Rozdział 40
Gloria Victis
Ayumi przebywała
na dworze Marca I już sporo czasu. Kobieta wiedziała już o najistotniejszych
rzeczach w otoczeniu króla. Słyszała też o planie walnej bitwy przeciw
ostatniemu wrogowi wewnątrz królestwa. Miało bowiem dojść do rozstrzygającej
między siłami resztek Armii Książęcej wiernej Filipowi, a Armią Rumlandzką
uznającą zwierzchnictwo Marca.
Siły
wierne przyszłemu władcy znajdowały się już całkiem blisko Twierdzy Jesiennej,
w drodze do Norfdamu - ostatniemu wielkiemu miastu wiernemu Filipowi. Rada
wojenna króla Marca miała nadzieję natknąć się tu na wrogów i rozbić ich w pył,
po czym wynegocjować szybko warunki poddania Największej Twierdzy Rumlandii.
Jon
van Nordescu uważał, że całą wojnę rozstrzygnąć może jedna bitwa i dlatego
powinni dążyć do konfrontacji tylko z całą resztką dawnej potęgi księcia
Filipa. Z kolei jego brat pragnął uniknąć takiego rozwiązania, gdyż obawiał
się, że ewentualna porażka może zaszkodzić ich zbliżającemu się nieuchronnie -
jak myśleli - zwycięstwu.
W
dniu, w którym ujrzeli na horyzoncie zarys Twierdzy Jesiennej król postanowił
zwołać posiedzenie rady wojennej. W jej skład wchodzili Petr i Jon van Ionescu,
wracająca do niej Ayumi, troje generałów i Wiktor van Danilescu, który po
oddaniu swojej prywatnej armii w dowodzenie zwycięskim nad nim generałom i Marcowi,
dołączył do bliskich doradców tego ostatniego.
Armia
rozbiła obóz około dwóch kilometrów od zamku. Mieli stąd dobry punkt do
obserwacji poczynań obrońców. W centrum obozowiska ustawiony był duży namiot,
obok którego ustawiono markizę otoczoną plandeką o ciemnoczerwonej barwie. Pod
osłoną materiału markizy miała odbyć się rada.
Ayumi
przybyła pierwsza na miejsce. We wnętrzu znajdowały się duży stół, na którym
rozłożone były figury symbolizujące poszczególne oddziały obu walczących armii.
Wokół stołu ustawiono siedem drewnianych krzeseł i jeden fotel z miękkiego
materiału. Trochę dalej znajdowała się ława, na której ustawiono dzbany z
winem, miodem pitnym oraz talerze z przekąskami. Namada napełniła sobie puchar winem i wypiła je,
zagryzając od czasu do czasu skrzydełkiem kurczaka, upieczonym chwilę wcześniej
przez obozowych kucharzy.
- Ładnie dziś pani wygląda -
powiedział do niej wchodzący właśnie na naradę Wiktor van Danilescu. Był to
mężczyzna średniego wzrostu i będący w wieku około pięćdziesięciu lat. Miał
szerokie bary i całkiem siwe włosy. Wąski podbródek zdobiła mu srebrna broda,
krótko przystrzyżona. Czarne oczy rzucały zaciekawione spojrzenie na Namadę.
- Nie bardziej niż zwykle - odparła
lekko speszona Ayumi, przez ostatnie dni przyzwyczaiła się do ciągłych zalotów
żonatego magnata.
Spojrzała
na bogacza. Tego dnia ubrany był od pasa w dół we fragmenty zbroi płytowej,
zrobionej z najlepszej rumlandzkiej stali. Powyżej ubrany był w zielony wams,
na którym wyszyto sztylet złotymi nićmi. Pod wams założył szarą kolczugę,
przysłaną mu wczoraj z rodowej siedziby.
- Mnie podoba się pani z każdym
dniem bardziej - pochlebiał jej van Danilescu.
Wdowa
przytakiwała jeszcze przez krótką chwilę na komplementy pana Wiktora, lecz po
tym czasie dołączyli do nich pozostali mężczyźni z rady. Wtedy zajęli wraz z
nimi krzesła wokół stołu, by po chwili wstać i oddać honory wchodzącemu
monarsze.
- Usiądźcie - rozkazał im Marc,
kiedy sam usadowił się na swoim fotelu - mamy dziś ważne sprawy do omówienia.
Jon - zwrócił się do szefa wywiadu - ustaw proszę na mapie wojska tak jak się
obecnie znajdują.
- Tak jest - odparł porucznik -
mamy ze sobą 6 tysięcy piechoty - mówił rozstawiając sześć figurek żołnierzy
uzbrojonych w miecze, piki, topory itp. w pobliżu miejsca oznaczonego na mapie
jako Twierdza Jesienna - oraz siedmiuset kawalerzystów pana van Danilescu -
ustawił obok jeszcze siedem małych koni - kawaleria pułkownika Narescu dołączy
do nas, według raportów, za około 2 może trzy dni - na drodze na
południowy-wschód od miejsca obozu postawił jeszcze 5 koników.
- Zróbmy tu przerwę - wtrącił
generał van Petescu - jeśli Narescu nie połączy się z siłami van Danilesców
przed bitwą to możemy mieć spore kłopoty z walką w otwartym polu.
- A dlaczego mamy tak mało
piechoty? - dopytywał jak co spotkanie Petr van Ionescu.
- Bo Wiktor nie zgodził się wspomóc
nas swoją piechotą! - wybuchnął Jon.
- Dla ciebie pan Wiktor smarkaczu!
- zaperzył się van Danilescu.
Sytuacja
w jakiej się znajdował po kapitulacji nie odpowiadała mu. Musiał być tylko
jednym z wielu ludzi króla. Pragnął korony dla siebie, a w obecnej sytuacji powinien
obawiać się czy nie utraci pozycji sprzed konfliktu. Przed wojną cieszył się
względami poprzedniego króla i nikt nie stawiał mu problemów, kiedy umacniał
pozycję rodu i mnożył swój majątek w nie do końca legalnych i korzystnych dla
kraju interesach. Teraz dochodziły go pogłoski o planowanych reformach Marca.
Jeśli choć połowa pogłosek sprawdziłaby się mogło się zdarzyć, że utraci
pozycję i straci rodową fortunę, a cała familia zostanie zepchnięta na niższe
miejsce w hierarchii szlachty rumlandzkiej. Z tego powodu postanowił przysłużyć
się nowemu władcy i jednocześnie nawiązać kilka przydatnych - na okres po
wojnie - kontaktów.
- Spokój - warknął król i przerwał
kłótnie - mamy zbyt zmęczonych ludzi żeby walczyć. Nie jest prawdą, że z
Bukadamu wyszliśmy bez wsparcia van Danilesców. Zostawiliśmy w stolicy
najbardziej zmęczonych ludzi, z w zamian zabraliśmy trzy tysiące wojsk Wiktora.
Pokonaliśmy kolejny raz długą drogę. Sądzę, że powinniśmy rozpocząć oblężenia,
ale dopiero za parę dni... Musimy przed nim odpocząć - zakończył spokojnie
Marc.
- Wasza Miłość raczy żartować? -
spytał generał van Petescu.
- Nie.
- Nie możemy tak postąpić -
zaprotestował generał - nie możemy, ponieważ oni będą spokojnie ściągać ludzi
do zamku. Wypuszczą cywili by mieć więcej zapasów dla wojów. Ściągną zapasy dla
załogi. Będą mogli się bronić wiele dni, miesięcy, a może i lata - argumentował
przerażony beztroską króla - musimy zacząć oblegać ich już teraz. Możemy
odpoczywać będąc tuż, tuż przy zamku. Nie musimy od razu atakować. Poczekajmy.
Przechwytujmy ich listy, wozy z zapasami, pozwólmy wyjść tym , którzy zechcą
ugiąć kolana, a resztę zaatakujmy później - zaproponował kończąc swoją
wypowiedź.
- Ciekawy pomysł - odparł król - co
o tym sądzicie? - spytał swojej rady.
- Dobry plan, aczkolwiek -
odpowiedział Petr - co jeśli najdzie odsiecz dla zamku, kiedy my będziemy
regenerowali siły naszych ludzi. Zetrą nas w proch tak jak zrobili to Danan-
Dejem pod Twierdzą Dzikie Pola. Van Norfdescu natrze z jednej strony, a Bohdan
van Augustescu uderzy od wewnątrz. Mogę wbić nam wtedy klin i wybiją w pień.
- Od tego będzie nam jazda -
poinformował go brat - van Narescu postoi z nami, a jazda rodowa będzie robiła
z zwiady i podjazdy pod armię z północy.
Dyskutowali
tak jeszcze wiele godzin. Ayumi była podczas tych rozmów niezbyt aktywna.
Studziła czasami nastroje, rozgorączkowanych oficerów i tonowała niezwykła
beztroskę monarchy, który zbyt bardzo wierzył w tryumf bez twardej walki.
Zakończyli dopiero po północy. Ostatecznie Marc zaaprobował plan generała van
Petescu, chociaż pozostali dwaj generałowie dokonali w nim paru korekt. Wysłano
też natychmiast jedną chorągiew jazdy na północ. Miała podzielić się na pięć
drużyn i obserwować czy van Nordescu nie rusza ku nim ze swojego niezdobytego
miasta.
Kolejnego
dnia rozpoczęli oblężenie. Jak oznajmił im radośnie jeden z oficerów kawalerii
van Danilesców oblężenie rozpoczęte pierwszego dnia lata, nie może się nie zakończyć
sukcesem.
Ayumi
zajmowała kwaterę na samym skraju obozu. Miała być głównym zarządcą na
wschodniej flance, gdzie komendę nad wojskiem objął generał van Petescu.
Doświadczony żołnierz uchodził za najbardziej utalentowanego i utytułowanego
dowódcę w Armii Rumlandzkiej. Namada jako zarządca miała dbać by żołnierzom
niczego nie brakło. Pilnowała też budowy katapult. Te ostatnie zostały zbudowane po kilku dniach
i wtedy rozpoczęto ostrzał twierdzy. Płonące pociski spadały gęsto na
fortyfikację.
Po
pięciu, a nie jak się spodziewano po trzech do obozu dołączyła kawaleria
pułkownika van Narescu. Przyprowadził on dokładnie 548 jeźdźców. Prawie pięć i pół chorągwi jazdy poprawiło
morale piechoty. Obóz odzyskał humor.
Trwało
to około dwóch dni, gdyż po tym czasie do oblegających dobiegły, a właściwie
dojechały informację o ruchach wrogich sołdatów na północy. Król natychmiast
zwołał posiedzenie rady wojennej - rozszerzonej tym razem o pułkowników
poszczególnych pułków oraz kapitanów i poruczników dowodzących chorągwiami.
Na
mapie stało ustawionych 62 figurki żołnierzy piechoty oraz 13 koników. Marc
przy żywym udziale oficerów i Ayumi rozpoczął ustawianie żołnierzyków na
papierze. Rozpoczął od zatwierdzenie pozostawienia pod zamkiem 600 piechurów,
mających pilnować by nie doszło do kontry z zamku i zajmować obrońców dalszym
oblężeniem. Kilkaset metrów na południe ustawił dodatkowe 5 figurek i
zaznaczył, że będzie to jego osobista eskorta i ostatnia rezerwa.
Oddziały
walczące zostały podzielone pomiędzy generałów i pułkownika Narescu, który miał
dowodzić prawie całą kawalerią - 3 chorągwie miały stanowić oddziały wsparcia.
Marc po sugestii generała van Petescu rozkazał kawalerii nie atakować od razu,
lecz okrążyć wrogą armie i oskrzydlić ją z prawej flanki. dzięki temu
uniemożliwił zrobienie tego samego rywalom. Z drugiej strony było to małe
możliwe zważywszy na znajdujący się tam zamek i łąki oraz pola będące za nim,
co uniemożliwiało użycia elementu zaskoczenia.
W
centrum bitwy miał się znaleźć generał van Petescu, który dostał pod komendę 20
chorągwi. Na lewym i prawym skrzydle
pozostała dwójka generałów dostała pod komendę po 10 chorągwi. W odwodzie
pozostać miało 12 chorągwi pod komendą Wiktora van Danielscu. Ayumi zajmować
będzie stanowisko łączniczki pomiędzy królem, odwodowymi oddziałami głównymi, a
polem bitwy.
Marc
wydawał się zadowolony z planu. Liczył już tylko na brak nie zapowiedzianych
wydarzeń podczas samej bitwy. Rozkazał dowódcą odejść do swoich żołnierzy i
zajmować za dwa kwadranse pozycje. Sam odłączył od oblegających swoje pięć
chorągwi, ubrawszy uprzednio zbroję płytową i oddalił się na południe.
Ayumi
pozostała w obozie oblegających, który jeszcze przez kilkanaście minut miał
stanowić zwarty monolit, a dopiero potem miał się rozczłonkować. Odejście króla
zostało zauważone wśród obrońców Twierdzy Jesiennej i wywołało taki aplauz,
jakby było dowodem na wygranie przez nich całej wojny. Wznoszono okrzyki
wyzywające Armię Rumlandzką i ogólnie cieszono się, a przecież król zabrał ze
sobą raptem pięciuset piechurów, którzy wywozili przy wsparciu okolicznych
wieśniaków żywność. Marc chciał zachować zapasy przy sobie, tak aby nie zostały
zniszczone podczas jatki.
Kilka
minut potem oficerowie zbierali już swoje chorągwie i oddalali się na północ. Zajęli
pozycję niedaleko zamku. Obie bramy do twierdzy zostały zablokowane przez po
trzy chorągwie dowodzone przez kapitanów i poruczników. Rozpoczęło się długo
trwające oczekiwanie.
Ayumi
miała do dyspozycji konia. Gdyby coś mu się stało u króla czekał na nią
dodatkowy rumak. Kobieta odczuwała podenerwowanie - jeszcze nigdy nie brała
udziału w takiej bitwie. Zdarzyło sie jej być "tylko" w oblężonym
przez wilkołaki mieście bądź twierdzy. Bała się czy sobie poradzi.
Wreszcie
po upływie kolejnych kilku kwadransów, już znacznie po południu Marc wydał
przez Ayumi rozkaz generałowi van Petescu, aby atakował gdy uzna za stosowne,
kiedy wróg już się pojawi. Generał przyjął ten rozkaz machinalnie i nie
okazywał po sobie żadnych emocji.
Kolejny
kwadrans oczekiwanie i na horyzoncie zjawiły się różnobarwne chorągwie. Podążały
ku nowemu królowi coraz szybciej. W pewnej chwili Ayumi zdała sobie sprawę, że
jest to kawaleria, ale jest jej zbyt dużo by mogła to być prawda. Kobieta
znajdowała się właśnie przy odwodach pana Wiktora. Stojący tuż obok niej
człowiek z lunetą stwierdził, że musi ich być około dwóch tysięcy. Po chwili
dodał, że nie są to regularni jeźdźcy.
- Chcesz nam powiedzieć, że stary
van Nordescu wsadził na konie piechotę - wtrącił van Danilescu - jeśli to prawda,
to musi być bardzo zdesperowany, że podejmuje sie takich zagrań. Ayumi -
zwrócił się do kobiety - jedź i karz generałowi ostrzelać z łuków tych błaznów.
- Tak jest! - odparła Namada i
pojechała galopem.
Van
Petescu stwierdził, że sam wpadł na taki sam pomysł i kazał jej zjeżdżać.
Ordynka nie zraziła się takim podejściem i odjechała. Wróciła na swoje miejsce
przy rezerwach piechoty. Miała stąd dobre miejsce obserwacyjne.
Kawaleria
książęca podążała przez równiny wprost na piechotę generała van Petescu. Namada
domyśliła się, że chcą wbić się klinem w środek wojsk królewskich i rozbijając
je wprowadzić popłoch. Daleko za nimi podążali piechurzy. Nawet laik domyśliłby
się, że dystans między nimi jest zdecydowanie zbyt długi. Odparcie natarcia
kawalerii spowodowałoby rzeź tej ostatniej.
- Chyba się nie dogadali -
powiedział sam do siebie człowiek z lunetą.
Istotnie
atak wyglądał jakby dowódca wrogiej jazdy nie doszedł do porozumienia z wodzem
piechoty i resztą armii. Dawało to duże szanse na końcowy sukces ze strony
wojsk Marca.
Kiedy
wróg był już trochę ponad sto metrów od szeregów Armii Rumlandzkiej, van
Petescu dał znak łucznikom. Niebo pokryło sie chmarą strzał. W ślad z
łucznikami z centrum, poszli ci z flanek. Trzy chmury strzał spadały na
jeźdźców. Kilkunastu spadło z konia, a wielu innych zostało ranionych. Po
kolejnych kilkudziesięciu metrach kolejne strzały padły na wroga. I znów
większość trafiła. Tym razem więcej wrogów spadło z koni. Co niektórzy
powpadali pod kopyta koni swych kompanów z oddziału. Teraz van Petescu nakazał
strzelać bez rozkazu. Ponownie flanki
poszły za przykładem środka zgrupowania.
Obserwator
z lunetą uznał, że wróg stracił około stu ludzi w wyniku strzał. Ayumi nie
miała pojęcia skąd wziął te dane. Nie było to jednak ważne, gdyż jazda już
wpadała z całym swym impetem na szeregi pikinierów. Niestety dla jadących
konno, byli oni uzbrojeni jak wszystkie formacje konne w Rumlandii tzn. nosiły
szable i miecze, a nie miały lanc i kopii.
Pierwszy
szereg pikinierów załamał się. Ciężko było ocenić czy pod wpływem stratowania
przez konie czy dzięki wspaniałym zdolnościom jeźdźców. Jednakże, kiedy
piechota przestała padać pod wpływem naporu rozpędzonych koni, uzyskała
przewagę. Namada łudziła się przez moment,
że mają spore szanse wygrać. było to jednak złudzenie. Kawalerzyści nie mieli
zamiaru dać się zabić bez walki. Słyszała ryk zabijanych i ranionych ludzi. Świst
strzał, które siały zamęt wśród napastników. Rozkazy krzyczane przez generała i
powtarzane potem przez oficerów. Metaliczny dźwięk wywoływany przez hałas
uderzeń metalu o ostrze pik lub innego metalu wypełnił polanę.
Walka
nie trwała długo. Po kilku minutach napastnicy zaczęli wyszarpywać się ze szponów
wojsk królewskich i wykonali taktyczny odwrót. Dowodzący obroną gen. van
Petescu nie nakazał pościgu. Wiedział, że wkrótce nastąpi kolejna szarża. Wolał
zamiast tego nakazać przegrupować się szeregom, posprzątać zmarłych i
doprowadzić pojmanych jeńców przed oblicze Wiktora van Danilescu, który miał
przekazać ich królowi.
Ayumi
przeglądała jeńców wraz z dowódcą wojsk odwodowych. Przy tej czynności kolejny
raz doznała szoku. Wśród pojmanych był jeden z generałów Armii Książęcej.
- Van Abramescu - wyjaśnił pan
Wiktor - słyszałem, że jesteś najwierniejszych człowiekiem Filipa - powiedział
do generała.
- Nie ma sensu walczyć w przegranej
sprawie - odrzekł wojskowy.
- Skoro głównodowodzący atakuje w
pierwszym szeregu nie dziwię się waszej porażce.
- Nie ja dowodzę teraz.
- A kto?
- Van Nordescu.
Van
Danielscu rozkazał odprowadzić jeńców przed oblicze króla, tak żeby widzieli go
obrońcy Twierdzy Jesiennej. Ayumi podążyła z eskortą. Doprowadziła więźnia
przed oblicze Marca, za co została pochwalona przez króla. Władca nakazał jej
też, polecić Wiktorowi brać jak najwięcej jeńców. Ayumi uznała ten rozkaz za
głupotę, ponieważ van Danilescu dowodził raptem siłami wsparcia, a na pierwszej
linii dowodził van Petescu, ale nie chciała psuć królewskiego nastroju, więc
przytaknęła tylko i odjechała. Postanowiła przekazać wieści właściwemu
generałowi.
Kiedy
jej nie było nastąpił drugi szturm wroga. Znów został odparty. Dowodzący generał postanowił wymienić całą
jedną chorągiew. W związku z czym van Danilescu narzekał teraz na wszystkich
rannych, którymi musiał się zająć, tracąc na rzecz pierwszej linii żołnierzy w
optymalnej formie.
Kolejne
dwa ataki jazdy wyrządził straty porównywalne z poprzednimi. Pewną nowością był
ostrzał beczkami z płonącą smołą z wewnątrz twierdzy. Smoła poparzył
kilkudziesięciu wojów. Nastąpił też rozerwanie poszczególnych szeregów. Kilka
chorągwi zerwało szyk by uniknąć smoły. Na szczęście było to już, kiedy wróg
wykonywał kolejny odwrót.
Po
kilkunastu minutach ostrzał się zakończył. Oblegający byli nim zaskoczeni, gdyż
do tej pory obrońcy zamku nie wykonywali żadnych akcji zaczepnych. W szeregi
wojsk odwodowych wstąpiło zwątpienie. Nie mieli pojęci czy zaraz nie nastąpi
kolejny ostrzał.
Wreszcie
doszło do ataku wrogiej kawalerii przy współudziale piechoty. Przodem pędziło
sześć chorągwi jazdy. Po dwie na każde zgrupowanie wojsk królewskich. Nie nimi biegli piechurzy. Często ubrani w
utwardzane skóry i niosący tylko miecze.
- Hołota! - krzyknął van Danilescu
do swoich ludzi.
Ayumi
nie wiedziała o co chodzi, ale sytuację rozjaśnił jej obserwator z lunetą.
- Wysłali ubogich ochotników z
marginesu miast i biednych wiosek.
Również
i to natarcie zostało odparte, ale same walki były zacięte i trwały dopóki nie
padł ostatni obdartus - jazda już dawno wtedy uciekła.
Wobec
falowej strategii ataków napastników, Ayumi dostała nowe instrukcje od Marca dla
van Petescu. Głównodowodzący miał rozkazać oskrzydlić pułkownikowi Narescu następny
szturm i gonić dezerterów z wrogich wojsk oraz uciekinierów.
Ayumi
przekazała rozkazy generałowi, a ten przez swoich ludzi poinformował
pułkownika.
Kolejny
szturm wroga był jednak inny niż poprzednie. Jazdy zostało mu niewiele i
została ona nieco z tyłu. Wróg zgromadził wreszcie wszystkie swe siły na
równinie. Najpierw nastąpił ostrzał łuczników z obu armii. Potem van Petescu
posłał cały pierwszy szereg kolumn do ataku. W odpowiedzi na to wróg wypuścił
swoje szeregi do ataku. Nie wysłał jednak jazdy, która trwała wiernie poza
zasięgiem strzał żołnierzy Marca. Chorągwie starły się bliżej wojsk Marca niż
Filipa, wobec czego jedna odwodowa chorągiew jazdy wspomogła piechotę,
przechylając szalę zwycięstwa na jej stronę. Reszta królewskiej jazdy była
ukryta przed oczami wroga.
Oficerowie
Armii Książęcej sądząc naiwnie, że mają przed sobą całą jazdę Marca, wysłali
większe siły do ataku na nie. Jednocześnie obie strony, wciąż strzelały z
łuków. Jazda uciekła w las, a za nią pognała chorągiew "hołoty" książęcej.
Szósty
szturm nie wykonał taktycznego odwrotu. Kiedy wojska książęce starły się z
królewskimi, łucznicy Filipa zaprzestali ostrzału. Obie strony walczyły na
froncie do ostatniego żołnierza. Ayumi widziała jak generał van Petescu co
kilka minut karze kolejnym chorągwiom dołączać do walki. Identycznie ze strony
wroga cały czas nadbiegały kolejne oddziały, które były gnębione przez trzy
chorągwie jazdy. Namada myślała przez chwilę, że to rezerwa, ale ta wciąż stała
w okolicach lasu za prawą flanką. Pułkownik Narescu wykonał widać połowicznie
rozkaz przełożonych.
Wreszcie
cały pułk lekkiej jazdy Narescu ruszył galopem na odwody wroga. W tym momencie
bitwa rozgorzała w dwóch osobnych, oddalonych od około trzysta metrów miejsca. W
skutek czego łucznicy księcia Filipa, którzy wcześniej stali znacznie bliżej
szeregów Marca, teraz musieli uganiać się za szybkimi końmi pułkownika Narescu.
Wykorzystał
to generał van Petescu i zwiększył liczebność walczących, ściągając odwody
Wiktora van Danilescu. Bitwa w tym miejscu została niebawem wygrana.
Zdemoralizowani i przegrywający oficerowie napastników przeszli na stronę
Marca, a wielu ich podwładnych podążyło za przykładem.
Po
stronie Narescu i reszty książęcych trwały wciąż zacięte walki. Generał van
Petescu po rozkazie osobistym króla - przekazanym przez Ayumi - wspomógł
pułkownika pięcioma stuosobowymi chorągwiami, które rozstrzygnęły losy bitwy...
Mimo to z Twierdzy Jesiennej rozpoczął się rozpaczliwy ostrzał. Obrońcy
strzelali czym się dali.
Bilans
rannych i zabitych nie był znany, ale nikt nie spodziewał się tego co miało
nastąpić. Mianowicie po kilku minutach od zakończenia bitwy walczący na
flankach nie mogli skontaktować się ze swoimi dowódcami. Dwoje generałów AR zginęło,
w rozpaczliwym ostrzale z twierdzy- siedziby van Augusteesców.
Nie
wpłynęło to na ostateczny wydźwięk walk, które miały przybliżyć znacznie koniec wojny...
// Po nowym roku już tylko epilog i ruszamy z "Międzymorzem 2" ;)