środa, 6 stycznia 2021

24. Zjazd rodzinny

 

Rozdział 24

Zjazd rodzinny

            Len nie chętnie opowiedział Syriuszowi, w dużym uproszczeniu, jak wyglądały ostatnie lata jego życia. Życia w niewoli. Nie chwalił się podbojem miłosnym czy cierpieniami, ograniczył się do opowiedzenia faktów. Pominął przy tym całkowicie motywacje jakie nim kierowały w różnych etapach życia, zwłaszcza końcówki żywota na wolności.

            Jego uwadze w międzyczasie umknął list jaki Black odprawił za pomocą różdżki i magii w bliżej nieokreślonym kierunku.

- Niedługo się z kimś spotkamy – rzekł czarodziej.

            Len poczuł się zwężają mu się źrenice, a brwi zbiegają ku sobie. Poczuł niepewność. Był zbiegiem. Jego życie ciągle było zagrożone. Tak naprawdę bezpieczeństwo niedawnego oficera zależało od cudzoziemca, którego spotkał, a który był dobrym znajomym jego przyjaciółki sprzed tragicznego wypadku w Norfdamie.

- Z kim? – spytał w końcu Tao.

- Komitetem powitalnym – odparł Syriusz.

            Len nie odpowiedział.

- Wiesz poznałem wielu ludzi, ale tacy jak ty zawsze pozostają dla mnie zagadką – wypalił Black.

            Także i to pozostało zignorowane przez Lena. Kiedy Syriusz machnięciem różdżki spowodował pojawienie się przed nim sucharów i kawałka wędzonego mięsa, nie zignorował tego. Jedzenie było tym czego nie miał powodu ani prawa odmawiać.

- Wina?

- Za dużo dobrobytu –odparł kwaśno Len.

- Jak uważasz, ja się napiję.

            Kolejne machnięcie różdżką i Syriusz miał w dłoni bukłak. Oddawał się konsumpcji podczas gdy Len siedział nieruchomo na ziemi, kiedy w oddali rozległ się trzask. Tao poczuł jak dostaje gęsiej skórki. Momentalnie w dłoń złapał rękojeść Miecza Błyskawicy. Rodowy oręż gotowy był do rozłożenia, kiedy tylko coś jeszcze zakłóci jego czujność. Szelest trawy w lesie nie opodal wystarczył.

            Len stał z rozłożonym mieczem, gotowy do śmiertelnego ataku. Z lasu dochodził go tupot stóp. Wkrótce z zarości wyszła ludzka postać.

Była to niezbyt wysoka i szczupła dziewczyna o piwnych oczach. Blond włosy opadające falami na ramiona i plecy – wydały się Lenowi znajome. Ubrana była w szmaragdową sukienkę, która kończyła się falbankami tuż poniżej kolan. Na ramionach utrzymywały ją jedynie cienkie kawałeczki jedwabnej tkaniny. Wcięcie w biodrach i skromny dekolt podkreślały atrakcyjność jej biustu. W dłoni trzymała różdżkę. Czarodziejka.

- Li… - bąknął Len, lecz nie był w stanie wydusić ani słowa więcej.

            Gdzieś za jego plecami Syriusz oddalił się. Czarodziej ewidentnie nie chciał przeszkadzać w mocno intymnej chwili.

            Lisa dobiegła do Lena w kilka sekund. Nim chłopak zdążył spróbować powiedzieć albo chociaż bąknąć coś więcej, został ciasno opleciony przez ramiona dziewczyny.

- Wiedziałam – mówiła szeptem Lisa – wiedziałam, że żyjesz. Nie mogłeś… - głos jej się zaczął łamać – nie mogłeś, nie mogłeś po prostu odejść. Zginąć. Nie ty.

- Ciii – głos Lena podziałał na nią kojąco.

            Chłopak zamknął na moment oczy. Kolejne kroki momentalnie wzbudziły jego czujność. Otworzył oczy i chciał cofnąć, lecz ciasny uścisk blondynki mu na to nie pozwolił.

            W tym czasie przed nim zjawiły się kolejne postacie. Jedna miała różowe włosy, a druga zielone. Skrajnie różniły się wzrostem i budową ciała. Łączyły je 3 rzeczy. Były kobietami, pochodziły z innego świata i obie je tak samo kochał niedawno wyswobodzony z norfdamskiego lochu Len.

- Jun! – krzyknął mimowolnie – Tamara!

            Panna Green w tym czasie zwolniła uścisk i Len zdążył złapać oddech nim został dosłownie zwalony z nóg przez uścisk Tamary. Różowłosa zalała się łzami. Nie miał chęci ani sił by udawac na tyle silną by stwarzać pozory, że nie wzruszyła jej ta sytuacja.

- Len brakowało nam ciebie  – powiedziała cicho kiedy puściła chłopaka.

            Teraz niedawny oficer patrzył speszonym wzrokiem na wysoką dziewczynę. Gdyby nie to, że miecz wypadł mu z ręki, kiedy ściskała go Lisa, zrobiłby to właśnie teraz. O to po raz pierwszy od wielu lat mógł spojrzeć na własną siostrę. W tej chwili wydawała mu się nie tylko najpiękniejsza kobietą pod słońcem, ale również siódmym cudem świata, najwspanialszym widokiem jakie mogło zobaczyć jego oko.

- Len – szepnęła.

            Jej głos brzmiał tak samo jak lata temu kiedy spotkali się w innym świecie. Brzmiał tak samo jak zawsze. Jego starsza siostrzyczka znów była przy nim. Ten dzień nie mógł być piękniejszy!

            Przez cały czas podczas tej plejady spotkań po latach Len ukrywał w kieszeni pradawny artefakt, który pozwolił mu uciec. Pozostawał jednak na tyle czujny by przypadkiem nie zgubić czegoś, co w przyszłości może pomóc mu po raz kolejny ocalić życie. Swoje lub bliskich.

- Tęskniłam – odezwała się ponownie Jun.

- Hm… - odchrząknął Len, lecz nie powiedział nic. Swoim zwyczajem.

            Za plecami Jun stał – na oko Lena – ponad czterdziestoletni mężczyzna. Miał ciemne włosy. Niepokój chłopaka wzbudził wzrok mężczyzny. Z jednej strony na wpół maślany, z drugiej zdawało się, że wzrokiem pochłaniał Jun, a co najmniej dolne partie jej ciała.

- Kim jesteś? – warknął w jego stronę Len.

- Antoni von Olbracht – przedstawił się tamten – skromny handlarz i bliski przyjaciel tej pięknej kobiety – dodał wskazując na Jun.

- Bliski? – syknął Len do ucha siostrze.

- Kiedyś musiała kogoś znaleźć – odpowiedziała z uśmiechem.

            Len czuł wielką potrzebę skomentowania wieku Antoniego, lecz całym wysiłkiem woli powstrzymał się żeby tego nie zrobić. Nie chciał psuć chwili. Nie teraz. Będzie miał na to jeszcze sporo czasu.

- Miło poznać – powiedział swobodnie Antoni.

- Mnie też – odparł Tao głosem pozbawionym wyrazu.

            Kiedy dziewczyny uspokoiły nieco emocje, Len został zarzucony gradem pytań. Na większość odpowiadał w swoim zdawkowym stylu, który tym razem jednak nie irytował rozmówców.

- Co teraz zrobisz? – spytała Lisa.

            Cała Lisa. To właśnie tak ją zapamiętał. Jako dziewczynę, która potrafi trzeźwo myśleć. Nawet wtedy kiedy jest nietrzeźwa. Mimowolnie przypomniał sobie ich spotkanie w Czarnolesie. Alkohol pity w plenerze czy późniejsze przeżycia w Rumlandii.

- Nie zmieniłaś się – odparł dziewczynie zmieniając wątek.

- To znaczy? – zdziwiła się młoda czarodziejka.

- Charakter masz ten sam.

- To źle?

- Wprost przeciwnie.

            Blondynka uśmiechnęła się pogodnie, lecz nie pozwoliła zbić się z tropu.

- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.

- Wiem.

- To może zrób to – zachęciła go Green.

            Skinął głową ze zrozumieniem i zgodą.

- Myślałem o Skandynawii.

- Co? – żachnęła się Lisa.

- Co? – zawtórowała jej Tamara,

            Chłopak wzruszył ramionami.

- Jestem poszukiwanym banitą, nie mogę swobodnie poruszać się po kraju.

- Z nami możesz! – pisnęła Tamara.

- Właśnie – potwierdziła niepewnie zielonowłosa.

            Najbardziej rzeczowo wypowiedział się mężczyzna za plecami Lena, Syriusz Black.

- Dziewczyny mają wsparcie u siostry króla. Wiktoria pomogła im w tej eskapadzie.

- To prawda – przytaknęła natychmiast Tamara.

            Len pokiwał z uznaniem głową. Nie przypominał sobie Wiktorii van Wolfescu. Siostra króla była kimś kogo kojarzył ze słyszenia jeszcze z czasów przed trafieniem do więzienia. Nie poznał jej jednak nigdy. Tak naprawdę w tej chwili nie potrafił odpowiedzieć sobie na pytanie czy przebywał kiedykolwiek w stolicy kraju.

- W takim razie wy coś zaproponujcie – rzekł Len.

- Zawsze możesz wybrać się ze mną do Czarnolasu – od razu zaproponowała Green.

- Zostań z siostrzyczką – wtrąciła Jun.

- Wracajmy do Bukdamu – powiedziała Tamara.

- Czy to mądre? – spytała Jun.

- Miasto jest wielkie – odezwał się Antoni – Len może się ukryć, może też poruszać się po obrzeżach. Śmiem wątpić czy ktokolwiek w mieście pamięta jak on wygląda. Anonimowość jest wielkim atutem przy ukrawaniu się. Jeśli wyjedziecie do małej wioski na krańcu kraju, każdy mieszkaniec będzie was kojarzyć jako obcych. W stolicy obcych są setki. Jedni przyjeżdżają na chwile, inni na dłużej.

            Tao pokiwał głową z uznaniem.

- Wynajmiemy ci pokój w gospodzie – bardziej stwierdziła niż zaproponowała Tamara.

- Po co? – nie zgodziła się Lisa – mamy już gościnne kwatery w Bukadamie. Moja jest nawet wolna, bo na zaproszenie Wiktorii przebywam w Szponach.

- Brzmi rozsądnie – przytaknęła Jun.

            W dalszym ciągu dnia dziewczyny zasypały młodego mężczyznę opowieściami co zaszło w ich życiu w ostatnich latach życia. Najwięcej mówiła Tamara. Len nie posiadał się z zaskoczenia kiedy mówiła o swoim chłopaku i studenckich przeżyciach.

- Co u moich ludzi? Co u Akiko? – zadał wreszcie pytanie, które od dawna kłębiło się w jego umyśle.

Na chwile zapadła cisza. Wreszcie odezwała się Tamara.

- Akiko jest już na wolności. Tyle dowiedzieliśmy się w Norfdamie. Nie mamy jednak pojęcia w jaką stronę się udała i co robi. Tak naprawdę słuch po niej zaginął gdy opuściła lochy Norfdamu.

- Może wcale ich nie opuściła! – warknął Len.

- Nie. Przejrzałam je całe. Nigdzie nie było twojej przyjaciółki – zapewniła Lisa.

            To nieco uspokoiło Lena. Pomimo aż 2 lat jakie spędził w więzieniu dalej czuł się odpowiedzialny za swoich ludzi. Do dziś odczuwał żal z powodu śmierci Józefa Babinescu. Żołnierz ten zamordowany została lata temu przez Barty’ego Croucha w czasie podróży oddziału dowodzonego przez Lena do Westdamu. Pamiętał też łysego porucznika Linescu, który nawiązał romans z jedną z koleżanek Tamary podczas wizyty w akademiku. Aresztowany razem z nim w Norfdamie. Tak samo skoczył masywny i niezwykle umięśniony Esteban Florent. 2 lata starszy od Lena porucznik także został wtrącony do lochów w Norfdamie. Podobnie skończyć musiał Józef Orgiescu. To właśnie imie i nazwisko ostatniego z dzielnych wojaków z S.O.L.A.R wytrąciło Lena z zamyślenia.

- … zeznawał przed królem w twojej sprawie – opowiadała Tamara.

- I jak? – spytał z zainteresowaniem Len.

- Z tego co mówiła Wiktoria nie zaszkodził ci.

- To dobrze. Rozumiem, że jeżeli zeznawał przed królem to nie ma go w…

- … jest w stolicy – przerwał mu Black.

            Len kiwnął głową.

- Jak dotrzemy do stolicy? – spytał.

- Latałeś kiedyś na latającym dywanie? – odpowiedziała pytaniem na pytanie jego siostra.

- Chyba nie – odparł spoglądając na Lisę.