"Zawsze jest opanowany i na swój sposób grzeczny. Ale ma niesłychane poczucie wyższości "
Stanisław Mackiewicz
Rozdział
37
Zdrajca
Minął tydzień od czasu, kiedy Len
oświadczył się Nataszy. Przez ten czas, stan jego zdrowia poprawił się na tyle,
że mógł już opuszczać na krótki czas swoje łóżko. Rany, które otrzymał od
Anakina owszem były bardzo poważne, lecz Tao zdobył w sobie całą siłę woli oraz
fizyczną - jaka mu pozostała - podnosił się. Oczywiście znaczny wpływ na to
miały zaręczyny z ukochaną. Niektórzy twierdzili jednak, że znacznie bardziej
wrócić do treningu i odwdzięczyć się przeciwnikowi pięknym za nadobne.
-
Namiestnik Norfdamu chciałby się w końcu z tobą zobaczyć - powiedziała do niego
Natasza.
-
Po co?
Kobieta zmarszczyła brwi w grymasie.
-
10 dni zajmujesz jedno z łóżek w jego domu...
Nie zdążyła dokończyć, ponieważ do
pokoju weszła młoda kobieta. Na oko Len nie dawał jej więcej niż dwadzieścia
lat. Miała ładną mleczną cerę - bardzo podobną do Natki. Jak na kobietę, nie
była ani wysoka, ani niska. Kolejnym podobieństwem do ukochanej kapitana Tao
były czarne włosy dziewczyny.
-
Florentyna van Nordescu - przestawiła się z uprzejmym dygnięciem.
Podeszła do leżącego akurat Lena i
nim ten zdołał zmusić się do powstania, podała mu swoją dłoń przed usta.
Nieśmiało dotknął jej wargami. Poczuł jak policzki mu czerwienieją. Tak bardzo
się na tym skupił, że nie usłyszał jak Natka chłodno wita córkę namiestnika
miasta.
-
Tato prosi żeby pan kapitan i jego towarzyszka odwiedzili go - zakomunikowała.
Len wymienił spojrzenia z ukochaną.
Nie był jeszcze w stanie pójść tak daleko. W czarnych scenariuszach brał pod
uwagę, że Jon van Nordescu może zrobić coś takiego, żeby zarzucić mu później
lekceważenie gospodarza i wyrzucić z pałacu albo nawet i miasta.
-
Nie widzisz, że on nie może chodzić! - warknięcie Natki wyrwało go z
zamyślenia.
-
Och tak, przepraszam - zawstydziła się Flora - zapomniałam - dodał z lekko
zaczerwienionymi policzkami - powiedzieć... W takim razie zaraz przyślę tu
pomoc.
Wyszła nim Tao zdążył wyjść z szoku
jaki wywołała u niego ta osóbka.
-
Wpadła ci w oko? - spytała go Natka, uśmiechając się figlarnie.
-
Trochę cię przypomina.
-
Trochę?
-
Jest mniej ładna.
Natasza wywróciła oczami na ten nie
wypowiedziany wprost komplement. Nim zdążyła coś jeszcze powiedzieć, drzwi
otworzyły się po raz kolejny i tym razem weszło przez nie czworo rosłych
mężczyzn trzymających coś w rodzaju lektyki. Położyli ją na ziemi i podeszli do
łóżka. Słuchając porad Natki wyjęli z niego Lena i umieścili na drewnianym
przyrządzie.
Wynieśli go przed pokój, gdzie
czekała Florentyna. Ubrana była w elegancki ciemnoszary płaszcz oraz czarne
buty. Poprowadziła lektykę z rannym oraz Nataszę przez labirynt korytarzy. Na
szczęście dla Lena nie musieli schodzić po schodach. Wreszcie dziewczyna
zatrzymała się przed jednymi z drzwi. Zapukała w nie i otworzył je strażnik
dzierżący w dłoni halabardę.
Tuż za drzwiami stał mężczyzna w
żółtym kaftanie, na którym wyszyto brunatnego niedźwiedzia z czarną włócznią na
zielonym tle. Mężczyzna miał około czterdziestu wiosen, może trochę więcej.
Najbardziej w oczy rzucały się jego szare.. oczy. Czarne kręcone włosy sięgały
mu nieznacznie za ucho. Uśmiechał się dobrodusznie i gestem zachęcił Lena i
Nataszę do przekroczenia progu.
-
Namiestnik Jon van Nordescu - przedstawił się brunet.
-
Len Tao - odpowiedział złotooki - a to moja narzeczona Natasza - wskazał na
ukochaną.
Van Nordescu rzucił pobieżnie
wzrokiem na ex- wieśniaczkę. Jego mina nie wyrażała podczas tej czynności
żadnych emocji czy uczuć.
-
Nie będzie pan, panie kapitanie zainteresowany wdziękami jednej z moich córek -
zażartował czterdziestolatek.
-
Nie - uciął Tao.
Poczuł na sobie pełne miłości spojrzenie
Natki i cichy śmiech Florentyny gdzieś za nim.
-
Napiją się państwo czegoś? - spytał z kurtuazją Jon.
-
Wina - odparł Len.
Namiestnik Norfdamu spojrzał na
niego badawczo. Po chwili zerknął na stojącą wciąż za goścmi córkę, a kiedy ta
skinęła głową, uśmiechnął się i polecił służbie przynieść dzban najlepszego
wina.
-
Bardzo pan lakoniczny w swych wypowiedziach - zauważył van Nordescu.
Tao nie odpowiedział. Jego
narzeczona także milczała, więc niezrażony tym Jon zagaił ponownie:
-
Lepiej się już pan czuje?
-
Yhm - chrząknął potakująco Len.
-
Dobrze to słyszeć.
Kapitan chorągwi S.O.L.A.R poczuł
jak zaczynają w nim zbierać nerwy. Tracił już cierpliwość do tego gadatliwego szlachcica.
Natasza chyba to wyczuwała, bo ścisnęła go uspokajająco za dłoń.
-
Po co nas pan wezwał? - spytała prostolinijnie.
-
Chciałem wreszcie poznać ludzi, których goszczę.
Len wywrócił oczami.
-
Bardzo jesteś podobna do mojej córy - zauważył van Nordescu.
-
To prawda - zgodziły się równocześnie Flora i Natka.
Jon zachichotał.
-
Żeby tylko was pan kapitan nie pomylił, którejś nocy - zażartował.
Dziewczyny zaśmiały się uprzejmie,
lecz Len poczuł jak jego irytacja wkracza na wyższy poziom. Do tego policzki mu
zarumieniły się. Nienawidził tego, była to pozostałość jeszcze z okresu jego
życia w "tamtym" świecie.
-
Równie szkoda by było gdyby pomylił pańską głowę z manekinem ćwiczebnym - rzekł
oschle.
Jon, Florentyna, służba i wartownicy
wybałuszyli oczy. Atmosfera zgęstniała momentalnie. Len nic sobie nie robił z
gwałtownego pogorszenia własnego położenia.
-
Coś powiedział?! - warknął Jon.
-
Przeliterować? - zakpił kapitan.
Natasza ścisnęła mocniej jego dłoń.
W tym samym czasie służba przyniosła dzban wina i trzy kielichy. Kiedy alkohol
stanął na stole, wszyscy wyraźnie się uspokoili. Wyjątkiem pozostawał
oczywiście Len, który pozostawał w stanie poprzedzającym wybuch. Nie polubił
tego szlachcica. Do tego rany zadane mu przez Anakina zaczęły ponownie dawać o
sobie znać. Na szczęście zaraz będzie mógł znieczulić się winem.
-
Polej - Jon polecił słudze.
Po kilkudziesięciu sekundach przed
nimi stały kielichy pełne wina.
-
Nie pijesz? - spytał Len Flory.
-
Za młoda jest - odrzekł Jon.
-
Tato! - zaprotestowała gwałtownie dziewczyna - mam już 19 lat.
-
No, no dorosła się znalazła - zakpił ojciec.
-
Zaręczyłeś mnie dawno temu - przypomniała od niechcenia Flora.
Natasza uśmiechnęła się z
zażenowania. Len przysłuchiwał się tej dyskusji w niezwykłym - nawet jak na
niego - skupieniu. Starał się zapamiętać słabe punkty pana van Nordescu.
Przeczuwał, że niebawem mogą mu się one przydać.
-
Starczy - uciął Jon.
Florentyna zrobiła obrażoną minę,
obróciła się na pięcie i wyszła.
-
Dzieci - żachnął się jej ojciec.
Nikt nie odpowiedział. Len zatopił
usta w słodkim, czerwonym trunku. Natasza poszła za jego przykładem. Jon
dołączył do nich sekundę później.
-
Jak odniósł pan te rany kapitanie? - spytał van Nordescu, kiedy wreszcie
oderwali się od alkoholu.
-
Pojedynek.
Szlachcic zmarszczył twarz.
-
Podobno jest pan najlepszym wojownikiem w tym kraju.
Lena zamurowało. Autentycznie nie
wiedział co ma na to powiedzieć, jak zareagować. Jon chyba to zauważył,
ponieważ kontynuował.
-
Widocznie pojawił się kto lepszy. Mógłbym poznać imię tego tryumfatora?
Len skrzywił się słysząc słowa
namiestnika miasta.
-
Anakin Vader - odpowiedziała Natka.
W jej narzeczonym tymczasem
eksplodowała furia. Gdyby to ktoś inny niż Natasza udzieliła tej odpowiedzi, to
z miejsca udałby się na cmentarz.
-
Skąd założenie, że znamy jego imię? - spytał przez zaciśnięte zęby.
Jon wzruszył ramionami.
-
Idziemy - rzucił chłodno do ukochanej.
-
Dokąd?
-
Do naszej komnaty.
Uniósł kielich do ust i przechylił
go do dna.
-
Ile zamierzacie tu jeszcze zostać? - spytał gospodarz.
-
Ile będzie trzeba - odparł chłodno Len.
Odstawił kielich i pociągnął za sobą
kobietę w stronę drzwi. Przez całą drogę był wściekły i milczący. Szedł żwawiej
niż mu zdrowie pozwalało. Natasza wyczuwała jego nastrój, więc nawet nie próbowała
przerwać milczenia. Zrobiła to dopiero gdy byli w swojej tymczasowej sypialni.
-
Co...
-
wiedział - przerwał jej cierpko Len.
Zmarszczyła brwi w zamyśleniu.
-
Co wiedział? - spytała nieśmiało.
-
Wiedział, że poznaliśmy tożsamość Anakina!
-
Skąd...
-
Zapytał czy może poznać jego imię!
-
No to co?
-
Pomyśl! - zaperzył się Tao - Przecież mógł mnie zranić przypadkowy
przechodzień. Skąd wiedział, że znamy jego tożsamość?
Natasza nie odpowiedziała.
-
Tu nie jest bezpiecznie - powiedział do ukochanej.
-
Co zamierzasz najdroższy?
Len zamyślił się na chwilę. Miał
dwie opcje do wyboru: uciec lub walczyć. Z tą drugą opcją wiązało się też poznanie
prawdy o Anakinie. Wiedział co wybierze.
-
Idź po moich oficerów.
Natasza dała mu buzi w policzek i
wyszła w pośpiechu. Tao w tym czasie położył się w łożu i natychmiast poczuł
ile będzie go kosztowało dzisiejsze spotkanie z Jonem. Wino nieco znieczuliło
ból, lecz i tak go odczuwał.
Brunetka wróciła do pokoju kilka
minut później. Towarzyszyli jej Linescu, Akiko Namada oraz Esteban. Wszyscy
ubrani w zdobne, chociaż skromne szaty. Mężczyźni w czerwone z białymi pasami,
przy których nosili miecze w pochwach o tym samym kolorze.
-
Co możemy dla pana kapitana zrobić? - spytał pokornie Linescu.
Porucznik był osobą, która ufała
swojemu dowódcy najbardziej z całego oddziału. Czasem Len myślał, że żołnierz
może mieć do niego nawet większe zaufanie niż narzeczona.
-
On wie... - zaczął Len i opowiedział podwładnym o swoich podejrzeniach.
Wysłuchali go w napięciu. Starali
się przy tym zachować milczenie i nie budzić podejrzeń ludzi chadzających po
korytarzu w tym czasie.
-
Uciekamy - powiedziała Akiko.
-
Nie - zaprotestował Esteban - musimy walczyć!
-
Nie bądź śmieszny - wtrącił Linescu - nie mamy szans. Jedna, nawet doborowa
chorągiew nie wygra z całą załogą Norfdamu.
Drugi z oficerów musiał niechętnie
się z tym zgodzić
-
Co pan postanowił? - spytał Esteban.
Odpowiedziało mu zimne spojrzenie
oczu dowódcy. Nie musiał nic mówić. Każdy z obecnych domyślił się, że Len Tao
nie będzie uciekał jak tchórz przed wrogiem. O nie! On go znajdzie i zabije nim
ten zdąży mu zagrozić. Tylko czy nie jest już zbyt późno?
-
Wciąż jesteś ranny - zaczęła Namada - nie możesz walczyć. Jak chcesz to zrobić?
- spytała o niewypowiedziane na głos zamiary Lena.
-
Musimy poczekać.
-
Ile? - dopytał Linescu.
Tao nie znał odpowiedzi na to
pytanie.
-
Ile będzie trzeba - odrzekł w końcu - do tego czasu chcę żebyście mieli na oku
Natkę. I wystawiajcie wartę dwóch ludzi pod naszymi drzwiami. Mają tam stać
dzień i noc. 24 godziny dziennie!
-
Tak jest! - odrzekli chórem oficerowie.
-
Możecie iść - polecił im.
Wyszli wszyscy poza Akiko. Kobieta
wyraźnie się czymś przejmowała.
-
O co chodzi? - spytał zmęczony tym dniem Tao.
-
Sama nie wiem...
-
Co cię trapi? - spytała Natasza.
Akiko spojrzała na nią lekko
przestraszona.
-
W każdym razie uważajcie na siebie - powiedziała chaotycznie - mam złe
przeczucia - dodała wychodząc.
Natasza zamknęła za nią drzwi i
położyła się obok Lena. Spoczywali tak przez dłuższą chwilę. Nie rozmawiali o
niczym. Wreszcie Natasza postanowiła się odezwać:
-
Skoro jesteśmy już zaręczeni chyba pora pomyśleć o czymś więcej...
Gdzieś w oddali na korytarzu dały
się słyszeć pospieszne kroki. Widocznie warta, którą mieli przysłać oficerowie
jego chorągwi, przybywała wcześniej niż oczekiwał.
-
Co masz na myśli? - spytał.
-
Ślub.
Len poczuł jak jednocześnie robi mu
się gorąco, policzki pokrywają się purpurą oraz robi mu się słabo. Nigdy
wcześniej nie czuł czegoś takiego.
-
Wiesz... - zaczął, ale nie wiedział jak kontynuować.
Kroki na korytarzu stawały się coraz
głośniejsze.
-
Nie wiem.
-
Musimy nad tym pomyśleć - odpowiedział wymijająco.
Natasza wstała. Tupot nóg za
drzwiami stawał się coraz... dziwniejszy. Kobieta zrobiła dwa kroki, kiedy
drzwi się otworzyły na oścież. W progu stały dwie postacie. Obie ubrane w
czarne szaty, nie zdradzające żadnych oznak szczególnych. Jedna z nich w rękach
trzymał gotową do strzału kuszę. Dalsze wydarzenia potoczyły się tempie
błyskawicy.
-
Co... - chciała spytać Natasza, lecz bełt wdarł się w jej brzuch.
Z brzucha i ust kobiety popłynęły
stróżki krwi.
-
NIEEEEEEE! - ryknął Len.
Jednym ruchem stanął na równe nogi obok
łóżka. Zawahał się na kilka sekund czy najpierw ratować narzeczoną czy ukarać
napastników. Okazało się to o wiele zbyt wielkim okresem czasu. Druga postać
także wycelowała kuszę - której wcześniej Len nie widział - w wybrankę jego
serca. Bełt ze świstem opuścił oręż. Nim Tao zdołał cokolwiek zrobić, wbił się
w klatkę piersiową kobiety. Zduszony okrzyk opuścił jej pierś. Padła na
posadzkę, która migiem pokryła się krwią. Jej oczy stały się dziwnie nieobecne.
Len wiedział co to oznacza.
Jeden z napastników opuścił już
miejsce zbrodni, lecz drugi pozostał o chwilę dłużej. Te kilkanaście sekund
pozwoliło chłopakowi rozłożyć w biegu Miecz Błyskawicy i jednym, potężnym cięciem
pozbawić go życia. Wypadł w amoku na korytarz. Drugi sprawca rozpłynął się w
powietrzu.
-
NIEEEEE! - kolejny wrzask Lena.
Nie myśląc co robi rzucił się z
mieczem w rękach na pierwszą napotkaną osobę...
__________________________________________
W zabójczym tempie zbliżamy się ku końcowi drugiego tomu. Nie zdarzę co wydarzy w się ostatnich trzech rozdziałach tego tomu, lecz już teraz mogę obiecać, że głównymi bohaterkami kolejnych notek będą (kolejno) Akiko, Ayumi, Tamara. Czy to oznacza, że nie dowiemy się czy Natka przeżyła i co jeszcze zrobił w amoku Len? Odpowiedź na to i - być może - inne pytania w kolejnych rozdziałach. Pozdrawiam i zachęcam do czytania!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz