Rozdział
36
Inne
oblicze wojny
Bal
przybrał kompletnie nieoczekiwany obrót. Herold przeczytał manifest króla, ale
ani Akiko ani Len nie brali udziału w ogólno-powszechnej dyskusji o jego
poszczególnych punktach i o tym co się kryje pod ogólnikowymi zapowiedziami.
Podchmieleni entuzjaści nowego monarchy wyrażali się o nim w samych
superlatywach. Zwolennicy starego systemu, który mógł się w każdej chwili
zawalić cicho szeptali o obawach jakie żywili wobec reform, które Marc I mógł
wprowadzić. Skrajna część sceptyków mówiła o dokonaniu szybkiej rewolty do
księcia Filipa, przy jednoczesnych formowaniu nowych oddziałów dla niego.
Pechowo dla tej części gości balu, zostali oni szybko namierzeni przez ludzi
lojalnych królowi i zostali nieco brutalnie aresztowani i odprowadzeni do
miejskich lochów przez partyzantów Lena, którzy pełnili właśnie wartę wokół
sali balowej.
Robert
van Dojnal wysłuchał przemówienia w spokoju. Gdy wybuchł ogólny gwar wśród
gawiedzi pogrążył się w ożywionej dyskusji z Danutą van Kresuescu, której
kontakty z Lenem ostatnimi czasy stały się wyjątkowo chłodne. Tuż za panią z
kresów południowych, stał jej młody, rudy i umięśniony partner. Osiłek napinał
głupio mięśnie i spoglądał z pożądaniem na tyłek szlachcianki - wcale się z tym
nie krył. Budziło to powszechne zniesmaczenie gości, ale młokos nic sobie z
tego nie robił. Kiedy przemieszczający się ludzi stali na tyle blisko by nikt
poza nim nie widział tyłka ani Danuty, dotykał go dłonią, głaskał i ściskał.
Wtedy Danuta przybierała albo chłodną albo uśmiechniętą minę.
W
innej części sali Akiko i Lem stali w otoczeniu Archibalda i Tatiany van
Dojnal, syn namiestnika miasta Robert i jego partnerka Żaneta oraz starszy
właściciel fabryki zabawek. Członkowie rodu panującego w mieście dyskutowali o
tym co manifest może zmienić w sytuacji ich rodu oraz co w związku z tym zrobi
głowa ich rodu. Żaneta niezainteresowana polityką plotkowała z siwym dyrektorem
o jego fabryce i zabawkach jakie się w niej aktualnie wyrabia. Lisa poszła na
chwilę do innych uczestników uczty.
Nikt nie
zwracał uwagi na Lena i Akiko. Mogli, więc w spokoju pogadać, bez obaw, że ktoś
im przeszkodzi bądź będzie podłuchiwać.
-
Przeczytasz wreszcie ten list? - zaczęła Namada.
-
Tak - odparł złotooki - co to może być ten S.O.L.A.R? - zapytał beznamiętnie.
-
Nie wiem. Im szybciej przeczytasz, tym szybciej się dowiesz i mi opowiesz.
Len
pogrążył ostrożnie wyjął list, choć starał się zrobić to tak żeby wyglądało na
to na niedbale wykonaną czynność. Przeczytał list dwa razy, żeby upewnić się
czy dobrze zrozumiał o czym pisze do niego Jego Wysokość Marc I.
-
I co? - Akiko przerwała mu kiedy chciał trzeci raz czytać dokument.
-
Ruszamy na wojnę.
-
Jak to? Kiedy? Gdzie? A teraz na niej nie jesteśmy? - zadawała setki pytań.
-
Wolniej - otrzeźwił ją chłodny głos Lena - zaraz ruszamy. Zajmiemy się tymi,
którzy chcieli spiskować wobec króla. Potem zbieramy chorągiew i idziemy w
pole.
-
W pole?
-
W teren, a dokładniej znowu do lasu.
-
Pierwszy raz powiedziałeś o nas chorągiew - zauważyła Akiko.
-
Bo jesteśmy nią teraz. Tu jest napisane, że król przekształca Samodzielny
Oddział Leśny ANR w Specjalny Oddział Leśny Armii Rumlandzkiej. Mianuje też mnie
kapitanem i pozwala wyznaczyć troje poruczników.
-
Co?! - krzyknęła ze zdziwieniem Akiko.
Ludzie
wokół spojrzeli na nią zaskoczeni. Len spytał ich mało parlamentarnie czy coś
im się nie podoba i dali jej spokój. Czasem od czasu do czas ktoś rzucił okiem
na tę parę, ale nie próbował się odezwać lub spoglądać zbyt długo. bowiem
groziło to wybuchem świeżo mianowanego kapitana.
-
Akiko Namada - mówił Len oficjalny tonem - czy zechcesz przyjąć stopień
porucznika AR i być moim oficerem w chorągwi S.O.L.A.R?
-
Tak, tak i tak - piszczała jak małe dziecko matka dwójki dzieci.
-
Co na to twoja rodzina?
-
Sprowadzę ich do Rumlandii albo postaram się załatwić z królem żebyśmy mogli
działać w okolicach tych co teraz.
Len
spojrzał na nią dziwnym wzrokiem. Akiko nie mogła zrozumieć o czym myśli Tao i
dlaczego nie wyraził aprobaty dla jej planów.
-
Chodźmy - powiedział.
Akiko
podążyła za Lenem pomiędzy balowiczami. Myślała o swoich dzieciach i mężu.
Brakowało jej go bardzo. Była szczęśliwa z powodu zostania oficerem i zostania
obywatelem kraju, w którym od kilku lat przebywała częściej niż w domu, ale
mimo to brakło jej męża. Co prawda często zdradzała go przez te wszystkie lata,
jednak on o niczym nie wiedział i dalej był kochany, kiedy się spotykali. Poza
tym on też z pewnością nie był aniołkiem pod jej nieobecność.
-
Jesteśmy - Len wyrwał ją z zamyślenia - Linescu idź zwołaj naszych ludzi. Mają
być ustawieni w dwuszeregu pod naszym domem. Weź też dobierz ludzi od van
Dojnala. Razem z tobą i Akiko ma być stu żołnierzy. Przestajemy dziś być partyzantami
- rozkazywał i oznajmiał kolejne fakty w pośpiechu - wyruszamy jak tylko
skończymy z tymi... niedoszłymi sabotażystami, zdrajcami i wrogami narodu.
-
Tak jest! - odparł nowy porucznik.
Akiko
nawet nie zauważył, kiedy Linescu przybył do nich, został oficerem - tak jak i
ona. Widziała tylko jak salutuje kapitanowi Tao i odchodzi.
-
Wchodzimy - zakomunikował Len.
Znaleźli
się w małym pomieszczeniu. Było tu niezwykle ciemno. Namada widziała tylko
ciemne kształty ludzkich sylwetek na posadce. Było ich siedem może dziesięć.
Akiko nic nie widziała poza ich zarysami. Co innego Len.
-
Światło - rozkazał.
Momentalnie
na ścianach zapaliły się świece. W każdym koncie pokoju stał halabardnik. Przy
drzwiach było och kolejnych dwoje i za pewne paru było na za drzwiami, które
jeden z nich właśnie zamknął z głośnym hukiem.
-
To oni?
-
Tak - warknął Len. Jego ton głosu zdradzał pogardę dla więźniów i coś czego
kobieta nie słyszała nigdy w jego głosie. Bała się tego czegoś, chociaż sama
nie potrafiła się domyślić co oznacza nutka tego czegoś.
Spojrzała
na wrogów króla. Byli to różni ludzi. Jedyna stara kobieta siedziała na chłodnej
posadzce najbliżej nich. Na materiale jej sukni znajdował się herb -
skrzyżowane miecze na fioletowym tle. Akiko nienajlepiej znała się na symbolach
poszczególnych rodów, ale nie przypominała sobie by taki herb widziała w
otoczeniu króla, królowej i wojsk dawnej ANR.
Za nią
siedziały trzy młode kobietki - dwie brunetki i ruda. Miały blade cery i
przerażone twarze. Zapewne nie miały zamiaru wszczynać buntu przeciw Jego
Wysokości i trafiły tu przez przypadek albo znalazły się w złym miejscu o
niewłaściwym czasie.
-
Jedną czarną i rudą wezmę osobiście - oznajmił Len, nim przyjrzała się pojmanym
facetom - Akiko ty pogadasz z tą starą i drugą brunetką. Tych bez mózgom przyjrzymy
się razem.
-
Dobrze.
-
Straż wyprowadzić je do drugiej sali.
Pilnujący
do tej pory halabardnicy opuścili czubki swoich broni na wysokość pasa i
wykonali rozkaz Lena. Prowadzili dziewczyny dotykając od czasu do czasu ostrzem
swej broni ich pleców. Z pewnością nie było to miłe, ale Len zaraz je wypuści -
przecież takie przerażone białogłowy nie
mogły nic zrobić! Tak przynajmniej powtarzała sobie Akiko. Len wyszedł tuż
za nimi, zostawiając swoją pelerynę dla Namady.
-
Chłodno tu - wyjaśnił jej.
Akiko
kazała innym strażnikom wyprowadzić pozostałe dwie kobiety. I sama wyszła za
nimi do sali będącej naprzeciw dotychczasowego pomieszczenia, w którym je
przetrzymywano.
W
środku czekał adiutant Lena - Dave. Czternastoletni chłopak o blond włosach,
ubrany był w białą koszulę i beżowe spodnie. Kiedy strażnicy wprowadzili
podejrzane, przywiązał je do krzeseł. Dopiero teraz Akiko zwróciła uwagę, że
znajdują się w małej sali tortur. Na stole pod jedną ze ścian leżały okropnie
wyglądające przedmioty służące do zadawaniu bólu, wyrywania paznokci i robienia
innych tortur.
-
Dobrze, że nie ma tu łóżek i machin - szepnęła sama do siebie.
-
Te są w sali, w której nikogo dziś nie będzie się przesłuchiwać - wyjaśnił blondyn,
który widocznie słyszał co szeptała.
-
To dobrze.
Akiko
przystąpiła do rozmowy z kobietami, ale te były w zbyt dużym szoku żeby
powiedzieć cokolwiek sensownego. Bały się też halabardników.
-
Wyjdźcie - rozkazała im Namada.
Zrobili
to choć niechętnie. Ciekawe jak Len się za
to zabrał. Mam nadzieję, że jest na tyle trzeźwy, że nie zrobi żadnej głupoty.
Powinnam była być tam z nim i go pilnować... ale... to mój dowódca. Jak
mogłabym mu się sprzeciwić i okazać bunt, brak szacunku zaraz po tym jak mnie
nominował? - myślała.
-
Jak się nazywacie? - zapytał ostro Dave.
Nie
odpowiedziały.
-
Imiona! - ryknął na nie, swym dziecinnym głosem.
Znów
bez odpowiedzi.
-
Nie tak - rzekła Akiko - stań gdzieś z boku i się przyglądaj. Jesteście z
Rumlandii, prawda? - zwróciła się ku kobietom.
Pokiwały
nieśmiało głowami, a Dave odszedł do kąta. Jego odejście wyraźnie pozwoliło się
im rozluźnić. Twarz brunetki przybrała wreszcie nie tyle normalne barwy, co
stała się mniej blada.
-
Możecie nam powiedzieć jak macie na imię? - spytała uprzejmie.
-
Aaaniela i... - wydukała stara, ale dalszą część jego wypowiedzi nie mogła
dojść do niczyich uszu, bo z zewnątrz dobiegły krzyki jakiejś dziewczyny.
-
NIE! NIE! JA NIE CHCĘ! ZOSTAW MNIE! NIE! NIE CHCĘ! PROSZĘ! BŁAGAM CIĘ!
-
Co tam się dzieje?! - Akiko krzyknęła do blondyna stojącego w kącie.
-
Przesłuchanie.
-
Nie rozumiem.
Drzwi
otworzyły się z hukiem i do środka wszedł Len. Był wściekły. W dłoni ściskał
miecz.
-
Co się... - Akiko chciała zadać pytanie, lecz Len przerwał jej niecierpliwie.
-
Kto pozwolił wam na to?
-
Na co? - dopytała Namada.
-
Zabawiać się z moimi więźniami!
-
To nie u nas te krzyki panie kapitanie - wyjaśnił pospiesznie Dave.
Tao
opuścił bez słowa pomieszczenie. Drzwi ponownie zamknęły się z trzaskiem. Namada
została kompletnie zszokowana.
-
Dowiedz się co się tam stało - poleciła blondynowi.
-
Dlaczego mam robić co mi kazałaś? - odpyskował.
-
Bo Len mianował mnie panią porucznik, więc tak się do mnie zwracaj gówniarzu.
-
Już wychodzę - odparł Dave - pani porucznik - dodał pospiesznie.
Akiko
kontynuowała swoje przesłuchanie. Stara dukała jakieś informacje o sobie i tym
co zaszło, ale nie było to nic konkretnego. Młoda brunetka wciąż blada, nie
chciała nic mówić. Nie powiedziała nawet jak się nazywa.
Po
kilku minutach wrócił adiutant kapitana. Jego mina nie pozwalała odgadnąć czego
się dowiedział.
-
Coś wiesz? - spytała Akiko.
-
Niewiele - odparł - kapitan poszedł się coś napić, a jakiś baran zdarł ubranie
z tej rudej. To ona tak się darła. Zabawne nie? Zdarł, a ona się darła -
zachichotał, choć nikt nie podzielał jego opinii - dowódca pobił tego głąba.
Potem wyrzucił wszystkich z sali. To nie jest taka cele, znaczy ta gdzie oni
są, jak nasza. Tam są tylko dwa łóżka, krzesło i stół. Dziewczyny leżą albo
siedzą na łóżkach. Są przywiązane. Kapitan był przy stoliku.
-
To jest sporo wieści - wtrąciła Namada.
-
Tak - zgodził się z dumą nastolatek - jak kapitan nas wyrzucił to już nie wiem
co się działo potem. Halabardnicy nie pozwalają podejść na metr do drzwi. Tylko
jakiś czas po tym jak próbowałem im powiedzieć kim jestem dla dowódcy to zacząłem
słyszeć jęki, piski i wzdychania.
-
Co? - zdziwiła się pani porucznik.
-
No takie odgłosy.
Akiko
była zszokowana. Czyżby Len był tak lekkomyślny żeby zrobić to o czym myślała.
-
Słyszałeś jakieś słowa?
-
Pojedyncze, np. pamiętam, że mówiła ""tak, tak... mocniej" albo
"o tak".
-
Len tak sapał?
-
To była ta kobieta.
-
Jesteś pewien, że to nie były głosy protestu?
-
Nie - oparł lakonicznie blondyn. Po chwili namysłu dodał - kapitan przyniósł im
koce, więc sądzę, że nie zrobi im nic wbrew ich woli.
-
Zgadzam się - skwitowała Akiko - kończmy co zaczęliśmy.
Dalsze
przesłuchania upłynęły im już sprawniej. Dowiedzieli się faktów o kobietach.
Nie były kimś znaczącym.
Stara
była właścicielką fabryki w mieście rządzonym przez ród van Nordescu. Jej
zmarły mąż, był biedny dopóki książę Filip nie rozkazał mu zająć się fabrykom
mebli dla miejskiej biedoty, potem jakiś urzędnik kupował je i oddawał biednym
na południu kraju. Jeśli Marc zaprzestanie tego procederu to ona straci cały
dochód.
Brunetka
pochodziła z średniozamożnej rodziny mieszczańskiej w Centrdamie, która podczas
wojny domowej wyemigrowała do Westdamu. Jak tłumaczyła była kochanką generała
Danan- Deja, służącego rodowi van Danilescu. Potem plątała się sama w swoich
zeznaniach. Jej słowa zgadzały się ze sobą tylko co jakiś czas, gdy mówiła o
konieczności zabicia nowego władcy. Poza tym była zakochana w swoim generale,
choć nie widziała go od prawie roku.
-
Idę do Lena - powiedziała Akiko po zakończeniu przesłuchań - zostań z nimi. Nic
im nie rób, bo wiesz co kapitan ci zrobi za to.
Dave
przytaknął jej od niechcenia i został. W czasie całej rozmowy z podejrzanymi
nie przypadł jej do gustu. Był jeszcze młody - to fakt - i mógł się zmienić,
ale kobieta nie mogła sobie wytłumaczyć jego zamiłowania do sprawiania ludziom
bólu, choćby psychicznego.
Zatrzymała
się przed drzwiami do pomieszczenia, gdzie Len miał wyciągać prawdę z
pozostałej dwójki kobiet. Chciała wejść, lecz nie mogła, ponieważ strażnicy
skrzyżowali halabardy przez jej twarzą i nie chcieli jej wpuścić.
-
Jestem porucznikiem! - protestowała - po tym wszystkim mam przesłuchać z
kapitanem Tao resztę więźniów.
-
Na tamtych za późno - oznajmił jeden z strażników.
-
Jak to?
-
Spójrz jak sprzątają celę, w której byli.
-
Sprzątają po czym?
-
Po nich.
-
Jak to?
-
Są już trupami - wyjaśnił drugi halabardnik.
-
Dlaczego?! - wrzasnęła oburzona kobieta.
-
Rozkaz namiestnika van Dojnala.
-
Wpuście mnie! - Namadzie puściły nerwy.
Mężczyźni
spojrzeli po sobie. Po krótkim milczeniu zabrali halabardy, tak by pani oficer
mogła wejść.
Akiko
pchnęła drzwi z siłą większą niż ktokolwiek mógłby ją posądzić o takie
zdolności. Okazało się, że zwykłym, lekkim pchnięciem drzwi by się nie otwarły
- były zardzewiałe i mało używane.
W
środku Akiko zobaczyła jak ruda dziewczyna leży przykryta kocem po obojczyki.
Nie musiała się zbyt dobrze przyglądać żeby dojrzeć, że nie ma ciuchów. Te
leżały na podłodze wokół niej, zmieszane z ubraniami brunetki. Ta leżała właśnie
z rozszerzonymi nogami, które oplotła wokół bladych bioder kapitana Tao, który
poruszał nimi coraz szybciej w przód i w tył - czym powodował jęki panny. Ręce
Lena ściskały małe piersi dziewczyny. Pomiędzy jego palcami wystawała stercząca
brodawka sutka. Namada była zszokowana tym widokiem, mimo to weszła.
Przyglądała
się chwilę temu co robi Len. Kiedy chłopak zmienił pozycję, przemówiła.
-
Len czy ona się na to zgodziła?
Chłopak
sapał ciężko, leżąc na boku. Skierowany był twarzą do ściany i do twarzy brunetki.
Nie słyszał jej pytania.
-
Len?
-
Co? - odsapnął.
-
Czemu to robisz?
-
Aaaaaa - brunetka przeżywała orgazm.
Kilka
sekund potem również i Len doznał spełnienia. Akiko mimowolnie domyśliła się,
że był to któryś z rzędu jego finał w tym dniu.
-
Len... - ponowiła, ale nie wiedziała co powiedzieć dalej.
Kapitan
wstał. Podciągnął - opuszczone do tej chwili do kolan - spodnie i rozejrzał się
za bluzką.
-
Powiedz jej - syknął do swojej kochanki.
-
To jedyny sposób żebyśmy przeżyły...
-
Nie rozumiem.