"Dobrze pamiętam wszystkie nie szczere twarze
Fałszywych ludzi ukrytych pod kamuflażem
Kłamstwo z nimi idzie w parze, obłuda, nie ufaj takim
Bo poważne błędy zawsze dają się we znaki"
Ekonom -> Płomień 81 - Dwulicowi Ludzie
Rozdział 15
S jak Szpieg
Ayumi
przez parę dni myślała jak rozegrać spotkanie z Lenem i poinformowanie go o
planach porucznika van Ionescu. W końcu zdecydowała się wreszcie poprosić
siostrę żeby poprosiła dowódcę chorągwi S.O.L.A.R o spotkanie w cztery oczy w
parku przy nowym klombie - dokładnie tym samym gdzie Tamara wyczekiwała na
swojego pierwszego chłopaka przed pierwszą randką. Akiko nie wypytywała długo
siostry o powody do takiej konwersacji ze swoim dowódcą, ale jej mina wyrażała
całkowitą dezaprobatę.
- Pamiętaj, że on ma już kobietę - rzekła nie
rozumiejąc sytuacji.
- Wiem o tym doskonale - odparła z uśmiechem.
Wreszcie
nadszedł czas na wyjście do parku przed pałacem. Pora była późna, na zewnątrz
było całkowicie ciemno, a większość ludzi przebywała już w swoich domostwach. Namada
myślała czasem, że o świcie byłby lepszy czas na takie rozmowy, jednak Len nie
zgodził się na to. Bezradna kobieta musiała przystać na jego kontrpropozycję.
Dzień był chłodny, wobec tego założyła grubą, wełnianą bieliznę oraz czarne
spodnie z tego samego materiału. Na ciemnobrązową koszulę założyła czarny
sweter i szary płaszcz, który był podszyty futrem od wewnątrz i miał liczne
kieszenie. Naciągnęła kaptur na głowę i poszła ma spotkanie przeznaczenia.
Na
pałacowych korytarzach nie spotkała nikogo - nawet wartowników - co było co
najmniej dziwnym zrządzeniem losu. Zaniepokoiło to kobietę, lecz zaraz po
przekroczeniu wrót pałacu natknęła się na trójkę żołnierzy dawnej Gwardii
Królewskiej, którzy strzegli wejścia do budynku zamieszkiwanego przez monarszą
parę. Pozdrowili ją salutem i powrócili do rozmowy, którą przerwało im
przybycie Ayumi. Dalszą drogą pokonała całkiem sama, towarzyszyło jej tylko
ćwierkanie jakichś ptaków i odgłosy parzących się gdzieś w ciemności psów.
Len
czekał już na nią przy klombie. Ubrany był w swój płaszcz obszyty futrem lisa,
pod który założył czarno- czerwony sweter i swoje ulubione szerokie spodnie. O
dziwo na stopach miał wysokie żołnierskie buty. W dłoni trzymał Miecz
Błyskawicy i wykonywał nim delikatne ruchy, zupełnie jakby nakazał komuś sie
przesunąć w głąb pobliskich krzaków.
Ayumi
uznała to za niedorzeczne - przecież kazała przyjść mu samemu obawiając się, że
ktoś doniesie szefowi wywiadu Rumlandii o ich spotkaniu. Wątpiła by Len był aż
tak lekkomyślny i zaryzykował powodzenie ich misji. Lepiej, jednak się
ubezpieczyć, bo licho nie śpi i zawsze coś może stanowić zagrożenie.
- Witaj kapitanie - przywitała go uprzejmie.
- Czołem Ayumi - odparł sztywno, patrząc na nią
bacznie.
- Przejdziemy się? - spytała.
- Nie.
- Przyszedłeś sam? - dopytywała niespokojna Ordynka.
- Nie.
Namada
nie mogła uwierzyć w to co usłyszała. Jak on śmiał?! Może i był zdolnym
dowódcą, ale za to szpiegiem był beznadziejnym.
- Wobec tego pogadamy kiedy indziej - wycedziła
lodowatym tonem.
- Nie.
Kobieta
przewróciła bezradnie oczami. Len był lakoniczny jak zawsze. Jego odpowiedzi
zaczęły ją bawić. Zachowywał się jakby znał tylko jedno słowo w międzymorskim
języku.
- Znasz więcej słów niż "nie"? - zakpiła z
niego.
- Tak - odparł, tłumiąc ziewnięcie. Wyglądał na
bardzo znużonego. Ayumi zauważyła wory pod oczami oficera i lekko przekrwione
oczy. - Wziąłem chłopaków z chorągwi.
- Kogo?
- Linescu i dwoje kaprali. Są pochowani i pilnują
żeby nikt nam nie przeszkadzał i nie podsłuchiwał - zapewnił zwykłym tonem.
Ayumi
obawiała się, że jeden z nich jest tu właśnie w przeciwnym celu. O wierność
Lenowi porucznika Linescu była spokojna, natomiast jeśli chodzi o kaprali...
Oni byli jedną wielką niewiadomą.
- Jesteś ich pewien? Boję się, że Jon wysłał kogoś
żeby mnie sprawdzał. Chciałam przyjść do ciebie już wcześniej, ale nie
wiedziałam jak to zrobić żeby wyglądało to naturalnie i żebyśmy się spotkali w
bezpiecznym miejscu - mówiła chaotycznie - nie chciałam dać się podsłuchać - dodała
kiedy uświadomiła sobie jak żałośnie się zachowywała.
Len
nie odpowiedział nic przez dłuższą chwilę. Patrzył na nią jak na kompletną
debilkę. Jego twarz nic nie wyrażała, a oczy wydawały się nieobecne.
- Ale o co chodzi? - zapytał wreszcie.
- O misję - odpowiedziała - rozmawiałam z szpiegiem.
- I jak?
- Chce mnie sprawdzić, dał mi zlecenie.
- Na szpiegowanie mnie - dokończył za nią Len.
- Nie do końca - zaprzeczyła niechętnie - on chce
ode mnie dostać coś co nie dostanie od innego szpiega. Coś co tylko ktoś bliski
tobie może mu dostarczyć.
Tao
zasępił się na chwilę. Jego złote tęczówki patrzyły gdzieś w dal. Myślał nad
czymś, a kobieta nie była pewna czy myśli nad tym co mu zakomunikowała czy
odpłynął gdzieś daleko, w siną dal.
- Ostatnio dzieją się tu dziwne rzeczy - odezwał się
wciąż patrząc w ciemność - zaginął Dave. Był młody, ambitny i miał ciągoty do
okrucieństwa. Nie myśl, że o tym nie wiem, ale był mi całkowicie oddany. Poza
nim miałem takich ludzi niewielu. Po zakończeniu wojny ludzie się ode mnie
oddalili. Doszło sporo nowych, żądnych chwały.
- To coś złego?
- Nie - odpowiedział tak jak oczekiwała tego Namada
- kiedy tu szedłem z wioski Natki wyruszył też Horia... Nie pamiętam jego
nazwiska. Przedziwny człowiek. Chłop, który nie jest chłopem, chociaż może o
tym nie wiedzieć. Uświadamiał innych tożsamościowo, przywracał chłopom
narodowość.
- Cordeanu - uzupełniła kobieta - działa na
obrzeżach stolicy.
- Miałem dostać wiele dni temu nowe rozkazy i do
dziś ich nie dostałem.
- Narzekasz na nadmiar wolnego? - zdziwiła się
Ayumi.
- Nie.
- Więc o co chodzi?
- Marc otacza się złymi ludźmi. Ułaskawiony generał
van Abramescu zna wszystkie tajne wytyczne, dotyczące zmian w armii i jej modernizacji.
Uważam, że on jest dalej człowiekiem książątka i jego psa.
- Wietrzysz spiski Leny.
- Może - zgodził się niechętnie - co jeśli, jednak
to ja mam rację i coś jest na rzeczy?
Namada
nie miała aż takich obaw. Jej zdaniem po wygraniu wojny domowej, Marc powinien
zadbać o to by nie wzmocnić za bardzo żadnej rodziny szlacheckiej i wszystko
byłoby cacy.
- Co zrobimy z Jonem?
Len
spojrzał na nią pół przytomny. Miecz Błyskawicy nadal znajdował się w jego
dłoni. Wyprostował rękę. Oręż był jej przedłużeniem, wskazał nim na wprost
siebie i ugiął rękę w łokciu, wzniósł ostrze w górę i opuścił. Cały manewr
powtórzył dwa razy. Ayumi nie rozumiała co właściwie się dzieje. Gdzieś za nimi
zaszeleściły krzaki. Kiedy Namada się obróciła wyskoczył z nich porucznik
Linescu.
Najbliższy
współpracownik Lena ubrany był w proste żołnierskie spodnie i utwardzaną skórę,
na którą nałożył ciemną kolczugę, której koloru nie dało się rozpoznać przy
nocnym, zachmurzonym niebie. Na głowie nosił zieloną czapkę.
- Tak jest kapitanie! - oznajmił i ukłonił się przed
Namadą. - nikogo nie ma w okolicy, ale moi kaprale patrolują teren wokół cały
czas. Podejrzewamy, że wróg nie przybył tu i nie połknął przynęty.
- Jakiej... - zaczęła kobieta, ale Len uciszył ją
ruchem dłoni.
- Ok - odparł porucznikowi - odmaszerować.
Linescu
pokłonił się nisko i odszedł. Ayumi była skonsternowana od stóp do głowy.
- O co chodzi? - spytała, kiedy oficer już odszedł.
- Jon jest teraz najmniejszym problemem, ale
rozpracowuj go dla mnie dalej - oznajmił - powiem ci co jest prawdziwym
zagrożeniem. Ci, których Marc ułaskawił zamiast oddać katu. Od jakiegoś czasu
ktoś mnie obserwuje, wiem to. Umiem to dostrzec. Matka Lisy przysłała mi list,
że mam się strzec zemsty bestii z Czarnolasu, ale nie napisała dokładnie o kogo
chodzi. Może o wilkołaki, a może o jakichś przydupasów wilkołaków... Ktoś
wysłał list z pogróżkami do Natki. Waszą rodzinę wymordowana, a Marc nie robi
tego co powinien. Reforma armii powinna pójść sprawniej. Utknęła podziale na
nowe okręgi, armie i wprowadzeniu kaprali. Ktoś tłucze w nocy w moje drzwi, ale
nie ma go przy nich nawet, kiedy stoję za nimi podczas pukania i otwieram je
zaraz po nim.
- Powiedz królowi o tym.
- Mówiłem o sprawach ważnych dla królestwa -
powiedział obojętnym tonem - o swoich problemach nie opowiem nikomu więcej. Sam
to załatwię.
- Kto o nich wie?
- Linescu i ja.
- I teraz też ja.
Len
był z natury skryty, ale kobietę dziwiło, że o tych problemach nie opowiedział
prawie nikomu. Nawet jej siostrze, która była jego drugim porucznikiem w
chorągwi i zastępowała go podczas ochrony obrad konwentu. Nie wymienił też
swojej ukochanej wśród wtajemniczonych w problemy...
- A co z...
- Natasza wie o tym o czym musi - przerwał jej
gwałtownie.
- Jak mogę pomóc?
- Powiedz van Ionescu, że... - twarz Lena zdradzała,
że chce coś powiedzieć, ale nie może mu to przejść przez gardło. Było to typowe
u niego, gdy miał powiedzieć coś co w jego mniemaniu oznaczało słabość lub...
oznaczało, iż ma on takie uczucia jak miłość lub troska.
- Śmiało Len - zachęciła go.
- Będę próbował uciec z kraju by...
Po
kolejnym zacięciu się kapitana Tao, Ayumi była zszokowana. Len nie miał
poczucie humoru zdolnego do tego żeby zażartować z niej w ten sposób i nie
okazać tego, że to jakiś koszmarny żart.
- Chcesz ją ochronić przed... przed czym właściwie
Len?
- Śmiercią.
- Na prawdę chcesz uciekać? Ty i dezercja... To się
wyklucza - oświadczyła Namada.
Len
nie odpowiedział, tylko spojrzał na nią smętnym wzrokiem i lekko drgnął mu
kącik ust. Chwycił w dłoń Miecz Błyskawicy i wykonał nim lekkie cięcie. Ayumi
nie rozumiała co chłopak robi.
- Rozejdźmy się już - zakomunikował siostrze swojej
podwładnej. Po czym wstał i wyszedł.
Młodsza
z sióstr Namada pozostała sama w nieprzeniknionej ciemności bukadańskiej nocy.
Najpierw wraz z Akiko utraciły całe rodziny,
prawo powrotu do ojczyzny i teraz może utracić jeszcze dobrego
przyjaciela. Ale czy na pewno? Czy milczenie kapitana Tao oznaczało, że na
prawdę ma on zamiar zdezerterować? Z opowiadań Tamary o tym jaki Len był w
świecie, z którego się wywodzą można wywnioskować, że nigdy się on nie
poddawał. Wobec tego może i tym razem planuje on jakąś sprytną sztuczkę, która
pozwoli mu wygrać zakulisową grę z porucznikiem van Ionescu. Nie można z tego
powodu odwodzić go od wyjazdu, chociaż może to potwierdziło by prawdziwość jej
słów, kiedy powie o tych rewelacjach szefowi wywiadu... Miała kolejny raz
mętlik w głowie. Takie gry zdecydowanie nie należały do jej mocnych stron.
Następnego
dnia Ayumi zdecydowała się wybrać do Jona van Ionescu. Familia van Ionescu była
bardzo liczna i zyskała na znaczeniu w czasie wojny trzech pretendentów do
tronu. Brat Jona, Petr był namiestnikiem
drugiego największego i najbardziej znaczącego miasta w kraju. Zbliżająca się
do czterdziestki kobieta znała ich obu, ale od jakiegoś czasu coraz mniej
lubiła synów Roberta van Ionescu, który miał zostać za kilka dni jednym z
najbliższych doradców króla Marca Pierwszego. Złoty młot na tle czarno-czerwonych
pasów miał być wkrótce jednym z najważniejszych herbów w kraju.
Na
spotkanie u swojego zleceniodawcy zdecydowała się ubrać w prostą, szarą suknię
z dość dużym dekoltem, świetnie podkreślającym jej obfity i wciąż jędrny biust.
i beżowy płaszcz. Na nogi włożyła sięgające do kolan, brązowe, skórzane buty i
była gotowa na spotkanie z przeznaczeniem.
Tym
razem mieli się spotkać w jednej z lepszych jadłodajni w stolicy. "Pod
Złotą Gęsią" raczej nie spotykało się męt i ludzi, którzy mogliby
przeszkodzić im w ich dialogu. Ordynka szła bardzo zdenerwowana, nie wiedziała
czy Jon właściwie zrozumie jej nerwy czy też uzna, że kobieta chce go okłamać,
ale kiepsko jej z tym idzie. Właściwie to, jeśli powtórzy słowa Lena to nie
skłamie, gdyż ten nie wyjawił jej prawdy, ale czy porucznik to zrozumie?
Pogoda
wyraźnie jej nie sprzyjała. Z ciemnych deszczowych chmur lało się jak z cebra i
wkrótce cała czupryna kobiety była mokra, mimo że postawiła kaptur zaraz po
wyjściu z pałacu, w którym wciąż mieszkała. Deszcz powodował, że droga
strasznie się jej dłużyła, chociaż do pokonania miała zaledwie trzy średniej
długości uliczki.
Wreszcie
doszła, cała przemoczona i z wystrzępionymi do granic możliwości nerwami. "Pod
Złotą Gęsią" była trzypoziomowym
budynkiem, zbudowanym z kolorowych cegieł. Nad wejściem znajdował się duży na dwa
poziomy malunek złotej gęsi. Okna były nieskazitelnie czyste. Ayumi wiedziała,
że na pierwszym piętrze znajduje się jadłodajnia, na drugim są magazyny i mała
sala przeznaczona dla gości, którzy potrzebują ustronnego miejsca by omówić coś
bardzo ważnego - zwykle kupcy przeprowadzali tam transakcje i negocjacje,
chociaż zdarzało się też, że stary król wysyłał tam swoich najbardziej
zaufanych ludzi na tajne negocjacje, które musiał trzymać w tajemnicy. Na
ostatnim piętrze mieszkał właściciel budynku i jego rodzina.
Kobieta
weszła przez masywne, dębowe drzwi ze złotymi okuciami do wnętrza. Było
przestronnie urządzone. Pod przeciwległą do wejścia ścianą znajdowała się lada,
za którą stała atrakcyjna kobieta o ciemnych włosach, była w wieku około dwudziestu
lat. Za nią znajdował się otwór w ścianie prowadzący na zaplecze, zasłonięty jednak
czerwoną kotarką. Pod każdą ze ścian znajdował się oddzielny boks, a na środku
stały zwykłe stoliki w liczbie jedenastu. ściany pomalowane były na beżowo.
Ayumi
rozejrzała się po gościach Złotej Gęsi w poszukiwaniu Jona van Ionescu. Stoliki
przy środku były puste. Dwa boksy zajęły młoda para i grupa chłopaków z miasta,
którzy sądząc po ich wieku powinni się uczyć, a nie przesiadywać w gospodach.
Wreszcie znalazła bruneta w boksie w narożniku, będącym najdalej od wejścia. Ubrany
był w czarny płaszcz, który szczelnie zakrywał to co miał pod nim. Udała się do
niego dostojnym krokiem. Przy wejściu boksu znajdowały się haki, na które
goście powinni zawiesić broń na wypadek gdyby ewentualnie zabrali ją ze sobą na
obiad. W boksie Jona i Ayumi, wisiał już szeroki, choć niezbyt długi miecz
porucznika. Ayumi miał co prawda przy sobie sztylet, przymocowany przez
podwiązkę do jej nagiego uda, ale uznała, że nie będzie okazywać, że ona też
jest uzbrojona. Z resztą chcąc go wyjąć musiała by się zanadto rozbierać.
- Witam piękną damę - rzekł uprzejmie van Ionescu.
Ayumi
nienawidziła go odkąd kazał jej szpiegować Lena. Z tego powodu ciężko było jej
wyrazić swoje zadowolenie z jego niezbyt wyszukanego komplementu na wejście.
- Dzień dobry - odrzekła sztywno - i dziękuję za
komplement, szlachetny panie - dodała już znacznie łagodniej, choć jej głos
wydał się jej przesłodzony.
- Zjesz coś? - spytał z uśmiechem Jon.
- Jadłam w domu.
- Trudno - odparł niezrażony tym oficer - w takim
razie napijemy się wina - powiedział i wezwał kelnera, który zjawił się
niewiadomo skąd.
Przez
chwile rozmawiali o neutralnych sprawach, takich jak wyższość wina z Wyspy
Rumowej nad tym importowanym z zagranicy. Niestety wyspa nie była zbyt duża
jako, że leżała w rozlewisku rzeki Danube do Morza Południowego. Był to
południowy kres Rumlandii.
Kiedy
opróżnili pierwszą butelkę wina, szef wywiadu przeszedł do rzeczy.
- Jak twoja misja? - zapytał.
- Całkiem ok - odparła - mam coś co cię rozłoży na
łopatki - mówiła siląc się na użycie tonu wskazującego na jej euforię. Ilość
wypitego wina, wyraźnie jej w tym pomagała.
- Mów, bo umrę z ciekawości...
- Chce zdezerterować z kraju.
- Nie - sapnął z niedowierzaniem brunet.
- Tak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz