czwartek, 30 października 2014

17. Cień dawnej potęgi



"Nie uznajemy nikogo poza nami"
Jan Mosdorf

Rozdział 17
Cień dawnej potęgi

            Porucznik Rodrik Romulus związał swoje długie, smoliste włosy w coś w rodzaju koku. Jego broda, od kilku dni już nie strzyżona, urosła i włoski przestały być już tak idealnie równe jak wtedy, gdy pierwszy raz spotkał pannę Tao. Oczy miał odrobinę jaśniejsze niż czuprynę, ale i tak w ciemnym pomieszczeniu, jego tęczówki były niemal niewidoczne. Dowódca zbrojnych na "Mieczu Krakena" ubrał się w odświętne czarne szaty i wysokie do kolan skórzane buty o barwie przypominającej purpurę. Przy szarym pasie, zdobionym morskimi bursztynami, miał swój ulubiony zakrzywiony miecz. Oręż ten był typowym wyposażeniem dla morskich oddziałów Imperium Południowego.

            Jun Tao weszła do kajuty swojego wybawcy i jednocześnie nowego ciemiężyciela. Ubrana była w czarne spodnie z aksamitu i białą bluzkę z dekoltem wyciętym w trójkąt równoramienny. Zielone włosy spadały jej luźno na plecy. Kobieta odczuwała skrajne uczucia wobec oficera, gdyż to właśnie on wydostał ją z wraku okrętu Złotej Armii, który utknął na mieliźnie. Zielonowłosa przebywała na tamtej galerze przez szmat czasu i brakowało jej już jedzenia i słodkiej wody. Rodrik i jego ludzie uratowali jej od śmierci, ale jednocześnie skazali ją na upadek. Dziewczyna została zmuszona do zostanie prywatną dziwką dowódcy zbrojnych. Tym samym co prawda ominęła zbiorowy gwałt jaki czekałby na nią, gdyby odmówiła Rodrikowi, ale i tak zawsze mogło być lepiej... Na przykład wtedy, gdyby nie musiała robić tego z brunetem.

- Co cię do mnie sprowadza? - spytał ją porucznik.

            Jun usiadła na krześle przy stoliku nocnym. Założyła nogę na nogę i rozejrzała się po kajucie. Nie śpieszyła się z odpowiedzią. W kajucie dostrzegła bałagan - typowy dla właściciela pomieszczenia. Wszędzie leżały porozrzucane ubrania i resztki posiłków z poprzednich dni.

- Posprzątałbyś tu - skarciła go Jun.
- Nie mów mi jak mam żyć - zaperzył się mężczyzna - a po za tym, nie powiedziałaś co cię do mnie sprowadza? - zapytał już normalnym, łagodnym tonem.

            Zielonowłosa wiedziała, że swoim ostatnim zdaniem zraniła jego dumę i miłość własną. W jego oczach była tylko dziwką i nic nie wskazywało by miało się to kiedyś zmienić. Nie oznacza to, bynajmniej by Rodrik traktował ją nieuprzejmie lub po prostu źle, zawsze był miły, a czasem nawet szarmancki, kiedy chciał umiał być również dworny, jednakże nie zmieniało to faktu,  iż Jun pozostawała dla niego tylko morską zdobyczą. Zgodził się dostarczyć ją na ląd w pobliże rumlandzkiego portu i na tym zakończą swoją znajomość.

- Przyszłam tak o... pogadać - odpowiedziała wreszcie.
- O czym? - zapytał podejrzliwie się przyglądając swojej ladacznicy.
- Kiedy dotrzemy?
- Za dwa dni wpływamy do portu. Wtedy się rozstaniemy.

            Jun musiała dobrze zastanowić się nad dalszymi słowami. Wiedziała, że jedno złe, mogło pozbawić ją szansy na pomoc oficera w kolejnej części podróży.

- Co wtedy ze mną będzie?
- Mnie to nie interesuje - wyznał Romulus - mówiłaś, że podróż na tamtej galerze załatwił ci generał Bason.. - tu zrobił przerwę na namysł, a Jun skinieniem głowy potwierdziła jego tok myślenia - cenię sobie Złotą Armię. Być może z uwagi na to pomogę ci.
- Dziękuję.
- Mam liczną rodzinę i przyjaciół - opowiadał Rodrik - Georgos zaprowadzi cię do mojej rodzinnej posiadłości i tam poznasz moich braci Izaaka, Andreasa oraz Michaela. Może będą też kuzyni, kuzynki i cała reszta familii. Ktoś z nich na pewno zapragnie mieć kurwę na swoje usługi. Możesz też obciągnąć staremu Georgosowi.

            Jun czuła się po raz kolejny upokorzona. Nienawidziła w tym momencie mężczyzny z całego serca. Gdyby mogła, zabiłaby go na miejscu. Lecz zrobiwszy to straciła by - być może jedyną - szansę na dotarcie do brata.

- Postaram się zasłużyć na taki los, który przysporzy mi łaskę pańskiej rodziny - odparła siląc się na grzeczny ton.

            Romulus uśmiechnął się na te słowa i zaczął krążyć po pokoju. Najpierw podszedł do okna i zerknął na pokład. Trwało to tylko kilka sekund. Po upływie, których ruszył szybkim krokiem do dziewczyny. Położył jej dłonie na talii.

- To postarasz się teraz też dla mnie - oświadczył jej, przesuwając dłonie na pośladki Jun.

            Chcąc nie chcąc, kobieta była zmuszona zrobić to czego od niej oczekiwano. Nie było to przyjemne. Prawdę mówiąc podczas tych kilkunastu razy do jakich doszło pomiędzy nią, a porucznikiem podczas ośmiu dni rejsu na "Mieczu Krakena", Tao tylko dwa razy odczuła pełną satysfakcję z usług jakie świadczyła Rodrikowi.

- W południe zaczynam ucztę ze swoją świtą, masz na niej być - rozkazał kobiecie.

            Jun kiwnęła sztywno głową, na znak, że zrozumiała co ma zrobić. Naciągnęła bluzkę na nagie piersi. Spodnie wciągnęła migiem i była gotowa do wyjścia.

            Czas pomiędzy rozmową z Romulusem, a ucztą upłynął jej na leżakowaniu w podarowanej jej kajucie. Nie robiła nic szczególnego. Myślała jakby to było, gdyby galera złotoarmistów mogła kontynuować swoją podróż. Pewnie byłaby już wiele mil morskich dalej na wschód. Być może nawet wyszłaby już na brzeg w Rumlandii. Tak, jednak się nie stało i musiała płynąć z ludźmi, którzy napotkali ją osiem dni temu. Czasem też jej myśli podążały za tym, co mogło się stać z jej bratem. 

            Na galerze Imperium Południowego o Lenie Tao, słyszał tylko bosman. Iker Ancheolis, bo tak zwał się bosman, był starszym człowiekiem, który prawie całe życie spędził na morzu. Tylko od czasu do czasu schodził na ląd. Podczas jednego z takich zejść, usłyszał o tym, że w głębi Rumlandii istnieje chorągiew żołnierzy- partyzantów, którzy wykazują się wyjątkową humanitarnością w walce. Opowiedział o tym dokładnie panience Jun. Kobieta była nieco zaskoczona tą opowieścią, ale nie dała po sobie tego poznać.

            Nadszedł wreszcie czas, żeby iść na ucztę. Jun ubrała się w zieloną tunikę, która była pozbawiona dekoltu - co z pewnością zasmuci bardzo pewnego porucznika na tym okręcie. Na nią nałożyła ciemniejszy płaszczyk. Odziała się też w sięgającą do kolan czarną spódniczkę i buty na obcasie w tym samym kolorze.

            Droga minęła jej szybko, starała się nie myśleć o tym co czeka ją po wyjściu na ląd. Nie bała się tego co może ją spotkać na obiedzie urządzanym przez dowódcę zbrojnych na "Mieczu Krakena". Prawdę powiedziawszy zbrojnych na galerze było niewielu. Jun naliczyła ich raptem 20, choć w tym tylko jednego oficera. Większość załogi stanowili marynarze,  którzy nie nosili przy sobie żadnego oręża - z wyjątkiem kapitana i innych wyższych oficerów. Ci ostatni przy pasie mieli po szabli.

- Witam panienkę - przywitał ją stojący przy wejściu Leonid Papagas, który był zastępcą kapitana.
- Witam również pana kapitana - przywitała się Jun - przystojnie pan dziś wygląda.
- Dziękuję za komplement - rzekł marynarz - panna również ślicznie wygląda, aż żal, że porucznik Romulus nie zechciał nigdy się panienką podzielić... - odciął się Leonid.

            Tao była zawsze rozbawiona dowcipami starego żołnierza. Nie raz i nie dwa próbował ją poderwać, co prawda zwykle ich rozmowy kończyły się na wymianie uprzejmości - w czym przodował oficer - ale były miłą ucieczką od tego co serwował jej Rodrik. Papagas nigdy nie mógł raczej spodziewać się, że kobieta tak atrakcyjna jak Jun Tao będzie należała do niego, ale widać było, że ma na nią ogromne chęci i apetyt. Sam marynarz był już starszym człowiekiem, nieuchronnie zbliżał się do 60 roku życia. Twarz miał pooraną bruzdami i bliznami, które jak zapewniał zawdzięczał licznym morskim podróżą wokół kontynentu i jeszcze dalej.

            Kobieta weszła do pomieszczenia, gdzie miała tego dzionka zaznać nieco rozrywki. Byli tu już stary zbrojny - niezachwianie lojalny wobec swojego dowódcy - Georgos, podstarzały bosman i dwoje młodych majtków, Klim i Tauros. Jun zdziwiła się widząc tu majtków, w końcu jaki biznes mógł mieć porucznik Romulus do tych dwóch wyrostków, pozbawionych w dodatku jakiegokolwiek znaczenia na galerze.

- Witamy - przywitali ją uprzejmie młodzieńcy.
- Niech panienka usiądzie - zaproponował bosman.
- Chętnie - Jun usiadła między nim, a Georgosem.

            Stary zbrojny popatrzył się na nią, a następnie na bosmana. Po chwili powtórzył to. Ani kobieta, ani bosman nie wiedzieli o co może chodzić mężczyźnie. W końcu  dowódca zbrojnych zapytał o to żołnierza.

- Dlaczego jesteś dla niej taki miły? Przecież to kurwa Romulusa.
- Wiesz tu możesz tak spokojnie mówić, ale są miejsca na kontynencie gdzie obili by ci mordę za takie odzywki. I to dość solidnie...
- Czy ty mi grozisz? - obruszył się Georgos.
- Nie.

            Żołnierz ściągnął brwi. Dalej nie wiedział co ma o tym wszystkim myśleć.

- Jeśli pierdolisz laskę należącą do...

            Słysząc te słowa Jun nie wytrzymała. Coś w niej pękło.

- Nie jestem niczyją własnością! - wypaliła, przerywając tyradę zbrojnego.
- Spokojnie panienko - uspokoił ją Iker - wiesz kim ona jest? - spytał towarzysza - to jest Jun Tao - wyjaśnił nie czekając na odpowiedź - siostra kapitana Tao, dowódcy chorągwi S.O.L.A.R. Jej brat jest kimś ważnym w wojsku Marca I, króla Rumlandii.
- Nic mi to nie mówi, a Rumlandia to pionek i pies na posyłki silniejszych - odciął się podwładny Rodrika Romulusa.

            Wtem do pomieszczenia wszedł dowódca zbrojnych na "Mieczu Krakena" we własnej osobie. Ubrany był w zdobny czarny płaszcz z bardzo szerokimi rękawami. Założył tez zdobny pas, którego najciekawszym ozdobnikiem były złote nici i kilka pereł.

- Co tu sie dzieje? - zapytał swoich ludzi.
- Rozmawiamy o tym kto jest czyim psem i dlaczego Rumlandczycy to zwykłe pionki poważnych graczy - wyjaśnił Georgos.
- Zbrojny za często obrywał po głowie i cwaniakuje trochę - odciął się Iker.
- Spokój obydwoje - rzekł wreszcie Romulus, widząc że nadciąga awantura.

            Zajął wolne miejsce przy stole, dość daleko od Jun i zrobił zamyślony wyraz twarzy. Kobieta domyśliła się, że dobrze zrobiła siadając między miłym, starszym bosmanem, a Georgosem. Pewnie gdyby usiadła przy swoim "wybawcy", ten właśnie próbowałby ją upokorzyć jeszcze bardziej.

- Polej Klim - rozkazał młodemu żołnierzowi.

            Młodzieniec aż cały się trząsł - tak nerwowo zareagował na rozkaz swojego wodza. Widać było, że chciał się bardzo wykazać nalewając zwykłe półsłodkie wino do kielichów. Niestety chciał to zrobić za bardzo przez co rozlał trochę wina, które miało trafić do kielicha Leonida.

- Kariery to ty nie zrobisz, skoro wino przekracza twoje kompetencje - zakpił zastępca kapitana.
            Klim zaczerwienił się na twarzy i usiadł zawstydzony, a reszta wojaków zaśmiała się. Po chwili, jednak wszyscy - za wyjątkiem młodego wojaka - zapomniała o sytuacji i pogrążył się w jedzeniu i piciu. Początkowo tempo opróżniania kielichów z winem było porównywalne z prędkością światła... Bardzo szybko pojawiały się na stole kolejne butle wina. I tak gościło już tam czerwone wiśniowe, białe oraz czerwone z winogron, a także kwaśne porzeczkowe.

- Klim, a trafisz do kajuty Torosa? - zapytał już ostro wstawiony Papagas.
- Taaaak - odparł niepewnie chłopak.
- To przyprowadź gitarzystę...

            Żołnierz ruszył śpiesznie licząc, że chociaż teraz uda mu się spełnić polecenie. Zebrani nie zwrócili na niego uwagi i wrócili do swoich dysput.

- Tysiąc lat temu - zaczął Georgos - Imperium było prawdziwym imperium. Możecie wierzyć lub nie, ale mieliśmy prawie cały Czarnolas. Tylko tereny Skrzatów, Troli, Goblinów. Poza tym zostały dwie małe enklawy czarodziejów - opowiadał o podbojach przodków - jednak były o wiele mniejsze niż dzisiejsze.

- Racja - zawtórował bosman.
- Same lasy, na chuj na to było panie kapitanie? - odezwał się pijany Tauros.
- Jesteś głupi - wciął dowódca zbrojnych.

            Sam kapitan podszedł do żołnierza i wymierzył mu lekki cios z otwartej dłoni w policzek. Rozległ się plask, a na policzku Taurosa zjawił się czerwony ślad. Kapitan usiadł z powrotem, a żołnierz zastygł w bezruchu. Jun uznała, że żołnierz wygląda jakby miał się rozpłakać.

- Za co? - wyjąkał.
- Za brak wiedzy, głupotę i obrazę Imperium Południowego - wyrecytował Romulus.

            Jun rozejrzała się po twarzach pozostałych. Wszyscy w duchu aprobowali zachowanie kapitana - nawet miły bosman.

- Mogą panowie wyjaśnić... - zaczęła niepewnie, ale przerwał jej Rodrik.
- A no tak kurwa nic nie wie - mówił w typowy dla siebie sposób - za dwa dni będzie miała czas żeby się tego nauczyć - zrobił przerwę na haust wina - w jakimś burdelu - dokończył z okrutną satysfakcją.

            Jun zbladła.

- Obiecałeś mi coś innego - pisnęła.
- Kłamałem - zarechotał Rodrik.

            Nikt tego nie skomentował. Papagas czknął i wszyscy jakby wrócili na ziemię ignorując zajście między Jun, a Romulusem. Bosman ścisnął kolano kobiety. Zielonowłosa zerknęła na staruszka. Ten uśmiechnął się i rzekł:

- Odpowiadając na pytanie - zabrał dłoń z jej kolana - to poza Czarnolasem podbiliśmy całe Księstwo Srebrnej Armii, Nordank, Republikę Centralną, Danubię aż po linię Redwolf i Nowego Targu, kawałek państwa Indian do samego Miasta Duchów - opowiadał żywo chcąc zająć czymś myśli obecnych - w Rumladnii doszliśmy aż do Pogranicznic i Amsteresztu. No i zapomniałbym Złota Armia faktycznie była wtedy tylko naszą armią, bo jej terytorium było dwoma prowincjami wielkiego Imperium Południowego.
- To faktem jest, że imperium obejmowało ogromne rzesze terenu - odrzekła z pochwałą w głosie Tao.

            Tym razem ktoś dotknął jej drugą nogę. Jakaś szorstka dłoń tarła ją od kolana aż do uda i z powrotem. Tao wiedziała już kto to jest, lecz nie dała mu tej satysfakcji i nie spojrzała w dół, ani nawet w jego stronę. Po prostu pogrążyła się w jedzeniu pieczeni i starała się zignorować namolne zachowanie Georogsa. W między czasie powrócił Klim z Torosem, który trzymał w dłoni gitarę.

- Wspaniale zagraj nam Torosie coś wesołego - powiedział Rodrik.

            Toros skinął głową, ustawił sobie krzesło pod ścianą i usiadł. Chwycił gitarę i zaczął grać. Pieśń była wesoła i rytmiczna. Iker wyjaśnił Jun, że ma tytuł "Morska przygody Posuwały" i powstała wiele lat temu.
 
            Kiedy Toros zaczął grać "Żona Kupidyna" poczuła, że ktoś kładzie dłoń na jej ramieniu. Jun ucieszyła się, że ubrała tunikę bez dekoltu, gdyż nikt nie będzie mógł bezkarnie patrzeć się w jej cycki. Piosenka stawała się coraz wolniejsza.

- Słucham? - odezwała się nie odwracając się do tyłu.
- Zatańczy piękna panienka ze mną - odpowiedział Papagas.
- Z chęcią - odparła beznamiętnie.

            Zastępca kapitana zabrał dłoń z jej ramienia. Wstała podała mu z gracją dłoń, a on ujął ją swoją pomarszczoną kończyną. Poprowadził Tao w bardziej zaciemniony kąt pomieszczenia i położył dłoń na jej talii, a drugą wciąż trzymał kobietę. Zaczęli tańczyć. Papagas był całkiem niezłym tańcerzem. Jun nie podobał się tylko jeden fakt, a mianowicie to, że ręce mężczyzny przemieszczały się po jej ciele. Bardzo szybko druga dłoń znalazła się na jej talii, a wtedy już obie podążyły na plecy. Stamtąd zjechały w dół i zatrzymały się na pośladkach kobiety. Starzec zacisnął dłonie. Zielonowłosa odczuwała coraz większy dyskomfort. Jednak to co osiągnął do tej pory nie wystarczyło już marynarzowi. Jego palec znalazł się między pośladkami kobiety i próbował dotrzeć do przodu jej majtek. Tego już było za wiele. Jun zaczęła się szarpać z mężczyzną. Ten przyciągnął ją do siebie i dalej wykonywał swoje niecne praktyki. Kobieta wreszcie uniosła dłoń na odpowiednią wysokość i wymierzyła mu cios w twarz. Rozległ się plask i zachrypnięty, zapijaczony głos Rodrika:

- Zostaw moją kurwę skurwysynu!

            Kilka sekund później Klim mierzył mieczem w plecy starca. Ten nie puścił kobiety dopóki nie otrzymał ciosu rękojeścią w potylicę. Wtedy Jun wreszcie uwolniła się od niego.