środa, 3 września 2014

16. Cień (R)róży



"W grze o tron zwycięża się albo umiera"
Cersei Lannister, Gra o Tron
Rozdział 16
Cień (R)róży 

            Ostatnie tygodnie były wyjątkowo kiepskie dla pułkownika Denisa van Nicolescu. Najpierw fiaskiem zakończył się pomysł wysłania do Rumlandii kilka zaufanych ludzi wraz z ambasadorką Ordy, Lucy Thai. Co prawda ośmioro ludzi wyruszyło do swojej ojczyzny wraz z przewodnikiem danym ich przez panią ambasador, jednak tuż po przekroczeniu granicy natknęli się na znaczny oddział lekkiej kawalerii patrolującej teren wokół wioski, którą Denis spalił uciekając do chana. Wioska ta była teraz odbudowywana i przyznano jej obstawę w postaci drużyny lekkiej jazdy. Z jatki urządzonej przez wojsko wierne królowi Marcowi, powrócił tylko ciężko ranny Ordyniec, który umarł dwa dni później. Następnie część rumlandzkiej eskorty, będąc na wypadzie do miasta, uchlała się i wdała w awanturę. W jej wyniku życie utraciło kilkoro Ordyńców - w tym mała dziewczynka. W rezultacie chan skazał na szubienicę będących wtedy w mieście wartowników księcia Filipa Z kolei w wyniku innych dziwnych wydarzeń, takich jak zatrucia, zazdrosna dziwka itp. życie straciło kolejnych kilku. Koniec końców świta Filipa skurczyła się do 10 wartowników, komunistycznej markietanki oraz Denisa i Anny van Nicolescu.

            Tuhaj chciał żeby Rumladczycy zaczęli działać coś przeciw rządzącemu w ich kraju królowi. Nie dawniej jak  wczoraj dotarły tu informacje o planach stworzenie przez Marca jednostek ciężkiej kawalerii, która mogła znacząco utrudnić życie Ordyńcom, gdyby ci toczyli wojnę ze słabym jak do tej pory sąsiadem. Denis coraz częściej odnosił wrażenie, że chan po cichu planuje najechać na Marca i odebrać mu sporą część terytorium. Wnioskował to z tego, że Orda żyjąca w pokoju z sąsiadami od około 20 lat jest obecnie przeludniona i Tuhaj poszukuje miejsca do osadzenie przez nadmiar swoich rodaków. Tereny przygraniczne idealnie się do tego nadawały. Co więcej wczoraj jeden z gwardzistów Filipa imieniem Józef przysięgał, że widział jak z komnaty audiencyjnej chana wychodzi delegacja z Państwa Czarnej Wrony, w tym jedna z kobiet miała być ambasadorką w Rumlandii. O czym miała by rozmawiać z Tuhajem jeśli nie o ojczystym kraju pułkownika? W każdym razie Denis miał dowiedzieć się o tym kolejnego dnia.

            Wczesnym rankiem, kiedy pułkownik jeszcze spał, jego żona wyszła do jednego z medyków sprawdzić czy z ich dzieckiem jest wszystko w porządku. Denis spał jeszcze smacznie, gdy do jego pokoju ktoś wtargnął zamykając za sobą drzwi z trzaskiem. Pułkownik natychmiast otworzył oczy i naciągnął na siebie mocniej pierzynę, albowiem z korytarza powiało chłodem. Zważywszy na fakt, że spał ubrany tylko w dół od piżamy zrobiło mu się nagle bardzo zimno. Rozejrzał się po pokoju. Stało w nim troje mężczyzn w czarnych płaszczach i kobieta około czterdziestki. Na głowach mieli kapelusze z pawim piórem, a przy pasach błyszczące szpady. Przód ich peleryn zdobił duży, haftowany srebrną nicią krzyż. Kobieta natomiast ubrana była w obcisłą czarną spódniczkę i garsonkę z pięknym dekoltem w tym samym kolorze, pod którym miała jedwabną koszulę. Miała też kruczoczarne włosy, spięty z tyłu w drobny kok. Na oczach miała okulary. Ogólnie nie należał do szczególnie wysokich, lecz nosiła niezwykle rzadko spotykane w Rumalndii szpili. W całym tym kostiumie wyglądała  niezmiernie seksownie. Dekolt jej garsonki wypchnięty był do przodu, co sugerowało, że ściska bardzo dokładnie jej duże cycki. Denis zamyślił się na moment, uświadomiwszy sobie ten fakt. Starał się wyobrazić sobie kobietę nago. Zważywszy na wczesną porę dnia, wywołało to u niego poranną erekcję. Kobieta nie zauważyła tego z powodu grubej pierzyny przykrywającej  Denisa.

- Kim jesteście? - zapytał w końcu, dalej patrząc się w dekolt kobiety.
- To jest pani Lisa Anger, która będzie niedługo ambasadorką w Rumlnadii - oświadczył jeden z mężczyzn - a my jesteśmy jej wartownikami - powiedział z dziwnym błyskiem w oku - a ty jesteś wygnańcem z własnej ojczyzny - kontynuował żołnierz.

            Denis  nachmurzył się na te słowa, ale wiedział już, że słowo Józefa są prawdziwe. Oznaczało to, że Tuhaj może stać się ich gorszym sprzymierzeńcem niż był do tej pory. Mimo wszystko, Denis dalej nie wiedział czego chcą od niego przybysze wraz z piękną panią ambasador.

- Czego chcecie? - zapytał zerkając na ścianę, starając się nie patrzeć na Lisę.
- Pogadać o przyszłości i teraźniejszości - odparł ten sam żołdak.

            Van Nicolescu rozejrzał się po ich twarzach zdezorientowany. Niestety, nikt nie był skłonny dać mu jakiś sygnał czego powinien się spodziewać po tej konwersacji. Wpadł, jednak na pomysł jak może wyjść z tego obronną ręką...

- Mogę się ubrać? - spytał naiwnie.
- Nie przeszkadzamy panu oficerowi chyba w tym - zakpiła Anger.
- Niee - tylko tyle był w stanie bąknąć w odpowiedzi. Zawstydzony zrzucił z siebie pierzynę i wstał. Podniósł z fotela koszulę, którą nosił poprzedniego dnia. Zapiął ją w mig. Zwrócił wzrok na gości, ci rozglądali się po mieszkaniu Denisa i jego żony, nie zważając na jego obecność. Nie wiele myśląc zrzucił portki w dół i przyodział się w świeżą bieliznę. Na nią naciągnął wełniane, brązowe spodnie. Stał boso przed gośćmi i czekał na dalszy rozwój zdarzeń.

            Lisa usiadła na fotelu zajmowanym uprzednio przez koszulę pułkownika. Założyła prowokująco nogę na nogę i mimowolnie mrugnęła długimi rzęsami. Denisowi zrobiło się gorąco na jej widok. Panicznie odwrócił wzrok i znalazł dzban z wodą. Wypił haust z gwinta i poczuł się nieco spokojniejszy.

- Wyjaśnicie mi łaskawie cóż to za zaszczyt mnie spotkał? - zapytał siląc się na ironię, kiedy usiadł w fotelu na przeciwko brunetki.
- A żebyś wiedział, że zaszczyt - odparł Lisa z chytrym uśmiechem na twarzy.

            Denis zrobił kolejny raz zdezorientowaną minę. Bardzo liczył, że kobieta opowie mu prosto i bez ściemniania po co do niego przybyła w asyście trójki strażników, niestety jak przeczuwał nie będzie to łatwa rozmowa.

- Wiesz jaka jest sytuacja międzynarodowa na kontynencie? - spytała Anger.
- Czerwoni tłuką się ze Złotymi - odparł cienia bez namysłu.
- To jest tylko preludium - wtrącił ten sam żołnierz co wcześniej.
- Cisza Tobiasie - warknęła Lisa - chociaż masz rację - dodał - wkrótce kontynent zapłonie, coraz więcej na to wskazuje. Ty i twój książę jesteście tu odcięci od wielu pożytecznych informacji, ale gwarantuje ci, że Marc też ich nie ma. Tak wasz nowy król jest zbyt pochłonięty swoim konwentem i planowaniem dalekosiężnych planów... - zrobiła krótką przerwę - zbyt dalekich - powiedziała z naciskiem.
- Możesz mówić jaśniej? - zapytał skołowany Denis.
- Tak. Na zachodzie gra idzie o dominację nad całym kontynentem. Tak samo jest w Czarnolesie. Czy wiesz ile żołnierzy mogą wystawić czarnoksiężnicy?

            Milczał. Zrozumiawszy jego milczenie, Lisa sama sobie odpowiedziała.

- Około dwóch tysięcy, chociaż tak na prawdę wszyscy czarnoksiężnicy mogą wyruszyć do walki, gdyż głównie dlatego parają się czarną magią. Ich biali przeciwnicy zajmują się wszystkim tym co my, normalni ludzi. Jednak czarnoksiężnicy mają od tego podwładnych. Magiczne istoty, które żyją na terytorium ich pseudo-państwa. Całą populację tych wiedźm i bandytów szacuje się na około 6 tysięcy. Białych jest zdecydowanie więcej, ale oni nigdy nie byli zagrożeniem.
- Dwa pułki czarnych magów to nie zagrożenie - żachnął się van Nicolescu - dobra szarża licznej kawalerii i nie ma ich.

            Lisa i jej towarzysze spojrzeli na niego jak na skończonego kretyna.

- Czarnoksiężnicy od lat nie szli w bój - zaczęła ciepłym tonem Lisa - do walki mogą użyć prawie wszystkiego. Najpotężniejsi z nich stworzą sobie liczne armie umarłych, które poślą do boju, a sami wspomogą ich ostrzałem pozycji wroga z dala. Robią tak odkąd historia sięga pamięcią - mówiła jak do małego dziecka - ci słabsi wyślą kamienne rzeźby, posągi i inne martwe przedmioty. Miecz leżący koło ciebie może cię zabić za sprawą dobrze rzuconego zaklęcia.

            Rozległo się pukanie do drzwi. Nim Denis zdążył odpowiedzieć do pokoju weszła jego żona Anna. Wyraz zdziwienia na jej twarzy, był czymś czego stary oficer jeszcze u niej nie widział. Źrenice zwęziły się gwałtownie, a twarz pobladła. Wyglądała prawie jak żywy trup, zważywszy na to, iż ubrana była w blado pomarańczową suknię.

- Co się stało? - zapytał ją mąż.
- Kim oni są? Co robicie? Kim jest ta kobieta? - Anna rzucała pytaniem za pytaniem.
- To są pani ambasador i jej towarzysze - odparł.
- Serio? - zapytała rumieniąc się.
- Tak - potwierdziła pani ambasador.
- Da nam pani chwilkę jeszcze? - dopytał jeden z ochroniarzy Lisy.

            Kiedy Anna skinęła głową na potwierdzenie i wyszła, kobieta wreszcie zdawała się przejść do rzeczy.

- Państwo Czarnej Wrony buduje silną koalicję, która ma zdobyć hegemonię na kontynencie - mówiła nareszcie prosto - konkretne nazwy poznasz w przyszłości, gdy będziesz gotowy i zdobędziesz nasze zaufanie - zapewniła z uśmiechem i zmieniła ułożenie nóg. Ponownie w seksowny sposób je przekładając. - wiedz, jednakże twój książę odgrywa w nich dużą rolę. Oferujemy wam pomóc w odzyskaniu tronu, w zamian za hołd dla mojego monarchy i przejście z garnuszka chana na nasz.
- Jak by się to miał odbyć?
- Zostaniecie tu, ale dostaniecie naszą protekcję - odparła Lisa - zostawimy wam drużynę srebrnych krzyży i zapewnimy większą niezależność od osoby Tuhaja.

            Oferta była wspaniałomyślna, lecz coś w niej nie pasowało Denisowi. Głowił się nad tym przez krótką chwilę, nim wreszcie spytał.

- Co jeszcze chcecie w zamian?
- Całkowitą podległość wobec mojego pana - wyjaśniła Lisa - teraz i w przyszłości. Będziecie prowadzić samodzielną politykę, ale uznacie zwierzchnictwo mojego króla i jego weto będzie blokować wasze ustawy itp.
- Musimy to przedyskutować...
- Książę to dzieciak - fuknęła z furią, wstając - chce twojej odpowiedzi - rzuciła na bezdechu i polizała swoją górną wargę - spotkasz się jeszcze za jakiś czas z kimś od nas, ale nie będzie to już taki vip jak ja - dodała idąc w stronę drzwi - żegnaj panie pułkowniku - powiedziała wychodząc.

            Za nią wyszli jej mężczyźni. Jeden z nich upuścił białą różę na próg drzwi. Denis patrzył na nią otumaniony, kiedy do pomieszczenia wparowała jego żona. Tak się zapatrzył, że spoglądał dalej na próg - nawet gdy Anna podniosła kwiat. Trzymała go pod światło. Promienie Słońca padały na roślinkę, rzucając duży dzień na ścianę. Denis ocknął się wreszcie, kiedy Anna uszczypnęła go w policzek.

- Co jest kochany? - spytała. Nie odpowiedział, więc powiedziała: - przy róży był list.

            Podała mu go. Otworzył szybko kopertę. Nie wierzył w to co było tam napisane. Cienkie, zgrabne, kobiece pismo informowało go, że córka jeden z Namada - jedyna ocalała z pogromu rodziny - żyje i ukrywa się niedaleko granicy, bojąc się zapuścić dalej na wschód. Biedna dziewczyna nie miała pojęcia komu może zaufać. Denis nie dziwił się jej. Dalsza część listu była, jednak zbyt radykalna jak dla niego.

- Muszę iść do księcia - oznajmił kobiecie znanej kiedyś jako Rozwarta Dama.
- Jest zajęty.
- Co to znaczy?

            Anna zamiast odpowiedzi zrobiła przepraszającą minę. Denis nie wiedział o co chodzi. Zachęcił kobietę do mówienie, głaszcząc ją po policzku.

- Jest z dziwkami.
- Co?
- Jeden z synów chana, wynajął mu dwie dziwki i teraz się zabawiają.
- Poczekam - oświadczył.

            Jak zapewnił tak zrobił. Czekał. Nie robił, jednak tego marnotrawiąc czas. Rozłożył na stole mapie i imaginował sobie kto z kim może zawrzeć sojusz zdolny podbić cały kontynent. Wiedział na pewno, że będzie w nim Państwo Czarnej Wrony, coś mu mówiło, że dołączą biali lub czarni magowie oraz jedna ze stron toczącego się już konfliktu. Tylko kto jeszcze ich wesprze? Z ważniejszych graczy na kontynencie pozostawały Kraj Białego Orła oraz Skandynawia. Tylko żadne z tych państw jakoś nie pasowały do sytuacji geopolitycznej...

- Józef powie ci kiedy Filip będzie dostępny - głos Anny sprowadził go na ziemię.

            Żołnierz przyszedł do swojego dowódcy kilkanaście minut potem.

- Książę Filip dostał list od swojego kuzyna Rafla - zakomunikował pułkownikowi - mówi, że został teraz głową rodu na terenie kraju.
- Skąd wiesz? - zapytała Anna.
- Ten fragment przeczytał na głos...
- Dobrze - stwierdził van Nicolescu - w takim razie prowadź. 

            Razem doszli przed pobliskie drzwi na korytarzu. Denis przekroczył je sam. Zrobił to niesłychanie cicho. Wewnątrz był tylko Filip. Ubrany był w aksamitny wams o ciemnozielonym kolorze. Zgolone na łyso włosy, zaczęły mu powoli odrastać. Obecnie miał już na głowie ciemnoblond szczecinę. Niebieskie oczy księcia pozostawały bez wyrazu, aż do chwili gdy zdał sobie sprawę, że ktoś wszedł. Natychmiast spojrzał bystro na oficera. Podszedł do niego i uściskał serdecznie.

            Denis dziwnie się czuł będąc ściskanym przez wyższego od siebie młodzieńca, mimo to nie protestował dopóty, dopóki Filip nie przestał.

-  Co się stało wasza książęca mość? - zapytał wreszcie.
- Dostałem list od Ralfa.
- I co pan kapitan takiego w nim napisał? - zainteresował się Denis.

            Filip spojrzał na niego podejrzliwie.

- Pisze, że zrobili go głową rodu - mówił - ale to nie wszystko. Ten cholerny Marc mu nie ufa, dlatego namiestnikiem stolicy zrobił swojego stryja Oskara - tu zrobił pauzę - Ralf jest kapitanem załogi zamkowej, czyli ma pod sobą sporo wojów. Kiedy nadejdzie pora zdobędzie dla nas zamek od środka - zakończył z zachwytem.

- To świetnie wasza miłość - odparł Denis - okazja może nadejść już niebawem...
- Jak to? - spytał zdziwiony młodzieniec z zainteresowaniem wartym nagiej kobiety.

            I Denis opowiedział mu o wizycie Lisy Anger wraz ze świtą i jej propozycji. Książę zareagował ze spokojem o jaki nie podejrzewał go pułkownik. Cena korony za wasalstwo wobec innego króla była czymś co w tym momencie mogło zawrócić w głowie, ale Filip powiedział, że poczeka na rozwój wypadków i chce być przy rozmowie z kolejnym oficjelem- wroną.

- Chociaż przyjąć drużynę srebrnych krzyży byłoby warto, bo to elitarna formacja tamtego państwa - zakończył swój wywód.
- Ale to nie wszystko, mój książę - rzekł siwiejący mężczyzna - zostawili też list, w którym podali lokalizację Róży Namada.
- Zabijemy kolejną córkę zdrajczyń - zaczynał tryumfować blondyn.
- Nie.

            Jedno słowo pozbawiło dobrego nastroju Filipa. Chłopak zaczynał źle reagować na sprzeciw od czasu zajścia z Lucy Thai i ludźmi Natalii Larsson.

- Śmiesz mi się sprzeciwić?
- Tam jest napisane, że mamy ją pojmać do niewoli.
- Po chuja?
- Wtedy otrzymamy dalsze informacje od wron i być może przyślą nam tamtą obiecaną drużynę jako bonus.

            Filip popatrzył na niego jak na debila. Denis źle się czuł, kiedy kolejny raz w ciągu upływu nawet nie połowy dnia, ktoś tak na niego patrzył.

- Na co czekasz?! - ryknął Filip - wysyłaj kogoś po młodą Namadę. To rozkaz!
- Tak jest, ale za pozwoleniem - Denis nie wiedział co o tym myśleć - czemu waszej mądrości tak zależy na tej drużynie.
- Srebrne krzyże to elitarna formacja Wron. Większość krajów ma tylko jedną taką formację, np. u Skandynawów są to wikingowie, u Orłów husaria, Imperium ma swoich ninja, Czerwoni tych pojebańców z Służby Bezpieczeństwa Związku, Złoci mają hoplitów, srebrni ich odpowiednik i mógłbym ci tak wymieniać do jutra.
- Jeśli wolno, a co było taką elitą w Rumlandii?
- Nie było żadnej...
- Ale będzie, gdy konwent przywróci ciężką kawalerię.
- Nie - zaprzeczył Filip - Marc zrobił elitę z chorągwi S.O.L.A.R kapitana Lena Tao...
- Niech go szlag.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz