wtorek, 26 kwietnia 2016

39. Rozwiązanie wszelkich kłopotów


"Śmierć rozwiązuje wszystkie problemy..."
Anatolij Rybakow

Rozdział 39
Rozwiązanie wszelkich kłopotów

- I jak z pomysłami? - spytał król z nadzieją, że jego rada wreszcie wpadła na coś konstruktywnego.

            Poprzednie dwa, a nawet trzy spotkania nie wniosły nic do polepszenia sytuacji politycznej 

Marca i jego państwa zarówno na arenie międzynarodowej jak i w sprawach wewnętrznych. Będący od niedawna monarchą mężczyzna zaczynał mieć szczerze dość swoich najbliższych doradców.

- Mariaż - powtórzył po raz kolejny van Galarescu.
- Zamknij mordę - warknął Jon van Ionescu.

            Podczas poprzedniej narady szef wywiadu i dowódca floty posprzeczali się nie na żarty. Sposób w jaki van Ionescu zareagował na sugestię kolegi uzmysłowił wszystkim, że relacje między nimi stały się w między czasie jeszcze bardziej napięte.

- Spokojnie panowie. - wtrąciła Ayumi - Wasza Wysokość - zwróciła się do Marca - wiemy, że wzajemnie skłócone ze sobą odłamy plemienia Amazonek są pozytywnie do nas nastawione. I chociaż, niektórym z nas - tu spojrzała na szefa marynarki - są uprzedzeni do nich i ich motywów popierania nas, musimy liczyć się z tym, że ich głos wśród Indian może przeważyć na rzecz zachowania neutralności we wzajemnych relacjach lub prób współpracy.
- To prawda - zgodził się Marc - wiele może się jeszcze zmienić, nikt w końcu nie spodziewał się, że Związek Czerwonych będzie respektował warunki poddania się Piki.

            Rzeczywiście w trwającej cały czas wojnie Złotej Armii ze Związkiem Czerwonych ci ostatni zdobyli wreszcie miasto znane jako Pika. Był to drugi tak duży sukces wojsk komunistów w tym konflikcie. Wcześniej zdobyli oni Port Różańcowy. Przed kapitulacją obrońców Piki głównodowodzący siłami miasta generał Leonard Vassel wynegocjował bardzo dobre warunki dla cywili oraz korzystne dla zbrojnych. Nikt spośród ludzi mających rozeznanie w historii Międzymorza oraz geopolityce nie spodziewał się by Czerwoni dotrzymali umowy. Jednak ku zdziwieniu wszystkich ekspertów okazało się, że żaden z warunków kapitulacji nie został złamany. Pozwoliło to dwóm tysiącom ciągle zdolnych do walki złotoarmistów oddalić się do miasta Valar, którego garnizon natychmiast wzmocnili.

- A propos tej wojny - odezwał się Józef van Danilescu - jak wygląda tam sytuacja?
- Indianie pomimo zawarcia sojuszu wciąż zachowują neutralność - odpowiedział van Ionescu - nie powstrzymało to sukcesów Czerwonych. Co prawda przegrali bitwę na przedpolach Radonis, ale zadali tak duże straty generałowi Basonowi, że ten wycofał się do miasta, które natychmiast zostało oblężone. W tym momencie oblegane są też Tanasis i Valar, a prawdopodobnie niedługo to samo czeka Tod.
- Nie jest kolorowo - skwitował generał van Abramescu.

            Rada wojenna przywiązywała dużą wagę do trwającej wojny na południu kontynentu, gdyż możliwe było lada moment podpisanie porozumienia wojskowego pomiędzy Indianami i Ordą oraz Związkiem Czerwonych. Wtedy tylko Złota Armia powstrzymywałaby wypowiedzenie wojny Rumlandczykom przez Ordyńców, którzy mogliby liczyć na pomoc plemion oraz niezliczonych armii komunistów.

- Warto by wspomóc Złotoarmistów - zauważyła Namada.

            Wszyscy zebrani spojrzeli na nią zdziwieni.

- Nie rozumiem - zauważył król.
- Wszyscy wiemy, że Złoci powstrzymują "pewne kraje" - mówiła Ayumi wykonując ruch 
symbolizujący cudzysłów palcami - przed wypowiedzeniem nam wojny. Im dłużej trwają walki Złotych i Czerwonych tym dłużej mamy bezpieczną zachodnią granicę, na całej jej długości.

            Pomruk zebranych oznaczał, że zrozumieli co miała im do przekazania.

- Co proponujesz? - spytał generał.

            Ayumi wzruszyła ramionami. Nie miała pojęcia jak jej nowy kraj może pomóc powstrzymać "czerwoną zarazę" i jej sojuszników przed podpaleniem całego kontynentu. Jedynym co przychodziło jej na myśl było wysłanie wsparcie wojskowego w liczbie pułku lub dwóch, ale to wiązałoby się z reakcją Indian, którzy na szczęście byli zbyt skłóceni wewnętrznie by stanowić w pojedynkę zagrożenie dla wschodnich sąsiadów.

- Przemyślcie to do kolejnej rady w sobotę - polecił zebranym Marc - co wymyśliliście co do innych naszych spraw? - spytał z nie spokojem.

            Nim ktokolwiek odpowiedział do okna zapukał ptak, do którego nóżki przymocowano kopertę. Jon van Ionescu jako siedzący najbliżej wpuścił go do środka. Ten ominął go i podleciał do monarchy. Dopiero przy nim dał sobie odczepić przesyłkę. Marc natychmiast rozdarł materiał i rozpoczął lekturę listu.

- Szlak - zaklął po skończeniu.
- Co się stało? - spytał szef wywiadu.
- Kapitan Len Tao został aresztowany - oznajmił chłodno - wraz z całą chorągwią - dodał patrząc na Ayumi.
- Co?
- Jak?
- Dlaczego? - pytali zebrani.

            Marc zmarszczył czoło.

- Niepoczytalność - odpowiedział lakonicznie monarcha.
- Bzdura! - zaprotestowała Ayumi.
- Też tak sądzę - zgodził się Marc - Jon van Nordescu pisze jednak, że kapitan Tao rzucił się wraz z towarzyszami broni z orężem w ręku na niego i jego ludzi.
- Po co? - spytał van Ionescu.

            Ayumi dostrzegła w nim powątpiewanie w przedstawioną przez jego imiennika z północy wersję wydarzeń. Skoro ktoś niedarzący Lena sympatią może łatwo dojść do wniosku, że cała ta historia to bujda, to król tym bardziej to zobaczy - myślała Namada.

- Tego nie wiem - odparł Marc.
- Może napiszę do siostry - zaproponowała Ayumi.
- Także została pojmana - oponował van Abramescu - list do niej przejdzie przez ręce namiestnika Norfdamu, więc to on udzieli odpowiedzi lub będzie ona po jego myśli. Nie dowiesz się nic od swojej siostry - oznajmił bez ogródek - jedyne co możesz uzyskać to rozpoznanie jej charakteru pisma i potwierdzenie tego, że nasza specjalna chorągiew wciąż istnieje a jej żołnierze i dowódcy są wciąż żywi.
- Kurwa mać - wyrwało się kobiecie.

            Andriej i król spojrzeli na nią z dezaprobatą.

- Raport wywiadu z tamtych rejonów powinien być za dzień lub dwa - rzekł Jon.
- Wspaniale - ucieszył się Marc - w takim razie spotkamy się tu po otrzymaniu raportu wywiadu na ten temat - oznajmił patrząc cały czas na Ayumi - zarządzam koniec obrad na dziś.

            Po tych słowach wstał i opuścił salę zebrań rady. Za nim to samo zrobiło większość zebranych osób. W komnacie pozostali tylko Andriej van Galarescu, Jon van Ionescu oraz Ayumi.

- Ładnie dziś wyglądasz - zauważył szef wywiadu.

            Tego dnia Ordynka ubrana była w długą za kolana turkusową sukienkę z małym dekoltem. Do tego ubrała naszyjnik z białych pereł oraz czarne, skórzane buty.

- Tylko dziś - naigrywała się kobieta.
- Nie no.
- Zapraszam na kieliszek wina - wtrącił Andriej.

            Ayumi nie zgodziła się, kręcąc przecząco głową.

- Jestem już umówiona - oznajmiła panom.

            Wyszła nim którykolwiek z nich zdołał zaprotestować. Prawdę powiedziawszy spotkanie miała mieć dopiero za kilka godzin, ale przecież oni nie muszą o tym wiedzieć.

            Doszła do pokoju, gdzie od jakiegoś czasu rezydowała pani ambasador Ordy, Lucy Thai. Była to niespełna trzydziestoletnia kobieta o azjatyckich rysach twarzy. Przy swoim skąpym wzroście- niecałe 160cm - była nad wyraz zadziorna. Do tej pory Ayumi nie miała okazji uciąć sobie z Ordynką dłuższej pogawędki.

- Witaj - rzekła do niej ambasadorka we własnej osobie, wychylając głowę zza drzwi.
- Dzień dobry, pani Thai - odrzekła sztywno Namada.
- Wejdziesz na kawę? - spytała młodsza kobieta.

            Ayumi zawahała się przez chwilę, ale ostatecznie stwierdziła, że krótka wizyta u kobiety pochodzącej z tego samego kraju dobrze jej zrobi.

            Lucy gościnnym gestem zachęciła ją do wejścia.

            Pokój zajmowany przez panią ambasador był przestronnie urządzony i starannie wysprzątany. Ściany pomalowane były na bladożółto. Meble rozmieszczone zgodnie z zasadami obowiązującymi w rodzimym kraju gospodyni. Całość utrzymana w jasnych barwach.

- W czym mogę pani pomóc? - spytała Ayumi, kiedy zajęła miejsce przy małym stoliku.
- Och, mówmy sobie na ty - zaproponowała młodsza kobieta.
- Ok - zgodziła się Namada.

            Obie kobiety wstały i uścisnęły sobie dłoń w formalnym geście.

- Jak ci się żyje w Rumlandii? - spytała Thai.

            Ayumi spojrzała na nią podejrzliwie. Kobieta miała ciemniejszą od niej karnację i proste, kruczoczarne włosy. Oczy miały w zasadzie tę samą barwę co włosy. Ostro zakończone brwi potwierdzały, że dzikość i zadziorność, o których w przypadku Thai krążyły pogłoski, były czymś więcej niż plotkami. Ubrana była w krótką do połowy ud, prostą sukienkę o intensywnie ciemnym odcieniu zielonego.

- Coś nie tak? - dopytała Lucy.
- Nie.
- Więc jak?
- Całkiem dobrze.

            Thai wywróciła oczami. Widać było, że dostrzegła jak bardzo spięta stała się nagle Ayumi. Kobieta podeszła do szafki i wyjęła z niej karafkę w połowie wypełnioną ciemnoczerwonym płynem.

- Co to? - spytała Ayumi.
- Wino - odpowiedziała Lucy.

            Postawiła karafkę na stole. Za kilka sekund obok znalazły się dwa kieliszki. Gospodyni zgrabnie napełniła je i podała jeden Namadzie.

- Twoje zdrowie - wzniosła toast i wychyliła spory łyk trunku.

            Ayumi podążyła za jej przykładem. Napój był cierpki w smaku i odrobinę zbyt chłodny jak na tę porę roku, jednak Ayumi postanowiła nie robić z tego afery. Jednym haustem opróżniła cały kieliszek.

- Smakuje?
- Tak.
- Jeszcze po jednym? - spytała Thai dopijając wino.

            Ayumi skinęła głową. Tym razem alkohol wypełnił kieliszki po brzegi. Także i tym razem wino miał nieco zbyt cierpki smak.

- Dziwne... - żachnęła się Namada.
- Co jest dziwne? - spytała obojętnie Thai.
- Smak...

            Naturalizowana Rumlandka zaczęła się zastanawiać co jest nie tak. Czuła się słabo, a wypiła raptem dwa kieliszki wina. Zdecydowanie coś tu nie grało

- Coś ty mi... - zaczęła mówić.

            Lucy zdecydowanym ruchem przylgnęła do Ayumi. Ta teraz już kompletnie zszokowana, nie miała pojęcia jak zareagować. Czuła jak piersi Thai wbijają się w jej własne. Gorący oddech dotykał jej szyi. Czoło oblał jej zimny pot.

- Nie rozumiem - wydyszała.

            Gospodyni spojrzała jej prosto w oczy. Nie było w nich zrozumienia. Po chwili nie było też sympatii. Nim Ayumi zdała sobie z tego sprawę do końca, Dłoń mniejszej kobiety boleśnie zacisnęła się na piersi wyższej. Jeden ruch nadgarstka i Ayumi wygięła się w nienaturalny sposób chcąc stłumić ból. Syk wydarł się jej z ust przez zaciśnięte zęby. Nie krzyczała, choć oczy zaszkliły się jej od łez.

- Co... 

            Chlast. Nim Namada zdołała do końca zadać pytanie, została spoliczkowana i w rezultacie spacyfikowana.

- Liczyłaś, że zapomnimy? - spytała Lucy.

            Kolejny cios zatrzymał się na twarzy Ayumi. Nagle dotyk na jej biuście ustał. Thai zeszła z obolałej przeciwniczki.

- Złapią cię, a wtedy...
- Nie złapią - Lucy kolejny raz ucięła wypowiedź Namady.
- Niby jak? - spytała Ayumi, czując jak oczy się jej zamykają.

            Nikt jej nie odpowiedział. Leżała bez sił żeby wstać jeszcze kilka minut, a może krócej lub dłużej? Straciła poczucie czasu. Niebawem nie mogła się już odezwać. Walczyła uparcie z zamykającymi się powiekami, lecz i ta walka dobiegała końca.

- To koniec - oznajmiła Lucy, nalewając sobie wina.