"Magia jest niepojętą siłą, ale zrodziła się z pewnego powodu! To nie jest jakaś tam cudowna moc. To nadanie fizycznej formy naszej Energii Duchowej, zestawionej z Energią Duchową natury. Wymaga ono siły woli i koncentracji."
Hiro Mashima
Rozdział 10
Czarodziejska ekipa ratunkowa
Lisa
za namową nowej przyjaciółki Wiktorii wprowadziła się do Szponów Króla.
Przewidziano tam dla niej małą, lecz przytulną komnatę w części wydzielonej dla
gości dworu. Dziewczyna musiała przyznać przed samą sobą, że to dość spory
awans, ponieważ tym razem przybywała do Rumlandii jako zwykła podróżniczka.
Większość z osób, które ją spotkały nie wiedziały nawet, że to czarodziejka.
W
Szponach Króla, czyli królewskiej twierdzy zlokalizowanej w stolicy kraju,
Bukadamie większość czasu spędzała z Wiktorią. Ta opowiedziała jej o tragicznym
finale zaręczyn Lena i Nataszy. Zabójstwie pochodzącej ze wsi pod stolicą
piękności i morderczym amoku w jaki wpadł kapitan Tao. Od tych zdarzeń minęło
wiele miesięcy, a jednak ja dotychczas z żołnierzy posiadających co najmniej
stopień porucznika wyłącznie Akiko Namada odzyskała wolność – o czym
poinformował listownie króla namiestnik Norfdamu, Jon van Nordescu.
Król
Marc I od pojmania Lena podejrzewał, że głowa najpotężniejszego na północy rodu
pozostała wierna wypędzonemu księciu Filipowi. Podejrzenia nabierały na sile
wraz z każdym kolejnym miesiącem więzienia większości żołnierzy chorągwi
S.O.L.A.R. Po roku król poprzez dowodzącego północnym okręgiem Armii
Rumlandzkiej generałem van Petescu wymusił na krnąbrnym namiestniku
wypuszczenie szeregowym żołnierzy oraz jedynego ocalałego ze starć w Norfdamie
kaprala, Józefa Orgiescu.
Żołnierze
przybyli do stolicy w turach, co van Nordescu tłumaczył brakiem adekwatnej
liczby wojów do zabezpieczenia transportu groźnych przestępców – jak sam o nich
mówił. Wobec tego kapral dotarł do stolicy dopiero dzień wcześniej.
- Dzisiaj Marc spotka się z tym van
Orgiescu – powiedziała dzień wczoraj Wiktoria – swoją drogą musiał mieć
przechlapane za młodu z takim nazwiskiem – zakończyła z uśmiechem i rumieńcem
na twarzy.
- Pewnie tak – przyznała Lisa.
Brunetka
złapała ją wtedy za brodę i podniosła do góry.
- Nie łam się! – powiedziała nieznoszącym
sprzeciwu tonem. – To wielki krok w stronę uwolnienia twojego przyjaciela.
- Oby.
Panna
van Wolfescu próbowała wkręcić się na spotkanie z kapralem. Nie udało jej się
to jednak. Jej brat uznał, że to zbyt ważna sprawa by wtajemniczać w nią osoby
postronne- nawet jeśli była to jego najbliższa rodzina w postaci siostry. Wobec
tego na spotkanie z Józefem van Orgiescu udali się wyłącznie panowie z rady
wojennej króla.
- Myślałam, że rada wojenna działa tylko w
czasie wojny – zauważyła Lisa kiedy się o tym dowiedziała.
- Powinno tak być – przyznała Wika – mój
brat uznał jednak, że czasy pozostają niespokojne. Dlatego nie zmienił nazwę tej
instytucji, chociaż w innych krajach to samo ciało nazywa się raczej sztabem
generalnym lub czymś podobnym.
Po
przesłuchaniu kaprala do pokoju Wiktorii, gdzie przebywała gospodyni i Lisa
przyszedł Dan van Abramescu. Był to podstarzały generał, którego lojalność
ponad dwa lata temu była mocno zachwiana. Pojawiły się słuchy, że to ona stał
za służką, która nękała narzeczoną kapitana Tao. Koniec końców wybronił się z
tych zarzutów, chociaż złośliwi mówili, że zawdzięcza to wyłącznie temu, że
poszkodowani opuścili stolicę i udali się na misję na północ.
- Witam panienko Wiktorio – powiedział do
siostry króla- i panienkę, czarodziejkę też – dodał nieskładnie.
- Czołem – odparła po żołniersku Wiktoria.
- Dobry wieczór – przywitała się Lisa z
uprzejmym dygnięciem.
Generał
zajął miejsce przy stole pomiędzy dziewczynami. Oparł dłonie na blacie i
przemówił:
- Zeznania kaprala niewiele zmieniają.
Wspomniał, że w momencie kiedy doszło do śmierci narzeczonej Tao był z
większością pozostałych żołnierzy na zewnątrz pałacu. W pewnym momencie wybiegł
po nich jeden z poruczników chorągwi i wezwał z bronią do pałacu. Nim się
zorientowali o co biega zostali otoczeni przez strażników Jona van Nordescu,
rozbrojeni i pojmani… to znaczy aresztowani. Potem każdy z nich miał sprawiedliwy
wyrok- napotkawszy wzrok Lisy szybko dodał- jego zdaniem. Powiedział też, że
podobno kapitan zwariował i uciął rękę jakiegoś kusznika, a potem z jednym z
poruczników i paroma szeregowymi targnął się na życie namiestnika miasta, jego
córki i jej ukochanego.
- To wszystko? – dopytała Wiktoria.
- Zginęło kilku żołnierzy namiestnika i
chorągwi S.O.L.A.R.
- Dziękujemy – powiedziała brunetka.
- Tak, dziękujemy – dodała blondynka.
Generał
wstał i ukłonił się królewnie. Następnie to samo zrobił wobec jej przyjaciółki.
Wyszedł żołnierskim krokiem, a już po chwili echo jego kroków dobiegło z
korytarza. W tym samym momencie o szyby zabębnił rzęsisty deszcz.
- Czy to coś zmieniło? – spytała ni to z
wyrzutem, ni to z żalem Lisa.
- Znamy wersje jego żołnierza, zaufanego
sądząc po stopniu – odparła niezbyt pewnie Wika.
Lisa
potrząsnęła z niedowierzaniem głową.
- Mam coś na ukojenie nerwów – stwierdziła
van Wolfescu i wyjęła z szafki karafkę z białym winem.
Nalała
i po sekundzie wzniosła kieliszek z alkoholem w bezgłośnym toaście. Wychyliły
tak po 2 kieliszki, kiedy do drzwi rozległo się pukanie.
- Proszę, wejść! – krzyknęła Wiktoria nie
podnosząc się z wygodnego fotela.
Dębowe
drzwi otworzyły się i wychyliła się zza nich najpierw przyjemnie opalona głowa
z orzechowymi oczami i krótkimi czarnymi włosami, a potem reszta ciała ponad
trzydziestoletniego mężczyzny, Wiktora van Ionescu, który był dowódcą garnizonu
w Bukadamie.
- Panienki wybaczą – zaczął pokornie
kłaniając się Wice, która natychmiast wyprostowała się na fotelu – właśnie
przyszedł list do Lisy Green.
Blondynka
momentalnie stanęła. Były tylko 2 osoby, które mogły do niej napisać. Jedną
była jej matka, a drugą Syriusz Black. Pytanie kto z nich zdecydował się wysłać
list? Oboje mogli mieć tylko 2 powody żeby to zrobić.
Brunet
podał lisie list i wyszedł jeszcze raz przepraszając za przerwanie wieczornego
spokoju królewny. Oczy mu się lśniły, kiedy na nią spoglądał, ale nie był w tym
względzie ani pierwszym ani ostatnim facetem.
- Kto pisze?
- Matka.
- I?
- Będzie tu jutro ze skromną delegacją.
- No to jeszcze po jednym i do spania!-
krzyknęła radośnie Wiktoria.
***
Jeszcze
przed przybyciem białomagicznej delegacji do pokoju Wiktorii zapukał
niespodziewany gość. Wiktoria otworzyła drzwi tłumiąc ziewnięcie.
- Hej – przywitała ją Tamara.
- Cześć – odpowiedziała okularnica – nie
miałaś być jeszcze na wsi?
- Wszyscy wyjechali to wróciłam z Falkiem
do miasta.
Wiktoria
gestem zaprosiła koleżankę do środka.
- Falkiem?
- Mój chłopak.
Mina
panny van Wolfescu początkowo zdradzała zaskoczenie, potem niedowierzanie by
przejść w kiepsko zamaskowany żal, aż wreszcie wyraziła radość. A to wszystko w
ciągu dwóch uderzeń serca!
- Gratulacje! – wypaliła nim Tamara
zdążyła o to zapytać.
- Dzięki – bąknęła szczęśliwa dziewczyna –
Wydawało mi się, że na początku nie ucieszyłaś się z tego powodu.
- Nie, to nie to.
- A co?
- Po prostu każdy znajduje sobie drugą
połówkę, tylko ja nie – wyjaśniła starając się ukryć dąsy.
- Nie marudź, przynajmniej nie jesteś w
więzieniu lub martwa – pocieszenie było brutalne.
- No tak – wydukała Wika – Nie zrozum mnie
źle. Po prostu…
- Rozumiem – potwierdziła Tamara ze
szczerym uśmiechem.
Wiktoria
wyszczerzyła ząbki w podzięce.
- Co do więzień – zmieniła temat –
niedawno przybyła tu Lisa Green, znasz ją pewnie?
- Słyszałam o niej.
- Kombinuje jak odbić Lena – wyjaśniła jakby
nigdy nic brunetka – co więcej wczoraj przesłuchiwany był kapral z jego
chorągwi, który dotarł wreszcie do nas. A i jeszcze dziś ma tu wpaść delegacja
z Czarnolasu, czarodzieje.
- Rodzina Green?
- Chyba tak, nie lubisz ich?
- Nie znam.
***
Lisa
dołączyła do dziewczyn po obiedzie. Po krótkiej ceremonii przywitania,
przedstawienia i wymiany wspomnień o chłopaku łączącym ich losy dziewczyny
zebrały się w pokoju Wiktorii.
Godzinę
później przyszedł po nie Jon van Ionescu i poprosił o przejście z nim do jednej
z komnat używanych do narady. Droga upłynęła im w milczeniu, chociaż szef
wywiadu od czasu do czasu rzucał niespokojne spojrzenia w stronę Tamary.
Jon
otworzył drzwi do komnaty, wpuścił dziewczyny i wszedł za nimi. Wewnątrz czekał
na nie generał van Abramescu, siwa czarownica w podstarzałym wieku, matka Lisy,
król Marc, dwóch czarodziejów oraz Robert van Ionescu.
- Witajcie – przywitał je Marc I.
- Wasza wysokość – odpowiedziały kobietki.
- Są z nami panie Lena Green – wskazał matkę
Lisy ubraną w prostą czarną szatę podróżną- i Alice McKean – wskazał staruszkę –
oraz panowie Syriusz Black – mężczyzna o kręconych, ciemnych i długich do
ramion włosach podniósł się i ukłonił w stronę Wiktorii i jej towarzyszek –
oraz… jak się nazywasz? – spytał ostatniego czarodzieja.
- To jest Will – wyjaśnił Black.
Lisa
pomachała mamie i Syriuszowi. Wiktoria dygnęła uprzejmie w stronę gości, a
Tamara poszła za jej przykładem. Jon wskazał im miejsca przy prostokątnym stole
naprzeciw gości z Czarnolasu. Król i generał siedzieli przy jednym z krótszych
boków, a ojciec i syn van Ionescu przy drugim.
- Zebraliśmy się tu w związku z misją pani
Green na obszarze naszego kraju – oznajmił Robert van Ionescu – może pani
pokrótce wyjaśnić na czym ma ona polegać.
- Dziękuję – mama Lisy wstała – nie wiem
czy są szanowni państwo oraz Wasza Królewska Mość świadomi czym jest magia
żywiołów? – Marc, Wika, Tamara oraz duet van Ionescu pokręcił przecząco głową-
a pan? – dopytała generała.
- Lata temu ojca często odwiedzał jeden z
poszukiwaczy z jakiegoś południowego kraju.
- Och, tak to bardzo możliwe – zgodziła się
czarodziejka – tym, którzy nie wiedzą pokrótce wyjaśnię. W latach starożytnych,
kiedy nie istniały jeszcze państwa a Międzymorze było dziką krainą istniało coś
takiego jak magia żywiołów. Magia dana nam przez 5 bóstw…
- …niektórzy
zwą to kontrolą nad żywiołami – przerwał jej Black.
- Rzeczywiście funkcjonuje i taka nazwa –
przyznała Lena ganiąc towarzysza za wchodzenie jej w zdanie – jak już wyjaśnił
Syriusz magia ta polega na kontroli nad danym żywiołem.
Zebrani
słuchali w skupieniu i milczeniu. Jon van Ionescu uniósł dłoń chcąc zabrać
głos. Lena zgodziła się na to.
- Myślałem, że wy, czarodzieje potraficie
kontrolować żywioły…
- Poniekąd masz rację – zgodziła się Green
– nie jest to jednak kontrola absolutna. Przykładowo nie mam wpływu na pogodę a
to wiąże się z tym o czym mówimy. Co więcej magia żywiołów pozwala kontrolować
poza żywiołami także pogodą, ale dzięki niej mogą to robić także zwykli ludzie,
nie będący białymi lub czarnymi magami.
- Jak to?!- gwałtownie zareagował van
Abramescu.
- Każde bóstwo dało nam jeden artefakt,
który pozwala na to jego posiadaczowi- odpowiedziała Green – niestety ostatnie
udokumentowane użycie dotyczy Wodnego Pierścienia około 370 lat temu w Zamku
Rady przez jednego z wodzów Indian…
- Teraz mamy poszlaki, że jeden z
artefaktów znajduje się na północy waszego kraju – dodał Black, a oczy
dziewczyn zaiskrzyły.
***
Wieczorem
po spotkaniu w sprawie magii żywiołów Lisa spotkała się z delegacją
czarodziejów omówić temat odbicia Lena Tao z więzienia w Norfdamie przy okazji
poszukiwań niewidzianego od setek lat artefaktu.
Wiktoria
i Tamara, której nie chciano dopuścić do rozmów po ustaleniu, że nie zna ona
nic w temacie magii żywiołów postanowiły udać się na miasto, aby przy kawie w
spokojnym miejscu swobodnie pogawędzić o szansach na odnalezienie przez
czarodziejki i czarodziejów jakiegokolwiek artefaktu lub chociaż wyswobodzenia
Lena.
Postanowiły
wybrać się do jednej z nowych kawiarni powstałych w drodze ze Szponów Króla do
centrum miasta. Ruch na ulicach tego dnia był mniejszy niż zwykle z powodu
deszczu, który siąpił od dobrych dwóch kwadransów. Z drugiej strony dzięki temu
nie niepokojone przez nikogo dotarły do kawiarni.
W
środku nie było zbyt wielu klientów. Gdzieś pod najbardziej odległą ściana od
wejścia siedział samotny mężczyzna, kawałek od niego staruszka, a w kącie
zielonowłosa kobieta, która wydała się Tamarze znajoma. Dziewczyna zatrzymała
się z tego powodu tak gwałtownie, że Wiktoria wpadła na nią.
- Au – królewna przetarła ramię – coś się
stało?
- Bardziej ktoś.
- Nie rozumiem – wyznała brunetka rozglądając
się wewnątrz budynku.
- Poczekaj.
Tamara
niepewnym, powolnym krokiem ruszyła w stronę kobiety. Ta chyba ją dostrzegła
podniosła głowę i skierowały na siebie wzajemnie wzrok. Teraz już Tamara była
definitywnie pewna, że zna tę postać.
- Jun! – pisnęła i ruszyła ku koleżance z
poprzedniego świata.
- Tamara! – zielonowłosa wstała.
Wiktoria
podeszła do nich zmieszana i niepewna co o tym sądzić.
- Poznaj Jun Tao – rzekła do niej Tamara
wskazując na uśmiechniętą zielonowłosą.