czwartek, 23 czerwca 2016

1. W Rumlandii



"Doświadczenia - nazwa jaką nadajemy naszym błędom"
Oskar Wilde
 
Rozdział 1
W Rumlandii

            Odkąd dwa lata temu dwudziestoczteroletnia Jun Tao przekroczyła granicę Rumlandii, bardzo długo nie potrafiła znaleźć dla siebie miejsca w tym kraju. Najpierw przemieszczała się od wioski do wioski, żyjąc dzięki temu, co podarowali jej ludzie dobrej woli. Następnie udała się do Stepowych Pól. Żyła tam przez około pół roku.

            Stepowe Pola były największym rumlandzkim miastem przy południowej granicy kraju. Władanie nad nim od wielu pokoleń sprawował ród van Petescu. Będącym herbem rodu biały sokół na niebieskim tle dobrze oddawał sposób w jaki sprawowali swój urząd van Petescu. Robert, obecny namiestnik miasta, był już człowiekiem w sile wieku, lecz wciąż miał bardzo młodych synów. Z kolei jego brat był obecnie najbardziej cenionym generałem w całym kraju. Po sukcesach w wojnie domowej, objął piecze nad wojskami na północ od stolicy. Aktualnie pochłonięty był zwalczaniem szkodliwej działalności Skandynawów oraz Ordyńców w tym regionie oraz... sprawą Lena Tao.

            Brat Jun, Len podczas bratobójczych walk, zakończonych około trzy lata temu wypracował sobie renomę, dzięki której stał się znany w całym państwie. Błyskawicznie piął się po szczeblach armijnej drabiny, aż do czasu, gdy dwa lata temu dokonał morderstwa kilku pachołków namiestnika Norfdamu. Po czym postanowił pozbawić życia także jego. Do Jun docierały różne informacje na ten temat, sama jednak nie wiedziała co o nich myśleć.

            To właśnie z powodu brata musiała opuścić Stepowe Pola. Kilkoro osób nie zgadzało się z tolerowaniem siostry "mordercy" w ich mieście, w związku z czym postanowili obrzydzić jej życie. Chociaż Robert van Petescu oferował kobiecie pomoc w ostatecznym rozwiązaniu tego problemu, ta postanowiła, że nie chce aby jej nazwisko było powodem przelewania krwi kolejnych osób. W związku z tym dręczyciele odtrąbili sukces, a ona przeniosła się do leżącej niedaleko, na granicy Rumlandii, Księstwa Srebrnej Armii oraz Imperium Południowego, nad rzeką Danube, Twierdzy Kresowej.

            Twierdza była siedzibą rodu van Kresuescu. Zbudowana była w kształcie symetrycznego pięciokąta. W każdym kącie znajdowała się wąska, strzelista wieża typu stołp. Wewnątrz znajdował się zespół budynków mieszkalno- warownych, z których wyrastał donżon, górujący nad pozostałymi wieżami swoim rozmiarem. Na jego szczycie - jak i pozostałych wież - powiewały chorągwie rodów panujących w kraju oraz twierdzy. Były to szary wilk w koronie na jasnoczerwonym tle oraz biały szakal na czerwonym tle w białym, okrągłym obramowaniu.

            Głową rodu van Kresuescu był Józef. Silny, niezależny od niemal nikogo, kompletnie już siwy, stary szlachcic. Jun nie  miała okazji go poznać jak do tej pory, lecz udało się jej to z jego córką oraz dwójką synów. Danuta, bo tak nazywała się jedyna potomkini Józefa miała duże zielone oczy, w których często grały wesoły ogniki. Miała ładną buzię, spory biust oraz kształtną sylwetkę. Długie blond włosy ostatnimi czasy coraz częściej związywała w koński ogon. Liczyła sobie już około 35 lat. Synowie Denis oraz Józef Junior byli do siebie bardzo podobni fizycznie, lecz kompletnie różni pod względem charakterów. Obaj byli krótko ostrzyżonymi blondynami o zielonych oczach. Każdy z nich był muskularny, wysoki, opalony oraz nad wyraz silny. Denis van Kresuescu był jednak strachliwy, postępował rozważnie, unikał zbędnego ryzyka, często chował się za plecami silniejszych od siebie ludzi. Jego młodszy brat natomiast zdawał się nieustraszony. Nigdy nie odmawiał sparingu w szermierce, marzył o karierze wojennej, skoro zgodnie z zasadami starszeństwa to Denis miał objąć stanowisko namiestnika Twierdzy Kresowej po nieuniknionej śmierci ich ojca w przyszłości. Józef Junior decyzje podejmował pod wpływem impulsów oraz emocji. Unikał przydługiego rozmyślania nad długofalową strategią działań etc. To właśnie jego stary ojciec, pomimo niespełna dwudziestu lat uczynił dowódcą garnizonu. Spora różnica wieku pomiędzy najmłodszym dzieckiem, a najstarszym nie była niczym dziwnym nie tylko w tym regionie kraju, ale także na całym kontynencie.

            Jun poznała pociechy Józefa van Kresuescu niedługo po swoim przybyciu do ich siedziby. Nauczona czasem spędzonym w pobliskim mieście początkowo nie ujawniała swojego nazwiska. Pracowała wtedy jako praczka u jedynego przemysłowca w twierdzy. Kiedyś zanosząc pranie swojemu szefowi weszła do jego gabinetu, kiedy wizytowała go córka namiestnika Twierdzy Kresowej wraz z jednym z braci. Usłyszawszy kilka pochlebnych opinii o Lenie z ust kobiety, ujawniła swoje nazwisko i pochodzenie. Dziedzice Józefa natychmiastowo zabrali ją do komnat ojca, gdzie przeszła przesłuchanie prowadzone przez Dankę. Kobieta - jak się okazało - poznała Lena i spędziła w jego chorągwi trochę czasu. W związku z tym mogła zweryfikować czy Jun na prawdę zna swojego brata i wie o nim więcej niż mówią plotki. Jak się okazało chłopak nie zmienił się aż na tyle by uznać, że Tao nie ma o nim informacji z pierwszej ręki. Dzięki temu zielonowłosa została jedną z pracownic namiestnika miasta. Początkowo zajmowała się pomaganiem w kuchni, lecz potem została sprzątaczką, żeby ostatecznie awansować i zajmować się sprawdzaniem stanów magazynów z żywnością. Szło jej to całkiem dobrze, dopóki nie okazało się, że Danuta ma jakieś swoje tajemnice związane z jej bratem i jeszcze kilkoma innymi osobami.

            Jednego z dni jak co dzień udała się do jednego z podmiejskich spichlerzy. Upewniła się, że stany mąki i pszenicy utrzymują się na adekwatnym poziomie. Zagłębiła się w magazynie, kiedy poczuła czyjąś dłoń spoczywającą na jej talii. Zaskoczona tym zjawiskiem, nie zdążyła zareagować nim owa kończyna przesunęła się delikatnie na pośladek kobiety.

- Zostaw mnie! – warknęła odwracając się.

            Tuż przed nią stała córka namiestnika miasta we własnej osobie. Ubrana była w skąpą, krótką sukienkę, z głęboko wyciętym dekoltem. Włosy miała rozpuszczone, a oczy jej się szkliły. Jun poczuła się niepewnie.

- Co robisz? – spytała ostrożnie.

            Dłoń trzydziestoparolatki wciąż spoczywała na jej tyłku. Z tego też powodu znajdowały się niebezpiecznie blisko siebie.

- Dotykam cię – odparła rozbrajająco szczero Danuta.
- Po co? – dopytała zszokowana zielonowłosa.

            Van Kresuescu zaśmiała się głośno.

- Taka duża, a wciąż nie wie skąd się biorą dzieci…
- Kobiety nie mogą mieć ze sobą dzieci! – zaprotestowała gwałtownie.
- Pomimo tego próby na całym świecie trwają – tłumaczyła wciąż się śmiejąc.

            Jun pojęła, że tamta bawi się z nią w dziwną grę.

- Dlaczego to robisz?
- Nigdy jeszcze nie miałam rodzeństwa.
- Nie rozumiem.

            Nim usłyszała odpowiedź, dłoń kobiety przesunęła się w górę. Dotarła aż do łopatki. Pogłaskała ją lekko.

- Wiesz, kiedy byłam w obozie twojego brata – przesunęła dłoń na policzek i potarła lekko – nie tylko pomagałam mu… to znaczy… pomogłam mu stać się facetem.

            Tao poczuła jak źrenice się jej rozszerzają.

- Byliście razem? – wypaliła zszokowana.
- Ruchaliśmy.

            Jun poczuła jak szczęka jej opada. Nie mogła w to uwierzyć. Jej brat w relacjach wyłącznie intymnych i to z o wiele starszą od siebie szlachcianką. Coś jej w tym nie pasowało. Nie mogła w to uwierzyć.

- Kłamiesz – syknęła słabym głosem.
- Skądże znowu – zaprotestowała nonszalancko Danka – wiesz jak fajnie smakuje jego penis?

            Zielonowłosa nie kontrolowała swojego zachowania. Jej ręka pokierowała się instynktownie i mimowolnie uderzyła panią van Kresuescu w policzek. Zostawiła na nim zaczerwieniony ślad.

- Ostra jesteś – szepnęła Danuta.
- Jeszcze słowo, a za siebie nie ręczę! – krzyknęła Tao.
- Już nad sobą nie panujesz – zauważyła celnie kobieta.

            Tao nie odpowiedziała.

- Chcesz usłyszeć jeszcze coś na temat swojego brata w łóżku, a może sama to wiesz i nie chciałaś się przyznać do tego, że wiesz coś o tym – bełkotała chaotycznie.

            Została za to spoliczkowana po raz kolejny. 

- Zaczynam mieć na ciebie coraz większą chęć.
- Zamknij mordę! – ryknęła Jun.
- Sama mi ją zamknij – zaproponowała Danuta – na przykład ustami…
- Och ty… - Tao nie zdążyła dokończyć.

            Wargi Danki wpiły się jej usta, a język wtargnął agresywnie do środka. Nie była w stanie się od niej oderwać, chociaż chciała. Zirytowana i pobudzona postanowiła się wyżyć na ustach blondynki. Rozpoczęła oddawanie pocałunków. Niemal wgryzała się w usta kochanki.

- Spodobało ci się suczko – syknęła Danuta.

            Na chwilę na siłę kobieta odepchnęła rozpaloną Jun. Ta spojrzała na nią trwożnie. W jej oczach po chwili zagościło niezrozumienie. Czy zrobiła coś źle? Danka w tym czasie przygryzła seksownie wargi. Tego było zbyt wiele. Jun doskoczyła do kobiety i wepchnęła jej dłonie pod kieckę. Zacisnęła je na kształtnych pośladkach kobiety i zaczęła masować. Ponownie połączyły się w namiętnym pocałunku.

            Wizytacja magazynu przedłużyła się o dobre dwie godziny.  Jun w tym czasie przekonała się, że liczba wygodnych skrzyń się zgadza, a  blat dużego stołu spełniają jej najnowsze standardy.

- Wiesz… - zaczęła Danuta kiedy leżały nagie i przytulone do siebie na blacie – nie sadziłam, że ulegniesz mi tak łatwo – powiedziała ściągając dłoń Jun ze swojego obojczyka.
- Co?
- Mówiłam ci, że nigdy nie miałam rodzeństwa.
- Co?! – Tao niemal wrzasnęła.
- Jesteś łatwiejsza nawet od brata – kpiła blondynka.
- Ty dziwko! – tym razem Jun nie opanowała głosu i ryknęła.
- Kto to mówi? – ponownie zakpiła Danuta i zgrabnie zsunęła się ze stołu.

            Jun usiadła i podniosła kolana. Objęła je ramionami i siedziała tak, kiedy jej ex- kochanka ubierała się. Bez reakcji pozostawiła fakt, iż blondyna nie założyła stanika. Siedziała tak nawet wtedy, gdy tamta zmierzała już do wyjścia. Będąc tuż przy nim, zatrzymała się. Odwróciła do Jun i powiedziała:

- Masz i się ciesz suczko – po czym rzuciła do niej stanik.

            Tkwiła tak jeszcze długo po opuszczeniu przez van Kresuescu budynku. Nie wiedziała co ze sobą zrobić. Czuła się upokorzona i zła. Wściekła na siebie z powodu tego jak łatwo dała się podejść starszej kobiecie. Po raz pierwszy od dzieciństwa była też zła na Lena, który zawinił jej wcześniejszym uwodzeniem kobiety, po czym widocznie pozostał jej uraz i wykorzystała Jun do rewanżu. Po kilku godzinach była już pewna, że to dlatego kobieta się nią zainteresowała.

            Nie wiedziała co ze sobą zrobić. Czuła się także upokorzona. Zdawała sobie sprawę, że Danuta rozpowie wszystkim o tym co zaszło między nimi, gdy tylko nadarzy się ku temu okazja lub zacznie sądzić, że będzie mogła coś ugrać szerząc prawdę o dzisiejszym zajściu. W tym momencie przez chwilę cieszyła się, iż Len jest zamknięty w lochach Norfdamu. Chwilę później oczywiście zganiła się za tę myśl, ale niesmak pozostał. Po kolejnej chwili przeraził ją fakt „przygody” z kobietą. Do tej pory uważała się bowiem za stuprocentową heteroseksualistkę. Postanowiła sprawdzić swoje uczucia wobec mężczyzn przy pierwszej lepszej okazji, kiedy będzie miała pewność, że nie zostanie to wykorzystane przeciwko niej albo jej bliskim.

            Wreszcie utwierdziła się w przekonaniu o konieczności opuszczenia miasta. Jak postanowiła tak zrobiła. Powoli, dumając nad własnym upadkiem, ubrała się. Droga do mieszkania upłynęła jej o wiele szybciej niż zwykle. Migiem znalazła dwie duży torby, która zapełniła ubraniami i niewielkim zapasem jedzenia i picia.

            Poczekała na zmierzch. Wraz z naturalnym sojusznikiem wszystkich w jej sytuacji opuściła mury miasta. Szła powoli, starała się nie wzbudzać podejrzeń co do swojego zachowania. Próbowała uniknąć też miejsc, w których bywali ludzie znający ją.

            Bez problemów wyszła z miasta. Szła potem jeszcze kilka godzin. Doszła do jednej z wiosek. Miła, starsza             gospodyni pozwoliła jej przespać się na sianie w stodole. Odpoczywała kilka godzin i już była gotowa iść dalej – co też niezwłocznie uczyniła.

            Na dłużej zatrzymała się dopiero we wiosce dwa dni później. Był w niej bardzo ładny dwupoziomowy dworek. Na piętrze miał całkiem ładny – wg Jun – wsparty na białych marmurowych kolumnach taras. Pomiędzy nimi znajdowały się stare, pomalowane na mahoniowo, dębowe drzwi. Duże okiennice wpuszczały wewnątrz ogromne ilości światła. Zamykane od zewnątrz okiennice zrobione były z drewna jodłowego. Przed drzwiami stało dwoje kosynierów w zielonych ubraniach, na które naciągnęli pomalowane na ten sam kolor kolczugi.

            To właśnie tam Jun postanowiła poszukać szczęścia. Podeszła niespiesznym, acz zdecydowanym krokiem. Nim doszła do dębowych drzwi, skrzyżowały się przed nimi dwie postawione na sztos kosy.

- O co chodzi? – spytała uprzejmie.
- Dokąd to? – odwarknął jeden z nich.
- Do środka.
- Do środka to ja mogę tobie wejść – burknął nieprzyjemnie drugi.
- Pracy szukam.
- Postaw mi… - zaczął jeden, ale przerwał mu cios w policzek od Tao.

            Jej zachowanie zszokowało ich, ale w dalszym ciągu nie chcieli wpuścić jej do środka. 

- Co tam się dzieje? – rozległ się kobiecy głos za drzwiami.
- Jakaś baba się awanturuje!- ryknął strażnik.
- Wcale nie baba! – zapiszczała zielonowłosa.
- Wpuśćcie ją – polecił gniewnie głos zza drzwi.

            Kosynierzy niechętnie otworzyli wrota. Za nimi stała kobieta w mniej więcej tym samym wieku co Tao. Miała krótkie, sięgające tuż za ucho włosy w kolorze kasztanów. Ubrana była w skromny, typowo wiejski strój dla kobiet w Rumlandii. Za nią stał nieco starszy, ścięty niemal na zero mężczyzna. Ubrany był w szerokie, beżowe spodnie oraz białą koszulę. Co ciekawe przy spodniach miał szeroki pas, do którego przymocowaną miał pochwę, a w niej krótki – lecz szeroki – miecz. Oboje nosili obrączki.

- Kim jesteś? – spytał mężczyzna.
- Jun Tao – ukłoniła się po damsku.
- Kojarzę skądś to nazwisko – stwierdził.
- A ja imię – dodała jego żona- wejdziesz? – zaprosiła Jun przyjaznym gestem do środka.

            Usiedli wspólnie w salonie. Urządzony był w typowo wiejskim stylu. Pani domu przyniosła w dzbanku parującą jeszcze herbatę. Pogawędzili chwilę. Tao postanowiła być wobec nich niemal zupełnie szczerza – zataiła tylko przyczyny swojego opuszczenia Twierdzy Kresowej.

- Chciałabyś u nas pracować? – zaproponowała Sylvia.
- Serio pytacie? – wypaliła Jun, a gospodarz potwierdził skinięciem głowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz