziwił się żołnierz.
-
Do odbicia tego oszalałego człowieka - odparła wskazując na Tao.
Linescu nie odezwał się już ani
słowem. Pobiegł najszybciej jak umiał do kwater swoich ludzi. Akiko całą siłą
woli zmusiła się by pójść za Lenem i resztą.
-
Dokąd idziemy? - z przodu dobiegło pytanie Estebana.
Tao nie odpowiedział. Z lekko
zakrwawionym mieczem parł naprzód. Adrenalina wciąż w nim buzowała. Akiko miała
poważne problemy żeby dogonić kolegów.
-
Len co ty wyprawiasz? - spytała go cicho, gdy zrównała z nim krok.
-
Wymierzam sprawiedliwość.
Nim zdążyła coś jeszcze powiedzieć,
zorientowała się gdzie się znajdują. Na wprost nich były drzwi do komnaty, w
której najczęściej przesiadywał pan całego miasta. Jeśli Len wkroczy tam w
wiadomym Akiko celu, z tak skromnym oddziałem, to nie ulega wątpliwości, że
miasta żywy nie opuści.
-
Nie chcesz tego zrobić - oznajmiła mu stanowczo.
-
Czego? - wtrącił jeden z szeregowców.
-
Nie podoba mi się jak zwracasz się do kapitana Namada - warknął Esteban.
Len spojrzał na nich
zdezorientowany. Widać było, że nie myślał teraz logicznie. Zamordowanie jego
narzeczonej kompletnie pozbawiło go rozsądku. Mimo to wydawało się, że ich
kłótnia trochę go otrzeźwiła.
-
Muszę to zrobić - powiedział zamykając oczy.
-
Nie musisz! - Akiko gorliwie starała się go przekonać do zmiany decyzji.
Kobieta stanęła pomiędzy nim i
drzwiami z szeroko rozpostartymi ramionami.
-
Gdzie Linescu? - spytał jej Tao.
-
Poszedł po naszych - odparła z nadzieją.
Podszedł spokojnie do Akiko. Kobieta
poczuła jak zaczyna drżeć. Odruch był niekontrolowany i objął całe jej ciało.
Bała się coraz bardziej. Nogi jej dygotały. Wiedziała, że widzą to wszyscy
obecni. Len podniósł dłoń, jednak nie te, która dzierżyła miecz. Szybkim ruchem
złapał ją za ramię i wykręcił. Zgrabnie odsunął ją na bok i poszedł dalej. Jego
ludzie podążyli za nim. Esteban obrzucił wzrokiem Akiko, ale nic nie
powiedział.
-
Nie rób tego - syknęła za nimi Namada.
Len jakby tego nie słyszał. Zatrzymał
się przed drzwiami. Wziął głęboki wdech i otworzył wrota kopniakiem. Wszedł do
środka, a 6 wojów za nim. Akiko dobiegła błyskawicznie do nich.
Sala, do której weszli była średniej
wielkości. Na jej końcu, na dużym, pozłacanym, bogato zdobionym tronie siedział
Jon van Nordescu. Ubrany w czarny płaszcz i srebrzyste rękawice, wyglądał jakby
szykował się do wyjścia. Za nim stało dwóch halabardników. Pod oboma ścianami
znajdowało się kolejnych kilku żołnierzy. Akiko dostrzegła, że nie mają oni
halabard ani łuków czy też kusz. Dawało to spore szanse na wyjście stąd
działającego w amoku Lena w jednym kawałku.
-
Co pana kapitana do nas sprowadza? - spytał spokojnie van Nordescu.
Bacznie lustrująca szlachcica Akiko
dostrzegła, że mężczyzna cały czas spogląda na rozłożony Miecz Błyskawicy. Krew
zaschła na ostrzu, więc chociaż już nie kapała dalej była widoczna.
-
Co to za krew? - rozległ się kobiecy głos.
Dopiero teraz Ordynka zdała sobie
sprawę, że kilka kroków od nich przy małym stole siedzi Florentyna van Nordescu
z jakimś chłopakiem trochę starszym od niej. Miał krótkie blond włosy i
kilkudniowy zarost. Ubrany był w szary płaszcz i ciepły szal.
-
Niepotrzebnie się odzywałaś - szepnęła sama do siebie Akiko.
Len ruszył w stronę Flory.
Dziewczyna była bardzo podobna do martwej od kilkudziesięciu minut narzeczonej
Lena. W związku z tym ciężko było stwierdzić jak kapitan zareaguje na jej
widok. Zatrzymał się jednak dwa kroki od niej, gdyż jej towarzysz wyjął spod
płaszcza miecz i zagrodził nim drogę oficera chorągwi S.O.L.A.R.
-
Co ty wyrabiasz? - spytała go cicho Florentyna.
-
Nie będzie do ciebie podchodził z zakrwawionym mieczem.
Len zerknął na niego nieobecnie. Za
nim zjawili się jego ludzie, gotowi pokroić tego człowieka na kawałki za same
podniesienie broni na ich dowódcę.
-
Powiedz tylko słowo... - zaczął Esteban, ale kapitan przerwał mu ruchem ręki.
Strażnicy pod ścianami
wyjęli miecze z pochew. Esteban rozkazał swoim ludziom odwrócić się w ich
stronę. Teraz także oni wydobyli swoje miecze. Halabardnicy za namiestnikiem
miasta stanęli przed nim.
-
Len możesz jeszcze przerwać to szaleństwo - powiedziała rozpaczliwie Akiko.
-
O co chodzi? - spytała nerwowo Flora.
W tym momencie kilka rzeczy zdarzyło
się jednakowo. Do komnaty wbiegł mężczyzna, którego życia kilkanaście minut
wcześniej ocalił porucznik Linescu. Len jednym szarpnięciem pozbawił blondyna
miecza. Jon van Nordescu rozkazał swoim ludziom rozbroić Lena i jego
towarzyszy.
-
On zabił naszych! - ryknął przybysz.
Miecznicy van Nordescu ruszyli na
ludzi Lena. Esteban spojrzał na dowódcę, lecz ten miażdżył właśnie nadgarstek
narzeczonego córki namiestnika miasta swoim uściskiem.
-
Nie możecie oddać broni - syknęła do Estebana Akiko.
Ten skinął głową i dał swoim znak do
ataku. Sześcioro doborowych żołnierzy ruszyło na ośmiu mężczyzn strzegących
bezpieczeństwa pana van Nordescu. Rozległ się szczęk stali o stal. Niebawem
później jeden z ludzi Estebana padł od ciosów dwójki wartowników, których nie
niepokoił nikt.
-
Ratuj ich, Len - rzuciła Akiko.
Sama żałowała, że nie ma przy sobie
żadnej broni. Wtedy przypomniała sobie o mieczu, który stracił towarzysz panny
van Nordescu. Podbiegła do nich i wzięła z podłogi leżący tam miecz. W tym
czasie kolejny członek jej chorągwi padł martwy.
-
Len ich jest dwa razy więcej!
To chyba przeważyło szalę. Uderzenie
rękojeścią pozbawiło przytomności blondyna. Flora padła na kolana obok niego,
badając jego puls. Len w tym czasie rzucił się pędem w stronę, gdzie wartownicy
masakrowali jego ludzi. Esteban fechtował z trzema przeciwnikami. Pozostała
trójka nie była w dużo lepszej sytuacji. Akiko dobiegła do jednego z
szeregowców, który walczył z dwoma wrogami na raz. Odciągnęła jednego z nich.
Kątem oka dostrzegła jak Len pozbawia kolejną osobę tego dnia górnej kończyny.
-
Będziesz następny! - ryknął do Jona.
Kolejne cięcie złotookiego i Esteban
miał już tylko dwóch przeciwników. Nagle liczba walczących po obu stronach się
wyrównała.
Akiko sparowała cios przeciwnika.
Był od niej większy, silniejszy i za pewne miał większe doświadczenie w walce
na miecze. Kolejny cios - parada. I jeszcze jeden i kolejny. Parada i unik. Rzucenie
okiem na resztę sali. Jon puścił do walki jednego z halabardników, który
przebił klatkę piersiową kolejnego szeregowca.
Następne cięcie przeciwnika Akiko
było wyjątkowo silne. Zablokowała je, lecz przedramię promieniowało jej bólem.
Nie miała szans zablokować kolejnego uderzenia. Rzuciła się z całych sił w bok.
Tylko dzięki temu umknęła natarciu strażnika. Padła na posadzkę zbyt blisko
żołnierza. Ten przystawił jej ostrze do gardła. Położyła swój miecz na podłodze
i uniosła dłonie w górę.
Kiedy stała na nogach, wciąż miała
przystawione ostrze do aorty. Florentyna docuciła już swojego ukochanego i
właśnie tuliła go przerażonego do swoich piersi. Z towarzyszy Namady tylko Len
i Esteban wciąż walczyli z przeważającymi przeciwnikami. Ten ostatni był już
ranny w prawe udo i bark. Tao albo nie został trafiony albo nic sobie z tego
nie robił. Było to tym bardziej dziwne, że jeszcze nie wydobrzał po pojedynku z
Anakinem.
-
To koniec - powiedział van Nordescu.
Do sali wbiegło ponad 10 jego ludzi.
Migiem otoczyli z pozostałą czwórką (w tym dwoma halabardnikami) Lena i
Estebana. Ci nie zdradzali chęci do poddania się.
-
To koniec - powtórzył namiestnik.
-
Schowaj broń - Len wydał rozkaz swojemu podwładnemu.
Do sali wpadł jeszcze jeden żołnierz
pana van Nordescu.
-
Na dziedzińcu otoczyliśmy kilkudziesięciu ludzi z chorągwi S.O.L.A.R - wydyszał
- szli do pałacu z mieczami w dłoniach! Niektórzy ruszyli na naszych.
Pojmaliśmy ich i wszystkich ich towarzyszy, którzy akurat byli gdzie indziej.
______________________________________________
W kolejnym rozdziale sprawdzimy co u Ayumi i Tamary. Będą to ostatnie dwa rozdziały tego tomu tej opowieści. Wiem, ze był on kiepski pod względem fabuły, ale obiecuję, że trzeci będzie o wiele lepszy.
______________________________________________
W kolejnym rozdziale sprawdzimy co u Ayumi i Tamary. Będą to ostatnie dwa rozdziały tego tomu tej opowieści. Wiem, ze był on kiepski pod względem fabuły, ale obiecuję, że trzeci będzie o wiele lepszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz