niedziela, 21 kwietnia 2013

9. Zapobieganie


Rozdział 9
Zapobieganie


                               Minęły dwa dni od wyjścia Lena z sali szpitalnej. Z braku wolnych miejsc noclegowych w twierdzy panicz Tao musiał wprowadzić się do kogoś mającego miejsce w kwaterze na przenocowanie go. Długo szukać na szczęście nie musiał. Kiedy tylko powiedział o tym Tamarze, która przyszła - samotnie - odebrać go z opieki medycznej, dziewczyna zaproponowała że przyjmie go do siebie. Len przystał na to dość obojętnie. Liczył, że może pani Namada zaproponuje przyjęcia wojownika do siebie, ale po chwili uświadomił sobie, że jako mieszkająca z siostrą agentka obcego wywiadu nie ma za bardzo ku temu możliwości. Wobec tego Len nie protestował kiedy Tamara zaproponowała przyjęcie przyjaciela.

                               Po ranie zadanej przez strzale nie było widać praktycznie żadnych śladów. Pani medyk wykonała swoje zadanie wzorowo. W podziękowaniu za opiekę Len wysłał jej - zaraz po wprowadzeniu sie do pokoju Tamary - olbrzymi bukiet kwiatów.

                               Myśli Lena cały czas wodziły przy wspomnieniach ostatnich chwil spędzonych w sali szpitalnej - jak nazywał pomieszczenie, w którym dochodził do pełni sił. Czasami dziwił się dlaczego w ogóle przystał na niemoralną propozycję dojrzałej, w dodatku zamężnej kobiety. Wiedział, że zrobił źle. Sam tak bliski kontakt kłócił się z jego naturą. Chłopak uważał to za okazanie zbytniej uczuciowości - a przecież zawsze mówił o sobie jako osobie nie mającej uczuć. Z drugiej strony żałował, że nie pozwolono im pójść na całość. Antagonistyczne spojrzenia na te wydarzenie nie raz powodowały u Lena wybuchy złości i napady złego humoru. Nie dało się z nim wówczas normalnie porozmawiać.

                               Tak samo było w tej chwili. Len poszatkował przed chwilą Bogu ducha winny stołek. Tamara nie śmiała już pytać o powody takiego zachowania przyjaciela. Nauczyła sie nie wtrącać się zbytnio w psychiczne problemy Lena. Wiedziała, że wobec otrzymania szczerej odpowiedzi na pytanie o powody takiego zachowania cud wydawał się określeniem o zbyt małej wartości i doniosłości.

***

- Powinnyśmy pójść do niego i wyjaśnić tę sytuacje - zaproponowała Ayumi kiedy wraz z siostrą kończyły jeść śniadanie.
- Jeszcze nie - odrzekła Akiko.
- Nie rozumiem - powiedziała młodsza Namada.
- Nie musisz. Wystarczy, że ja wiem o co chodzi w tej całej grze.
- Jakiej grze? To miała być prosta misja! - wypaliła Ayumi.
- Jest prosta - Akiko zlekceważyła siostrę.
- Ale musiałaś tak traktować Lena?  To jeszcze chłopiec!
- Wiesz co mnie się zdaję? - spytała starsza siostra.
                               Ayumi pokręciła przecząco głową, na co siostra zrobiła tryumfującą minę i patrząc trzydziestosześciolatce prosto w oczy przemówiła zadziornym tonem:
- Tobie żal tej małej. Łyknęłaś to o jej miłości do niego.
- Skąd ten pomysł?
- Całkiem niezły ze mnie szpieg siostrzyczko.
- Czyli też podejrzewasz, że oni mają się ku sobie? - spytała z kiepsko ukrywaną nadzieją Ayumi.
- Ona sie ma ku niemu - powiedziała Akiko - oj nie patrz tak na mnie jak bym ja skrzywdziła. Na prawdę lubię tą małą - dodała widząc groźne spojrzenie siostry.

***

- Witam pana kapitana.
- Witajcie - odrzekł van Nicolescu - mam do was kolejna sprawę. W zasadzie misje. Oboje będzie zaangażowani w jej wykonanie. Wiesz co mam na myśli Len?
- Nim o tym porozmawiamy wyjaśnijmy dawne nieporozumienia - odpowiedział złotooki.
- Nie rozumiem.
- Pan nam obiecał wytłumaczyć w jaki sposób tu trafiliśmy - wtrąciła się Tamara.
- Nie potrafię sobie przypomnieć tego...
                               W momencie gdy kapitan wypowiedział te słowa, Lena ogarnęła niekontrolowana furia. Źrenice zwężyły mu się pionowe kreski, czub na głowie wyprostował się i jakby urósł. Chłopak cały trząsł się jak w ataku choroby. Nie myślał co robi.
- Coś powiedział skurwysynu?! - wrzasnął łapiąc miecz  w dłoń.
                               Nie mogąc doczekać się odpowiedzi, jednym susem doskoczył do starego żołnierza i wymierzył atak wprost w jego serce. Oglądające całe wydarzenie Tamara schowała się za masywną, dębową szafę. O podobnym stanie słyszała tylko raz i wówczas z tego co zapamiętała zdemolował cały pokój, tnąc co mu się nawinęło pod rękę, a stoły i krzesła przerobił na drzazgi.
- ODPOWIEDZ!
- t... taaak - wychrypiał przerażony oficer.
- Mów! - rozkazywał Len w dalszym ciągu celując w serce oszusta.
- No wiec, więc - za jąkał się van Nicolescu - mam taką jedną książkę.
- Idziemy po nią!
- Już, już - odpowiedział kapitan nagle odzyskując animusz.
- Prowadź - warknął Len przez zaciśnięte zęby.
- A panienka nie pójdzie z nami? - spytał dowódca twierdzy.
- Tylko my.
                               Po tych słowach Len i Denis van Nicolescu opuścili pokój zamieszkiwany od około miesiąca przez Tamarę. Kiedy rozległ sie trzask zamykanych przez Lena drzwi dziewczyna opuściła schronienie. Nadal była nieco roztrzęsiona z powodu ostatnich wydarzeń.
                               Około południa odwiedził ich kapitan Dzikich pól. Od samego wejścia atmosferę stała sie gęsta. Z każdym kolejnym zdaniem wymienionym  przez gościa z Lenem. Tamara bała się finału tej konwersacji w związku z czym bardziej niż na rozmowie skupiała się na tym ażeby nie ucierpieć przypadkiem W sumie nie pomyliła sie w swoich prognozach. Len wpadł w amok, a gość przeraził sie i jakby uległ, ale czy na pewno? Przecież pod koniec wyraźnie odzyskiwał humor i odwagę. Głos przestał mu się trząść i próbował ją wyciągnąć z pokoju... "Zaraz, zaraz" - pomyślała Tamara i w głowie zapaliła jej się czerwona lampka - "to pułapka!".
- LEN! - zawołała Tamara wybiegając z pokoju.
                               Korytarz, do którego właśnie wbiegła był wyjątkowo ciemny. Wiedząc, że i tak nie znajdzie świeczek w tych ciemnościach, ruszyła dalej.
- LEN!
                               Kolejny raz odpowiedziała tylko cisza. Sytuacja stawała się coraz bardziej dziwna. Pusta i ciemna gospoda, z której przed chwilą wyszedł młody chłopak i znany wszystkim w twierdzy dowódca. Mimo to dziewczyna była coraz bliżej wyjścia.
                               Zmierzch ogarniał całe Dzikie Pola. Twierdza pogrążała się powoli w coraz intensywniejszej ciemności. Zwykle w takich sytuacjach paliły się liczne latarnie i świeczki. Dziś wyjątkowo nie paliło sie żadne światło, które nie znajdowała sie w komnacie, w której przebywali właśnie ludzie.
                               Tamara otworzyła właśnie drwi prowadzące na zewnątrz gospody, kiedy kilka metrów przed nimi zjawiło się kilku żołnierzy.  Instynktownie wyhamowała będąc jeszcze w zmroku - prawie sie przy tym rozbijając o futrynę drzwi. Powoli i ostrożnie zaczęła się cofać. Wiedziała, że teraz jest już w pułapce, nikt nie jest w stanie jej uratować.
                               Z drugiej strony oddział kilkunastu już wojowników wdzierał się do gospody, otwierając i przeszukując wszystkie pokoje. W żadnym z nich nie mogli znaleźć kilkunastoletniej dziewczyny. Przeczesywali dokładnie każdy skrawek budynku. Nie wiedzieli, że w swoich drobiazgowych poszukiwaniach poosuwają się dokładnie - o zaledwie - kilka kroków za dziewczyną.
                               Tamara widziała jak obce ciała przeczesują co tylko sie da w budynku. Robią to tak starannie, że nie będzie w stanie się ukryć. No cóż nie ma wyboru. Powinna wyjść do nich, tak jak zrobiłby to Len - z podniesiona głową - ale nie potrafiła. Nigdy nie była zbyt odważna, dlatego teraz tym bardziej odczuwała strach, bała się tego co się stanie później.
                               Pogrążona w rozmyśleniach cofała się dalej, jednak straciła ostrożność, nie zbędną w tej czynności. Przechodząc przy samej ścianie zahaczyła o coś wiszącego na niej i po chwili usłyszała już brzdęk tłuczonego szkła i tupot stóp biegnących ku niej.
                               Dziewczyna zamyka oczy i nie patrzy co się z nią dzieje. Jedynie czuła. Czuła silne ręce zamykające sie w metalowym uścisku na jej rękach, nadgarstkach, nogach i unoszące ją w górę. Niosły ją w powietrzu, najpierw przez korytarz, a potem dalej przez dziedziniec zamkowy, kolejne korytarze, aż do jakiejś dziwnej, zimnej komnaty. W tej komnacie puściło ja wiele rąk, tak że trzymała ją zaledwie jedna para za nadgarstki, unosząc przy tym jej ciało wysoko w górę. Poczuła jak trzymający ją żołnierz bierze zamach i rzuca ją przed siebie. Poczuła dziwne uczucie podczas lotu i zaledwie ułamek sekundy później ból otrzymany po uderzeniu o kamienną posadzkę.
- Otwórz oczy - warknął znajomy głos.
                               Tamara nie potrafiła rozpoznać czyj to głos, więc całą siłą woli skupiła sie na tym żeby nie otworzyć powiek.
- Nie słyszałaś otwórz oczy!
                               Nadal tego nie uczyniła.
- Idź po odpowiedni argument - rozkazał ten sam głos jednemu ze swoich współpracowników.
                               Po tych słowach nastało kilka minut milczenia. Następnie rozległy się kroki za ścianą - za pewne na korytarzu - i kilka nowych osób weszło do komnaty.
- Rozwiązać mu oczy - rozkazał przywódca.
                               Tamara domyślała się od kilku minut czyj głos usłyszy po przyprowadzeniu tego "argumentu", ale postać, której rozwiązano opaskę na oczach nie wypowiedziała ani słowa.
- Może któreś z was coś powie?
- Puść ją - syknął głos, w którym dziewczyna momentalnie rozpoznała przyjaciela.
- Wykonać polecenie - rozkazał przywódca żołnierzy - ma tu zostać 5 pikinierów. reszta wymaszerować. Dwóch przed loch, a reszta powraca do obowiązków.
                               Rozległ sie szelest i tupot kroków w lochu, a po chwili dudnienie zza ścian oznajmiło, że wojowie posłusznie wykonali zadanie szefa.
- Teraz pasuje?
- Nie - warknął Len.
- Strasznie negatywnie nastawiony jesteś do nas paniczu Tao, ale to się zmieni, przecież obydwoje dążymy do tego samego.
- Nie sądzę - zakpił złotooki.
- To popatrz - rzekł tamten.
                               Tamara poczuła jak czyjaś pięść z dużą siłą rozbija jej wargi. Ból wypełnił jej całą czaszkę. w uszach zaszumiało, a po brodzie spływała wąskimi strużkami lepka ciecz.
- Jeszcze jeden powód ci podać?
- Nie - sapnął zrezygnowany Len - Tamara możesz otworzyć oczy.


                            Po tych słowach dziewczyna otworzyła posłusznie oczy i zorientowała się, że są w jakiejś przedziwnej komnacie. Pomieszczenie było normalnej wielkości jak na warunki twierdzy. Wypełnione było przedmiotami, których Tamara nie widziała nigdy przedtem.
- Gdzie my jesteśmy? - spytała.
- Sala tortur - warknął Len.
                               Dziewczyna wydała z siebie żałosny szloch, pełna obaw, że zaraz będą ją torturować  i zmuszać do - bliżej nieokreślonych - strasznych rzeczy.
- Błąd - wtrącił się senior van Nicolescu - nazywamy to gabinetem przesłuchań.
- Pozostali więźniowie widzą jak torturujecie innych i miękną przy tym?
- Ty to powiedziałeś Len - odparł dowódca twierdzy.
- Może przejdziemy do rzeczy? - zaproponował Len.
- Och tak - westchnął udając roztargniony ton van Nicolescu - mamy dla ciebie misję.
- Nic nowego.
- Nie ironizuj! - warknął kapitan - wysłuchasz mnie do końca, bo jak nie to zobaczysz do czego służy krzesło wodne.
- Mów, mów - zgodził się niechętnie złotooki.
                               Wiedział, że wodne krzesło to popularna w jego świecie jeszcze w średniowieczu metoda tortur. Polegała na przymocowaniu do krzesła podejrzanego i umieszczenie go pod wodą. Osoba taka jako przymocowana do krzesła nie miała możliwości uciec. Jedynym ratunkiem przed utopieniem się było wynurzenie krzesła z wody.
- Widzisz? Potrafisz być miły - zatryumfował van Nicolescu.
- Do rzeczy - ponaglił do Len.
- Pojedziesz do Czarnolasu - wyjaśnił kapitan - nie przerywaj mi - dodał szybko widząc otwierające się usta Lena - tym razem na teren Ministerstwa Magii. Tam odnajdziesz człowieka imieniem Barty Crouch i dasz mu notatkę ode mnie, a on w zamian da ci pisma dla mnie. Idziesz sam, masz na misje dwa tygodnie. Po tym czasie dziewczyna zaznajomi się z krzesłem. Zgadasz się?
- A mam wybór?
- Nie.

wtorek, 9 kwietnia 2013

8. Zeznania szpiega



Rozdział 8
Zeznania szpiega

                               Len obudził się dopiero pod wieczór. Przez pewien czas wydawało mu się, że jest w swoim łóżku i zaraz obudzi go siostra - June. Niestety nic takiego się nie stało. Nie widział gdzie jest ani co się z nim ostatnimi czasy działo. Rozejrzał się po pokoju - nic w nim nie rozpoznał. Było to coś w rodzaju sali szpitalnej. Z obu stron pomieszczenia - pod ścianami stały rzędy twardych, drewnianych łóżek. Pomiędzy nimi znajdowały się szafki i regały z różnymi fiolkami, tabletkami itp. Na samym końcu sali znajdowały się 3 biurka, a za nimi stały półki sięgające od podłogi do sufitu i w całości wypełnione były starymi, obszarpanymi księgami. Len był już blisko odkrycia gdzie jest. Dla potwierdzenia swoich podejrzeń obejrzał samego siebie - na tyle na ile mu pozwalały... "Bandaże" - stwierdził kiedy tylko ujrzał swoją klatkę piersiową. To oznacza jedno jest w jakimś dziwnym szpitalu w Rumlandii, a więc udało mu się wrócił do ludzi.
                               Len poczuł jak wnętrzności wypełnia mu duma i szczęście teraz będzie mógł poinformować ludzi o zagrożeniu z lasu. Tylko gdzie są jego dokumenty - a tak pod łóżkiem leżą teczki.

                               O zmierzchu zza wielkich dębowych drzwi stanowiących wejścia na salę szpitalną udało mu się dosłyszeć głos:
- Gdzie pacjent?
- W środku - odpowiedział kobiecy głos.
- Niech pani prowadzi do niego.
- Tak jest, pani kapitanie!

                               Następnie rozległ się szczęk zamku w drzwiach i do sali weszli kapitan van Nicolescu w asyście starszej od niego kobiety w białym stroju - zapewne pielęgniarka - oraz kilku ludzi, którzy nieśli pieczywo, mięso i dzbany oraz zloty puchar.
- Jak się czujesz? - spytał kapitan, siadając na stołku, który dostawił sobie przy łóżku Lena.
- Normalnie - odrzekł chłodno Len.
- To dobrze. Nie sprawdziłeś się zbyt dobrze, w całych Dzikich Polach panika, trwoga i niepewność. Ludzie boją się, że jutro ich najadą.
- Spisałem się dobrze - zaprotestował Tao.
- Jak to?
- Mam raport i dokładne kopie planów i instrukcji jakie otrzymało tamtejsze stado - oświadczył chłopak.
- Pokaż.
                               Len wysunął ręką spod łóżka pliki teczek i dokumentów przyniesionych przez siebie z Brzozowego Zamku. W spokoju przypatrywał się twarzy kapitana, którego twarz zmieniała barwę - wraz ze stronami, które w pośpiechu przerzucał - od czerwonej przez bladą aż po odcień zielony.
- I jak? - spytał, kiedy załamany kapitan zamknął ostatnią z teczek.
- Trzeba to dokładnie przeanalizować i natychmiast wezwać tu całą armię, nawet z najdalszych zakątków kraju.
- Widział pan kolejne akty ich planu?
- Oczywiście. Najpierw zasieją pogłoskami niepewność i zwątpienie, potem zaczną porywać podróżnych i wreszcie zaatakuję. Dojdą do naszej granicy na rzece Obrze i zawrócą ponownie niszcząc i porywając wszystko co się da. Następnie wywiozą wszystkich ludzi do lasu, gdzie będziemy im służyć za... za... - tu głos kapitana nie potrafił zdobyć się na odwagę by wypowiedzieć adekwatne do sytuacji słowo - i na koniec wyślą tych, którzy pilnowali ich części lasu żeby też sobie pomordowali i porywali.
- Właśnie - zgodził się smętnym tonem Len.
- W każdym razie, gdybyś wrócił dzień wcześniej uniknęlibyśmy  paniki na balu - zarzucił kapitan z wyrazem mściwej satysfakcji na twarzy.
- Wróciłbym, ale dzięki pana żołnierzom nie byłem wstanie - odpowiedział spokojnie Len i wskazał na swoje ramię.
- Skoro się im pan sprzeciwstawił! - wybuchł van Nicolescu.
- Taa jasne, sam rzuciłem się z bronią na żołnierzy, którzy mieli odprowadzić mnie do zamku! Super pomysł! - wybuchł Tao, zadowolony z własnego sarkazmu.
- No tak, no tak - zmieszał się kapitan - w każdym razie to wszystko co do pana miałem.
- Zaraz! - warknął Len.
- Czego chcesz? - rzucił ostro kapitan.
- Obiecałeś, że mi coś wyjaśnisz! - wypalił wściekły Len, a jego źrenice nie naturalnie się zwęziły.
- Jeszcze szukam - odpowiedział dowódca zamku i cicho zachichotał - Żegnam.
- Wracaj tu kłamco! - ryknął za nim Len.
                               Pan Denis nie zwracał już na niego uwagi i z teczkami przyniesionymi przez Lena w dłoniach, ruszył szybkim krokiem ku drzwiom.
- Niech się panicz tak nie denerwuje. To nie wskazane w panicza stanie - odezwała się kobieta przypominająca pielęgniarkę.
- Już, już - odburknął Len.
- Tu stawiam - powiedziała wskazując na stołek opuszczony przez kapitana - jedzenie i wino. Proszę jeść i pić. To paniczowi pomoże.
                               Len już nic się nie odezwał tylko wziął się za kawałek mięsa i puchar z winem. Widząc tak dobry apetyt u pacjenta, pielęgniarka poszła do biurka coś zanotować.  Po skończonym posiłku Len znów poczuł się senny i zasnął gdy tylko odstawił puchar od wina na stołek.

***

                               Tamara obudziła się wcześnie rano zlana zimnym potem i cała rozgrzana w swoim pokoju w gospodzie. Wstała i chwiejnym krokiem podeszła do wiadra z wodą, obmyła twarz i spróbowała się uspokoić. Poszło nawet nieźle. Gdy ochłonęła spróbowała przypomnieć sobie ten okropny, sen który ją zbudził.
                               Była sama w twierdzy. Bramy pozamykane i nagle pukanie do wrót. Wyszła z gospody i chciała iść zawołać kogoś żeby wpuścił przybysza, ale wyszła bramy same się pootwierały, zerwał się przeraźliwy wiatr, niebo spochmurniało i rozpadał się deszcze, gdzieś daleko uderzył piorun w pole. Przez wrota do twierdzy wszedł przybysz, rozpoznawała jego spodnie i bluzkę, ale nie była pewna czy to on, twarz zasłonięta była przez kaptur od peleryny zwiewającej mu przez plecy aż do ziemi. Szedł do niej znajomym krokiem, za pasem sterczała mu metalowa rękojeść miecza. Tak to musi być on! Ruszyła pędem w jego stronę i naglę błyskawica przegrodziła im drogę, sekundę później grzmot i ten przeraźliwy hałas - jakby ujadanie tysięcy psów za murami. Kolejny piorun, świst jakiejś strzały, on pada zakrwawiony na ziemię, z twarzy opada jego kaptur. Sterczący czub z jego włosów wykrzywia się, a oczy zamierają na sekundę. Pada. Żyje czy nie? I w tym właśnie momencie obudziła się Tamara.
                               Znowu poczuła się roztrzęsiona. "Już Dobrze - to tylko sen" - uspokajała samą siebie - "Trzeba się ubrać i iść do pań Namada." - jak postanowiła tak zrobiła. Ubrała się jak zwykle w białą bluzkę i swoje zwykłe czarne spodnie, narzuciła na siebie jakąś pelerynę - którą otrzymała od Ayumi kilka dni temu - i ruszyła do pokoju sióstr.
                               Na zewnątrz nic nie zdradzało żeby od wczorajszej nocy zdarzyło się coś niezwykłego. Ludzie pogrążeni byli w swoich zwyczajnych zajęciach. Machinalnie dreptała powoli w kierunku budynku, gdzie pomieszkiwały Namady. Po kilku minutach była na miejscu, podeszła pod właściwe drzwi i zapukała. Drzwi otworzyły się i ukazała się za nimi uśmiechnięta twarz Akiko.
- Witaj Tamara! - powitała ją szatynka.
- Witam panią - odpowiedziała cicho dziewczyna.
- Ayumi powie ci coś po czym od razu się ożywisz - oświadczyła niespodziewanie pani Akiko.
- Serio? - zdziwiła się Tamara.
- Tak, idź już do niej.

                               Ayumi Namada siedziała na tej samej kanapie, na której kiedyś uspokajała rozhisteryzowaną Tamarę. Miała charakterystycznie dla niej upięte z tyłu włosy i dwa kosmyki opadające jej po obu stronach twarzy. Oczy jej lśniły. Ubrana była w prostą, bladożółtą suknię - bez zbędnych falbanek, koronek, ozdób itp. - z odpowiednim do ciała kobiety dekoltem. "Prosta jest piękna" - skwitowała w myślach Tamara.
- Dzień dobry - przywitała się dziewczyna.
- O cześć - wykrzyknęła radośnie pani Ayumi.
- Pani siostra przekazała mi, że ma mi pani coś do przekazania - powiedziała niepewnie Tamara.
- Ach tak, twój przyjaciel wrócił - oświadczyła z jeszcze piękniejszym uśmiechem Namada.
- Mój? - spytała zdziwiona dziewczyna.
- Tak, ten cały Len - powiedziała Ayumi i zatrzepotała rzęsami.
- Zaprowadzisz mnie do niego? - spytała Tamara - tzn. czy pani mnie zaprowadzi?
- Skończ z tym per pani - oświadczyła Ayumi - idziemy za minutę.
- Dobrze i dziękuję.

***

                               Len leżał samotnie w sali szpitalnej. Obudził się o normalnej porze i w odróżnieniu od poprzedniego dnia nie maił go straconego przez to, że spał całą dobę.
                               Jakiś czas później do sali weszła ta sama co zwykle pielęgniarka i oznajmiła, że za chwilę przyprowadzą kogoś kto poda śniadanie i, że będzie miał wkrótce gości.
- Gości? - spytał zaskoczony chłopak.
                               Spodziewał się jednego gościa, w dodatku miała to być młodsza od niego o kilka lat młodsza dziewczyna, a pielęgniarka zapowiedziała tych ludzi tak jakby byli jakimiś ważnymi dygnitarzami.
- Tak. Kilka dam odwiedzi panicza po śniadaniu - wyjaśniła kobieta.
                               Zaraz po tym podeszła do biurka i zapisała coś na pergaminie. Po kilku minutach młody żołnierz przyniósł śniadania na tacy. Zasalutował przy łóżku Lena - co wprowadziło go w niemałe zakłopotanie. Żołnierz wychodząc ustąpił w drzwiach miejsca dwóm kobietą.
                               Len widział je po raz pierwszy w życiu. Obie kobiety miały jasną cerę, identyczne brązowe oczy, praktycznie ten sam wzrost i dorodny biust. Różniły się fryzurami i i ich kolorem jedna miała wiśniowe, spięte z tyłu, z dwoma kosmykami opływającymi jej z dwóch stron twarzy; a druga długie, proste, brązowe, opływające jej na plecy. Ubrane były w proste sukienki ze sporym - ku uciesze Lena - dekoltem. Za nimi weszła Tamara, ubrana jak zawsze. Po kolejnym spojrzeniu na kobiety poczuł się odrobinę zawstydzony, że leży z zabandażowaną klatką piersiową i bez bluzki.
- Cześć - przywitał je Len.
- Len! - wykrzyknęła Tamara i pędem ruszyła do Lena żeby rzucić mu się na szyję.
- Łamiesz mi kości - wychrypiał złotooki.
                               Tamarę zalał na twarzy szarłat i zawstydzona puściła przyjaciela.
- Przedstawisz mi przyjaciółki? - zapytał.
- To są panie Ayumi i Akiko Namada - powiedziała Tamara.
- Miło nam poznać - odezwały się siostry Namada, na co Len uśmiechnął się jedną stroną ust.
- Jak to się stało? - spytała Tamara patrząc na ramię przyjaciela.
- Wilkołaki? - spytała jedna z sióstr.
- Patrol z tego zamku - odpowiedział chłodno Len.
- A jak było w tym ich zamku? - zapytała druga z sióstr.
- Pusto, brudnie i biednie - wyraził chłodno Len.
                               Dalej prowadziły z nim rozmowę o zwyczajach panujących w Międzymorzu. Kobiety opowiadały o sobie i swoich rodzinach. Len był równie zszokowany jak wcześniej Tamara, gdy dowiedział się ile lat mają siostry. Sam był przekonany, że mają góra po 30 lat i są bliźniaczkami, więc był w sporym szoku.
- Panie są tutejsze? - zapytał Len.
- Nie, pochodzimy z Ordy - odparła wiśniowo włosa.
- Gdzie to jest?
- Na północ. Między Rumlandią, a Skandynawami.
- Skandynawami?
- No tak. To też taki kraj.
- W naszym świecie był półwysep nazywany skandynawskim. Coraz bardziej ciekawi mnie mapa tej krainy - wyznał Len.
- Może uda nam się coś wykombinować - zasugerowała Akiko.
                               Od tej pory Tamara odwiedzała Lena codziennie czasem z siostrami Namada, a czasami sama. Lenowi w szczególności zapadły jednak w pamięć odwiedziny jakie złożyła mu Akiko Namada tydzień po tym jak trafił na oddział szpitalny.
                               Był to jeden z ostatnich dni sierpnia. Len leżał nadal bez bluzki, tylko w swoich szerokich spodniach i opatrunkach na klatce piersiowej. Ostatnie promienie letniego słońca delikatnie smagały jego twarz. W takich okolicznościach, w okolicach południa, rozległo się ciche pukanie do drzwi.
- Wejdź - rozległ się głos Lena, który już powrócił do normalnej barwy.
                               Drzwi tworzyły się bardzo cicho i przez próg przeszła pani Namada. Włosy opadały jej na plecy tak jak za każdym razem, gdy tu przychodziła. Ubrana była jednak mało po tutejszemu - ubrana w czarną pelerynę sięgającą do kolan i buty wyglądem przypominające baleriny. Lena zastanawiało dlaczego ubrana jest w ten sposób, a nie jak większość kobiet, które zauważył w twierdzy w suknie do kostek - mimo ciepłej pogody.
- Witaj Lenny - przywitała się Akiko.
- Akiko - przywitał się Tao.
- Musimy pogadać - zaczęła kobieta - podobno van Nicolescu obiecał ci coś za tą misję?
- Może.
- Wiesz, że on cię nie lubi, delikatnie mówiąc?
- Zauważyłem.
- I w związku z tym przychodzę do ciebie z propozycją - powiedziała, a widząc wyraz twarzy Lena kontynuowała - opowiesz mi wszystko o tej misji i jego obietnicy, a ja pomogę ci zrobić to co on ci obiecał. Zgadzasz się?
- A co z tego będziesz miała?
- Informacje - odpowiedziała mrużąc przy tym oczy.
- Dla kogo pracujesz?
- Nie rozumiem.
- Chyba nie sądziłaś, że pomyślę, że interesujesz się moimi relacjami z tym błaznem?
                               Akiko nie odpowiedziała, tylko rozwiązała sznurek od peleryny pod szyją. Kiedy to zrobiła peleryna zsunęła się po jej zgrabnym ciele na podłogę. Len osłupiał, pod peleryną Akiko założona miała tylko gorset i majtki. W tym momencie Tao zapomniał o całym świecie - nawet o różnicy wieku pomiędzy nimi - pragnął tylko jednego pochłaniać wzrokiem - i nie tylko  nim - każdą krągłość jej ciała. Pożerał wzrokiem zgrabne ciało kobiety. Nie był w stanie nic powiedzieć. Poczuł jak krew pulsuje i krąży mu coraz bardziej w okolicach pasa. Pani Namada z pewnością musiała to zauważyć, bo podchodząc do łóżka skierowała wzrok na tę część ciała chorego. Len usiadł i nadal wpatrywał się wzrokiem w boskie ciało Akiko.
- To jak powiesz mi? - spytała słodkim tonem, siadając na brzegu łóżka i zakładając kusząco nogę na nogę.
- t... taaa - wydyszał Len.
                               W złotych oczach pojawiły się ogniki. Len wyciągnął się na łóżku i przybliżył do niespodziewanego gościa. Wyciągnął rękę w kierunku jej biustu, ale ta chwyciła go za dłoń i położyła ją na łóżku.
- Najpierw mi coś opowiesz - oświadczyła lodowatym tonem nadal trzymając Lena za dłoń.
- Jaką mam pewność, że nie zmienisz zdania? - warknął zirytowany Len.
- Masz szanse coś zyskać lub zostać tylko ze wspomnieniem tego co zobaczyłeś - szepneła Akiko do ucha Lenowi, głaszcząc go po mięśniach brzucha.
                               Len nie wiele myśląc przestał dbać o to kim może być kobieta i opowiedział jej wszystko co wiedział o swojej misji i dokumentach otrzymanych od Porka. Właściwie zataił tylko imię Porka. Opowiadanie trwającej ponad dwa tygodnie misji zajęło mu niewiele ponad 6 minut.
- Teraz dostaniesz to co chciałeś - oświadczyła Akiko, uwodzicielsko mrużąc oczka- pomóż mi rozpiąć gorset.
                               Len zaczął rozwiązywać z wielką ochotą. Z podniecenia nie poszło mu to zbyt szybko. Jednak kiedy tylko gorset opadł na jego łóżko. Zaczął masować piersi kobiety, całując ją przy tym w kark i plecy. Po kilku minutach takich czynności pani Namada zaczęła wydawać ciche westchnięcia. Tao objął ją w pasie i jednym ruchem położył na łóżku obok miejsca gdzie sam siedział.
                               Teraz miał ją przed sobą tylko w dolnej części bielizny. Podziwiał jej ciało w milczeniu. Czuł, że jeśli czegoś nie zrobi nie tylko mózg mu zaraz eksploduje.
- Długo będziesz tak siedział? - spytała pani Akiko bawiąc się swoimi sutkami.
                               Len nie odpowiedział tylko rzucił się na nią i zasypał jej usta gradem pocałunków. Kobieta oddawała je z wielką namiętnością. Obojgu sprawiało to wielką frajdę. Dłonie Lena tkwiły - jedna zatopiona - we włosach Namady - a druga - głaszcząc ją w tali. Z kolei ręce kobiety masowały plecy chłopaka.
                               Zabawę pary przerwały kroki dochodzące z korytarza. Akiko błyskawicznie zrzuciła z siebie Lena i założyła na siebie pelerynę. Gorset schowała do wewnętrznej kieszeni i poprawiła sobie fryzurę. Len patrzył to na nią to na drzwi z wyrazem rozczarowania na twarzy.
- Do zobaczenia - powiedziała Akiko i pocałowała go w policzek na pożegnanie.
- Wkrótce - dodał cicho Len, kiedy kobieta wychodziła za drzwi.

                               W drzwiach Namada minęła się z pielęgniarką, która oświadczyła Lenowi, że może się szykować do wyjścia stąd i że chce go zobaczyć u siebie kapitan, ale to może poczekać do jutra - dodała konspiracyjnie.

_________________________________________________________________________________
No to koniec najdłuższego jak narazie rozdziału na tym blogu.
Mam nadzieję, że się podobało i nie uraził was do opowiadania ten krótki wątek erotyczny ;DD