"W grze o tron zwycięża się albo umiera"
Cersei Lannister, Gra o Tron
Rozdział 16
Cień (R)róży
Ostatnie
tygodnie były wyjątkowo kiepskie dla pułkownika Denisa van Nicolescu. Najpierw
fiaskiem zakończył się pomysł wysłania do Rumlandii kilka zaufanych ludzi wraz
z ambasadorką Ordy, Lucy Thai. Co prawda ośmioro ludzi wyruszyło do swojej
ojczyzny wraz z przewodnikiem danym ich przez panią ambasador, jednak tuż po
przekroczeniu granicy natknęli się na znaczny oddział lekkiej kawalerii
patrolującej teren wokół wioski, którą Denis spalił uciekając do chana. Wioska
ta była teraz odbudowywana i przyznano jej obstawę w postaci drużyny lekkiej jazdy.
Z jatki urządzonej przez wojsko wierne królowi Marcowi, powrócił tylko ciężko
ranny Ordyniec, który umarł dwa dni później. Następnie część rumlandzkiej
eskorty, będąc na wypadzie do miasta, uchlała się i wdała w awanturę. W jej
wyniku życie utraciło kilkoro Ordyńców - w tym mała dziewczynka. W rezultacie
chan skazał na szubienicę będących wtedy w mieście wartowników księcia Filipa Z
kolei w wyniku innych dziwnych wydarzeń, takich jak zatrucia, zazdrosna dziwka
itp. życie straciło kolejnych kilku. Koniec końców świta Filipa skurczyła się
do 10 wartowników, komunistycznej markietanki oraz Denisa i Anny van Nicolescu.
Tuhaj
chciał żeby Rumladczycy zaczęli działać coś przeciw rządzącemu w ich kraju
królowi. Nie dawniej jak wczoraj dotarły
tu informacje o planach stworzenie przez Marca jednostek ciężkiej kawalerii,
która mogła znacząco utrudnić życie Ordyńcom, gdyby ci toczyli wojnę ze słabym
jak do tej pory sąsiadem. Denis coraz częściej odnosił wrażenie, że chan po
cichu planuje najechać na Marca i odebrać mu sporą część terytorium. Wnioskował
to z tego, że Orda żyjąca w pokoju z sąsiadami od około 20 lat jest obecnie
przeludniona i Tuhaj poszukuje miejsca do osadzenie przez nadmiar swoich
rodaków. Tereny przygraniczne idealnie się do tego nadawały. Co więcej wczoraj
jeden z gwardzistów Filipa imieniem Józef przysięgał, że widział jak z komnaty
audiencyjnej chana wychodzi delegacja z Państwa Czarnej Wrony, w tym jedna z
kobiet miała być ambasadorką w Rumlandii. O czym miała by rozmawiać z Tuhajem
jeśli nie o ojczystym kraju pułkownika? W każdym razie Denis miał dowiedzieć
się o tym kolejnego dnia.
Wczesnym
rankiem, kiedy pułkownik jeszcze spał, jego żona wyszła do jednego z medyków
sprawdzić czy z ich dzieckiem jest wszystko w porządku. Denis spał jeszcze
smacznie, gdy do jego pokoju ktoś wtargnął zamykając za sobą drzwi z trzaskiem.
Pułkownik natychmiast otworzył oczy i naciągnął na siebie mocniej pierzynę,
albowiem z korytarza powiało chłodem. Zważywszy na fakt, że spał ubrany tylko w
dół od piżamy zrobiło mu się nagle bardzo zimno. Rozejrzał się po pokoju. Stało
w nim troje mężczyzn w czarnych płaszczach i kobieta około czterdziestki. Na
głowach mieli kapelusze z pawim piórem, a przy pasach błyszczące szpady. Przód
ich peleryn zdobił duży, haftowany srebrną nicią krzyż. Kobieta natomiast
ubrana była w obcisłą czarną spódniczkę i garsonkę z pięknym dekoltem w tym
samym kolorze, pod którym miała jedwabną koszulę. Miała też kruczoczarne włosy,
spięty z tyłu w drobny kok. Na oczach miała okulary. Ogólnie nie należał do
szczególnie wysokich, lecz nosiła niezwykle rzadko spotykane w Rumalndii
szpili. W całym tym kostiumie wyglądała niezmiernie
seksownie. Dekolt jej garsonki wypchnięty był do przodu, co sugerowało, że
ściska bardzo dokładnie jej duże cycki. Denis zamyślił się na moment,
uświadomiwszy sobie ten fakt. Starał się wyobrazić sobie kobietę nago.
Zważywszy na wczesną porę dnia, wywołało to u niego poranną erekcję. Kobieta
nie zauważyła tego z powodu grubej pierzyny przykrywającej Denisa.
- Kim jesteście? - zapytał w końcu, dalej patrząc
się w dekolt kobiety.
- To jest pani Lisa Anger, która będzie niedługo
ambasadorką w Rumlnadii - oświadczył jeden z mężczyzn - a my jesteśmy jej
wartownikami - powiedział z dziwnym błyskiem w oku - a ty jesteś wygnańcem z
własnej ojczyzny - kontynuował żołnierz.
Denis nachmurzył się na te słowa, ale wiedział już,
że słowo Józefa są prawdziwe. Oznaczało to, że Tuhaj może stać się ich gorszym
sprzymierzeńcem niż był do tej pory. Mimo wszystko, Denis dalej nie wiedział
czego chcą od niego przybysze wraz z piękną panią ambasador.
- Czego chcecie? - zapytał zerkając na ścianę,
starając się nie patrzeć na Lisę.
- Pogadać o przyszłości i teraźniejszości - odparł
ten sam żołdak.
Van
Nicolescu rozejrzał się po ich twarzach zdezorientowany. Niestety, nikt nie był
skłonny dać mu jakiś sygnał czego powinien się spodziewać po tej konwersacji.
Wpadł, jednak na pomysł jak może wyjść z tego obronną ręką...
- Mogę się ubrać? - spytał naiwnie.
- Nie przeszkadzamy panu oficerowi chyba w tym -
zakpiła Anger.
- Niee - tylko tyle był w stanie bąknąć w
odpowiedzi. Zawstydzony zrzucił z siebie pierzynę i wstał. Podniósł z fotela
koszulę, którą nosił poprzedniego dnia. Zapiął ją w mig. Zwrócił wzrok na
gości, ci rozglądali się po mieszkaniu Denisa i jego żony, nie zważając na jego
obecność. Nie wiele myśląc zrzucił portki w dół i przyodział się w świeżą
bieliznę. Na nią naciągnął wełniane, brązowe spodnie. Stał boso przed gośćmi i
czekał na dalszy rozwój zdarzeń.
Lisa
usiadła na fotelu zajmowanym uprzednio przez koszulę pułkownika. Założyła
prowokująco nogę na nogę i mimowolnie mrugnęła długimi rzęsami. Denisowi
zrobiło się gorąco na jej widok. Panicznie odwrócił wzrok i znalazł dzban z
wodą. Wypił haust z gwinta i poczuł się nieco spokojniejszy.
- Wyjaśnicie mi łaskawie cóż to za zaszczyt mnie
spotkał? - zapytał siląc się na ironię, kiedy usiadł w fotelu na przeciwko
brunetki.
- A żebyś wiedział, że zaszczyt - odparł Lisa z
chytrym uśmiechem na twarzy.
Denis
zrobił kolejny raz zdezorientowaną minę. Bardzo liczył, że kobieta opowie mu
prosto i bez ściemniania po co do niego przybyła w asyście trójki strażników,
niestety jak przeczuwał nie będzie to łatwa rozmowa.
- Wiesz jaka jest sytuacja międzynarodowa na
kontynencie? - spytała Anger.
- Czerwoni tłuką się ze Złotymi - odparł cienia bez
namysłu.
- To jest tylko preludium - wtrącił ten sam żołnierz
co wcześniej.
- Cisza Tobiasie - warknęła Lisa - chociaż masz
rację - dodał - wkrótce kontynent zapłonie, coraz więcej na to wskazuje. Ty i
twój książę jesteście tu odcięci od wielu pożytecznych informacji, ale
gwarantuje ci, że Marc też ich nie ma. Tak wasz nowy król jest zbyt pochłonięty
swoim konwentem i planowaniem dalekosiężnych planów... - zrobiła krótką przerwę
- zbyt dalekich - powiedziała z naciskiem.
- Możesz mówić jaśniej? - zapytał skołowany Denis.
- Tak. Na zachodzie gra idzie o dominację nad całym
kontynentem. Tak samo jest w Czarnolesie. Czy wiesz ile żołnierzy mogą wystawić
czarnoksiężnicy?
Milczał.
Zrozumiawszy jego milczenie, Lisa sama sobie odpowiedziała.
- Około dwóch tysięcy, chociaż tak na prawdę wszyscy
czarnoksiężnicy mogą wyruszyć do walki, gdyż głównie dlatego parają się czarną
magią. Ich biali przeciwnicy zajmują się wszystkim tym co my, normalni ludzi.
Jednak czarnoksiężnicy mają od tego podwładnych. Magiczne istoty, które żyją na
terytorium ich pseudo-państwa. Całą populację tych wiedźm i bandytów szacuje
się na około 6 tysięcy. Białych jest zdecydowanie więcej, ale oni nigdy nie
byli zagrożeniem.
- Dwa pułki czarnych magów to nie zagrożenie -
żachnął się van Nicolescu - dobra szarża licznej kawalerii i nie ma ich.
Lisa
i jej towarzysze spojrzeli na niego jak na skończonego kretyna.
- Czarnoksiężnicy od lat nie szli w bój - zaczęła
ciepłym tonem Lisa - do walki mogą użyć prawie wszystkiego. Najpotężniejsi z
nich stworzą sobie liczne armie umarłych, które poślą do boju, a sami wspomogą
ich ostrzałem pozycji wroga z dala. Robią tak odkąd historia sięga pamięcią -
mówiła jak do małego dziecka - ci słabsi wyślą kamienne rzeźby, posągi i inne
martwe przedmioty. Miecz leżący koło ciebie może cię zabić za sprawą dobrze rzuconego
zaklęcia.
Rozległo
się pukanie do drzwi. Nim Denis zdążył odpowiedzieć do pokoju weszła jego żona
Anna. Wyraz zdziwienia na jej twarzy, był czymś czego stary oficer jeszcze u
niej nie widział. Źrenice zwęziły się gwałtownie, a twarz pobladła. Wyglądała
prawie jak żywy trup, zważywszy na to, iż ubrana była w blado pomarańczową suknię.
- Co się stało? - zapytał ją mąż.
- Kim oni są? Co robicie? Kim jest ta kobieta? -
Anna rzucała pytaniem za pytaniem.
- To są pani ambasador i jej towarzysze - odparł.
- Serio? - zapytała rumieniąc się.
- Tak - potwierdziła pani ambasador.
- Da nam pani chwilkę jeszcze? - dopytał jeden z
ochroniarzy Lisy.
Kiedy
Anna skinęła głową na potwierdzenie i wyszła, kobieta wreszcie zdawała się przejść
do rzeczy.
- Państwo Czarnej Wrony buduje silną koalicję, która
ma zdobyć hegemonię na kontynencie - mówiła nareszcie prosto - konkretne nazwy
poznasz w przyszłości, gdy będziesz gotowy i zdobędziesz nasze zaufanie - zapewniła
z uśmiechem i zmieniła ułożenie nóg. Ponownie w seksowny sposób je
przekładając. - wiedz, jednakże twój książę odgrywa w nich dużą rolę. Oferujemy
wam pomóc w odzyskaniu tronu, w zamian za hołd dla mojego monarchy i przejście
z garnuszka chana na nasz.
- Jak by się to miał odbyć?
- Zostaniecie tu, ale dostaniecie naszą protekcję -
odparła Lisa - zostawimy wam drużynę srebrnych krzyży i zapewnimy większą
niezależność od osoby Tuhaja.
Oferta
była wspaniałomyślna, lecz coś w niej nie pasowało Denisowi. Głowił się nad tym
przez krótką chwilę, nim wreszcie spytał.
- Co jeszcze chcecie w zamian?
- Całkowitą podległość wobec mojego pana - wyjaśniła
Lisa - teraz i w przyszłości. Będziecie prowadzić samodzielną politykę, ale
uznacie zwierzchnictwo mojego króla i jego weto będzie blokować wasze ustawy
itp.
- Musimy to przedyskutować...
- Książę to dzieciak - fuknęła z furią, wstając -
chce twojej odpowiedzi - rzuciła na bezdechu i polizała swoją górną wargę -
spotkasz się jeszcze za jakiś czas z kimś od nas, ale nie będzie to już taki
vip jak ja - dodała idąc w stronę drzwi - żegnaj panie pułkowniku - powiedziała
wychodząc.
Za
nią wyszli jej mężczyźni. Jeden z nich upuścił białą różę na próg drzwi. Denis
patrzył na nią otumaniony, kiedy do pomieszczenia wparowała jego żona. Tak się
zapatrzył, że spoglądał dalej na próg - nawet gdy Anna podniosła kwiat.
Trzymała go pod światło. Promienie Słońca padały na roślinkę, rzucając duży dzień
na ścianę. Denis ocknął się wreszcie, kiedy Anna uszczypnęła go w policzek.
- Co jest kochany? - spytała. Nie odpowiedział, więc
powiedziała: - przy róży był list.
Podała
mu go. Otworzył szybko kopertę. Nie wierzył w to co było tam napisane. Cienkie,
zgrabne, kobiece pismo informowało go, że córka jeden z Namada - jedyna ocalała
z pogromu rodziny - żyje i ukrywa się niedaleko granicy, bojąc się zapuścić
dalej na wschód. Biedna dziewczyna nie miała pojęcia komu może zaufać. Denis
nie dziwił się jej. Dalsza część listu była, jednak zbyt radykalna jak dla
niego.
- Muszę iść do księcia - oznajmił kobiecie znanej
kiedyś jako Rozwarta Dama.
- Jest zajęty.
- Co to znaczy?
Anna
zamiast odpowiedzi zrobiła przepraszającą minę. Denis nie wiedział o co chodzi.
Zachęcił kobietę do mówienie, głaszcząc ją po policzku.
- Jest z dziwkami.
- Co?
- Jeden z synów chana, wynajął mu dwie dziwki i
teraz się zabawiają.
- Poczekam - oświadczył.
Jak
zapewnił tak zrobił. Czekał. Nie robił, jednak tego marnotrawiąc czas. Rozłożył
na stole mapie i imaginował sobie kto z kim może zawrzeć sojusz zdolny podbić
cały kontynent. Wiedział na pewno, że będzie w nim Państwo Czarnej Wrony, coś
mu mówiło, że dołączą biali lub czarni magowie oraz jedna ze stron toczącego
się już konfliktu. Tylko kto jeszcze ich wesprze? Z ważniejszych graczy na
kontynencie pozostawały Kraj Białego Orła oraz Skandynawia. Tylko żadne z tych
państw jakoś nie pasowały do sytuacji geopolitycznej...
- Józef powie ci kiedy Filip będzie dostępny - głos
Anny sprowadził go na ziemię.
Żołnierz
przyszedł do swojego dowódcy kilkanaście minut potem.
- Książę Filip dostał list od swojego kuzyna Rafla -
zakomunikował pułkownikowi - mówi, że został teraz głową rodu na terenie kraju.
- Skąd wiesz? - zapytała Anna.
- Ten fragment przeczytał na głos...
- Dobrze - stwierdził van Nicolescu - w takim razie
prowadź.
Razem
doszli przed pobliskie drzwi na korytarzu. Denis przekroczył je sam. Zrobił to
niesłychanie cicho. Wewnątrz był tylko Filip. Ubrany był w aksamitny wams o
ciemnozielonym kolorze. Zgolone na łyso włosy, zaczęły mu powoli odrastać.
Obecnie miał już na głowie ciemnoblond szczecinę. Niebieskie oczy księcia
pozostawały bez wyrazu, aż do chwili gdy zdał sobie sprawę, że ktoś wszedł.
Natychmiast spojrzał bystro na oficera. Podszedł do niego i uściskał serdecznie.
Denis
dziwnie się czuł będąc ściskanym przez wyższego od siebie młodzieńca, mimo to
nie protestował dopóty, dopóki Filip nie przestał.
- Co się
stało wasza książęca mość? - zapytał wreszcie.
- Dostałem list od Ralfa.
- I co pan kapitan takiego w nim napisał? -
zainteresował się Denis.
Filip
spojrzał na niego podejrzliwie.
- Pisze, że zrobili go głową rodu - mówił - ale to
nie wszystko. Ten cholerny Marc mu nie ufa, dlatego namiestnikiem stolicy
zrobił swojego stryja Oskara - tu zrobił pauzę - Ralf jest kapitanem załogi
zamkowej, czyli ma pod sobą sporo wojów. Kiedy nadejdzie pora zdobędzie dla nas
zamek od środka - zakończył z zachwytem.
- To świetnie wasza miłość - odparł Denis - okazja
może nadejść już niebawem...
- Jak to? - spytał zdziwiony młodzieniec z
zainteresowaniem wartym nagiej kobiety.
I
Denis opowiedział mu o wizycie Lisy Anger wraz ze świtą i jej propozycji. Książę
zareagował ze spokojem o jaki nie podejrzewał go pułkownik. Cena korony za
wasalstwo wobec innego króla była czymś co w tym momencie mogło zawrócić w
głowie, ale Filip powiedział, że poczeka na rozwój wypadków i chce być przy
rozmowie z kolejnym oficjelem- wroną.
- Chociaż przyjąć drużynę srebrnych krzyży byłoby
warto, bo to elitarna formacja tamtego państwa - zakończył swój wywód.
- Ale to nie wszystko, mój książę - rzekł siwiejący
mężczyzna - zostawili też list, w którym podali lokalizację Róży Namada.
- Zabijemy kolejną córkę zdrajczyń - zaczynał
tryumfować blondyn.
- Nie.
Jedno
słowo pozbawiło dobrego nastroju Filipa. Chłopak zaczynał źle reagować na
sprzeciw od czasu zajścia z Lucy Thai i ludźmi Natalii Larsson.
- Śmiesz mi się sprzeciwić?
- Tam jest napisane, że mamy ją pojmać do niewoli.
- Po chuja?
- Wtedy otrzymamy dalsze informacje od wron i być
może przyślą nam tamtą obiecaną drużynę jako bonus.
Filip
popatrzył na niego jak na debila. Denis źle się czuł, kiedy kolejny raz w ciągu
upływu nawet nie połowy dnia, ktoś tak na niego patrzył.
- Na co czekasz?! - ryknął Filip - wysyłaj kogoś po
młodą Namadę. To rozkaz!
- Tak jest, ale za pozwoleniem - Denis nie wiedział
co o tym myśleć - czemu waszej mądrości tak zależy na tej drużynie.
- Srebrne krzyże to elitarna formacja Wron.
Większość krajów ma tylko jedną taką formację, np. u Skandynawów są to wikingowie,
u Orłów husaria, Imperium ma swoich ninja, Czerwoni tych pojebańców z Służby
Bezpieczeństwa Związku, Złoci mają hoplitów, srebrni ich odpowiednik i mógłbym
ci tak wymieniać do jutra.
- Jeśli wolno, a co było taką elitą w Rumlandii?
- Nie było żadnej...
- Ale będzie, gdy konwent przywróci ciężką
kawalerię.
- Nie - zaprzeczył Filip - Marc zrobił elitę z
chorągwi S.O.L.A.R kapitana Lena Tao...
- Niech go szlag.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz