sobota, 22 czerwca 2013

13. Ministerialne poszlaki (Białe czy czarne cz.2)



Rozdział 13
                                      Ministerialne poszlaki (Białe czy czarne cz.2)          

                               Skutki imprezy Len odczuwał jeszcze następnego dnia. Nie sprawiało mu to żadnej satysfakcji. Nadal nie wykonał misji dla czarnoksiężnika, a do tego miał coraz większe wątpliwości nad jej sensem. W miarę tego im dłużej przebywał wśród tzw. białych magów, tym bardziej był po ich stronie wobec ewentualnego konfliktu z czarnoksiężnikami. tylko co tak na prawdę dawało im jego poparcie? W tym świecie nie miał żadnych wpływów. Jedynym pozytywnym skutkiem tamtej imprezy było pogłębienie relacji z Lisą i obietnica z jej strony - spotkanie z panią Green

                               Kilka dni po pamiętnej libacji, Lisa zaoferowała Lenowi spotkanie z jej mamą. Za pomocą znanego już chłopakowi czarodziejskiego proszku mieli przemieścić się do samego ministerstwa i tam udać się do odpowiedniego biura i być może poznać odpowiedzi na nurtujące Lena pytania.

                               Czas jaki pozostał - Lenowi - do tego dnia, dłużył się niemiłosiernie. Coraz więcej myślał o osobach pozostawionych przez niego w Twierdzy Dzikie Pola. Nie przyznałby się przed tym nikomu, ale... Tęsknił. Tak on, który sam o sobie mówił, iż ma serce z kamienia, a w jego żyłach płynie lód,  Nie potrafił sobie uświadomić, że te uczucie jest mu znane odkąd przybył do tego dziwnego świata. Od samego początku było mu brak kilku osób, m.in. siostry, przyjaciół, ducha towarzyszącego mu na Ziemi i jeszcze paru. 

                               Dni upływające przed dniem, który mógł ujawnić wreszcie dlaczego chłopak i jego przyjaciółka dotarli do Międzymorza, mijały Tao bardzo szybko. Spotykał się z Lisą i poznawał coraz lepiej uroki Hogsmeade. Nie zaspokajało to jego potrzeby poznania prawdy. Był to cel, który powoli ogarniał cały umysł chłopaka. 

                               Wreszcie nadszedł dzień, który mógł zadecydować o przyszłości i objaśnić przeszłość Lena. Tao wstał wcześnie rano i po zjedzeniu śniadania udał się prosto do domu Lisy. Dziewczyna powitała go w samych drzwiach. Jak wyjaśniła chciała mieć pewność, że gość  będzie w stanie adekwatny do wizyty w ministerstwie. Miało to przesłanki pogodowe, gdyż ta nie sprzyjała spacerom. Padał rzęsisty deszcz - przez kolejny dzień z rzędu - wiał silny, wschodni wiatr i było coraz zimniej. Dodatkowo dziewczyna znała zamiłowanie chłopaka do dziwnych - jak na magiczne standardy - strojów. 

- Pamiętasz jak sie zachowywać? - upewniła się Lisa, gdy znaleźli sie w salonie, gdzie znajdował się kominek, którym mieli przetransportować się.
- Jasne - odparł obojętnie Len.
- W takim razie ruszajmy - powiedziała radośnie panna Green.

                               Podeszła do kominka, rzuciła do niego odpowiedni proszek i krzyknęła:

- Ministerstwo Magii!

                               Coś trzasnęło, płomienie zapłonęły intensywniej i Lisa wskoczyła do kominka. Ponownie coś pyknęło i dziewczyna zniknęła. Lena powtórzył jej ruch i również opuścił w ten sam sposób dom Lisy i jej matki.

                               Chłopak poczuł szarpnięcie w okolicach żołądka, oczy same mu się zamknęły i zawirowało w głowie. Po kilku sekundach - gdy Len miał ochotę zwrócić wczorajszy obiad - poczuł jak wypada z kominka na twardą, kamienną posadzkę.

                               Po podniesieniu się z ziemi Len mógł rozejrzeć się, gdzie wylądowali. Znajdował się w olbrzymim pomieszczeniu. Pod jedną ze ścian stało kilkanaście dużych kominków, z których co chwila wyskakiwali ludzie, a inni podążali w odwrotną stronę. Pod drugą ścianą znajdowały się tablice - mnóstwo tablic - informacyjnych. Jak dowiedział się chłopak od Lisy, były to plany budynku, rozpiski kto kiedy i gdzie przyjmuje, ogłoszenia ministerstwa itp. Pod pozostałymi ścianami znajdowały się ławki, stoliki jak w ogródku piwnym i dwie budki, w których - jak zaobserwował Tao - sprzedawano napoje i zimne przekąski. W centralnym punkcie znajdowała się monumentalna fontanna. Zbudowana była z ciemnego głazu, a przedstawiała dwójkę ludzi - czarodzieja i czarownicę. Oboje byli uśmiechnięci i wysocy na kilka metrów. Czarodziej trzymał różdżkę skierowaną w górę, w wyciągniętej ręce. Za ich stopami znajdowało sie kilkoro magicznych stworzeń - już naturalnych rozmiarów. Były to koń o tułowiu i rękach człowieka, goblin z długimi uszami i palcami, włochaty stwór (wzrostu normalnego człowieka) z długimi pazurami i wystającymi z pyska kłami - wilkołak. Po bokach stał wampir i hipogryf - skrzyżowanie orła z koniem. Z kłów wampira, uszu goblina, pyska wilkołaka, łuku trzymanego przez syntezę konia i człowieka, i skrzydeł hipogryfa również tryskała woda. W samym zbiorniku wodnym błyszczało kilkanaście złotych monet.

- Chodź Len - powiedziała Lisa, która zjawiła się właśnie z sąsiedniego kominka.
- Prowadź.

                               Lisa zaprowadziła go do rozpiski przedstawiającą rozmieszczeniu poszczególnych biur, departamentów i innych działów magicznej administracji i sił zbrojno- porządkowych. dziewczyna wskazała dłonią na piętro nr 4 i archiwa ministerstwa.

- Tam ma czekać mama - rzekła.

                               Nie czekając na reakcje chłopaka, chwyciła go za nadgarstek i poprowadziła pomiędzy tablicami w kąt sali. Len po drodze intensywnie rozglądał się po sali wejściowej ministerstwa magii, nie mógł jednak znaleźć jakiegokolwiek wyjścia stąd.

- Jak dostaniemy się na 4 piętro - spytał.
- Ciii - uciszyła do dziewczyna, myśląc nad czymś - już wiem - powiedziała po chwili sama do siebie.

                               Podeszła do metalowej barierki, znajdującej się pod ścianą. Po kilkunasto sekundowych oględzinach, przemówiła:

- Dotknij tego i powiedz głośno numer piętra, na które chcesz się udać.

                               Len tylko skinął porozumiewawczo głową, gdy Lisa krzyknęła "Czwarte!", a następnie zdematerializowała się. Złotooki powtórzył tą czynność i również zniknął.

                               Zmaterializował się po ułamku sekundy na jakimś ponurym korytarzu. Pod ścianami znajdowały się rzędy masywnych dębowych lub ołowianych drzwi. Na każdych widniała tabliczka - informująca co jest w środku. Kilka metrów przed nim stała Lisa.
- Chodźmy! - powiedziała energicznie.

                               Poprowadziła Lena prawie do końca korytarza, gdzie na ołowianych drzwiach, które były jeszcze masywniejsze niż inne. W okolicach wizjera była przybita mała, pożółkła tabliczka z napisem "Archiwum:. Zapukała donośnie w drzwi i czekała. Len czekał wraz z nią w całkowitej ciszy. Przez kilka minut nic się nie działo, a chłopak tracił coraz bardziej cierpliwość.

- Gdzie ona jest? - warknął - gdzie jest ktokolwiek?!
- Spokojnie - odpowiedziała Lisa - już idą.
- Idą? - zdziwił się Tao.

                               Gdy tylko skończył mówić drzwi otworzyły się i rzeczywiście pojawiły się trzy osoby. Pierwszą wyglądała jak 20 lat starsza Lisa. Różniły się tylko kolorem oczu - Lisa ma piwne, a jej mama zielone. Ubrana była w czarną szatę, na piersi miała żółtą naszywkę z czarnymi literami "MM". Drugą osobą w identycznej szacie, była starsza pani. Miała długie siwe włosy i wiele zmarszczek na twarzy, a na nosie bardzo grube okulary. Z pewnością jej wzrok nie działał już tak sprawnie jak za dawnych lat. Len pomyślał, że tak właśnie musi wyglądać osobą zajmująca się pilnowaniem ministerialnych archiwów. Trzecią osobą był czarnoskóry mężczyzna, w średnim wieku z postępująca łysiną i krótko przystrzyżoną, kozią bródką. Ubrany był w jasno szarą szatę z identyczną jak u kobiet naszywką.

- O Lisa już jesteście? - zdziwiła się panna Green- to musi być twój kolega - dodała po chwili.
- Tak i tak - odpowiedziała młodsza blondynka.
- No cóż - zamyśliła się siwa pani - w sumie znaleźliśmy juz wszystko co potrzebujemy dziś. Możemy zaczynać pani Green?
- Myślę, że tak - odparła niepewnie starsza blondynka.
- Wszyscy do środka - zawyrokowała starsza pani.

                               Po przekroczeniu progu znaleźli się w pokoju przypominającym gabinet w typowym urzędzie. Mahoniowe biurko, fotel dla urzędnika z jednej strony, z drugiej niewygodne krzesło dla interesanta. Jakieś regały - pod ścianą. Trzy fotele przy małym stoliku pod drugą ścianą oraz para drzwi - pomalowanych na biało i szaro.

- Zostaniemy w moim gabinecie - powiedziała pani gospodarz - nie ma potrzeby wchodzić do archiwum.

                               Zajęła miejsce za biurkiem i wyjęła z niego parę opasłych ksiąg i kilka mniejszych. Len i rodzina Green usiedli na fotelach, a czarnoskóry mężczyzna otworzył drzwi o kolorze swojego munduru i wyszedł.

- Jack ochrania archiwum - wyjaśniła pani Green - poczeka w swoim gabinecie podczas tej rozmowy. To - tu wskazała na starszą panią - jest pani Alice McKeane, prowadzi archiwum i sprawuje nad nim nadzór...
- Możemy już przejść do rzeczy - przerwała jej McKeane.
- Więc chłopcze możesz nam wyjaśnić po co się tu zebraliśmy - powiedziała matka Lisy.
- To panie nie wiedzą? - spytał zszokowany Tao.
- Wiedzą, ale miło by było gdyby usłyszały to od ciebie - odpowiedziała Lisa.
- Razem z moją znajomą Tamarą trafiliśmy tu z innego... - zaczął Len - świata? wymiaru? nie wiem jak to nazwać. Nie wiemy też jak to wytłumaczyć. Chciałbym dowiedzieć się jak i po co tu trafiliśmy - wyjaśnił - właśnie po to się tu zebraliśmy, drogie panie.
- Lisa powtórzyła mi to wcześniej, a ja przy ogromnej pomocy pani McKeane, która jest niezastąpiona w takich sytuacjach, znaleźliśmy coś co może ci tzn. wam pomóc - odparła pani Green.
- Wspaniale - rzekł uradowany Len - słucham więc pań.
- Nie tak szybko młodzieńcze - Alice McKeane skarciła zapędy chłopaka - najpierw parę pytań.
- A jeszcze wcześniej informuję cię, że musisz nam mówić prawdę i tylko prawdę - pouczyła go Green - myślę, że z tym nie będzie kłopotu z uwagi na ciężar sprawy.
- Tak jest - odrzekł Len.
- Dobrze - potaknęła gospodyni - czy pamiętasz ostatnie dni przed przybyciem do naszego Międzymorza?
- Nie.
- Kim byłeś na Ziemi? Czym się zajmowałeś?
- Potrafiłem łączyć się z duchami, byłem szamanem.
- Czy byłbyś w stanie oddać za kogoś życie?

                               "W zasadzie już nie raz znajdowałem się w takich sytuacjach" - pomyślał Len - "ale czy mogę lub będę w stanie o tym powiedzieć? Mam serce z kamienia i takie rzeczy mam wygadywać? A co z lodem w żyłach?" - zastanawiał się chłopak.

- Len? - szepnęła Lisa, co otrzeźwiło złotookiego.
- Taaak - wybąkał Len, czując drżenie głosu.
- Odpowiedź! - ponagliła go McKeane.
- Właśnie jej udzieliłem - odparł przesłuchiwany.
- Tyle mi wystarczy - zakończyła kobieta,
- Może przedstawi nam pani jakieś rezultaty? - spytał Len, wstając.
- Spokojnie jak na wojnie młody człowieku - powiedział szefowa archiwów.
- Na początek musimy powiedzieć, że twoja hipoteza, iż nie jesteś stąd jest prawdziwa - powiedziała pani Green - jesteś z innego świata, z pewnego rodzaju jakby równoległej Ziemi lub alternatywnego świata. W ciągu wieków zdarzyło się całkiem sporo takich wypadków. Niestety za każdym razem powody, dla których taka osoba jak ty się pojawia w Międzymorzu są objęte ścisłą tajemnicą lub nie ma o tym informacji.
- To co wiemy o moim przypadku?
- Właściwie to nic. Mogę tylko zgadywać, a myślę że pani McKeane się ze mną zgodzi, że w jakiś sposób zasłużyłeś na przybycie tu. Każdy człowiek trafiający tu, musiał na to jakoś zasłużyć. Nie ważne czy był bohaterem wojennym, bandyta, mordercą, medykiem, kelnerem, bardem czy ogrodnikiem.
- Jednym słowem nie wiemy nic - wypalił Len.
- Przeciwnie wiemy całkiem sporo - odpowiedziała archiwistka - ostatecznej odpowiedzi musimy poszukać w twoich ostatnich dniach w twoim otoczeniu, że tak powiem.
- Super, że je pamiętam - zakpił chłopak.
- Istotnie stanowi to pewien problem - odpowiedziała kobieta.
- Pomożemy ci w rozwiązaniu go jak tylko będziemy w stanie - zadeklarowała pani Green.
- Wyluzuj Len... - dodała Lisa.
- trudno o to w tym świecie - przerwał jej złotooki.
- Poszukałyśmy w adekwatnych źródłach i znaleźliśmy coś co może ci pomóc w dalszych poszukiwaniach - rzekła pani Green.
- Dzięki temu ustaliliśmy pewne istotne fakty - dodała McKeane.
- Co takiego? - spytał, zaciekawiony Len.
- Po pierwsze nie jest możliwy proces zachodzący w drugą stronę, tzn. nie masz żadnych szans żeby wrócić i to jest najważniejsze, więc przyzwyczajaj się tutejszych realiów. Po drugie sądzimy, iż znalazłeś się tu w skutek, który może być zapoczątkowany przez jeden z następujących czynników...
- Co? - przerwał jej Len.
- Skutek równa się proces - wyjaśniła za towarzyszkę Green - o samym procesie nie wiadomo nam nic, nie ma żadnych śladów czy choćby wskazówek, oprócz tego, że jest on rozpoczynany przez jeden, konkretny czynnik. W twoim przypadku możemy mówić o kilku opcjach do wyboru.
- Dokładnie tak - zacmokała McKeane - pierwsza opcja to oddanie życia w obronie osoby niewinnej. Druga to samobójcza śmierć, popełniona z wielkiego żalu. Trzecia to skrytobójstwo. Czwarta to trudna do wyjaśnienia reakcja fizyko- chemiczna. polegająca na wyładowaniu ogromnej energii na człowieku podczas deszczu, przy jednoczesnym wystąpieniu siły magicznej, frustracji człowieka, chęci niesienia dobra przez te ostania osobę. Piąta to poświęcenie się w jakimś celu.
- Nic to mnie nie daje - powiedział z goryczą Tao.
- Jak to nie? - zdziwiła się archiwistka - masz teraz zawężone pole poszukiwania. Poszukiwania przyczyny twojej śmierci - poprawiła się staruszka.
- Przecież nic nie pamiętam - warknął Len.
- Teoretycznie tak - powiedziała pani Green - za pomocą magii możemy wniknąć głęboko do twojego umysłu i odczytać co pamiętasz. Musisz wyrazić na to zgodę, a odpowiednie służby zajmą się tym...
- Nie  ma mowy! zaprotestował Tao.
- Dlaczego? - spytała Lisa, otwierając usta w geście niedowierzania.
- Nikt nie będzie mnie grzebał w umyśle - warknął chłopak.
- Jak chcesz - stwierdziła matka blondynki - jeśli zmienisz zdanie wiesz jak się ze mną skontaktować, prawda?

                               Chłopak odpowiedział jej skinieniem głową.

- Dużo było takich przypadków jak ja? - spytał.
- Wiele - odparła lakonicznie staruszka.
W armii Kraju Białego Orła najwyższe stanowiska obejmują ludzie z twojego świata, chociaż według naszych informacji żyli tam w różnych epokach historycznych - wyjaśniła pani Green - i tak m.in. hetman Nil żył w XX wieku, a porucznik Zawisza około 600 lat wcześniej. To jeśli chodzi o najbardziej znanych.
- Skąd to wiecie? - spytał chłopak.
- Mamy swoje magiczne sposoby - odpowiedziała McKeane.
- A czy ostatnio poza Lenem i jego koleżanką trafił tu ktoś inny? - spytała Lisa.
- Tak - odpowiedziała staruszka - daleko na zachodzie, w Złotej Armii jest nowy generał. Zwą go chyba Bason, o ile dobrze pamiętam - wytłumaczyła.
- Co?!
- Znasz go chłopcze?
- Tak sądzę - odpowiedział Len, odczuwając nadzieję na spotkanie dobrze znanego mu ducha.
- Cóż... Poza nim nikt inny ciekawy nas nie odwiedził.
- Co to znaczy nikt ciekawy? - zapytała Lisa.
- Kilka sprzątaczek, mongolski zabójca, prostytutka i bard - odpowiedziała jej mama.
- To wszystko co panie dla mnie mają? - spytał Len.
- Na dziś tak, w razie wystąpienia nowych okoliczności będziemy się wzajemnie informować
- Oczywiście - odparł - Żegnam panie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz