wtorek, 28 czerwca 2016

2. Wielkie zakończenia




"Wykształcenie, podobnie do ubrania, winno być starannie dopasowane do osoby. Zbyt małe uwiera, za obszerne śmieszy."
Andrzej Dobrowolski

Rozdział 2
Wielkie zakończenia

            Tamara miała już siedemnaście lat i coraz większymi krokami zbliżał się czas zakończenia przez nią nauki w renomowanej uczelni. Ostatnie miesiące upłynęły jej nad książkami. Nigdy w życiu nie czytała tyle co w czasie przygotowań do tegorocznych egzaminów.

- Przecież zdasz wszystko śpiewająco - powtarzała jej Karolina Andrea.

            Zdawała sobie z tego sprawę jednak zbyt wiele zależało od tego jakie osiągnie wyniki. Opuszczona przez martwą Ayumi, uwięzionych Akiko i Lena pogrążyła się w samokształceniu. Do  tej pory dostała piątki z egzaminów z Wiedzy o Państwie oraz zaawansowanej matematyki. Nieco gorzej poszły jej Poprawność językowa, Historia oraz Techniki nauczania. Wciąż czekały ją jeszcze dwa egzaminy.

            Dzień przed przedostatnim z nich, Elka zaproponowała udanie się wraz z nią i drugą współlokatorką do miasta na jakąś imprezę. Grzeczna uczennica Tamao odmówiła- tak samo jak Karola. Niezrażona tym szatynka wymknęła się wraz ze swoim długoletnim - jak na nią -chłopakiem Horią Amaranescu oraz Andreą van Galarescu - siostra Sophie, największej rywalki Eli - oraz  koleżanką szlachcianki, pochodzącą ze skandynawskiej Nowej Kopenhagi Anną. Wyjście jak dało sie przewidzieć zakończyła się wczesnym... rankiem. Skutkiem tego Ela na egzamin przyszła zaspana. Jej jedynym ratunkiem był fakt, iż tym razem wszystko odbywało się w sposób ustny. Jeszcze przed rozpoczęciem związku z Horią, Tamara dałaby sobie rękę uciąć, że jej przyjaciółka zwyczajnie prześpi się z prowadzącym zajęcia lub wykład i otrzyma 5, lecz teraz nie była tego już taka pewna. Dwa lata związku zmieniły zdecydowanie szatynkę. Przez ten czas była raczej wierna swojemu wybrankowi.

            Osobną kwestią pozostawała jej uroda. Piersi dziewczyny wciąż były niezbyt wielkie. Była wciąż wyższa odrobinę od różowowłosej. Miała w dalszym ciągu zadarty nos, a jej sylwetka była przeciętna. Pomimo tego odkąd Tamao sięgała pamięcią, Elunia nie mogła narzekać na brak powodzenia u płci brzydkiej.

            Ona sama poradziła sobie z owym zaliczeniem ponownie bardzo dobrze. Teraz pozostał im już tylko jeden przedmiot i mogły pełnoprawnie nazywać się dorosłymi kobietami.

- Wkrótce zaszalejemy - mówiła Karolina, kiedy kolejny raz uspokoiła się po histerycznym rozrzucaniu notatek po pokoju.
- Oby! - przytakiwała Tamara.
- Wy i szaleństwo kpiła wówczas Ela.
- Zobaczysz - odgrażała się blondynka.

            Przez okres studiów także jej ogólny wygląd pozostał podobny do czasu, kiedy zaczynała edukacje na wyższym poziomie. Jej wzrost zatrzymał się poniżej 170 centymetrów. Włosy w dalszym ciągu skracała, kiedy tylko stawały się dla niej zbyt długie. Co prawda po długich namowach współlokatorek zdecydowała się przerzedzać swoje brwi, ale wciąż mogłyby być bardziej zadbane. Długie rzęsy podkreślała delikatnie czarnymi kosmetykami co nadawało jej uroku w połączeniu z ciemnymi tęczówkami. Zmieniła także styl ubierania, dzięki czemu jej duży biust sprawiał wrażenie mniej zwisającego. Nauczyła się także kołysać biodrami podczas zwykłego chodu. Dodając do tego jej wcięcie w tali i tyłek, który w skutek ćwiczeń jakie odbywała od kilku miesięcy codziennie, zaczynała przyciągać wzrok studentów.

            Najwięcej w tym czasie zmienił się jednak wygląd Tamary. Przez ostatnie dwa lata urosła. Nabrała także wreszcie kobiecych kształtów. Włosy jej pociemniały - nie raz przyjmując odcień wiśni - wydłużyły się także. Rysy jej twarzy stały się bardziej wyraźne, ale pozostały także delikatne. Z kolei jej szczupłe nogi przyciągały uwagę na akademickich korytarzach.

            Ostatni egzamin był dla niej prawdziwą udręką. Nie radziła sobie z własnymi emocjami, w związku z czym nerwy nie pozwolił jej zasnąć szybciej niż nad ranem. Zaspała. Wypita na szybko mocna kawa, nie pobudziła jej dostatecznie. Z tego powodu wydawało jej się, że zaśnie zaraz po tym jak otrzymała arkusz z pytaniami. Koniec końców udało się jej naskrobać odpowiedzi na większość pytań, jednakże nie była pewna ich trafności oraz adekwatności długości swoich wypowiedzi.

- Jak ci poszło? - spytała ją uśmiechnięta Elka po opuszczeniu auli, w której pisały.

            Tamara nachmurzyła się nim odpowiedziała.

- Co jest? - dopytywała koleżanka.
- Spać mi się chce...
- To idź to zrób - poleciła jej z wrodzoną wrażliwością szatynka - wieczorem impreza. Pamiętaj!
- Ok.

            Odeszła od współlokatorki. Ziewając podążyła do swojego pokoju. Po drodze natknęła się na Sophie van Galarescu. Brunetka z Portu Rumowego wydawała się roztrzęsiona z jakiegoś nieznanego Tamarze powodu, nic ją to jednak nie obchodziło. W tej chwili liczyło się dla niej tylko dotrzeć do łóżka.

- Powiedz szmacie, że wiem! - krzyknęła za nią ciemnooka.
- Komu?
- Tej z którą mieszkasz - odwarknęła Sophie.

            Zapadła chwila milczenia. Tamara zatrzymała się w pół kroku.

- Co masz na myśli?
- Że jest wywłoką.
- Ela skończyła...
- Nie ją mam na myśli! - zaprotestowała gwałtownie szlachcianka.

            Wiśniowowłosa odeszła nim wybuchowa studentka zdołała eksplodować. Wtedy najpewniej nie dane byłoby jej dotrzeć do pokoju i wyspać się przed wieczornym wyjściem.

            Za kolejnym zakrętem natknęła się na spadkobiercę rodu van Winescu, Romualda. Co prawda czarnooki chłopak miał już mniej pryszczy niż na początku ich znajomości, ale wciąż nie był zbyt atrakcyjny. Wieść od Andrei głosiła, że paniątku groziła uwalenie ostatniego roku Zarządzania. Jego wygląd istotnie wskazywał na kiepski stan psychiczny. 

- Coś się stało? - spytał go uprzejmie, tłumiąc kolejne ziewnięcie.

            Chłopak spojrzał na nią podejrzliwie. Otworzył usta i zamknął.

- Nie nic - odezwał się wreszcie.
- Skoro tak mówisz - rzekła dziewczyna i odeszła.

            Wreszcie nieniepokojona przez nikogo doszła do pokoju. Wewnątrz nie było nikogo. Na łóżku blondyny leżał jej kostium, w którym pisała egzamin. Widocznie zdążyła się już przebrać i iść na zakupy lub gdzieś... Tamara nie zastanawiała się nad tym. Padła na łóżko i zasnęła od razu.

- Tamara! - głos Eli sprowadzał ją do żywych.
- Tamara! - Karolina Andrea pomagała jej dobudzić koleżankę.
- Co jest? - spytała nastolatka.
- Już późno - poinformowała ją Karolina - ubieraj się - powiedziała i rzuciła jej czarną sukienkę.

            Siedemnastolatka pokiwała głową ze zrozumieniem. Dopiero teraz dostrzegła, że wciąż ubrana była jak na egzamin. Zrobiło jej się głupio, ale wpadła na pewien pomysł.

- A nie mogę... - zaczęła, ale przerwał jej stanowczy głos Eli.
- NIE.

            Spuściła głowę ze smutkiem. W końcu jednak ściągnęła z siebie ubranie. Wrzuciła do kosza z ciuchami przeznaczonymi do prania. Skropiła się perfumem otrzymanym od Wiktorii van Wolfescu na urodziny.

- Chodźmy szamać - zarządziła Elka, kiedy były już ubrane.
- Tak ubrane? - zdziwiła się Karola.
- Właśnie - przytaknęła jej Tamao.

            W odpowiedzi szatynka uderzyła się otwarta dłonią w czoło.

- Przecież nie pójdziemy na stołówkę - powiedziała jakby to było coś oczywistego.
- Nie? - zdziwiły się przyjaciółki.
- No nie - potwierdziła Elunia ze śmiechem - idziemy w balet! Na miasto! - mówiła rozentuzjazmowana.

            Widząc uśmiech jaki zagościła na twarzach współlokatorek, chwyciła je pod ręce i zaciągnęła poza teren kampusu. W między czasie dołączyła do nich ubrana w czerwoną sukienkę, szpilki i czarne pończochy Andrea oraz Horia Amaranescu, który nie ubrał się zbyt dobrze - za co zebrał solidny opieprz od ukochanej.

            Po drodze natknęli się na występ obwoźnego sztukmistrza. Artysta zachwycał przechodniów żonglerką zaostrzonymi sztyletami jedną ręką. Było to tym bardziej godne uznania, gdyż jego drugą kończynę "zdobił" kikut. Dziewczyny i Horia nagrodziły go skromnymi datkami na dalsza działalność.

            Kilkanaście metrów dalej dołączył do nich podpity dziedzic rodu van Winescu. Ubrany był w karmazynowy wams z wyszytym herbem swojego rodu, beżowym bukłakiem na czarnym tle. W dłoni ściskał identyczny przedmiot jak na herbie zdobiącym wszystkie wieże i ważniejsze budynki w rządzonym przez jego rodzinę Den Reszcie.

- Znowu? - spytał go Amaranescu.

            Dziewczyny nie wiedziały co miał na myśli, chociaż Tamara spoglądając na dzierżony przez niego bukłak zdawała się domyślać.

-Tak.
- Nie za często? - dopytywał Horia.
- Ale o so chodzi? - wybełkotał w odpowiedzi Romuald.
- Weź go - polecił Karolinie.
- Dlaczego ja?
- Bo nie masz nic lepszego do roboty dzisiaj - odwarknął chłopak szatynki.
- Mam! - zaprotestowała gwałtownie.

            Tamara rozejrzała się po minach zebranych. Żadna ze stron nie wyglądała na chętną do ustąpienia. Pomimo wewnętrznego oporu powiedziała w końcu:

- Będę miała go na oku.
- Na prawdę? - spytali równocześnie Horia i Karola Andrea.

            Potwierdziła ruchem głowy.

- Na siebie mogę wyliczać - rozległ się pełen aprobaty bełkot Romka.
- Dzięki -odpowiedziała grzecznie.

            Wzięła następnie chłopaka pod ramię i ruszyła do jednej z gospód. Sugestia Andrei nakazywała im udać się do "Dębowej Tarczy", lecz ekspertka Ela stanowczo się temu spreciwiła. Zamiast Dębowej... poleciła udać się do "Trójkolorowej". Tak też zrobiła cała gromada przyszłych absolwentów.

            "Trójkolorowa" była dużym trójpoziomowym budynkiem. Na parterze znajdowała się część, w której można było spożyć raczej w spokoju posiłek. Ściany pomalowane były w kolorze rubinowym, a dodatki w tym kolorze i rozstawione tu i ówdzie lampiony pofarbowane na karmazynowy nadawały części piętra romantyczny charakter. Masywne dębowe stoły otoczone były przez wygodne kanapy w kolorze ciemnobrunatnym.

            Piętro wyżej znajdowała się część pijalniana. Ściany na jej piętrze utrzymane były na ciemnoniebiesko. To właśnie tu lokalny "element patologiczny" jak nazywał to jeden z wykładowców Tamary, gromadził się by chlać na umór. Stoły były równie duże co piętro niżej, lecz miejsca siedzące stanowiły zwykłe krzesła - nie licząc czterech zamkniętych lóż.

            Na ostatnim piętrze znajdowała się część sypialniana. To właśnie parokrotnie nocowała Ela, kiedy wraz z Horią przesadziła z alkoholem podczas wypadów na miasto. Nietrudno się domyślić, że kolor tego poziomu utrzymany był w jasnych, słonecznych tonach.

            Grupa przyjaciół wybrała stół na "Rubinowym Piętrze"  w oddali od innych, nielicznych jeszcze klientów. Złożyli zamówienia i w miłej, przyjacielskiej atmosferze oczekiwali na przybycie kelnerek. Po upływie kilku minut przyniesiono pierwszą potrawę - zamówioną przez Karolinę - Wieprzowinę z duszonymi warzywami. Chwilę potem Romek i Andrea otrzymali swoje ryby na parze. W dalszej kolejności dostarczono szparagi w cieście dla Eli, zapiekankę ziemniaczano- drobiową zamówioną przez Tamarę oraz dziczyznę w sosie śliwkowym dla Horii. Po podaniu wszystkich potraw, kelner przyniósł dwa dzbany białego wina oraz sześć pucharów.

- Za koniec studiów! - Ela wzniosła pierwszy tego dnia toast.
- Za koniec studiów! - powtórzyli zebrani.

            W niespiesznym tempie zjedli obiad i opróżnili dzbany z winem. Wiodąca prym szatynka zarządziła przeniesienie się piętro wyżej. Tam ponownie dała przykład pozostałym i zamówiła gorzałę i piwo z sokiem dla pijanego już od dawna Romka.

            Chłopak spłonął burakiem, kiedy jako jedyny musiał pić tak słaby trunek, lecz wobec braku innych gości na tym piętrze nie awanturował się. Pierwsza butelka pozbawiona została zwartości w zastraszająco szybkim tempie. Wobec czego Horia kupił jeszcze dwie butle.

- Co s tobą i s siostrą? - spytała wstawiona konkretnie Ela.
- Nie kumam - odparła van Galarescu.
- Nie focha się za naszą znajomość? - dopytała blondynka.

            Ela pokiwała twierdząco głową.

- Wiecie - zaczęła nieśmiało szlachcianka - Sophie jest impulsywna. Taki już urok dziedziczek Portu Rumowego. Joanna, to znaczy matka, też taka była i w sumie dalej jest - opowiadała - pomimo tego siostrę ma tylko jedną. Wybaczyła dość szybko, a przynajmniej szybciej niż się tego spodziewałam.
-Wypijmy za to! - ryknął Romuald.

            Wyjątkowo wszyscy zgodzili się z jego propozycją. Opróżnili resztki swoich glinianych kubków. Następnie on sam pogrążył się w monologu o nieszczęśliwym żywocie dziedziców fortun i przewodnictwa wielkim rodom Rumlandii. Mało kto jednak go słuchał. Horia obściskiwał się już w tym czasie z ukochaną. Andrea poszła do wychodka. Karolina postanowiła coś jeszcze zjeść. Natomiast najmłodsza w całym towarzystwie Tamara zgodziła się na taniec z jakimś przystojnym nieznajomym.

            To właśnie z nim miała się bawić przez resztę wieczoru. Wobec tego przykry obowiązek dopilnowania panicza van Winescu spoczął na barkach jej blondwłosej przyjaciółki. Ta niechętnie, ale jednak, zajęła się wysłuchiwaniem jego żalów, przytakiwaniem oraz popijaniem coraz słabszych drinków.

- Nasza mała dobrze się bawi - zauważył Horia i wskazał na parkiet.

            Tamara pląsała tam w dalszym ciągu z nieznanym im chłopakiem, który w tańcu gładził jej plecy, a drugą ręką ugniatał jej pupę. Rozochocona alkoholem oraz buzującymi w niej hormonami dziewczyna nie miała nic przeciwko temu.

- Chyba nie pozwolimy jej szybciej od nas skończyć w... - resztę zdania skończyła szeptem do ucha Amaranescu, po czym z chichotem opuścili "Trójkolorową".

            Pozostali bawili się dalej lub spali - jak Romuald - kiedy Tamara zgodziła się wraz z Falkiem, bo tak miał na imię jej partner, iść piętro wyżej...

- Któżby się tego spodziewał - powiedziała Karolina Andrea.
- Na pewno nie ty... - zakpiła Andrea.

czwartek, 23 czerwca 2016

1. W Rumlandii



"Doświadczenia - nazwa jaką nadajemy naszym błędom"
Oskar Wilde
 
Rozdział 1
W Rumlandii

            Odkąd dwa lata temu dwudziestoczteroletnia Jun Tao przekroczyła granicę Rumlandii, bardzo długo nie potrafiła znaleźć dla siebie miejsca w tym kraju. Najpierw przemieszczała się od wioski do wioski, żyjąc dzięki temu, co podarowali jej ludzie dobrej woli. Następnie udała się do Stepowych Pól. Żyła tam przez około pół roku.

            Stepowe Pola były największym rumlandzkim miastem przy południowej granicy kraju. Władanie nad nim od wielu pokoleń sprawował ród van Petescu. Będącym herbem rodu biały sokół na niebieskim tle dobrze oddawał sposób w jaki sprawowali swój urząd van Petescu. Robert, obecny namiestnik miasta, był już człowiekiem w sile wieku, lecz wciąż miał bardzo młodych synów. Z kolei jego brat był obecnie najbardziej cenionym generałem w całym kraju. Po sukcesach w wojnie domowej, objął piecze nad wojskami na północ od stolicy. Aktualnie pochłonięty był zwalczaniem szkodliwej działalności Skandynawów oraz Ordyńców w tym regionie oraz... sprawą Lena Tao.

            Brat Jun, Len podczas bratobójczych walk, zakończonych około trzy lata temu wypracował sobie renomę, dzięki której stał się znany w całym państwie. Błyskawicznie piął się po szczeblach armijnej drabiny, aż do czasu, gdy dwa lata temu dokonał morderstwa kilku pachołków namiestnika Norfdamu. Po czym postanowił pozbawić życia także jego. Do Jun docierały różne informacje na ten temat, sama jednak nie wiedziała co o nich myśleć.

            To właśnie z powodu brata musiała opuścić Stepowe Pola. Kilkoro osób nie zgadzało się z tolerowaniem siostry "mordercy" w ich mieście, w związku z czym postanowili obrzydzić jej życie. Chociaż Robert van Petescu oferował kobiecie pomoc w ostatecznym rozwiązaniu tego problemu, ta postanowiła, że nie chce aby jej nazwisko było powodem przelewania krwi kolejnych osób. W związku z tym dręczyciele odtrąbili sukces, a ona przeniosła się do leżącej niedaleko, na granicy Rumlandii, Księstwa Srebrnej Armii oraz Imperium Południowego, nad rzeką Danube, Twierdzy Kresowej.

            Twierdza była siedzibą rodu van Kresuescu. Zbudowana była w kształcie symetrycznego pięciokąta. W każdym kącie znajdowała się wąska, strzelista wieża typu stołp. Wewnątrz znajdował się zespół budynków mieszkalno- warownych, z których wyrastał donżon, górujący nad pozostałymi wieżami swoim rozmiarem. Na jego szczycie - jak i pozostałych wież - powiewały chorągwie rodów panujących w kraju oraz twierdzy. Były to szary wilk w koronie na jasnoczerwonym tle oraz biały szakal na czerwonym tle w białym, okrągłym obramowaniu.

            Głową rodu van Kresuescu był Józef. Silny, niezależny od niemal nikogo, kompletnie już siwy, stary szlachcic. Jun nie  miała okazji go poznać jak do tej pory, lecz udało się jej to z jego córką oraz dwójką synów. Danuta, bo tak nazywała się jedyna potomkini Józefa miała duże zielone oczy, w których często grały wesoły ogniki. Miała ładną buzię, spory biust oraz kształtną sylwetkę. Długie blond włosy ostatnimi czasy coraz częściej związywała w koński ogon. Liczyła sobie już około 35 lat. Synowie Denis oraz Józef Junior byli do siebie bardzo podobni fizycznie, lecz kompletnie różni pod względem charakterów. Obaj byli krótko ostrzyżonymi blondynami o zielonych oczach. Każdy z nich był muskularny, wysoki, opalony oraz nad wyraz silny. Denis van Kresuescu był jednak strachliwy, postępował rozważnie, unikał zbędnego ryzyka, często chował się za plecami silniejszych od siebie ludzi. Jego młodszy brat natomiast zdawał się nieustraszony. Nigdy nie odmawiał sparingu w szermierce, marzył o karierze wojennej, skoro zgodnie z zasadami starszeństwa to Denis miał objąć stanowisko namiestnika Twierdzy Kresowej po nieuniknionej śmierci ich ojca w przyszłości. Józef Junior decyzje podejmował pod wpływem impulsów oraz emocji. Unikał przydługiego rozmyślania nad długofalową strategią działań etc. To właśnie jego stary ojciec, pomimo niespełna dwudziestu lat uczynił dowódcą garnizonu. Spora różnica wieku pomiędzy najmłodszym dzieckiem, a najstarszym nie była niczym dziwnym nie tylko w tym regionie kraju, ale także na całym kontynencie.

            Jun poznała pociechy Józefa van Kresuescu niedługo po swoim przybyciu do ich siedziby. Nauczona czasem spędzonym w pobliskim mieście początkowo nie ujawniała swojego nazwiska. Pracowała wtedy jako praczka u jedynego przemysłowca w twierdzy. Kiedyś zanosząc pranie swojemu szefowi weszła do jego gabinetu, kiedy wizytowała go córka namiestnika Twierdzy Kresowej wraz z jednym z braci. Usłyszawszy kilka pochlebnych opinii o Lenie z ust kobiety, ujawniła swoje nazwisko i pochodzenie. Dziedzice Józefa natychmiastowo zabrali ją do komnat ojca, gdzie przeszła przesłuchanie prowadzone przez Dankę. Kobieta - jak się okazało - poznała Lena i spędziła w jego chorągwi trochę czasu. W związku z tym mogła zweryfikować czy Jun na prawdę zna swojego brata i wie o nim więcej niż mówią plotki. Jak się okazało chłopak nie zmienił się aż na tyle by uznać, że Tao nie ma o nim informacji z pierwszej ręki. Dzięki temu zielonowłosa została jedną z pracownic namiestnika miasta. Początkowo zajmowała się pomaganiem w kuchni, lecz potem została sprzątaczką, żeby ostatecznie awansować i zajmować się sprawdzaniem stanów magazynów z żywnością. Szło jej to całkiem dobrze, dopóki nie okazało się, że Danuta ma jakieś swoje tajemnice związane z jej bratem i jeszcze kilkoma innymi osobami.

            Jednego z dni jak co dzień udała się do jednego z podmiejskich spichlerzy. Upewniła się, że stany mąki i pszenicy utrzymują się na adekwatnym poziomie. Zagłębiła się w magazynie, kiedy poczuła czyjąś dłoń spoczywającą na jej talii. Zaskoczona tym zjawiskiem, nie zdążyła zareagować nim owa kończyna przesunęła się delikatnie na pośladek kobiety.

- Zostaw mnie! – warknęła odwracając się.

            Tuż przed nią stała córka namiestnika miasta we własnej osobie. Ubrana była w skąpą, krótką sukienkę, z głęboko wyciętym dekoltem. Włosy miała rozpuszczone, a oczy jej się szkliły. Jun poczuła się niepewnie.

- Co robisz? – spytała ostrożnie.

            Dłoń trzydziestoparolatki wciąż spoczywała na jej tyłku. Z tego też powodu znajdowały się niebezpiecznie blisko siebie.

- Dotykam cię – odparła rozbrajająco szczero Danuta.
- Po co? – dopytała zszokowana zielonowłosa.

            Van Kresuescu zaśmiała się głośno.

- Taka duża, a wciąż nie wie skąd się biorą dzieci…
- Kobiety nie mogą mieć ze sobą dzieci! – zaprotestowała gwałtownie.
- Pomimo tego próby na całym świecie trwają – tłumaczyła wciąż się śmiejąc.

            Jun pojęła, że tamta bawi się z nią w dziwną grę.

- Dlaczego to robisz?
- Nigdy jeszcze nie miałam rodzeństwa.
- Nie rozumiem.

            Nim usłyszała odpowiedź, dłoń kobiety przesunęła się w górę. Dotarła aż do łopatki. Pogłaskała ją lekko.

- Wiesz, kiedy byłam w obozie twojego brata – przesunęła dłoń na policzek i potarła lekko – nie tylko pomagałam mu… to znaczy… pomogłam mu stać się facetem.

            Tao poczuła jak źrenice się jej rozszerzają.

- Byliście razem? – wypaliła zszokowana.
- Ruchaliśmy.

            Jun poczuła jak szczęka jej opada. Nie mogła w to uwierzyć. Jej brat w relacjach wyłącznie intymnych i to z o wiele starszą od siebie szlachcianką. Coś jej w tym nie pasowało. Nie mogła w to uwierzyć.

- Kłamiesz – syknęła słabym głosem.
- Skądże znowu – zaprotestowała nonszalancko Danka – wiesz jak fajnie smakuje jego penis?

            Zielonowłosa nie kontrolowała swojego zachowania. Jej ręka pokierowała się instynktownie i mimowolnie uderzyła panią van Kresuescu w policzek. Zostawiła na nim zaczerwieniony ślad.

- Ostra jesteś – szepnęła Danuta.
- Jeszcze słowo, a za siebie nie ręczę! – krzyknęła Tao.
- Już nad sobą nie panujesz – zauważyła celnie kobieta.

            Tao nie odpowiedziała.

- Chcesz usłyszeć jeszcze coś na temat swojego brata w łóżku, a może sama to wiesz i nie chciałaś się przyznać do tego, że wiesz coś o tym – bełkotała chaotycznie.

            Została za to spoliczkowana po raz kolejny. 

- Zaczynam mieć na ciebie coraz większą chęć.
- Zamknij mordę! – ryknęła Jun.
- Sama mi ją zamknij – zaproponowała Danuta – na przykład ustami…
- Och ty… - Tao nie zdążyła dokończyć.

            Wargi Danki wpiły się jej usta, a język wtargnął agresywnie do środka. Nie była w stanie się od niej oderwać, chociaż chciała. Zirytowana i pobudzona postanowiła się wyżyć na ustach blondynki. Rozpoczęła oddawanie pocałunków. Niemal wgryzała się w usta kochanki.

- Spodobało ci się suczko – syknęła Danuta.

            Na chwilę na siłę kobieta odepchnęła rozpaloną Jun. Ta spojrzała na nią trwożnie. W jej oczach po chwili zagościło niezrozumienie. Czy zrobiła coś źle? Danka w tym czasie przygryzła seksownie wargi. Tego było zbyt wiele. Jun doskoczyła do kobiety i wepchnęła jej dłonie pod kieckę. Zacisnęła je na kształtnych pośladkach kobiety i zaczęła masować. Ponownie połączyły się w namiętnym pocałunku.

            Wizytacja magazynu przedłużyła się o dobre dwie godziny.  Jun w tym czasie przekonała się, że liczba wygodnych skrzyń się zgadza, a  blat dużego stołu spełniają jej najnowsze standardy.

- Wiesz… - zaczęła Danuta kiedy leżały nagie i przytulone do siebie na blacie – nie sadziłam, że ulegniesz mi tak łatwo – powiedziała ściągając dłoń Jun ze swojego obojczyka.
- Co?
- Mówiłam ci, że nigdy nie miałam rodzeństwa.
- Co?! – Tao niemal wrzasnęła.
- Jesteś łatwiejsza nawet od brata – kpiła blondynka.
- Ty dziwko! – tym razem Jun nie opanowała głosu i ryknęła.
- Kto to mówi? – ponownie zakpiła Danuta i zgrabnie zsunęła się ze stołu.

            Jun usiadła i podniosła kolana. Objęła je ramionami i siedziała tak, kiedy jej ex- kochanka ubierała się. Bez reakcji pozostawiła fakt, iż blondyna nie założyła stanika. Siedziała tak nawet wtedy, gdy tamta zmierzała już do wyjścia. Będąc tuż przy nim, zatrzymała się. Odwróciła do Jun i powiedziała:

- Masz i się ciesz suczko – po czym rzuciła do niej stanik.

            Tkwiła tak jeszcze długo po opuszczeniu przez van Kresuescu budynku. Nie wiedziała co ze sobą zrobić. Czuła się upokorzona i zła. Wściekła na siebie z powodu tego jak łatwo dała się podejść starszej kobiecie. Po raz pierwszy od dzieciństwa była też zła na Lena, który zawinił jej wcześniejszym uwodzeniem kobiety, po czym widocznie pozostał jej uraz i wykorzystała Jun do rewanżu. Po kilku godzinach była już pewna, że to dlatego kobieta się nią zainteresowała.

            Nie wiedziała co ze sobą zrobić. Czuła się także upokorzona. Zdawała sobie sprawę, że Danuta rozpowie wszystkim o tym co zaszło między nimi, gdy tylko nadarzy się ku temu okazja lub zacznie sądzić, że będzie mogła coś ugrać szerząc prawdę o dzisiejszym zajściu. W tym momencie przez chwilę cieszyła się, iż Len jest zamknięty w lochach Norfdamu. Chwilę później oczywiście zganiła się za tę myśl, ale niesmak pozostał. Po kolejnej chwili przeraził ją fakt „przygody” z kobietą. Do tej pory uważała się bowiem za stuprocentową heteroseksualistkę. Postanowiła sprawdzić swoje uczucia wobec mężczyzn przy pierwszej lepszej okazji, kiedy będzie miała pewność, że nie zostanie to wykorzystane przeciwko niej albo jej bliskim.

            Wreszcie utwierdziła się w przekonaniu o konieczności opuszczenia miasta. Jak postanowiła tak zrobiła. Powoli, dumając nad własnym upadkiem, ubrała się. Droga do mieszkania upłynęła jej o wiele szybciej niż zwykle. Migiem znalazła dwie duży torby, która zapełniła ubraniami i niewielkim zapasem jedzenia i picia.

            Poczekała na zmierzch. Wraz z naturalnym sojusznikiem wszystkich w jej sytuacji opuściła mury miasta. Szła powoli, starała się nie wzbudzać podejrzeń co do swojego zachowania. Próbowała uniknąć też miejsc, w których bywali ludzie znający ją.

            Bez problemów wyszła z miasta. Szła potem jeszcze kilka godzin. Doszła do jednej z wiosek. Miła, starsza             gospodyni pozwoliła jej przespać się na sianie w stodole. Odpoczywała kilka godzin i już była gotowa iść dalej – co też niezwłocznie uczyniła.

            Na dłużej zatrzymała się dopiero we wiosce dwa dni później. Był w niej bardzo ładny dwupoziomowy dworek. Na piętrze miał całkiem ładny – wg Jun – wsparty na białych marmurowych kolumnach taras. Pomiędzy nimi znajdowały się stare, pomalowane na mahoniowo, dębowe drzwi. Duże okiennice wpuszczały wewnątrz ogromne ilości światła. Zamykane od zewnątrz okiennice zrobione były z drewna jodłowego. Przed drzwiami stało dwoje kosynierów w zielonych ubraniach, na które naciągnęli pomalowane na ten sam kolor kolczugi.

            To właśnie tam Jun postanowiła poszukać szczęścia. Podeszła niespiesznym, acz zdecydowanym krokiem. Nim doszła do dębowych drzwi, skrzyżowały się przed nimi dwie postawione na sztos kosy.

- O co chodzi? – spytała uprzejmie.
- Dokąd to? – odwarknął jeden z nich.
- Do środka.
- Do środka to ja mogę tobie wejść – burknął nieprzyjemnie drugi.
- Pracy szukam.
- Postaw mi… - zaczął jeden, ale przerwał mu cios w policzek od Tao.

            Jej zachowanie zszokowało ich, ale w dalszym ciągu nie chcieli wpuścić jej do środka. 

- Co tam się dzieje? – rozległ się kobiecy głos za drzwiami.
- Jakaś baba się awanturuje!- ryknął strażnik.
- Wcale nie baba! – zapiszczała zielonowłosa.
- Wpuśćcie ją – polecił gniewnie głos zza drzwi.

            Kosynierzy niechętnie otworzyli wrota. Za nimi stała kobieta w mniej więcej tym samym wieku co Tao. Miała krótkie, sięgające tuż za ucho włosy w kolorze kasztanów. Ubrana była w skromny, typowo wiejski strój dla kobiet w Rumlandii. Za nią stał nieco starszy, ścięty niemal na zero mężczyzna. Ubrany był w szerokie, beżowe spodnie oraz białą koszulę. Co ciekawe przy spodniach miał szeroki pas, do którego przymocowaną miał pochwę, a w niej krótki – lecz szeroki – miecz. Oboje nosili obrączki.

- Kim jesteś? – spytał mężczyzna.
- Jun Tao – ukłoniła się po damsku.
- Kojarzę skądś to nazwisko – stwierdził.
- A ja imię – dodała jego żona- wejdziesz? – zaprosiła Jun przyjaznym gestem do środka.

            Usiedli wspólnie w salonie. Urządzony był w typowo wiejskim stylu. Pani domu przyniosła w dzbanku parującą jeszcze herbatę. Pogawędzili chwilę. Tao postanowiła być wobec nich niemal zupełnie szczerza – zataiła tylko przyczyny swojego opuszczenia Twierdzy Kresowej.

- Chciałabyś u nas pracować? – zaproponowała Sylvia.
- Serio pytacie? – wypaliła Jun, a gospodarz potwierdził skinięciem głowy.