"Śmierć rozwiązuje wszystkie problemy..."
Anatolij Rybakow
Rozdział 39
Rozwiązanie wszelkich kłopotów
-
I jak z pomysłami? - spytał król z nadzieją, że jego rada wreszcie wpadła na
coś konstruktywnego.
Poprzednie dwa, a nawet trzy
spotkania nie wniosły nic do polepszenia sytuacji politycznej
Marca i jego
państwa zarówno na arenie międzynarodowej jak i w sprawach wewnętrznych. Będący
od niedawna monarchą mężczyzna zaczynał mieć szczerze dość swoich najbliższych
doradców.
-
Mariaż - powtórzył po raz kolejny van Galarescu.
-
Zamknij mordę - warknął Jon van Ionescu.
Podczas poprzedniej narady szef
wywiadu i dowódca floty posprzeczali się nie na żarty. Sposób w jaki van
Ionescu zareagował na sugestię kolegi uzmysłowił wszystkim, że relacje między
nimi stały się w między czasie jeszcze bardziej napięte.
-
Spokojnie panowie. - wtrąciła Ayumi - Wasza Wysokość - zwróciła się do Marca -
wiemy, że wzajemnie skłócone ze sobą odłamy plemienia Amazonek są pozytywnie do
nas nastawione. I chociaż, niektórym z nas - tu spojrzała na szefa marynarki -
są uprzedzeni do nich i ich motywów popierania nas, musimy liczyć się z tym, że
ich głos wśród Indian może przeważyć na rzecz zachowania neutralności we
wzajemnych relacjach lub prób współpracy.
-
To prawda - zgodził się Marc - wiele może się jeszcze zmienić, nikt w końcu nie
spodziewał się, że Związek Czerwonych będzie respektował warunki poddania się
Piki.
Rzeczywiście w trwającej cały czas
wojnie Złotej Armii ze Związkiem Czerwonych ci ostatni zdobyli wreszcie miasto
znane jako Pika. Był to drugi tak duży sukces wojsk komunistów w tym konflikcie.
Wcześniej zdobyli oni Port Różańcowy. Przed kapitulacją obrońców Piki
głównodowodzący siłami miasta generał Leonard Vassel wynegocjował bardzo dobre
warunki dla cywili oraz korzystne dla zbrojnych. Nikt spośród ludzi mających
rozeznanie w historii Międzymorza oraz geopolityce nie spodziewał się by
Czerwoni dotrzymali umowy. Jednak ku zdziwieniu wszystkich ekspertów okazało
się, że żaden z warunków kapitulacji nie został złamany. Pozwoliło to dwóm
tysiącom ciągle zdolnych do walki złotoarmistów oddalić się do miasta Valar,
którego garnizon natychmiast wzmocnili.
-
A propos tej wojny - odezwał się Józef van Danilescu - jak wygląda tam
sytuacja?
-
Indianie pomimo zawarcia sojuszu wciąż zachowują neutralność - odpowiedział van
Ionescu - nie powstrzymało to sukcesów Czerwonych. Co prawda przegrali bitwę na
przedpolach Radonis, ale zadali tak duże straty generałowi Basonowi, że ten
wycofał się do miasta, które natychmiast zostało oblężone. W tym momencie
oblegane są też Tanasis i Valar, a prawdopodobnie niedługo to samo czeka Tod.
-
Nie jest kolorowo - skwitował generał van Abramescu.
Rada wojenna przywiązywała dużą wagę
do trwającej wojny na południu kontynentu, gdyż możliwe było lada moment
podpisanie porozumienia wojskowego pomiędzy Indianami i Ordą oraz Związkiem
Czerwonych. Wtedy tylko Złota Armia powstrzymywałaby wypowiedzenie wojny
Rumlandczykom przez Ordyńców, którzy mogliby liczyć na pomoc plemion oraz
niezliczonych armii komunistów.
-
Warto by wspomóc Złotoarmistów - zauważyła Namada.
Wszyscy zebrani spojrzeli na nią
zdziwieni.
-
Nie rozumiem - zauważył król.
-
Wszyscy wiemy, że Złoci powstrzymują "pewne kraje" - mówiła Ayumi
wykonując ruch
symbolizujący cudzysłów palcami - przed wypowiedzeniem nam
wojny. Im dłużej trwają walki Złotych i Czerwonych tym dłużej mamy bezpieczną
zachodnią granicę, na całej jej długości.
Pomruk zebranych oznaczał, że
zrozumieli co miała im do przekazania.
-
Co proponujesz? - spytał generał.
Ayumi wzruszyła ramionami. Nie miała
pojęcia jak jej nowy kraj może pomóc powstrzymać "czerwoną zarazę" i
jej sojuszników przed podpaleniem całego kontynentu. Jedynym co przychodziło
jej na myśl było wysłanie wsparcie wojskowego w liczbie pułku lub dwóch, ale to
wiązałoby się z reakcją Indian, którzy na szczęście byli zbyt skłóceni
wewnętrznie by stanowić w pojedynkę zagrożenie dla wschodnich sąsiadów.
-
Przemyślcie to do kolejnej rady w sobotę - polecił zebranym Marc - co
wymyśliliście co do innych naszych spraw? - spytał z nie spokojem.
Nim ktokolwiek odpowiedział do okna
zapukał ptak, do którego nóżki przymocowano kopertę. Jon van Ionescu jako
siedzący najbliżej wpuścił go do środka. Ten ominął go i podleciał do monarchy.
Dopiero przy nim dał sobie odczepić przesyłkę. Marc natychmiast rozdarł
materiał i rozpoczął lekturę listu.
-
Szlak - zaklął po skończeniu.
-
Co się stało? - spytał szef wywiadu.
-
Kapitan Len Tao został aresztowany - oznajmił chłodno - wraz z całą chorągwią -
dodał patrząc na Ayumi.
-
Co?
-
Jak?
-
Dlaczego? - pytali zebrani.
Marc zmarszczył czoło.
-
Niepoczytalność - odpowiedział lakonicznie monarcha.
-
Bzdura! - zaprotestowała Ayumi.
-
Też tak sądzę - zgodził się Marc - Jon van Nordescu pisze jednak, że kapitan
Tao rzucił się wraz z towarzyszami broni z orężem w ręku na niego i jego ludzi.
-
Po co? - spytał van Ionescu.
Ayumi dostrzegła w nim powątpiewanie
w przedstawioną przez jego imiennika z północy wersję wydarzeń. Skoro ktoś niedarzący Lena sympatią może
łatwo dojść do wniosku, że cała ta historia to bujda, to król tym bardziej to
zobaczy - myślała Namada.
-
Tego nie wiem - odparł Marc.
-
Może napiszę do siostry - zaproponowała Ayumi.
-
Także została pojmana - oponował van Abramescu - list do niej przejdzie przez
ręce namiestnika Norfdamu, więc to on udzieli odpowiedzi lub będzie ona po jego
myśli. Nie dowiesz się nic od swojej siostry - oznajmił bez ogródek - jedyne co
możesz uzyskać to rozpoznanie jej charakteru pisma i potwierdzenie tego, że
nasza specjalna chorągiew wciąż istnieje a jej żołnierze i dowódcy są wciąż
żywi.
-
Kurwa mać - wyrwało się kobiecie.
Andriej i król spojrzeli na nią z
dezaprobatą.
-
Raport wywiadu z tamtych rejonów powinien być za dzień lub dwa - rzekł Jon.
-
Wspaniale - ucieszył się Marc - w takim razie spotkamy się tu po otrzymaniu
raportu wywiadu na ten temat - oznajmił patrząc cały czas na Ayumi - zarządzam
koniec obrad na dziś.
Po tych słowach wstał i opuścił salę
zebrań rady. Za nim to samo zrobiło większość zebranych osób. W komnacie
pozostali tylko Andriej van Galarescu, Jon van Ionescu oraz Ayumi.
-
Ładnie dziś wyglądasz - zauważył szef wywiadu.
Tego dnia Ordynka ubrana była w
długą za kolana turkusową sukienkę z małym dekoltem. Do tego ubrała naszyjnik z
białych pereł oraz czarne, skórzane buty.
-
Tylko dziś - naigrywała się kobieta.
-
Nie no.
-
Zapraszam na kieliszek wina - wtrącił Andriej.
Ayumi nie zgodziła się, kręcąc
przecząco głową.
-
Jestem już umówiona - oznajmiła panom.
Wyszła nim którykolwiek z nich
zdołał zaprotestować. Prawdę powiedziawszy spotkanie miała mieć dopiero za
kilka godzin, ale przecież oni nie muszą o tym wiedzieć.
Doszła do pokoju, gdzie od jakiegoś
czasu rezydowała pani ambasador Ordy, Lucy Thai. Była to niespełna
trzydziestoletnia kobieta o azjatyckich rysach twarzy. Przy swoim skąpym
wzroście- niecałe 160cm - była nad wyraz zadziorna. Do tej pory Ayumi nie miała
okazji uciąć sobie z Ordynką dłuższej pogawędki.
-
Witaj - rzekła do niej ambasadorka we własnej osobie, wychylając głowę zza
drzwi.
-
Dzień dobry, pani Thai - odrzekła sztywno Namada.
-
Wejdziesz na kawę? - spytała młodsza kobieta.
Ayumi zawahała się przez chwilę, ale
ostatecznie stwierdziła, że krótka wizyta u kobiety pochodzącej z tego samego
kraju dobrze jej zrobi.
Lucy gościnnym gestem zachęciła ją
do wejścia.
Pokój zajmowany przez panią
ambasador był przestronnie urządzony i starannie wysprzątany. Ściany pomalowane
były na bladożółto. Meble rozmieszczone zgodnie z zasadami obowiązującymi w
rodzimym kraju gospodyni. Całość utrzymana w jasnych barwach.
-
W czym mogę pani pomóc? - spytała Ayumi, kiedy zajęła miejsce przy małym stoliku.
-
Och, mówmy sobie na ty - zaproponowała młodsza kobieta.
-
Ok - zgodziła się Namada.
Obie kobiety wstały i uścisnęły
sobie dłoń w formalnym geście.
-
Jak ci się żyje w Rumlandii? - spytała Thai.
Ayumi spojrzała na nią podejrzliwie.
Kobieta miała ciemniejszą od niej karnację i proste, kruczoczarne włosy. Oczy
miały w zasadzie tę samą barwę co włosy. Ostro zakończone brwi potwierdzały, że
dzikość i zadziorność, o których w przypadku Thai krążyły pogłoski, były czymś
więcej niż plotkami. Ubrana była w krótką do połowy ud, prostą sukienkę o
intensywnie ciemnym odcieniu zielonego.
-
Coś nie tak? - dopytała Lucy.
-
Nie.
-
Więc jak?
-
Całkiem dobrze.
Thai wywróciła oczami. Widać było,
że dostrzegła jak bardzo spięta stała się nagle Ayumi. Kobieta podeszła do
szafki i wyjęła z niej karafkę w połowie wypełnioną ciemnoczerwonym płynem.
-
Co to? - spytała Ayumi.
-
Wino - odpowiedziała Lucy.
Postawiła karafkę na stole. Za kilka
sekund obok znalazły się dwa kieliszki. Gospodyni zgrabnie napełniła je i
podała jeden Namadzie.
-
Twoje zdrowie - wzniosła toast i wychyliła spory łyk trunku.
Ayumi podążyła za jej przykładem.
Napój był cierpki w smaku i odrobinę zbyt chłodny jak na tę porę roku, jednak
Ayumi postanowiła nie robić z tego afery. Jednym haustem opróżniła cały
kieliszek.
-
Smakuje?
-
Tak.
-
Jeszcze po jednym? - spytała Thai dopijając wino.
Ayumi skinęła głową. Tym razem
alkohol wypełnił kieliszki po brzegi. Także i tym razem wino miał nieco zbyt
cierpki smak.
-
Dziwne... - żachnęła się Namada.
-
Co jest dziwne? - spytała obojętnie Thai.
-
Smak...
Naturalizowana Rumlandka zaczęła się
zastanawiać co jest nie tak. Czuła się słabo, a wypiła raptem dwa kieliszki
wina. Zdecydowanie coś tu nie grało
-
Coś ty mi... - zaczęła mówić.
Lucy zdecydowanym ruchem przylgnęła
do Ayumi. Ta teraz już kompletnie zszokowana, nie miała pojęcia jak zareagować.
Czuła jak piersi Thai wbijają się w jej własne. Gorący oddech dotykał jej szyi.
Czoło oblał jej zimny pot.
-
Nie rozumiem - wydyszała.
Gospodyni spojrzała jej prosto w
oczy. Nie było w nich zrozumienia. Po chwili nie było też sympatii. Nim Ayumi
zdała sobie z tego sprawę do końca, Dłoń mniejszej kobiety boleśnie zacisnęła
się na piersi wyższej. Jeden ruch nadgarstka i Ayumi wygięła się w nienaturalny
sposób chcąc stłumić ból. Syk wydarł się jej z ust przez zaciśnięte zęby. Nie
krzyczała, choć oczy zaszkliły się jej od łez.
-
Co...
Chlast. Nim Namada zdołała do końca
zadać pytanie, została spoliczkowana i w rezultacie spacyfikowana.
-
Liczyłaś, że zapomnimy? - spytała Lucy.
Kolejny cios zatrzymał się na twarzy
Ayumi. Nagle dotyk na jej biuście ustał. Thai zeszła z obolałej przeciwniczki.
-
Złapią cię, a wtedy...
-
Nie złapią - Lucy kolejny raz ucięła wypowiedź Namady.
-
Niby jak? - spytała Ayumi, czując jak oczy się jej zamykają.
Nikt jej nie odpowiedział. Leżała
bez sił żeby wstać jeszcze kilka minut, a może krócej lub dłużej? Straciła
poczucie czasu. Niebawem nie mogła się już odezwać. Walczyła uparcie z
zamykającymi się powiekami, lecz i ta walka dobiegała końca.
-
To koniec - oznajmiła Lucy, nalewając sobie wina.