"Doświadczenia - nazwa jaką nadajemy naszym błędom"
Oskar Wilde
Rozdział 1
W Rumlandii
Odkąd
dwa lata temu dwudziestoczteroletnia Jun Tao przekroczyła granicę Rumlandii,
bardzo długo nie potrafiła znaleźć dla siebie miejsca w tym kraju. Najpierw
przemieszczała się od wioski do wioski, żyjąc dzięki temu, co podarowali jej
ludzie dobrej woli. Następnie udała się do Stepowych Pól. Żyła tam przez około
pół roku.
Stepowe
Pola były największym rumlandzkim miastem przy południowej granicy kraju.
Władanie nad nim od wielu pokoleń sprawował ród van Petescu. Będącym herbem
rodu biały sokół na niebieskim tle dobrze oddawał sposób w jaki sprawowali swój
urząd van Petescu. Robert, obecny namiestnik miasta, był już człowiekiem w sile
wieku, lecz wciąż miał bardzo młodych synów. Z kolei jego brat był obecnie
najbardziej cenionym generałem w całym kraju. Po sukcesach w wojnie domowej,
objął piecze nad wojskami na północ od stolicy. Aktualnie pochłonięty był zwalczaniem
szkodliwej działalności Skandynawów oraz Ordyńców w tym regionie oraz... sprawą
Lena Tao.
Brat
Jun, Len podczas bratobójczych walk, zakończonych około trzy lata temu
wypracował sobie renomę, dzięki której stał się znany w całym państwie.
Błyskawicznie piął się po szczeblach armijnej drabiny, aż do czasu, gdy dwa
lata temu dokonał morderstwa kilku pachołków namiestnika Norfdamu. Po czym
postanowił pozbawić życia także jego. Do Jun docierały różne informacje na ten
temat, sama jednak nie wiedziała co o nich myśleć.
To
właśnie z powodu brata musiała opuścić Stepowe Pola. Kilkoro osób nie zgadzało
się z tolerowaniem siostry "mordercy" w ich mieście, w związku z czym
postanowili obrzydzić jej życie. Chociaż Robert van Petescu oferował kobiecie
pomoc w ostatecznym rozwiązaniu tego problemu, ta postanowiła, że nie chce aby
jej nazwisko było powodem przelewania krwi kolejnych osób. W związku z tym
dręczyciele odtrąbili sukces, a ona przeniosła się do leżącej niedaleko, na
granicy Rumlandii, Księstwa Srebrnej Armii oraz Imperium Południowego, nad
rzeką Danube, Twierdzy Kresowej.
Twierdza
była siedzibą rodu van Kresuescu. Zbudowana była w kształcie symetrycznego
pięciokąta. W każdym kącie znajdowała się wąska, strzelista wieża typu stołp. Wewnątrz
znajdował się zespół budynków mieszkalno- warownych, z których wyrastał donżon,
górujący nad pozostałymi wieżami swoim rozmiarem. Na jego szczycie - jak i
pozostałych wież - powiewały chorągwie rodów panujących w kraju oraz twierdzy.
Były to szary wilk w koronie na jasnoczerwonym tle oraz biały szakal na
czerwonym tle w białym, okrągłym obramowaniu.
Głową
rodu van Kresuescu był Józef. Silny, niezależny od niemal nikogo, kompletnie
już siwy, stary szlachcic. Jun nie miała
okazji go poznać jak do tej pory, lecz udało się jej to z jego córką oraz
dwójką synów. Danuta, bo tak nazywała się jedyna potomkini Józefa miała duże
zielone oczy, w których często grały wesoły ogniki. Miała ładną buzię, spory
biust oraz kształtną sylwetkę. Długie blond włosy ostatnimi czasy coraz
częściej związywała w koński ogon. Liczyła sobie już około 35 lat. Synowie
Denis oraz Józef Junior byli do siebie bardzo podobni fizycznie, lecz
kompletnie różni pod względem charakterów. Obaj byli krótko ostrzyżonymi blondynami
o zielonych oczach. Każdy z nich był muskularny, wysoki, opalony oraz nad wyraz
silny. Denis van Kresuescu był jednak strachliwy, postępował rozważnie, unikał
zbędnego ryzyka, często chował się za plecami silniejszych od siebie ludzi.
Jego młodszy brat natomiast zdawał się nieustraszony. Nigdy nie odmawiał
sparingu w szermierce, marzył o karierze wojennej, skoro zgodnie z zasadami
starszeństwa to Denis miał objąć stanowisko namiestnika Twierdzy Kresowej po
nieuniknionej śmierci ich ojca w przyszłości. Józef Junior decyzje podejmował
pod wpływem impulsów oraz emocji. Unikał przydługiego rozmyślania nad długofalową
strategią działań etc. To właśnie jego stary ojciec, pomimo niespełna
dwudziestu lat uczynił dowódcą garnizonu. Spora różnica wieku pomiędzy
najmłodszym dzieckiem, a najstarszym nie była niczym dziwnym nie tylko w tym
regionie kraju, ale także na całym kontynencie.
Jun
poznała pociechy Józefa van Kresuescu niedługo po swoim przybyciu do ich
siedziby. Nauczona czasem spędzonym w pobliskim mieście początkowo nie
ujawniała swojego nazwiska. Pracowała wtedy jako praczka u jedynego
przemysłowca w twierdzy. Kiedyś zanosząc pranie swojemu szefowi weszła do jego
gabinetu, kiedy wizytowała go córka namiestnika Twierdzy Kresowej wraz z jednym
z braci. Usłyszawszy kilka pochlebnych opinii o Lenie z ust kobiety, ujawniła
swoje nazwisko i pochodzenie. Dziedzice Józefa natychmiastowo zabrali ją do
komnat ojca, gdzie przeszła przesłuchanie prowadzone przez Dankę. Kobieta - jak
się okazało - poznała Lena i spędziła w jego chorągwi trochę czasu. W związku z
tym mogła zweryfikować czy Jun na prawdę zna swojego brata i wie o nim więcej
niż mówią plotki. Jak się okazało chłopak nie zmienił się aż na tyle by uznać,
że Tao nie ma o nim informacji z pierwszej ręki. Dzięki temu zielonowłosa
została jedną z pracownic namiestnika miasta. Początkowo zajmowała się pomaganiem
w kuchni, lecz potem została sprzątaczką, żeby ostatecznie awansować i zajmować
się sprawdzaniem stanów magazynów z żywnością. Szło jej to całkiem dobrze,
dopóki nie okazało się, że Danuta ma jakieś swoje tajemnice związane z jej
bratem i jeszcze kilkoma innymi osobami.
Jednego
z dni jak co dzień udała się do jednego z podmiejskich spichlerzy. Upewniła
się, że stany mąki i pszenicy utrzymują się na adekwatnym poziomie. Zagłębiła
się w magazynie, kiedy poczuła czyjąś dłoń spoczywającą na jej talii. Zaskoczona
tym zjawiskiem, nie zdążyła zareagować nim owa kończyna przesunęła się
delikatnie na pośladek kobiety.
- Zostaw mnie! – warknęła odwracając
się.
Tuż
przed nią stała córka namiestnika miasta we własnej osobie. Ubrana była w
skąpą, krótką sukienkę, z głęboko wyciętym dekoltem. Włosy miała rozpuszczone,
a oczy jej się szkliły. Jun poczuła się niepewnie.
- Co robisz? – spytała ostrożnie.
Dłoń
trzydziestoparolatki wciąż spoczywała na jej tyłku. Z tego też powodu
znajdowały się niebezpiecznie blisko siebie.
- Dotykam cię – odparła rozbrajająco
szczero Danuta.
- Po co? – dopytała zszokowana
zielonowłosa.
Van
Kresuescu zaśmiała się głośno.
- Taka duża, a wciąż nie wie skąd się
biorą dzieci…
- Kobiety nie mogą mieć ze sobą dzieci!
– zaprotestowała gwałtownie.
- Pomimo tego próby na całym świecie
trwają – tłumaczyła wciąż się śmiejąc.
Jun
pojęła, że tamta bawi się z nią w dziwną grę.
- Dlaczego to robisz?
- Nigdy jeszcze nie miałam rodzeństwa.
- Nie rozumiem.
Nim
usłyszała odpowiedź, dłoń kobiety przesunęła się w górę. Dotarła aż do łopatki.
Pogłaskała ją lekko.
- Wiesz, kiedy byłam w obozie twojego
brata – przesunęła dłoń na policzek i potarła lekko – nie tylko pomagałam mu…
to znaczy… pomogłam mu stać się facetem.
Tao
poczuła jak źrenice się jej rozszerzają.
- Byliście razem? – wypaliła zszokowana.
- Ruchaliśmy.
Jun
poczuła jak szczęka jej opada. Nie mogła w to uwierzyć. Jej brat w relacjach
wyłącznie intymnych i to z o wiele starszą od siebie szlachcianką. Coś jej w
tym nie pasowało. Nie mogła w to uwierzyć.
- Kłamiesz – syknęła słabym głosem.
- Skądże znowu – zaprotestowała
nonszalancko Danka – wiesz jak fajnie smakuje jego penis?
Zielonowłosa
nie kontrolowała swojego zachowania. Jej ręka pokierowała się instynktownie i
mimowolnie uderzyła panią van Kresuescu w policzek. Zostawiła na nim
zaczerwieniony ślad.
- Ostra jesteś – szepnęła Danuta.
- Jeszcze słowo, a za siebie nie ręczę!
– krzyknęła Tao.
- Już nad sobą nie panujesz – zauważyła
celnie kobieta.
Tao
nie odpowiedziała.
- Chcesz usłyszeć jeszcze coś na temat
swojego brata w łóżku, a może sama to wiesz i nie chciałaś się przyznać do
tego, że wiesz coś o tym – bełkotała chaotycznie.
Została
za to spoliczkowana po raz kolejny.
- Zaczynam mieć na ciebie coraz większą
chęć.
- Zamknij mordę! – ryknęła Jun.
- Sama mi ją zamknij – zaproponowała
Danuta – na przykład ustami…
- Och ty… - Tao nie zdążyła dokończyć.
Wargi
Danki wpiły się jej usta, a język wtargnął agresywnie do środka. Nie była w
stanie się od niej oderwać, chociaż chciała. Zirytowana i pobudzona postanowiła
się wyżyć na ustach blondynki. Rozpoczęła oddawanie pocałunków. Niemal wgryzała
się w usta kochanki.
- Spodobało ci się suczko – syknęła Danuta.
Na
chwilę na siłę kobieta odepchnęła rozpaloną Jun. Ta spojrzała na nią trwożnie.
W jej oczach po chwili zagościło niezrozumienie. Czy zrobiła coś źle? Danka w
tym czasie przygryzła seksownie wargi. Tego było zbyt wiele. Jun doskoczyła do
kobiety i wepchnęła jej dłonie pod kieckę. Zacisnęła je na kształtnych
pośladkach kobiety i zaczęła masować. Ponownie połączyły się w namiętnym
pocałunku.
Wizytacja
magazynu przedłużyła się o dobre dwie godziny. Jun w tym czasie przekonała się, że liczba
wygodnych skrzyń się zgadza, a blat
dużego stołu spełniają jej najnowsze standardy.
- Wiesz… - zaczęła Danuta kiedy leżały
nagie i przytulone do siebie na blacie – nie sadziłam, że ulegniesz mi tak
łatwo – powiedziała ściągając dłoń Jun ze swojego obojczyka.
- Co?
- Mówiłam ci, że nigdy nie miałam
rodzeństwa.
- Co?! – Tao niemal wrzasnęła.
- Jesteś łatwiejsza nawet od brata –
kpiła blondynka.
- Ty dziwko! – tym razem Jun nie
opanowała głosu i ryknęła.
- Kto to mówi? – ponownie zakpiła Danuta
i zgrabnie zsunęła się ze stołu.
Jun
usiadła i podniosła kolana. Objęła je ramionami i siedziała tak, kiedy jej ex-
kochanka ubierała się. Bez reakcji pozostawiła fakt, iż blondyna nie założyła
stanika. Siedziała tak nawet wtedy, gdy tamta zmierzała już do wyjścia. Będąc
tuż przy nim, zatrzymała się. Odwróciła do Jun i powiedziała:
- Masz i się ciesz suczko – po czym
rzuciła do niej stanik.
Tkwiła
tak jeszcze długo po opuszczeniu przez van Kresuescu budynku. Nie wiedziała co
ze sobą zrobić. Czuła się upokorzona i zła. Wściekła na siebie z powodu tego
jak łatwo dała się podejść starszej kobiecie. Po raz pierwszy od dzieciństwa
była też zła na Lena, który zawinił jej wcześniejszym uwodzeniem kobiety, po
czym widocznie pozostał jej uraz i wykorzystała Jun do rewanżu. Po kilku
godzinach była już pewna, że to dlatego kobieta się nią zainteresowała.
Nie
wiedziała co ze sobą zrobić. Czuła się także upokorzona. Zdawała sobie sprawę,
że Danuta rozpowie wszystkim o tym co zaszło między nimi, gdy tylko nadarzy się
ku temu okazja lub zacznie sądzić, że będzie mogła coś ugrać szerząc prawdę o
dzisiejszym zajściu. W tym momencie przez chwilę cieszyła się, iż Len jest
zamknięty w lochach Norfdamu. Chwilę później oczywiście zganiła się za tę myśl,
ale niesmak pozostał. Po kolejnej chwili przeraził ją fakt „przygody” z kobietą.
Do tej pory uważała się bowiem za stuprocentową heteroseksualistkę. Postanowiła
sprawdzić swoje uczucia wobec mężczyzn przy pierwszej lepszej okazji, kiedy
będzie miała pewność, że nie zostanie to wykorzystane przeciwko niej albo jej
bliskim.
Wreszcie
utwierdziła się w przekonaniu o konieczności opuszczenia miasta. Jak postanowiła
tak zrobiła. Powoli, dumając nad własnym upadkiem, ubrała się. Droga do
mieszkania upłynęła jej o wiele szybciej niż zwykle. Migiem znalazła dwie duży
torby, która zapełniła ubraniami i niewielkim zapasem jedzenia i picia.
Poczekała
na zmierzch. Wraz z naturalnym sojusznikiem wszystkich w jej sytuacji opuściła
mury miasta. Szła powoli, starała się nie wzbudzać podejrzeń co do swojego
zachowania. Próbowała uniknąć też miejsc, w których bywali ludzie znający ją.
Bez
problemów wyszła z miasta. Szła potem jeszcze kilka godzin. Doszła do jednej z
wiosek. Miła, starsza gospodyni
pozwoliła jej przespać się na sianie w stodole. Odpoczywała kilka godzin i już
była gotowa iść dalej – co też niezwłocznie uczyniła.
Na
dłużej zatrzymała się dopiero we wiosce dwa dni później. Był w niej bardzo
ładny dwupoziomowy dworek. Na piętrze miał całkiem ładny – wg Jun – wsparty na
białych marmurowych kolumnach taras. Pomiędzy nimi znajdowały się stare, pomalowane
na mahoniowo, dębowe drzwi. Duże okiennice wpuszczały wewnątrz ogromne ilości
światła. Zamykane od zewnątrz okiennice zrobione były z drewna jodłowego. Przed
drzwiami stało dwoje kosynierów w zielonych ubraniach, na które naciągnęli
pomalowane na ten sam kolor kolczugi.
To
właśnie tam Jun postanowiła poszukać szczęścia. Podeszła niespiesznym, acz
zdecydowanym krokiem. Nim doszła do dębowych drzwi, skrzyżowały się przed nimi
dwie postawione na sztos kosy.
- O co chodzi? – spytała uprzejmie.
- Dokąd to? – odwarknął jeden z nich.
- Do środka.
- Do środka to ja mogę tobie wejść –
burknął nieprzyjemnie drugi.
- Pracy szukam.
- Postaw mi… - zaczął jeden, ale
przerwał mu cios w policzek od Tao.
Jej
zachowanie zszokowało ich, ale w dalszym ciągu nie chcieli wpuścić jej do
środka.
- Co tam się dzieje? – rozległ się
kobiecy głos za drzwiami.
- Jakaś baba się awanturuje!- ryknął
strażnik.
- Wcale nie baba! – zapiszczała zielonowłosa.
- Wpuśćcie ją – polecił gniewnie głos
zza drzwi.
Kosynierzy
niechętnie otworzyli wrota. Za nimi stała kobieta w mniej więcej tym samym
wieku co Tao. Miała krótkie, sięgające tuż za ucho włosy w kolorze kasztanów. Ubrana
była w skromny, typowo wiejski strój dla kobiet w Rumlandii. Za nią stał nieco
starszy, ścięty niemal na zero mężczyzna. Ubrany był w szerokie, beżowe spodnie
oraz białą koszulę. Co ciekawe przy spodniach miał szeroki pas, do którego przymocowaną
miał pochwę, a w niej krótki – lecz szeroki – miecz. Oboje nosili obrączki.
- Kim jesteś? – spytał mężczyzna.
- Jun Tao – ukłoniła się po damsku.
- Kojarzę skądś to nazwisko – stwierdził.
- A ja imię – dodała jego żona-
wejdziesz? – zaprosiła Jun przyjaznym gestem do środka.
Usiedli
wspólnie w salonie. Urządzony był w typowo wiejskim stylu. Pani domu przyniosła
w dzbanku parującą jeszcze herbatę. Pogawędzili chwilę. Tao postanowiła być
wobec nich niemal zupełnie szczerza – zataiła tylko przyczyny swojego
opuszczenia Twierdzy Kresowej.
- Chciałabyś u nas pracować? –
zaproponowała Sylvia.
- Serio pytacie? – wypaliła Jun, a
gospodarz potwierdził skinięciem głowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz