wtorek, 20 września 2016

6. Cudzoziemcy


"A gdy jakiś Rockefeller stojąc nad grobem przeznaczy część skradzionego, krwawego majątku na cele oświaty lub miłosierdzia,
to uważa się w swym sumienie za bohatera, nie za pokutnika,
a co więcej oklaskuje go i wielbi pół świata"
Jan Mosdorf
Rozdział 6
Cudzoziemcy

            Akiko była słaba po opuszczeniu aresztu. Pierwszą noc na wolności spędziła w przedsionku budynków więziennych. Dopiero rano opuściła miejsce swojego upokorzenia
i zniewolenia. Po wyjściu czuła się brudna i skalana.

            Szła w czarnej obcisłej kiecce, którą ubrano jej na ostatnie spotkanie z naczelnikiem miasta. Była zabrudzona, nieco postrzępiona i zbyt krótka. Przechodzący obok ludzie brali ją za prostytutkę, która przesadziła z używkami i skończyła w niezbyt ekskluzywnej dzielnicy. Nie reagowała na ich komentarze ani docinki.

            Letnia pogoda nie poprawiała jej humoru. Było ciepło i bezchmurnie. Poranne promienie słońce nie doskwierały aż tak jak w południe, lecz wciąż było to zbyt gorąco jak na standardy Norfdamu i kogoś, kto ostatnie lata przesiedział w zamknięciu. Promyki drażniły jej odsłonięte do połowy uda nogi.

            Nie mając pieniędzy, dobytku ani pomysłu co ze sobą zrobić, postanowiła pochodzić po mieście. Próbowała odszukać kogoś z jej dawnej chorągwi S.O.L.A.R, ale nie natrafiła ani na Estebana ani na Linescu, ani na nikogo innego. Koło południa zaczął jej doskwierać głód. Nie mogła się przymusić do żebrów. Te resztki jej godności, których nie straciła w lochach Jona van Nordescu dały o sobie znać.

            O zmierzchu przed jedną z jadłodajni napotkała na tłum ludzi. Była wśród nich Flora van Nordescu. Córka namiestnika miasta w dalszym ciągu przypominała zamordowaną narzeczoną Lena Tao, Nataszę. Była blada i miała długie, czarne włosy, tego dnia związane w kok. Ubrana w elegancką, acz letnią i krótką, zieloną sukienkę, z wykończeniami ze srebrnych nitek. Dama dokarmiała ubogich. Namada poczuła się upodlona do granic możliwości, jednak zdecydowała się podejść. Wiodący wpływ na to miał żołądek, który skręcał się z głodu.

            Ustawiła się w tłumie pomiędzy obdartymi dziećmi, biednymi mieszczankami
w starszym wieku i kilku innych osobach. Flora ustawiona była pomiędzy trójką halabardników z wygrawerowanymi na napierśnikach herbach  jej rodu, czyli brunatnym niedźwiedziem ze skierowaną w górę włócznią na zielonym tle. Nieco dalej stali dwaj młodzi chłopcy w kolczugach z mieczami wbitymi w ziemię. Namada domyśliła się, że wyrostki dopiero uczą się żołnierskiego fachu.

- Podejdź - zwróciła się do niej Florentyna.

            Uczyniła co jej polecono. Do glinianej miski nałożono jej jakieś rozwodnionej zupy
z trzema plastrami kiełbasy i kilkunastoma kawałkami marchewki oraz ziemniaków. Potrawa była kiepsko przyprawiona, ale Ordynka i tak nie śmiała narzekać. Zjadła łapczywie i chciała podejść po więcej, lecz uniemożliwił jej to jeden z młodzieńców w kolczugach. Jego wyciągnięty miecz zagrodził jej drogę po więcej.

-Spieprzaj dziwko - warknął młodzieniec.
- Znam panienkę! - broniła się Akiko.
- Nie słyszałeś co powiedział? - odwarknął jeden z halabardników.

            Czterdziestojednoletnia kobieta opuściwszy smutnie głowę odeszła w bliżej nieznanym kierunku. Tę noc spędziła w drewutni jednej z kamienic. Rankiem została wypędzona przez mężczyznę będącego woźnym w budynku. Wyzywał ją przy tym od najgorszych. Prawdę mówiąc zaczęła już przyzwyczajać się do takich obelg, a po pobycie w więzieniu zdarzało jej się samej o sobie myśleć w ten sposób.

            Znów krążyła po mieście przez niemal cały dzień. Obiad zjadła w jednej z garkuchni w dzielnicy największej biedoty. Tam też spędziła kolejne dwa dni. Rozmyślała wtedy co ze sobą zrobić, jej jedynym pomysłem był powrót do stolicy i odnalezienie przyjaciółek sprzed odsiadki. Brakowało jej jednak funduszy na wyprawę do stolicy. Myślała też nad uwolnieniem Lena, ale tu z kolei nie miała środków, ludzi, możliwości i sposobu.

            Następnego dnia wybrała się do nieco bogatszych dzielnic miasta. Miała dostęp wszędzie tam, gdzie pojawić się mogły panie do towarzystwa, za którą cały czas ją uważano. Przed jedną z gospód z wizualizowała się jej znajoma postać.

            Była to kobieta. Wysoka szczupła, blondynka miała figurę prawie idealnej klepsydry. Była chora na hereochomie, oznacza to, że jej tęczówki miały różne kolory. Jedna była jasnoszara, a druga ciemnobrązowa. Sprawiało to nieprzyjemne wrażenie podczas patrzenia kobiecie w oczy. Ubrana była w bogato zdobioną falbankami i koronami rudawą suknię.

- Akiko - rzuciła z daleka w jej stronę blondynka.
- Natalia - odpowiedziała neutralnie Namada.
- Aż tak nisko upadłaś? - spytała pogardliwie Skandynawka.

            Ex- oficer nie odpowiedziała.

- Nie odpowiesz? - Natalia była natarczywa.
- Odpowiem... - zaczęła niepewnie Akiko - jeśli ty powiesz z kim się ostatnio przespałaś! Przecież jesteś jakby darmową dziwką!
- Orzesz ty!
- Chcesz się bić?!

            Larsson ruszyła do niej agresywnym krokiem. Z nie zauważonej wcześniej kieszeni wyjęła wąski nóż. Miała obłęd w oczach i żądzę mordu na twarzy. Policzki jej poróżowiały.

            Akiko nie miała dokąd uciec. Stała tak osamotniona, a przeciwniczka była dobrze uszykowana do walki, chociaż jej kiecka była gorszym odzieniem niż ta Akiko. Wobec tego ta ostatnia wymierzyła jej solidnego kopniaka w żebra. Przeciwniczka zakołysała się na nogach, ale nie upadła. Chciała zadać cios nożem, jednak Namada złapała ją za nadgarstek poza zasięgiem jej głowy. Natychmiast druga ręka blondynki złapała ją za grzywkę. Akiko nie pozostawała dłużna także szarpnęła za grzywkę Larsson. Mocowały się tak przez dłuższą chwilę. Żadna z nich nie ustąpiła. Straciły po garści lub kilku włosów. W końcu Ordynka podcięła Natalię. Ta upadła.

            Akiko poczuła się zwyciężczynią tego pojedynku. Uśmiechnęła się szyderczo. Kopnęła leżącą przeciwniczkę w brzuch. Tamtej na moment zabrakło tchu w piersiach. Korzystając z okazji kolejny kopniak złamał nos Natalii. Buchnęła krew.

- Zabiję suko! - ryknęła Larsson.

            Wstała i słaniając się na nogach machnęła na oślep nożem. Jej atak był tak szybki, że Akiko nie wiele myśląc padła na ziemię. Była w przegranej pozycji. Leżała przed zakrwawioną napastniczką uzbrojoną w nóż. Czuła, że zbliża się jej koniec. Skandynawka tymczasem wzięła zamach i potężnym kopniakiem pozbawiła Ordynkę tchu. Następnie kolana Natalii przygwoździły ręce Namady do ziemi.

- Ratunku - syknęła słabo Akiko.
- Nikt ci nie pomoże - odpowiedziała spokojnie Larsson.

            Blondynka uniosła nóż. Skierowała go ostrzem do dołu celując w serce. Akiko targnęła rękoma jak w konwulsjach. Na nic się zdała rozpaczliwa próba zrzucenia napastniczki. Lata w więzieniu zrobiły swoje. Przegrała życie w o mało co nie wygranym starciu.

            Świst powietrza oznaczał, że nóż już spada w dół. Akiko zamknęła oczy, lecz dźwięk nie ustał. Ostrze nie zanurzyło się w jej ciele. Metaliczny dźwięk gdzieś za jej głową oznaczał, że broń wypadła z rąk oprawczyni.

- Nie ładnie mordować starsze od siebie kobiety - rozległ się kpiący głos.

            Czterdziestojednolatka chciała już otworzyć oczy, kiedy prawy prosty Natalii uderzył z dużą siłą w jej oczodół. Poczuła się zamroczona. Skandynawka umiała zadać cios z siłą o wiele większą niż wskazywałby jej wygląd.

- To był błąd - oznajmił z zimną furią męski głos.

            Rozległ się trzask i Natalia przewróciła się na plecy. Jej nogi w dalszym ciągu spoczywały na przedramionach Akiko, ale teraz już o wiele słabiej. W związku z tym bez przeszkód kobieta uwolniła się. Pomimo tego nie mogła jeszcze wstać, ponieważ druga kobieta dalej przygniatała jej nogi.

            Spojrzała rozkojarzona na wybawcę. Stał przed nią blondyn. Na oko miał niecałe trzydzieści lat. Był bardzo przystojny. Charakteryzował się raczej szczupłą budową ciała, ale miał dobrze zarysowane mięśnie. Ubrany był w brązowy płaszcz podróżny i ciężkie czarne buty ze skóry.

            Przybysz jednym zgrabnym ruchem podniósł Skandynawkę. Spojrzał na nią z pogardą i zdzielił jej z otwartej dłoni w twarz. 

- Wynocha - warknął.

            Larsson posłusznie wykonała polecenie. Natomiast Akiko poczuła lekkie przerażenie.
Z jednej strony mężczyzna uratował ją, z drugiej nie odznaczał się jednak przesadnie dobrymi manierami. Przed wybawieniem jej, zadał co najmniej dwa ciosy, które dotarły do słuchu Ordynki. Jakie były jego zamiary wobec niej?

- Kim jesteś? - spytała drżącym głosem.
- Anakin Vader - przedstawił się niemal uprzejmie.

            W sercu kobiety gwałtownie eksplodował strach. Znała to imię i nazwisko. Len wspominał
o nim trzy ponad lata temu. Właśnie tak nazywał się mężczyzna, który dla własnej rozrywki zaatakował go i bez wysiłku omal nie zamordował. Legendarny kapitan Tao długo zbierał się wtedy do powrotu do normalnej formy i o ile dobrze pamiętała nie udało mu się to przed zesłaniem do lochów.

- Poznaliśmy się? - spytał Anakin.

            Nie mógł być głupi. Dobrze potrafił zinterpretować jej wyraz twarzy. Namada zawahała się na kilka uderzeń przyspieszonego serca czy powinna powiedzieć prawdę. Szybko pozbyła się złudzeń. W jej obecnym stanie na pewno zorientowałby się czy kłamie. Podniosła się. Była niższa od blondyna.

- Osobiście nie - wymamrotała.
- To znaczy? - zachęcił ją Vader.
- Jestem porucznik Akiko Namada - przedstawiła się dygając uprzejmie - trzy lata temu byłam dowódcą jednej z drużyn chorągwi S.O.L.A.R dowodzonej przez kapitana Lena Tao.

            Anakin uśmiechnął się.

- Ach, tak kojarzę - powiedział - pojedynkowałem się z twoim dowódcą.
- Wiem.
- Wielce ubolewa nad jego dalszym losem -oznajmił kurtuazyjnie Anakin.

            Namada nie dbała nad tym czy "mistrz pojedynków" faktycznie jest smutny z powodu wydarzeń jakie rozegrały się wokół Lena po ich walce czy nie. Odczuwała, że gdyby nie ta konfrontacja to losy Lena i jego najbliższego otoczenia potoczyłby się inaczej. Nie miał jednak pojęcia jak bardzo inaczej.

- Też skończyłaś jak on? - głos Anakin wyrwał ją z zamyślenia - Podobno cały sztab chorągwi został zamknięty w lochach? - dopytywał.
- Wyszłam kilka dni temu.

            Przyjrzał się jej badawczo. Ex- szpieg poczuła jak palące spojrzenie mężczyzny świdruje ją od stóp do czubka głowy. Nie spodobało się jej to. Do oczu napłynęły łzy, które siłą powstrzymała od znalezienia ujścia.

- Chodź pogadamy gdzieś w gospodzie - powiedział entuzjastycznie Anakin - musisz być piekielnie głodna po tej całej odsiadce.
- Nie mam pieniędzy - odpowiedziała zawstydzona.
- Stawiam!

            Udali się do pobliskiej knajpy, gdzie zamówili obiad. Duszona kaczka z sosem i tłuczonymi ziemniakami dla Vadera oraz udziec jagnięcy w buraczkach wraz z pajdą chleba ze smalcem dla kobiety. Do picia otrzymali dzban czerwonego, półwytrawnego wina z winnic Imperium Południowego. Anakin nie oszczędzał na ich posiłku.

            Konwersowali o losach Akiko, Lena, zamordowanej Nataszy i reszty Specjalnego Oddziału Leśnego Armii Rumlandzkiej po potyczce jej dowódcy z Anakinem. Ten ostatni zrobił dziwny grymas, kiedy kobieta wspomniała o zabójstwie Natki. Domyśliła się, że i on ma swoją "Nataszkę", dla której zrobiłby to co Tao dla swojej.

- Masz co ze sobą zrobić w tym kraju? - zapytał Anakin, kiedy skończyli jeść.
- Mam przyjaciół w stolicy...
- ...ale nie masz jak tam dotrzeć i czym zapłacić za podróż.
- Niestety.

            Poczuła jak palące spojrzenie mężczyzny spoczywa na jej oczach. Odwzajemniła kontakt wzrokowy. Postanowiła nie okazywać więcej po sobie, że się go boi.

- Wyruszam na zachód możesz jechać ze mną - zaproponował - zarobisz coś po drodze i będziesz mogła wrócić do przyjaciół. Nie mam niestety przy sobie tyle monet by dać ci na samotną podróż. Poza tym w twojej sytuacji nie byłoby to zbyt bezpieczne.
- Zgadzam się - wypaliła bez zbędnych pytań o szczegóły.

            Ustalili jeszcze, że wyruszą za dwa dni, dlatego że Anakin ma jeszcze kilka spraw w Norfdamie do załatwienia. Do tego czasu Akiko miała przebywać wyłącznie w gospodzie, w której zjedli obiad. 

            Dzień przed wyjazdem Akiko natknęła się podczas śniadania na dawną znajomą, Lucy Thai. Lucy była niską - nie miała nawet 160 centymetrów wzrostu - szczupłą kobietą o azjatyckich rysach twarzy i małych, skośnych oczach. Zwykle nosiła rozpuszczone, długie, ciemne włosy i tak też było tym razem. Miała dość spory jak na swoje wymiary biust, zwykle doskonale wyeksponowany, jednak tym razem sobie odpuściła. Znała się z Akiko jeszcze z czasów, kiedy obie mieszkały w Ordzie. Nie były nigdy przyjaciółkami. Ich relacje były raczej neutralne. Z pewnością ochłodziły się, kiedy chan Tuhaj uznał rodzinę Namady za zdradziecką i wymordował większość pozostających w ojczyźnie krewniaków.

- Można się przysiąść? - zagadnęła Thai.
- Jasne, siadaj - odparła Akiko przegryzając chleb ze smalcem.
- Niezbyt zdrowo jadasz po wyjściu z więzienia - zauważyła Lucy- jakie masz plany na życie?
- Jeszcze nie mam - skłamała Namada - co u ciebie? - spytała chcąc zmienić temat.
- Od kilku lat jestem ambasadorką Ordy w Rumlandii - powiedziała z dumą niższa Ordynka - aktualnie wracam na wakacje do domu.
- Pozazdrościć życia - sarknęła Akiko.
- Mogłaś mieć podobnie, ale wolałaś zdradę - szepnęła Lucy.

            Atmosfera stawała się napięta. Pani ambasador przełknęła kasy owsianki z owocami.

- Nie tobie oceniać.
- Słusznie - przytaknęła jakby niezrażona Thai - słyszałaś o siostrze?
- Coś tam.
- Miałam ci przekazać jej pozdrowienia, ale dałaś się złapać.
- Pozdrowienia? - spytała zbita z tropu Namada.
- Yhm...
- Nie rozumiem.
- Nie musisz - odparła z uśmiechem Lucy - była niezbyt rozgadana przed śmiercią, ale o pozdrowieniach pewnie by pamiętała - mówiła z coraz szerszym uśmiechem - Muszę już lecieć, mam jeszcze spotkanie z Natalią - wypaliła i wyszła nim Akiko zdołała zareagować.

piątek, 16 września 2016

5. Cel: wyswobodzenie



"Pokonane trudności, są zdobytymi szansami"
Winston Churchill

Ostrzeżenie: Rozdział zawiera fragmenty przeznaczone dla osób w wieku 18+.
 
Rozdział 5
Cel: wyswobodzenie

            Lisa Green niewysoka, szczupła czarodziejka o piwnych oczach, rozpuszczonych włosach w kolorze blond, opadających falami na jej plecy i ramiona przybyła właśnie do stolicy Rumlandii, Bukadamu. Ubrana była w czarne, obcisłe, skórzane spodnie oraz prostą, białą koszulkę. Dotarła tu dwa dni temu i nie bardzo wiedziała o co może się zaczepić.

            Zatrzymała się w mały hotelu. Nie znała w tym mieście nikogo oraz niczego. Była tu pierwszy raz. Jedyną jej wskazówką był list ostatni list od Archibalda. Kiedy dziewczyna potwierdziła mu przybycie do kraju leżącego sąsiednio do Czarnolasu, szlachcic z zachodniej części tego państwa, poradził jej by w stolicy udała się do Szponów Króla. To właśnie w tym zamku znajdzie osoby, które najlepiej znają Lena Tao, jej główny cel w tej wyprawie. Właściwie to ważniejsze było uwolnienie chłopaka niż dotarcie do niego.

            Lisa starała się załatwić sobie pozwolenie na audiencję u króla, lecz nic z tego nie wyszło. Nie bardzo wiedziała, gdzie ma się udać. Dopiero teraz zdała sobie sprawę jak kiepsko zaplanowała tę wyprawę. Nie było już jednak odwrotu. To znaczy nie chciała go. Nie mogła wrócić do domu i powiedzieć matce, na którą wciąż była obrażona, że poległa - nie dała rady wyswobodzić kolegi z więzienia w niezdobytym nigdy mieście.

***

            Tamara po zakończeniu szkoły zgodziła się wyjechać na wczasy na wieś pod stolicą wraz z Andreą van Galerescu oraz Karoliną Andreą. Elka nie mogła im towarzyszyć, gdyż wraz z ukochanym wyjechała na wczasy do Stepowych Pól i miała wrócić nie wcześniej niż po zakończeniu wakacji. Podróż tam była długa i męcząca. 

            Rozrywek na wsi nie było zbyt wiele. Najatrakcyjniejsza z nich wszystkich Andrea miała największą satysfakcję z zaliczenia kilku wiejskich, dobrze zbudowanych od pracy w polu chłopów. Przyjaciółkom tłumaczyła, że musi się wyszumieć teraz, dlatego że po powrocie do Portu Rumowego czekały ją zaręczyny z synem dowódcy Fortu Black, leżącego na północno- wschodnim krańcu Imperium Południowego, czyli południowego sąsiada Rumlandii. Tamara i Karola współczuły jej tego, ale nie aprobowały do końca tego co robiła.

            W końcu po tygodni Andrea wróciła do stolicy, skąd razem z siostrą wyruszyły w drogę na południe. Pozostałym dwóm dziewczynom miłą niespodziankę sprawił w tym czasie Falk, chłopak, który spędził noc z Tamarą po imprezie z okazji końca ich nauki. Mężczyzna przyjechał na wieś ze swoim przyjacielem, młodym żołnierzem Józefem. 

            Pierwszego dnia po ich przyjeździe Falk udał się o zmierzchu na spacer w pole wraz z Tamarą. Przyszła wychowawczyni ubrana była w luźną sukienkę na wąskich ramiączkach. Pobyt na wsi sprawił, że opaliła się i nie była już tak koszmarnie blada jak wcześniej.

- Co ty tak właściwie robisz? - spytała Tamara.
- Podziwiam twoją urodę - komplementował Falk.
- Nie o to chodzi - zganił go ze śmiechem dziewczyna.
- Nie rozumiem - odparł chłopak.
- Co robisz w mieście, gdzie pracujesz, z czego żyjesz?

            Falk zatrzymał się spojrzał na znajdujący się kilkadziesiąt metrów od nich stóg siana. Złapał dziewczynę za rękę i delikatnym, aczkolwiek zdecydowanym ruchem zachęcił ją do pójścia w tamtą stronę.

- Też jestem szeregowym - wyznał dumnie.

            Kolejny żołnierz. Nie spodobało się to Tamarze. Wciąż pamiętała o najzdolniejszym wojskowym jakiegokolwiek poznała, jej dobrym przyjacielu, Lenie Tao. Złotooki chłopak siedział aktualnie w lochach Norfdamu, skazany za zemstę na mordercach ukochanej oraz próbie ukaranie ich zleceniodawcy.

            Spojrzała na Falka i spróbowała porównać go z Lenem. Tao był niezbyt wysoki, miał złote tęczówki i pokaźny czub na głowie. Sam kolor jego włosów ciężko było uznać czy były czarne czy też czymś pomiędzy barwą smolistą a bardzo ciemnym granatem. Były szczupły, ale odznaczał się umięśnionym ciałem i całkiem ładnym kaloryferem na brzuchu. Zwykle ubierał się w szerokie spodnie i bezrękawnik. Uwielbiał walczyć krótką halabardą, ewentualnie swoim rodowym Mieczem Błyskawicy.

            Falk był zupełnie inny. Wysoki, barczysty, krótko ścięty, porośnięty kilkudniowym zarostem. Miał duże, nieco przekrwione, ciemnozielone oczy. Jego prosty nos zdradzał, zaokrąglony podbródek i dobrze zarysowana szczęka nadawały mu atrakcyjnego wyglądu. Był znacznie cięższy od Lena, ale to głównie przez to, że swoje mięśnie wyrobił nabierając przy okazji masy.

- Tamaro - jego głos sprowadził ją na ziemię.

            Znajdowali się tuż pod stogiem siana. Falk stał od niej kilkanaście centymetrów. Wpatrywał się w jej oczy z rozmarzonym wzorkiem.

- O co chodzi? - spytała.
- Nie kontaktowałaś o czym do ciebie mówię- odpowiedział z lekko wyczuwalną nutką urazy.
- Podziwiłam ciebie - wyjaśniła rozmarzonym głosem.

            Nie odpowiedział. Nie wiedziała czy jej uwierzył. Poniekąd miała rację. Nim zaczęła się nad tym zastanawiać poczuła jak mężczyzna ją obejmuje w pasie. Tym razem jego dotyk był mocniejszy. Nie zdążyła zareagować, pocałował ją mocno i zachłannie. Odpowiedziała tym samym. Popchnął ją na stóg siana. Przywarli do siebie z całych sił. Całowali się, a Falk pozbawił ją sukienki. Leżała pod nim na sianie w samej bieliźnie, całował ją coraz niżej. Migiem pozbawił również siebie ubrań. Kochali się długo i namiętnie.

***

            Trzeciego dnia, Lisa natrafiła na trop osoby, która mogłaby pomóc jej skontaktować się z kimś z pałacu. Był to jeden ze strażników Szponów Króla. Mężczyzna obiecał jej, że pomoże jej dostać się do środka, ale nie za darmo. Czarodziejka zgodziła się. Nie wyjawiła przy tym swoich magicznych zdolności.

            Podeszła do bram zamku kolejnego dnia. Ubrana była w czarne, skórzane spodnie oraz białą koszulę i naszyjnik z białych korali. Strażnik przepuścił ją nie robiąc problemów, mrugnął przy tym konspiracyjnie.

            Przeszła nie niepokojona przez nikogo aż do wejścia na korytarz. Tam natrafiła na młodą, czarnowłosą kobietę w okularach z tak samo czarnymi oprawkami jak jej włosy. Była piękna. Ubrana w zieloną, koronkową sukienkę do kolan z falbankami.

- Kim jesteś? - spytała brunetka.
- Lisa Grenn - przedstawiła się blondynka.
- Nie znam cię - powiedziała tamta.
- Nie pochodzę stąd, jestem czarodziejką - wyjaśniła Lisa.

            Brunetka wydała z siebie zduszony okrzyk.

- Czego tu szukasz? - warknęła.

            Green zawahała się czy może powiedzieć tej damie w jakim celu przybyła do jej kraju. Nie wiedziała nawet z kim rozmawia.

- Nim odpowiem chciałabym wiedzieć kim jesteś - powiedziała w końcu z nutką żądania w głosie.

            Tym razem to Rumlandka się zawahała. 

- Wiktoria van Wolfescu -przedstawiła się po chwili milczenia.
- Jesteś... jesteś siostrą króla!
- Tak.

            Lisa dała sobie chwilę by przetrawić to co udało się jej osiągnąć dzisiejszego dnia. Strażnik, który ją wpuścił nie był już pierwszej młodości. W związku z tym Green domyślała się czego zażyczy sobie w ramach wynagrodzenia za wpuszczenie jej do zamku. Była na to przygotowana, a jako czarodziejka nawet gotowa żeby rozegrać to tak, aby nie pójść z nim do łóżka. Kiedy nadejdzie pora będzie gotowa zaczarować go tak, że mężczyzna będzie myślał, iż za zapłatę wystarczyły mu dwa dukaty. Skromna łapówka zamiast seksu z młodą czarodziejką powinny przyprawić go o zdecydowanie gorsze samopoczucie. Natomiast już po wejściu do zamku natknęła się na jedną osobę i to od razu bliską krewną samego monarchy. Lepiej być już nie mogło!

- Przybyłam do twojego kraju, Wasza Wysokość, aby pomóc przyjacielowi - powiedziała zgodnie z prawdą - jest on oficerem waszej armii.
- Jest ze stolicy?- spytała zaciekawiona Wiktoria.
- Mniej więcej.

            Wiktoria zrobiła zaciekawioną minę, a jednocześnie jej oczy zdradzały zdziwienie. Zamyśliła się nad czymś, a Lisa postanowiła dać jej przemyśleć to co miała do przemyślenia.

- Nie będziemy rozmawiać na korytarzu - rzekła w końcu Wiki.

            Chwyciła blondynkę za nadgarstek i pociągnęła za sobą. Poszły korytarzem prosto i za zakrętem weszły po schodach na piętro. Po drodze minęli patrol gwardzistów.  Członkini królewskiej rodziny otworzyła w końcu jakieś drzwi i weszły do pustej, małej komnaty.

            Wewnątrz znajdował się mały, drewniany stół. Obok stały dwa drewniane krzesła. Pod ścianą stały meblościanka wykonana z dębowego drewna, pomalowana na ciemnozielono. Obok niej znajdowała się mała biblioteczka. Za nią znajdowały się drzwi. W ścianie było średniej wielkości okno o ciemnozielonym obramowaniu.

- To garderoba, przedpokój do mojej komnaty - wyjaśniła van Wolfescu - służka sprząta właściwą komnatę, więc pogadamy tutaj. Usiądź - powiedziała wskazując na krzesło.

            Lisa zrobiła co jej kazano. Wiktoria zajęła miejsce na drugim krześle.

- Gdzie więc znajduje się ten twój kolega? - zapytała brunetka.
- W Norfdamie.

            Wiktoria dziwnie zadrgała, kiedy to usłyszała. Czy to możliwe, że poznała Lena?

- Jest z północy? - dopytała księżniczka.
- Nie.
- Odbywa tam służbę?
- Nie.

            Brunetka zrobiła całkowicie zdziwioną minę. Podrapała się po czuprynie.

-To co on tam robi?
- Siedzi w kiciu.
- O... - wyjąkała Wiktoria - czy to możliwe... jak on się zwie?
- Len Tao...

***

            Tamara bardzo ucieszyła się z wizyty Falka i Józefa. Przy pomocy tego pierwszego nabierała niezbędnego do życia doświadczenia w sprawach łóżkowo-miłosnych. Józef okazał się ciekawym rozmówca, mającym sporą wiedzę o świecie. Przypadł też do gustu Karolinie Andrei.

            Pewnego dnia blondynka dostała list od matki. Napisano w nim, że rodzinnych stronach czeka na nią praca od zaraz i ma wracać jak najszybciej. Jeszcze szybciej powinna wysłać odpowiedź. Wahała się co zrobić. Nie była pewna czy powinna wracać czy pozostać z Tamao.

- Co zrobisz? - spytała ta ostania, kiedy wraz z chłopakami były na jeziorem.

            Leżały na kocu. Młodsza z dziewczyn opalała się ubrana tylko w bieliznę. Starsza ubrane miała, króciutkie spodenki i lekką bluzkę na ramiączkach. Falk i Józef akurat byli się schłodzić w wodzie. Poza nimi nikogo nie było na wąskim kawałku piasku przy brzegu, który służył za lokalną plażę.

- Nie wiem.
- Nie spotkasz go jeśli opuścisz stolicę - zauważyła Tamara.
- Nie on jeden jest na świecie.
- Prawda.

            Dalszą rozmowę przerwał Falk, który bez wytarcia się - a co ważniejsze- bez ostrzeżenia przygwoździł mokrym ciałem kochankę do koca. Ta zapiszczała. Poczuła jak pojawia się jej gęsia skórka, a członek mężczyzny napiera na jej pośladki.

            Karolina sprawiała wrażenie zdegustowanej. Nie zdążyła jednak nic powiedzieć, ponieważ czyjaś mokra ręka zaczęła masować jej napięty kark. Obróciła się. To był Józef. Pocałował ją nieśmiało. Oderwali się od siebie szybko.

            Blondynka obróciła się żeby spojrzeć na przyjaciółkę. Ta obróciła się na plecy. Oplotła Falka nogami, całując go żywiołowo i gładząc jego plecy. W pewnym momencie jej ręka stoczyła się w dół ciała mężczyzny i wpadła pod jego ubranie. Karola poczuła jak robi się jej mokro od samego patrzenia na parę obok.

            Siedziała na piętach, plecami do Józefa. Ten także patrzył na parę obok. Ku ich szoku, Tamara zsunęła majtki z Falka. Jego blada dupa odbijała promienie letniego słońca. Dłoń Józefa w tym czasie spoczęła na brzuchu blondynki. Kiedy Tamara została pozbawiona stanika,  kolega jej kochanka zaczął nieśmiało ugniatać pierś Karoliny. Wkrótce i ona była bez bluzki. Józef podniósł ją do pozycji stojącej, pozbawiając przy tym spodenek.

- Ahhh- stękała Tamara posuwana przez Falka.

            Ubrana już tylko w stanik Karola Andrea całowała się w tym czasie z nagim już Józefem, który ocierał się kroczem o jej nieosłoniętą pipkę. Zaczęła mruczeć. Józef przyklęknął przed nią. Pocałował ją w dolne wargi. Rękami zdarł z niej stanik. Następnie położył ją na koc i wszedł do jej wnętrza zdecydowanym ruchem.
 
***

- Chcesz uratować Lena? - spytała ponownie Wiktoria.
- Tak.
- Moje przyjaciółki mają go za dobrego przyjaciela. Być może któraś z nich będzie w stanie ci pomóc. Nie będzie to łatwe. Tao jest obciążony poważnymi zbrodniami.
- Wiem.

            Wiktoria zamyśliła się nad czymś ponownie.

- Masz jakiś pomysł?
- Nie.
- Gdzie mieszkasz w stolicy?
- W hotelu.

            Wiktoria podała jej kartkę, pióro i kałamarz.

- Napisz, w którym - poleciła - wyślę kogoś po twoje bagaże.

            Tak też zrobiła. Kilka godzin potem mieszkała już w komnacie tuż obok Wiktorii. Tam mogła oddać się myśleniu nad planem, którego nie była w stanie wykreować.

            Kilka dni potem do Szpon Króla przybyła koleżanka brunetki i więzionego Lena. Tamara Tamao. Dziewczyna ukończyła niedawno, otwartą przez Marca i królową Joannę szkołę wyższą na obrzeżach stolicy. Van Wolfescu postanowiła przedstawić sobie niewiasty.

- Chcesz uwolnić Lena? - spytała Tamara, kiedy formalności stało się zadość.
- Dokładnie.
- Masz plan?
- Nie, ale wkrótce pojawi się tu ktoś, kto go ma.

            Wiktoria spojrzała na Lisę podejrzliwie. Dopiero teraz czarodziejka przypomniała sobie, iż zapomniała o tym wspomnieć siostrze monarchy...